poniedziałek, 31 sierpnia 2020

 

 

J. B. Grajda

“Zawsze warto”

[Patronat medialny]


“Wzięłam trzy głębokie oddechy - po to, aby uspokoić swoje nerwy... a może serce? Sama już nie wiem, czy je w ogóle jeszcze mam... Chyba straciłam je wraz ze śmiercią męża. W miejscu, gdzie powinien być ten narząd, mam dziurę, totalną pustkę.”


Co się stanie, kiedy nasz świat nagle runie? Kiedy najbliższa osoba opuści nas na zawsze? Anna po ogromnej stracie, stara się wrócić do normalnego życia. Kiedy myśli, że jest na dobrej drodze, przekorny los daje o sobie znać. W jej życiu pojawia się mężczyzna. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie okoliczności w jakich go spotka i jego intrygująca propozycja. 

Czy Anna zgodzi się na układ z nieznajomym?


Paweł, po śmierci ojca, próbuje wraz z młodszym bratem Piotrem, zarządzać rodzinną firmą. Niestety współpraca między braćmi nie układa się najlepiej. Ale to nie jedyny ich problem. Głównym, jest wypełnienie ostatniej woli ojca, a dokonanie tego gwarantuje przejęcie całego spadku. Czy tajemnicza i temperamentna kobieta, która niespodziewanie pojawi się w jego życiu, ułatwi mu zadanie? Czy Anna i Paweł sprostają wyzwaniom? Czy układ, który ich połączy będzie zwykłą biznesową współpracą?


„Zawsze warto” jest powieścią, która przeniesie Was w fantastyczny świat uczuć i uświadomi Wam, że zawsze warto walczyć o siebie i swoje marzenia. 


“Jeden zero dla mnie. Ucieszyłem się z mojego genialnego planu. Jej mina? Bezcenna. Zaskoczenie, które pojawiło się na jej twarzy idealnie potwierdziło słuszność mojej propozycji. Jej zgodę miałem w kieszeni (...)”


Asię poznałam już jakiś czas temu, może nie osobiście, ale właśnie przez ten książkowo-blogowy świat. Już wcześniej nasz blog miał okazję patronować przy debiucie Asi “Karuzela życia”, którą recenzowała Paula. Teraz przyszła pora na mnie, żeby zapoznać się z twórczością autorki, bo niestety, ale jeszcze nie czytałam jej pierwszej książki, ale obiecuję nadrobić zaległości. Kiedy dostałyśmy propozycję patronowania “Zawsze warto”, od razu się zgodziłyśmy. Ja miałam jeszcze przyjemność napisania rekomendacji, jako autorka i tę polecajkę możecie znaleźć na froncie okładki. Pamiętam, że jak pierwszy raz czytałam tę książkę w wersji elektronicznej, to już wówczas wtedy, wywarła na mnie ogromne wrażenie i zawładnęła moim sercem. Teraz jestem drugi raz po lekturze, którą przeczytałam w wersji papierowej i nadal podtrzymuje swoje zdanie, że jest to naprawdę dobra pozycja. Asia miała pomysł na książkę, który wykorzystała. Napisała historię, w której non stop coś się dzieje, nie pozostawia nas, chociażby na chwilę, żeby się nudzić. Opowieść Ani i Pawła jest przemyślana. Kobieta została pokiereszowana przez życie w podły sposób. Strata bliskiej nam osoby jest po prostu ogromnym ciosem, po którym jest się ciężko podnieść i ułożyć sobie życie na nowo. Ania jest silną i mądrą osobą, ale czasami lekkomyślną. Natomiast Paweł jest typem aroganckiego faceta, który czegoś chce, ale za chwilę to odrzuca. Nasza główna bohaterka zawładnęła jego sercem, ale on nie chciał tego do siebie dopuścić, przez co ją non stop odpychał. Do tego dochodzi jeszcze pewna propozycja, która może przynieść korzyści i Pawłowi i Annie. Czy taki układ, którego chcą się podjąć, będzie dla nich właściwy? Czy może jednak to nie wypali? Co się stanie, kiedy do ich relacji wkradną się uczucia? Przecież to miał być, tylko czysty układ i nic więcej. Na te pytania z pewnością uzyskacie odpowiedzi, czytając tę książkę.


Teraz wspomnę kilka słów o stylu autorki. Jest przede wszystkim przyjemny dla oka, lekki i spójny, przez co czytanie idzie nam naprawdę szybko. Asia zastosowała w swojej książce narrację dwuosobową, co jest fajnym zabiegiem. Mamy możliwość poznać uczucia i myśli obu stron. Jednak jest jedna rzecz, która mi przeszkadzała i były to opisy, a mało dialogów. Jak mam być szczera, to wolę, kiedy jest więcej właśnie dialogów. To jest jedyna rzecz, do której się czepiam :D

Bohaterzy są fajnie skonstruowani, nie są sztuczni, zachowują się tak, jak zwykli ludzie na co dzień, są emocjonalni, co daje poczucie ich wiarygodności. Były również postacie drugoplanowe, które miałam ochotę dosłownie ubić, a które polubiłam. 


Uważam, że ta pozycja jest jak najbardziej udana. Kartki między palcami przelatują z zawrotną prędkością i nim się obejrzymy, to jesteśmy już na ostatniej stronie. Historia Ani i Pawła wciąga od samego początku i naprawdę jest trudno odłożyć książkę na bok, ponieważ chce się dowiedzieć, co się tam dalej wydarzy, a to ogromny plus.


“Zawsze warto” jest zdecydowanie dobrą pozycją i przede wszystkim godną uwagi. Jeśli lubicie, kiedy w książce jest jakaś akcja, która wciąga nas momentalnie, to zdecydowanie jest to lektura dla Was. Mnie jej przeczytanie zajęło dwa wieczory i był to dla mnie mile spędzony czas.

