czwartek, 30 grudnia 2021

 Alexandra Claire - „Teija. Czarna róża”
[Patronat medialny]


Przeprowadzka z bratem do nowego miasta. Pójście na studia i do wymarzonej pracy. Ucieczka od przeszłości. Rozpoczęcie nowego rozdziału. Dla May Shannon taka propozycja wydała się idealna. Gdy ją przyjęła, a plan się powiódł, nareszcie mogła odetchnąć z ulgą. W końcu zyskała spokój.
Jednak gdy pewnego dnia jest świadkiem wypadku samochodowego i ratuje życie Jasego Callowaya, ten spokój znów zostaje zaburzony.
Czy dla May może być teraz coś gorszego?
Okazuje się, że może, kiedy na jej drodze do szczęścia stanie ktoś, kto będzie próbował zniszczyć wszystko, co budowała przez ostatnie miesiące.

Co grozi May?
Czy pojawią się między nią a Jasem jakieś uczucia?
Czy są oni wobec siebie szczerzy?

„Cudem wydostałam się z horroru, aby znaleźć się w kolejnym? No błagam! Niech Bóg nie robi sobie ze mnie jaj!
A teraz tak na poważnie.
Musiałam coś z tym zrobić.
Nie wiedziałam jak, w każdym razie nie mogłam siedzieć z założonymi rękami i czekać na dalszy rozwój wydarzeń, bo wkrótce to zajdzie za daleko i będzie za późno.”

Jak dobrze wiecie, uwielbiam debiuty i zawsze z ogromną przyjemnością po nie sięgam. Gdy dostałyśmy propozycję patronatu Teiji, byłam bardzo jej ciekawa. Teraz kolejny raz z ogromnym zapałem złapałam za tę historię, zastanawiałam się, czy ponownie wciągnie mnie ona w pogmatwane życie May. Wiecie co, wam powiem, że zdecydowanie tak, jest to jedna z tych powieści, która w momencie, gdy zaczniecie ją czytać, nie będziecie w stanie się od niej oderwać. Jej się nie czyta, ją się chłonie całą sobą. Towarzyszy nam podczas czytania mnóstwo emocji, po plecach wielokrotnie przebiegał mi dreszcz strachu i niepewności. Jest to genialne połączenie romansu, kryminału, a nawet thrillera, czyli wszystkich tych gatunków, które ja bardzo lubię. Autorka w bardzo przemyślany i dopracowany sposób poprowadziła fabułę, właściwie do samego końca towarzyszy nam dreszcz niepewności i tajemniczości, co sprawiało, że tę historię czytało się z ogromnym zapałem. Akcja pędzi na łeb na szyję i nie daje czytelnikowi ani chwili wytchnienia, a tajemnice, piętrzą się i piętrzą, ale sprawiają tym samym człowiekowi niesamowitą frajdę, gdy stopniowo je odkrywa. Jedyne czego mi zabrakło, to historii May sprzed przeprowadzki, ale mam nadzieję, że poznamy ją w kolejnym tomie. A samo zakończenie Alexandra poprowadziła tak, że pozostał we mnie ogromny niedosyt i panujący w głowie chaos, a wraz z nim mnóstwo pytań, na które mam nadzieję, że niebawem otrzymam odpowiedzi wraz z kolejnym tomem.

Nie będę dłużej rozpisywać się nad genialnością tej opowieści. Uważam, że jest to historia, która urozmaici wieczór każdej miłośniczce romansu i thrillera. Jest to książka, która mi sprawiła ogromną frajdę podczas czytania, jednakże chciałam więcej i więcej, ale na to troszeczkę muszę poczekać. Was gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę opowieść i przekonania się jak dobry jest ten debiut.

Gorąco polecam!

Paula

Za możliwość przeczytania książki i objęcia patronatem dziękuję autorce oraz Wydawnictwu WasPos.

 

Angela Santini

“Obsesje”

ON nie wierzy w przypadki.

ONA nie wierzy w miłość.

Jednak los nie pyta ich o zdanie.

Do czego zdolny jest człowiek, gdy w grę wchodzą najgłębiej skrywane obsesje?


Debiut, jakiego nie było od lat! Na tę historię czekały kobiety!


Pełna namiętności i obsesji powieść, pokazująca, że są książki, których nie sposób zapomnieć.


Andrea Cherry pracuje w sklepie ze starociami; ma wspaniałą mamę, przyjaciółkę i cudowną córeczkę zakochaną w śwince Peppie. Jej życie jest zwyczajne, do czasu kiedy wygrywa tydzień wakacji w luksusowym hotelu i poznaje “Nicholasa Blake’a – nieziemsko przystojnego, samotnego dżentelmena, który zawsze dostaje to, czego chce.


Oboje wpadają w swoje sidła, a ta z pozoru idealna i urocza dziewczyna zamienia jego życie w splot przypadkowych wydarzeń o nieprzewidzianych konsekwencjach.


Ale problem w tym, że Nicholas Blake nie wierzy w przypadki, a Andrea Cherry w prawdziwą miłość.


Czy są w życiu tajemnice, które mogą zmienić wszystko? I dokąd zaprowadzą najgłębiej skrywane obsesje?


“Łzy to taki rodzaj smutku, którego nie jesteśmy w stanie opisać słowami. Człowiek płacze z reguły dlatego, że stracił coś, czego nie może odzyskać. A na to... często brakuje słów.”


Do przeczytania tej książki zbierałam się bardzo, bardzo długo. Dlaczego tyle mi to zajęło? Pierwszą rzeczą była objętość na prawie 600 stron. Kiedy przymierzam się do takich kolosów, muszę się najpierw mentalnie przygotować i modlę się, żeby opowieść w nich zawarta, była warta mojego czasu. Dużo razy natknęłam się na debiuty, które niestety nie porywały. No, ale dobra. W końcu wzięłam książkę do ręki i na początku zaczęłam czytać opis dla przypomnienia. W oczy od razu rzuciło mi się stwierdzenie, że to debiut, jakiego nie było od lat i, że na tę historię czekały kobiety. Myślę sobie, okej. Sprawdźmy, czy rzeczywiście tak jest. Cóż, wydawcę chyba odrobinę poniosło z tą kwestią. Jestem kobietą i szczerze, to ja nie czekałam wcale na tę książkę, bo kompletnie mi ona nie przypadła do gustu. Czytałam ją chyba z dwa tygodnie i myślałam, że się po prostu poddam, ale jakoś wytrwałam do końca. Wiało nudą, która mnie usypiała oraz kompletnymi absurdami.


