sobota, 29 lutego 2020


Kylie Scott
“Twist”


Swoją opowieść miał już Vaughan i Lydia, a teraz przyszła kolej na Joe i Alex. Czy po raz kolejny wkroczycie do Dive Baru, żeby przeżyć następną przygodę z nowymi bohaterami?

Internet. Portale randkowe. Mężczyźni i kobiety. Właśnie w taki sposób zaczyna się historia Joe i Alex. 

Joe Collins to jeden z barmanów w Dive Barze. Jest również bratem Erica. Któregoś dnia postanowił zlikwidować konto na jednym z portali randkowych, ale jego uwagę przykuła pewna dziewczyna. Była nią Alex Parks. Zaczęli wymieniać się mailami, opowiadali sobie o wszystkim, dlatego mężczyzna szybko odkrył w niej bratnią duszę i prędko doszedł do wniosku, że jego nowa znajoma ma wszystko, czego od dawna szukał w kobietach. Jednak Joe zapomniał zrobić jednego. Kiedy Alex zaszczyca go, swoimi niespodziewanymi odwiedzinami uważa, że mężczyzna wygląda nawet lepiej niż na zdjęciu, tyle że zamiast cudownego romansu, będzie ją czekał kompletnie niespodziewany zwrot akcji!

“ Boże, przyjazd w to miejsce był straszliwym błędem, jak mogłam się tak pomylić? Do diabła, co ja najlepszego uczyniłam?

Co Joe tak naprawdę ukrywa przed Alex ?
Jak dziewczyna na to zareaguje, kiedy odkryje prawdę?

Bardzo lubię pióro Kylie Scott. Przygodę z jej twórczością rozpoczęłam poprzez serię Stage Dive, w której się zakochałam. Wiedziałam, że autorka napisała kolejny zbiór, którym jest właśnie Dive Bar i kiedy zauważyłam w zapowiedziach pierwszy tom z tego cyklu, wiedziałam, że jest to dla mnie pozycja obowiązkowa. Przeczytałam “Dirty” i bum, byłam kompletnie rozczarowana, ale pomyślałam sobie: Kurcze może druga część będzie lepsza, to dam jej szansę i przeczytam jeszcze jeden tom dla sprawdzenia. I oczywiście nie żałuję, bo “Twist” jest dużo lepszą opowieścią niż poprzednia książka. Zawarta jest tu miła historia i byłam ciekawa, jak autorka pociągnie dalszą akcję i powiem, że poprowadziła to dosyć fajnie, ale bez jakiegoś specjalnego efektu WOW, na który czekałam. Podczas czytania, prawie w ogóle się nie nudziłam, aczkolwiek zabrakło mi tego poczucia humoru, którym się Kylie wyróżnia w swoich książkach. To dosłownie do niej niepodobne.  Uważam osobiście, że ta pozycja posiada więcej emocji, niepokoju i obaw, ale przede wszystkim skupia się praktycznie tylko na głównych bohaterach, chociaż resztę ekipy też można tu spotkać. De facto ta historia jest naprawdę przewidywalna, ale coś mnie w niej urzekło może to ten prosty i ludzki język, jakim książka została napisana, a być może główny bohater Joe, który w pierwszej części był taki ułożony i grzeczny, tak tutaj staje się trochę niegrzecznym chłopcem. Za to Alex, to kobieta na pozór inteligentna, ale nie miała szczęścia do facetów. Ci, z którymi się wiązała, byli zwykłymi dupkami. Dlatego miała tylko jedną przyjaciółkę i nie lubiła przebywać w otoczeniu pełnym ludzi. Samotność i niegasnąca nadzieja popchnęły ją do tego, żeby sobie otworzyć konto na portalu randkowym, aby móc rozmawiać z nieznajomymi.

Trochę za długo ciągnął się wątek choroby (kataru) Alex i to właśnie przy tym się nudziłam. Spoko można to napisać, że zachorowała, ale nie do przesady, żeby się to ciągnęło tak długo. W sumie to ten wątek i połączył jakoś drogi naszych głównych bohaterów, ale było to mało romantyczne. Fajnym zabiegiem są maile, które zostały wrzucone na początku rozdziałów, dzięki nim możemy zobaczyć, jak się rozwijała znajomość Alex i Joe. Zakończenie przewidywalne, ale mi się podobało.
Teraz zabieram się za trzecią część, którą jest “Chaser” i tym samym opowieść Ericka i Jean.

Podsumowując “Twist” jest zdecydowanie lepszą częścią niż “Dirty”. Mimo znikomego humoru tę książkę da się przeczytać i można spędzić przy niej miłe chwile. Dlatego, jeśli macie ochotę, to śmiało po nią sięgajcie.

Kasia

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Editio Red.



piątek, 28 lutego 2020


A.S. Sivar
“Konsorcjum. Tom 2”
[Patronat medialny]


Prawda jeszcze nigdy nie była taka okrutna…
Druga część burzliwej, pełnej intryg, poświęceń i nieokiełznanych uczuć historii młodej menadżerki klubu nocnego oraz jego porywczego, piekielnie przystojnego właściciela. Komplikacje… Tarapaty… Ryzyko utraty wszystkiego… to dopiero początek tego, co przed Nadią skrywają “bramy” tajemniczego Konsorcjum. Czy dziewczyna poradzi sobie z tak pilnie strzeżonymi sekretami Dominica? Czy podjęte decyzje doprowadzą do rozpadu ich związku? Czy Nadia będzie w stanie zaakceptować zapisany jej los? I kim jest Trzeci Członek Szczytu Konsorcjum? Jedno jest pewne - ten berliński klub już nigdy nie będzie taki sam…

