piątek, 30 września 2022

 Iga Daniszewska - „Dziewczyna z biblioteki”


Może się wydawać, że Lexi Clark, córka Dylana i Olivii, to typowa kujonka i dziewczyna, która na studenckich imprezach raczej nie jest rozchwytywana. Jednak Nico Carter, czołowy zawodnik uniwersyteckiej drużyny futbolowej, szybko się orientuje, że to zdecydowanie nie ten typ dziewczyny.

Lexi, owszem, zdaje się bardziej zainteresowana książkami i przesiadywaniem w bibliotece niż facetami, ale ma w sobie coś, co sprawia, że Nico miękną kolana. Okazuje się, że Lexi to pewna siebie, bardzo gorąca dziewczyna, która gardzi sportowcami.

Kiedy spotykają się na imprezie w domu bractwa, Nico już wie, że poderwanie Lexi będzie niezmiernie trudne, a on nigdy nie musiał starać się o względy kobiet. Dodatkowo to córka znanych w mieście wilków z Wall Street. Najlepiej byłoby odpuścić, ale coś magnetycznego ciągnie go do tej dziewczyny i Nico szybko zapomina o rozsądku. Jeszcze nigdy nikogo tak nie pragnął.

Z twórczością autorki spotkałam się już za sprawą „Szpilek z Wall Street”, która bardzo mi się podobała, dlatego, gdy zobaczyłam w zapowiedziach, że dostaniemy historię jednej z bliźniaczek, byłam zachwycona. Jednak nie będę ukrywała, że miałam też lekkie obawy, czy ta historia również przypadnie mi do gustu. Wczoraj rano zaczęłam ją czytać i cóż... wczoraj ją skończyłam. Książka jest genialna, napisana lekko i przyjemnie, fabuła nie jest przytłaczająca, wręcz przeciwnie spędziłam przy niej świetnie czas i naprawdę dobrze się bawiłam. Język, jakim posługuje się autorka, jest naprawdę fajny w odbiorze, dzięki czemu książkę czyta się bardzo szybko. Właściwie żałowałam, że chwile z nią tak szybko minęły. Mamy tutaj dwójkę bohaterów, upartych, pewnych siebie i dążących do wyznaczonego celu. Nie mamy tu tępego osiłka i małej szarej myszki, tylko inteligentną kobietę, która wie, czego od życia chce, ale i mężczyznę, który wie, co jest dla niego w życiu najważniejsze. Ona nie dała sobą pomiatać i podobał mi się jej cięty język, on natomiast nie poddawał się szybko, jak na sportowca przystało i zawsze zdobywał to, czego pragnął. Ale nie myślcie sobie, że otrzymacie tu słodko pierdzącą opowieść, gdzie życie bohaterów biegnie po drodze usłanej różami, o nie, Lexi dostała od życia nieźle w kość, a stereotypy, które ciążą na futbolistach, też nie ułatwiają Nico życia. Nie zabrakło tu też lekkiej dramy, ale nie była ona przesadzona, wręcz przeciwnie, uważam, że idealnie dopełniła całą fabułę i połączyła ze sobą zarówno historię rodziców Lexi, jak i tą część.

Ja jestem tą opowieścią zachwycona i z ogromną niecierpliwością będę czekała na historię drugiej bliźniaczki, coś czuję, że tam będzie kupa humoru i akcji. Was gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę książkę, gwarantuję, że się nie zawiedziecie. Dla mnie ta opowieść jest genialnie napisana i wiem, że muszę sięgnąć po inne książki autorki. Tej daję 9/10.

Polecam!

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.

czwartek, 29 września 2022

 

Agata Polte

„Druga szansa Scordatto”

[Patronat medialny]

Saverio Scordatto wie, że w świecie mafii zaufanie jest luksusem, jednak nigdy nie sądził, że cios nadejdzie z tej strony. Chantal go zdradziła. Mężczyzna pragnie zemsty i zamierza jej dokonać już niedługo.

Chantal popełniła błąd. Zdaje sobie sprawę, że jeśli chce przetrwać, powinna zniknąć, dlatego razem ze swoim bliźniakiem Constantine’em znajduje bezpieczne schronienie. Oboje zastanawiają się, jak ujść z życiem po wszystkim, co się wydarzyło.

Kobieta chciałaby dostać drugą szansę, ale jej brat wolałby zniszczyć Scordatto. I planuje to zrobić, więc wypowiada mu wojnę. Nie ma jednak pojęcia, czy którykolwiek z nich ją przeżyje, zwłaszcza że na obu czyhają wrogowie oraz zdrajcy.