Nie podobali mi się bohaterzy, a Andrea przechodziła samą siebie. To ona zepsuła mi chyba całą tę lekturę i jej wieczne dramy. W ogóle nie czułam z postaciami chemii ani emocji, które w książkach są najważniejsze. Pojawiały się opisy, które tak naprawdę nic nie wnosiły do fabuły i były zwykłymi zapychaczami. Pomysł na tę historię jakiś był, ale niestety niewykorzystany. Gdyby tak o połowę skrócić, to może dałoby się tę opowieść jakoś uratować, a tak to jest klapa. Nie rozumiem tego rozciągania na siłę. Lepiej napisać krócej, a konkretniej. Myślę, że nie będę się więcej wypowiadać, bo to nie ma sensu i tak nic pozytywnego nie napiszę :( 


Z przykrością stwierdzam, że książka “Obsesje” jest słabiutka i przekoloryzowana. Za dużo tych dram i afer, bo tylko przewracałam oczami na kolejne bezsensowne sytuacje. Może i w telenoweli to by się sprawdziło, ale w książce już niekoniecznie. Niestety nie polecam, bo droga przez tę historię była dla mnie istną męką. Za to, że to debiut i za okładkę, która jest naprawdę ładna, daję 3 gwiazdki.

A, czy Wy zechcecie sięgnąć, po tę opowieść to już Wasza indywidualna sprawa. 


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

 

 

 

Meghan March - „Kasa i perwersje”



Jakiś czas temu Holly Wix, początkująca piosenkarka country, otrzymała dziwną ofertę. Za udawanie dziewczyny JC Hughesa, gwiazdora muzyki country, obiecano jej przepustkę do wielkiej kariery. Transakcja wydawała się bezproblemowa: jej uroda i seksapil miały poprawić wizerunek JC. Wszystko miało trwać tylko rok. Wkrótce okazało się, że wymagania producentów co do jej roli w tym przedstawieniu rosną. A ona nie mogła się na to zgodzić. I kiedy jej bunt zaczął się mieszać z poczuciem klęski - i ze sporą dawką whiskey - zjawił się ten facet. Przystojny, władczy i dominujący. Jego spojrzenie sprawiało, że dziewczynie uginały się kolana.

Creighton Karas zawsze wygrywał. Porażka w jego przypadku nie wchodziła w grę. Był arogancki i wymagający, zarówno wobec zarządu swojej firmy, jak i w sypialni. Właściwie był dupkiem, ale bajecznie bogatym dupkiem. I często bywał znudzony życiem, mimo towarzystwa pięknych kobiet. Tym razem jednak sprawy potoczyły się inaczej. Dziewczyna, którą spotkał w Wigilię w barze, była inna. Słodka, a przy tym odważna, tajemnicza i niewiarygodnie seksowna. Mimo że spędzili razem niesamowitą noc, mężczyzna nie poznał nawet jej imienia. To był najlepszy seks w jego życiu, ale rano obudził się sam. W chwili, w której zrozumiał, że tajemnicza piękność zniknęła z jego życia, podjął postanowienie.

Znajdzie ją. I zdobędzie na własność. Wyłącznie na swoich zasadach. W końcu dziewczyna, która wzbudziła w nim tak potężne emocje, nie może należeć do innego. I nikt ani nic nie zdoła mu przeszkodzić!
Chcesz wiedzieć, co robię z niegrzecznymi dziewczynkami?

„Jedno spojrzenie i już wiedziałem, że nie jest ułożona i że jest niewinna. To nie ten typ kobiety, która tylko czeka na prezenty. Całkowity brak interesowności w jej zachowaniu jest bardziej pociągający, niż mógłbym to sobie wyobrazić.”

Czy Karas odnajdzie dziewczynę, z którą spędził niesamowitą noc?
Czy Holly złamie warunki swojego kontraktu z wytwórnią?

„Byłby ze mnie doskonały wódz.
Widzę.
Pragnę.
Zdobywam.
Zatrzymuję.
Każdy, kto wchodzi mi w drogę, zostaje usunięty, nieważne jak. Nie boję się ryzyka i z całą pewnością nie boję się robić hałasu.
Wypuszczam coś z rąk tylko wtedy, gdy już z tym skończyłem i jestem na to gotowy, a nie ma żadnej gwarancji, że kiedykolwiek skończę z kobietą, na którą czekam.”

Kocham twórczość autorki i po każdą jej opowieść sięgam z ogromną przyjemnością. Teraz w moje ręce trafił pierwszy tom trylogii „Kasa i perwersje”, nie jest to zbyt długa książka, ponieważ pierwsza część ma niewiele ponad 200 stron i czyta się ją bardzo szybko, to ja bawiłam się przy niej rewelacyjnie. Autorka znana jest z tego, że pisze językiem prostym i spójnym, a przedstawiane przez nią opowieści są po prostu genialne. Jeżeli mam być szczera to jeszcze chyba nigdy się przy jej powieściach nie nudziłam, ponieważ czytanie ich sprawia mi ogromną frajdę, zawsze dostaję świetnych bohaterów, nietuzinkową i przemyślaną fabułę oraz wartką akcję. Tym razem na celowniku mamy początkującą piosenkarkę country, która szczerze mówiąc, podpisała niezbyt korzystny dla siebie kontrakt z wytwórnią, a do tego bogatego i przystojnego dupka, który swoją drogą od razu zdobył moje serce swoim uporem, chociaż nie ukrywam, kilka razy zadziałał mi na nerwy. Fakt, że jest to pierwszy tom trylogii, autorka jak to ma w zwyczaju, zakończyła go z niezłym przytupem, przez co miałam ochotę dosłownie urwać jej głowę. Teraz jedynie co, to nie pozostaje mi nic innego, jak czekać z ogromną niecierpliwością na kontynuację, która już niebawem trafi w nasze ręce.

