wtorek, 28 marca 2023

 Mariana Zapata - „Wszystkie drogi prowadzą do ciebie”


Aurora De La Torre wie, że powrót w rodzinne strony po latach nieobecności nie będzie łatwy. Teraz musi zacząć wszystko od nowa w miejscu, które kiedyś było jej domem. W miejscu, w którym nie ma już ludzi bliskich jej sercu.

Nie spodziewała się ciepłego przywitania, bo kto mógłby na nią czekać po tych wszystkich latach? Jednak nastawienie właściciela domu, który miała wynająć, i tak mocno ją zaskoczyło. Mężczyzna nie tylko zachowywał się bardzo nieuprzejmie, ale i oskarżył ją o włamanie oraz wtargnięcie na teren jego posiadłości.

Tego było już za wiele.

Jak Aurora odnajdzie się w tym wszystkim i czy uda jej się dogadać z pochmurnym Tobiasem Rhodesem? Dobrze, że mężczyzna jest przystojny, to może ukoić jej nerwy.


Bardzo polubiłam się z twórczością autorki, dlatego po jej książki sięgam z ogromną przyjemnością, dlatego gdy zobaczyłam w zapowiedziach „Wszystkie drogi prowadzą do ciebie” od razu dodałam ją do listy moich książek do przeczytania. Autorka znana jest z pisania romansów slow burn, co do których dość często mam mieszane uczucia, a jak wiadomo, Pani Zapata nie daje nam cienkich lektur, wręcz przeciwnie, są to opasłe tomiska, które mogą lekko przerazić. Ja sama miałam niemałe obawy, gdy zaczynałam przygodę z jej twórczością, jednak im bardziej zagłębiałam się w lekturze, tym na mojej twarzy pojawiał się za każdym razem coraz większy uśmiech. Dlatego, gdy tylko złapałam w swoje ręce historię Ory, nawet nie zaczęłam jeszcze jej czytać, a na mojej twarzy już pojawiał się uśmiech. Jej historie są piękne, z wplątaną sporą dawką humoru, ale i poruszające jednocześnie. W tym przypadku dostajemy wspaniałą opowieść o odnajdywaniu siebie i swojego miejsca na ziemi, o poszukiwaniu szczęścia a jednocześnie ukojeniu swojej duszy.

Ora to wspaniała bohaterka, po zakończonym długoletnim związku, w którym była wykorzystywana i przede wszystkim niedoceniana postanawia zacząć wszystko od nowa, odnaleźć siebie i to co w życiu sprawia jej radość i przyjemność. Trafia ona do małego miasteczka, w którym mieszkała jako mała dziewczynka wraz ze swoją mamą. Dopóki... ah, nie będę wam zdradzała nic z fabuły. Ale wspomnę o niej jeszcze tylko słowem, że była ona tak genialnie wykreowaną postacią, że wszystko co robiła sprawiało, że na mojej twarzy pojawiał się uśmiech, była taką pozytywną duszyczką, że nie dało jej się nie lubić, od samego początku, poczułam do niej ogromną sympatię. Tobiasa, Jezuuu, tego wielkiego miśka pokochałam jak tylko się pojawił, początkowo może wydawać się gburem i takim troszkę samotnikiem, ale jest tak wspaniałym człowiekiem, że zawsze moje serce biło dla niego szybciej.

Nie będę pisała nic więcej, dla mnie ta książka to lektura obowiązkowa, jestem w niej zakochana. Jest to opowieść idealna na spędzenie przyjemnego wieczoru w towarzystwie tej dwójki. Jestem w tej książce zakochana i z pewnością do niej jeszcze kiedyś powrócę. Wspomnę jeszcze tylko dosłownie słówkiem o okładce, która dla mnie jest po prostu perfekcyjna, idealnie pasuje do treści, jest jednocześnie minimalistyczna, a z drugiej strony bardzo pobudzająca wyobraźnię.
Całej opowieści daję 9/10.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe Zagraniczne.

poniedziałek, 20 marca 2023

 

Saffron A. Kent

„My darling Arrow”

Salem Salinger bardzo narozrabiała, za co została wysłana do szkoły dla nastolatek sprawiających problemy wychowawcze. Dziewczyna ma sekret: za kłopoty, w których się znalazła, odpowiedzialny jest pewien chłopak.

Arrow Carlisle to najgorętszy chłopak, jakiego widziała. Salem zawsze podziwiała go z daleka. Uwielbienie dla niego wyrażała w listach. Wiedziała jednak, że ta miłość zawsze będzie platoniczna. W końcu to syn dyrektorki szkoły, który – co gorsza – chodzi z siostrą Salem. 

