poniedziałek, 31 października 2022

 

A.E. Murphy

„Przybrany brat”


Był jej irytującym przybranym bratem, ale kiedy zaczęło mu zależeć na jakiejś dziewczynie, poczuła zazdrość.


Raven po tym, jak jej ojciec ponownie się ożenił, zamieszkała z nim, macochą i jej synem. Nowy dom okazuje się wielką willą z basenem, położoną blisko plaży i daleko od szkoły, więc dziewczyna ma powody do zadowolenia. Co prawda jej zbuntowana natura, która przejawia się tym, że Raven wymyka się z domu i popala zioło, sprawia, że wszyscy non stop mają oko na nastolatkę. Ale ona uważa, że sytuacja, w jakiej się znalazła, ma więcej plusów niż minusów. Może poza jednym naprawdę dużym minusem – jej przybranym bratem.
Travis to kompletne przeciwieństwo Raven. Jest kujonem, nosi okulary, w wolnym czasie gra w gry komputerowe ze swoimi kumplami nerdami. Raven go nie znosi. Zresztą wydaje się, że nawzajem siebie nie znoszą.

Jednak jeden gorący pocałunek, który miał być tylko „lekcją całowania”, zmieni wszystko. Travis powalił Raven na kolana. Teraz dziewczyna nie może przestać myśleć o ustach, dłoniach i ciele znienawidzonego przybranego brata. Tymczasem ona pomogła mu poćwiczyć całowanie, żeby dobrze wypadł przed pewną dziewczyną, z którą właśnie zaczął się umawiać.

„Sam to powiedział: jestem huraganem, i to takim, który aktualnie nie wie, czego chce. Albo wie, ale jest to coś, czego nie powinien pożądać.”

To moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki, które zaliczam do udanego. Na okładce widnieje informacja, że książka „Przybrany brat” jest dla fanów Penelope Douglas. Jak mam być szczera to przyciągnęło mnie to, bo akurat tej autorki książki naprawdę lubię. Gdy zaczynałam czytać, zostałam mile zaskoczona, bo tym razem dostałam historię, gdzie to bohaterka jest rozbrykaną dziewczyną, która imprezowała i była w centrum uwagi, a chłopak to taka ciapa. Pozwolę jeszcze sobie dodać, że z początku byłam troszkę sceptycznie do tej opowieści nastawiona przez język, w jakim do siebie rozmawiały Raven i jej przyjaciółki. Kurczę ja nigdy w żartach nie mówiłam do swoich koleżanek: „szmato”, „suko”, „lesbo” i tak dalej. No, ale zagłębiałam się w lekturę i starałam się nie zwracać na to uwagi. Dostajemy tu opowieść Raven, która po ponownym ożenku ojca zyskała macochę i przybranego brata, z którymi zamieszkała. Z drugiej strony mamy Travisa, który jest jej kompletnym przeciwieństwem. Kujon, noszący okulary i lubujący się w grach komputerowych. Ta dwójka toleruje się jako tako wzajemnie, choć bardziej pałają do siebie wzajemną niechęcią. Jednak wszystko zaczyna się zmieniać, gdy Raven zaprasza Travisa na imprezę. Po niej odrobinę się do siebie zbliżają i dochodzi między nimi do pocałunku, który miał być lekcją dla Travisa, lecz wszystko wywala się między nimi do góry nogami. 

Co wyniknie pomiędzy kujonem i niegrzeczną dziewczyną?

Książka naprawdę była fajna i spodobała mi się opowieść, którą znalazłam zapisaną na stronach. Travisa polubiłam od samego początku. Jak dla mnie wcale nie był ciapą, a słodkim chłopakiem i przede wszystkim opiekuńczym. Gdy zaczął wychodzić ze swojej nerdowskiej skorupy, okazał się miłym gościem. Natomiast Raven to dziewucha, która miała wszystko gdzieś. Jarała zioło, imprezowała i spotykała się z przyjaciółkami. Z jednej strony potępiałam jej zachowanie, ale z drugiej jak dla mnie to ona właśnie w taki sposób odreagowywała przeszłość, ale o co chodzi, to doczytacie już sobie sami, gdy przeczytacie tę książkę. Jej zachowanie czasami było złe i chamskie, jednak dopuściła się też takiego, co wywołało opłakany dla niej skutek. Mimo wszystko na swój sposób ją także lubiłam, bo przynajmniej nie udawała, tylko poprzez swoje zachowanie pokazywała, że cos jej leży na sercu.

Co do postaci drugoplanowych to myślę, że zostały skrupulatnie dopasowane do całości i swoim sposobem bycia dopełniały całokształtu tej historii.

Była w książce pewna sytuacja, która mnie poruszyła i nie wiedziałam, jak się do niej odnieść. Szkoda mi było Raven i tego, jak się wszyscy zachowali. A chyba największy żal mam do jej ojca i jego nowej żony. Rozumiem, że dziewczyna źle postąpiła, ale jak dla mnie ich reakcja była po prostu za ostra, bo można było porozmawiać. Ona była młodą dziewczyną i w tym wieku popełnia się wiele błędów. Raven je popełniła i poniosła tego ogromne konsekwencje. Cholercia, do tej pory jakoś mi się ściska serducho, jak o tym myślę. Gdy czytam książki, zawsze się staram zrozumieć poszczególne zachowania oraz sytuacje i w tym przypadku jest mi smutno, bo nie wiem, czy potrafiłabym wybaczyć. Sobie samej byłoby ciężko, ale tym, którzy powinni być dla mnie a mnie zawiedli, mogłoby być trudno.