Jeżeli szukacie historii, nieprzewidywalnej, gorącej i dynamicznej, w której życie naszych bohaterów, po podjęciu jednej decyzji zmienia ich życie o 180 stopni, to ta opowieść jest skierowana zdecydowanie do was. Gwarantuję wam, że rozgrzeje was ona do czerwoności w te zimne ponure wieczory. Gorąco polecam!!

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Editio Red.




poniedziałek, 27 grudnia 2021

 

Cora Reilly

“Złączeni przeszłością

[Patronat medialny]

Dante złożył przysięgę. Zarzekł się, że mafia będzie dla niego najważniejsza. Że nic ani nikt nie stanie ponad nią. Pięć razy nie dotrzymał obietnicy. Pięć razy zdradził mafię i udało mu się to zakamuflować.


Jego ojciec nauczył go, jak skrywać emocje. Dante opanował tę umiejętność do perfekcji. To dlatego został świetnym capo, a gdy zmarła jego żona Carla, potrafił ukryć swój żal i rozgoryczenie.


Kiedy Valentina oznajmia mu, że spodziewa się jego dziecka, Dante zamiast się cieszyć, oskarża ją o niewierność. Przecież z Carlą starali się tyle czasu i nigdy nie doczekali potomstwa. Więc jak to możliwe, że Valentina tak szybko zaszła w ciążę?

Czy Dante pozwoli odejść przeszłości? Czy przestanie ranić kobietę, którą pokochał, i ocali to, co jest dla niego naprawdę ważne?


“Pięć razy zdradziłem oddział z Chicago. Oddając krew, poprzysiągłem chronić naszą sprawę, złożyłem przysięgę na własne życie, obiecałem, że zawsze będę stawiał oddział z Chicago na pierwszym miejscu. Ponad wszystko inne.

Pięć razy wybrałem kobietę, ignorując dobro oddziału z Chicago. Zdradziłem swojego ojca. Swoją przysięgę. Swoich ludzi.”


To już siódmy tom z cyklu Born In Blood Mafia, który opowiada o losach Valentiny i Dantego. Tę dwójkę poznaliśmy już w “Złączonych obowiązkiem”, jednak tym razem mamy do czynienia z Dantem i jego pięcioma zdradami. Fabuła się nieco powtarza, aczkolwiek są też inne rzeczy, które były nowe. W “Złączonych przeszłością” znajdują się fragmenty z innych tomów tj. “Złączeni obowiązkiem, miłością” oraz “Złamana duma”. Fajnie było wrócić do pewnych sytuacji, które już dobrze znamy z tej serii i od razu zachciało mi się powrócić do samego początku i historii Ari i Luki. 


Jednak nie będę zbaczać z tematu, bo w tej recenzji jest mowa o Valentinie i Dantem. Jak wyżej wspomniałam, ta część zawiera pięć zdrad głównego bohatera i po kolei je poznajemy. Dante był bezwzględny, ale jako capo tego właśnie od niego oczekiwano, jednakże miał też serce. Aż pięć razy zdradził swój oddział z Chicago dla kobiety. Ale były to zdrady jak najbardziej uzasadnione i w dobrej wierze. Nie będę Wam zdradzać fabuły, bo jeżeli jesteście fanami tej serii, na pewno sami byście chcieli przeczytać tę opowieść i przeżyć wraz z bohaterami ich perypetie. W tym tomie znajdziemy więcej rozdziałów z punktu widzenia Dantego, ale po części to jego opowieść, dlatego nie ma, co się dziwić.


Osobiście uwielbiam Złączonych i akurat mnie nie trzeba zachęcać do przeczytania tych lektur. Bardzo lubię pióro Reilly i zawsze wiem, że zapewni mi rollercoaster emocjonalny, gdy zacznę tylko zagłębiać się w książkę. Co prawda nie ma tu mafii z prawdziwego zdarzenia, ale już się do tego przyzwyczaiłam i traktuję ją jako wątek poboczny i staram skupiać się na innych rzeczach, czyli na wzajemną relację bohaterów, przyciąganie i chemię. Główne postacie bardzo przypadły mi do gustu, a Val to taka kobieta, z którą mogłoby się zaprzyjaźnić. Można jej powierzyć tajemnice, będąc pewnym, że ich nie zdradzi. To cudowna matka, żona i przyjaciółka. Natomiast Dante to mężczyzna silny. To szef mafii, który decyduje o życiu i śmierci, ale za tą całą postawą kryje się człowiek o dobrym sercu. Rozumiałam bardzo dobrze jego dwa oblicza i to, co musiał robić, ale też zyskał w moich oczach swoją dobrocią. 


Święta spędziłam ze “Złączonymi przeszłością” i nie żałuję. Ta powieść pochłonęła mnie na kilka dobrych godzin i przeniosła mnie do bezwzględnego świata, porachunków mafijnych, ale i bezgranicznej miłości. Z całego serducha polecam, bo naprawdę warto. Ja bawiłam się świetnie podczas czytania i myślę, że z Wami również tak będzie.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji i możliwość objęcia książki patronatem medialnym dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.

 

 




 

 

poniedziałek, 20 grudnia 2021

 

L. J. Shen

“Hunter”

“Bo wiedziałam, że jest bogiem, w którego mogłabym uwierzyć.” 