Jednak kiedy Arrow wraca do rodzinnego miasteczka, żeby zrobić sobie przerwę w karierze sportowej, Salem widzi go nie ze swoją siostrą, tylko z inną dziewczyną. 
Musi jak najszybciej przestać o nim myśleć, zapomnieć na zawsze, a przede wszystkim nie pisać do niego listów, których on i tak nigdy nie przeczyta. Prawda?

Przeczytanie tej książki troszkę mi zajęło, ale w końcu nadszedł jej czas, więc zagłębiłam się w tę lekturę. „My darling Arrow” otwiera cykl St. Mary’s Rebel i na pierwszy rzut dostajemy opowieść Salem, która od lat była potajemnie zakochana. A najgorsze w tym wszystkim było to, że kochała chłopaka, którego nie powinna, bo on należał do jej siostry. Wzdychała do niego i pisała potajemnie listy, których nigdy nie wysłała. Jednak wszystko się zmienia, gdy Arrow wraca do St. Mary’s.

Czy Salem dostanie swoją szansę, by zbliżyć się do Arrowa?

Jak dla mnie ta opowieść była naprawdę fajna i dobrze się bawiłam podczas jej czytania. Podobała mi się historia, którą autorka stworzyła. Z ogromną ciekawością śledziłam los Salem i szczerze współczułam tej dziewczynie. Została umieszczona w szkole dla trudnych nastolatek. Uważam, że to, czego się dopuściła, nie było aż ogromnym powodem, by umieszczać dziewczynę w takim miejscu. Można powiedzieć, że była pozostawiona samej sobie. Nie miała przyjaciół, ale gdy trafiła do nowej zamkniętej szkoły, poznała pewne dziewczyny, które ją bardzo wspierały. Do tego Salem ma siostrę, która jest głupią kretynką. Najchętniej to skopałabym jej cztery litery i wyrwała wszystkie kudły ze łba. Samolubna, bezduszna kwoka. W Salem podobało mi się przede wszystkim to, że była taka autentyczna i łamała zakazy, które jej się narzucało. Polubiłam ją od razu, bo była dziewczyną skrzywdzoną, chociaż tego nie pokazywała. Z drugiej strony mamy Arrowa. Jeny tak jak go uwielbiałam, tak samo nienawidziłam. To jak się czasami zachowywał, wywoływało we mnie niezłe wkurzenie. Gnojek jeden, któremu powinno zostać spuszczone niezłe manto. Jednakże wcale mu się nie dziwiłam, czemu stał się taki, a nie inny i czemu zachowywał się tak chamsko. Kiedy przeczytacie tę książkę, to sami zrozumiecie.

Zauważyłam, że ta książka została nisko oceniona, na portalu lubimy czytać, ale mnie ta powieść serio kupiła. Naprawdę mi się podobała, bo zrozumiałam jej przekaz. Język, jakim pisze autorka, jest czytelny, choć miejscami wulgarny, ale mnie to nie przeszkadzało. Jest tu kilka scen zbliżeń, które opisane są dość dosadnie i tu też autorka używa wulgaryzmów, ale jeśli komuś nie przeszkadzają takie zwroty, to nie zwróci na to uwagi. Nie było tu nie wiadomo jakich zwrotów akcji, ale pisarka opisywała różne sytuacje tak, by nie nudziły i sprawiły, aby czytelnik nie chciał oderwać się od lektury.

Uważam, że jest to bardzo fajna historia, która otwiera oczy na pewne sprawy. Mnie ona chwyciła za serce, choć miejscami miałam ochotę ukatrupić Arrowa. Jeżeli szukacie czegoś do przeczytania na wciąż chłodne wieczory, to „My darling Arrow” się poleca. Oceniam książkę 8/10.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe Zagraniczne.

 

 


sobota, 18 marca 2023

 Alicja Skirgajłło - „Złudne marzenia. Dziedzictwo”
[Patronat medialny]


Już raz ją ocalił. Teraz znowu jest jej potrzebny
Kira Sadowska traci ukochanego dwukrotnie jednego dnia. Raz najzupełniej dosłownie ― Eryk ginie w tajemniczych okolicznościach. I drugi raz ― kiedy się dowiaduje, że człowiek, którego uważała za swojego narzeczonego, był od dawna szczęśliwie żonaty. Niestety, dla Eryka rozkochanie w sobie Kiry było wyłącznie elementem oszustwa, mającego go doprowadzić do przejęcia całości udziałów w odziedziczonej przez nią firmie.

