piątek, 26 listopada 2021

 

Nana Bekher

“Nie zapomnisz tych świąt”

Caden po śmierci matki wraca do rodzinnego miasta. Zatrzymuje się u ojca, który kiedyś porzucił jego i matkę. Zamierza zniszczyć poukładane życie mężczyzny...


Avery to miła dziewczyna, która akceptuje przyrodniego brata. Caden postanawia rozkochać ją w sobie, a potem złamać jej serce. Nie jest jednak w stanie powstrzymać tego, co rodzi się między nim a dziewczyną.


Czy chęć zemsty okaże się silniejsza? Jak odkryta prawda wpłynie na życie rodziny i czy Caden rzeczywiście sprawi, że Avery nie zapomni tych świąt?


“Fascynuje mnie, intryguje, pożądam go, ale jest zakazany. Jest moją zakazaną fascynacją.”


Raczej nikomu nie muszę przedstawiać tej autorki. Twórczość Nany Bekher jest mi dobrze znana i jestem jej ogromną fanką. Ta pisarka, mama i żona urodziła się dosłownie z piórem w dłoni, a dlaczego tak piszę? No bo każda jej książka jest lepsza od drugiej i nie sposób się od nich oderwać. Za każdym razem przychodzi do nas ze świetnymi pozycjami wydawniczymi i tym razem jest dokładnie tak samo. “Nie zapomnisz tych świąt” to jej pierwsza propozycja świąteczna i mam nadzieję, że nie ostatnia :)

W tej historii poznajemy Cadena oraz Avery, którzy są przyrodnim rodzeństwem. Wydawać by się mogło to niesmaczne, ale nie tutaj. Pamiętajmy, że różne sytuacje bywają w życiu i wcale nie muszą być one takie, jak zakładamy. Autorka w świetny sposób pociągnęła całą fabułę i ukazała relację naszych głównych bohaterów. Pokazała, jak chęć zemsty potrafi wyparować, kiedy na naszej drodze pojawia się ta właściwa osoba. 


Gdy zaczęłam zagłębiać się w tę lekturę, poczułam od razu nastrój świąt. Zakopałam się pod kocykiem z kubkiem gorącej czekolady i książką Nany, która umiliła mi czas. Gdy zaczniecie zaczytywać się w tej opowieści, czas przestanie dla Was istnieć, bo będziecie się chcieli dowiedzieć, co się wydarzy dalej. Bardzo podobało mi się to, że relacja Cadena i Avery rozwijała się powoli i nie pędziła jak tornado. Było zmysłowo, gorąco, dynamicznie i to, co lubię najbardziej, czyli wciągająco i książce towarzyszyły różnorakie emocje. Nie było wulgarnie, a wręcz zmysłowo.

 

Co do samym głównych postaci to zostali wykreowani ciekawie. Caden po śmierci rodzicielki chce odegrać się na ojcu za to, że porzucił jego i matkę. Chce się zemścić i rozwalić jego poukładane życie na nic, nie bacząc. Natomiast Avery to spokojna dziewczyna, która akceptuje brata. Jest miła i sympatyczna. 

Co się stanie, gdy chęć zemsty pęknie jak bańka mydlana?

Czy zakazane uczucie ma szansę przetrwać?

Czy Avery dowie się o intrydze Cadena?


Nana w swojej książce postawiła na dwa punkty widzenia, dzięki czemu możemy zaobserwować, jak wygląda relacja Cadena i Avery, co w ich głowach siedzi, jak na siebie reagują. Jest też gorąco, co podgrzewa nas od środka i nie zwracamy uwagi, że za oknem jest zimno i deszczowo. Ja naprawdę miło spędziłam czas z tą lekturą. Jest ona idealna na jesienne i zimowe wieczory albo żeby przeczytać ją w okresie świąt i wprowadzić się w świąteczny nastrój.


Nie będę pisała długiej recenzji, bo nie ma sensu. Napisze może tak, jeżeli szukacie idealnej świątecznej książki z romansem w tle, to sięgajcie koniecznie, po “Nie zapomnisz tych świąt”. Jeśli znacie pióro Nany Bekher, to wiecie, czego można się po niej spodziewać. Ja jestem oczarowana historią Cadena i Avery i każdemu z głębi serca ją polecam.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję autorce oraz Wydawnictwu PASCAL.

 

Logo 

 

 

 

 Alicja Skirgajłło

“Anioł wyzwolenia”

[Patronat medialny] 

Nigdy nie zaśniesz, kiedy jestem blisko...

Nawet jeśli uciekniesz z piekła, ono podąży za tobą...

Noemi nie pamięta ani jednej chwili, w której jej życie nie byłoby naznaczone udręką. Dorastanie w sekcie rządzonej żelazną ręką przez psychopatycznego przywódcę to nieustanne pasmo upokorzeń, gwałtów, przemocy psychicznej i fizycznej. Carlos Pina nie lubi, kiedy ktoś mu się sprzeciwia, i nie okazuje litości. Nawet dzieciom. Noemi doświadcza tego po raz pierwszy, gdy ma siedem lat, pamiątkę po gniewie Carlosa będzie nosić na ciele do końca życia. Mimo to gdzieś na dnie duszy złamanej i zaszczutej dziewczyny tli się nikły płomyk buntu - zostaje podsycony, gdy na farmie Piny pojawiają się ludzie z zewnątrz... A wśród nich Coby Bishop. Czy młody urzędnik okaże się aniołem, który wyprowadzi Noemi z piekła sekty stworzonej przez brutalnego gangstera? A jeżeli nawet dziewczyna zdoła się wyrwać, to czy będzie umiała normalnie żyć po wszystkim, przez co przeszła w ciągu długich lat izolacji?