Sailor miała w życiu jeden jasny cel – i znajdował się ON na samym środku tarczy strzelniczej. Ciężka praca i skupienie dały jej wymarzoną szansę na wyjazd na olimpiadę, gdzie jej łucznicze umiejętności zostałyby zauważone i docenione. Jednak aby osiągnąć to, co zaplanowała, nie może sobie pozwolić na rozproszenie uwagi. A to oznacza: żadnych imprez, żadnych zobowiązań i przede wszystkim – żadnych chłopców. Dlatego propozycja, którą złożył jej znany playboy i dziedzic rodzinnej fortuny, całkowicie ją zaskoczyła. W zamian za sponsorowanie jej kampanii i wsparcie kariery miałaby zamieszkać z nim na najbliższe pół roku. Tylko dlaczego niemal dorosły mężczyzna miałby potrzebować niani? I czemu upiera się, że musi nią być właśnie Sailor?


Hunter również nie jest zachwycony tym pomysłem. Czeka go sześć miesięcy czyśćca. To jego jedyna szansa na udowodnienie ojcu, że potrafi zachowywać się dorośle i odpowiedzialnie, oraz na zachowanie należnego mu dziedzictwa. Tak oto najbardziej zepsuty, rozpustny i zblazowany chłopak w Bostonie ląduje w jednym mieszkaniu z bezkompromisową, upartą i nieustępliwą Sailor. Hunter nawet nie przypuszczał, jak trudno będzie mu dotrzymać wszystkich warunków kontraktu.


“Był nieustraszonym buntownikiem, grzesznikiem i świętym. Księciem, który nigdy nie prosił się o tytuł. Łajdakiem o czystym sercu. Ucieleśnieniem wszystkiego, przed czym kobieta powinna uciekać.” 


Z twórczością Shen spotkałam się za sprawą książki “Intryga” i od tamtej pory jestem jej ogromną fanką. Sporo przeczytałam jej historii i niedawno w moje rączki wpadła kolejna “Hunter”, który rozpoczyna pierwszy tom serii Boston Belles. Tytułowego Huntera można już było spotkać, jako bohatera drugoplanowego w cyklu All Saints High, którego niestety nie czytałam. Jednak to nic nie szkodzi, bo z tego, co słyszałam, nie pojawiał się tam zbyt często. W podziękowaniach na końcu książki autorka wspomniała, że nie planowała napisać historii Huntera, aczkolwiek ten poboczny bohater ją zauroczył i nie mogła mu się oprzeć. I dzięki wielkie za to :D


Już od samego początku wciągnęłam się w tę opowieść i bardzo często wybuchałam głośnym rechotem. Jest tu naprawdę dużo humoru, co uwielbiam w książkach, ale nie tylko. Hunter to wyszczekany młody chłopak, który non stop bluzga i obraca każdą laskę, która jest chętna. Ot taki pies na baby. Jednakże pewna sytuacja zmusiła go do celibatu, tylko czy on w tym celibacie da radę wytrzymać. Dostał niańkę, która ma za zadanie go pilnować. Sama Sailor też na tym skorzysta, ale czy da radę upilnować najbardziej zepsutego i rozpustnego chłopaka w Bostonie? Jak ta dwójka wytrzyma ze sobą pod jednym dachem przez sześć miesięcy?


“Koniec z obijaniem się. Jeśli czegoś chcesz, sam musisz za tym pobiegać. Masz skłonić Sailor do współpracy. Jesteś zdany na własne siły, Hunter. Jeśli w ciągu tych sześciu miesięcy nie zobaczę w tobie mężczyzny, wylatujesz. A Sailor to idealna osoba do utrzymania cię w ryzach.”


Powiem Wam, że tę lekturę naprawdę momentalnie się pochłania. Bohaterzy są świetnie wykreowani i nie pozwalają czytelnikowi się nudzić. Zastanawiałam się, dlaczego Hunter był tak mocno zblazowanym chłopakiem. Dlaczego nic go nie obchodziło, non stop trzymały się go żarty i nie próbował się zmienić. Gdy coraz bardziej zagłębiałam się w książkę, zrozumiałam. Po części się nie dziwię Hunterowi i nie jestem zaskoczona, że był taki, a nie inny, jednak z drugiej strony mógł pokazać, na co go tak naprawdę stać, a nie pozwolił się poznać jako błazen, który non stop gadał o seksie. Natomiast Sailor, cóż ja mogę powiedzieć o tej dziewczynie. Była twardą sztuką i odporną na urok Huntera, jednak wszystko do czasu… Lubiłam ją i to, że nie była słodką idiotką, udającą seksbombę.


Ogólnie cała fabuła była ciekawa, interesująca i dopełnia ją jeszcze bardziej styl, jakim ta opowieść została napisana. Nie tylko Sailor i Hunter sprawili, że ta historia mi się bardzo spodobała, ale także postacie drugoplanowe, które wniosły swoją cegiełkę i sprawiły, że kartki same się przewracały. Były sceny seksu, była chemia, ale to te przekomarzania i gierki pomiędzy bohaterami nadały jeszcze więcej pikanterii. Mamy tu oczywiście narrację dwutorową, dzięki której poznajemy Huntera i Sailor jeszcze lepiej oraz ich postrzeganie na świat. Dodam jeszcze, że uwielbiałam poczucie humoru Huntera i niektóre jego teksty, które doprowadzały mnie z rozbawienia do łez. Ten chłopak jest naprawdę komiczny i idealnie nadawałby się do kabaretu :D


Cóż więcej mogę napisać? Tylko to, że ta książka naprawdę bardzo mi się podobała i po raz kolejny autorka mnie nie zawiodła. Mam nadzieję, że szybciutko dostaniemy drugi tom i coś czuję, że będzie to opowieść Cilliana — brata Huntera i jednej z przyjaciółek Sailor. Tam to dopiero się będzie działo.

Oczywiście książkę Wam polecam i gwarantuję, że nie będziecie się przy niej nudzić.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Niegrzecznym Książkom oraz Wydawnictwu Kobiecemu.