Ogólnie całość książki wypadła fajnie, ale wyłapałam też minusiki. Strasznie irytowały mnie dwa słowa „szepce”, które non stop się pojawiało, jakby nie można go było zastąpić innym oraz „dziewuchy”. Kolejną rzeczą jest przeskok w czasie. Nie było do niego żadnego przygotowania ani oznaczenia. Na koniec rozdziału, był jakiś wątek, a w kolejnym już dziewięć lat później i to z tekstu dopiero się o tym dowiadujemy. Niestety będę musiała przez to obniżyć ciut moją ocenę, ale reszta książki wypadła naprawdę dobrze. Co do relacji hate/love, to nie uważam, żeby ona tu była, bo dla mnie to bardziej podchodziło pod przekomarzanki słowne. Były i gorące sceny, była chemia, ale było też i złamane serce. 

Nic już więcej nie będę pisać i mam nadzieję, że moja opinia Was zachęci do tego, by sięgnąć, po tę pozycję J

Uważam, że będzie idealnie się nadawać na zimne i deszczowe jesienne wieczory. Oceniam książkę 7/10.

 

Kasia

 

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe Zagraniczne.

 

 


sobota, 29 października 2022

 Anna Wolf - „Ring 2”


Po koszmarnym postrzale Bruno Salt przestał istnieć, ale dzięki FBI narodził się jako nowy człowiek.

Wszystko wskazuje na to, że plan federalnych się powiódł. Były bokser od kilku lat prowadzi klub bokserski, do którego trafia ciemnowłosa i skryta Harper. Jest tam jedyną kobietą, do tego piękną, od razu więc wpada mężczyźnie w oko. Nikt nie wie, że Harper skrywa pewną niebezpieczną tajemnicę, która zagraża nie tylko jej życiu. Z czasem okazuje się, że nie wszystko jest takie, na jakie wygląda, a jej relacje z bokserem komplikują się jeszcze bardziej. Żadne z nich nie przypuszcza, że prócz boksu i wzajemnego przyciągania do siebie, połączy ich coś więcej. Coś, przed czym oboje uciekają, kiedy uczucie między nimi zaczyna kiełkować.
Czy będą w stanie pokonać przeciwnika?

Czy może rzucą ręcznik na ring?

Kolejna książka Anny Wolf, którą miałam okazję przeczytać i kolejny raz się nie zawiodłam. Ta część jest zdecydowanie lepsza niż jej poprzedniczka, przyniosła mi dużo wiele wrażeń. Bohaterowie byli lepiej wykreowani, Alice i Carter z pierwszego tomu, podobali mi się tak średnio, natomiast Harper była taka życiowa, normalna, taka jak większość z nas, dzięki czemu od razu zdobyła moją sympatię. Jeśli chodzi o Bruna, to był cudowny, spokojny, opanowany, opiekuńczy, ale kiedy trzeba, pokazywał swoje drugie, bardziej brutalne oblicze, chociaż nie będę ukrywała, że w pierwszym tomie troszkę inne miałam o nim zdanie i działał mi na nerwy. Podobało mi się przyciąganie tej dwójki i to jak rodziło się pomiędzy nimi uczucie, fajnie, że nie było to rach-ciach i już wielka miłość z fajerwerkami, ale budowało się to dość stopniowo. Cała fabuła była dobrze przemyślana i dopracowana, dzięki czemu spędziłam miło wieczór przy tej książce, niestety po raz kolejny, pojawiła się tu znienawidzona przeze mnie narracja trzecioosobowa, no, ale przymknęłam na to oko. Podczas czytania towarzyszyło mi mnóstwo emocji, które zmieniały się w zastraszającym tempie, złość, radość, irytacja, zaskoczenie, ciężko mi tak naprawdę było za nimi nadążyć. Ale nie myślcie sobie, że jest to słodka opowieść, bo jak to w książkach autorki bywa, bohaterowie musieli też pokonać dość wyboistą drogę, jednak czy udało im się zaznać szczęścia i spokoju, oraz pokonać skrywane w nich demony? Musicie dowiedzieć się sami.

Nie będę pisała nic więcej, bo każdy, kto przeczytał chociaż jedną książkę autorki, wie, jaki ma ona styl. Ja bawiłam się przy tej opowieści świetnie i na pewno w przyszłości do niej powrócę, was gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę historię, jestem pewna, że spędzicie przy niej równie miło czas co ja. Z niecierpliwością wyczekuję kolejnych powieści autorki. Opowieści Bruna i Harper daję 7/10.

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Grzesznym Książkom.

piątek, 28 października 2022

 Aleksandra Negrońska - „Bad friends”


Osiemnastoletnia Kendall Walker i jej mama przeprowadzają się do Londynu. Mają zamieszkać z narzeczonym matki i jego synem Nellsonem, którego dziewczyna jeszcze nie poznała. Na miejscu okazuje się, że chłopak jest do niej wrogo nastawiony i prosi, aby udawała, że się nie znają.

To wszystko sprawia, że Kendall z dużą rezerwą udaje się do nowej szkoły. Miała nadzieję, że potencjalny przybrany brat przynajmniej na początku jej pomoże. Jednak dziewczyna szybko przekonuje się, że jest zdana sama na siebie.

W szkole Kendall obserwuje znajomych Nellsona. W oko szczególnie wpada jej Harry Torres. Kapitan szkolnej drużyny koszykówki błyskawicznie sprawia, że dziewczyna nie potrafi przestać o nim myśleć.