Jak na drobną dwudziestoparolatkę, zdecydowanie za dużo tych ciosów. A to przecież nie koniec kłopotów: atmosfera wokół Kiry i jej firmy jest niepokojąca. Ktoś życzy dziewczynie źle. Ktoś na tyle bezwzględny, że nie cofnie się przed niczym. Najwyższy czas pomyśleć o osobistej ochronie, tym bardziej że jest akurat pod ręką odpowiedni kandydat na bodyguarda….

Zakończenie pierwszego tomu, czyli „Brudnej gry” wbiło mnie dosłownie w fotel i pozostawiło z jednym wielkim znakiem zapytania w głowie, do samego końca nie wiedziałam, co tu się do cholery odwaliło! Dlatego bardzo się cieszyłam, że drugi tom mam już w domu i mogę od razu wziąć się za czytanie, a nie czekać, jakiś czas, aż zostanie on wydany. Kolejny raz zobaczyłam ten mikroskopijny druk i doszłam do wniosku, że nie będę męczyć siebie, a tym bardziej moich oczu i cyk, przerzuciłam się ponownie na komputer i odpaliłam sobie zacnego pdfa. Czytanie szło mi zdecydowanie lepiej i nawet się nie obróciłam, a już dobrnęłam do samego końca. Jeżeli myślałam, że nic mnie już tu nie zaskoczy, to musicie sobie jedynie wyobrazić moją minę, gdy pojawiało się coś, czego się nie spodziewałam. Ah, chciałabym napisać wam tak wiele, przelać wszystko to, co leży mi na duszy, przedstawić wam moje wrażenia szczegółowo po lekturze, ale cóż, boję się tego, że mogłabym wam zdradzić zbyt wiele i tym samym odebrać całą przyjemność z przeczytania tej powieści. Dlatego ta recenzja nie będzie zbyt długa, napiszę jedynie ogólnikowo moje odczucia i na tym po prostu zakończę. Co mogę wam powiedzieć? Na pewno to, że ta książka jest zdecydowanie nieprzewidywalna, pierwszy tom zakończony jest mocnym walnięciem, ale to, co dzieje się w tej cześć to niezły armagedon. Dostajemy kolejny raz mnóstwo emocji, wartką nieprzewidywalną akcję, sporo zwrotów akcji i mnóstwo niebezpieczeństwa. Musicie przygotować się na niezłą jazdę, ale do tego bez wątpienia przyda wam się niezłe skupienie, bo dzieje się tu tyle, że mózg czasami przestaje ogarniać, co tam tak naprawdę się wyczynia, że ta historia jest pogmatwana to mało powiedziane, czasami wręcz miałam wrażenie, że wszystkiego jest za dużo jak na jedną opowieść. Mogę jedynie stwierdzić, że drugi tom podobał mi się nawet bardziej niż pierwszy, bo jak wiadomo, kocham powalone książki.

Nic więcej wam nie powiem na temat tej historii, jak dla mnie musicie to po prostu przeczytać, mogę wam zagwarantować, że się nie zawiedziecie. Alicja po raz kolejny stanęła na wysokości zadania i dała nam historię, w której w perfekcyjny sposób połączyła romans z lekkim thrillerem. Polecam i daję jej 8/10.

Za możliwość przeczytania książki i objęcia patronatem dziękuję Editio Red oraz autorce.

 Alicja Skirgajłło - „Brudna gra. Dziedzictwo”
[Patronat medialny]

Odziedziczyła ogromny majątek, a wraz z nim ogromne kłopoty
Kira Sadowska ma jasno sprecyzowany plan na najbliższe tygodnie. Kończy studia w akademii sztuk pięknych, odbiera dyplom i wyjeżdża na upragnione wakacje. Paryż u boku ukochanego chłopaka i w towarzystwie najlepszej przyjaciółki ― czy można sobie wymarzyć coś wspanialszego?

Niestety, Kira będzie musiała odłożyć Paryż na później… Być może nawet na dużo później. Tak to zazwyczaj bywa z planami, że los lubi w nich namieszać. Na Kirę jak grom z jasnego nieba spada wiadomość, że jej ojcem, którego nigdy nie poznała, jest Tomasz Abramowicz, właściciel największej w Polsce agencji marketingowej. W zasadzie był, bo mężczyzna niedawno zmarł, ale przedtem zapisał córce cały majątek. Jakby nie dość było emocji, na jaw wychodzi tajemnica, którą skrywali przed Kirą Ulka i Paweł. To zdecydowanie zbyt wiele dla tej drobnej młodej kobiety z burzą rudych włosów. Z pomocą przychodzi Kirze Eryk, przystojny współwłaściciel firmy Abramowicza. Tylko czy ona może mu całkowicie zaufać?