 

 

 

piątek, 3 grudnia 2021

 Ker Dukey & K. Webster - „Zepsute laleczki”


Finałowy tom mrocznej serii „Laleczki”!
Zdrada i wściekłość na ostrzu zgnilizną się mienią.
Potwór kontra Pan. Kto będzie zwierzyną?
Złamani i zdesperowani rozwiązanie znaleźć muszą.
Żeby odzyskać laleczkę, ziemię poruszą.
Brak lojalności i brak wyników nie będą wybaczone.
Potrzebą zemsty te schody są ozdobione.
Obłąkany pożądaniem nasz mistrz długo czekał.
Życie tych złamanych laleczek katowi obiecał.
Burza już nadchodzi, jest nad nami.
Teraz, kiedy wielcy gracze są już razem z nami.
Kto wyjdzie z tego żywy z nagrodą u boku?
A kto nie obudzi się z tego mroku?
Benny jest zrozpaczony. Ktoś ma jego laleczkę, jego Bethany. Doprowadzony do skraju obłędu mężczyzna próbuje się dowiedzieć, kto go zdradził. Był przekonany, że tym kimś jest jego Pan, ale stał za tym ktoś zupełnie inny. Teraz Benny będzie musiał zawrzeć pakt. W pojedynkę nie odzyska laleczki.
Szybko się okaże, że w tej grze siły i umysłu jest wielu potężnych uczestników i każdy ruch Benny’ego może zdecydować o jego zwycięstwie lub klęsce.

„A już myślałem, że rozgrywka zbliża się do końca. Nie spodziewałem się, że uczestniczy w niej aż tylu graczy. Inteligentnych, przebiegłych, bezwzględnych graczy.
Coś mi się zdaje, że tak naprawdę gra dopiero się zaczęła, a zwierzęcy ryk stojącej przede mną bestii jednoznacznie to potwierdza.”

Kto stoi za porwaniem Bethany?
Czy Benny'emu uda się odzyskać jego laleczkę?

Nawet nie macie pojęcia, jak bardzo czekałam na finał tej serii. Każda kolejna cześć, która wpadała w moje ręce, wprawiała mnie w coraz to większe osłupienie. Z niecierpliwością wyczekiwałam, aż będę miała możliwość poznania dalszych losów bohaterów i nareszcie dziś skończyłam czytać tę opowieść. Nie jestem w stanie w normalny sposób dobrać słów, aby napisać tę recenzję, ponieważ przedstawiona tu opowieść jest tak porąbana, że zrobiła mi z mózgu sieczkę. Wiedziałam, że będzie tu niezły rozpiździel, ale na to, co tu otrzymałam, nie byłam przygotowana. Na wstępie może powiem, że nie jest to historia dla ludzi o słabych nerwach, o nie. Ja kocham opowieści, które są zdrowo popieprzone, ale ta jest jedną z najbardziej chorych, jakie czytałam, co oczywiście nie jest złe, wręcz przeciwnie, biorąc pod uwagę moje upodobania czytelnicze i że im gorsza opowieść tym mnie bardziej do niej ciągnie, to ta zdecydowanie znajduję się w pierwszej trójce moich ulubionych! Jezu, co tu się odpieprzało, to przechodzi ludzkie pojęcie, moja wyobraźnia działała na najwyższych obrotach i aż bałam się przewracać stronę, bo nie wiedziałam, co za chwilę może się wydarzyć, ale na pewno nie było to nic dobrego. Jeśli mam być szczera to moim zdaniem ta opowieść jest najbrutalniejsza i najmniej przewidywalna, a akcja zapiera dech w piersiach. Od momentu, gdy tylko wzięłam tę opowieść w swoje ręce, aż do ostatniej strony podczas czytania czułam niepokój, a na ciele miałam gęsią skórkę. Uwierzcie mi, że jeżeli spodziewacie się, że nagle ta seria zacznie się robić słodko pierdząca z jednorożcami, to bardzo się mylicie. Zryje wam ona głowę, że nie będziecie mogli po niej spać. Ale jak ja kocham tę serię. to jest wręcz nie do opisania!! Pojawia się jeszcze więcej popapranych bohaterów, jeszcze więcej pogmatwanych akcji, mnóstwo brutalności, ale i chorych sytuacji. Tej książki się nie czyta, ją się dosłownie chłonie, a spalony obiad przez zaczytanie macie gwarantowany.

Nie, nic więcej nie piszę, specjalnie nie piszę niczego o fabule, ani o bohaterach, ponieważ mogłabym cokolwiek zdradzić, powiem wam jedynie tyle, że koniecznie sięgnijcie po tę serię. Tylko musicie się przygotować na ostrą jazdę bez trzymanki i na to, że w waszej głowie będzie panował jeden wielki chaos. Mi jest bardzo ciężko zebrać myśli, przez co też, ta recenzja jest niezbyt składna, ale uwierzcie mi na słowo, że jest to totalny must read! Ja daje jej 10/10!!

Polecam!

Paula

Za możliwość przeczytania książki i objęcia patronatem dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.


 Meghan March - „Decydujące starcie”



Scarlett Priest i Gabriel Legend. Ta miłość od początku wydawała się nie mieć szans na przetrwanie. Przeklęty wojownik, nad którym ciążyło fatum, nie miał prawa zapragnąć dumnej księżniczki. Nie miał prawa jej pokochać i sam zostać pokochanym. Ale stało się. Kiedy spotkał Scarlett, jej życie zmieniło się diametralnie. Gabriel był zupełnie inny niż mężczyźni, których wcześniej spotkała. Dziewczyna w końcu uwierzyła, że otrzyma chociaż odrobinę szczęścia i miłości. Ale prawdziwe życie bywa nieludzko okrutne dla kochanków z tak różnych światów.

Stare grzechy i błędy przeszłości zawsze wracają. Okrutni wrogowie wykorzystają każdą szansę, by dokonać krwawego odwetu. Scarlett i Gabriel mają potężnych nieprzyjaciół. Moses Buford Gaspard, mroczny cień z dawnych lat, powrócił. Ultimatum, jakie postawił Gabrielowi, nie pozostawia złudzeń. Cokolwiek zrobi, przegra, a jeśli się nie podda, straci wszystko: majątek, przyjaciół, dobre imię. A Scarlett wciąż musi mierzyć się z ukrytym wrogiem, który na domiar złego zaczął nękać również jej ukochaną siostrę.