Wkrótce Kendall wpadnie w wir nowych znajomości i szkolnych rozgrywek, w których na szali zostanie postawione jej serce.

„Bad friends” to debiut autorki, zawsze z ogromną przyjemnością sięgam po takie książki, bo często wśród takich można trafić na perełki. Gdy zobaczyłam w zapowiedziach okładkę, od razy przyciągnęła mój wzrok i wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Następnie przeczytałam opis i powiedziałam sobie, ok, mój kolejny must read. Zabrałam się za nią z ogromnym zapałem, bo po tej pięknej oprawie, miałam co do niej dość spore oczekiwania, ale niestety, nie wiem, co tu się wydarzyło. Wiecie doskonale, że nienawidzę pisać negatywnych recenzji, ale przykro mi to mówić, ta do takich będzie należała. Nie wiem, co poszło tu nie tak, ale książka jest dla mnie klapą. Jest to jedna z tych książek, przy których nie dałam rady dojść do końca, a uwierzcie mi, takie mogę zliczyć na palcach jednej, no dobrze dwóch rąk. Historia była dla mnie po prostu beznadziejna. Nie wciągnęła mnie kompletnie, nie miała żadnych emocji, była z nich całkowicie wypruta. Rozumiem, że to jest młodzieżówka i osobiście takie bardzo lubię, ale ta jest dla mnie po prostu klapą. Jeśli mam być szczera, nie wiem, skąd tak wiele pozytywnych opinii na jej temat, bo ja się mega zawiodłam. Historia tu przedstawiona była typowo wattpadowa, pełna dram, niedopowiedzeń, drętwych tekstów na miarę gimnazjum, oklepanej i dość schematycznej fabuły, przynajmniej do tego momentu, do którego dałam rade to przeczytać, być może coś przy końcu się zmieniło, nie wiem, może nastąpiło jakieś dobre walnięcie w fabule, które zaskakuje. Główna bohaterka jak dla mnie była hmmm... płytka, zbyt namolna i natrętna, wkurzała okropnie i irytowała, nie mogłam jej właściwie zdzierżyć i to był główny powód, dla którego w pewnym momencie odłożyłam książkę.

Nie będę pisała nic więcej, ponieważ tak jak napisałam wcześniej, nie dałam rady skończyć tej opowieści, jestem zdecydowanie na nie dla tej historii. Być może w przyszłości sięgnę po inną książkę autorki, ale poczekam, aby jej warsztat pisarski troszkę się poprawił. Nie wiem, może jestem już za stara na takie bardzo młodzieżowe opowiastki. Nie polecam tej opowieści i daję jej marne 2/10.

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.

 

Stacey Marie Brown

„The boy she hates”

[Patronat medialny]

Nagle chłopak, którego nienawidziła, wydaje się jedynym, z którym coś ją łączy.
Jaymerson Holloway posiadała wszystko, o czym może marzyć nastolatka. Cieszyła się urodą oraz popularnością, chodziła z najgorętszym kolesiem w szkole i była cheerleaderką. Wszystko było idealne, poza bratem jej chłopaka, Hunterem Harrisem. Jaymerson nie potrafiła go znieść i to ze wzajemnością. Stanowił kompletne przeciwieństwo jej ukochanego Coltona. Wytatuowany, otaczał się dziwnymi ludźmi, nikogo nie słuchał i ciągle sprawiał kłopoty. Nienawidziła go, od kiedy pamięta.

Jednak pewnego dnia wszystko się zmieni. Colton zginie w wypadku samochodowym, a Jaymerson oraz Hunter poważnie w nim ucierpią. Od tego czasu dla dziewczyny nic nie jest takie, jak było. Koleżanki nie wydają się już takie fajne. Są wręcz złośliwe i wredne. Cheerleading w zasadzie już ją nie interesuje, bycie piękną i idealną też nie.
Teraz częściej niż kiedykolwiek wcześniej widuje Huntera, a jego spojrzenie przepełnione jeszcze większą nienawiścią nawiedza ją w snach.

„Prawda jest taka, że czasem jakieś wydarzenia po prostu następują. Wydarzenia, które nie są w porządku ani nie mają sensu. Jednak niezależnie od tego, czy dzieje się dobrze, czy źle, trzeba pamiętać, że po prostu takie jest życie.”

Pamiętam, że gdy po raz pierwszy zauważyłam tę książkę w zapowiedziach, od razu kupiła mnie jej okładka. Spodziewałam się, że dostanę od tej opowieści jakiś zwykły romans nastolatków, gdzie akcja rozgrywa się w szkole. Jednak to, co dostałam na kartkach papieru, chwyciło mnie mocno za serce. Nie spodziewałam się tak emocjonalnej historii. Mamy tu siedemnastolatkę Jaymerson, która miała wszystko: kochających rodziców, siostrę, przyjaciół i idealnego chłopaka. Życie wręcz idealne. Niefortunne zrządzenie losu, odbiera jej Coltona i od tego czasu już nic nie jest takie samo. Dziewczyna zaczyna postrzegać świat z innej strony. Na jej drodze staje Hunter brat Coltona, którego szczerze nienawidziła, ale nienawiść to jedno, a przyciąganie drugie.

Czy ta dwójka mimo wzajemnej niechęci, będzie potrafiła się dogadać?

Czy rzeczywiście pałają do siebie nienawiścią, a może to wszystko jest udawane?