“Doskonale pamiętam każdy dzień spędzony w tym miejscu, każdą minutę i sekundę. Pamiętam, ile wyrządzono mi krzywdy i ile krzywdy musiałam wyrządzić innym. Do dziś budzę się z krzykiem.”

Przeczytałam wiele książek Ali, które mają różną tematykę. Komedia, mafia, uzależnienia. Co te książki ze sobą łączy? Taki jeden podstawowy mianownik. Emocje. Autorka w swojej najnowszej opowieści zaserwowała nam całą gamę uczuć, które wzbudzały różnorakie odczucia. “Anioł wyzwolenia” to historia Noemi, która żyła w sekcie prowadzonej przez psychopatycznego przywódcę. Jej życie było koszmarem i dziewczyna modliła się o to, żeby to się skończyło. Wtem na jej drodze staje Coby Bishop. Pojawił się anioł, który będzie chciał ją wyzwolić z piekła, w którym żyła, tylko czy mu się uda? Czy Noemi będzie potrafiła żyć w normalnym świecie, po tym wszystkim, co przeszła?

Powiem Wam, że gdy po raz pierwszy czytałam tę książkę na wattpadzie, wywołała ona we mnie wiele emocji. Niedawno przeczytałam ją po raz drugi już w papierze i dokładnie było tak samo, a może nawet i bardziej. Skojarzyła mi się z filmem “Colonia” oraz po części z Katami Hadesa, chociażby przez sektę, która w tych dwóch przypadkach także występuje. W głowie się nie mieści, przez co nasza główna bohaterka musiała przejść. Tak bardzo jej współczułam i na własnej skórze czułam to, co ona. Niektóre wątki były tak mocne, że ścierpła mi skóra i włosy  jeżyły się na głowie. Noemi była zaszczuta i złamana, ale tlił się w niej ten promyk nadziei, że pojawi się ktoś, kto uwolni ją z tego piekła na ziemi. Coby to typ człowieka, który niósł pomoc. Od razu zauważył, że właściciel osady, w której przebywała Noemi i nie tylko ona, to typ spod ciemnej gwiazdy. To postać, którą z marszu się lubi i wie, że to mężczyzna o złotym sercu. 

Nie chcę Wam za dużo pisać, bo ta opowieść jest warta uwagi i z pewnością chcielibyście sami ją przeczytać i przeżyć swoją własną przygodę. Alicja naprawdę miała świetny pomysł na tę historię, bo nic tu nie jest oczywiste. Dostajemy oprócz emocji, o których ciągle powtarzam inne rzeczy: dynamizm, zwroty akcji, wychodzenie z traumy, otwieranie się na drugiego człowieka, miłość. Ja tę lekturę uwielbiam mimo tak mocnych scen, które są w niej zawarte i pochłonęłam ją migiem. “Anioł wyzwolenia” skłania nas do refleksji, czy po najczarniejszej nocy w końcu wstanie świt? Czy kobieta po takich przejściach będzie potrafiła żyć normalnie? Na te pytania znajdziecie odpowiedzi w tej pozycji czytelniczej. Jedyne, do czego mam małe “ale” to okładka. Jest za grzeczna i w ogóle nie przygotowuje czytelnika na to, co zastanie po otworzeniu książki.

Z całego serca Wam polecam “Anioła wyzwolenia”, bo jest to książka, którą zapamiętacie na bardzo długo. Jeżeli lubicie książki w klimatach Katów Hadesa, ale od tej strony sekty, nie gangu motocyklowego, to ta pozycja jest dla Was. Nie zmylcie się grzeczną oprawą, bo za nią kryje się bardzo emocjonująca opowieść.

I tak na koniec przytoczę Wam moją rekomendację, którą znajdziecie na skrzydełku :)

Kocham ten stan, gdy czyjaś twórczość wyzwala we mnie pokłady emocji - a właśnie to zrobiła ze mną najnowsza książka Alicji Skirgajłło “Anioł wyzwolenia”. To opowieść, która wywoła w Was całą gamę uczuć: smutek, szok, niedowierzanie, nadzieję, radość i wzruszenie. Autorka po raz kolejny pokazuje, że potrafi żonglować emocjami i stworzyć nietuzinkową historię, która zapada w pamięć. Czy na drodze Noemi pojawi się anioł, który wyzwoli ją z rąk oprawcy? Czytajcie - polecam z całego serca!

Kasia

Za egzemplarz do recenzji, napisanie rekomendacji i możliwość objęcia książki patronatem medialnym dziękuję autorce oraz Wydawnictwu Editio Red.