To ostatni tom opowiadający historię namiętnej miłości przeklętych kochanków. Karty zostały rozdane. Wieści o nadchodzącej walce się rozniosły. Gabriel musi pokonać Bodhiego Blacka. Dla swojej miłości jest gotów na każde ryzyko. Czy to jednak wystarczy, aby wreszcie zaznać spokoju i zapomnieć o groźbach i strachu o najdroższe osoby? Jakiego wroga trzeba jeszcze pokonać, aby w końcu być razem?
Kochasz, więc wstań i walcz!

„Możesz mieć tylko to, co potrafisz ochronić.
Tyle wiedziałem od zawsze. I tego trzymałem się przez całe życie.
Teraz zagrożone jest wszystko, czego potrzebuję. I choć dotąd nie wiedziałem, że potrzebuję właśnie tego, odkąd to wiem, nie pozwolę sobie tego odebrać.
Nie pozwolę sobie jej odebrać.
Mówią, że miłość to bitwa – zatem jestem gotów ją stoczyć.”

Co zagraża Legendowi i Scarlett?
Kto stoi za jej nękaniem?
Jaką cenę zapłaci Gabriel za błędy z przeszłości?

Nadszedł dla mnie bardzo smutny czas, w którym muszę pożegnać się z bohaterami trylogii „Gabriel Legend”. Zakończenie drugiego tomu, pozostawiło mnie w ogromnym szoku i przyznam się szczerze, że byłam bardzo ciekawa, co wydarzy się w ostatnim tomie tej serii, nie bardzo wiedziałam, czego się mogę spodziewać, miałam lekkie obawy, że ta część będzie ciągnięta na siłę, że będę się nudziła i męczyła. Ale bardzo się myliłam, gdy złapałam ją w ręce, przeczytałam ją w jeden dzień. Mnóstwo emocji, zawiła fabuła no i najważniejsze, że pytania, które kotłowały się w mojej głowie, właściwie od momentu, gdy zaczęłam swoją przygodę z tą serią, teraz nareszcie znalazły odpowiedzi, które bardzo mnie usatysfakcjonowały. Droga do szczęścia naszych bohaterów jest długa ,kręta i bardzo wyboista, a na samym jej środku stoją wrogowie, demony przeszłości, które zaburzają spokojne życie i zmieniają je w piekło. Podczas czytania towarzyszyło mi mnóstwo emocji, radość, szczęście, wzruszenie, złość, ale i strach, tyle się tu dzieje, że ciężko było mi ogarnąć chaos panujący w mojej głowie. Autorka doskonale poprowadziła fabułę, do samego końca nie wiedziałam, co się wydarzy, ale podejrzewałam, że spadnie na nas niejedna bomba.

Autorka ponownie postawiła na narrację dwutorową, dzięki czemu dowiadujemy się, jak szaleją myśli Legenda i co dzieje się w głowie Scarlett. W porównaniu do pierwszego tomu zaszła w bohaterach ogromna zmiana, zmienił się ich sposób postrzegania wielu spraw, mają inne priorytety. Pojawiło się tu również kilku bohaterów, których losy z ogromną przyjemnością bym poznała i mam nadzieję, że będę mogła już niebawem odkryć ich opowieści w przyszłych seriach autorki.

Was gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę trylogię i poznania seksownego Legenda i uroczej Scarlett. Ja jestem nimi zachwycona i jedyne co mogę wam zagwarantować to to, że pokochacie ich tak samo jak ja i z pewnością jeszcze wielokrotnie do nich powrócę. A wam polecam jak najszybciej przeczytać tę serię.

Gorąco polecam!

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Editio Red.



 A.L. Jackson - „Pocałunek gwiazdy”



Samotna matka. Zdolny perkusista rockowej kapeli z trudną przeszłością. Teoretycznie ich ścieżki nigdy nie powinny się przeciąć. Wszystko zmienia się, gdy straszliwa zbrodnia wstrząsa życiem Mii West. Kobieta przystaje na propozycję swojego brata-rockmana, by lato spędzić w jego willi w Savannah i tam powoli dochodzić do siebie. Nie ona jedna korzysta z jego gościny – na miejscu poznaje zabójczo przystojnego, ponurego perkusistę. Mrok, którym emanuje, przyciąga. Jego spojrzenia nie sposób zapomnieć. Mia wie, że ten facet to same kłopoty. W życiu Leifa Godwina liczą się dwie rzeczy: kapela, w której gra, o nazwie Carolina George, oraz szukanie zemsty za krzywdę, która go kiedyś spotkała. W tym równaniu nigdy nie było miejsca na Mię. Jej oczy rzucają czar. Jej ciało to wieczna pokusa. Kiedy jej dotknie, popełni grzech. Czy miłość, która ich połączy, przyniesie im zgubę?

„Nie wiedziałam, co mi zrobi jeżeli zostanie.
Pokocha mnie, czy złamie mi serce?
Może powinnam była wówczas odwrócić się do niego plecami i cofnąć się do budynku.
Potraktować poważnie ostrzeżenie, które wyczytałam z jego niesamowicie przystojnej twarzy.
Zamiast tego ruszyłam przed siebie, prosto w ulewę.
Zaryzykowałam...”

Co spotkało Leifa w przeszłości?
Na kim planuje zemstę?

„Łańcuch, którymi byłem spętany na wieki, zacisnęły się jeszcze bardziej.
To było ostrzeżenie z jej strony.
Trudno.
Jedną ręką objąłem ją w talii i przyciągnąłem bliżej. Tak, to cierpienia pragnąłem.
Nie wiedziałem tylko czyjego – jej czy mojego.
Kiedy moje ramię zetknęło się ze skórą jej pleców, poczułem niemal jak parzy.”