„Nie przewidziałem, że kobieta, dla której byłem gotowy zginąć, sama planowała mój koniec.”

To już moje drugie spotkanie z twórczością autorki i kolejne spotkanie z Chantal oraz Saverio. Jak mam być szczera, to ten tom jest znacznie lepszy od pierwszego. Agata od samego początku nie pozwala czytelnikowi na nudę. Nie jest tajemnicą, że lubię w książkach wątki mafijne, ale muszą być takie, żeby przyciągnąć mnie do siebie fabułą, zwrotami akcji, adrenaliną, niebezpieczeństwem no i porachunkami. W tym przypadku to wszystko dostałam i czytałam z zapartym tchem. Ciekawa byłam, jak potoczą się losy bohaterów, zwłaszcza po takim zakończeniu pierwszego tomu. Uważam, że autorka zdecydowanie pociągnęła wszystko w dobrym kierunku, przez co ta opowieść wyszła tak dobra.

Chantal i Sav mnie kupili. Nie byli postaciami sztucznymi, tylko naprawdę mocnymi. Drapali aż do krwi, dzięki czemu dało się odczuć wszystkie emocje, które Agata chciała przekazać. Zwroty akcji były przemyślane i nic nie było wciskane na siłę. Dynamizm wylewał się z każdej strony tej lektury. U mnie zawsze jest tak, że, jak wkręcę się w jakąś opowieść, to trudno mi jest odłożyć książkę na bok. Z „Drugą szansą Scordatto” dokładnie tak było.

Jeżeli myślicie, że znajdziecie tu sceny, które są monotonne, czy wciskane na siłę i nic się w nich nie dzieje, to od razu Was uprzedzam, że tak nie jest. Odnoszę wrażenie, że autorka w tej powieści zadbała o najmniejszy szczegół, bo nic tu się nie dzieje przypadkowo. Są tajemnice, jest zemsta, zazdrość, kłamstwa, no jest wszystko, czego tylko zapragniecie. Oczywiście są też pikantne sceny, które dopełniają całą książkę i przy okazji rozgrzewają do czerwoności :D

Już teraz wiem i w sumie upewniłam się tylko, że dylogia Oblicza mroku to nie moje ostatnie spotkanie z piórem Agaty. Dziewczyna pisze naprawdę lekko i spójnie. Widać, że wkłada ogrom serca w pisanie, bo to naprawdę czuć. Moja recenzja może i jest ogólnikowa, ale chciałam przejażdżkę tym rollercoasterem emocjonalnym, pozostawić Wam J

Reasumując „Druga szansa Scordatto” to książka, gdzie jest dosłownie wszystko, co powinien zawierać dobry mafijny romans. Oprócz miłości, która będzie musiała zmierzyć się z wrogami i tajemnicami, które wychodzą jak grzyby po deszczu, bohaterzy będą musieli również zmierzyć się z zaufaniem i nadzieją, czy da radę to wszystko odbudować. Ja jestem tym tomem zachwycona i szczerze polecam. Oceniam książkę 8/10.

Kasia

Za egzemplarz do recenzji i możliwość objęcia książki patronatem medialnym dziękuję autorce oraz Wydawnictwu NieZwykłemu.

 

 

 

środa, 21 września 2022

 

Lucia Franco - „Hush hush”

Aubrey nigdy nie miała łatwo w życiu. Po tragicznej śmierci rodziców była wychowywana przez babcię, zmagając się z ciągłym brakiem pieniędzy. Niewielką radością, jaką dostarczył jej los, było zdobycie stypendium, ale nawet ono nie gwarantuje, że dziewczyna będzie w stanie kontynuować studia. Pomiędzy nauką, opieką nad babcią i pracą na dwa etaty Aubrey stara się jakoś utrzymać głowę na powierzchni. Wszystko zmienia się, kiedy najlepsza przyjaciółka proponuje jej sposób na rozwiązanie finansowych kłopotów – pracę w luksusowym klubie Sanctuary Cove, który obsługuje wyłącznie elitę Nowego Jorku. Czy jednak Aubrey jest gotowa na wyzwania nowej pracy?

Pracując w Sanctuary Cove, należy bezwzględnie przestrzegać trzech reguł: 1: Oddzielasz życie osobiste od zawodowego. 2: Nigdy nie ujawniasz prawdziwej tożsamości 3: NIGDY nie przywiązujesz się emocjonalnie do klientów.