Polecam!


Kasia


Za egzemplarz do recenzji i możliwość objęcia książki patronatem medialnym dziękuję autorce J. B. Grajda oraz Wydawnictwu WasPos.

 


 

 

Caroline Angel

“Prywatny ochroniarz”

[Patronat medialny]

 


“Muszę na spokojnie przemyśleć plan pozbycia się ochroniarza. Co podziała najszybciej i z najlepszym skutkiem?”


Praca bodyguarda jest ciężka, odpowiedzialna i wymagająca. 

Ale dla Dylana nie ma zleceń zbyt trudnych - mężczyzna jest profesjonalistą w każdym calu i nigdy nie pozwala sobie nawet na chwilę rozluźnienia. A w każdym razie nie w pracy, bo po godzinach to normalny, niestroniący od rozrywek dwudziestotrzylatek. Jednak dbanie o bezpieczeństwo Phoebe Green, córki znanego architekta, okazuje się zadaniem niemal niewykonalnym. Nie dość, że dziewczyna nie przejawia najmniejszej chęci do współpracy, to jeszcze usiłuje zrobić wszystko, by uprzykrzyć życie swojemu aniołowi stróżowi.


Mężczyzna nie ma pojęcia, że przyczyny niechęci Phoebe do ochroniarzy tkwią głęboko w jej przeszłości. Wie za to, że misja dbania o zdrowie i życie panny Green nie będzie prosta. Relacja między Dylanem i jego podopieczną zmienia się nieoczekiwanie, gdy zaczyna ona dostawać listy od tajemniczego adoratora. Anonimowe, a po jakimś czasie coraz bardziej natarczywe. Sytuacja szybko przestaje być zabawna, a losy Phoebe i Dylana splatają się mocniej, niż oboje by sobie tego życzyli…


“Nie powinienem niczego czuć do żadnej kobiety. To tylko rani i niszczy człowieka od środka. Raz kochałem - o jeden raz za dużo.”

Caroline Angel to debiutująca autorka, która przychodzi do nas z pozycją “Prywatny ochroniarz”. Akurat miałam tę przyjemność napisania do niej rekomendacji, za co dziękuję wydawnictwu. Na samym wstępie pozwolę sobie napisać, że bardzo nie lubię, kiedy na okładkach książek są umieszczane pewne informacje, które wydawnictwa za każdym razem nagminnie podkreślają, mianowicie chodzi mi o te wyświetlenia z wattpada. Uważam, że to jest naprawdę zbędne, bo zamiast zachęcić czytelnika do sięgnięcia po dany tytuł, to go tak naprawdę odpycha. Szczerze mówiąc ja też już mam tego przesyt, jednak w tym przypadku przymknęłam na to oko. A dlaczego akurat teraz? Dlatego, że miałam ochotę przeczytać coś innego niż wątki mafijne bądź typowe, cukierkowe romansidła. 

Tym razem mamy architektkę i ochroniarza. Nie jakiegoś potentata, megalomana czy miliardera, tylko normalnego ochroniarza, który został zatrudniony do pilnowania pewnej młodej bogatej dziewczyny, która czuje ogromną niechęć do ochroniarzy i każdego bodyguarda. Po prostu zniechęca ich do wykonywania swojej pracy. Ale czy Dylana uda się jej również zniechęcić? A może mężczyzna tak łatwo się nie podda i będzie miał gdzieś zachowanie Phoebe?


Dziewczyna to trochę ciężki przypadek, ale ma swoje powody, dlaczego to robi i ja to kupuję. W sumie po tym, co ją spotkało, sama miałabym obiekcje do ochroniarzy i też nie chciałabym, żeby jakieś ogony się za mną ciągnęły. Jednak pewna sytuacja zmusza Phoebe do zaufania Dylanowi, bowiem prześladuje ją pewny “tajemniczy adorator”. Na początku, nie domyślałam się kto to mógł być, ale jedna wiadomość dała mi do myślenia i miałam swoje podejrzenia, które okazały się trafne :D

Autorka pisze lekkim i spójnym stylem, miała ciekawy pomysł na fabułę i rozwijającą się akcję. Bohaterzy byli ciekawi i tacy normalni, aczkolwiek Phoebe swoim zachowaniem na samym początku nieźle mnie irytowała, zachowywała się jak rozkapryszony bachor, ale w dalszej części tekstu ogarnęła się i nawet ją polubiłam. Dylan to przystojniak, Pan ochroniarz, którego z miłą chęcią bym przygarnęła, żeby mnie pilnował :D 

Jego postać akurat od początku polubiłam. Był porządny i naprawdę dzielnie znosił wybryki naszej głównej bohaterki. Postacie drugoplanowe były fajnie przedstawione i niektóre z nich polubiłam. Caroline Angel również zastosowała w swojej książce dwutorową narrację, ale większość rozdziałów było i tak z punktu widzenia Phoebe. Autorka w swojej książce nie stosuje typowego numerowania rozdziałów, tylko postawiła na tytuły, co było fajnym pomysłem. Muszę jeszcze napomknąć, że bardzo podobał mi się pomysł z tym tajemniczym adoratorem, ponieważ ten zabieg wniósł odrobinę dreszczyku do całej historii.


Całość ogólnie przedstawia się naprawdę dobrze jak na debiut. Ja spędziłam miło czas z bohaterami, którzy zabrali mnie do swojego świata, żebym im potowarzyszyła i zobaczyła, z czym przyjdzie im się zmagać. Jestem zdecydowanie na tak, bo ta lektura naprawdę przypadła mi do gustu. Teraz czekam na inne propozycje autorki, po które z pewnością sięgnę.