Bardzo lubię twórczość Alicji i po każdą jej książkę sięgam z ogromną przyjemnością. Niestety natłok obowiązków sprawił, że na mojej półce pojawiły się ogromne zaległości czytelnicze i dopiero teraz stopniowo je nadrabiam. Gdy wzięłam w swoje ręce „Brudną grę”, w pierwszej chwili przeraziłam się rozmiarem czcionki, która jest tu zawarta, jest dosłownie mikroskopijna i przeraziłam się, że przy moim już lekko podupadającym wzroku będę potrzebowała lupy. Nie zraziłam się jednak i zaczęłam czytać tę opowieść. Przez ten ciupki druk nie będę ukrywała, szło mi to dość mozolnie i w pewnym momencie przerzuciłam się po prostu na komputer i zaczęłam czytać książkę w formacie pdf, do którego miałam dostęp dzięki temu, że miałam przyjemność objęcia patronatem tej powieści i tu zdecydowanie poszło mi to szybciej niż przy wersji papierowej. Gdy zaczęłam czytać wciągnęłam się na maksa, wystarczył jeden wieczór i nawet nie wiem kiedy dobrnęłam do samego końca! Cała opowieść wywarła na mnie ogromne wrażenie i dostałam od niej wszystko to, co w książkach uwielbiam, dynamiczną nieprzewidywalną fabułę, wartką akcję i tak przeze mnie kochany romans biurowy!

Fabuła jest bardzo dobrze przemyślana i pogmatwana, tak naprawdę w mojej głowie panuje tak ogromny chaos, że ciężko mi zebrać myśli, aby napisać w miarę składną recenzję i wyrazić, choć po części to, co czuje. W wielu momentach zostałam bardzo zaskoczona i w mojej głowie pojawiało się pytanie, ale że jak to? Serio? Kompletnie się nie spodziewałam takich obrotów spraw, chociaż miejscami co nieco mi świtało, że tak właśnie może być. Podobała mi się kreacja Kiry, która była naprawdę fajną dziewczyną, skromna, inteligentna, choć trochę naiwna, ale co się dziwić, jej życie w ciągu jednej chwili zmienia się diametralnie. Eryk natomiast strasznie mnie irytował swoim zachowaniem, nie polubiłam go od samego początku i nie ufałam nawet ociupinkę.

Jeżeli szukacie lektury, która wywoła w was sporo emocji, gdzie dostaniecie mnóstwo intryg, tajemnic, ale gorący romans, to ta opowieść skierowana jest właśnie do was. Nie zrażajcie się drukiem, który jest zdecydowanie na minus w tej książce, tylko zagłębcie się w niej i poznajcie losy Kiry. Ja dziś zabieram się za kontynuację, która bardzo mnie intryguje. Tej części daję 7/10.

Za możliwość przeczytania książki i objęcia patronatem dziękuję EditioRed oraz autorce.

czwartek, 16 marca 2023

 
J.L. Drake - „Zagrożona”


Savannah przejmuje kontrolę…


Savannah Miller próbuje zbudować życie na nowo i zrozumieć, kim naprawdę jest. Jednak przeszłość nadal nie daje za wygraną, podgryzając ją jak wściekły pies i nie pozwalając iść naprzód.

Jednak mimo przeciwności dziewczyna powoli odbudowuje pewność siebie, mając obok mężczyznę, który ją kocha i chce dowieść, jak silna jest jego miłość.

Wkrótce oboje zrozumieją, że ich szczęśliwa przyszłość wciąż znajduje się poza zasięgiem. Są ludzie, którzy zrobią wszystko, żeby skrzywdzić tę dwójkę i nie pozwolić im zapomnieć o przeszłości.