Na samym wstępie muszę napisać, że napisanie tej recenzji zajęło mi sporo czasu, ale to dlatego, że musiałam przeczytać pierwszy tom jeszcze raz, żeby sobie wszystko przypomnieć, a nie oszukujmy się, oba tomiska “Konsorcjum” są naprawdę grubaśne :D Jednakże do rzeczy. Boże uwielbiam tę książkę to chyba mało powiedziane. Ja ją wręcz ubóstwiam. Już dawno nie czytałam tak świetnej historii. Jak się dopadłam do tej lektury, to po prostu przeczytałam ją w mgnieniu oka. Autorka w świetny sposób żongluje emocjami i poza historią miłosną, wciąga nas w interesującą fabułę. Pisarka w końcu odkryła karty dotyczące tytułowego klubu “Konsorcjum”, bo tak naprawdę w pierwszej części nie dowiedzieliśmy się zbyt wiele o tej organizacji, ot jedynie tak po łebkach. Muszę powiedzieć, że A.S. Sivar stworzyła naprawdę ciekawą i wartką fabułę pełną zwrotów akcji, które tak uwielbiam w książkach. Także w końcu otrzymujemy odpowiedzi na pytania, które sobie postawiliśmy podczas czytania pierwszego tomu. Dostałam swoje odpowiedzi i chcę więcej. Naprawdę wciągnęłam się w tę historię dogłębnie i już bym chciała wiedzieć, co tam się dalej wydarzy. Podoba mi się lekkość języka, którym posługuje się autorka. Nie musimy nie wiadomo jak wytężać umysłu, żeby zrozumieć to, co próbuje nam przez tę opowieść przekazać pisarka. Każde słowo zawarte w tej lekturze połyka się z istnym smaczkiem. Nasi główni bohaterzy są charakterni, ciekawi, intrygujący i przede wszystkim tacy prawdziwi. Obie główne postacie polubiłam praktycznie na samym wstępie, ponieważ, są tak różni, ale ciągnie ich ku sobie. Ta dwójka będzie musiała przejść przez długą drogę, która jest niezwykle wyboista. Czasami odnosiłam wrażenie, że uczucie, które ich pochłaniało, kierowało do tego, że podejmowali pochopnie decyzje. Nie kierowali się rozumem, tylko emocjami, co nie kiedy nie było dla nich dobre. Muszę jeszcze napisać, że była jedna sytuacja, przez którą miałam ochotę pobić Dominica i to dotkliwie, aż mi się serducho ścisnęło wrrr…
Jednak muszę też przyznać, że takiego Dominica to z przyjemnością bym przyjęła do swojego haremu. Jeden w tę czy wewte nie robi różnicy.

“Przystaję na chwilę, bo nie mogę oderwać od niego oczu. Wygląda wręcz obłędnie w rozpiętej czarnej bejsbolówce, jasnej koszulce z dekoltem w spory szpic, spod którego widać kawałek jego tatuażu, opadających dżinsach i butach typu air force za kostkę.”


Zdecydowanie biorę Dominica Alexandrowa i nikomu go nie oddam!
Muszę jeszcze wtrącić kilka słów na temat okładki i stwierdzam, że ta do drugiego tomu, jest po prostu odlotowa i tajemnicza. Jak tylko mój wzrok po raz pierwszy na nią padł, wiedziałam, że to będzie moje, bo ja kocham piękne okładki. Nic już więcej się nie wypowiadam na temat tej książki, ale powiem tylko jedno. Ta pozycja musi się znaleźć w waszych zbiorach bez dwóch zdań. Rzekłabym nawet, że to obowiązkowe :)
Teraz pozostaje tylko czekanie na trzecią część, a ja już na nią zacieram rączki i przebieram nogami:D

Podsumowując “Konsorcjum. Tom 2” to “must have” i “must read” bez dwóch zdań. To świetna kontynuacja poprzedniej części, która wiele nam wyjaśnia. Autorka w końcu odkrywa karty i ujawnia, czym tak naprawdę jest tytułowe Konsorcjum. Ja się przy tej lekturze świetnie bawiłam i będę ją polecała każdemu. Jeśli się jeszcze wahacie, czy przeczytać tę historię, to ja Wam teraz już mogę powiedzieć: Nie róbcie tego! Ale oczywiście najpierw musicie zacząć swoją przygodę od części pierwszej :)

Kasia

Za egzemplarz do recenzji i możliwość objęcia książki patronatem medialnym dziękujemy autorce A.S. Sivar oraz Wydawnictwu WasPos.

logo-ostatnie-prawidlowe-416x400.png




czwartek, 27 lutego 2020


Anett Lievre - „Amandine. Pragnienie miłości”
[Patronat medialny]


Dla Amandine koszmar stał się rzeczywistością. Myślała, że ucieczka była jedyną drogą, by uwolnić się od codziennego piekła.
Dla Evana zdrada ukochanej żony okazała się ciosem prosto w serce. Myślał, że ucieczka na inny kontynent pozwoli mu o tym zapomnieć i wieść spokojne życie.
Czy się pomylili?
Dwie osobowości. Dwie pokaleczone dusze, które los postanawia splątać na pustkowiu w spalonej słońcem Australii. Niepewni, czy demony przeszłości ich dopadną, szukają swego miejsca na ziemi, pragnąc miłości i zrozumienia.

Powiem ci, co ja widzę. Mam przed oczami piękną, choć zdecydowanie zbyt szczupłą kobietę. Ma niesamowity kolor oczu, którym mnie hipnotyzuje za każdym razem, gdy tylko podniesie wzrok. Jej włosy kolorem przypominają dojrzałą pszenicę, falującą na wietrze. Gładka, jasna skóra jest tak cudowna w dotyku, że nie mogę przestać o niej myśleć. Ta kobieta posiada najpiękniejsze nogi, jakie zdarzyło mi się oglądać.”

Czy demony przeszłości odnajdą Amandine?
Czy w ramionach Evana odnajdzie upragniony spokój?

Dopiero wtedy spojrzałem w jej oczy. Nie zobaczyłem tam przerażenia, którego się spodziewałem, tylko czy ta ciekawość, do czegoś ją to doprowadzi.
Nie chciałem się z niczym spieszyć. Już wcześniej powiedziałem, że będzie moja i zamierzałem dotrzymać obietnicy. Musiałem tylko zdobyć jej zaufanie i zburzyć mur, który już zaczął pękać.”

Anett Lievre typowa romantyczka i marzycielka, rozpoczęła swoją przygodę z pisaniem w 2017 roku publikując na platformie Wattpad, a teraz mamy możliwość poznać jej pierwszą powieść w wersji papierowej, czyli „Amandine. Pragnienie miłości”. Od samego początku, gdy tylko ta powieść pojawiła się w zapowiedziach, przykuła moją uwagę zarówno opisem, jak i przepiękną okładką. Sam opis niewiele zdradza z zawartej tu historii, ale już teraz śmiało mogę powiedzieć, że jest to opowieść, która już od samego początku zdobędzie Wasze serce. 