Reasumując “Prywatny ochroniarz” to lekka pozycja na wieczór, przy której spędzicie przyjemnie czas, relaksując się z lampką wina. Jeśli lubicie historie z dreszczykiem emocji, to z pewnością ta pozycja jest dla Was. Osobiście polecam, bo przeżyłam świetną przygodę.

Polecam!


Kasia


Za egzemplarz do recenzji i możliwość objęcia książki patronatem medialnym dziękuję Wydawnictwu Editio Red.

 


 

 

N.R. Paradise - „Zaufać przeznaczeniu”
[Patronat medialny]
`


Katie Marshall jest zbyt zaabsorbowana ucieczką od toksycznego i destrukcyjnego życia, by zauważyć, że trafiła prosto w sidła prawdziwej miłości. Błądząc wiejskimi ulicami w pełnym teksańskim słońcu, ona i jej czteroletnia córka, zmuszone są uciekać od człowieka, który chce im zabrać to, co najcenniejsze. Życie.
Gdy zatrzymuje je awaria silnika w samochodzie – z niewielką ilością pieniędzy i jeszcze mniejszą szansą na nocleg – nie mają innego wyboru, jak zatrzymać się w tym miejscu na dłużej, naprawić auto i zarobić dodatkowe pieniądze.
Dzięki pomocy nowo poznanej młodej kobiety trafiają na ranczo Jamesa Rustlera, który pomimo swojego oschłego stylu bycia idealnie rozwiązuje problemy… innych ludzi. Kiedy na progu jego domu staje poszukująca pracy Katie z maleńką dziewczynką, uczepioną nogawki, mężczyzna pomimo strachu widzi w niej ratunek dla swojej rozlatującej się rodziny. Kobieta budzi jego zaufanie, jest czuła, sumienna, delikatna… i zachwycająco piękna. Z upływem czasu okazuje się jednak, że tajemnice, które skrywa, mogą okazać się nie do przeskoczenia.

Wyglądał, jakby znał jakiś sekret, który będzie miał ogromny wpływ na nasze życie, ale na razie zostawi go dla siebie. Był to chytry i prowokujący uśmiech, pełen zadowolenia z siebie i determinacji. Po raz kolejny dzisiaj dostałam gęsiej skórki, a moje ciało opanowało przedziwne ciepło, które sprawiło, że krew we mnie zawrzała.
W tym momencie byłam pewna jednej rzeczy. Napięcie między nami było oczywiste, jak to, że po nocy zawsze wstaje dzień i nie było ono mi ani trochę na rękę.”

Jak rozwinie się sytuacja pomiędzy Katie a Jamesem?

Czy mąż odnajdzie Katie?

Czy dziewczyna wyjawi Jamesowi swoje tajemnice?

Wiedziałem, że ryzykuję tak śmiałym gestem, ale ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, objęła mnie ramionami w pasie i wtuliła się we mnie z siłą, o jaką jej nie podejrzewałem. Zaczęła płakać. Nie pozostało mi nic innego, jak stać i pozwolić jej zrzucić z siebie ten ciężar. Nie wiedziałem, co przyniesie nam los, ale jednego byłem pewny. Nigdy nie pozwolę, aby jej bądź małej Emmie stała się jakakolwiek krzywda.”

N.R. Paradise to autorka, która zadebiutowała na polskim rynku wydawniczym brutalną książką „Krwawe więzy”, teraz poznajemy jej drugą, łagodniejszą stronę, za sprawą „Zaufać przeznaczeniu”. Przyznaję się bez bicia, że debiut autorki zalega nadal na mojej półce z książkami do przeczytania, jednak po jej drugiej powieści, którą całkiem niedawno skończyłam czytać, wiem, że muszę ją jak najszybciej nadrobić. Bardzo spodobał mi się styl, jakim pisze autorka, stopniowo dawkuje akcję, aby czytelnik, ani za szybko się nie znudził, ani nie dostał zawału, wszystko jest idealnie zrównoważone. Chociaż szczerze mówiąc, były momenty, w których miałam przyśpieszone bicie serca. Rewelacyjnie skonstruowana jest fabuła, jak i relacja pomiędzy bohaterami, fajnie, że rozwija się to wszystko stopniowo, a nie że strzała amora ustrzeliła ich w tyłek i bum była wielka miłość, budowało się wszystko małymi, niewielkimi kroczkami. Śmiało mogę stwierdzić, że jest to propozycja idealna na spędzenie bardzo przyjemnego wieczoru i zrelaksowanie się. Książkę czyta się bardzo szybko i ciężko jest ją odłożyć, chociażby na chwilkę, mnie ona porwała na dobrych kilka godzin i chciałam, aby chwile spędzone z nią trwały jak najdłużej.

Bohaterowie, nie mieli łatwego życia, zmagają się oni ze swoimi problemami, ale gdy na drodze Jamesa pojawia się Katie, wszystko zaczyna nabierać żywszych barw. Katie przeszła przez prawdziwe piekło z rąk męża, czyli osoby, która powinna zapewnić jej bezpieczeństwo i opokę, podziwiam ją, że wytrzymała tyle lat, w takim piekle, gdy stopniowo poznajemy, jaki los zgotował jej ten dziad, to ja dosłownie łapałam się za głowę i szczerze mówiąc, będąc na jej miejscu dużo wcześniej spieprzałabym gdzie pieprz rośnie. James to mężczyzna idealny, cierpliwy, kochany i opiekuńczy o złotym sercu, ja go pokochałam całą sobą. Bardzo wcześnie stracił ukochane osoby i został sam wychowując dwójkę synów. Katie miała naprawdę mnóstwo szczęścia, trafiając na te ranczo.