Gdy zobaczyłam „Pocałunek gwiazdy” w zapowiedziach, wiedziałam, że muszę ją mieć, dosłownie napaliłam się na nią jak szczerbaty na suchary. W ostatnim czasie czytałam w większości mroczne i mocne romanse, dlatego ucieszyłam się, że będę mogła przeczytać coś lekkiego i przyjemnego, teraz, gdy złapałam książkę Pani Jackson, zaczęłam ją czytać z ogromnym zapałem. Jednak im bardziej się zagłębiałam w treść, tym z każdą kolejną stroną mój zapał gasł, a dlaczego? A dlatego, że było sporo opisów ( większość moim zdaniem zbędnych), których wprost nienawidzę, początkowo mało dialogów, później było troszkę lepiej, ale i tak zabrakło mi tu tego czegoś. Ogólny pomysł na fabułę autorka miała fajny, samotna matka, która jest po bardzo traumatycznych przeżyciach, a do tego perkusista z trudną przeszłością, co może pójść nie tak? Właściwie to wszystko. Miałam co do niej spore oczekiwania, a niestety, wyszedł klops. Opowiadana tu historia była nudna, było zbyt dużo smutku, żalu, a gdy już do czegoś dochodziło, robiło się różowo i słodko, aż do zemdlenia, brakowało mi tu jakiejś równowagi. Autorka próbowała też wpleść tu wątek kryminalny, który był po prostu niewypałem. Uczucie, które budziło się między bohaterami, było bez większych fajerwerków, nie było czuć między nimi żadnej chemii, więzi. Po prostu bardzo słabo z tą opowiastką, nuda, nuda i jeszcze raz nuda.

Nie wiem, co tu się wydarzyło, ale ja niestety jestem na nie dla tej opowieści. Wynudziłam się na niej okrutnie i na pewno do niej nie powrócę. Po drugi tom tej serii sięgnę z czystej ciekawości. Być może będzie lepszy. Was jednak zachęcam, abyście opinie wyrobili sobie sami. Dla mnie to marne 2/10. Nie polecam!

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwie Muza.



środa, 1 grudnia 2021

 

Monica James

“Forever My Saint”

 

“Gra­ni­ca mię­dzy do­brem a złem za­cie­ra się. Jeśli cho­dzi o Sa­in­ta, za­wsze po­tra­fię go uspra­wie­dli­wić. Jed­nak czy ist­nie­je wia­ry­god­ne uspra­wie­dli­wie­nie na ode­bra­nie komuś życia?” 


Dla jednych był demonem, dla niej – zbawicielem. Nadszedł czas, by odpłaciła mu tym samym.


Cała nadzieja była stracona, dopóki Zoey Hennessy nie wtargnęła ponownie do mojego świata, wstrząsając nim w posadach. Wypowiedziała dwa proste słowa: ON ŻYJE.


Mówiła o swoim bracie, moim Świętym, o człowieku, który stracił wszystko, by mnie uwolnić. Sądziłam, że umarł. Widziałam przecież jego śmierć na własne oczy. Ale kiedy Zoey udowadnia, że się myliłam i że Święty żyje, ale jest uwięziony przez potwora, wiem, co powinnam zrobić. Teraz ja go uratuję.


Plan jest niebezpieczny i nie ma gwarancji, że przeżyję. Ale jeśli ten koszmar nauczył mnie czegokolwiek, to tego, że nie jestem kobietą, która kuli się ze strachu. Jestem zdeterminowana, aby odzyskać mężczyznę, którego kocham, i nic ani nikt nie stanie mi na drodze.


Aleksei Popov nie jest bohaterem, ale jest mój. Wszystko, w co wierzyłam, zostało wywrócone do góry nogami. Ciekawe, jak daleko się posunę i kogo będę gotowa poświęcić. 


“Kiedy nic nie masz, każdy drobiazg znaczy tak wiele, a w naszym przypadku tym drobiazgiem jest życzliwość. Jak głodujący pies czekający pod stołem, aż ktoś mu rzuci marny ochłap, tak my jesteśmy wdzięczne nawet za odrobinę dobroci”.


Na samym początku pozwolę sobie napisać, że “Forever My Saint” to ostatni tom cyklu All The Pretty Things. Pamiętam, że pierwszy tom tej trylogii nie przypadł mi , aż tak bardzo do gustu, ale już druga część tak i jeszcze ta końcówka… Obiecałam sobie, że od razu wezmę się za książkę numer trzy, ale na obietnicy się skończyło. Pokonała mnie choroba i nie miałam siły na czytanie czegokolwiek. Jednak wyzdrowiałam i wzięłam się za finał historii Sainta i Willow. Kurcze, nie sądziłam, że czekają mnie aż takie emocje, które ściskały mocno moje serce i związywały żołądek w ciasny supeł. Autorka idealnie zakończyła tę trylogię mimo tego, że niektóre sceny było ciężko czytać. To, co przeszła Willow i Saint było okropne i odbiło się ogromnie na ich psychice. I teraz pytanie, jak po takich przejściach żyć normalnie? Czy to w ogóle jest możliwe? Czy miłość naprawdę ma szansę przezwyciężyć sytuacje, które dotknęły naszych bohaterów? Ja na te pytania znam już odpowiedź, a teraz czas, żebyście i Wy się o tym przekonali, sięgając po ”Forever My Saint”.


W czytaniu kocham to, gdy książka jest napisana w taki sposób, który pochłonie mnie doszczętnie. Sprawi, że wraz z postaciami będę przeżywała ich wszystkie perypetie nawet te najgorsze. Nie zdarza się to jakoś bardzo często, że momentalnie przepadam dla jakiejś historii, ale tak się właśnie wydarzyło w tym przypadku. Przepadłam i czytałam tę książkę dosłownie wszędzie, gdzie tylko się dało. Willow i Saint to bohaterzy, którzy walczą do samego końca. Jedno chroni drugie, przez co stają się jednością. Jak już wcześniej wspomniałam, oboje wycierpieli i wciąż w głębi serca cierpią, ale starają się wyszukać jakichś pozytywów w każdym aspekcie ich życia, choć to nie lada wyzwanie. Współczułam im, ale też ich ogromnie podziwiałam. 