To właśnie w klubie Aubrey spotyka srebrnowłosego Jamesa Rivierę – znakomitego prawnika z nowojorskim akcentem, z ciałem, za które można umrzeć, i z tatuażami pokrywającymi skórę. Chemia między nimi jest niezaprzeczalna, ale związek z Jamesem jest niemożliwy. Czy dziewczyna odejdzie, czy zdecyduje się złamać wszelkie zasady?


Tak naprawdę nie wiem, od czego mam zacząć. Jak tylko pokazała się u nas zapowiedź tej książki, słyszałam mnóstwo, ale to naprawdę mnóstwo pozytywnych opinii na temat tej historii, że taki sztos, że nie można się oderwać, że bardzo kontrowersyjna. Od razu w mojej głowie był pstryczek i oho, muszę ją przeczytać obowiązkowo. Fakt, okładka jest cudowna i bez wątpienia przyciąga wzrok, do tego opis też jest dość intrygujący. Dlatego, gdy otrzymałyśmy egzemplarz do recenzji, uśmiech nie schodził mi z twarzy. Gdy już trzymałam go w rękach, no całkiem niezły klocuszek, na jakiś czas odłożyłam go na półkę, kilka dni temu wzięłam się za nią w końcu do czytania no i cóż... powiem wam, że nie mam pojęcia, skąd tyle pozytywnych opinii o niej, dla mnie była ona co najwyżej przeciętna. Faktem jest, że autorka ma fajny i lekki styl pisania, a scen seksu było dużo, ale nie były jakieś przesadzone, chociaż moim zdaniem było ich zdecydowanie zbyt wiele, przez co po pewnym czasie zrobiło się to po prostu nudne. Co do głównych bohaterów, to po prostu jakieś nieporozumienie. Aubrey okropnie mnie wkurzała, te jej wieczne tłumaczenia, dlaczego ona to robi były tak płytkie, jak ona sama. Denerwowało mnie jej wieczne niezdecydowanie i zakłamanie, tak naprawdę najbardziej było mi żal Daniela. Co do Jamesa, to facet po 50 a zachowujący się jakby dopiero co zaczął majtać swoją magiczną fajką na prawo i lewo, jakby był jakiś niewyżyty. Ogólnie cała fabuła, słabo trzymała się kupy i jak dla mnie sporo było niedociągnięć. Niby Aubrey pracowała na dwa etaty, nie płaciła za mieszkanie, jedynie za media, ba miała nawet stypendium, a na nic nie miała siana, rozumiem, że wspierała swoją biedną babcię, która jest tak jakby jej jedyną rodziną, no ale chyba i tak coś tu jest nie halo. Drugi przykład, akcja z jej przyjaciółką Natalie, która od długieeego czasu ją okłamywała, że jest hostessą, a tu nagle łup, wyskakuje do niej z tekstem, że jest luksusową panią do towarzystwa i ona jak gdyby nigdy nic przyjmuje to do wiadomości i zero jakichkolwiek wyrzutów, no proszę, można? Można. Ogólnie cała książka opiera się na tym temacie, pań do towarzystwa i jest to przedstawione w samych superlatywach, faceci nie są starymi obleśnymi snobami, wręcz większość z nich super umięśniona, elegancka i postawna, pełna kulturka przy spotkaniach, mnóstwo wolnego czasu dla siebie i na naukę, no i te tysiące lecące po każdym spotkaniu, żyć nie umierać.

Nie chcę więcej nic pisać na temat tej książki, dla mnie ona była po prostu beznadziejna. Fabuła słaba, emocji tyle, co nic, bohaterowie wkurzający, jak rozpuszczający się śnieg. Już dawno nie miałam tak, że cieszyłam się, że zmęczyłam jakąś historię, a tu właśnie tak było. Czy polecam? Niestety, ale nie.
Daję jej 3 na 10, ale to tylko ze względu na język, jakim pisze autorka.

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Niegrzecznym książkom.


poniedziałek, 19 września 2022

 

L.J. Shen

„Igrając z ogniem”

Bolesna, emocjonująca historia miłosna o prawdzie, która łączy… i sekretach, które mogą rozdzielić.

Ona jest dziwną dziewczyną z food trucka.

On tajemniczym chłopakiem biorącym udział w nielegalnych walkach, który pewnego dnia wparował na motocyklu do jej spokojnego teksańskiego miasteczka i od tej chwili nieprzerwanie sieje spustoszenie.

Ona jest niewidzialna dla świata.

On jest ulubieńcem mieszkańców.

Ona jest wyrzutkiem.

On sprowadza kłopoty.

