piątek, 4 marca 2022

 

Vi Keeland

Dylan Scott

“To, co za nami”

“Zawsze wiedziałam, że dom to coś więcej niż miejsce, nie wiedziałam tylko, że można odnaleźć go w człowieku, którego los będzie tak mocno spleciony z moim, zanim w ogóle się spotkamy.” 


Zack od małego dobrze wiedział, jak potoczy się jego przyszłość. Miał wizję szczęśliwego życia u boku swojej najlepszej przyjaciółki. To właśnie ona, Emily, była dla niego wszystkim. Los jednak miał wobec niego zupełnie inne zamiary.


Nikki, od kiedy pamięta, zawsze zmagała się z licznymi przeciwnościami. Czy może być coś trudniejszego niż codzienność w towarzystwie dwubiegunowej matki? Dziewczyna nie przewidziała, że po jej śmierci może być jeszcze gorzej. Na jaw wychodzą skrywane od lat sekrety. Nikki nie ma wyjścia – rusza w podróż do Kalifornii, aby wszystko stało się jasne.


Tych dwoje wie, że ich losem kieruje przeznaczenie. Nie spodziewają się jednak, jak może być ono pokręcone. Vi Keeland w swojej nowej powieści „To, co za nami” zachwyca czytelniczki. 


Z twórczością Vi Keeland, spotkałam się już wiele razy i uwielbiam jej książki. Ta autorka, również ma wydanych na polskim rynku wydawniczym kilkanaście propozycji w duecie z Penelope Ward i te dwie autorki, to istna mieszanka wybuchowa. Tym razem Keeland połączyła siły z inną pisarką i byłam niesamowicie ciekawa, co z tego wyjdzie. Do tego okładka “To, co za nami” jest śliczna oraz ciekawy opis, przekonały mnie do siebie. Wiedziałam, że bez dwóch zdań muszę to przeczytać. 


Zabrałam się za tą lekturę i tu zaczynają się schody. Niby pomysł na fabułę był, ale według mnie nie do końca wykorzystany. Ta opowieść miała ogromny potencjał, który został jej po części odebrany. Przez pierwsze kilka rozdziałów, byłam strasznie zdezorientowana, bo były przedstawione dwie osobne historie bohaterów. Byłam też zirytowana Zackiem, głównym bohaterem i jego dziewczyną, która przechodziła samą siebie i on na to zwyczajnie pozwalał. Nikki za to była taka nieciekawa i pospolita. Miejscami odnosiłam wrażenie, że niektóre ich zachowania, były po prostu zapychaczami. No, ale z drugiej strony jest też poruszony wątek straty, który już mi się podobał w sensie, że autorki ciekawie poruszyły ten temat. Nikki, jak i Zack ponieśli ogromną stratę. Oboje doświadczyli utraty kogoś bliskiego. Bardzo dobrze wiem, co to za uczucie, ale nie jestem z tym sama, bo każdy z nas kiedyś kogoś stracił. Jednak dla tak młodych osób, było tego za wiele. Na własnych barkach dźwigali ciężar, jak i winę. Obwiniali się za coś, za co nie powinni. 


Odrobinkę zabrakło mi emocji, jakie towarzyszą takim tematom. Nie mówię, że ich nie było, bo były, aczkolwiek oczekiwałam ich więcej. Tak jak na początku nie za bardzo polubiłam główne postacie, to z czasem zyskali moją sympatię. Współczułam im i to bardzo i cieszyłam się, jak powoli zaczęli stawać na nogi. 


Tej historii towarzyszyły też inne sytuacje, ale o tym już nie będę wspominać. Książka poprowadzona jest z dwóch punktów widzenia, co było bardzo fajnym zabiegiem. Mimo moich mieszanych odczuć i tych kilka minusów, które wymieniłam na samym początku, książka była nawet fajna. Szybko się czytało, a to duży plus. 


Jeżeli szukacie opowieści, w których los mocno doświadcza głównych bohaterów, to znajdziecie to właśnie w tej pozycji wydawniczej. Przekonajcie się sami, co wydarzyło się w życiu Nikki i Zacka. I czy mimo tego, co ich spotkało, uleczą siebie nawzajem. Polecam.

Oceniam książkę 6/10.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Niegrzecznym Książkom.

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...