Już dawno nie czytałam książki, w której emocje wylewają się z każdej strony. Jaymerson i Hunter są młodzi, a już zdążyli doświadczyć okropieństwa. Potworny wypadek, który na zawsze odmienił ich życie i w którym oboje kogoś stracili. Chłopaka i brata. Było mi ich bardzo szkoda i czułam ból, który dźwigali na swoich barkach. Po takim czymś jest się ciężko podnieść. Każde z nich próbuje ze stratą radzić sobie w inny sposób. Może i się nienawidzili, ale tak jakby, szukali w sobie wzajemnego ukojenia.

Nie będę ukrywać, że Jaymerson z początku działa mi na nerwy i miałam ochotę nią potrząsnąć za jej zachowanie. Nie miała prawa tak reagować i mówić. Niby można by powiedzieć, że z jednej strony się ją rozumie, ale z drugiej, to nie może być dla niej usprawiedliwienie. Piszę to tak ogólnikowo, bo nie chcę zdradzać nic z fabuły, żebyście sami mogli wszystko przeżywać. Mimo wszystko ją polubiłam, bo później wyjęła kij z tyłka, buntowała się i stawiała na swoim. Natomiast Hunter, dostał otoczkę bandziora, ćpuna i prawdziwego bad boya. Nie przejmował się tą łatką i nigdy jej nie komentował. Sama na początku myślałam, że może on rzeczywiście taki jest, jednak gdy zagłębiałam się w lekturę, zaczęłam się dowiadywać już, o co chodzi. Czasami plotki mogą człowiekowi wyrządzić ogromną krzywdę. Łykanie ich jak pelikany, są najgorsze. Przykre jest to, że ludzie dają się tak łatwo omamić i tańczyć jak inni im zagrają. Nawet nie widzą tego, że są wykorzystywane, a za plecami wyśmiewane. Huntera bardzo polubiłam, bo on niczego nie udawał, był prawdziwy i mówił to, co myślał. To szlachetny i bardzo mądry młody chłopak. Z postaci drugoplanowych bardzo polubiłam Stevie, ta dziewczyna jest świetna, śmieszna i zawsze prawdę ci powie J Chemia pomiędzy naszymi głównymi postaciami, była naprawdę namacalna, że ja sama to odczuwałam. Przyciągało ich do siebie, ale z tyłu głowy ciągle mieli słowa, że nie mogą tego zrobić. A nienawidziłam rodziców Huntera, którzy byli zwykłymi bydlakami.

Co do stylu autorki, to jest lekki i spójny, dzięki czemu fajnie mi się tę opowieść czytało. Autorka wymyśliła bardzo ciekawą fabułę, która naprawdę chwyta za serce. Zawiera w sobie przesłanie i mam nadzieję, że bez problemu je wyłapiecie. Tę książkę zaliczam do gatunku Young Adult, ale nawet ja taka osiemnastka plus vat dobrze się przy niej bawiłam. Jedyne, co mi zabrakło, to punkt widzenia Huntera. Szkoda, że autorka nie postawiła na narrację dwutorową. Przez to czuję trochę niedosyt, ponieważ nie mogłam poznać, odczuć Huntera, który był tu bardzo ważną postacią. Mam jeszcze takie małe zastrzeżenie, a było nim ilość literówek. Niestety było ich sporo w tekście. Na początku nie zwracałam na nie uwagi, jednak w pewnym momencie, zaczynało mi to już przeszkadzać.

Reasumując „The boy she hates” to opowieść niebanalna i emocjonalna, pokazująca, że życie jest przewrotne i z idealnego może w jednej chwili się zmienić. Młodzi ludzie, a już doświadczyli czegoś, co zostanie z nimi do końca życia. W tej historii znajdziecie tajemnice, niedomówienia, pomówienia, brak więzi z rodzicami (których swoją drogą, jakbym złapała, to wsadziła ich głowy między drzwi a framugę i tak ich trzaskała, aż by rozum im wrócił), przyjaźń, nowe postanowienia i miłość. Ja już teraz z niecierpliwością czekam na drugi tom i dalszą opowieść Jaymerson oraz Huntera. Mam nadzieję, że długo nie będziemy musieli  na nią czekać. Szczerze polecam, bo myślę, że może Wam się ta lektura spodobać. Oceniam ją 8/10.

Kasia

Za egzemplarz do recenzji i możliwość objęcia książki patronatem medialnym dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe Zagraniczne. 



 Cora Reilly - „Nie w jego typie”
[Patronat medialny]



Evie, po dwóch latach zajmowania się ojcem, nareszcie może wrócić do swoich spraw. Jej tata poznał nową kobietę i wygląda na to, że po śmierci żony w końcu będzie mógł odbudować swoje życie.
Evie zgadza się na propozycję siostry, opuszcza USA i udaje się do Australii. Tam będzie pracowała jako osobista asystentka wielkiej sportowej gwiazdy – Xaviera Stevensa – Bestii. To stanowisko wydaje się odskocznią, jakiej kobieta potrzebuje.
Jednak wszystko się zmienia, gdy kobieta poznaje Xaviera osobiście. Okazuje się, że praca dla niego bardziej przypomina niańczenie rozkapryszonego dziecka niż zajmowanie się sprawami dorosłego faceta. Do tego Bestia ewidentnie ma problem z nadmiarem kobiet w swoim życiu. Przez jego łóżko przetaczają się tłumy modelek, a on nawet nie chce znać ich imion.
Dobrze, że Evie nie jest w jego typie, bo patrzenie na niego, kiedy jest bez koszulki, niestety nie jest łatwe. Kobieta nie może zaprzeczyć, że ten facet jest bardzo atrakcyjny, ale wie również, że Xavier od razu złamałby jej serce.