 

 

 

 

I.M. Darkss

“Ukochana gangstera”

Gorąca, mroczna i niebezpiecznie wciągająca.


Ojciec Elizabeth Hallwell jest człowiekiem bezwzględnym i chciwym. Do tego stopnia, że nie waha się oddać swojej córki gangsterowi Loganowi Rothowi. Elizabeth ma za zadanie zdobyć jego miłość. Okazuje się jednak, że to nie takie proste, ponieważ jakiekolwiek głębsze uczucia są Loganowi całkowicie obce – a przynajmniej on tak o sobie myśli. Czy obecność Elizabeth zdoła to zmienić, a jeśli tak, to, jakie będą tego konsekwencje?


I.M. Darkss napisała książkę, która rozpala do czerwoności. Przygotujcie się na mocną historię pełną odważnych scen erotycznych, które niejedną czytelniczkę przyprawią o szybsze bicie serca. 


“Zabawne. Kobiety, które tu były przed tobą, uważały mnie za zdobycz. Ty pierwsza siebie traktujesz jako zdobycz, co rodzi pytanie, dlaczego tu jesteś, jeśli obawiasz się, że zostaniesz upolowana. Wybrana”. 


Z twórczością I.M. Darkss spotykam się po raz pierwszy, chociaż wiem, że “Ukochana gangstera” nie jest jej debiutem. Gdy nasz blog dostał propozycję zrecenzowania tejże książki, byłam podekscytowana, bo lubię motyw gangsterki i mafii w opowieściach. Co prawda okładka zbytnio nie zachęca, chociażby przez ten wielgaśny tytuł źle umiejscowiony, ale najważniejsza przecież jest historia. Opis zachęcił, więc sięgnęłam po tę pozycję. Przyznam szczerze, że na samym początku zgłupiałam, ponieważ odniosłam wrażenie, że brakuje jakichś rozdziałów i początek jest niekompletny, jednak brnęłam dalej w tę lekturę, bo myślałam, że coś się wyjaśni. Cóż, niestety tak nie było. Im bardziej zagłębiałam się w tę opowieść, tym nudziła mnie ona coraz bardziej. Brak tu kompletnie jakichkolwiek emocji, napięcia, chemii, jakiegoś ognia i przede wszystkim brak mi tu tej obiecanej gangsterki. Miało być mrocznie, gorąco i niebezpiecznie. No w żadnym razie tak nie było. W ogóle mi się ta książka nie podobała i ciężko mi było przez nią przebrnąć, a szkoda. 


Podczas czytania nudziłam się jak mops i przewracałam oczami. Główny bohater to ciepła klucha i zamiast aroganta wyszedł komik. Gdzie jest ten obiecany gangster, ja się pytam? Ja go nie znalazłam. Elizabeth także mi nie podpasowała, ale co się dziwić po osiemnastolatce. Była głupia jak but i działała mi na nerwy. Ogólnie obydwoje zachowywali się jak dzieciory. Pomysł na fabułę był, aczkolwiek niewykorzystany. Ja naprawdę staram się w książkach doszukać pozytywów nawet tych najmniejszych, ale tutaj nie dopatrzyłam się niczego, co byłoby na plus.


Język, jakim pisze autorka, niby jest lekki, ale taki dla mnie trochę dziecinny. Te odzywki i w ogóle. Podam Wam jeden przykład, gdzie Lucas życzy Elizabeth dobranoc, na co ona mu odpowiada “Jasne, pchły na noc”. Było więcej takich tekstów, które tu występowały. Co do samej chemii między bohaterami, to jej nie było. Znajdziecie tu sporo scen seksu, ale dla mnie on nie był ciekawy. Wręcz go omijałam, bo był mdły i banalny. Dialogi między postaciami były bezpłciowe. Nie ma tu żadnych zwrotów akcji, po których by mi waliło serducho z emocji i nie chciałabym przestać czytać. Było wręcz odwrotnie i myślałam, że nie skończę tej lektury. Była to dla mnie droga przez mękę :( 


Z przykrością stwierdzam, że moje spotkanie z twórczością I.M. Darkss nie było udane. Nie dostałam od tej historii tego, czego oczekiwałam. Było nudno i niestety ta książka mnie usypiała. Zabrakło mi tu dosłownie wszystkiego: dynamizmu, wartkiej akcji, porządnego gangstera, potyczek, niebezpieczeństwa. Naprawdę szkoda, bo gdyby autorka dopracowała tę książkę, to mogło wyjść z tego coś ciekawego, a tak niestety jest klapa. Czy jeszcze dam szansę twórczości autorki? Może kiedyś, ale na pewno nie w najbliższym czasie.


Ze swojej strony nie polecam, bo tylko zmarnowałam czas, ale zachęcam Was do wyrobienia sobie własnej opinii. Być może Wam ta powieść podpasuje.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Akurat i Grzesznym Książkom.

 

Wydawnictwo Akurat jest imprintem oficyny wydawniczej Muza SA i specjalizuje się w publikowaniu literatury popularnej 




 

 

środa, 24 listopada 2021

 

Laurelin Paige

“Odrodzenie”

“Znałem jej przeszłość. Pomijałem jej grzechy, nawet jeśli ich nie wybaczyłem. Zniszczyłem kobietę, którą niegdyś była, i przygotowałem jej drogę do odrodzenia się. Jej historia nie miała znaczenia”.


