sobota, 29 czerwca 2019


Louise O'Neill - „Lepsza niż ja”
[Patronat medialny]


Przyszłość świata po potężnej katastrofie. Nieliczne osoby, które ocalały, przystępują do realizacji projektu NOE, mającego na celu zakładanie stref, którymi rządzą ojcowie w nowym, ulepszonym świecie. Kobiety są projektowane, muszą być dobre, piękne i uległe. Od początku swojego życia mieszkają w szkole, w której uczą się jak stać się najlepszą, a najważniejsze dla nich jest to, które miejsce w rankingu doskonałości zajmują, ponieważ od tego zależy zainteresowanie mężczyzn oraz to, gdzie znajdzie się dla niej miejsce wśród społeczeństwa. I tu poznajemy historię siedemnastoletniej freidy.

I znów nadszedł czas na przemowę dla jałówek z ostatniego roku. Muszę wam uświadomić, jak ważne są najbliższe miesiące, dla waszej przyszłości. To decydujący moment, moment, na który przygotowywałyście się przez ostatnie szesnaście lat. Pora żebyście zaczęły służyć społeczeństwu, które stworzyło każdą z was, czy to jako towarzyszki, czy konkubiny. - Zza kadru słychać jakiś głos, a czoło Ojca marszczy się ze złości na te zakłócenia. - Albo oczywiście guwernantki. Każda z was musi odegrać swoją rolę. Pamiętajcie, że chociaż zostałyście idealnie zaprojektowane, zawsze znajdzie się coś do poprawy.”

Jak przebiega nauka w szkole?
Do jakiej grupy społecznej będzie przynależeć freida?
Co stanie się z jej przyjaciółką izabel?

W zależności od tego, ilu dziedziców urodzi się danego roku, należy zaprojektować trzy razy tyle jałówek, by zaspokoić ich potrzeby. Kiedy dziedzice osiągną wiek dojrzałości, wybiorą na swoje towarzyszki najlepiej dopasowane jałówki. Pozostałe dziewczęta zostaną konkubinami w rzadkich przypadkach, gdy jałówka nie będzie uznana za atrakcyjną, zostanie przeznaczona do trzeciej guwernantek.”

Louise O'Neill mieszkanka Dublina, przez rok mieszkała w Nowym Jorku, gdzie pracowała dla magazynu „Elle”. Po tym czasie wróciła i napisała swoją pierwszą powieść i kolejne, które są głównie przeznaczone dla młodzieży. Wiem, że dwa lata temu na polskim rynku wydawniczym pojawiła się inna jej propozycja o tytule „Sama się prosiła”, jednak moją przygodę z twórczością Pani Louise rozpoczynam od „Lepsza niż ja”. Po samym opisie, który jest niesamowicie irygujący, nie bardzo wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Na okładce zauważyłam jednak pewne zdanie: „Połączenie Wrednych dziewczyn i Opowieści podręcznej – Vagenda” i po tym upewniłam się tylko, że muszę ją przeczytać, chociaż przyznam się szczerze, że z żadną z wyżej wymienionych powieści styczności nie miałam, ale obejrzałam ich ekranizację. Jakie są moje wrażenia po lekturze?? Oj....

Tak naprawdę jest całe mnóstwo rzeczy ,które chciałabym napisać, ale wtedy cała ta recenzja byłaby jednym wielkim spojlerem, z drugiej strony po skończeniu tej historii targa mną tak wiele emocji, że nie bardzo wiem, od czego zacząć. Autorka miała genialny pomysł na fabułę i znakomicie pokazała nam, jak ogromny wpływ na społeczeństwo, mają różnego rodzaju portale społecznościowe, jak ważne jest dążenie do ideału, perfekcyjnej figury, wagi, wyglądu i wszystkiego o czym może tylko kobieta pomyśleć. Jest to dość przerażające, w jak dosłowny sposób Pani O'Neill przedstawiła kobiety dość przedmiotowo, to jak są projektowane, ulepszane, momentami wręcz zastanawiałam się, czy tej powieści nie napisał mężczyzna, który ma jakąś obsesje na punkcie perfekcyjnego wyglądu.

Nie będę opisywała każdego z bohaterów, który miały jakikolwiek udział w tej historii, postanowiłam skupić się na dwóch głównych bohaterkach freidzie i megan (pisanie imion małymi literami jest celowe). freida, co do tej postaci miałam najbardziej mieszane uczucia, z jednej strony często odrzucana przez swoje rówieśniczki próbowała za wszelką cenę zdobyć ich sympatię, a przede wszystkim mieć uznanie w oczach megan. Z drugiej strony momentami była tak naiwna, że miałam ochotę nią wstrząsnąć i nawrzeszczeć, żeby się ogarnęła i zobaczyła, co wyprawia. Natomiast megan to zręczna manipulantka owinęła sobie wszystkie dziewczyny wokół palca, jest wredna, bezczelna, arogancka i gotowa zrobić wszystko, aby tylko być górą. Wspomnę jeszcze dosłownie tylko jednym zdaniem o zakończeniu, które dosłownie wbiło mnie w ziemię, tak naprawdę spodziewałam się słodkiego pitu, pitu, a tu co... szok, szok i jeszcze raz szok, miałam ochotę ciskać książką po kątach (całe szczęście, że kocham książki i szkoda mi by było, aby się zniszczyła).

Lepsza niż ja” to powieść, która do łatwych nie należy, a jej treść jest tak samo poruszająca, co przerażająca. Jest to historia, przede wszystkim bardzo emocjonalna, która daje wiele do myślenia. Czy dążenie do perfekcji, jest naprawdę tak bardzo istotne? Mnie ta książka się podobała, jednak nie jest dla ludzi o słabych nerwach. Was gorąco zachęcam do zapoznania się z freidą i przekonania się jaki los będzie jej pisany.

Polecam

Paula

Za możliwość przeczytania książki i objęcia patronatem dziękuje Wydawnictwu Feeria Young.





czwartek, 27 czerwca 2019

Witamy Cię Kasiu bardzo serdecznie i dziękujemy, że zgodziłaś się na wywiad :) Szczerze powiedziawszy, miałyśmy mały dylemat z tym, jakie zadać Ci pytania, ponieważ pojawiło się z Tobą wiele wywiadów. Jednak fani codziennie przybywają i nie każdy Cię zna i Twoją twórczość, więc warto dać im małe przypomnienie :)


1. Na swoim koncie masz wydanych już trzynaście książek plus opowiadanie w antologii, a premiera czternastej zbliża się wielkimi krokami. Powiedz nam, jakie to uczucie widzieć swoje historie na półkach w księgarniach?

To jest tak niesamowite, że z każdą kolejną premierą nadal ciężko mi w to uwierzyć. Nie potrafię się oprzeć i zawsze zaglądam do Empiku, by sprawdzić czy książka jest już w księgarni. Cykam fotki, z ukrycia, bo mnie to ogromnie krępuje. Nie wiem dlaczego? Pamiętam, że przed premierą pierwszej mojej powieści byłam przekonana, że gdy zobaczę ją na półce w księgarni, to będę krzyczeć z radości na całe gardło, a okazało się, że jest całkiem inaczej. Wchodzę, rozglądam się, dostrzegam swoją książę, w duchu krzyczę z radości, czuję w żołądku dziwny ścisk, uśmiecham się i wychodzę :D

2. Czy kiedykolwiek spodziewałaś się tego, że osiągniesz tak ogromny pisarski sukces?

Nie, nigdy. Moim marzeniem było po prostu wydawać książki, ale nie sądziłam, że można z tego wyżyć, a że apetyt rośnie w miarę jedzenia, to poprzeczkę stawiam sobie coraz wyżej, by ten sukces był z każdym razem większy.

3. Czy rodzina czyta Twoje książki? Jeśli tak to, jak zostały odebrane?

Mama czasami czyta, tata chyba nie, ale pożycza moje książki swoim pracownicom, które są moimi czytelniczkami. Źle bym się czuła gdyby rodzice czytali wszystko, bo większość to jednak romanse/erotyki. Na pewno dam im do przeczytania Telefon z nieba, chcę by poznali mnie z tej strony.

4. Skąd czerpiesz pomysły do pisania tak świetnych historii?

Pomysły po prostu pojawiają się w mojej głowie, ale naprawdę nie wiem dlaczego i jak to się dzieje. Czasami jest tak, że usłyszę piosenkę, zobaczę teledysk i już mam jakąś wizję, a innym razem jest tak, że siedzę, nic nie robię i nagle mam objawienie. Wydaje mi się, że dodatkowo mam po prostu bujną wyobraźnię. Od jakiegoś czasu nauczyłam się spisywać wszystkie „złote myśli” i pomysły, by ich nie zapomnieć i wykorzystać w przyszłości.