Anett bardzo fajnie poprowadziła fabułę, przejście pomiędzy rozdziałami było płynne i spójne. Mamy tu również narrację dwutorową. Bardzo mnie to ucieszyło, ponieważ uwielbiam poznawać punkt widzenia obu głównych bohaterów. Świetnym zabiegiem jest również wplątanie wspomnień Amandine, pomiędzy rozdziałami, dzięki czemu dowiadujemy się, przez jakie piekło musiała przejść ta dziewczyna. I teraz tym bardziej ją podziwiam, że pomimo tak wielu potworności, jakie ją spotkały, stara się sama poradzić sobie ze swoimi problemami. Evan to marzenie każdej kobiety, kochający, uczciwy i cierpliwy, w przeszłości boleśnie zraniony przez kobietę. Gdy ich drogi się przecinają, każde ma nadzieję na lepsze jutro, jednak czy przeszłość nie stanie im na drodze do wspólnego szczęścia? Od samego początku poczułam bardzo silną więź z bohaterami, ponieważ znakomicie zostały tu przelane uczucia, Amandine, jak i Evana, niejednokrotnie odczuwałam cała sobą ból, który w sobie nosili, a także czułam razem z nimi ich szczęście czy niepokój.

Amandine i Evan to bohaterowie, którzy przed czymś uciekają, jednak pomimo tego, że są to dwie całkiem odmienne rzeczy, idealnie się uzupełniają. Przeszłość, a może wspólna przyszłość? Czy to będzie miało sens? Czy kobieta po takich przejściach kiedykolwiek ponownie zaufa mężczyźnie? O tym przekonacie się, czytając tę powieść.

Amandine. Pragnienie miłości” to powieść, która zabierze Was w podróż do słonecznej i pięknej Australii, gdzie poznacie historię dwojga ludzi, którzy starają się uciec od przeszłości i pragną odnaleźć ukojenie dla swoich zranionych dusz. Uczucie, które pojawia się w najmniej oczekiwanym przez nich momencie, tęsknota, ale i walka o pokonanie mroku, który towarzyszył bohaterom na każdym kroku. Uważam, że jest to historia, którą musi przeczytać każdy. Gwarantuję, że spędzicie z nią bardzo przyjemne chwile i nie będziecie mogli jej odłożyć, dopóki nie zobaczycie napisu KONIEC na ostatniej stronie!

Gorąco polecam!!

Paula

Za możliwość przeczytania książki i objęcia patronatem dziękuję autorce Anett Lievre oraz Wydawnictwu WasPos.



poniedziałek, 24 lutego 2020


Antologia „Dopóki śmierć nas nie rozłączy”

Autorzy: Ewa Pirce, Emilia Szelest, Ana Rose, Anna Fobia, Małgorzata Kasprzyk, Lilianna Garden, Noemi Vain, D.B. Foryś, Aga Kalicka, Camille O'Naill, Magdalena Lisiecka, Anna Langner, Kamila Malec, Francesca Vulneratus, Anna Tuziak, Ludka Skrzydlewska, K.C. Hiddenstorm, Rain Winter, Justyna Szumańska


Zakochaj się na zabój, pałaj zemstą z powodu nieodwzajemnionej miłości, pozwól doprowadzić się do szaleństwa i ustrzelić Amorowi.

Tylko uważaj, nie żadne love story kończy się dobrze, za to we wszystkich serce odgrywa najważniejszą rolę – albo zaczyna bić szybciej, albo zatrzymuje się na zawsze.

Pozwól nam się porwać do mrocznego tańca, w którym słowa Dopóki śmierć nas nie rozłączy, nabiorą zupełnie nowego znaczenia.

Dopóki śmierć nas nie rozłączy” to antologia, która miała swoją premierę w Walentynki. Otrzymaliśmy tu zbiór 19 opowiadań, 19 autorek, które swoją karierę pisarską dopiero rozpoczęły, a niektóre z nich mają na swoim koncie wydanych po kilka powieści. Jest to moja pierwsza styczność z jakąkolwiek antologią i szczerze mówiąc nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać, ale na to, co otrzymałam, kompletnie nie byłam przygotowana.

W niektórych przypadkach temat był świetnie pociągnięty, wyczerpany, a w niektórych czułam ogromny niedosyt i te kilka, kilkanaście stron opowiadania pozostawiały we mnie stan zawieszenia. Jest tu poruszanych tyle tematów, tyle gatunków, że zdecydowanie mogę stwierdzić, że każdy znajdzie coś dla siebie, począwszy od romansu, fantastyki, new adult, kończąc na wątkach kryminalnych. Ja jestem w pełni usatysfakcjonowana, chociaż w niektórych przypadkach zdecydowanie czekam na więcej.

Każde z tych opowiadań, ma w sobie „to coś”, jednak pięć z nich szczególnie podbiło moje serce. Ewy Pirce „Kiedy wschodzi słońce” to opowiadanie, które jest kontynuacją losów Sama i Jess, z dylogii „Dopóki nie zajdzie słońce”, poruszająca i zabawna, zmuszjąca do wielu refleksji. Kocham twórczość Ewy, tak samo i Any Rose, ich powieści za każdym razem wzbudzają we mnie ogromne emocje. Ana w „Nieznanym piekle” poruszyła bardzo poważny problem uprzedmiotowienia kobiet i tego, jak brutalne potrafią być realia, mam nadzieję, że ta historia zostanie pociągnięta dalej i że będzie mi dane poznać losy Evy. Kamila Malec to autorka, z której twórczością już miałam okazję się spotkać, za sprawą jej debiutu „Na krawędzi. Pocałunek ciemności”, który był z gatunku fantastyki i w dalszym ciągu, bardzo czekam na kontynuację. Teraz poznajemy Kamilę z troszkę innej strony, uderzyła w klimat mafijny, poznajemy rodzinę „De Crease” i taki samy tytuł nosi opowiadanie, mroczna, intrygująca historia i wiem, że będzie pełna wersja tej powieści, nie skończy się tylko na samym opowiadaniu, a ja już zacieram rączki!! I ostatnie dwie opowieści Ludki Skrzydlewskiej „Pieska miłość” zapadła mi w pamięć, ponieważ opowiada historię dwojga ludzi i psów – owczarków niemieckich, być może przypadła mi ona do gustu, ponieważ sama jestem właścicielką takiego psiaka i wiem, jak cudowne są to stworzenia, a tu losy tej dwójki są bardzo poruszające. Ostatnia z całej piątki jest Lilianna Garden „Oddech ciemności”, która jest z gatunku fantastyki, którą jak wiadomo uwielbiam i w tym przypadku zostałam z opuszczoną szczęką i chciało mi się dosłownie płakać, jak skończyłam ją czytać, wciągająca, nieprzewidywalna, mroczna po prostu rewelacja!!
A na sam koniec zaprezentuję Wam moje ulubione 3 cytaty. :)