Zaufać przeznaczeniu” to historia, w której doskonale sprawdza się przysłowie „po nawet największej burzy zawsze wyjdzie słońce” i tak było w tym przypadku, Katie po koszmarze, jaki przeszła, trafiła do miejsca, w którym nareszcie mogłaby odnaleźć spokój i upragnione szczęście, jednak czy demon przeszłości, którym jest jej mąż, złapie ją ponownie w swoje szpony? Ja gorąco Was zachęcam do sięgnięcia po tę powieść, gwarantuję niezapomniane, lecz przyjemne chwile, ja jestem tą historią zachwycona i wiem, że jeszcze wielokrotnie do niej powrócę.

Gorąco polecam!

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorce oraz Wydawnictwu WasPos.



 

Samantha Young

Kristen Callihan

“Niedopasowani”

 


“(...) nikt nie niszczy sobie życia celowo. Ludzie po prostu podejmują całą serię głupich decyzji.” 


Parker Brown nie może uwierzyć, że musi wynająć chłopaka na niby.


Kiedy dostała wymarzoną pracę w nowoczesnej firmie, myślała, że trafiła do środowiska promującego myślenie postępowe. Okazało się jednak, że jej szefowi zależy na tym, żeby pracownicy mieli ustabilizowane życie osobiste. Na szczęście udało jej się znaleźć idealnego kandydata na „narzeczonego” – wykształconego młodego mężczyznę, który szuka szybkiego zarobku. Ale zamiast niego na spotkanie przychodzi jego opiekuńczy brat Rhys Morgan – wysoki, umięśniony były bokser z niewyparzonym językiem.


Rhys znajduje się pod ogromną presją. Odkąd zrezygnował z kariery bokserskiej, próbuje prowadzić podupadającą siłownię i pilnować, by jego młodszy brat Dean nie zszedł na złą drogę. Chroniąc Deana przed nim samym, Rhys idzie na spotkanie z pewną bogatą snobką, żeby powiedzieć jej, co o tym wszystkim myśli.


Okazuje się jednak, że trafił na wielką szansę. Co prawda nie znoszą się nawzajem, ale jeżeli Rhys będzie udawał chłopaka Parker, oboje na tym zyskają. Ona utrzyma swoją pracę, a on namówi jej szefa – a swojego fana – do sponsorowania siłowni.


Ale to, co zaczęło się jako prosty układ, niezwykle szybko się komplikuje.


Jaka przyszłość czeka nieokrzesanego boksera, który boi się otworzyć serce, i kobietę z wyższych sfer, która poprzysięgła sobie, że już nigdy nie zwiąże się na poważnie z żadnym mężczyzną?


“Mama powiedziała mi kiedyś, że w miłości nie należy dopatrywać się sensu. - Kiedy tylko wypowiedziałem te słowa, skrzywiłem się. Poczułem się jak jakiś sentymentalny idiota. A nigdy nie byłem sentymentalny. Ale ciągnąłem dalej: - Miłość nie kieruje się logiką. To sama chemia.”


Z twórczością Samanthy Young spotkałam się już wcześniej, a to za sprawą książki “(Nie)zwyczajna”, która mi się podobała. Tym razem mam przyjemność zapoznać się z kolejną pozycją autorki, tylko że w duecie. Kilka razy na stronach księgarń internetowych mignęła mi pozycja “Niedopasowani”, aż w końcu postanowiłam po tę powieść, sięgnąć. Czy było warto? Uważam, że tak. Ta historia opowiada o dwójce osób, które pochodzą z dwóch różnych światów. Ona to bogaczka, a on były mistrz boksu. Jak dwie tak różne postacie mogłoby połączyć jakiekolwiek uczucie, kiedy tak bardzo różnią się od siebie. Do tego Parker i Rhysa łączy pewna relacja, która miała dać korzyści obojgu, ale czy to się udało? A może był to jeden wielki niewypał? Tego oczywiście Wam nie zdradzę, bo o tym musicie się przekonać sami.


Lubię takie lekkie historie, które nie zmuszają mojego umysłu do nie wiadomo jakiego wysiłku, myślenia, czy analizowania. Autorki stworzyły fajną historię, która przede wszystkim nie była nudna, dobrze się ją czytało, a kartki przelatywały pomiędzy palcami momentalnie. Bohaterzy byli w ciekawy sposób przedstawieni, chociaż Parker wiele razy działała mi na nerwy. Mimo tego podziwiam ją, że zdecydowała się wynająć faceta po to, żeby udawał jej chłopaka i żeby tym samym, nie straciła pracy. Natomiast Rhys był na początku aroganckim dupkiem, którego i tak bardzo polubiłam, bo kto nie lubi niegrzecznych chłopców. Jednak jego zachowanie również się zmieniało, za co polubiłam go jeszcze bardziej. Co do postaci drugoplanowych, to również sporo wniosły do fabuły, przez co  ta opowieść stała się atrakcyjniejsza. Fajnie, że autorki zdecydowały się na dwutorową narrację, która w niektórych typu książkach jest wręcz konieczna (dla mnie mogłaby być zawsze, bo akurat taki zabieg uwielbiam). Piszą przyjemnym dla oka stylem i przede wszystkim zrozumiałym. Stworzyły naprawdę ciekawą powieść, gdzie były różne intrygi, niedopowiedzenia, tajemnice, strach, obawy. Może ta historia wydawać się Wam banalna bądź w niektórych miejscach przewidywalna, ale i tak fajnie się ją czyta. Są sceny, kiedy książka bawi i są również takie, gdzie robi się gorąco :D


Uważam, że obie autorki poradziły sobie świetnie w tym duecie, bo nie gubiły się w fabule, dobrze prowadziły dialogi, przepływ z rozdziału na rozdział był również wyważony. Nie przeskakiwały nagle z jednej akcji do drugiej, tylko pisały wszystko swoim własnym tempem. Nie zawsze duety wychodzą idealnie i naprawdę trzeba poświęcić wiele czasu, żeby wszystko było spójne i miało ręce i nogi, było dopracowane, a nie takie na “odwal się”. Tym Paniom zdecydowanie duet wyszedł i jestem bardzo zadowolona, że przeczytałam tę książkę. Czekam na więcej takich historii od Young i Callihan, bo na pewno sięgnę po kolejne ich książki :)


Jeśli lubicie lektury z relacją hate/love, tajemnicami i poczuciem straty, to uważam, że ta pozycja jest dla Was. Ja się świetnie bawiłam podczas czytania i na pewno nie był to zmarnowany czas.

