poniedziałek, 17 sierpnia 2020

 

Anna Langner

“Zniszcz mnie”

 

 

“Bo tylko osoba, którą się kocha, może naprawdę zranić.” 


Barry, który uchodzi za duszę towarzystwa, w rzeczywistości czuje się zagubiony, a swoje uczucie niepewności ukrywa pod tatuażami, piercingiem i ekscentryczną fryzurą.


Pewnego dnia zauważa tajemniczą nieznajomą, która na jego widok ucieka i gubi swój szkicownik. Przeglądając rysunki, chłopak zachwyca się jej talentem i ze zdziwieniem odkrywa, że każdy z nich przedstawia… jego.


Amy, którą wszyscy uważają za dziwoląga, chce odzyskać swoją własność. Ma jednak pewien plan, w którym to właśnie Barry może jej pomóc.


“Powiedzcie mi: jakim cudem dziewczyny lubią wszystko, co niegrzeczne,

zakazane i złe, a mimo to uwielbiają piżamy w jednorożce i prezenty

w postaci pluszowego misia?” 


To już moje drugie spotkanie z twórczością autorki. Miałam okazję recenzować książkę “Wszystko, czego pragnę w te święta”, która wówczas mnie nie porwała jakoś specjalnie. Kiedy zobaczyłam w zapowiedziach, “Zniszcz mnie” pomyślałam sobie, że dam jeszcze raz szansę Pani Langner i przeczytam jej kolejną pozycję. To, że pierwsza mi się nie spodobała, nie znaczyło, że druga będzie taka sama. Powiem szczerze, że “Zniszcz mnie” na pewno jest odrobinkę lepszą historią niż właśnie “Wszystko, czego pragnę w te święta”, aczkolwiek dalej czuję, że jakoś nie za specjalnie przypadł mi do gustu styl autorki. Książka ma 455 stron i według mnie jest za dużo opisów, z których połowa była niepotrzebna. Miejscami się nudziłam i miałam uczucie, że ta powieść, jest pisana na siłę. Co do bohaterów, to miałam do nich mieszane uczucia, wydawali mi się, nieszczerzy, a dobry bohater książki to podstawa, chociaż Barry’ego nawet trochę polubiłam. Za swoimi tatuażami i tym ekstrawaganckim wyglądem krył się chłopak z problemami. Natomiast Amy strasznie mnie irytowała. Fakt, że życie również ją naznaczyło, to nie czułam z nią żadnej więzi. Język, jakim napisana jest ta opowieść, też jakoś specjalnie do mnie nie przemówił. Lubię w książkach, kiedy autor zabiera mnie w przygodę, której mogę się oddać w zupełności, ale w tym przypadku, niestety nie potrafiłam tego zrobić tak na sto procent. Były oczywiście momenty w książce, które łamały mi serce, czy wywoływały uśmiech na twarzy, ale zdarzyło mi się też, że chwilami nie rozumiałam poczucia humoru autorki. Plusem tej lektury na pewno jest dwutorowa narracja, niektóre emocje, które do mnie przemawiały i oczywiście piękna okładka, która od razu przyciąga oko. 


Nie wiem, czy sięgnę po drugą część historii Barry’ego i Amy, ponieważ nie potrafię się za bardzo odnaleźć w twórczości Anny Langner. Dałam szansę jej opowieściom, ale jednak stwierdzam, że nie są to pozycje dla mnie. Autorka stworzyła romans, pomiędzy dwójką młodych osób, które były tak różne, ale na swój sposób takie same. Jednak według mnie, byli bardzo dziecinni, co psuło całą tę lekturę. Ja naprawdę rozumiem, że w książce muszą być jakieś dramaty, wahania nastrojów, czy nieokrzesani główni bohaterzy i że akcja musi się jakoś ciągnąć, bo autor nie odkrywa przed nami wszystkich kart już na samym początku. I ja to rozumiem, jednakże czegoś mi w tej książce brakowało. Może dojrzalszych postaci, a nie takich typowych gówniarzy. Sama nie wiem. Nie chcę, żeby autorka odebrała źle moją opinię, ale po prostu ta historia do mnie nie przemówiła. A czy ktoś z Was po tę pozycję sięgnie, to jest to tylko i wyłącznie Wasza decyzja. Ja myślałam, że zostanę zniszczona, tak jak mówi tytuł, ale nic się takiego nie stało. Nie dostałam efektu WOW, na który czekałam po przeczytaniu opisu książki. Jestem rozczarowana, bo naprawdę spodziewałam się jednej wielkiej bomby emocjonalnej, której niestety nie dostałam.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.

 

Wydawnictwo Kobiece

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...