Jednak są chwile, kiedy życie wywraca się do góry nogami i musimy podjąć postanowienia, których tak naprawdę nie chcemy, albo nie jesteśmy pewni. Są chwile gdy, aby chronić kochanych ludzi, musimy zmienić bieg wydarzeń i poddać się swojemu przeznaczeniu.”
Kamila Malec - „De Crease”

Każdy jej uśmiech był oryginalny, a spojrzenie zaskakujące. Widziała rzeczy inaczej niż ja i miała indywidualne podejście do świata. Nigdy nikogo nie selekcjonowała i zaskakiwała swoją nieprzewidywalnością.”
Anna Fobia - „Remedium”

Pustka, która wyrosła w moim sercu, jest większa niż kiedykolwiek, pochłania mnie bez reszty.”
Noemi Vain - „Pójdę z tobą”

Podsumowując antologia „Dopóki śmierć nas nie rozłączy” to zbiór opowiadań, w którym każdy znajdzie coś dla siebie. Ja swoją przygodę z antologiami dopiero rozpoczęłam, ale już teraz śmiało mogę powiedzieć, że na pewno nie jest to moja ostatnia styczność. Ja jestem tymi historiami zachwycona i na pewno jeszcze niejednokrotnie do nich powrócę.

Gorąco polecam!

Paula

Za możliwość objęcia patronatem dziękuję grupie Ailes, Wydawnictwu WasPos oraz autorkom.

sobota, 22 lutego 2020



Anna Langner
“Wszystko, czego pragnę w te święta”


Opis książki:

Świąteczny romans dla naprawdę niegrzecznych dziewczynek!
Ewa zbliża się do trzydziestki i prowadzi poukładane, choć bardzo nudne życie. Ma świetną pracę, mieszkanie bez kredytu w centrum Poznania i całkiem niezłe auto. Brakuje jej za to czasu na spotkania z bliskimi i związki, o randkach nawet nie wspominając.
Kiedy jak co roku wyjeżdża na święta do rodziców, chce wykorzystać ten czas, aby odkryć, czego tak naprawdę pragnie od życia. W rodzinnym domu oprócz brata bliźniaka zastaje tajemniczego pociągającego łobuza, który od pierwszych minut działa jej na nerwy.
Spokojne święta? Ewa w tym roku może o tym zapomnieć. Intrygujący Bruno wprowadzi chaos, niebezpieczeństwo i sporą dawkę emocji w życie tej grzecznej dziewczynki. Rozwożenie amfetaminy po zasypanym śniegiem Poznaniu to najmniej szalony z pomysłów, który zrealizują przy wtórze świątecznych kolęd. Dokąd zaprowadzi ich ryzyko, którego oboje się podejmą?

“Co roku brałam wolne dopiero dzień przed Wigilią, ale tym razem wcześniejszy urlop był mi bardzo potrzebny. Od dłuższego czasu czułam się jak ryba dusząca się pod taflą lodu. Potrzebowałam wolności, ucieczki od wielkiego miasta i tych wszystkich hałaśliwych ludzi, którzy rozmawiali jedynie o trendach w marketingu i drogich knajpach, których nazw nawet nie potrafię wymówić. Musiałam wziąć głęboki oddech i całkowicie się zresetować.”

Anna Langner to debiutująca autorka, która swoimi powieściami dla kobiet publikowanymi pod pseudonimem vanillafighter podbiła serca użytkowniczek serwisu Wattpad.

Kiedy zobaczyłam tę pozycję w zapowiedziach, pomyślałam, że muszę ją koniecznie przeczytać. Do tego okładka jest po prostu świetna i przyciągająca oko. Opis z tyłu okładki intrygujący i byłam pewna, że to będzie totalny sztos, a czy tak było? Tego się dowiecie z poniższej recenzji :)

Nie wiem czemu, ale jakoś książki poniekąd z wątkiem świątecznym, lepiej mi się czyta po świętach niż w tym właśnie okresie, dlatego zwlekałam z przeczytaniem tejże opowieści. Jak już wiele razy ja i Paula w swoich recenzjach wspominałyśmy, to uwielbiamy wspierać i czytać książki debiutujących autorów i tak już chyba będzie zawsze. Fakt, nie każda książka jest udana, ale i tak nikogo nie skreślamy. “Wszystko, czego pragnę w te święta” jest książką dobrą, ale nie tak w stu procentach, ponieważ początek mnie strasznie wynudził, irytował i ciągnął się jak flaki z olejem, do tego główna bohaterka działała mi na nerwy. Aczkolwiek później historia się rozkręca i wtedy zaczęła mi się nawet podobać. Jest to zdecydowanie niegrzeczny, ale też gorący romans z erotyzmem w tle. Celowo piszę w tle, bo dla mnie zawsze na pierwszym planie jest historia, a dopiero później te wszystkie dodatki, jakimi są pikanteria, gorące sceny itd. Ale i tak czegoś mi tu zabrakło. Muszę na samym początku wspomnieć, że polubiłam postać Bruna, był tajemniczym i ciekawym bohaterem. Chciał dominować i był miejscami bezczelny, ale ja lubię niegrzecznych chłopców. Jedyne, co mnie w nim trochę irytowało, to że za dużo myślał tą drugą główką :D 
Co do Ewy, to mam mieszane uczucia, niby ma poukładane życie, jest mądra i zaradna, ale jakoś z tą bohaterką nie poczułam żadnej więzi. Była też niezdecydowana i wszystko przetwarzała w głowie. Jednakże podobały mi się słowne przepychanki i te docinki, którymi ta dwójka do siebie rzucała. Chemia między nimi była naprawdę odczuwalna. Fajnym zabiegiem w tej książce były listy Bruna do Alicji. Dzięki nim zaczynamy poznawać bardziej tego bohatera, jak i jego przeszłość. Muszę przyznać, że tę opowieść naprawdę się czyta szybciutko, ponieważ kartki przelatują przez palce nawet nie wiadomo kiedy. Jest i trochę humoru, co jest plusem. Fabuła i cała akcja były dobre, ale zdecydowanie mogłyby być lepsze, bo były za bardzo przewidywalne. Wątek mafijny niestety, ale naciągany, a jak wiadomo mafia, to moje ulubione klimaty. Autorka pisze językiem prostym i spójnym, który z łatwością trafia do czytelnika. Postacie drugoplanowe były nawet interesujące, ale czegoś mi też w nich zabrakło, nie wiem może oryginalności.