5. Czy krytyka Cię bardziej motywuje do pisania, czy czujesz, że podcina Ci skrzydła?

To zależy od dnia, bo bywają gorsze i lepsze chwile. Czasami słowa krytyki są bardzo motywujące, pozwalają wyciągnąć wnioski, są cenną lekcją, ale bywa i tak, że czytasz taki naprawdę nieprzyjemny, naszpikowany złym i emocjami wpis i masz ochotę to wszystko zostawić. Autor jest tylko człowiekiem, najczęściej bardzo wrażliwym, a niektóre osoby, które oceniają książki nie mają w sobie ani wyrozumiałości ani empatii. Z drugiej strony hejt, którego doświadczyłam, nauczył mnie czegoś bezcennego, a mianowicie stałam się mniej ufna i mniej naiwna, a dodatkowo wiem, że muszę być cierpliwa i w gorszych chwilach trzymać nerwy na wodzy.

6. Jakie emocje Ci towarzyszą przy każdej premierze Twoich książek?

Jestem podekscytowana, ale i ogromnie przejęta tym, czy dana historia przypadnie do gustu moim czytelniczkom. Zaczynam eksperymentować z gatunkiem, a do tej pory pisałam raczej same mocne historie, wiec subtelniejsza odsłona jest dla mnie wyzwaniem i sprawdzianem. Mam w planach wiele nowych projektów i na pewno przy każdym z nich będę ogromnie przeżywała premierę.

7. Z którym wydawnictwem najlepiej Ci się współpracuje?

Nie chcę nikogo faworyzować, to byłoby bardzo nieprofesjonalne. Współpraca z takimi Wydawnictwami to spełnienie moich marzeń.

8. Dlaczego postanowiłaś wydawać książki pod pseudonimem, a nie swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem?

Na początku to miała być zabawa, która pomogła mi zachować anonimowość. Nie wiedziałam w którą stronę to wszystko pójdzie, a piszę specyficzną literaturę, więc wolałam się z tym tak nie obnosić. Przy okazji okazało się, że to doskonały chwyt marketingowy, bo wiele osób myślało i dalej myślą, że nie jestem Polską autorką. Miło jest dostawiać wiadomości, których treść brzmi zawsze bardzo podobnie: nie sądziłam, że mamy w Polsce takie autorki lub: sięgnęłam po książkę, bo myślałam, że napisała ją zagraniczna autorka. Jestem pozytywnie zaskoczona!

9. Która z Twoich opowieści jest najbliższa Twojemu sercu i dlaczego?

Najbliższa memu sercu jest seria Na szczycie, bo to pierwsza historia, którą postanowiłam wydać. Mam sentyment do bohaterów, zwłaszcza Ericka Waltera.

10. Kiedy Tworzysz, to musisz to robić w kompletnej ciszy czy lubisz, kiedy w tle gra muzyka?

Zazwyczaj zawsze piszę przy włączonym na jakiś kanał muzyczny telewizorze, ale to tylko dlatego, że mój wymarzony gabinet do pisania jeszcze nie jest skończony. Gdy będzie gotów, to planuję pisać tam, w ciszy, spokoju i niepowtarzalnym klimacie, który chcę tam stworzyć.

11. Czy myślałaś kiedykolwiek, żeby napisać książkę, której akcja rozgrywa się np. w Polsce i za granicą równocześnie?

Nie, raczej nie myślę o czymś takim. Wolę osadzać fabułę za granicą, bo mogę puścić wodzę fantazji. Sprawia mi to wielką radochę.

12. Co lubisz robić w wolnej chwili?

Mam wrażenie, że od jakiegoś czasu nie mam wolnych chwil. Urządzam i remontuję mieszkanie, więc gdy nie piszę, to załatwiam sprawy związane z urządzaniem itp. Marzy mi się wyjechać na kilka dni, by w tym czasie nie myśleć o niczym, wypocząć, ale w tej chwili mam za dużo na głowie i nie mogę sobie na to pozwolić. Mam bardzo intensywny okres w życiu, ale to naprawdę fajne. Wypoczywać będę na emeryturze 😊

13. Kim jest prywatnie K. N. Haner?

Prywatnie jestem po prostu Kasią. Najlepiej czuję się w gronie rodzinnym, gdy możemy wspólnie spęczać czas, biesiadować i grać w planszówki. Gdy nikt nie patrzy lubię sobie popłakać, chwilami bez powodu, ale często mam potrzebę wyrzucenia z siebie tej swojej „wrażliwości”.

14. Czy masz może jakąś “złotą radę” dla początkujących pisarzy?

Nie ma takiej jednej złotej rady. Jeśli ktoś marzy o wydaniu książki to musi być cierpliwy i pracowity, a dodatkowo mieć otwartą głowę, by uczyć się na błędach. Nie warto udawać kogoś kim się nie jest, bo czytelniczy bardzo łatwo wykrywają fałsz. Trzeba być autentycznym, nie wstydzić się tego, co tworzymy i brać konstruktywną krytykę co serca. Nie obrażać się. Dużo czytać. Dużo pisać.

Bardzo dziękujemy za poświęcony nam czas. Mamy nadzieję, że pytania nie sprawiły Ci żadnej trudności i nie były zbyt osobiste :)

Ja również bardzo dziękuję za ciekawe pytania. Pozdrawiam!

środa, 26 czerwca 2019


Stylo Fantome
“Rozstanie
[Patronat medialny]


Po jakże szokującym zakończeniu pierwszej części z The Kane Trilogy, byłam ciekawa, co się tam dalej wydarzy. Troszkę nam przyszło czekać, na “Rozstanie”, ale w końcu się książki doczekaliśmy. Czy to wyczekiwanie było warte? Tego dowiecie się, czytając poniższą recenzję.

Po “Poniżeniu” przyszedł czas na “Rozstanie. Ale czy to rozstanie będzie trwało zbyt długo?
Jameson i Tatum pogrywali ze sobą, ale dziewczyna nie sądziła, że zostanie w tak podły sposób skrzywdzona. Do tego cudem uniknęła śmierci. Tate nie chce nigdy więcej widzieć Demona i chce, żeby ten zniknął z jej życia, jak najszybciej. Jednak to nie do niej należy ostatnie słowo. Demon robi, co chce, kiedy chce i nic go nie interesuje, aczkolwiek daje Tatum to, czego ona pragnie i usuwa się z drogi. Lecz czy na zawsze? Czy Jameson po raz kolejny rozpoczyna jakąś grę?
Jednakże nie spodziewał się tego, że dziewczyna nie jest już tą samą kobietą, co przedtem. Krzywda, którą z jego strony doznała, zmieniła ją o sto osiemdziesiąt stopni. Mimo wszystko Jameson się nie poddaje i proponuje jej pewien układ, który Tatum zamierza wygrać, ale nie sądziła, że Demon także będzie walczył, chwytając się nieczystych zagrań.

“Widzieć go znowu, ale tym razem opalonego, ubranego w szorty i jasną koszulkę, z kilkudniowym zarostem… to było za dużo. Ponowne zobaczenie go to po prostu zbyt wiele.”

Czy między nimi ciągle toczy się jakaś gra?
A może tak naprawdę nigdy nią nie była? 

“Rozstanie” to druga część z cyklu The Kane Trilogy. Książka rozpoczyna się praktycznie od razu po zakończeniu “Poniżenia”, gdzie byliśmy świadkami następstwa, jakie niosła za sobą gra pomiędzy Tate a Jamesonem. Historia ogólnie jest fajna oraz interesująca, tylko jak dla mnie troszkę za długo się to ciągnęło, ponieważ ja lubię szybszy rozwój akcji i do tego jedynie się mogę przyczepić. Bardzo wyczekiwałam tego, co się dalej wydarzy w życiu Tatum. Dziewczyna była rozbita emocjonalnie, po tym, co jej się przytrafiło mimo tego, że większość winy ponosiła ona sama, ale Demon również się do tego przyczynił. Autorka w fajny sposób uchwyciła emocje zawarte w książce, przez co tę powieść, czytało się momentalnie. Język, jakim pisze pisarka, był spójny, trochę wulgarny, ale wcale nie jest to dziwne przy takim typie książki. Ogólnie lubię takie historie, gdzie dużo się dzieje, nie jest słodko pierdzącą relacją z serduszkami i kwiatkami i cieszę się, że mnie ta lektura nie wynudziła, ponieważ bohaterzy mi na to nie pozwolili. Dialogi przepływały płynnie z kartki na kartkę z dużą dawką podtekstów erotycznych oraz ciętego języka. Postacie były bardzo dobrze rozwinięte i porywające, nawet te drugoplanowe, które wniosły bardzo dużo do całej książki, a w szczególności mój ukochany Sanders, który, jak zwykle jest opanowany i kibicuje Tate i Jamesonowi. Każdy z nich miał do spełnienia swoje własne zadanie, dzięki czemu ta opowieść stała się tak dobra. Związki emocjonalne są silne i pozwalają czytelnikowi wczuć się w każdą postać bez względu na ich zachowanie. Możemy zauważyć, że relacja Tatum i Jamesona jest naładowana elektrycznie, jest pełna uwodzenia oraz żądzy. Ciągle się przepychają i nie patyczkują ze sobą i to nie tylko słownie. Jameson i Tate są jak dwa drapieżniki, które krążą wokół siebie. Ta opowieść jest mocna i zdecydowanie podsycająca erotycznie oraz miejscami ostra, na pewno nie jest dla grzecznych dziewczynek, a końcówka książki po raz kolejny zostawia nas z wielkim znakiem zapytania.
Tatum to dziewczyna, która przeżyła traumę no, bo inaczej tego nie można nazwać, sama zgodziła się na grę Jamesona, ale nie sądziła, że ten osobnik jest zdolny do wszystkiego. Czasami mnie wnerwiała swoim zachowaniem, ale większość bohaterek książkowych chyba tak ma, że muszą być irytujące. Co, do Jamesona, Demona Kane’a jest to arogancki dupek, ale wie, że źle postąpił i stara się to wynagrodzić Tate, jednak ta nie jest głupia i tak łatwo mu się nie poddaje i utrudnia mu wszystko, jak tylko może.