Grace Shaw i West St. Claire to kompletne przeciwieństwa.

Kiedy on wprasza się do jej spokojnego życia, dziewczyna zaczyna się zastanawiać, czy nastąpi szczęśliwe zakończenie, czy raczej ich historia skończy się tragicznie.

Im bardziej go jednak odpycha, tym on bardziej próbuje wyciągnąć ją ze skorupy.

Grace nie zna życia poza granicami małego miasteczka, ale dwie rzeczy wie na pewno:

Po pierwsze – zakochuje się w najseksowniejszym studencie Sheridan University.

Po drugie – kiedy igrasz z ogniem, zawsze się sparzysz.

„Uroda to zaledwie krótki epizod w historii twojego życia. To słodkie, złudne kłamstwo. Opakowane w elegancki papier jak tajemniczy prezent. Oczywiście, ładnie opakowane prezenty przyciągają wzrok...”

Po książki L.J. Shen sięgam naprawdę z ogromną przyjemnością. Ta autorka pisze piękne, bolesne i emocjonujące historie. Jeśli znacie jej pióro, to wiecie, o czym mówię. Jakiś czas temu dostałam do recenzji jej nową książkę, „Igrając z ogniem”, której okładka, niekoniecznie przyciąga wzrok, ale za to opis ma bardzo ciekawy. Mamy w niej dwójkę młodych osób, które zostały naznaczone przez życie. Oboje noszą blizny z tym, że blizny Grace są widoczne, a Westa ukryte wewnątrz. Ona jest zwykłą dziewczyną, a on popularnych chłopakiem, który bije się za kasę. Są jak jin i jang i można by było powiedzieć, że nie mają ze sobą nic wspólnego, ale jest na odwrót. Gdy West postanawia wkroczyć w życie Grace, nie zwiastuje to nic dobrego.

Co się wydarzy, kiedy ścieżki tej dwójki się przetną?

Czy igrając z ogniem mocno się sparzą?

Jeny, ależ ta historia była dobra. Jak mam być szczera, to mogłaby być dużo dłuższa. Nie lubię ogólnie grubych książek (chociaż ta jest gruba, bo ma ponad 400 stron), ale w tym przypadku bym się nie pogniewała, gdyby była jeszcze dłuższa. L.J. Shen przedstawia nam bardzo bolesną historię Westa i Grace. Czytając tę opowieść, tak bardzo im współczułam, ale cieszyłam się, że mimo wszystko dawali sobie radę, chociaż nie było łatwo. Mega podobała mi się kreacja głównych bohaterów. Uważam, że autorka świetnie przedstawiła ich osobowości. Grace była kiedyś piękną dziewczyną, która miała wszystko: była cheerleaderką, miała urodę, popularność i przystojnego chłopaka. To wszystko zostało jej odebrane w jednej chwili, w jednej sekundzie. Cholera, aż ciężko mi, o tym pisać, bo normalnie łzy się cisną do oczu. Jej siła była zadziwiająca, ponieważ, nie poddała się, nie ukrywała i stawiła temu wszystkiemu czoła. Zresztą sami to zobaczycie, sięgając po tę lekturę. Była wyszczekana i nie była łatwowierna, co mi w niej imponowało. Z drugiej strony mamy Westa, którego historii od razu nie poznajemy i trzeba przeczytać sporo książki, żeby się to w końcu wyjaśniło. Jednak było wiadomo, że też doznał krzywdy. Miałam jakieś swoje teorie, ale nie byłam przygotowana na to, co dostałam. Ryczałam jak małe dziecko i chciałam sprawić, żeby móc to odczytać, ale tak się nie da. Na początku nie rozumiałam, dlaczego jest takim aroganckim dupkiem, który potrafił krzywdzić słowami i czynami. Jednak dostał ode mnie rozgrzeszenie. Co do postaci drugoplanowych, to jednych lubiłam, a drugich niekoniecznie. Miałam trochę mieszane uczucia do babci Grace. Kobieta była chora, ale jej słowa tak bardzo potrafiły ranić, że ja sama to odczuwałam na własnym ciele. Przysięgam. Wczułam się w tę opowieść i przeżywałam ją całą sobą. Polubiłam Eastona, bo chłopak okazał się prawdziwym przyjacielem.