Nic już więcej nie będę pisać, bo na temat tej książki musicie wyrobić sobie opinię sami. Czy jest to udany debiut? Po części tak. Książka “Wszystko, czego pragnę w tej święta” miała swoje plusy, jak i minusy, ale to chyba nikt nie jest w stanie napisać idealnej książki od A do Z, bo tak się nie da. Zawsze coś się znajdzie, co będzie nam przeszkadzało. Dlatego, jeżeli macie ochotę, to jak najbardziej sięgnijcie po tę powieść, bo może wy będziecie nią bardzo zachwyceni, aczkolwiek ja miałam do niej kilka zastrzeżeń, które wam wyżej napisałam.
Przede mną jeszcze jedna książka tej autorki “Zniszcz mnie” i mam nadzieję, że tym razem twórczość autorki wbije mnie w fotel :)

Kasia

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.

Wydawnictwo Kobiece

czwartek, 13 lutego 2020


Natasha Knight
“Salvatore”


Mafia. Dwie nienawidzące się rodziny. Kontrakt. Salvatore i Lucia.

“Podpisałem leżący przede mną kontrakt. Docisnąłem długopis tak mocno, że zostawił wgłębienie w papierze. Odłożyłem go i podsunąłem kartki dziewczynie, która siedziała po przeciwnej stronie stołu.
Lucia.
Ledwie mogłem na nią spojrzeć, gdy uniosła na mnie swoje ogromne, niewinne i przestraszone oczy. Przyglądała się oficjalnym dokumentom, które miały nas związać na zawsze. Uczynić ją moją.”

Wszystko zaczęło się od haniebnego kontraktu, który Lucia musiała podpisać w wieku szesnastu lat. Teraz po pięciu latach upomina się o nią Salvatore Benedetti. Dziewczyna czuje do tej rodziny ogromną nienawiść i chce się zemścić, aczkolwiek nie przewidziała tego, że mężczyzna zawładnie jej życiem. Była pewna, że Salvatore jest potworem w ludzkiej skórze, którego chciała zniszczyć. Jednakże dostrzegła w zakamarkach jego duszy blask. Nienawiść, którą go darzyła, przerodziła się w namiętność gorętszą od piekielnych ogni.

Salvatore stał się właścicielem księżniczki mafii DeMarco. Miał zostać królem, ponieważ był następny w kolejności do władania rodem Benedettich. Lucia była dla niego łupem wojennym, z którym on mógł zrobić to, na co tylko miał ochotę. Mógł ją złamać, zgotować jej z życia piekło, aczkolwiek gdzieś w jego sercu tliło się odrobinę ludzkości.

Jak zachowa się Salvatore?
Czy stanie się nieodzownym synem własnego ojca?
Czy Lucia zmieni zdanie co do Salvatore i otworzy serce dla swojego wroga?

Natasha Knight to bestsellerowa autorka USA Today. Pisze mroczne oraz wyuzdane romanse z różnych gatunków, w tym współczesne, paranormalne, postapokaliptyczne, science-fiction i fantasy. Zajmuje pierwsze miejsce na liście Amazona.

O książkach tej autorki już kiedyś słyszałam. Czytam po angielsku, ale niestety czas nie jest z gumy i nie da się go rozciągnąć, dlatego nie sięgnęłam po żadną pozycję w języku angielskim Pani Knight. Oczywiście wszystko się zmieniło, kiedy zobaczyłam w zapowiedziach na empiku “Salvatore” i wiedziałam, że swoją przygodę z tą autorką rozpocznę od tej właśnie historii i kurcze, co to za książka to szok. Jest to romans mafijny, ale w tym przypadku mafia jest tam, prawie że zerowa, ale gdzieś w tle są jakieś migawki. Kocham ten klimat w książkach, ale akurat w tym przypadku nie brakowało mi tego znikomego wątku mafijnego. Historia Lucii i Salvatore zawładnęła moim sercem. Każdą jedną kartkę przerzucałam z napięciem, bo byłam ciekawa, co tam się dalej wydarzy. Obie główne postacie połączył pewien kontrakt, a ceną tego kontraktu było ocalenie całej rodziny.  Lucia nienawidziła rodu Benedettich i w tym Salvatore, ale jak to się mówi, od nienawiści do miłości dzieli nas tylko jeden krok. Salvatore, jak i Lucia byli naprawdę świetnie wykreowani. Ona nie była potulnym barankiem, tylko sprzeciwiała się na każdym kroku i tę bohaterkę po prostu bardzo polubiłam. Natomiast on przyszła głowa rodziny powinien być stanowczy, władczy no dobra był taki, ale również dało się go poznać jako osobę troskliwą i opiekuńczą. Chemia pomiędzy nimi była wyczuwalna już od samego początku. Ciągnęło ich do siebie jak ćmę do światła. Cała akcja była wartka, ciekawa, interesująca i zaskakująca. Dialogi były pomysłowe, ale niekiedy lekko wyuzdane. Namiętność pomiędzy Lucią a Salvatore była gorąca, a miejscami aż dosłownie buchała żarem. Trochę byłam zaskoczona tymi scenami seksu, ale nie, że są złe czy coś, tylko trochę to słownictwo mnie zatykało z wrażenia :D
Język, jakim pisze autorka, jest spójny, ale za to cięty i to było bardzo fajne. Powiem szczerze, że naprawdę spędziłam miło czas podczas tej lektury, bo jak się do niej dopadłam, to od razu tego samego dnia ją skończyłam czytać. Jeszcze pozwolę sobie wspomnieć, że przez tę książkę przewinęło się sporo postaci drugoplanowych, które miały spory wpływ na całą opowieść i dzięki czemu historia, która powstała autorce jest naprawdę interesująca i intrygująca. Co do zakończenia, to trochę mnie zaskoczyło i zdziwiło, ale jest to fikcja literacka i autorka miała prawo tę opowieść zakończyć, tak jak chciała :)