Polecam!


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Burda książki.

 


 

środa, 26 sierpnia 2020

 A.T. Michalak - „W jego oczach”

[Patronat medialny]

Derek Brown ma 34 lata i charakter, który dostarcza mu wielu problemów. Jest właścicielem nieźle prosperującego klubu w Nowym Jorku. Derek to kawaler i dobrze mu z tym; przypięta do niego łatka wiecznego imprezowicza i niegrzecznego chłopca bardzo do niego pasuje. Lubi kobiety, seks i poczucie władzy. Nigdy jednak nie sypia z kobietami, które dla niego pracują.

Mia Thompson to dziewczyna, która może być ucieleśnieniem męskich fantazji, jest zjawiskowo piękna, lecz nie zdaje sobie z tego sprawy. Nigdy nie starała się podobać mężczyznom. Od zawsze wolała towarzystwo chłopców niż zazdrosnych o nią koleżanek. Ma 28 lat i jest wielką miłośniczką mieszanych sztuk walki. By utrzymać się w Nowym Jorku, podejmuje pracę jako kelnerka w klubie należącym do Dereka. Nie pasują do siebie wcale, są jak ogień i woda. Jednak Mia zakochała się w Dereku od pierwszego wejrzenia.
Tylko jest mały problem, on jest kobieciarzem, który nie zamierza się zmienić.

Nie miałem pojęcia, czemu ta kobieta wywołuje we mnie takie uczucia. Na myśl, że coś by jej się stało, wypełniała mnie furia, jakiej dawno już nie czułem. Wiedziałem, że to zły znak, nie mogłem pozwolić, by na dobre rozgościła się w moim umyśle, a co gorsza, nie mogłem wpuścić jej do mojego serca. Nie poradziłaby sobie ze mną. Jestem za bardzo popaprany. Nie jestem facetem, który wierzy w serduszka i kwiatki, a ona nie wydaje się kobietą na kilka numerków. Widziałem, że patrzy na mnie z zainteresowaniem, znałem doskonale takie powłóczyste spojrzenia. Byłem gotów zniszczyć jej marzenia, tłumiąc je w zarodku, byleby trzymać ją jak najdalej od siebie.”

Jak rozwinie się relacją Mii i Dereka?

Jakim naprawdę człowiekiem jest Derek?
Czy dziewczyna spełni swoje marzenia?

Wywołałem burzę. Nie, to nie było jak burza, bardziej przypominało tornado. Zniszczyła mnie dla każdej innej kobiety. W momencie, gdy ją pocałowałem, wiedziałam, że nie będzie teraz łatwo trzymać się od niej z daleka. Moja samokontrola wisiała na włosku, gdy odsuwałem ją od siebie.”

A.T. Michalak to autorka, która wkracza na polski rynek wydawniczy z przytupem. W lipcu w nasze ręce trafiła jej debiutancka powieść „W jego oczach”, którą my mamy ogromną przyjemność objąć patronatem. W chwili, gdy zobaczyłam w zapowiedziach okładkę książki, od razu przyciągnęła mój wzrok, a gdy przeczytałam opis, całkowicie przepadłam, wiedziałam, że muszę ją mieć. I już na wstępie wam powiem, że jest to historia, którą pokochałam od pierwszych stron. Jest to idealna propozycja na spędzenie wspaniałego, aczkolwiek bardzo emocjonalnego wieczoru, ponieważ fabuła niejednokrotnie przyprawia o palpitację serca, a ja zawsze czytane historie bardzo przeżywam. Autorka ma bardzo fajny styl pisania, jest on lekki, spójny, a przejścia pomiędzy rozdziałami płynne, przez co czyta się ją w naprawdę ekspresowym tempie, a kartki dosłownie przelatują między palcami, przez co byłam na siebie za to zła, że skończyłam ja tak szybko, ponieważ pragnęłam, aby chwile z tą książką trwały jak najdłużej.

Otrzymujemy tu narrację dwuosobową, dzięki czemu poznajemy odczucia obojga bohaterów, co ja w książkach po prostu kocham! A są oni naprawdę barwnymi postaciami. Derek... ah ten mój kochany niegrzeczny Derek, babiarz i łobuz jakich mało, ale pokochałam go całym serduszkiem, Bardzo podobała mi się przemiana, jaką przechodził wraz z upływem czasu, chociaż nie będę ukrywała, że miałam ochotę skopać mu dupsko! Mia to rozsądna, mądra, choć zbyt ufna piękna dziewczyna, polubiłam ją od samego początku, chociaż momentami mnie irytowała, ponieważ miała takie dziecięce zachowania, podobało mi się to, jak dążyła do spełnienia marzeń, nie poddawała się, tylko twardo parła do przodu. Nie obyło się tu oczywiście bez czarnych charakterów, nie będę wymieniała tu każdej z nich, ale było ich kilka, które zjadły mi całą kupę nerwów i miałam ochotę wytarmosić je za kłaki!! :D