“Jameson mógł grać, w cokolwiek chciał, jednak Tate nie zamierzała dać się znowu w to wciągnąć. Nie ułatwi mu najbliższych trzydziestu dni. Będą wokół siebie krążyć, a później się pożegnają. Na zawsze.“

Podsumowując “Rozstanie” to drugi tom z serii The Kane Trilogy, do tego romans z dawką pikanterii. Nie znajdziecie tu za wiele gorących scen seksu, aczkolwiek, coś tam niegrzecznego się i pojawi. Tym razem autorka bardziej się skupiła na przekomarzaniu się pomiędzy bohaterami oraz podsycaniu napięcia seksualnego między Jamesonem a Tatum. Ta dwójka ciągle się ze sobą bawi w kotka i myszkę, ale które z nich wyjdzie na tym najlepiej, tego dowiecie się, czytając książkę.
Szczerze polecam!

Kasia

Za egzemplarz do recenzji i możliwość objęcia książki patronatem medialnym, dziękujemy Wydawnictwu NieZwykłemu.

Wydawnictwo NieZwykłe
Kochani zachęcamy Was do przeczytania trzech pierwszych rozdziałów powieści, której premiera jest w dniu dzisiejszym. "Zło w zarodku" to czwarty tom genialnej serii "W towarzystwie zabójców" napisanej przez J.A.Redmerski, my tą serię kochamy, a Wy?? :)



ROZDZIAŁ PIERWSZY

Izabel

Dwadzieścia cztery godziny wcześniej…

Wbiegam do środka jako pierwsza, ale Victor i Niklas wchodzą zaraz za mną. W moich
oczach lśnią łzy wściekłości. W całym domu jest ciemno; korytarz rozświetla tylko jedno,
wyjątkowo słabe światło. W powietrzu unosi się zapach kawy. Doszło tutaj do walki. Dwa
kuchenne krzesła leżą na podłodze. Ktoś pociągnął za obrus i zrzucił ze stołu miskę ze
świeżymi owocami. Banany, jabłka oraz pomarańcze znajdują się na karmelowych kafelkach.
– Dina! – krzyczę, biegnąc w głąb domu. Przez cały czas trzymam palec na spuście. –
Dina, jesteś tu?! – wołam, ale nikt nie odpowiada.
– Nie ma jej, Izzy – odzywa się Niklas.
– Dina!
– Izabel…
– Zamknij się! – warczę, lecz kiedy tylko odwracam głowę, staję jak wryta i
momentalnie się uspokajam. Tym razem to Victor mnie wołał.
Niklas zostawia nas samych i przechodzi przez próg do salonu, by sprawdzić pozostałe
pomieszczenia.
Victor natomiast podchodzi bliżej. Mała, ledowa lampka zawieszona na przeciwległej
ścianie korytarza oświetla nikłym światłem jedną stronę jego ciała, podczas gdy druga
pozostaje w cieniu.
– Posłuchaj mnie. – Kładzie dłoń na mojej szyi. – Musisz się uspokoić. Dina nadal
żyje, za to ty, właśnie przez takie emocjonalne podejście, możesz kiedyś zginąć. Popatrz na
mnie, Izabel.
Kiedy unoszę wzrok z podłogi, po moich policzkach spływają łzy. Ocieram skórę pod
nosem bokiem dłoni, w której wciąż kurczowo ściskam swoją broń.
– Skąd możesz wiedzieć, czy ona jeszcze żyje? – Mam wrażenie, że zaraz zwymiotuję.
– Skoro nie ma tu jej ciała, to żyje. Ktokolwiek ją porwał, na pewno czegoś od nas
chce. Nie zabije jej, bo Dina jest zakładniczką.
Pamiętam, kiedy to ja byłam zakładniczką… albo raczej Sarai. Sarai była
przetrzymywana jako zakładniczka w Meksyku.
Ocieram łzy, jednak nadal przepełnia mnie furia. Nie płaczę przecież ze smutku;
płaczę, bo jestem wściekła. Kocham Dinę, tak jakby była moją rodzoną matką. Nie mam
pojęcia, kto mógł ją odnaleźć i porwać z kryjówki w New Jersey, ale wiem jedno – ten ktoś
zginie z moich rąk. Zamorduję go!
Gdy Niklas zapala światło, rozlega się ciche kliknięcie.
– Jest kolejna wiadomość! – woła.
Przepchnąwszy się obok Victora, pędem ruszam w stronę salonu. Wyrywam
Niklasowi małą karteczkę zapisaną ołówkiem i najpierw czytam notatkę w milczeniu, a potem
powtarzam ją na głos.