Podsumowując “Salvatore” to naprawdę świetna lektura, którą Wam polecam. Ja podczas czytania spędziłam naprawdę miło czas i wiem, że do tej pozycji jeszcze kiedyś wrócę. Kto z Was się jeszcze waha, czy przeczytać książkę, to niech tego nie robi, bo naprawdę warto się zaczytać w tej opowieści.

Kasia

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Papierówka.


środa, 12 lutego 2020



Camilla En
“Zaopiekuj się mną”
[Patronat medialny]


Opis książki:

Historia Lauren na pozór mogłaby przydarzyć się każdemu. Zbuntowana nastolatka, która wszystko wie najlepiej i uważa, że rodzice nie są jej do niczego potrzebni. Jednak kiedy w tragicznym wypadku traci ich oboje, jej życie diametralnie się zmienia. Po leczeniu depresji próbuje na nowo poukładać swoją codzienność. Pomaga jej w tym starsza siostra Luiza. Razem wyjeżdżają na wakacje, podczas których Lauren przeżywa swoją wakacyjną, ale co najważniejsze - pierwszą miłość. Po pięciu latach nie jest już tą samą osobą. Stała się piękną, inteligentną kobietą, która chce być kochana, pragnie stabilizacji i bezpieczeństwa. Gdy spotyka mężczyznę, na widok którego miękną jej kolana, ulega jego namowie i wchodzi w niebezpieczny dla uczuć układ. William Loens jest ucieleśnieniem seksu. Jego głos, wzrok i dotyk podniecają kobiety. Jednak mężczyzna ma jedną wadę - nie kochał, nie kocha i nigdy nie pokocha żadnej kobiety, co dla Lauren jest dużym problemem. Podczas nadarzającej się okazji ucieka od Willa do swojego domku letniego w Karolinie Północnej. Tam ożywają wspomnienia sprzed kilku lat, kiedy poznała i zakochała się w chłopaku poznanym na plaży. Czy Simon będzie potrafił pokochać Lauren tak, jak ona tego potrzebuje?

“Upiłam łyk wina i patrząc w monitor laptopa, nie zauważyłam, kiedy naprzeciwko mnie stanęła osoba, której tak bardzo bałam się spojrzeć w oczy.
- Lauren? - zapytał nieśmiało i niepewnie.
Podniosłam wzrok i zamarłam.
- Simon.”

Camilla En to polska autorka ukrywająca się pod pseudonimem. Na co dzień jest szczęśliwą mamą i żoną. Kocha czytać książki, a jeszcze bardziej wymyślać własne historie. Przygodę z pisaniem rozpoczęła na początku 2019 roku.

Powiem szczerze, że jak tylko w zapowiedziach zauważyłam tę pozycję, to wiedziałam, że muszą ją mieć bez dwóch zdań. Opis do tego stopnia mnie zaintrygował, że nie było nawet mowy, żeby ta książka nie zasiliła mojego domowego zbioru. Bardzo lubimy wspierać z Paulą debiutantów, dlatego wzięłyśmy pod swoje skrzydła “Zaopiekuj się mną”. Historia zawarta w książce jest tak bardzo interesująca, że wciągnęłam się w nią na maksa i nie odłożyłam tej lektury, dopóki nie dobrnęłam do ostatniej strony. Jak to się mówi? Po prostu przepadłam. Bardzo podoba mi się tematyka, którą autorka zawarła w tej opowieści. Główną bohaterkę spotkało ogromne nieszczęście, straciła rodziców, co odcisnęło na niej ogromne piętno, ale miała obok siebie siostrę, która zabrała ją na wakacje, gdzie kogoś poznała... Jednak muszę stwierdzić, że jest postacią, której aż tak bardzo nie polubiłam, ponieważ zachowywała się czasami niedojrzale, być może wynikało to z tego, co ja w życiu spotkało. Podejmowała czasami złe decyzje, ale jakoś potrafiła z nich wyjść i iść dalej. Jednakże mam zastrzeżenia do jednej sceny z prologu, ponieważ odebrałam to tak jakby autorka zrobiła ze swojej bohaterki “lodziarę”. Przepraszam za to porównanie, ale nie będę kłamać, bo akurat takie odebrałam wrażenie, aczkolwiek reszta książki to totalna kosa. Lubię takie historie i z przyjemnością po takiego typu pozycje sięgam. Nie raz robiło mi się gorąco i miałam wypieki na twarzy :D Książka jest seksowna, pełna namiętności, ale również zmagań głównej bohaterki i nie wolno tylko zwracać uwagi na hot sceny, bo one tak naprawdę są dodatkiem. 