W tej lekturze dostajemy narrację dwutorową z podziałem na role, za co jestem wdzięczna autorce, ponieważ wszystko nam dokładnie nakreśliła w ich zachowaniach i przeżyciach. Roi się tu od emocji, bólu, intryg i sekretów, które mogą człowieka zniszczyć i to dosłownie. Oprócz tego dostajemy też kilka scen zbliżeń, które dopełniają książkę i sprawiają, że jest ona ciekawym romansem. Mnie ta historia kupiła, bo nie było chwili, żebym się nudziła. Czytałam gdzie i kiedy się tylko dało. Jestem na ogromne TAK i z ręką na sercu mogę Wam ją polecić. Oceniam tę przepiękną lekturę 8/10.

Kasia

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu LUNA.

 

czwartek, 15 września 2022

 

Melanie Harlow

“Make me yours”

Cheyenne Dempsey pracuje jako przedszkolanka w miasteczku, w którym się wychowała. Wciąż jest singielką przede wszystkim dlatego, że żaden z jej chłopaków nie mógł się równać z jej pierwszą, nieodwzajemnioną miłością. Już od dzieciństwa Cheyenne jest bowiem beznadziejnie zakochana w przyjacielu swojego starszego brata.


Cole Mitchell to policjant, w którego sercu jest miejsce tylko dla jednej kobiety – jego córeczki Mariah. W pełni poświęca się samotnemu wychowywaniu dziewczynki, ponieważ jego żona zmarła przy porodzie. Choć przyjaciele żartobliwie nazywają go mnichem i nieustannie zachęcają do dania szansy nowym znajomościom, Cole nie był na randce od dziewięciu lat. Coraz częściej czuje się samotny, ale nie jest w stanie rozpocząć nowego rozdziału życia.


Wszystko zmienia się pewnej nocy, gdy po wypiciu kilku drinków za dużo Cheyenne niechcący wysyła do Cole’a bardzo niegrzeczną wiadomość… Od tego momentu mężczyzna zaczyna postrzegać ją w innym świetle. Po raz pierwszy od wieków czuje fascynację i pożądanie. Ale Cheyenne nie chce być dla niego tylko krótkotrwałą przygodą. Czy Cole będzie w stanie uporać się z demonami przeszłości i otworzyć się na nową miłość? 


“Ktoś mi kiedyś powiedział, że kiedy trzymasz w rękach coś cennego, musisz to mocno trzymać.”


Jak ja czekałam na historię Cole’a i Cheyenne i się doczekałam. Na początku tylko wspomnę, że “Make me yours” to drugi tom z serii Bellamy Creek. W tej części spotykamy policjanta i przedszkolankę. On dziewięć lat temu stracił żonę i został sam z małym dzieckiem, któremu musiał zastępować i ojca i matkę. Wychowanie dzieci to niełatwe zadanie, a Cole miał jeszcze trudniej, bo borykał się ze śmiercią małżonki i musiał wychować córeczkę. Odciął się od związków i o takowych nawet nie chciał słyszeć. Robił to ze względu na córkę, ale nie tylko. Powód był dużo, dużo większy. Natomiast z drugiej strony mamy kobietę, która od trzynastego roku życia (chociaż kilka razy też jest wspomniane, że od dwunastego) była beznadziejnie zakochana w Cole’u. Jest singielką, bo nie potrafi zakochać się w nikim innym. Tych dwoje ciągnie do siebie i pewnego dnia wszystko się między nimi zmienia. Wydarza się coś, co otworzy lawinę przeróżnych wydarzeń. 


Czy Cole otworzy serce na miłość?

Czy Cheyenne zdobędzie chłopaka, w którym jest bez pamięci zakochana?


Ja już znam na te pytania odpowiedzi, a teraz pora na Was, żeby je poznać.


Uwielbiam styl pisania autorki, ponieważ jest lekki, spójny i z humorem. Melanie Harlow stworzyła nietuzinkową opowieść o tym, że człowiek po stracie kogoś bliskiego nie tak łatwo umie wyjść ze skorupy, w której się szczelnie zamknął. W przypadku Cole’a dokładnie tak było. Naprawdę mu współczułam i niekiedy rozumiałam, dlaczego zachowywał się tak, a nie inaczej. Były też momenty, że chciałam nim porządnie wstrząsnąć, bo miał obok siebie kobietę, która mogłaby go uszczęśliwić i pokazać, że nie wszystko jest przedstawione w białych i czarnych barwach. Bardzo polubiłam się z bohaterami, bo byli tacy życiowi, niczego nie udawali i dało się odczuć z nimi więź. Ja ich uwielbiam na równi, ale moje serce i tak skradła Mariah córka Cole’a. Dziewczynka jak na dziewięć lat jest bardzo bystra i mądra. Nigdy niedane jej było poznać matki, ale nie okazywała tego, że czegoś jej brakuje, choć wierzę, że w głębi serca tak było. Wiele razy mnie rozśmieszała i była takim słoneczkiem w całej tej historii. 