Na rogu Sześćdziesiątej Szóstej ulicy i Town Street w New Brunswick stoi
opuszczony budynek z czerwonej cegły. Spotkajmy się tam dziś o drugiej w nocy.
PS: Niech Dorian Flynn zadzwoni do swojej byłej żony.
Victor z Niklasem wymieniają między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Patrzę na
ukochanego, a potem na jego brata, kiedy nagle kątem oka zauważam ciało leżące na
podłodze za kanapą. Tak właściwie to widzę tylko czarny but oraz długą, nienaturalnie
wygiętą nogę. Nie mówię jednak ani słowa, bo Niklas i Victor z pewnością już je dostrzegli.
To ochroniarz, którego przysłali tu, by dbał o bezpieczeństwo Diny. To, co się tutaj stało, jest
więc aż nazbyt oczywiste – porywacz włamał się do domu Diny, zabił jej ochroniarza, a
potem z nią uciekł.
– Czekaj… czyli to… była żona Doriana jest za to odpowiedzialna? – pytam Victora. –
Że niby ona porwała Dinę? Kim ona jest? Gdzie mieszka?!
Victor wyjmuje telefon z kieszeni marynarki i przesuwa palcem po ekranie.
– Victor!
Unosi dłoń, by mnie uciszyć, kiedy ktoś po drugiej stronie – zapewne Dorian –
odbiera połączenie.
Zaciskam zęby, czekając z niecierpliwością.
– Tak, znaleźliśmy kolejną wiadomość – mówi do telefonu, po czym słowo w słowo
powtarza jej treść. – Czy twoja była żona byłaby w stanie…
– Przełącz na głośnomówiący! – przerywam mu prędko, podchodząc o krok bliżej.
Victor bez wahania odsuwa komórkę od ucha, a kilka sekund później w salonie
rozlega się głos Doriana.
– Tessa nie poradziłaby sobie nawet z porwaniem pieprzonej chihuahua’y. Nie ma
szans, żeby… – Nagle przerywa.
Patrzymy na siebie zaskoczeni.
– Dorian? – odzywam się. Nie jesteśmy pewni, co się dzieje po drugiej stronie
połączenia.
Mija jeszcze chwila, ale w końcu znów słyszymy jego głos.
– Zaraz do was oddzwonię – oświadcza, po czym natychmiast przerywa połączenie,
nie dając Victorowi powiedzieć ani słowa więcej.
– Co tu się, kurwa, dzieje? – mamrocze pod nosem Niklas.
Obchodzi skórzaną sofę w swoich czarnych, motocyklowych butach i z bronią
wystającą zza paska spodni. Przykuca nad ciałem martwego mężczyzny, a następnie zapala
papierosa.
– Co ty wyprawiasz, dupku? – Podchodzę do niego natychmiast i wytrącam mu fajkę z
ręki, a ta ląduje na drewnianej podłodze, iskrzy się jeszcze przez chwilę, po czym zaczyna
przygasać. – To jest dom Diny, Niklas, a Dina nie pali! Nie będziesz tutaj kopcił, rozumiesz?!
Victor zaciska dłonie na moich ramionach, ostrożnie odsuwając mnie w tył.
– Panuj nad tą swoją dziewczyną, co, bracie? – warczy Niklas z wyraźnym
niemieckim akcentem, do którego przyzwyczaiłam się już tak bardzo, że ledwo go zauważam.
Mruczy coś jeszcze pod nosem, po czym podnosi papierosa i odwraca głowę w moją
stronę. – Wiem, że jesteś wkurwiona, Izzy, ale nie pozwolę, żebyś wyżywała się na mnie.
– Przestań mnie tak nazywać!
– Izabel, twoja kłótnia z Niklasem w żaden sposób nie pomoże pani Gregory – szepcze
Victor prosto do mojego ucha. – Uspokój się albo odwiozę cię do Bostonu.
– Nie zrobiłbyś tego – burczę, nawet na niego nie patrząc, choć tak naprawdę wiem, że
zrobiłby to bez wahania.
– Będę musiał, Izabel – mówi spokojnie, odsuwając ode mnie swoje dłonie. – Jeśli
będziesz podchodzić do tej sprawy zbyt emocjonalnie, to pani Gregory może przez ciebie
zginąć. Zapomnij na chwilę o nienawiści do mojego brata i skup się na tym, co istotne,
zgoda?
Spoglądam na Niklasa, który nadal kuca na podłodze i gasi papierosa o podeszwę
swojego buta, po czym zaczyna przeszukiwać kieszenie martwego ochroniarza.
– Stałeś się potwornie miękki, bracie – stwierdza, odwrócony plecami do nas. –
Pozwalasz, aby kobieta mówiła ci, co masz robić. – Wstaje z podłogi i patrzy Victorowi w
oczy. – Nie tym się zajmujemy. Nie ratujemy staruszek ani nie wyrywamy pyskatych suk z
rąk meksykańskich baronów narkotykowych. Co będzie dalej, Victor? Kotki, które utknęły na
drzewie? Szczeniaczki, które wpadły do kanałów?
Zaciskam zęby, ale nic nie mówię. Na szczęście Victor nie ma problemu z
zachowaniem spokoju, bo mając Niklasa za brata, już dawno przyzwyczaił się do takich
pyskówek.
– Nie tylko Izabel podchodzi do tej sprawy zbyt emocjonalnie – dodaje Niklas z
wyrzutem, po czym znika za rogiem. Chwilę później słyszymy, jak trzaska za sobą tylnymi
drzwiami.
Odwracam się, by spojrzeć na ukochanego.
– To nie jest odpowiedni moment – oświadcza, nim mam chociaż szansę się odezwać.
Doskonale wie, co chciałabym teraz powiedzieć.
Mimo wszystko ma całkowitą rację. Skupiam więc myśli wyłącznie na Dinie i osobie,
która ją porwała. A może porywaczy było więcej?
– Jak myślisz, czego od nas chcą? – pytam, rozglądając się po salonie w poszukiwaniu
innych śladów.
– Mogą chcieć wielu rzeczy – odpowiada i przechodzi obok mnie, by samemu
przyjrzeć się ciału. Przysiada na podłodze, zupełnie tak, jak przed chwilą robił to jego brat. –
Obawiam się, że wrogów nam nie brakuje.
No cóż… to raczej spore niedopowiedzenie.
Przełykam nerwowo ślinę, a następnie podchodzę do stolika obok kanapy. Stoi na nim
ulubiona szklana misa Diny, którą ta zawsze wypełniała słodyczami. Miała ją, odkąd się
poznałyśmy, i zawsze wsypywała do niej moje ulubione łakocie. Gdy byłam mała, były to
cukierki Sweet Tarts, a kiedy nieco dorosłam, czekoladki z masłem orzechowym Reese’s.
Siadam na stoliku obok miski i opieram łokcie na udach, po czym opuszczam głowę,
podpierając czoło rękoma. Czuję się wykończona.
Victor wstaje z podłogi i odwraca się, by na mnie spojrzeć. Kiedy ekran telefonu,
który nadal trzyma w dłoni, zaczyna świecić, naciska zieloną słuchawkę i przełącza rozmowę
na głośnik.
– Tessa nie odbiera – oświadcza Dorian z wyraźnym zdenerwowaniem. – Jadę do jej
domu. Zawiadomię was, kiedy tylko się czegoś dowiem. – Rozłącza się.
Jestem pewna, że wszyscy myślimy teraz dokładnie to samo. Nawet Niklas, który
właśnie wszedł z powrotem do domu i dołączył do nas w salonie.
– To co, chyba mówimy jednak o dwóch porwaniach, hm? – zagaduje.
Victor przytakuje ruchem głowy, po czym chowa telefon z powrotem do kieszeni
marynarki.
– To nie jest robota amatorów. – Wzdycha. – Wiedzieli, gdzie znaleźć panią Gregory,
chociaż w ostatnim roku przenosiliśmy ją trzy razy. – Wskazuje palcem na ciało. – I raczej
wątpię, żeby dowiedzieli się tego od niego.
– Ale dlaczego porwali Dinę i byłą żonę Doriana? – dopytuję.
– Cóż, jedyny wspólny mianownik jest taki, że ty i Dorian jesteście członkami tej
samej organizacji. Czegokolwiek chcą ci ludzie, to musi mieć związek z naszym Zakonem.
– Myślisz, że porwą kogoś jeszcze? – Podnoszę się ze stolika.
– Niewykluczone. Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie, ale… no cóż, wszystko
zależy od tego, jak wielu z nas ma jeszcze bliskich poza organizacją.
Patrzę na Victora, a następnie na Niklasa i chociaż nie mówię ani słowa, obaj z
pewnością wiedzą, o co chcę zapytać.
Niklas kręci głową, zmuszając się do uśmiechu.
– Chyba oboje doskonale wiecie, jak bardzo mam w dupie wszystkich wokół. Jedyną
osobą, na której mi zależy, jest mój brat – oświadcza, patrząc mi głęboko w oczy.
Odpowiadam mu równie wymuszonym uśmiechem, po czym odwracam się w stronę
Victora.
Ten jednak się nie odzywa. Wszyscy wiemy, że tak jak Niklas nie ma żadnych
prywatnych kontaktów.
– A co z Fredrikiem? – pytam, jednak zaraz tego żałuję.
Niklas wybucha śmiechem i kręci z niedowierzaniem głową.
– Ty tak serio, Izabel? – warczy sarkastycznie.
Chciałabym odburknąć mu, że jest dupkiem, ale tym razem nie mogę się z nim kłócić.
Kilka miesięcy temu Fredrik stracił jedyną osobę, na której mu zależało… jedyną
osobę, którą kiedykolwiek kochał. Zabił ją własnymi rękami, był zmuszony pozbyć się jej tak,
jak człowiek pozbywa się zarażonego wścieklizną psa. Fredrik Gustavsson jest teraz najmniej
zaangażowaną emocjonalnie osobą w całej naszej organizacji i szczerze wątpię, by
kiedykolwiek mogło się to jeszcze zmienić.
Trzy godzimy później siedzimy we trójkę w pokoju hotelowym w New Brunswick w
stanie New Jersey, kiedy Dorian ponownie dzwoni do Victora.