W jego oczach” to cudowna opowieść pokazująca ogromną siłę miłości, jednak czym ona jest bez zaufania? Historia Mii i Dereka nie należy do najłatwiejszych, spotykają na swojej drodze mnóstwo przeciwności losu, jednak siła ich wzajemnego przyciągania, rosnące uczucia i pożądanie, dzielnie stawiają się tym przeciwnością. Dajcie się porwać tej cudownej książce, która sprawi, że Wasz dzień stanie się piękniejszy i choć na chwilę oderwiecie się od życia codziennego. Ja z tą książką spędziłam naprawdę bardzo przyjemne chwile i wiem, że jeszcze wielokrotnie do niej powrócę. A Was gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę powieść i przekonania się, czy Mia spełni swoje marzenia? Czy uda im się stworzyć silną więź pełną zaufania? A może nieprzemyślane decyzje zburzą wszystko, co uda im się zbudować? Ja mówię zdecydowane tak tej historii!!

Gorąco polecam!

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorce oraz Wydawnictwu WasPos.



wtorek, 25 sierpnia 2020

 

Penelope Bloom

“Jej sekret”

 

 

“Lubię myśleć o swoim życiu jak o szeregu decydujących momentów. Były w nim pozytywne chwile, na przykład kiedy po raz pierwszy otworzyłam Harry’ego Pottera i kamień filozoficzny albo kiedy dowiedziałam się, że urodzę dziewczynkę. Były także te gorsze, ale nauczyłam się w wymyślny sposób radzić sobie z nimi - zamykam je w butelce. Za każdym razem, gdy zbyt wstrząśnięta butelka grozi wybuchem, dokręcam nakrętkę jeszcze mocniej.”


Przyznaję – spieprzyłam sprawę. 

Pierwszy błąd: poprosiłam Pete’a Barnidge’a o pracę.


 Drugi błąd: zaakceptowałam jego ofertę, zamiast odrzucić ją na samym początku.

 

Trzeci błąd: to, że podczas rozmowy o pracę ukryłam przed nim ten jedyny okruch, który w całej mojej historyjce był prawdziwy... 


 Od czego mam zacząć? Może od tego, że odkąd pracuje dla pana Bestsellerowego Autora, jego nazwisko funkcjonuje w moim słowniku jako przekleństwo. Uderzyłam się w palec? Barnidge jasny! Przekroczyłam stan konta? A niech to Barnidge’a! Kiedy zrozumiałam, że zakochałam się w swoim szefie? Co do Barnidge’a?! 


Byłoby łatwiej, gdybym go nienawidziła… Zwłaszcza, że jest atrakcyjny w ten „zły“ sposób. Jest niesamowicie gorący, ale mroczny. Tak pociągający, że za każdym razem, gdy na niego spojrzę, muszę się przeżegnać, bo jego widok wywołuje u mnie grzeszne myśli. 


Skoro mowa o grzechach… Skłamałam na rozmowie o pracę. Ale jestem samotną matką i zrobię wszystko dla mojej córki, nawet będę utrzymywać ten mały sekret. Niestety małe sekrety mają tendencję do rośnięcia z upływem czasu… Zwłaszcza w okolicy Broni Masowego Uwodzenia. 


I w końcu nadeszła piąta część z cyklu Objects of attraction “Jej sekret”. Nareszcie mogłam ją przeczytać i oddać się kilku chwilą zapomnienia. Książki Penelope Bloom mimo tego, że są naprawdę przewidywalne, to i tak je, lubię. Ta seria jest taką odskocznią od typowych gorących romansów. Są to pozycje, gdzie dopisuje humor i można się przenieść w świat, gdzie nic nas nie interesuje. Akurat książki tej autorki nie wymagają jakiegoś główkowania podczas czytania, bo są lekkimi pozycjami. W tej części mamy przyjemność poznać Violet i Petera. On jest znanym pisarzem, a ona pragnie pracować w dziale promocji i promować twórczość autorów. Ich historia jest naprawdę banalna, ale w ciekawy sposób napisana. Bardzo polubiłam bohaterów, bo byli takimi postaciami, które się dało od razu lubić, choć Peter na początku mnie wnerwiał, taki był z niego arogancki dupek. W sumie nie ma mu się co dziwić, ponieważ w jego życiu wydarzyło się coś, co nie pozwalało mu dopuszczać do siebie kobiet. Natomiast Violet pragnie stabilności życiowej, potrzebuje stałych dochodów, żeby zapewnić swojej córce byt. Były chłopak ją zostawił i to na jej barkach spoczęło wychowywanie dziecka. Kiedy poznała Petera, on względem niej okazał się prawdziwym chamem, jednak gdy Violet idzie do niego na rozmowę o pracę, musi przed nim zataić jeden bardzo ważny szczegół. A jaki? Tego się dowiecie, czytając.


Jak już wyżej pisałam, książka naprawdę przypadła mi do gustu. Jest jakaś fabuła, jest sekret, jest pewna kobieta, która okazała się być perfidnym babskiem i troszkę żałuję, że autorka nie pociągnęła bardziej tego wątku i jak się sprawa rozwiązała, tylko zrobiła to tak na szybkiego w kilku zdaniach. 

W tej pozycji również spotykamy bohaterów z poprzednich części, co jest naprawdę fajnym zabiegiem, Babcia i William mnie po prostu rozbrajali. Była moja ukochana dwutorowa narracja, dzięki czemu mogliśmy bliżej poznać bohaterów i ich rozwijającą się relację. Ja jestem zdecydowanie na tak, ponieważ lubię humor w książkach, a to akurat tu dostajemy i już się nie mogę doczekać pozycji “Jej ogródek”. Jestem ciekawa, czym tym razem autorka nas zaskoczy.

Polecam!


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Albatros.