Nadszedł bardzo smutny czas, w którym muszę pożegnać się z bohaterami i tą serią. Nie bardzo wiedziałam, czego mogę się spodziewać po ostatnim tomie Broken trilogy, byłam pewna tylko, że otrzymamy tu mnóstwo emocji. Czy tak było? Oczywiście. Autorka mnie nie zawiodła, po raz kolejny dostałam świetnie napisaną książkę. Jedynie czego żałuję, to tego, że moja przygoda z tymi bohaterami tak szybko się skończyła. J.L. Drake ma genialne pióro, lekkie i przystępne dla czytelnika, dzięki czemu jej powieści czyta się z ogromną przyjemnością. Od samego początku, gdy zagłębiamy się w przelaną przez nią na papier historię, pochłania nas ona w całości i pragniemy, aby chwile z tymi powieściami się nie kończyły. Nie spodziewajcie się jednak słodko pierdzących romansów, tego tu nie dostaniecie, są to takie historie, w których nie wiadomo co wydarzy się na kolejnej stornie, mocne, brutalne, nieprzewidywalne a tym samym przepełnione ogromem miłości, sporą dawką humoru, ale i szczęściem, które po tylu gorzkich chwilach w życiu naszych bohaterów, są jak miód nie tylko na ich, ale i na serce czytelnika. Cała trylogia tworzy idealną spójność, każdy z tych tomów jest perfekcyjnym uzupełnieniem poprzedniego, wszystkie wątki, które zostały rozpoczęte, są w iście mistrzowski sposób domknięte. Uwierzcie mi, będziecie ją chłonąć całą sobą i pragnąć jeszcze więcej czasu spędzonego z Colem i Sav. Właściwie te osoby, które jeszcze nie miały styczności z twórczością autorki, mogą uważać się za szczęściarzy i zazdroszczę im tego, że nie muszą czekać na kolejne tomy, tylko mogą całość pochłonąć jednym ciągiem, uprzedzam was jednak, że musicie odłożyć na bok wszystkie zaplanowane przez was czynności, bo gdy zaczniecie zagłębiać się w przedstawioną tu opowieść, wszystko inne pójdzie w odstawkę, tak, jak było to w moim przypadku. Czy jestem zadowolona z tej części? Zdecydowanie tak, jestem w losach Sav zakochana i z pewnością powrócę do tych książek w przyszłości. Was gorąco zachęcam do nadrobienia zaległości, ja tej serii daję 9/10.

Polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe Zagraniczne.

środa, 15 marca 2023

 

Anna Wolf

„Słodkie pragnienie”

Susan i Hunter wpadają na siebie po latach. W szkole średniej byli parą, rozstali się tuż przed rozdaniem świadectw – Hunter tłumaczył dziewczynie, że to dla jej dobra. Przypadkowe spotkanie w restauracji, które kończy się w hotelowym pokoju, pokazuje jednak, że wciąż mocno na siebie działają.

Rano Susan – przerażona tym, co się stało – zwyczajnie ucieka, nie czekając na rozmowę. Konsekwencje namiętnej nocy są jednak znaczące… Co się stanie, kiedy prawda wyjdzie na jaw?

Tak naprawdę po „Słodkie pragnienie” sięgnęłam tylko dlatego, że zaintrygował mnie opis książki. Czytałam już inne propozycje wydawnicze od autorki i jedne mi się podobały więcej, a drugie mniej. Od dłuższego czasu nie czytałam nic od Ani, wiec postanowiłam to zmienić i przeczytać jej najnowszą opowieść. Byłam ciekawa, czy przypadnie mi do gustu ta lektura, lecz niestety nie wpasowała się w moje klimaty. Jakoś nie kupiła mnie historia Susan i Huntera. Jak dla mnie była ona taka naciągana, a miejscami nawet absurdalna. Niektóre rzeczy nie trzymały się kupy, co od razu wychwyciłam.

Susan i Hunter byli parą, ale kończąc liceum, chłopak nie chciał, żeby utknęła w ich mieścinie. Założył sobie, że rozstanie będzie najlepszą z opcji, a później się zobaczy, jak to będzie. Dziewczynę to bardzo dotknęło. Wyjechała i nigdy więcej nie wróciła. Po latach spotykają się i... Nie powiem, co dalej, bo to już sobie doczytacie sami. Jednak to ich spotkanie jak dla mnie było nudne, opisane minimalistycznie i bohaterka najpierw się ciskała, a później zrobiła na opak. Nie przekonało mnie to.

Akurat egzemplarz, który dostałam do recenzji, był przed korektą i było w nim dużo błędów. Sprawiało to, że ciężko mi się było skupić na czytaniu, bo musiałam sobie wszystko skorygować w głowie. Do tego język, jakim została napisana ta lektura, też mnie jakoś nie zachwycił, więc czytałam bez jakichkolwiek emocji.