Oczywiście przenosząc się na nowo do Bellamy Creek mamy okazję spotkać bohaterów z poprzedniej części oraz tych, którym zapewne będą poświęcone kolejne tomy. Byli takim dopełnieniem do całokształtu treści i wyszło to naprawdę świetnie. Mamy tu zastosowaną narrację dwutorową z podziałem na role, co zawsze dobrze się sprawdza w książkach. Dzięki takim zabiegom możemy poznać bohaterów, obserwujemy ich zachowania i co ich ku nim kieruje. Nie zabraknie w tej lekturze pikantnych scen, jak i tych z humorem. Podoba mi się też to, że autorka w swoich opowieściach rzuca bohaterom kłody pod nogi i to nie takie błahostki, a życiowe sytuacje, z którymi borykają się na co dzień ludzie. 


Mnie ta książka kupiła, spędziłam z nią miłe chwile i dałam się po raz kolejny zaprosić do miasteczka Bellamy Creek, do którego jak już wjedziesz raz, to nie masz ochoty z niego nigdy wyjechać. Z całego serca polecam Wam tę lekturę, która jest w sam raz na jesienne bądź zimowe zimne wieczory.

Oceniam książkę 9/10.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Niegrzecznym Książkom.

 



 

środa, 14 września 2022

 

Anna Wilman - „Vincere l'amore”


Osiemnastoletnia Noemi Santino po kilkunastu latach wraca do 

Jest nową dziewczyną w szkole. W mieście, w którym rządzi mafia.Los Angeles. Dziewczyna nie spodziewa się, że jej przyszłość już dawno została zaplanowana i jej serce ma należeć do młodego następcy capo, Vittore Beneventtiego.

Jakby tego było mało trafia do nowej szkoły, gdzie wszystko jest dla niej obce – koleżanki, koledzy, a przede wszystkim Vittore. Chłopak ewidentnie budzi postrach wśród rówieśników. Noemi szybko odkrywa, że jego życie jest pełne przemocy oraz walki i mimo młodego wieku jest on już pełnoprawnym członkiem mafii.

Noemi, czy tego chce czy nie, trafia do mafijnego świata, którego zasady wkrótce będzie musiała zrozumieć. Jednak najtrudniejszą sprawą dla dziewczyny jest zaufać Vittore, chłopakowi, któremu jej serce oddano trzynaście lat temu.


Lubię debiuty, ponieważ nigdy nie wiadomo, na jaką perełkę się trafi i można odkryć autora, który naprawdę ma w sobie to coś, dzięki czemu po jego książki sięga się z ogromną przyjemnością. Gdy zobaczyłam w zapowiedziach powieść Anny Wilman - „Vincere l'amore” zaintrygowała mnie okładka i opis. Dopiero później zobaczyłam dopisek „Dla fanów Nero”, nie jest tajemnicą, że całą serię Sarah Brianne po prostu kocham, dlatego wiedziałam, że muszę tę powieść przeczytać. Nie będę ukrywała, że byłam do tej powieści dość sceptycznie nastawiona i nie miałam zbyt wielkich wymagań, po pierwsze to debiut, po drugie takie porównania do innych powieści troszkę mnie drażnią, jeszcze miałam w ostatnim czasie wyjątkowego pecha i duety, które czytałam, były mega słabe. No i wzięłam się za nią bez większego entuzjazmu, ale im dalej zagłębiałam się w lekturę tym... na mojej twarzy pojawiał się coraz większy uśmiech, kurczę to była naprawdę dobra książka i czekam na kontynuację z ogromną niecierpliwością. Uważam, że jest to, nie dobry, a świetnie napisany debiut, bardzo przypadł mi on do gustu. Autorka ma bardzo przyjemny i lekki styl pisania, dzięki czemu książkę chłonie się jak ciepłe bułeczki, właściwie, to żałowałam, że mój czas z nią skończył się tak szybko, ponieważ historia tu przedstawiona jest naprawdę bardzo interesująca. Ania w genialny sposób buduje napięcie, nic nie jest na siłę przyśpieszane, a i fabuła nie jest naciągana. Co chwila coś się dzieje, dzięki czemu nie ma tu nudy, a czytelnik z zainteresowaniem poznaje dalsze losy naszych bohaterów. Nie brakowało mi też tu emocji, które były naprawdę fajnie wyrażone, a ja podczas czytania odczuwałam je całą sobą.