Ostatnio mam szczęście do historii o sportowcach, a co jedna, to lepsza. Teraz w moje łapki trafiła powieść Cory Reilly - „Nie w jego typie”. Przez pewien czasu czytałam dość mroczne i ciężkie historie, dlatego teraz z ogromną przyjemnością sięgam po całkiem inne motywy, niż romanse mafijne. Przez tę opowieść dosłownie przeleciałam, bawiłam się przy niej genialnie i żałowałam, że czas z nią spędzony nie trwał dłużej. Losy bohaterów nie są łatwe, oboje są po przejściach i ich życie nie było przez cały czas usłane różami. Podobał mi się pomysł na fabułę, który pomimo tego, że był dość schematyczny i tak bardzo przypadł mi do gustu. Jeśli mam być szczera i właściwie jest mi trochę wstyd, to mam wszystkie książki Cory dotychczas u nas wydane, ale niestety, jeszcze ich nie przeczytałam i tak naprawdę ta opowieść, jest moją pierwszą stycznością z jej twórczością i bardzo przypadł mi do gustu styl pisania autorki, który jest prosty i przyjemny dla czytelnika, pomysł na fabułę był przemyślany i bardzo fajnie poprowadzony. Dostałam w jej książce wszystko to, czego w powieściach szukam, fajnie wykreowanych bohaterów, ciekawą fabułę, mocne i zawzięte charaktery oraz odpowiednią ilość dramy.

Evie polubiłam od samego początku, czuć było, że jest taką swojską babeczką, podobał mi się jej cięty język i to, że nie pozwalała sobie wejść na głowę. Xavier, jejku, to mój kolejny książkowy mąż. Uroczy, z fajnym poczuciem humoru, opiekuńczy, ale żeby nie było aż nazbyt słodko, to miałam ochotę go kilka razy ukatrupić za jego zachowanie dupka, bo parę wpadek mu się zdarzyło, ale to tylko chłop, to można mu wybaczyć. Podobała mi się też kreacja postaci pobocznych i nie będę ukrywała, że z ogromną przyjemnością poznałabym również losy Fiony oraz Connora, a także Blake'a.

Czy polecam wam tę książkę? Zdecydowanie tak, ja jestem w niej zakochana i wiem, że muszę nadrobić zaległości i jak najszybciej poznać pozostałe powieści autorki. Was gorąco zachęcam do poznania Xaviera i Evie, gwarantuję, że będziecie się przy niej świetnie bawić i spędzicie bardzo miło czas. Ja z pewnością do niej powrócę w chwili czytelniczej niemocy. Daję jej 9/10.

Polecam!

Paula

Za możliwość przeczytania książki i objęcia patronatem dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.

piątek, 21 października 2022

 Mariana Zapata - „Wielki mur z Winnipeg i ja”
[Patronat medialny]


Vanessa Mazur jest przekonana, że podjęła słuszną decyzję. Nie powinna mieć absolutnie żadnych wątpliwości. W końcu bycie asystentką, a w praktyce służącą i kucharką, słynnego Aidena Gravesa miało być tylko tymczasowe. Facet znany na boisku jako Wielki Mur z Winnipeg jeszcze co prawda nie wie, co go czeka, ale Vanessa jest już pewna, że nie zostanie przy boku Aidena.

Są rzeczy, których Vanessa naprawdę nienawidzi w tej pracy, a najbardziej nie cierpi zmian planów. To frustruje ją do granic możliwości. I oczywiście sam humorzasty, gburowaty Aiden. Na szczęście już zaoszczędziła wystarczającą ilość pieniędzy, aby móc odejść.

Jednak kiedy mężczyzna przychodzi do niej i błaga, aby wróciła, Vanessa stwierdza, że wszystkiego mogła się spodziewać, ale nie tego. W końcu Wielki Mur z Winnipeg przez cały czas ich współpracy nie potrafił jej odpowiedzieć „Dzień dobry”, a nagle ośmiela się prosić ją o coś takiego.

Niestety ten facet nigdy nie spotkał się z odmową.  



Mariana Zapata ogłoszona jest „Mistrzynią slow – burn romance”, przyznam się szczerze, że nie przepadam, w książkach, jak relacja między bohaterami długo się rozwija, jednak słyszałam o jej historiach dużo pozytywnych opinii, dlatego postanowiłam dać jej szansę. Gdy zaczęłam czytać tę opowieść, początkowo przeraziła mnie ilość opisów, ale im zagłębiałam się dalej, tym czytałam coraz szybciej i szybciej i chciałam jak najszybciej skończyć tę historię. Nie jest to krótka lekturka, bo ma ponad 500 stron, ale przeczytałam ją bardzo szybko. Jestem tą książką zachwycona, bawiłam się przy niej świetnie i pragnęłam, aby chwile z tymi bohaterami trwały jak najdłużej. Odczuwałam podczas czytania mnóstwo emocji, jedynie co, zabrakło mi tu rozdziałów z punktu widzenia Aidena, ponieważ bardzo chciałam dowiedzieć się, co siedzi w jego głowie, o czym myśli, jakie są jego emocje i czego pragnie, a w tym przypadku pozostaje mi tylko się domyślać. Cała relacja pomiędzy bohaterami, pomimo tego, że rozwijała się dość długo i byli oni skryci, podobała mi się, ponieważ było czuć, że jest to coś prawdziwego. Fabuła była przemyślana i fajnie poprowadzona, autorka doskonale wie, jak zachęcać czytelnika do poznania zakończenia i nawet, że jest to dość spore tomisko, ani przez chwilę się przy nim nie nudziłam, wręcz przeciwnie, bawiłam się wyśmienicie, a gdy dotarłam do zakończenia, to pojawiło się w mojej głowie pytanie, ale jak to już koniec? Bohaterowie i wszystkie wydarzenia w tej opowieści były tak poprowadzone, że cały czas była pobudzana moja ciekawość, i w każdym rozdziale było coś, na co reagowałam „o to było bardzo fajne dopełnienie”, nie znalazłam tu nic, co mogłoby być zbędne. Jeżeli chodzi o bohaterów, to początkowo miałam wrażenie, że Aiden będzie typem snoba i gbura, ale bardzo się pomyliłam, był on bardziej osobą ceniącą sobie spokój, ciszę i brak trucicieli w swoim otoczeniu. Natomiast Vanessa przypadła mi do gustu od samego początku, miała anielską cierpliwość, była cudowną pozytywną osobą, której po prostu nie da się nie lubić.