Oczywiście nie można też zapomnieć o bohaterach drugoplanowych, którzy przyczynili się do budowania emocji tych pozytywnych, jak i negatywnych. W sumie to dzięki nim cała fabuła była dynamiczna i nie wiadomo, czego można się było jeszcze spodziewać. Polubiłam bardzo Sarę i Aleka. Wiem, że Alek był kawałem gnoja i zasługiwał na wszystko, co najgorsze, aczkolwiek on też się zmieniał i koniec końców po prostu go polubiłam. Za to nienawidziłam Zoey, która tak mnie, denerwowała, że sama najchętniej bym jej nakopała i powyrywała kudły, co do jednego oraz Oscara, który był istnym diabłem w ludzkiej skórze. 


Nadal w tej opowieści jest brutalnie, jest przemoc, wulgarny język i niepokojące sceny, przez które czytelnicy mogą się poczuć niekomfortowo, ale ja uważam, że warto sięgnąć po całą trylogię. Jest dobrze napisana i porusza temat, którym jest porwanie. Bohaterzy naprawdę są fajnie wykreowani i dobrze odgrywają swoją rolę. Mimo tej całej otoczki romansu i seksownych scen, mamy też i inne rzeczy, które nie raz i nie dwa będą wywoływały ciarki na Waszym ciele. 


Ja serdecznie polecam tę trylogię. Jeśli lubicie mroczne książki, gdzie non stop coś się dzieje i nie ma chwili na wzięcie głębszego oddechu, to sięgajcie po serię All The Pretty Things. Dostaniecie od niej ostrą jazdę bez trzymanki.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.

 

 

 

 

piątek, 26 listopada 2021

 

Nana Bekher

“Nie zapomnisz tych świąt”

Caden po śmierci matki wraca do rodzinnego miasta. Zatrzymuje się u ojca, który kiedyś porzucił jego i matkę. Zamierza zniszczyć poukładane życie mężczyzny...


Avery to miła dziewczyna, która akceptuje przyrodniego brata. Caden postanawia rozkochać ją w sobie, a potem złamać jej serce. Nie jest jednak w stanie powstrzymać tego, co rodzi się między nim a dziewczyną.


Czy chęć zemsty okaże się silniejsza? Jak odkryta prawda wpłynie na życie rodziny i czy Caden rzeczywiście sprawi, że Avery nie zapomni tych świąt?


“Fascynuje mnie, intryguje, pożądam go, ale jest zakazany. Jest moją zakazaną fascynacją.”


Raczej nikomu nie muszę przedstawiać tej autorki. Twórczość Nany Bekher jest mi dobrze znana i jestem jej ogromną fanką. Ta pisarka, mama i żona urodziła się dosłownie z piórem w dłoni, a dlaczego tak piszę? No bo każda jej książka jest lepsza od drugiej i nie sposób się od nich oderwać. Za każdym razem przychodzi do nas ze świetnymi pozycjami wydawniczymi i tym razem jest dokładnie tak samo. “Nie zapomnisz tych świąt” to jej pierwsza propozycja świąteczna i mam nadzieję, że nie ostatnia :)

W tej historii poznajemy Cadena oraz Avery, którzy są przyrodnim rodzeństwem. Wydawać by się mogło to niesmaczne, ale nie tutaj. Pamiętajmy, że różne sytuacje bywają w życiu i wcale nie muszą być one takie, jak zakładamy. Autorka w świetny sposób pociągnęła całą fabułę i ukazała relację naszych głównych bohaterów. Pokazała, jak chęć zemsty potrafi wyparować, kiedy na naszej drodze pojawia się ta właściwa osoba. 


Gdy zaczęłam zagłębiać się w tę lekturę, poczułam od razu nastrój świąt. Zakopałam się pod kocykiem z kubkiem gorącej czekolady i książką Nany, która umiliła mi czas. Gdy zaczniecie zaczytywać się w tej opowieści, czas przestanie dla Was istnieć, bo będziecie się chcieli dowiedzieć, co się wydarzy dalej. Bardzo podobało mi się to, że relacja Cadena i Avery rozwijała się powoli i nie pędziła jak tornado. Było zmysłowo, gorąco, dynamicznie i to, co lubię najbardziej, czyli wciągająco i książce towarzyszyły różnorakie emocje. Nie było wulgarnie, a wręcz zmysłowo.

 

Co do samym głównych postaci to zostali wykreowani ciekawie. Caden po śmierci rodzicielki chce odegrać się na ojcu za to, że porzucił jego i matkę. Chce się zemścić i rozwalić jego poukładane życie na nic, nie bacząc. Natomiast Avery to spokojna dziewczyna, która akceptuje brata. Jest miła i sympatyczna. 

Co się stanie, gdy chęć zemsty pęknie jak bańka mydlana?

Czy zakazane uczucie ma szansę przetrwać?

Czy Avery dowie się o intrydze Cadena?


Nana w swojej książce postawiła na dwa punkty widzenia, dzięki czemu możemy zaobserwować, jak wygląda relacja Cadena i Avery, co w ich głowach siedzi, jak na siebie reagują. Jest też gorąco, co podgrzewa nas od środka i nie zwracamy uwagi, że za oknem jest zimno i deszczowo. Ja naprawdę miło spędziłam czas z tą lekturą. Jest ona idealna na jesienne i zimowe wieczory albo żeby przeczytać ją w okresie świąt i wprowadzić się w świąteczny nastrój.


Nie będę pisała długiej recenzji, bo nie ma sensu. Napisze może tak, jeżeli szukacie idealnej świątecznej książki z romansem w tle, to sięgajcie koniecznie, po “Nie zapomnisz tych świąt”. Jeśli znacie pióro Nany Bekher, to wiecie, czego można się po niej spodziewać. Ja jestem oczarowana historią Cadena i Avery i każdemu z głębi serca ją polecam.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję autorce oraz Wydawnictwu PASCAL.

 

Logo 

 

 

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...