– Nie ma jej – oświadcza od razu, próbując powstrzymać drżenie swojego głosu. – Jej
dom… ktoś przewrócił wszystkie pokoje do góry nogami i… Kurwa mać, Faust, oni ją
porwali!
Nigdy dotąd nie słyszałam, by Dorian reagował na coś w taki sposób. Nie miałam
nawet pojęcia, że on był kiedyś żonaty. Przez cały czas trudno mi w to uwierzyć. Nie
wyglądał na faceta, który chciałby wiązać się z kimś na stałe.
– Nie znalazłem żadnej pieprzonej wiadomości. Przestali zostawiać za sobą te jebane
okruszki…
– To dobrze – przerywa mu Victor. – Jak szybko możesz tu przyjechać?
– Na pewno przed drugą w nocy. Masz to, kurwa, jak w banku!
– W takim razie zobaczymy się na miejscu – oświadcza, ale zanim przerywa
połączenie, postanawia dodać coś jeszcze. – Przywieź ze sobą Fredrika.
– Fredrika? Przecież ja nawet nie wiem, gdzie go znaleźć… – Dorian brzmi teraz na
jeszcze bardziej zmartwionego. Pewnie boi się, że jeśli będzie musiał szukać swojego byłego
partnera, to nie zdąży dotrzeć na spotkanie o drugiej w nocy.
– Po prostu spróbuj go odnaleźć. Jeśli ci się nie uda, to trudno. Przyjedziesz tu sam i
jakoś poradzimy sobie bez niego.
Co prawda Dorian i Fredrik nie są już partnerami, ale obaj nadal przebywają w
Baltimore, podczas gdy nowa partnerka Doriana i była agentka CIA, Evelyn Stiles, została
przeniesiona przez Victora gdzieś do Francji.
Niklas nie przywykł do oglądania swojego brata w tak pobłażliwym wydaniu, więc
przez cały czas na ma twarzy minę, jakby chciał powiedzieć: „Wy sobie chyba, kurwa,
żartujecie”. Obserwuję go, kiedy krzyżuje na klatce piersiowej ręce zakryte długimi rękawami
czarnej jak noc koszuli, której jak zwykle nie włożył w czarne dżinsy. Niklas zawsze ma na
sobie ciemne ubrania i te same, motocyklowe buty. Na tle czarnego ubioru wyróżnia się
jedynie jego srebrna sprzączka od paska. Niklas jest jednym z tych zadbanych, ale
niechlujnych typów, którzy zawsze mają na twarzy niewielki zarost i nie fatygują się, by
układać włosy. To człowiek, który prawie niczym się nie przejmuje, a już w szczególności
tym, by zrobić na kimś wrażenie. Co zabawne, mimo to przyciąga do siebie kobiety, tak jak
gówno przyciąga muchy. Pod tym względem on i Dorian są do siebie niesamowicie podobni.
Ci dwaj mają ze sobą wiele wspólnego, ale dla mnie istnieje pomiędzy nimi jedna, wyraźna
różnica: Doriana mogę tolerować, bo on nigdy nie próbował mnie zabić.
– No więc, chyba pozwolenie Fredrikowi na zrobienie sobie krótkiej przerwy nie było
najlepszym pomysłem, co? – odzywa się Niklas.
– Najwyraźniej – odpowiada mu Victor, wkładając telefon do kieszeni marynarki. –
Ale nie mogliśmy przewidzieć, że stanie się coś takiego. Poza tym nie panikujmy, być może
wcale nie będzie nam potrzebny. Miejmy nadzieję, że nie będzie.
Patrzę na zegar stojący na nocnej szafce pomiędzy dwoma podwójnymi łóżkami.
– No cóż, Dorian ma całe cztery godziny, żeby go znaleźć – mówię. – Ale jakoś
wątpię, żeby mu się poszczęściło.
– Ja również – przyznaje Victor. – Jakoś sobie poradzimy, ale… – przerywa na chwilę
i uważnie mi się przygląda. – Wiesz, Izabel, pomyślałem, że może ty mogłabyś do niego
zadzwonić. Być może Fredrik odebrałby telefon od ciebie…
– Victor, przecież on już za mną nie rozmawia. – Kręcę głową. – Nie gada ze mną od
czasu tej sytuacji z Seraphiną i… mówiłam ci już o tym, zresztą więcej niż raz. Cholera,
zaczynam się czuć, jakbyś…
– Masz rację, przepraszam – przerywa mi, na co Niklas przewraca oczami. – Nie
chodzi mi o zaufanie, Izabel. Jestem pewien, że w tej sprawie mnie nie okłamujesz, ale po
prostu mam wrażenie, że mimo wszystko Fredrik nadal mógłby chcieć z tobą porozmawiać.
– Nie. Nie będzie chciał – warczę lodowatym tonem głosu, bo w tej sprawie jestem
całkowicie pewna swego. Sama wielokrotnie próbowałam porozumieć się z Fredrikiem, ale
ten odtrącał mnie za każdym razem. I za każdym razem to tak cholernie bolało. – Wiesz co,
Victorze, skoro sam pozwoliłeś mu zrobić sobie wolne, to chyba powinniśmy bardziej
martwić się o to, dlaczego nie odbiera telefonów od ciebie.
– Ech, nienawidzę się za to, że to mówię, ale ona ma rację – przyznaje Niklas.
– Jak mówiłem, na razie nie mamy powodów do zmartwień. Jeśli będzie trzeba, to
jakoś sobie poradzimy, ale być może nawet nie będziemy potrzebować Fredrika.
Tak, być może nie będziemy, ale jeśli okaże się nam potrzebny, to prawdopodobnie
mamy przechlapane.
Fredrik nadal jest ważnym członkiem naszej organizacji – cholera, właściwie jednym
z najważniejszych – ale jest przy tym niebezpieczny i niezrównoważony. Nie mówię tutaj o
tym, co robi w pracy, bo nadal jest przerażająco dobry w przesłuchiwaniu innych, ale
emocjonalnie… no cóż, on już nie ma żadnych emocji. Odkąd stracił Seraphinę, jedyną
kobietę, którą kiedykolwiek kochał, która rozumiała go i pomagała mu kontrolować jego
żądze oraz zachcianki, Fredrik nie jest już tym samym człowiekiem. Teraz jest ucieleśnieniem
ciemności; niebezpiecznym, choć przepięknym mężczyzną, w którego ciele żyje bestia tak
przerażająca, że boję się jej nawet ja, chociaż niełatwo mnie przestraszyć.
Nigdy wcześniej sobie tego nie wyobrażałam. Cholera, przecież nawet nie wpadłoby
mi to do głowy, ale czuję, że Fredrik mógłby mnie zabić. Nie chodzi o to, że obrał mnie sobie
za cel albo że mógłby zaryzykować swoje miejsce w Zakonie Victora, by się mnie pozbyć, ale
gdyby z jakiegoś powodu miał mnie torturować czy uśmiercić… no cóż, czuję, że zrobiłby to
bez wahania.
Fredrik, którego kiedyś znałam, już nie żyje.
Chwilę później Niklas wychodzi do swojego pokoju, który znajduje się na końcu
hotelowego korytarza.
– Izabel… – Victor siada przy stole obok okna. – Musisz być przygotowana na to, co
może się tam stać.
– Ale co masz na myśli?
Wstaję z łóżka, na którym siedziałam, i podchodzę bliżej, po czym zajmuję miejsce na
pustym krześle naprzeciwko Victora. Ma na sobie swoje eleganckie spodnie oraz białą
koszulę. Spoglądam na jego podwinięte rękawy i nabrzmiałe żyły odznaczające się pod skórą,
które przebiegają wzdłuż ramion, nadgarstków oraz silnych dłoni spoczywających na blacie.
Wiem, co zamierza powiedzieć, ale mimo to uważnie go słucham. Z każdym kolejnym
słowem coraz mocniej martwię się o Dinę.
– Rozumiem, jak bardzo zależy ci na pani Gregory, ale pod żadnym pozorem nie
możemy wyjawić porywaczom jakichkolwiek informacji na temat naszego Zakonu.
– Nie negocjujemy z terrorystami – mówię z nutką sarkazmu w głosie. – Jasne,
przecież doskonale o tym wiem. Nie zrobię tego, ale też nie mogę pozwolić Dinie zginąć.
– Być może nie będziesz miała wyboru – stwierdza ze spokojem, na co z całej siły
zaciskam zęby. – Izabel… od początku zdawałaś sobie sprawę z tego, jak wiele ryzykujesz,
decydując się na to życie, prawda? Wiedziałaś, że coś takiego może się stać już od dnia, kiedy
oficjalnie wstąpiłaś w szeregi naszego Zakonu.
Wzdycham głośno i opuszczam głowę, próbując powstrzymać łzy.
– Tak – szepczę z niepowstrzymanym żalem. Czuję jego dłonie na swoich, ale nie
potrafię podnieść na niego wzroku.
– Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby pani Gregory wróciła bezpiecznie do
domu – obiecuje. – Ale jeśli będziemy musieli wybierać pomiędzy nią i byłą żoną Doriana a
bezpieczeństwem naszej organizacji i jej członków, będziemy musieli je poświęcić. Jesteś na
to gotowa, Izabel?
Gdy unoszę głowę i patrzę mu w oczy, po moim policzku spływa pojedyncza łza. Z
oporem potakuję ruchem głowy, bo nie zdołałabym powiedzieć tego na głos.
To będzie dla mnie najtrudniejszy sprawdzian lojalności. Chciałabym tylko, żeby tak
jak poprzedni test, ten również był przygotowany przez Victora. Wtedy mogłabym mieć
pewność, że Dinie nic się nie stanie. Tym razem jednak jest inaczej. Czuję to. W głębi serca
wiem, że teraz to wszystko dzieje się naprawdę, a Victor nie sprawuje nad tym żadnej
kontroli. Nie mamy nikogo w szeregach wroga, tak jak kiedyś Niklasa, który w zeszłym roku
współpracował z Willemem Stephensem w Albuquerque. Dina może umrzeć, a ja
prawdopodobnie nie będę mogła tego powstrzymać.
Nie. Nie pozwolę jej zginąć.