 

poniedziałek, 24 sierpnia 2020

Meghan March

“Szczęście diabła”

 

Indię nazywano Królową Midas. Była olśniewająco piękną, niezrównaną pokerzystką o żelaznych nerwach i ostrym charakterze. Dążyła do celu z bezwzględną determinacją. Osiągnęła dużo — wszystko dzięki swojej pracy i zaangażowaniu. Gdyby spisać nazwiska mężczyzn, którzy, pozostając w zachwycie, ponieśli porażkę w starciu z Indią, byłaby to imponująco długa lista. Tym razem jednak trafiła na równego sobie, zarówno w grze, jak i w bezwzględności, a przy tym nieskończenie władczego, bogatego i pozbawionego skrupułów.


Jericho Forge wtargnął w życie Indii jak tornado. Zapragnął jej na własność, jak nowej zabawki. I dostał ją. Ona oddała mu wolność za coś, co było dla niej nieskończenie cenne. Nie potrafiła jednak po prostu go znienawidzić. Uczucia, jakie Jericho obudził w Indii, były czymś o wiele silniejszym, bardziej przerażającym i beznadziejnym niż zwykłe pożądanie.


Oto dalsza część pasjonującej historii dwojga ludzi, z których żadne nie zniesie oporu. Połączyło ich uczucie silniejsze od instynktu przetrwania, dzieliła determinacja, duma i odwaga. Jednak nie tylko okrucieństwo i pożądanie zadecydowały o tym, kim stali się dla siebie India i Forge. Za obojgiem ciągną się mroczne historie. On znał swoją przeszłość, która stała się źródłem jego diabelskiej siły. Ona nie miała tego szczęścia. Teraz skupiła się na jednym celu: przetrwać tę grę o najwyższą stawkę i nie dać się złamać. Ale złamane serce może okazać się stosunkowo niewielką ceną za dawne grzechy…


“Nie rzucam słów na wiatr. Zamierzam ci to udowodnić. Chcę, żebyś błyszczała, i zrobię wszystko, co w mojej mocy, abyś rozkwitła i realizowała swoje marzenia.”


Nareszcie w moje rączki wpadła kolejny tom z cyklu Forge “Szczęście diabła”. Nie będę ukrywać, ale bardzo czekałam na tę część. Byłam ogromnie ciekawa, jak potoczą się dalsze losy Indii i Jericha. Muszę napomknąć, że już miałam okazję czytać książki Meghan March trylogię Mount, która naprawdę przypadła mi do gustu, ale jak mam być szczera, to chyba seria Forge bardziej skradła moje serce. Ta książka jest pełna namiętnych uniesień oraz niezgody między bohaterami. Ciągnie ich do siebie, ale nie potrafią sobie w pełni zaufać. Uważam, że autorka świetnie poradziła sobie z tą opowieścią. Wykreowała silnych i odważnych bohaterów, których od razu polubiłam. Nie znalazłam w tej pozycji takiego typowego słodzenia, które można bardzo często spotkać w książkach, tylko taki prawdziwy “niby” związek z problemami. Meghan March świetnie uchwyciła zmieniającą się relację w układzie Jericha i Indii. Potrafiła zasiać w postaciach niepewność, dostarczyła tajemnic i trochę akcji. Naprawdę fajnie, że w tej opowieści non stop coś się działo. Nie było miejsca na nudę, tylko czekało się na to, co dalej się może wydarzyć. Zazwyczaj książki z Editio, czyta mi się dosyć długo, ale to chyba przez ten malutki druk. Czasami mam wrażenie, że przeczytałam sporą ilość lektury, a tak naprawdę zaledwie kilka stron. Jednak w tym przypadku, tę pozycję przeczytałam w dwa wieczory. Wciągnęłam się na maxa i nie potrafiłam się oderwać od tej historii. Autorka ma świetny styl pisania, który jest lekki i spójny. Tworzy opowieści, po które  z przyjemnością się sięga, aczkolwiek muszę się przyczepić do jednej rzeczy, a mianowicie nazw miejsc intymnych. Powiem szczerze, że w pewnym momencie zaczęło mnie to już mega irytować, a w szczególności powiedzenia typu “drągal”, “rumak”, “kakaowy otwór” bądź “kakaowe oczko”. Poważnie? Nie rozumiem tej manii nazywania naszych stref intymnych w taki sposób. Jakby nie można było nazywać rzeczy po imieniu. Kiedy widzę coś takiego w książkach, to dostaję białej gorączki :D

Nie mniej jednak ta pozycja jest naprawdę fajna i dobrze się ją czytało.


Co do bohaterów to jak już pisałam wyżej, bardzo ich polubiłam. India to kobieta z krwi i kości, która sobie nie pozwoli w kaszę dmuchać. Ma swoje własne zdanie i nie da sobie wejść na głowę. Nawet dla Forge’a. Kiedy coś postanowi, to nie ma na nią mocnych i właśnie takie kobiety lubię w książkach, a nie słodkie idiotki, które na wszystko się zgadzają. Można ją wręcz nazwać babką z jajami. Natomiast Jericho to typowy arogancki samiec alfa, który we wszystkim szuka korzyści dla siebie. Kiedy poślubił Indię, zrobił to dla pewnych celów, ale nie sądził, że diabeł taki jak on, może posiadać jakiekolwiek uczucia względem kobiety. Próbuje się przed tym bronić, ale nie jest to wcale takie proste.