Już nie była jego ptaszyną. Stała się feniksem, który odrodził się z popiołów.


Celia i Edward pokonali wspólnie wiele przeszkód. Choć to, co połączyło ich na początku, było podszyte mrocznymi intencjami, teraz ich relacja stała się naprawdę głęboka. Wspólnie dokonana zemsta okazał się dokładnie tak słodka, jak sądzili, ale jej niszczycielska moc zwróciła się również przeciw nim. Teraz, kiedy wszystkie krzywdy zostały już odpłacone, mogą skupić się na sobie. Chyba że zostało coś jeszcze, co nie pozwala zaznać spokoju.


Celia jest nową osobą. Otrzymała szansę, by otworzyć się na miłość. Jednak Edward od tak dawna żyje przeszłością, że nie wie, czy potrafi w końcu zostawić ją za sobą. Będzie musiał podjąć najtrudniejszą decyzję w swoim życiu. Czy tym dwojgu poturbowanym przez los ludziom uda się zbudować rodzinę, jakiej nigdy nie mieli?


Stawka jest niewiarygodnie wysoka. Czy diabeł odnajdzie w sobie dość siły, aby okazać słabość? 


“Płonąłem przez długi czas, ptaszynko. Wściekłość i złość pochłaniały mnie bez reszty, bliźniacze ognie, które trawiły wszystko, co napotkały na drodze. Potem ty się pojawiłaś. Teraz stoję plecami do piekła. I nawet jeśli nadal płonie, nie widzę tego. To, co wcześniej wydawało się takie znaczące, teraz jest tylko dymem unoszącym się w oddali”.


“Odrodzenie” to ostatni tom serii Slay Quartet i ubolewam nad tym, że to już koniec. Przyzwyczaiłam się,i bardzo zżyłam się z bohaterami i teraz trudno jest mi się z nimi rozstać. Po Rywalizacji, upadku i zemście przyszedł czas na odrodzenie. Może od razu wspomnę, że jak dla mnie początek książki pędził troszkę za szybko. Jednak później, było już ciekawie i zastanawiałam się, jak autorka pociągnie dalszą fabułę. Zrobiła to fantastycznie. Zaobserwowałam, że Paige w każdym tomie starała się pociągnąć trudne tematy, które wyszły jej naprawdę dobrze. Pokazała nam przemianę Celii i Edwarda, która z części na część w nich zachodziła. Pisarka również wprowadziła do tego tomu bohaterów, których już mieliśmy okazję poznać poprzez serię “Uwikłanych”. Ale dlaczego oni tam się pojawili, dowiecie się z tej historii.


Cóż, nadal utrzymuje się tu uległość, chęć postawienia na swoim, seks, docieranie, manipulacja, niedopowiedzenia, ale było to naprawdę idealnie w całość połączone. Jest oczywiście dynamizm i przede wszystkim emocje, które już od początku się odczuwa.

Nie będę się w tej recenzji rozpisywać, bo nie ma sensu. Jako czytelnik wolałabym sama przeczytać zakończenie tej serii i dowiedzieć się, jaki będzie koniec historii Celii i Edwarda. Nie będę spojlerować i pozwolę oddać się Wam tej lekturze i jej urokowi. 


Byłam do tej opowieści sceptycznie nastawiona z powodu właśnie głównej bohaterki, która była czarnym charakterem i wyrządziła wiele krzywd. Jednak dostała ode mnie rozgrzeszenie, bo już teraz wiem, czemu taka była i co ją w życiu spotkało. Nie żałuję, że zdecydowałam się na przeczytanie tego cyklu, ponieważ było warto.


Osobiście jestem zachwycona tą serią, bo spełniła moje wszystkie oczekiwania. Dostałam mnóstwo emocji, dużo akcji, dobrą fabułę, która sprawiła, że przeżyłam świetną przygodę z Celią i Edwardem. Wkroczyłam do ich świata, który nie był idealny, ale pełen bólu i rzeczy, które nigdy nie powinny mieć miejsca, aczkolwiek oprócz tego, były też inne wątki, które sprawiły, że całość tak super się prezentowała.


Ja z całego serca Wam tę serię polecam.

Nie zrażajcie się tym, że wcześniej mogliście nie polubić Celii, tylko dajcie jej szansę, bo ona na nią zasługuje.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Niegrzecznym Książkom i Wydawnictwu Kobiecemu.

 

 




 



 

poniedziałek, 22 listopada 2021

 

K.N. Haner

“Piętno Morfeusza”

[Przedpremierowa recenzja patronacka]

“Nazywam się Adam McKey. Moje życie podzielone jest na trzy

etapy. W każdym z nich byłem zupełnie innym człowiekiem.

Wszystko, co znam, kocham, co poświęciłem, składa się na to,

co było przed, w trakcie i co jest po… Mirrors.”


Zakończenie najbardziej wyczekiwanej erotyczno-mafijnej serii w Polsce!