Co do fabuły i akcji, to uważam, że są wartkie i ciekawe, dialogi są interesujące i przede wszystkim wciągające. Postacie pierwszo, jak i drugoplanowe są charyzmatyczne, ale mam małe zastrzeżenie do głównej bohaterki. Will i Simon to całkiem dwie różne postacie, ale każdy z nich wnosił coś swojego do tej książki, przez co cała opowieść stała się naprawdę świetna. Autorka pisze językiem lekkim i spójnym, dzięki czemu czyta się naprawdę z przyjemnością. Ogólnie ja kocham emocje w książkach i tu akurat dostałam ich cały ogrom. Powiem Wam, że czasami jest bardzo ciężko przelać swoje emocje i odczucia, kiedy historia wyryje się mocno w naszych umysłach. Ja mogłabym siedzieć i godzinami pisać o tej pozycji, ale uważam, że nie ma sensu, bo Wy sami musicie się w tę opowieść wczuć i przeżyć z Lauren to, co się w jej życiu dzieje. Nie będziecie pochwalać jej niektórych wyborów, ale jak to się mówi, jesteśmy tylko ludźmi i każdy ma prawo popełniać błędy, tylko żeby później się na tych błędach uczyć i wyciągać odpowiednie wnioski :)
Nie będę Wam tu przybliżała każdej ważniejszej postaci, bo uważam, że wolelibyście sami ich poznać i ocenić. Może moja recenzja wygląda na taką ogólnikową, ale taki właśnie miałam zamiar i tak ją chciałam napisać, bo tyle rzeczy ciśnie mi się na usta i tyle bym chciała Wam napisać, ale nie mogę, bo jaką później mielibyście frajdę z czytania? Tak naprawdę żadną, dlatego w tym miejscu się zatrzymam i jedyne, co mogę powiedzieć to: Przeczytajcie, bo warto :)

Podsumowując “Zaopiekuj się mną” to jak najbardziej udany debiut naszej rodzimej autorki. Obok tej książki nie można przejść obojętnie, bo naprawdę zasługuje ona na uwagę czytelnika. Ja jestem to pozycją oczarowana i wiem, że wrócę do niej nie raz, bo właśnie czegoś takiego mi było trzeba po blokadzie czytelniczej :)

Kasia

Za egzemplarz do recenzji i możliwość objęcia książki patronatem dziękuję autorce Camilli En oraz Wydawnictwu WasPos.

logo-ostatnie-prawidlowe-416x400.png

wtorek, 11 lutego 2020


Penelope Ward - „Miłość online”


Ryder to syn producenta filmowego i gorący przystojniak. Pewnego wieczoru przeglądał stronę z sekskamerkami i tam trafił na piękną dziewczynę „Montanę”, która śpiewała i grała na skrzypcach. Mężczyzna postanowił porozmawiać z nieznajomą i przedstawił się jako „ScreenGod”. Jedna rozmowa stała się ich codzienną rutyną i jego odskocznią od rzeczywistości.

Montana” bo tak przedstawiała się w internecie, ma tak naprawdę na imię Eden. Dorabia sobie przed kamerką, ale podratować swój budżet. Dla niej również wieczorne rozmowy są umileniem jej życia. Jednak oboje zdają sobie sprawę, że taka znajomość nie potrwa długo i zakończy się prędzej czy później.

Naprawdę miała na imię Eden.
Zawsze podejrzewałem, że Montana Lane to tylko jej pseudonim, równie nieprawdziwy jak ScreenGod.
Od trzech tygodni rozmawialiśmy na prywatnym czacie przynajmniej godzinę, każdego wieczoru. Nigdy nie poprosiłem ją o nic więcej niż sama rozmowa.
Wciąż jednak nie włączyłem swojej kamerki i Eden nadal nie miała pojęcia, jak wyglądam. Wolałem, by tak zostało.”

Czy ich znajomość zakończy się tylko na rozmowach online?
Czy Ryder zdecyduje się odnaleźć Eden?
Jakie tajemnice skrywa dziewczyna?

Wcześniej w myślach wielokrotnie analizowałam przeciwny scenariusz i czułam się gotowa zobaczyć kogoś całkowicie nieatrakcyjnego. Wiedziałam, że bez względu na jego wygląd nadal będę chciała utrzymywać z nim kontakt. Był dla mnie ważny i sprawiał, że czułam się lepiej. Ale na to nie byłam gotowa. Nie przyszło mi do głowy, że może mi się spodobać. Że moje nim zainteresowanie może rozszerzyć się także na sferę fizyczną. Że będę chciała przejść przez ekran i go dotknąć.”

Penelope Ward to autorka, której raczej nikomu nie trzeba przedstawiać. W mojej kolekcji posiadam wszystkie jej wydane powieści na polskim rynku wydawniczym i nie wyobrażam sobie, aby którejkolwiek mogło zabraknąć. W momencie, gdy zobaczyłam w zapowiedziach „Miłość online” wiedziałam, że muszę mieć tą propozycję, okładka przyciąga wzrok, jednak najbardziej spodobał mi się ten cudowny, mój ulubiony miętowy kolor. Nie jest to tajemnicą, że jestem okładkową sroką i zawsze, jak coś nawet najmniejszy drobiazg przykuje moją uwagę, to muszę to mieć. Gdy przeczytałam opis, przyznam się szczerze, że byłam dość sceptycznie nastawiona do tej historii, ale z powodu mojej miłości do autorki z ogromnym zapałem po nią sięgnęłam. Bałam się, że ta powieść może nie spełnić moich oczekiwać względem Pani Ward, ponieważ co do jej twórczości mam dość wysokie wymagania. Czy opowieść Rydera i Eden sprostała moim oczekiwaniom? Jaka okazała się być ta historia nudna i beznadziejna, czy wciągająca i poruszająca? A może pełna poczucia humoru?

Historia Rydera i Eden jest bez wątpienia przepiękna i poruszająca. Autorka doskonale wie, jak zachęcić czytelnika i jak pisać, aby czytelnik poczuł niesamowitą więź z bohaterami. Oboje nie mają łatwego życia, każde z nich zmaga się ze stratą, problemami i poczuciem odosobnienia. Nie jest to sielankowa powieść, w której bohaterowie pławią się w sukcesach, a ich życie jest jednym wielkim pasmem powodzeń, jest wręcz przeciwne. Eden to kobieta niezwykle silna i zdeterminowana, aby zapewnić, jak najlepszy byt dla swojego cudownego braciszka Olliego, nie cofnie się przed niczym, aby dać mu wszystko to, czego zapragnie. Na jej ramionach ciąży ogromna odpowiedzialność, ale moim zdaniem znakomicie sobie radzi w roli, której przypisał jej los i życie. Ryder od samego początku zdobył moje serce, jest uroczy i kochany, ale też naznaczony potężnymi bliznami przeszłości.