Oczywiście pojawiają się również postacie drugoplanowe, które wnoszą coś swojego do całej tej opowieści, ale nie wszystkie z nich są tymi dobrymi, bo są też takie, które pragną zaszkodzić głównym bohaterom. Jeszcze wspomnę, że zakończenie mnie normalnie wbiło w fotel. Teraz jestem niepocieszona, że nie mam jeszcze ostatniej części u siebie. To znaczy mam, ale jest w Polsce i niestety muszę troszkę poczekać, zanim mój egzemplarz wyruszy w podróż do Anglii, ale będę cierpliwie czekać i przy okazji przebierać nogami w oczekiwaniu na paczkę :D


Zdecydowanie polecam Wam “Szczęście diabła”, ponieważ ja się na tej książce nie zawiodłam, a wręcz przeciwnie, spędziłam z nią kilka świetnych godzin. Teraz pora na Was, żeby poznać dalsze losy Jericha i Indii.


Kasia


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Editio Red.

 


 

 

Joanna Wylde

“Reaper’s Property”

 

 

“Zadzierasz z nami? Zawsze oddamy z nawiązką!”


Marie nie potrzebuje kłopotów, które niewątpliwie oznaczałby w jej życiu ktoś taki jak Horse. Jednak wielki, wytatuowany, niebezpieczny członek klubu motocyklowego, który pewnego popołudnia pojawia się w domu jej brata, ma inne zdanie na ten temat. Horse chce mieć Marie w swoim łóżku i na swoim motorze… i to natychmiast.


Marie niedawno rozstała się z agresywnym mężem i nie planuje wchodzić w nowe relacje z facetami. Zwłaszcza nie z kimś takim jak Horse. Nawet nie zna jego prawdziwego imienia ani nie wie, gdzie mieszka. Za to jest niemal pewna, że mężczyzna jest przestępcą, a interesy które omawia z jej bratem, nie wiążą się z tworzeniem stron internetowych.


Kiedy jej brat okrada klub, Marie może go ocalić tylko w jeden sposób – zgadzając się na wszystko, czego chce od niej Horse i wszędzie gdzie tego chce. Jeżeli będzie wyjątkowo grzeczną dziewczynką, to być może jej brat będzie żył. Może. 


“Możesz to przerwać w każdym momencie. Nie zamknę cię, nie będę pilnował cały czas. To, czy pójdziesz na taki układ, zależy od ciebie. Szczerze mówiąc, nie musisz się na nic godzić. Twój brat jest skończonym kretynem, wiedział, w co się pakuje. Ten bałagan ciebie nie dotyczy, nie musisz ratować mu życia.”


“Reaper’s Property” jest pierwszym tomem z najbardziej znanych zagranicznych serii motocyklowych. Przynajmniej taką informację można znaleźć na przodzie okładki, która przykuwa oko. Kiedy standardowo zauważyłam ją w zapowiedziach, wiedziałam, że jest to dla mnie pozycja obowiązkowa. Gdzieś mi mignęło, że ta seria była porównywana do Katów Hadesa, to oczywiście było wiadome, że ja musiałam to koniecznie przeczytać, bo jakby inaczej. Jednak muszę napisać, że ta akurat pozycja nie ma nic wspólnego z Katami, może tylko to, że też są motocykliści. Troszkę czasu zajęło mi się zabranie za tę pozycję. Chodziłam przy niej dłuższy czas, ale jakoś tak nie czułam, że to już ten moment. Jednakże w końcu nadeszła odpowiednia pora i sięgnęłam po nią. Czy książka mi się podobała? Tak. Jest fajna, a ja lubię w książkach wątki z gorącymi motocyklistami. Chociaż miałam kilka zastrzeżeń. Napalona non stop laska, ciągle stojący penis głównego bohatera i jak dla mnie Boże jedyny nie wierzę, że to piszę, ale było za dużo scen seksu. Tak o połowę tego skrócić, dać więcej akcji i ta historia byłaby perfekcyjna. Niemniej jednak książkę czytało mi się naprawdę szybciutko. Była jakaś fabuła, było trochę akcji, byli fajny bohaterzy pierwszo, jak i drugoplanowi, co bardzo lubię. Gangi, porachunki, były mąż, machlojki, jak dla mnie to przepis na udaną opowieść. Ja nie wymagam, nie wiadomo czego od książki, jedynie to, żeby coś się działo, co nie pozwoliłoby mi się nudzić. Autorka ma fajny styl pisania, bo nie jest jakiś wymyślny, tylko prosty w odbiorze, aczkolwiek muszę przyczepić się do narracji. Fakt była podzielona na role, ale nie rozumiałam jednego. Dlaczego rozdziały z punktu widzenia Marie były pisane w pierwszej osobie, a Horse’a już w trzeciej. Nigdy nie lubiłam narracji trzecioosobowej i akurat w tym przypadku wyglądało to trochę dziwnie. 


Może teraz opowiem Wam coś więcej o bohaterach. Marie to dziewczyna, która młodo stanęła na ślubnym kobiercu. Kiedy mąż podniósł na nią po raz pierwszy rękę, uciekła od niego i zamieszkała z bratem w przyczepie kempingowej. Była dobrą kobietą i kiedy jej brat znalazł się w tarapatach, Marie nie zastanawiała się nawet sekundy, żeby mu pomóc. Natomiast Horse, to typowy arogancki motocyklista. Wytatuowany, niebezpieczny, groźny, ale jakże pociągający. To typ bohatera, którego się lubi od początku albo w ogóle. Ja jestem na tak, bo lubię takich dupków w książkach :D Były momenty, gdy miałam ochotę mu ukręcić łeb i to dosłownie. Myślę, że on i Marie idealnie do siebie pasowali. Nie będę Wam opowiadała o ich relacji, bo to już sobie sami przeczytacie, ale było gorąco.


Jeśli lubicie książki z gorącymi motocyklistami, to myślę, że ta pozycja jest zdecydowanie dla Was. Ja się fajnie przy niej bawiłam i na pewno sięgnę po drugi tom.

Polecam!


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu.

 


 



 

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...