Cassandra i Adam przeszli razem naprawdę długą drogę, by w końcu uwolnić się od przeszłości. Dramatyczne wydarzenia odbiły się mocno na ich psychice i związku. I gdy wydaje się, że potrzebują po prostu jeszcze więcej czasu na uporządkowanie chaosu w ich głowach nagle w życiu Adama znowu pojawia się Camilla. Teraz jest Afrodytą, jedną z najważniejszych osób w organizacji, kochanką Hadesa, kobietą, w której Adam widzi swoją pierwszą miłość. Miłość, którą już dawno pogrzebał i o której zapomniał.


Kobieta bez wahania wciąga go ponownie do bezwzględnego świata pełnego perwersyjnego seksu i bezlitosnych zasad. Zaczyna się zawiła gra w której przeszłość ściera się z rzeczywistością, a prawda okazuje się być bardziej skomplikowana i bolesna niż można się spodziewać. Do Adama dociera, że by chronić Cassandrę i ich syna, musi znowu stać się Morfeuszem. Zaczyna więc samotną drogę przez piekło, które pochłania go coraz bardziej. Staje twarzą w twarz ze swoim piętnem i sam musi odpowiedzieć sobie na najważniejsze pytanie: czy chce być Adamem, czy Morfeuszem?


Wejdź do świata intensywnych i mrocznych doznań! 


“Zmieniła moje zimne jak lód serce w ogień, który rozpala mnie teraz od środka. To jedne z najpiękniejszych uczuć na świecie. Świadomość, że nasze serce bije dla kogoś. To największy dar, jaki można podarować człowiekowi: miłość.”


Tę recenzję zacznę od małej opowieści, jak zaczęła się moja przygoda z Kasi książkami i oczywiście przejdę do sedna mojej opinii, więc się nie martwcie. Po raz pierwszy z twórczością K.N. Haner zetknęłam się za sprawą “Snów Morfeusza”. Pamiętam, to jak dziś, kiedy pojechałam kilka lat temu do Polski na urlop i poszłam do biedronki. Zawsze mam taką manię, że sprawdzam tam książki. Moją uwagę zwrócił egzemplarz, którego okładka przedstawiała męskie błękitne oko. Tak mnie ona, zahipnotyzowała, że nie potrafiłam oderwać od niej wzroku. Moja mama wówczas zbeształa mnie w sklepie (tak, przy ludziach :D), że i tak mam tyle książek, to, po jakiego groma dokupuję wciąż nowe, ale weź tu człowieku nie kup, skoro jestem wzrokowcem i ta okładka była tak świetna, że musiałam ją wziąć. Cena też była śmieszna, bo całe 9,99 zł, to nawet nie było mowy, żebym tej książki miała nie kupić. “Sny Morfeusza” przeczytałam dopiero w Anglii, jak wróciłam do domu i teraz wyobraźcie sobie, jakie było moje zaskoczenie, gdy po przeczytaniu, zerknęłam na bio autorki i odkryłam, że za pseudonimem K.N. Haner, kryje się Polka. Zaczęłam wtedy na Facebooku szukać jakichś grup czytelniczych dla fanów autorki i gdy znalazłam, byłam w siódmym niebie. Od tamtej pory jestem Kasi wielką fanką i posiadam jej wszystkie solowe książki. Po pierwszej części Mafijnej miłości przyszedł czas na drugą, czyli “Koszmar Morfeusza” i czytałam ją z sercem w gardle. Później wyszedł jeszcze tom “Przebudzenie Morfeusza” i tam też tyle się działo, że centralnie rwałam sobie włosy z głowy, jednak po skończeniu miałam niedosyt i po części czułam też zawód. Już Wam wyjaśniam dlaczego. Może trochę zaspojleruję, za co z góry przepraszam, ale Przebudzenie skończyło się porwaniem Cassandry i tym, że po czasie Adam otrzymał zdjęcie, z którego dowiedział się, że Cass żyje i kilka zdań, gdy powróciła. I koniec. To zakończenie mnie nie usatysfakcjonowało, ponieważ po tym wszystkim, co spotkało tę dwójkę, zasługiwali na miodem płynące zakończenie, a nie tylko kilka linijek tekstu. Bardzo wielu czytelników miało dokładnie takie same odczucia, co ja. Dlatego, gdy Kasia ogłosiła, że powstanie czwarta część, skakałam do góry, bo uważałam, że kilka spraw powinno jeszcze zostać wyjaśnionych…


W tym momencie kochani zaczyna się recenzja “Piętna Morfeusza”. Dokładnie w sobotę pod wieczór dostałam od Kasi email z pdf-em czwartego tomu, który wrzuciłam na czytnik i musiałam trochę poczekać, żeby mi się podładował. Zaczęłam czytać chwilę po 22 i skończyłam prawie, że o 4 rano. Tak się wciągnęłam, że nie umiałam się od czytania oderwać. Zostałam doszczętnie pochłonięta. Tyle razy chciałam rzucać czytnikiem i Kasi wyrwać włosy z głowy za to, co tam odwalała, to nie macie pojęcia. Serce mi się ściskało, żołądek kurczył się z nerwów, złość parowała mi uszami i leciały tak niecenzuralne słowa, że aż byłam zaskoczona, że można tak przeklinać :D