Miłość online” to wspaniała historia o uczuciu, które może pojawić się w najmniej oczekiwanym przez nas momencie, jednak czy dwojgu ludzi będzie dane stworzyć szczęśliwy związek, gdy mieszkają kilka godzin drogi od siebie? A może rzeczywiście ich znajomość skończy się jedynie na internetowych rozmowach? Ja jestem tą powieścią zachwycona i jeszcze niejednokrotnie z ogromną przyjemnością do niej powrócę. Spędziłam przy niej naprawdę przyjemne chwile, a Was gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę książkę, gwarantuję, że się nie zawiedziecie. Penelope Ward po raz kolejny spowodowała, że moje serce momentami biło szybciej, by za chwilę stanąć w miejscu.

Gorąco polecam!!
Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Editio Red.




wtorek, 4 lutego 2020


Stephen King - „Instytut”


Zjawiają się w nocy.
W dwie minuty eliminują wszystkie przeszkody.
I uprowadzają obiekt.
Interesują ich dzieci.
Wyjątkowe dzieci...”

Luke Ellis to nad wyraz inteligentny dwunastolatek. Miał dostać się w tak młodym wieku na dwa kierunki studiów, jednak zamiast tego, budzi się w pokoju z pozoru identycznie wyglądającym jak jego własny, jednak w tym nie ma okien. Po chwili dowiaduje się, że trafił do tajemniczego Instytutu, w którym znajdują się nad wyraz rozwinięte dzieci, mające umiejętności telekinezy i telepatii. Zostają tam poddani serii testów, które umacniają w nich te wyjątkowe zdolności. Te dzieci, które są grzeczne, zostają nagrodzone, te które się buntują, są surowo karane. Każdy jednak, bez wyjątku prędzej, bądź później trafiają do drugiej części, z której ani jedno dziecko nie powróciło. Chłopiec decyduje się na próbę ucieczki z Instytutu, chociaż nikomu do tej pory się to jeszcze nie udało...

- Ale moja rada jest taka, żebyś był dzielnym smykiem bez względu na to, jak bardzo będzie do kitu, bez względu na to, co ci wsadzą w gardło albo w tyłek, z tym zbiornikiem to nie wiem, bo nigdy w nim nie byłam, tylko słyszałam, ale dopóki cię badają, to znaczy, że zostajesz w Przedniej Połowie. Nie mam pojęcia, co się dzieje w Tylnej i nie chcę się tego dowiedzieć. Wiem tylko tyle, że Tylna Połowa jest jak tani motel, w którym dzieci się meldują, ale już stamtąd nie wracają. Przynajmniej nie tutaj.”

Jakie tajemnice skrywa Instytut?
Jakim torturom są poddawane dzieci?
Czy Lukowi uda się z niego uciec?

To nie sen, to się działo naprawdę, a sama ucieczka nie wystarczy. Twarda rzecz w środku domagała się czegoś więcej. Domagała się zdemaskowania tej bandy porywaczy torturujących dzieci, od pani Sigsby, aż po Gladys z tym jej plastikowym uśmiechem i Zeke'a z oślizgłym termometrem – doodbytniczym. Domagał się, żeby Instytut zwalił im się na głowy, tak jak Samson zwalił Świątynię Dagona na głowy Filistynów. Luke wiedział, że to tylko fantazja bezsilnego i rozżalonego dwunastolatka, ale i tak tego pragnął, a gdyby mógł to sprawić, nie zawahałby się.”

Twórczości Stephena Kinga raczej nie trzeba nikomu przedstawiać, jest autorem horrorów, które przeszły do klasyki gatunku. Nie skupia się jednak tylko na jednym, czego przykładem jest, chociażby cykl powieści z gatunku fantastyki „Mroczna wieża”. Styl pisania tego autora jest wprost genialny, a wyobraźnia nie ma żadnych granic, swoją pomysłowością już niejednokrotnie mnie zaskoczył i na każdą jego powieść za każdym razem czekam z ogromną niecierpliwością. Przygodę z jego książkami rozpoczęłam od jednej z najobszerniejszej jego powieści, czyli „To”, która bez wątpienia była przerażająca, niesamowicie wciągająca i po jej przeczytaniu nabawiłam się traumy do Pennywisa. :D Po tej powieści przeczytałam, jeszcze kilka propozycji i obejrzałam kilka filmów opartych na jego twórczości, za każdym razem przyprawiały mnie one o gęsią skórkę.

W momencie, gdy zobaczyłam w zapowiedziach wydawnictwa „Instytut” i napis na okładce „Mocny jak „To”, przerażający jak „Podpalaczka”!” wiedziałam, że muszę ją mieć. Przez cały czas, czytając „To”, miałam na ciele gęsią skórkę, byłam ciekawa, jak będzie tym razem. Czy „Instytut” będzie równie wciągający? I już teraz na wstępie powiem, że tak!! Ta książka to petarda!! Chociaż nie będę ukrywała, pierwsze kilkadziesiąt stron były słabe, kompletnie nie mogłam zrozumieć, o co chodzi, dopóki Luke nie trafił do Instytutu, tam jak akcja zaczęła się rozkręcać, to kartki dosłownie paliły mi się w rękach!! Fabuła jest idealnie przemyślana i dopracowana, autor wie, jak sprawić, aby czytelnik chłonął całym sobą tę historię.

Przemoc, bezlitośni naukowcy i władza, która daje im nieograniczone możliwości. Ludzie wykorzystujący dzieci do eksperymentów, po których ich dziecięca beztroska i radość odchodzą w zapomnienie. Stephen King po raz kolejny stanął na wysokości zadania i zabrał mnie do swojego świata, który pochłonął mnie w całości. Połączenie brutalnego świata, pełnego bestialstwa, z niewinnością i dobrocią dzieci, które muszą stawić czoła w walce dobra ze złem. Ja tej propozycji mówię zdecydowane tak i Was miłośników i nie tylko twórczości Kinga gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę propozycję, gwarantuję, że mistrz grozy nadal nie wypada z rytmu i dał nam kolejny mrożący krew w żyłach i poruszający strzał!

Gorąco polecam!!

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros.

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...