Ja jestem tą historią zachwycona i wiem, że muszę jak najszybciej nadrobić moje czytelnicze zaległości i poznać pozostałą twórczość autorki. Was bardzo gorąco zachęcam do sięgnięcia po historię Van i Aidena, gwarantuję wam, że przypadnie wam ona do gustu. Ja spędziłam z nią bardzo miło czas i z ogromną przyjemnością jeszcze do niej powrócę. Daję jej zdecydowane 9/10.

Psttt... gdybym miała tu dodatkowo punkt widzenia Aidena, byłaby na sto procent 10/10. :)

Paula

Za możliwość przeczytania książki i objęcia patronatem dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.

czwartek, 13 października 2022

 Kylie Scott - „Pożądany przyjaciel”


Kiedy Anna budzi się ze śpiączki po wypadku samochodowym, odkrywa, że życie toczyło się dalej bez niej. Mąż zdradził Annę z jej najlepszą przyjaciółką, a ją samą już dawno zastąpiono w pracy. Podczas gdy dawne życie jest odległym wspomnieniem, nowe sprawia wrażenie pustej skorupy.
I wtedy kobieta spotyka nieznajomego, który w dniu wypadku uratował jej życie. To spotkanie wszystko zmienia.
Leif Larsen – tatuażysta, żartowniś i podrywacz – ma własne blizny po wypadku, w wyniku którego Anna zapadła w śpiączkę. Pomaganie jej w wyjściu z nieudanego małżeństwa i rozpoczęciu nowego życia wydaje się doskonałym sposobem na odwrócenie uwagi od traumy. Kiedy więc potrzebuje nowego współlokatora, zaprasza Annę, by razem z nim ruszyła w nową drogę.
Choć mają wrażenie, że w ich życiu ktoś wcisnął pauzę, być może razem uda im się odnaleźć drogę do uzdrowienia.

Pierwszy tom serii Braci Larsen podobał mi się bardzo, Leif również się w nim pojawił i byłam ciekawa jego opowieści, bo po pewnych wydarzeniach z poprzedniej części było mi go naprawdę żal. Gdy złapałam dziś rano tę książkę w swoje ręce, nie mogłam się od niej oderwać, czytałam ją z ogromnym uśmiechem na twarzy i z szaleńczo bijącym sercem. Bawiłam się przy niej świetnie. Nie odłożyłam jej ani na chwilę, dopóki nie dobrnęłam do samego końca, a gdy miałam już ostatnią stronę, powiedziałam tylko „och, to już?”, szkoda, że skończyłam ją tak szybko. Bohaterowie są genialnie wykreowani, Leifa pokochałam od samego początku, czuły, opiekuńczy, zabawny, paliły mi się po prostu do niego cholewki. Troszkę nieufny w stosunku do kobiet, ale jakoś wcale mu się nie dziwię, po tym, co go spotkało. Jeżeli chodzi o Annę, również ja polubiłam, Jezu, nawet nie macie pojęcia, jak bardzo było mi jej żal, gdy się obudziła po śpiączce i dowiedziała się tych wszystkich okropności, ja pikole, deprecha gwarantowana. Ale ona była naprawdę dzielna i silna, nie poddała się, chociaż wiele osób, będąc na jej miejscu by po prostu usiadło i chyba zaczęło płakać. Ale nie liczcie na to, że dostaniecie słodko pierdzący romans, o nie, autorka, jak ma to w zwyczaju, pomimo lekkiej opowieści, porusza też kwestie, które spotykają wielu z nas w codziennym życiu i podobało mi się to, jak je przedstawiła, jak Anna i Leif stawiali czoła przeciwnością, nie uciekali od tego, tylko starali się pokonać wszystko, co złe wspólnie.

Czytało mi się tę opowieść szybko i fajnie, uwielbiam lekki styl pisania autorki i przedstawiane przez nią historie, z niecierpliwością będę czekała na kolejne jej pozycje, a do tej z pewnością powrócę, ponieważ spędziłam z nią przyjemny poranek i południe. Czy polecam tę powieść? Zdecydowanie tak. Jest to bardzo miła odskocznia od mrocznych i brutalnych powieści, które teraz królują na naszym rynku. Ja daję jej 8/10!

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Luna.

wtorek, 11 października 2022

 

M.S. More - „Broken asshole”


Obiecał sobie, że już nigdy więcej się nie zakocha... Nie dotrzymał słowa.

