wtorek, 25 sierpnia 2020

 

Penelope Bloom

“Jej sekret”

 

 

“Lubię myśleć o swoim życiu jak o szeregu decydujących momentów. Były w nim pozytywne chwile, na przykład kiedy po raz pierwszy otworzyłam Harry’ego Pottera i kamień filozoficzny albo kiedy dowiedziałam się, że urodzę dziewczynkę. Były także te gorsze, ale nauczyłam się w wymyślny sposób radzić sobie z nimi - zamykam je w butelce. Za każdym razem, gdy zbyt wstrząśnięta butelka grozi wybuchem, dokręcam nakrętkę jeszcze mocniej.”


Przyznaję – spieprzyłam sprawę. 

Pierwszy błąd: poprosiłam Pete’a Barnidge’a o pracę.


 Drugi błąd: zaakceptowałam jego ofertę, zamiast odrzucić ją na samym początku.

 

Trzeci błąd: to, że podczas rozmowy o pracę ukryłam przed nim ten jedyny okruch, który w całej mojej historyjce był prawdziwy... 


 Od czego mam zacząć? Może od tego, że odkąd pracuje dla pana Bestsellerowego Autora, jego nazwisko funkcjonuje w moim słowniku jako przekleństwo. Uderzyłam się w palec? Barnidge jasny! Przekroczyłam stan konta? A niech to Barnidge’a! Kiedy zrozumiałam, że zakochałam się w swoim szefie? Co do Barnidge’a?! 


Byłoby łatwiej, gdybym go nienawidziła… Zwłaszcza, że jest atrakcyjny w ten „zły“ sposób. Jest niesamowicie gorący, ale mroczny. Tak pociągający, że za każdym razem, gdy na niego spojrzę, muszę się przeżegnać, bo jego widok wywołuje u mnie grzeszne myśli. 


Skoro mowa o grzechach… Skłamałam na rozmowie o pracę. Ale jestem samotną matką i zrobię wszystko dla mojej córki, nawet będę utrzymywać ten mały sekret. Niestety małe sekrety mają tendencję do rośnięcia z upływem czasu… Zwłaszcza w okolicy Broni Masowego Uwodzenia. 


I w końcu nadeszła piąta część z cyklu Objects of attraction “Jej sekret”. Nareszcie mogłam ją przeczytać i oddać się kilku chwilą zapomnienia. Książki Penelope Bloom mimo tego, że są naprawdę przewidywalne, to i tak je, lubię. Ta seria jest taką odskocznią od typowych gorących romansów. Są to pozycje, gdzie dopisuje humor i można się przenieść w świat, gdzie nic nas nie interesuje. Akurat książki tej autorki nie wymagają jakiegoś główkowania podczas czytania, bo są lekkimi pozycjami. W tej części mamy przyjemność poznać Violet i Petera. On jest znanym pisarzem, a ona pragnie pracować w dziale promocji i promować twórczość autorów. Ich historia jest naprawdę banalna, ale w ciekawy sposób napisana. Bardzo polubiłam bohaterów, bo byli takimi postaciami, które się dało od razu lubić, choć Peter na początku mnie wnerwiał, taki był z niego arogancki dupek. W sumie nie ma mu się co dziwić, ponieważ w jego życiu wydarzyło się coś, co nie pozwalało mu dopuszczać do siebie kobiet. Natomiast Violet pragnie stabilności życiowej, potrzebuje stałych dochodów, żeby zapewnić swojej córce byt. Były chłopak ją zostawił i to na jej barkach spoczęło wychowywanie dziecka. Kiedy poznała Petera, on względem niej okazał się prawdziwym chamem, jednak gdy Violet idzie do niego na rozmowę o pracę, musi przed nim zataić jeden bardzo ważny szczegół. A jaki? Tego się dowiecie, czytając.


Jak już wyżej pisałam, książka naprawdę przypadła mi do gustu. Jest jakaś fabuła, jest sekret, jest pewna kobieta, która okazała się być perfidnym babskiem i troszkę żałuję, że autorka nie pociągnęła bardziej tego wątku i jak się sprawa rozwiązała, tylko zrobiła to tak na szybkiego w kilku zdaniach. 

W tej pozycji również spotykamy bohaterów z poprzednich części, co jest naprawdę fajnym zabiegiem, Babcia i William mnie po prostu rozbrajali. Była moja ukochana dwutorowa narracja, dzięki czemu mogliśmy bliżej poznać bohaterów i ich rozwijającą się relację. Ja jestem zdecydowanie na tak, ponieważ lubię humor w książkach, a to akurat tu dostajemy i już się nie mogę doczekać pozycji “Jej ogródek”. Jestem ciekawa, czym tym razem autorka nas zaskoczy.

Polecam!


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Albatros.

 

1 komentarz:

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...