Bohaterzy byli tacy nijacy i ich wzajemna relacja opierała się na słownych potyczkach, co w pewnym momencie strasznie mnie irytowało. Susan to dziwna kobieta. Niby taka wyszczekana, a zachowywała się jak ciepła poddańcza klucha. Gada o czymś, a robi na odwrót. Nie polubiłam jej już od samego początku. Natomiast Hunter to facet, który dostaje to, czego zapragnie, nie patrząc na konsekwencje. Był wkurzający, ale jego byłam w stanie tolerować.

Jedyny pozytyw tej książki, to ilość dialogów i brak długich opisów, przez co udało mi się skończyć czytać dosyć szybko. Tak jak już wyżej pisałam mnie ta książka nie zachwyciła, ale być może wam się spodoba. Ja jej niestety nie polecam i oceniam 4/10.

 

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Lipstick Books.

 


poniedziałek, 13 marca 2023

 

Ella Fields

„Kiss and break up”


Dashiell Thane był najlepszym przyjacielem Peggy od… zawsze, choć wydawało się, że dzieli ich wszystko. Peggy była tak zwaną porządną dziewczyną, a Dash nie trzymał się żadnych zasad. Mimo to połączyła ich dozgonna przyjaźń.

Dopiero w ostatniej klasie liceum wszystko trafił szlag przez głupią propozycję Dasha. Chłopak wymyślił, że nauczy Peggy, jak się całuje, aby była przygotowana, kiedy postanowi pocałować kogoś na poważnie.

Jeden pocałunek, który miał być tylko niewinną zabawą. Jeden bardzo niegrzeczny, podniecający pocałunek, który sprawił, że dla nich obojga zawirował świat. Teraz wszystko jest inaczej, bo Dash nigdy nie czuł niczego podobnego z żadną dziewczyną i chce więcej, a Peggy właśnie zaczęła się z kimś spotykać.

Z twórczością autorki, zetknęłam się już jakiś czas temu i podobały mi się książki, które spod jej pióra przeczytałam. Gdy na rynku wydawniczym pojawiła się kolejna pozycja „Kiss and break up”, postanowiłam po nią sięgnąć, będąc pewną, że będę dobrze się bawić. Jak mam być szczera, to strasznie się przy tej historii wynudziłam. Już od pierwszych stron wiedziałam, że tym razem, nie będzie to udane spotkanie. Jest tu zawarty motyw najlepszych przyjaciół oraz akcje rozgrywające się w liceum, ale czegoś mi tu zabrakło. Jakby ta lektura była pisana na siłę. Jest dość naiwna i nie wpasowała się w moje gusta.

Bohaterzy nie przekonali mnie do siebie i nie zapadli w mojej pamięci. Naprawdę szkoda, bo liczyłam na to, że dostanę fajną opowieść dwójki przyjaciół, przy której będę mogła się zrelaksować. W tej książce jest taki miszmasz i zdecydowanie było tego za dużo, bo autorka powinna się skupić na relacji głównych bohaterów, a nie na historiach pobocznych postaci.

Dash to chłopak, którego kreacja miała potencjał, jednak pisarka niestety tego nie wykorzystała. Nie mówię, że zrobiła to kiepsko, ale mogła go bardziej dopracować. Ogólnie chłopak był dobrym przyjacielem, mimo tego, że miał czasami głupie żarty i nie ma co temu zaprzeczać, ale z drugiej strony był takim bad boyem i chyba właśnie więcej tych elementów z tego niegrzecznego chłopaka mi zabrakło. Trzeba mu oddać, że był opiekuńczy i troskliwy, ale z drugiej strony był samolubny, bo sam robił różne rzeczy, nie tłumacząc się z niczego, a robił wszystko, żeby przy Peggy nie kręcili się inni faceci. Natomiast właśnie Peggy podobała mi się mniej. Niby była normalną zwyczajną dziewczyną ze swoimi problemami, ale wydawała mi się taka nudna i bez wyrazu.

Zdecydowanie zabrakło mi tu emocji, a i język, jakim ta książka została napisana, był taki mało przyciągający.  Przeczytałam, bo przeczytałam, ale bez żadnego efektu wow. Uważam, że to słabiutka pozycja spod pióra autorki, a szkoda, bo gdyby tak dopracować kilka elementów, mogłoby wyjść z tego całkiem coś fajnego.