Nastoletnie serca są delikatne, łatwo je zranić. Serce Maxa pękło, kiedy zobaczył ukochaną Elen czule obejmującą innego chłopaka. To właśnie tego dnia Maxwell Taison przysiągł sobie, że już nigdy się nie zakocha, że nie będzie więcej cierpiał z miłości. Niech od tej pory dziewczyny cierpią przez niego!

Trzy lata później Max konsekwentnie trzyma się swojego postanowienia. W szkole jest królem, gwiazdą drużyny hokejowej, obiektem westchnień, bożyszczem szkolnych koleżanek. I wykorzystuje swoją popularność bez skrupułów. Imprezy, flirty, jednonocne przygody ― oto życie Maxwella po lekcjach. Cóż, chłopak nie zamierza się zmieniać, nawet jeśli czasem ktoś nazywa go dupkiem. Jak Brzydka Beth, przyjaciółka z dzieciństwa. Przecież król Malloy High School nie będzie się liczył ze zdaniem szkolnej dziwaczki... Nawet jeśli ta dziwaczka ma bardzo atrakcyjną kuzynkę.

Czytałam jakiś czas temu powieść autorki „Wszystko, albo nic” i bardzo mi się ona podobała. Dlatego, gdy zobaczyłam w zapowiedziach „Broken asshole”, wiedziałam, że muszę dodać tę historię do moich książek do przeczytania. Gdy przyszła, byłam zaskoczona jej objętością, bo nie spodziewałam się, że będzie miała niecałe 200 stron, ale nie ma co oceniać książki po objętości, dlatego z zapałem zabrałam się za czytanie. Czy mi się podobała? No niestety, coś tu nie do końca mi pasowało. Książka od samego początku mnie jakoś nie porwała, przez trzy dni przeczytałam jej jedynie 40 stron, ale zebrałam się w sobie i powiedziałam, że muszę ją skończyć, a nie ociągać się, jak leniwiec. Cały czas miałam nadzieję, że to po prostu początek, trzeba dać jej czas, aby się rozkręciła, ale przykro mi to pisać, tak się nie stało. Książka krótka, ale dla mnie nieprzemyślana, pisana na szybko i trochę poupychanych, jak ja to mówię zapychaczy, czyli scen, które kompletnie nic nie wnosiły do całej historii. Główni bohaterzy, kurczę, jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło, żebym nikogo nie polubiła, tu niestety, tak jest. Max to dla mnie po prostu debil, zapatrzony w siebie arogancki dupek, okej, okej, rozumiem, że został kiedyś skrzywdzony, ale kufa bez przesady, że przez kilka lat nie może się podnieść i jest z niego jeden wielki kawał dziada. Beth cóż, nawet nie wiem, jak mam skomentować jej postać, początkowo myślałam, że dostanę dziarską babeczkę, która nie da sobie w kaszę nadmuchać, ale cóż, zawiodłam się, bo dawała sobą pomiatać, nie potrafiła się odezwać, a nawet, jak już coś powiedziała, to zaraz ją każdy olewał.

Bardzo mi to przykro pisać, ale jestem zdecydowanie na nie dla tej opowieści, zachęciła ,mnie cudowna okładka i opis, ale niestety się zawiodłam, jedynie co jest zdecydowanie na plus to styl pisania autorki, który, pomimo tego, że historia mi się nie podobała, jest lekki i przyjemny dla czytelnika. Czy warto sięgnąć po tę powieść? Ja na pewno do niej nie powrócę, ale was zachęcam do wyrobienia sobie opinii samemu. Ja daje jej marne 3/10.

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Editio Red.

poniedziałek, 10 października 2022

 

Cora Reilly

„Naznaczeni grzechem 2”

[Patronat medialny]

Marcella postawiła Maddoxa przed najtrudniejszą decyzją w jego życiu, a on dokonał wyboru. Wybrał ją, córkę swojego wroga. Jednak dziewczyna nadal ma wątpliwości, czy mężczyzna będzie w stanie poświęcić dla niej wszystko.

Maddox od zawsze miał świadomość, kim są jego wrogowie. Żył pragnieniem zemsty, a teraz nagle przestał wiedzieć, komu może zaufać. Zrozumiał, że właściwie nie ma już domu.

Czy kiedykolwiek będzie mógł stać się częścią mafijnej rodziny Marcelli i żyć wśród ludzi, których kiedyś tak bardzo nienawidził? I jak na to wszystko zareagują członkowie klubu motocyklowego, jego bracia? Czy potraktują go jak wroga? A może uznają go za zdrajcę?

Wydaje się, że on i Marcella mają nikłe szanse, żeby być razem. Szczególnie kiedy wszystko staje przeciwko nim.

„Zmiana jest nieuchronna. Przyszłość na nas nie zaczeka. Jeśli jej na to pozwolimy, zmiecie nas.”

Nie wiem, co to się ostatnio dzieje, ale złapała mnie jakaś niemoc do czytania. Jakąkolwiek książkę wzięłam, po chwili ją odkładałam, ale wiedziałam, że mam książki, z których muszę się rozliczyć, to zaczęłam je sobie powoli czytać. Tym razem w moje ręce wpadł drugi tom „Naznaczeni grzechem” i dalsza część Marcelli oraz Maddoxa. W pierwszej części Maddox był porywaczem dziewczyny, ale nie mógł i starał się nie pozwolić nikomu jej skrzywdzić. W tym tomie znika na jakiś czas, przez co Marcella myśli, że wybrał inne życie, ale wraca i dopiero teraz tej dwójce przyjdzie się zmierzyć z życiem.