Jeżeli szukacie historii przepełnionej emocjami, zwrotami akcji i dynamiką, to ta jest skierowana właśnie do was. Podczas całej lektury w moich myślach nie pojawiło się słowo nuda, wręcz przeciwnie, w mojej głowie panował jeden wielki chaos i po zakończeniu ciężko było mi zebrać myśli. Pomimo mojego dość sceptycznego nastawienia, jestem tą książką bardzo pozytywnie zaskoczona i na pewno sięgnę po kolejne książki autorki. Was gorąco zachęcam do lektury, gwarantuję, że się nie zawiedziecie. Ja daję jej 8/10!

Polecam!

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.


piątek, 9 września 2022

 

Monika Gajos

“Pragnienie zemsty”

Samuel Ward zdecydowanie nie jest mężczyzną, którego chciałoby się spotkać w ciemnej uliczce. To diler i morderca, a całe jego życie kręci się wokół jednego pragnienia – dokonania zemsty za śmierć kogoś, kto bardzo wiele dla niego znaczył.


Kiedy Skyler Ayres poznaje Samuela, nie wie, z jak niebezpiecznym typem ma do czynienia. Kimś, kto lubi bawić się emocjami i patrzeć na strach pojawiający się na twarzach innych ludzi. A strach Skyler niezmiernie mu się spodobał.


Samuel ostrzega Skyler przed sobą. Daje jej szansę. Jednak jest już za późno. Jego mrok ją zafascynował. Tymczasem dziewczynie ktoś zaczyna grozić, sugerując, że ma informacje na temat jej przeszłości i je ujawni. Po czyjej stronie stanie Samuel? Czy okaże się diabłem, za jakiego Skyler go miała, czy jej wybawcą? A może pragnienie zemsty tak go zaślepi, że nic więcej nie będzie się dla niego liczyć? 


To moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki, chociaż wiem, że na swoim koncie ma już wydaną książkę. Gdy zobaczyłam jej najnowszy tytuł w zapowiedziach i to, że ta lektura jest dla fanów “Raw”, od razu wiedziałam, że będę musiała ją przeczytać. “Pragnienie zemsty” jest krótką historią, mającą zaledwie 256 stron. Byłam pewna, że obskoczę ją maks w trzy godzinki. Taaa szkoda, że zmieniło się to w kilka tygodni. Co zabierałam się do czytania, to po przeczytanej kartce, od razu odkładałam. Ogólnie styl pisania autorki, nie jest zły, ale uważam, że było za dużo opisów i monologów głównych bohaterów, bo połowa z nich nic kompletnie nie wnosiła do fabuły. Do tego dialogów jest tak malutko i odnosiłam wrażenie, że ta powieść nigdy się nie skończy. Nużyła mnie do tego stopnia, że co chwilę zasypiałam.


Podczas czytania zniechęciłam się też samym początkiem, bo Samuel w swoim długim monologu pokazał się od strony chama i zwykłego prostaka. Zniechęcił mnie jego wulgarny język i pewna scena z chłopcem. Po tej sytuacji w moich oczach był po prostu nikim. Ogólnie nie polubiłam bohaterów, bo dla mnie byli sztuczni.


Książka niestety mnie nie porwała, bo nie znalazłam w niej nic, nad czym mogłabym się na dłużej zatrzymać, by przeczytać to jeszcze raz bądź pomyśleć. Nic mnie nie zaciekawiło i szczerze mówiąc, nawet nie wiem, co mam o tej pozycji wydawniczej napisać, bo siedząc i pisząc tę recenzję mam kompletną pustkę w głowie. Ciągnęła się jak flaki z olejem. Momentami odnosiłam też wrażenie, że autorka, jakby pomijała wątki i bardzo chciała przejść do kolejnych.


Uważam, że Pani Gajos, nie dopracowała tej opowieści i chciała po prostu ją szybko napisać. Gdyby tak wywalić z połowę tych zbędnych monologów, które niepotrzebnie zapychał strony i dać więcej dialogów, które nadałyby uroku tej książce, to mogłoby z tego wyjść coś ciekawego. Niestety dla mnie jest klapa i strasznie mnie ta lektura wymęczyła.


Nie będę się dłużej rozwodzić nad tą recenzją i ze swojej strony, nie polecam tej książki. Jeśli liczycie, że ta krótka opowiastka może, choć odrobinę być podobna do “Raw”, to się zawiedziecie. Sami zdecydujcie, czy sięgniecie po tę historię. Oceniam ją 2/10.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu.