Kasia na samym początku książki uprzedza, że jeśli myślicie, że ten tom będzie słodki, to będziecie zawiedzeni i tu kochani moi Kasia napisała prawdę. Nie dostaniecie słodko pierdzącej historii miłosnej Cassandry i Adama. Ta opowieść przepełniona jest strachem, bólem, tajemnicami, kłamstwami, intrygami. Żeby chronić swoją rodzinę, Adam będzie musiał dopuścić się wielu okropnych rzeczy, których tak bardzo nienawidzi. Ja odczuwałam całą sobą to, co on przeżywał. Czułam te wszystkie emocje, które nim targały i tak bardzo mu współczułam. Zawsze, gdy czytam, staram się postawić na miejscu bohaterów i rzadko mi się to udaje, ale w przypadku tej serii, nie miałam z tym problemu. Nawet nie wiem, co mam napisać, żeby nie wyjawić Wam tego, co tu się dzieje, ale powiem Wam, że jest grubo. Niby książka jest krótka, ale tu się tyle dzieje, że nie ma nawet sekundy na nudę. Akcja jest wartka i nie zwalnia tempa. Na każdej stronie non stop coś się dzieje. Fabuła jest genialna i uważam, że jest to idealne zakończenie całej serii. Naprawdę cieszę się, że Kasia nie rozpisała się na 400 stron, bo byłoby to niepotrzebne. Nie wierzę, że to piszę, ale tu nie było sensu ciągnąć tego dalej. Kasia wręcz mistrzowsko wplotła najważniejsze wątki, które były przemyślane i niepisane na siłę. Nie znajdziecie tu zbędnego pitolenia, żeby zapełnić strony. Wszystko jest ważne i istotne dla tej historii. Oprócz tych wszystkich dram znajdziecie tu także sceny zbliżeń, pomiędzy Cass i Adamem, ale nie tylko... 



“Piętno Morfeusza” opisane jest tylko z punktu widzenia Adama, bo to jest jego historia i jego walka. Znajdziecie tu wątki, które działy się w przeszłości, co było fajnym zabiegiem, bo mamy wgląd do tego, jak to się wszystko zaczęło. Oczywiście mamy tu także Cassandrę, która przeżyła wiele i powoli do siebie dochodzi. Kocha Adama i w pewnym stopniu tęskni za Morfeuszem, ale w jakim sensie, tego dowiecie się, czytając. Ja milczę, jak grób i nic Wam nie zdradzę. W tej opinii bardziej skupiam się na Adamie, bo to jest jego spowiedź, tylko czy dostanie i przede wszystkim, czy zasłuży na rozgrzeszenie?


“Spokój jest zbyt piękny, by był prawdziwy. To nie jest takie łatwe.

To nie znika. Wspomnienia, przeszłość… To wszystko, co

było pomiędzy okresem przed i po Mirrors, to… Moje piętno.”


Myślę, że nie będę się bardziej rozpisywać i mam ogromną nadzieję, że ta recenzja Was zachęci do sięgnięcia po “Piętno Morfeusza”. Jeżeli nie czytaliście jeszcze tej serii, to nadrabiajcie zaległości. Otrzymacie istny rollercoaster emocjonalny, który wywoła w Was różne odczucia. Właśnie o to chodzi w książkach, żeby wywoływały w nas emocje i nie odpuszczały do ostatniej strony.

Ja jestem oczarowana tą częścią i mimo że nieraz miałam ochotę udusić Kasię, to otrzymałam opowieść, jakiej oczekiwałam. Zabrakło mi jedynie takich dwóch malutkich elementów, które by były fajnym dopełnieniem do całości, ale to tylko takie moje zdanie. Nie mogę Wam powiedzieć, o co mi chodzi, bo bym zdradziła ważne wątki. Będę czytać Wasze opinie i sprawdzę, czy mamy podobne zdanie. 


I tak na koniec jeszcze wspomnę kilka słów o okładce, która jest fenomenalna i idealnie oddaje przekaz książki. 

Kto wygra tę walkę? Adam czy Morfeusz?

Czy Cassandra i Adam dostaną swoje szczęśliwe zakończenie?

Na te odpowiedzi dostaniecie odpowiedzi w tej lekturze.


Jeśli lubicie historie z dreszczykiem emocji, gdzie nie wiadomo, jak potoczą się losy bohaterów i czy po tych wszystkich problemach czeka ich happy end, to ta seria jest dla Was. Ja szczerze polecam, bo to są książki, po które warto sięgnąć i dać im szansę.

(Jupi, udało się napisać opinię bez bełkotu, bo jeszcze do tej pory mam ogromny chaos w głowie. Co ta Kasia ze mną na wyczyniała :D).



Kasia


Za egzemplarz do recenzji i możliwość objęcia książki patronatem medialnym dziękuję autorce oraz Wydawnictwu Editio Red.

 

 



 

 


 

 

wtorek, 16 listopada 2021

 

Laurelin Paige

“Zemsta”

“Brak zainteresowania zabija urazy, zemsta je powiększa”.


Nawet diabeł troszczy się o swoich najbliższych. Na swój sposób.