Podoba mi się to, w jaki sposób autorka poprowadziła tę fabułę. Dostarczyła nam adrenaliny i wiele razy budziła niepokój o to, jak się ta cała historia zakończy. Bohaterzy swoimi zachowaniami dopełniali całokształt książki dzielnie, o siebie walcząc. Chemia między nimi była wręcz namacalna, a pożądanie biło po oczach. Mamy tu również kilka porachunków i spisków mafijnych, jednak dla mnie mogłoby być tego ciut więcej, bo jako miłośniczka wątków mafijnych lubię, jak jest tego trochę więcej w książkach :D

Cora Reilly zdecydowanie potrafi pisać romanse mafijne, które pochłania się, jak ciepłe bułeczki. Wiem, że autorka ma być na tegorocznych Targach książki w Krakowie i ubolewam nad tym, że mnie tam nie będzie, ale tę moją nieobecność, zdecydowanie wynagradzają mi jej książki, po które będę zawsze sięgać w ciemno.

Reasumując „Naznaczeni grzechem 2” to lektura, która porwie Was w swoje szpony od pierwszej strony i nie pozwoli książki odłożyć, dopóki nie dobrniecie do końca. Ja spędziłam z nią miłe chwile, popijając ciepłe kakao z piankami pod kocykiem.

Polecam i oceniam tę historię 8/10.

Kasia

Za egzemplarz do recenzji i możliwość objęcia książki patronatem medialnym dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu.


 

 

 

Meghan March

„We własnych okowach”

Lorda Robichaux wychowała ulica. Bywało, że przed głodem ratowała go kradzież. Jednak twarda szkoła życia w Dzielnicy Francuskiej wyszła Lordowi na dobre. Stała się dziedzictwem, które wpływało na wiele jego wyborów. I w końcu coś osiągnął. Odnalazł brata i miał swój sposób na życie - lombard Chains, który stał się dla niego szczególnym miejscem w dzielnicy. Któregoś dnia na jego progu stanęła rudowłosa dziewczyna i oświadczyła, że przyjmuje posadę w lombardzie. A przecież Lord żadnej oferty pracy jej nie złożył!

Elle Snyder była z innego świata. Niewiarygodnie seksowna, świadoma swojej urody i tego, jak bardzo działa na mężczyzn. Do tego miała pieniądze. Dużo pieniędzy. Lord świetnie zdawał sobie sprawę, że Elle nie jest dla niego. Co prawda przyjął ją do pracy, ale gdyby pozwolił sobie na coś więcej, mogłoby to mieć opłakane konsekwencje. Wtedy jeszcze nie wiedział, że dziewczyna dzięki pracy w Chains chciała zakończyć kilka paskudnych spraw z przeszłości.

Byłoby dużo prościej, gdyby oboje mogli się oprzeć iskrzącemu między nimi pożądaniu. Utrzymanie dystansu było jednak niemożliwe. Pragnęli siebie codziennie coraz bardziej, aż do szaleństwa. A przecież lombard mieścił się w bardzo niebezpiecznej dzielnicy. Pewnego dnia doszło do brutalnego morderstwa, którego ofiarą była poprzednia pracownica mężczyzny. Sprawy zaczęły się komplikować. A napięcie między Elle a Lordem rosło...
To twojewybory.Weźmieszzanieodpowiedzialność?

“Łatwo jest osądzać, gdy człowiek jest przekonany, że zna prawdę. Tyle że prawda jest często o wiele bardziej poplątana, niż by się mogło wydawać.”

Tej autorki chyba nikomu nie trzeba przedstawiać, przynajmniej tak myślę. Już niedługo będziemiała swoją premierę jej najnowsza książka „Mężczyzna z bliznami”, a ja przychodzę do Was z recenzją trzeciego tomu serii Sekrety i Namiętności – „We własnych okowach”. Tym razem pisarka zapoznaje nas z historią Lorda Robichaux oraz Elle Snyder. Kurczę, ale to było dobre. Megham March z książki na książkę zaskakuje mnie swoimi pomysłami na tę serię. Każda wyróżnia się czymś własnym, cobardzo sobie cenię. Opowieści tej autorki w moim odczuci nigdy nie były pisane na siłę i zawsze mają sens. Jest to jedna z moich ulubionych autorek, po które sięgam bez jakiejkolwiek zachęty, to dla mnie po prostu must read.

Przygotujcie się na historię, która Was wciągnie momentalnie. Co prawda, mamy tu wulgarny język i gorące sceny, ale kto takich nie lubi. Oprócz tego znajdziecie tu trudne dzieciństwo, przyciąganie, mocnych bohaterów i wiele, wiele innych rzeczy. Postacie zostały bardzo dobrze wykreowane i byli interesujący. W książkach autorki podoba mi się to, że ona nie pierdzieli trzy po trzy, tylko stwarza takie historie, w których coś się cały czas dzieje. Nie ma tu zbędnych zapychaczy, żeby tylko zapełnić strony.

Mamy tu zastosowaną narrację dwutorową, która po raz kolejny pozwala nam na lepsze zapoznanie się z bohaterami. Chemia między nimi była wyczuwalna, co jest plusem. Polubiłam tę dwójkę i bardzo miło czytało mi się ich opowieść, która nie była kolorowa.

Jeżeli szukacie książki, która wywrze na was wrażenie, to śmiało możecie sięgać po „We własnych okowach”, ale polecam zacząć swoją przygodę z tą serią od pierwszego tomu. Ja jestem usatysfakcjonowana tym, co dostałam i z niecierpliwością czekam na kolejny tom. Szczerze polecam i oceniam książkę 7/10.

Kasia

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Editio Red.


 

 

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...