 

 

czwartek, 8 września 2022

 

M. Mackenzie - „Kobieta z tajemnicą”


Kaylee Evans, dziennikarka z Vancouver, otrzymuje zlecenie napisania artykułu o bezdomnych w swoim mieście. Aby lepiej poznać to środowisko, kobieta upodabnia się do ludzi mieszkających na ulicy.

Gdy ubrana w stare, zniszczone rzeczy, niosąc kubek z ciepłym napojem, wpada na biznesmena Cole’a, jej życie wywraca się do góry nogami. Mężczyzna bardzo szorstko reaguje, kiedy bezdomna kobieta brudzi jego śnieżnobiałą koszulę. Nie dość, że obraża Kaylee, to jeszcze jej grozi.

Ich drogi przecinają się ponownie w klubie ze striptizem. Cole udaje się tam na spotkanie z prostytutką, z kolei Kaylee, szukając łazienki, wpada na niego, co prowadzi do następnych niedomówień. Po chwili oboje orientują się, że już wcześniej się poznali. Cole dopisuje sobie całą historię i dochodzi do wniosku, że Kaylee musi być dziewczyną na godziny.

Wszystko, co Cole myśli o Kaylee, nie jest prawdą. Kobieta nie bez powodu nie chce do siebie nikogo dopuścić. Nie bez powodu tak obsesyjnie pilnuje swojej tajemnicy. Czy mężczyzna nadal będzie polegał tylko na swoich fałszywych osądach? Czy zaakceptuje prawdę, kiedy ta wyjdzie na jaw?

„Pastwił się nad nią – wiedziała o tym – jak zwierz nad swoją okaleczoną ofiarą. Rozszarpywał kawałek po kawałeczku, sekunda po sekundzie, nie spiesząc się, jakby czas nie istniał. I tak właśnie było. Miał wystarczająco czasu, by zrobić z nią to, co chciał, a chciał zadać jej jak najwięcej bólu, by jego obraz zabrała do piachu, tam, gdzie uważał, że było jej miejsce.”

Kobieta z tajemnicą” to debiut autorki, po opisie, nie będę ukrywała, że bardzo czekałam na tę opowieść. Gdy tylko wpadła w moje łapki, naprawdę miałam ochotę od razu się za nią zabrać, otworzyłam najpierw, jak mam to zawsze w zwyczaju, na pierwszej lepszej stronie i od razu, mój uśmiech zgasł, bo ponownie pech, narracja trzecioosobowa. No nic, odleżała książka swoje na półce, ale nie mogę zwlekać w nieskończoność, aby ta opowieść zalegała na moim regale, dlatego kilka dni temu zabrałam się za nią z ogromnym zapałem. Jak na debiut autorki, uważam, że jest on udany, jednak mam parę zastrzeżeń, co też wpłynie na końcową ocenę. Bez wątpienia autorka zaczęła mocnym pie... walnięciem. Sam prolog, wywarł na mnie naprawdę ogromne wrażenie i od razu pomyślałam, oho, ta książka to będzie petarda. Ogólny pomysł na fabułę był naprawdę bardzo dobry, styl pisania autorki też jest świetny, ponieważ jest lekki i naprawdę przyjemny, ale czego było dla mnie za dużo, bez wątpienia opisów pomieszczeń, zbyt wiele przemyśleń, wolałabym, aby było dużo więcej dialogów.

Bohaterowie byli naprawdę genialnie wykreowani, Kylee była taka życiowa, podobały mi się jej zachowania w stosunku do ludzi, to że nie traktowała nikogo z góry i zawsze była uprzejma i pomocna. Zarówno ona, jak i Cole byli mocnymi bohaterami, bardzo charakterni, nie dawali sobie w kaszę nadmuchać. Podobało mi się to, jak z każdym kolejnym rozdziałem zmieniała się ich relacja, nie była przyśpieszana na siłę, nie walnął ich amor strzałą w tyłek, tylko wszystko rozwijało się swoim tempem.

Jeżeli szukacie historii przesiąkniętej tajemnicami i kłamstwami, w której dostaniecie mocnych bohaterów i ciekawą fabułę, to ta opowieść skierowana jest właśnie do was. Ja z niej w stu procentach usatysfakcjonowana nie jestem, jednak po drugi tom sięgnę, ponieważ zakończenie nieźle mnie zaskoczyło, dlatego daję jej 6/10 (gdyby nie narracja i opisy, byłoby zdecydowanie więcej). :)

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...