Małżeństwo było dla Celii i Edwarda układem biznesowym. Skorzystać miał na nim przede wszystkim Edward. Los chciał jednak inaczej. Okazało się, że Celii daleko do uległości, a relacja, która połączyła tę niecodzienną parę, szybko przeistoczyła się w burzliwy, niełatwy, ale za to pełen namiętności związek. Tylko czy to wystarczy? Czy Celia i Edward będą w stanie zmierzyć się ze swoimi wadami, wzajemnymi pretensjami i mrocznymi sekretami z przeszłości?


Oboje mają za sobą trudne doświadczenia. Celia została głęboko skrzywdzona i do tej pory mierzy się z traumą. Tak się jednak składa, że planowanie zemsty to coś, co Edward ma we krwi, a dla swojej żony jest gotów zrobić naprawdę wiele. Jakie granice przekroczy, aby zyskać satysfakcję? Czy w ogóle istnieją dla niego jakiekolwiek granice?


Czy Celia będzie potrafiła zaakceptować mroczną stronę Edwarda, nie tracąc przy tym tego, kim była i kim się dzięki niemu stała? 


"Przy Edwardzie nie musiałam już udawać, że nie ma pętających mnie łańcuchów. One naprawdę zniknęły, bo on je zdjął, zabrał je jak swoje, jakby były uprzężą."


“Zemsta” to trzeci tom serii Slay Quartet, który nadal poświęcony jest Celii i Edwardowi. Ich małżeństwo w końcu zaczyna się rozwijać, aczkolwiek przyszedł czas na wyrównanie rachunków. Na czym ta zemsta będzie polegać? Czy wszystkie osoby, na których Edward będzie chciał się zemścić, poniosą konsekwencje swoich czynów? A może nie stanie się zupełnie nic? Oczywiście odpowiedzi na te pytania znajdziecie w książce, o której jest ta recenzja.


Bardzo lubię pióro Laurelin Paige i czytam jej praktycznie wszystkie książki. To jest jedna z autorek, których twórczość tak naprawdę biorę w ciemno. Nikt mnie nie musi zachęcać do przeczytania jej historii, bo i tak to zrobię. Kiedyś wspominałam w swojej recenzji dotyczącej akurat tej serii, że nie polubiłam Celii, która mieliśmy okazję już spotkać w “Uwikłanych” i gdy zaczęłam czytać Slay Quartet i skojarzyłam, że to właśnie Celii poświęcona będzie ta seria, to kręciłam nosem i byłam niezadowolona. Myślałam, że będzie to pierwsza seria tej autorki, z którą się nie polubię, ale byłam w ogromnym błędzie. Bardzo ten cykl przypadł mi do gustu i uwaga… polubiłam Celię :D

 Było i w sumie nadal jest mi szkoda tej kobiety, bo w swoim życiu przeszła wiele, ale chyba najbardziej, kiedy była mała. Teraz rozumiem jej zachowanie po części, czemu była tak podłą i wyrachowaną babą. Za jej zachowaniem kryło się wiele rzeczy, które ją ukształtowały. Dzięki właśnie tej serii mogłam odkryć, co ją spotkało i nareszcie mogłam zrozumieć jej zachowania. Cieszę się, że trafiła na mężczyznę, jakim jest Edward, bo oni się wzajemnie uzupełniają. Co mogłabym napisać o Edwardzie? Jest to facet wyrachowany i stawiający na swoim, chociaż opuszcza odrobinę gardę przy żonie. Kocha ją i przede wszystkim chce ją pomścić, ale czy w niektórych przypadkach się trochę nie zagalopował? Tego również Wam nie napiszę, ale na pewno wiecie, gdzie dostaniecie na to odpowiedź.


Ogólnie, co do całokształtu tej książki i pomysłu na fabułę, to uważam, że autorka zrobiła dobrą robotę. Ja nie mogłam się oderwać od czytania, bo byłam ciekawa, co się dalej wydarzy. Paige porusza w “Zemście” bardzo ważny temat i poniekąd go przedstawia w pewnej sytuacji, gdzie czułam wręcz obrzydzenie, zdenerwowanie, chęć mordu i wszystkiego, co złe. Niestety takie rzeczy dzieją się i w prawdziwym życiu, co jest wręcz karygodne i tak bardzo smutne.


“Każdy powinien dążyć do tego, by na świecie działa się sprawiedliwość”.


 Oprócz tego znajdują się też inne rzeczy, które nakręcają tę historię i jej dynamikę. Z tyłu na okładce znajdziecie hot level, który ma aż cztery ogniki na pięć i mogę już teraz powiedzieć, że jest gorąco. Co jeszcze mi się podobało w tej lekturze? Niezawodna narracja z dwóch punktów widzenia, ale także rozdziały z przeszłości, które się również pojawiają. Bohaterzy też dołożyli swoją cegiełkę, bo to właśnie oni napędzali akcję w książce, która nie była nudna, a końcówka? Olaboga normalnie :D


W tym momencie jestem w trakcie czytania “Odrodzenia” i mogę zdradzić w tej chwili, że chciałabym bardzo ukręcić łeb Edwardowi. Dlatego kończę pisać Wam tę recenzję i idę od razu czytać czwarty i zarazem ostatni tom tego cyklu. Tak więc kochani, jeżeli lubicie twórczość Laurelin Paige, to koniecznie sięgajcie po Slay Quartet. Ta seria jest po prostu świetna i szczerze Wam polecam.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Niegrzecznym Książkom i Wydawnictwu Kobiecemu.