ROZDZIAŁ DRUGI

Izabel

Z bronią przy podbródku i Perłą ukrytą w skórzanym bucie, skradam się za Victorem wzdłuż
ściany z czerwonej cegły. Okolica, składająca się głównie z opuszczonych budynków,
pogrążona jest w ciemnościach. Większość latarni, które kiedyś oświetlały to miejsce, już
dawno nie działa. Jedna z nich wciąż miga w oddali, przy skrzyżowaniu, jeszcze bardziej
potęgując upiorną atmosferę. Równie dobrze mogłoby tutaj straszyć. Po drugiej stronie ulicy,
dokładnie naprzeciwko budynku na rogu Sześćdziesiątej Szóstej i Town Street, stoi
ogrodzony plac pełen starych, zardzewiałych samochodów. Większość okien w sąsiednich
budynkach ma wybite szyby. To osiedle to jakaś zasrana dziura, najgorsza dzielnica w całym
pieprzonym mieście. Wygląda na wylęgarnię domorosłych gangsterów, ćpunów i porywaczy,
ale co ciekawe – nie ma tu żywej duszy. Otacza nas jedynie cisza, a w słabym świetle nie
porusza się żaden cień. W takich miejscach zwykle widzi się coś podejrzanego… jak jakiś
dziwny samochód zaparkowany samotnie gdzieś na rogu… Tutaj natomiast nie ma nic, nawet
bezpańskich psów, czy szkodników, przeszukujących śmietniki w polowaniu na ochłapy.
Nic. Zupełnie nic.
Skradając się wzdłuż ceglanej ściany, pochylamy się przy każdym oknie, by nikt w
budynku nie mógł nas zobaczyć. Victor idzie jako pierwszy, za nim Niklas, potem ja, a na
końcu Dorian.
Nagle Victor przystaje w miejscu, po czym szybkim ruchem palca pokazuje
Dorianowi oraz Niklasowi, że mają okrążyć budynek z dwóch przeciwległych stron. Niklas
kiwa głową i zmierza na tyły, a Dorian robi to samo i podchodzi do wejścia od frontu.
Zostajemy we dwoje przy bocznych drzwiach, do których trzeba zejść po trzech
betonowych stopniach.
– Ty poczekasz tutaj – oznajmia szeptem Victor, sprawdzając swoją broń.
Natychmiast zaczynam kręcić głową na znak protestu.
– To może być jakaś pułapka – szepcze. – A ty nie jesteś jeszcze na to gotowa.
– Poradzę sobie – mówię równie cichym, ale pełnym złości tonem głosu, wyjmując
przy tym pistolet z kabury przy moim udzie. – Nie możesz przez cały czas trzymać mnie w
pieprzonym kojcu.
Nagle Victor łapie mnie za łokieć i przyciąga w swoją stronę tak blisko, że w sekundę
później czuję na policzku ciepło jego przyśpieszonego oddechu.
– Poczekasz tutaj – powtarza niskim, poważnym głosem. – Zrozumiano? – Gdy nie
odpowiadam, zaciska palce jeszcze mocniej wokół mojej ręki. – Izabel? – warczy przez zęby.
– Nie! – sprzeciwiam się. – Nie zostanę tutaj!
Na chwilę zapada pomiędzy nami grobowa cisza.
W końcu spuszczam wzrok; nie ze wstydu, ale ze złości i z zawiedzenia.
Kilka sekund później czuję jednak jak Victor wsuwa palec pod mój podbródek i
delikatnie unosi moją głowę. Kiedy patrzy mi prosto w oczy widzę, że teraz nie spogląda już
na mnie jako Victor, mój szef, ale jako ten drugi Victor… miłość mojego życia.
– Wybacz, chyba nigdy nie przestanę cię tak traktować – mówi. – Po prostu… Gdyby
ci się coś stało… No, nie chcę skończyć tak jak Fredrik. – Robi krótką przerwę, podczas
której nie odrywa oczu od ceglanej ściany, po czym głośno wzdycha. – Pójdę przodem.
Powoli kiwam głową, a on całuje mnie w usta, a potem schodzi po schodkach.
Drewniane drzwi zamykają się za jego plecami, kiedy znika w budynku.
Właśnie dlatego nienawidzę z nim pracować. Wolę już jeździć na misje z Niklasem,
chociaż nie znoszę go jak jasna cholera. Nie mogę powiedzieć, żeby Victor dawał mi jakąś
taryfę ulgową, w końcu zmusił mnie do przejścia paru okrutnych prób, w których musiałam
udowodnić mu swoją lojalność, ale kiedy jesteśmy razem w terenie, często traktuje mnie jak
małe dziecko. Na całe szczęście nie robi tego zawsze, tylko wtedy, kiedy ma te swoje złe
przeczucia… Po cichu zaczynam się zastanawiać, dlaczego w ogóle tu przyjechaliśmy. Wiem
przecież, że nawet jeśli bardzo mnie kocha, sama miłość nie wystarczy, żeby zaryzykował
nasze życia, by uratować „staruszkę”. Victor wie, jak ogromnie ważna jest dla mnie Dina i
robił wszystko, co w jego mocy, by zapewnić jej bezpieczeństwo w kolejnych kryjówkach,
ale mimo to ryzykowanie w ten sposób zupełnie do niego nie pasuje. Mam wrażenie, że wcale
nie jesteśmy tu tylko po to, by wyrwać ją z rąk porywaczy. Skoro znów dręczą go te jego złe
przeczucia, to z pewnością podpowiadają mu, że to wszystko jest o wiele bardziej
skomplikowane niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.
Schodzę po schodkach i wchodzę do piwnicy.
Gdy moje oczy przyzwyczają się do ciemności, nigdzie wokoło nie widzę już Victora.
Światło wpada do piwnicy jedynie przez malutkie okna przy suficie, jednak są one tak brudne
i pokryte grubą warstwą pajęczyn, że całe, całkiem przestronne pomieszczenie, tonie w
tajemniczym półmroku. Przy przeciwległej ścianie, za wielkim stosem gruzu i kilkoma
starymi rowerami, zauważam kamienne schody. Po mojej prawej znajdują się małe drzwi, a
po lewej jeszcze więcej śmieci – kupa rozbitych kamieni, stara instalacja elektryczna oraz
deski, które ktoś pozrywał z niskiego sufitu.
Ruszam w stronę schodów, przez cały czas ściskając w ręku broń. Zdecydowanie wolę
walczyć nożem, ale coś mi podpowiada, że tym razem pistolet bardziej mi się przyda.
Wchodząc na górę po kamiennych schodach, schylam się jednak i przejeżdżam palcami po
Perle, która wystaje z mojego wysokiego buta. Musiałam się upewnić, że nadal tam jest. To w
końcu moja kompanka, najlepsze przyjaciółka – i to ona zabiła więcej osób niż ja.
Nagle kątem oka dostrzegam czyjś cień poruszający się w szarawym świetle piwnicy.
Zamieram w bezruchu na szóstym stopniu i przyciskam plecy do ściany. Nie słyszałam, by
ktoś otwierał drzwi od zewnątrz. Na całe szczęście w pomieszczeniu panuje ciemność, a moje
czarne, dopasowane ubrania pomagają mi wtopić się w tło. Przed misją odgarnęłam z twarzy
długie, kasztanowe włosy i zaplotłam je w ciasny warkocz, żeby mi nie przeszkadzały. Nie
poruszam się i oddycham bardzo spokojnie. Ktokolwiek tu jest, nie może wiedzieć, że ma
towarzystwo.
Sekundę później słyszę w oddali cichy zgrzyt gruzu zgniatanego przez podeszwy
ciężkich butów i unoszę broń.
– Hej, to tylko ja – szepcze Dorian, unosząc ręce do góry, gdy zauważa, że w niego
celuję. – Jezu, ale mnie, kurwa, przestraszyłaś kobieto! – Jego głos jest cichy, ale oddech
ciężki i hałaśliwy.
Opuszczam pistolet.
– Nie sądziłem, że ktoś tutaj będzie. Wszedłem tamtędy. – Wskazuje ręką małe drzwi
po drugiej stronie piwnicy. – Za tymi drzwiami jest przejście.
– Spotkałeś kogoś?
– Nie, nie ma tu żywej duszy. – Wchodzi na schody. – Nie podoba mi się to. Coś tu
śmierdzi, nie wydaje ci się?
– I to jak – przyznaję.
– Gdzie Faust?
– Wszedł tu przede mną, ale nie mam pojęcia, gdzie jest teraz. – Pokonuję kilka
kolejnych stopni, zbliżając się do wyjścia z piwnicy. – Nie wiedziałam, że byłeś kiedyś żonaty
– zagaduję, ale nie zatrzymuję się ani na chwilę, bo to nie jest najlepszy moment na beztroską
pogawędkę o naszych byłych partnerach. Szczerze mówiąc i tak nie miałabym na ten temat
zbyt wiele do powiedzenia, bo zanim poznałam Victora, nigdy z nikim nie byłam. No chyba
że miałabym nazwać swoim byłym facetem Javiera Ruiza, szefa meksykańskiego kartelu
narkotykowego, który przez dziewięć lat przetrzymywał mnie jako swoją niewolnicę.
Mogłabym określić go wieloma epitetami, ale z pewnością nie był to mój partner.
– Chyba każdy z nas przeżył coś, o czym wolałby nikomu nie mówić – rzuca Dorian i
chociaż wiem, że to wcale nie musiało być nieco bardziej kulturalne określenie na „skończ ten
temat”, nie mam zamiaru pytać go o nic więcej.
Resztę drogi pokonujemy w ciszy. Dopiero gdy docieramy do drzwi, a ja kładę dłoń na
zakurzonej klamce i przygotowuję się psychicznie, by ją nacisnąć, Dorian ponownie się
odzywa.
– Ona mnie nienawidzi – szepcze, czym całkowicie zbija mnie z tropu.
Oglądam się na niego. Stoi o dwa stopnie niżej ode mnie.
– To nic. Wcale jej za to nie winię. – Wzrusza ramionami, po czym wskazuje głową
drzwi. – Ruszajmy.
Mamy szczęście, bo stare zawiasy o dziwo nie skrzypią. Przykucam u szczytu
schodów w swoich wysokich, czarnych butach i ostrożnie wychylam głowę zza futryny.
Gdyby ktoś czekał tam, by strzelić mi w łeb, z pewnością spodziewałby się mojej głowy nieco
wyżej. Schylona, zyskuję nieco czasu, by zobaczyć przeciwnika szybciej niż on zobaczy
mnie.
Długi, ciemny korytarz rozwidla się na dwie strony. Tu również nie ma żywej duszy;
tylko więcej brudu, śmierci i stert gruzu. Przy jednej ze ścian zauważam przewrócone,
metalowe krzesła i coś, co wygląda jak stare biurka albo stoły. Wszędzie na podłodze walają
się jakieś papiery.
Wychodzimy cichutko z piwnicy i dochodzimy do rozwidlenia.
– Pójdę tędy – oświadcza Dorian, wskazując w lewo.
Kiwam głową i idę w przeciwnym kierunku. Po obu stronach korytarza znajduje się
mnóstwo otwartych na oścież drzwi. Zaglądam przez każde z nich po kolei i widzę
pomieszczenia wyglądające jak jakieś stare, zdezelowane sale lekcyjne. Hmm, chyba
rzeczywiście widziałam przed wejściem coś, co przypominało bieżnię lekkoatletyczną, a dalej
boisko do koszykówki i kilka mniejszych budynków z czerwonej cegły. Właściwie nie byłam
pewna, co widzę, bo było ciemno, a wszystko zdążyły już zarosnąć chwasty, ale ten budynek
faktycznie mógł być kiedyś szkołą.
Przechodzę przez korytarz bardzo, bardzo wolnym krokiem. Przystaję przed każdymi
drzwiami i upewniam się, że w dawnych salach lekcyjnych nikt się na mnie nie czai. Po
chwili dochodzę do zamkniętych, metalowych drzwi z długą, srebrną klamką pośrodku, która
tylko czeka, aż położę na niej swoje dłonie i ją nacisnę. Zamiast tego opieram się plecami o
jedno zamknięte skrzydło drzwi i odwracam głowę, by zajrzeć do pomieszczenia przez
długie, wąskie okienko ciągnące się od klamki aż po samą górę.
Sąsiednie pomieszczenie oświetla jedynie słabe światło księżyca, wpadające przez