Nie będę się rozpisywać nad tą opinią, bo nie wymyślę nic innego. Dlatego nie lubię, gdy natrafiam na książki, które mi się niestety nie podobają, bo bardzo ciężko jest później wyrazić o niej zdanie. Mnie ta propozycja wydawnicza nie kupiła, ale być może wam przypadnie do gustu. Oceniam ją 4/10.

 

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe Zagraniczne.

 

 




poniedziałek, 6 marca 2023

 

Julia Wolf

„Start a fire”

Osiemnastoletnia Grace Patel po dwóch latach wróciła do starej szkoły. Chce, żeby tym razem wszystko było inaczej niż wcześniej. Nie będzie starała się zyskać uznania w oczach rówieśników, postawi na dobre stopnie i spróbuje być niewidzialną na korytarzach. 
Jednak już pierwsze dni w szkole pokazują, że to niemożliwe. Przykuła uwagę Sebastiana Vegi: chłopaka, o którym marzyły wszystkie dziewczyny, a który w niej wzbudzał jedynie strach. Wystarczyło, że na nią spojrzał, by Grace czuła na plecach dreszcze przerażenia.
Co takiego miał w sobie, że do tego stopnia tak na nią działał? Dlaczego wybrał właśnie ją? I czy jest szansa, że da jej spokój? 

„Otaczanie się szczęśliwymi ludźmi pozwoliło mi przez chwilę udawać, że jestem jedną z nich. Ale wiedziałam, że nie jestem.”

„Start a fire” to pierwszy tom cyklu The Savage Crew. Sięgnęłam po tę lekturę dlatego, że z tyłu okładki znajduje się informacja, że jest to książka dla fanek „Punk 57” i „Dręczyciela”, a akurat obie uwielbiam, to byłam jeszcze bardziej zaintrygowana. Ciekawiło mnie, czy historia Grace i Sebastiana spodoba mi się do tego stopnia, że na sam koniec będę usatysfakcjonowana. Z ręką na sercu mogę stwierdzić, że jestem. Niby opowieść z początku taka niepozorna, a zawiera w sobie ogrom emocji.  Mamy tu bad boya i dziewczynę, która stała się jego celem. Może najpierw napiszę kilka słów o fabule, a później przejdę do swoich odczuć.

Grace jako szesnastolatka wyjechała do Szwajcarii, ale pewne zrządzenie losu zmusiło ją do powrotu na stare śmieci i tym samym do szkoły, do której wcześniej uczęszczała. Kiedyś była zupełnie inną dziewczyną i po swoim powrocie chciała stać się swoją przeciwnością. Jednak ten plan nie idzie po jej myśli, bo już pierwszego dnia szkoły wpada w oko szkolnemu niegrzecznemu chłopakowi. Sebastian wywołuje w niej pokłady strachu i dreszczy przerażenia, aczkolwiek zasiewa w niej także nutkę ciekawości.

Dlaczego Sebastian obrał sobie Grace za cel?

Czego od niej oczekuje?

Na te i wiele innych pytań dostaniecie odpowiedź tylko w tej opowieści, do której sięgnięcia już teraz was zachęcam.

Podobała mi się historia wymyślona przez autorkę mimo tego, że to schemat dość powszedni w tego typu książkach. Julii Wolf zdecydowanie udało się wpleść w tę opowieść kilka fajnych wątków, które urozmaiciły całą tę lekturę. Podobała mi się kreacja Sebastiana, bo uważam, że został dobrze odzwierciedlony, jako bad boy. Jego relacja z Grace na początku nie była zdrowa, ale z biegiem czasu chłopak się przed nią otwierał, chociaż to ona musiała go do tego popchnąć. Natomiast Grace to dziewczyna, która wiele wycierpiała i uczyła się na nowo funkcjonować. Nie będę tu pisała, o co chodzi, bo to już sobie sami doczytacie. Cieszę się, że miała tak fajną mamę i przyjaciółkę obok. Miała też Sebastiana, chociaż już sama nie wiem, czy on sprawiał, że ona czuła się lepiej, czy na odwrót. Jeszcze dwa lata temu była zupełnie kimś innym, ale życie ma to do siebie, że to, co uważamy za dobre, może nam odebrać w każdej chwili. Naprawdę fajnie się bawiłam z bohaterami, bo zafundowali mi niezłą przejażdżkę. Co do bohaterów drugoplanowych, to polubiłam Gabe’a i Bex :D