 

 

 

piątek, 12 listopada 2021

 

Meghan March

“Pani Kusząca”

“Zawsze tak się dzieje, gdy mamy do czynienia z prawdziwą miłością. (...) Ona sprawia, że stajesz się silniejsza, niż kiedykolwiek marzyłaś, i pozwala na robienie rzeczy, których nie uważałaś za możliwe.”


Magnolia Marie Maison była niezwykle silną kobietą. Bo właśnie tego - siły, twardego charakteru i mocnych nerwów - wymagało jej dotychczasowe życie. Nowy Orlean, gdzie mieszkała, był pięknym, ale okrutnym miejscem. Miłość i zbrodnia przeplatały się tu z dużymi pieniędzmi, tajnymi sojuszami i cierpliwie planowaną zemstą. Jeśli piękna Magnolia chciała przetrwać, musiała pozwolić miastu ukształtować swoją osobowość i podporządkować się twardym regułom. Ale tak - warto zrobić wszystko, by przetrwać. Dla niego.


Nie przypuszczała, że jeszcze kiedykolwiek go zobaczy. Tymczasem Moses Buford po piętnastu latach wrócił z Nowego Jorku. Tylko dla niej, nie liczyła się żadna inna kobieta. Dla Magnolii był gotów na wszystko. Dosłownie. Udało się, znów byli razem. Chcieli zaznać odrobiny spokoju i szczęścia. Tylko tyle.


Tyle że nowoorleański półświatek nie wybaczał. Za dawne grzechy trzeba było odpokutować. Magnolia o tym wiedziała, bo znała zasady. Nieraz ocierała się o śmierć i nie wyszła z tych strasznych wydarzeń bez winy. Wiele wskazywało na to, że zbliżał się czas zapłaty. Właśnie wtedy, kiedy chciała zacząć nowe życie, znów musiała stawić czoła śmiertelnemu zagrożeniu. I bezlitosnej prawdzie. Stawką w tej grze była szansa na ocalenie.


“Nie przeproszę za to, kim się stałam. Wiem jednak, że musimy przetrwać. Oboje!”


Co to była za książka!!! Myślałam, że pierwsza część była dobra, ale “Pani Kusząca”… o mamuniu. Już dawno nie przeżywałam tak mocno historii przez siebie czytanej. W tej części dużo się dzieje i co chwilę z każdego zakamarka wychodzi nowy problem, z którym muszą zmagać się główni bohaterzy. Szkoda mi było Magnolii, bo ta kobieta dużo przeszła. Zazwyczaj to dziarska baba z jajami, jednak tym razem autorka jej nie szczędziła. Dobrze, że obok siebie miała Mosesa, który by jej nieba dosłownie przychylił. Ehhh… chyba zakochałam się w tym bohaterze :D


W ogóle muszę napisać, że gdybym miała taką możliwość, to chyba wycałowałabym Meghan March za to, że wplotła do książki Mounta i jego żonę. Fabuła z nimi była świetna i przede wszystkim nie zostali wciśnięci na siłę, tylko odgrywali ważną rolę w życiu Magnolii i Mosesa. 

Akcja w ogóle nie zwalnia tempa, przez co miałam istny chaos w głowie. Uważam, że autorka świetnie poradziła sobie z tą dylogią i może z niej być naprawdę dumna.


Oczywiście oprócz porachunków, znajdą się tu też sceny zbliżeń, pokazana jest przyjaźń i ogromna miłość. To jak bohaterzy stoją za sobą murem, jak się sobą wzajemnie opiekują. March zastosowała w tej dylogii naprzemienną narrację, która za każdym razem idealnie się sprawdza. Nawet gościnnie swoje rozdziały mają Mount i Keira. 


Pod koniec książki przeżyłam szok i normalnie, aż mi się płakać chciało. I nie chodzi mi tu tylko o Rory, ale też o jednego osobnika. To postać poboczna, ale występowała w całej trylogii Mounta i w tej serii także się pojawia i to, co się wydarzyło, normalnie ścisnęło mi serducho. Jeżeli czytaliście już “Panią Kuszącą”, to będziecie pewnie wiedzieli, o kim mówię.


Tak na sam koniec napiszę, że jeśli jesteście fanami twórczości Meghan March, to ta pozycja Was na pewno zadowoli. Autorka pisze lekko, dzięki czemu jej książki czytają się same, bo nawet nie wiadomo, kiedy nadchodzi ostatnia strona. Ja przy jej opowieściach zawsze się świetnie bawiłam i bawię, więc jej historie biorę w ciemno. Gorąco Was zachęcam do sięgnięcia po dylogię Magnolia, ponieważ jest świetna i być może zachęci Was także to, że spotkacie w niej bohaterów z innej trylogii.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Editio Red.

 

 

 

 

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...