świetlik w suficie. W półmroku dostrzegam długie rzędy siedzeń, a po chwili, gdy mój wzrok
nieco przyzwyczaja się już do ciemności, zauważam w oddali dużą, pustą scenę. To
pomieszczenie to szkolna aula.
Biorę głęboki oddech i naciskam biodrem klamkę. Kiedy tylko dochodzi do mnie ten
charakterystyczny dźwięk otwieranych drzwi, od razu przypomina mi się gimnazjum, a na
mojej twarzy pojawia się pełen zniesmaczenia grymas. Upewniam się, że nikogo nie ma w
pobliżu, po czym schylona wchodzę cichutko do auli i powoli schodzę w dół przejściem
pomiędzy ustawionymi w rzędy krzesłami. Wykładzina na podłodze śmierdzi pleśnią i
niesprzątanym od pięćdziesięciu lat brudem. Powietrze jest suche, ale chłodne, a właściwie
zimne, bo mamy już prawie listopad. Cuchnie tu jak w każdym opuszczonym budynku,
głównie zgnilizną i kurzem.
Nagle zatrzymuję się w pół kroku, kiedy dostrzegam jakiś ruch. W drugim rzędzie…
tak, w drugim rzędzie, na krześle przy scenie, siedzi tajemnicza postać. Pochylam się jeszcze
niżej i poprawiam ułożenie palca na spuście, w każdej chwili gotowa wystrzelić. Obserwuję
otoczenie w ukryciu, czekając na kolejny ruch… Przez chwilę myślę, że być może to tylko
mój wzrok płata mi figle w ciemności, ale kiedy się przyglądam, widzę tę postać bardzo
wyraźnie. Porusza stopą raz w przód, raz w tył, opierając piętę na wolnym siedzeniu przed
sobą. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że to wcale nie jest przewidzenie.
Raptem po całej auli roznoszą się dwa głośne trzaski, kiedy Niklas i Dorian wpadają
do środka niemal w tym samym momencie, chociaż przez dwa różne wejścia po obu stronach
sceny. Unoszą w dłoniach pistolety i celują prosto w postać na widowni.
– Ręce do góry! Podnoś ręce, kurwa, w tej chwili! – wrzeszczy Niklas, podchodząc
szybkim krokiem w stronę zajętego krzesła. Jego głos odbija się echem od wysokich ścian.
Schylam się i ukrywam za siedzeniami, by póki co pozostać w cieniu na wypadek,
gdyby pojawili się nowi przeciwnicy. Jeśli przybiegnie tutaj ktoś jeszcze, zajdę go od tyłu i
zaatakuję z ukrycia.
– Gdzie jest Tessa?! – krzyczy Dorian. Choć z tej odległości nie widzę go zbyt
wyraźnie, jestem niemal pewna, że przykłada lufę do głowy tajemniczej postaci. – Jeśli coś jej
się stało, rozpierdolę ci mózg na milion jebanych kawałeczków, rozumiesz?! Gdzie ona jest?!
– Odsuń się, Dorian. – Niespodziewanie słyszę spokojny głos Victora. Dopiero teraz
go zauważam, kiedy idzie wzdłuż sceny, stukając obcasami eleganckich butów o drewniany
parkiet.
Rozglądam się wokół siebie w poszukiwaniu cieni na ścianie i nasłuchuję kroków z
korytarza, jednak nic nie widzę i zupełnie niczego nie słyszę. Czyżby ta osoba była tutaj
całkowicie sama? To niemożliwe. Nie kupuję tego. Victor też na pewno spodziewa się tu
kogoś jeszcze. My w końcu nie przyszliśmy tutaj sami. Na zewnątrz czeka na nas czworo
naszych ludzi, którzy obserwują okolicę z dachów sąsiednich budynków. Przed naszym
przyjazdem sprawdzili to miejsce, ale niczego nie znaleźli. Wokół starej szkoły nie ma żywej
duszy. Czyżby nikt nie ukrywał się w ciemnościach, by zastrzelić nas, kiedy tylko stąd
wyjdziemy?
Gdy postać wstaje powoli z krzesła, dostrzegam w półmroku jej długie, niemal białe,
blond włosy. Kobieta unosi ręce do góry. Choć nie widzę jej twarzy, mam przeczucie, że
złośliwie się uśmiecha.
W końcu wstaję z podłogi i ruszam w stronę przejścia. Gdy schodzę w dół powolnym
krokiem, Niklas unosi głowę, ale Dorian nie odrywa swojego wściekłego wzroku od kobiety i
nie opuszcza broni ani na sekundę.
Napotykam wzrokiem spojrzenie Victora. Ukochany kiwa do mnie głową z wyraźną
aprobatą.
Nagle, w ułamku sekundy, tajemnicza kobieta zaciska palce na oparciach siedzeń w
pierwszym rzędzie i podciąga swoje szczupłe ciało w górę, aż jej stopy odrywają się od
podłogi. Jednym, błyskawicznym kopniakiem wytrąca broń z ręki Doriana. Pół sekundy
później jej drugi, ciężki but uderza go w twarz z przyprawiającym mnie o mdłości chrzęstem.
Dorian upada na ziemię. Powietrze przeszywa pojedynczy, głośny strzał, a błysk światła
rozświetla przez chwilę twarz Niklasa, po czym jego pistolet również przelatuje przez aulę i
uderza w ścianę. Kobieta przeskakuje przez siedzenia i sprawnie ląduje w przykucniętej
pozycji na środku przejścia. Kiedy tylko wstaje na nogi, Niklas uderza ją z pięści, aż ta upada
plecami na siedzenia po drugiej stronie widowni.
Podbiegam do nich, ściskając w ręku swoją broń i w pośpiechu wyjmując ukryty w
bucie nóż. Mam ogromną ochotę zatopić ostrze w tej pierdolonej szmacie.
Jasne włosy powiewają za jej plecami, kiedy wyskakuje ponad siedzenia, łapiąc za ich
oparcia dla zachowania równowagi. Kopie Niklasa raz, potem drugi… za trzecim udaje jej się
trafić czarnym butem dokładnie w sam środek jego klatki piersiowej i tym samym posłać go
aż na środek przejścia. Suka rzuca się na niego, wymachując pięściami. Uderza go w głowę,
kiedy Dorian łapie ją od tyłu i odciąga na bok. Niklas wstaje na nogi dokładnie w momencie,
kiedy kobieta wali tyłem czaszki w twarz Doriana, przez co ten od razu uwalnia ją z uścisku.
Suka kopie Niklasa prosto w żołądek, po czym błyskawicznie wymierza Dorianowi cios w
samą szczękę. Z jego nosa tryska krew; w słabym świetle wydaje się całkowicie czarna.
Wkraczam do walki, przykucając i wysuwając stopę daleko przed siebie, by jednym
kopnięciem pozbawić ją równowagi. Blondynka upada na plecy, po drodze uderzając głową w
podłokietnik. Siadam na niej okrakiem i chcę przytknąć nóż do jej szyi, jednak ona blokuje
ramieniem moją rękę i wytrąca Perłę z silnego uścisku. Uderzam ją więc z pięści. W szczękę,
w policzek, w nos… Po trzecim ciosie kostki moich palców ociekają krwią. Nagle jednak
brakuje mi powietrza. Szmata musiała unieść nogi i teraz zaciska łydki wokół mojego gardła.
Niespodziewanie to ja ląduję na podłodze…
Nasze role się odwracają. Czuję ból jej uderzeń na twarzy, a mój wzrok staje się coraz
bardziej mętny, zmysły są otępiałe… Jedyne, co jestem w stanie teraz zrobić, to podnieść ręce
i zacisnąć palce na jej włosach. Ciągnę za nie tak mocno, jakbym próbowała je wyrwać. Po
chwili obie tarzamy się po podłodze. Ciągnięcie za włosy to popisowy numer awanturniczych
suk z podrzędnych barów, a nie kobiet, które naprawdę potrafią walczyć, ale tym razem nie
miałam innego wyboru.
Blondyna uderza mnie z pięści. Odwdzięczam jej się tym samym.
– Gdzie jest Dina?! – wrzeszczę.
Wybucha śmiechem i podnosi się na nogi, ale nagle znów upada na podłogę, gdy
Dorian wykręca jej rękę za plecami, po czym przysiada na niej i przygniata kolanem jej krzyż,
by nie mogła się ruszyć.
Kobieta śmieje się coraz głośniej. Słyszymy chlupotanie krwi, która zebrała się w jej
ustach.
Niklas wyjmuje pasek ze swoich spodni i związuje nim nadgarstki blondyny. Robi to
tak mocno, że z pewnością blokuje dopływ krwi.
Następnie razem z Dorianem łapią kobietę za ramiona i podnoszą ją z ziemi.
Staję tuż przed nią i po raz pierwszy patrzę szmacie prosto w oczy. Jej włosy są brudne
i posklejane krwią. Odstają w nieładzie wokół zakrwawionej, owalnej twarzy. Jej uśmiech jest
złośliwy, ale i pełen ekscytacji. Ta suka wygląda tak, jakby cała ta scena rozegrała się
dokładnie tak, jak sobie to zaplanowała, i w jakiś chory sposób sprawiła jej dziką
przyjemność.
Unoszę pięść i jeszcze raz uderzam ją w twarz. Głowa blondynki odskakuje w tył,
jednak kiedy kobieta otrząsa się z zaskoczenia, znów posyła mi promienny, szeroki uśmiech.
Nie przestaje nas prowokować.
Niklas trzyma ją z całych sił, za to Dorian odsuwa się na bok. Jestem pewna, że ma
ogromną ochotę ją zamordować. Dokładnie tak samo jak ja.
– Jeśli umrę – odzywa się kobieta – to ta stara suka zdechnie razem ze mną.
Jeszcze raz rzucam się na nią z wrzaskiem, ale Victor zaraz łapie mnie za rękę i bez
słowa ciągnie w tył.
– Gdzie ona jest?! – powtarzam. – Co ty jej, kurwa, zrobiłaś?!
Uśmiech na czerwonych ustach staje się iście diabelski. Dopiero teraz zauważam, że
są pomalowane krwistoczerwoną szminką, która w czasie walki rozmazała się po policzkach i
podbródku.
Blondynka wypluwa krew na podłogę i przejeżdża językiem po zębach, jakby chciała
sprawdzić, czy któryś z nich nie zaczął się ruszać.
Victor staje pomiędzy nami, pewnie na wypadek, gdybym znowu chciała ją
zaatakować.
– Kim jesteś? – pyta spokojnym, choć nieznoszącym sprzeciwu tonem głosu.
Kobieta wyszczerza jeszcze bardziej białe, choć pobrudzone krwią zęby.
– Och, jedno z was doskonale wie, kim jestem – odpowiada tajemniczo, mierząc
wzrokiem każde z nas z wyjątkiem Niklasa, który wciąż stoi za jej plecami. – A gdzie ten od
przesłuchań, sadysta od tortur? Nasz interes dotyczy go w równym stopniu co was. – Mruga
do Victora. – No a ten obślizgły skurwiel, którego zatrudniłeś w roli hakera? Ten, który
zdobywa dla was wszystkie informacje? Nie lubię się powtarzać, ale sprawa dotyczy was
wszystkich.
– A co to za sprawa? – dopytuje Victor.
Kobieta przechyla głowę na bok, jakby się namyślała.
– Hmm, dowiesz się, kiedy będziemy już w komplecie. Potrzebuję wszystkich sześciu
rycerzy okrągłego stołu – drwi. – Och, no i muszę wziąć kąpiel. Będę potrzebowała czystych
ubrań, ciepłego posiłku – tylko błagam, posiłku, a nie jakiegoś gówna z baru szybkiej obsługi
– no i kieliszka wina.
Niklas z Dorianem spoglądają wymownie na siebie nawzajem, potem na mnie, a na
końcu na Victora.
Sekundę później Niklas ciągnie sukę za włosy z taką siłą, że jej głowa przechyla się w
tył, odsłaniając gardło.
– Kim ty, kurwa, jesteś, ty popierdolona szmato?!
– Och, skarbie, nie tak ostro, bo jeszcze się w tobie zakocham. – Śmieje się w głos.
Niklas ciągnie ją jeszcze mocniej, ale ona nawet się nie krzywi.
– Mam na imię Nora – oświadcza. – I z racji tego, że to ja mam teraz nad wami
przewagę, to wszystko, czego w tym momencie możecie się dowiedzieć.