Autorka pisze lekko i spójnie, dzięki czemu tę książkę naprawdę czytało mi się szybko i dobrze. Co prawda było sporo literówek, ale przymknęłam na to oko. Zabrakło mi na pewno punktu widzenia Sebastiana i zawsze się na to wkurzam, bo on także zasługiwał, by móc się wypowiedzieć. Jest to opowieść o nastolatkach, ale na pewno jest przeznaczona dla czytelników 18+ przez gorące sceny, które są napisane ze smakiem, chociaż było tam coś, co mnie przeraziło, ale na szczęście ktoś się opamiętał. Zdecydowanie ta opowieść zawiera różne dramaty, konflikty i niedopowiedzenia, ale jest także miłość, przyjaźń, pasja i wiele innych rzeczy. Mnie ta lektura kupiła i z niecierpliwością czekam na drugi tom. Polecam i oceniam książkę 8/10.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe Zagraniczne.

 

 


 J.L.Drake - „Zrujnowana”


Savannah próbuje pozbierać okruchy swojego życia, ale wydaje się to niemożliwe. Straciła ukochanego i ich nienarodzone dziecko. Dziewczyna nie widzi już przed sobą przyszłości.

Z pomocą przyjaciół udaje jej się przetrwać najgorszy okres, chociaż w środku nadal czuje się pusta.

Kobieta nie spodziewa się, że jej ukochany Cole jednak żyje i wkrótce do niej wróci. Mężczyzna był więziony, ale udało mu się uwolnić i teraz ma nowy cel: znaleźć ludzi, którzy chcieli skrzywdzić Savannah. Tropy prowadzą do jej własnej rodziny…

Savannah wkrótce się dowie, że niektóre kłamstwa są zbyt bolesne, żeby można było o nich zapomnieć, i że istnieje coś gorszego niż bycie złamaną. Jeszcze gorzej jest być zrujnowaną.


„Istnieje różnica między życiem a przetrwaniem. Ja nie potrafię poradzić sobie ani z jednym, ani z drugim. Nigdy tak naprawdę nie żyłam. Zawsze trwałam w zawieszeniu, zawsze zajmowałam się problemami kogoś innego...”

Pierwszym tomem byłam zachwycona i wciągnęłam go jak ciepłe bułeczki. Nie mogłam się od niego oderwać, ani na chwilę, dopóki nie dobrnęłam do samego końca. Dlatego od drugiej części miałam bardzo duże oczekiwania. Gdy zaczęłam, minę miałam dość nietęgą, ponieważ zaczęłam się zastanawiać i pomyślałam, kurde, no chyba nie będzie tak, że dostanę teraz słodko pierdzący romans, gdzie dwoje zakochańców spija sobie z dziubków. Wstęp kompletnie nie przypadł mi do gustu, czułam rozczarowanie i zawód, tak to są zdecydowanie te dwa słowa, które idealnie opisują to, co w tamtym momencie czułam. Zaczęłam się obawiać, że będzie lipa i pozostanie to kolejny tytuł wpisany na mojej liście „do przeczytania i zapomnienia”. No ale jak mam to w zwyczaju, nie poddałam się i brnęłam dalej w tę lekturę i przyznam się szczerze, że im więcej stron przeczytałam, tym było lepiej. Po pierwszych 60 stronach książka wskoczyła na właściwe tory, a na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech bo wiedziałam,że kolejny raz dostanę petardę. Akcja była bardzo dobrze przemyślana i dopracowana, oczywiście, gdyby wyciąć ten nieszczęsny początek, cały czas coś się działo i czytałam tę opowieść z ogromnym zainteresowaniem, nawet nie wiem kiedy, doszłam do samego końca i zostałam z pytaniem, ale, że jak to już koniec? Mnóstwo akcji, dynamiki, przemyślanej fabuły, intryg i zaskoczeń, wiele razy spodziewałam się czegoś innego, a jednak się myliłam. Swoją drogą z zakończeniem troszkę się nie zgadzam, uważam, że główna bohaterka postąpiła źle, ale całe szczęście, że od razu mogę się wziąć za kolejny tom, a nie czekać na kontynuację, już lada moment poznam ich dalsze losy i liczę na to, że wszystko wróci na swoje tory.

Nie będę pisała więcej, ponieważ uważam, że szkoda marnować czasu na pisanie recenzji środkowego tomu, gdy w domu mam już trzeci tom i to w nim bardziej skupię się na przelaniu na papier moich myśli i podsumowaniu wszystkich trzech części. Jak na razie bardzo mi się ta seria podoba i liczę na to, że zakończenie tej serii będzie z przytupem. Was zachęcam do przeczytania i wyrobieniu sobie opinii o tych powieściach. Tej daję 7/10.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...