ROZDZIAŁ TRZECI

Izabel

Obecnie – godzina dwudziesta pierwsza – główna siedziba Zakonu w Bostonie

Z lustra spogląda na mnie kobieta z rozciętą wargą i żółto-niebieskimi siniakami pod lewym
okiem.
– Ta szmata jest pierdolnięta – oświadczam stojącemu tuż za mną Victorowi, po czym
opuszką palca zaczynam delikatnie nakładać maść na otwartą ranę pod okiem. – Przecież ona
sobie z nami pogrywa. – Gdy tylko dotykam stłuczonej kości, na mojej twarzy od razu
pojawia się grymas bólu.
– To prawda – przyznaje Victor, ubierając spodnie. Jeszcze przez chwilę ich nie
zapina, a ja, patrząc w lustro, mam idealny widok na jego pięknie zarysowane mięśnie
brzucha. – Ale na razie musimy grać na jej zasadach.
– Kim ona w ogóle jest?! Masz jakiś pomysł? Mówiła, że zna jedno z nas… Ale
które? Jedyne, czego mogę być pewna, to że nie jestem to ja, ale…
– Wiesz, to wcale nie jest takie oczywiste – stwierdza, powoli wkładając elegancką
koszulę. Natychmiast odwracam się w jego stronę i podchodzę bliżej, po czym staję w progu
między łazienką a sypialnią. – Gdyby ktoś z nas faktycznie ją znał, to już dawno
wiedzielibyśmy, kim ona jest – wyjaśnia. – No chyba że zna ją Fredrik albo Woodard, którzy
jeszcze jej nie widzieli, ale ja dostrzegam tutaj dużo bardziej prawdopodobną opcję. Moim
zdaniem żadne z nas nie zna jej osobiście. Może ktoś z nas o niej słyszał albo zna ją przez
jakiegoś pośrednika.
Kiedy mówi, wchodzę zaciekawiona do sypialni, ubrana jedynie w czarne majtki i
stanik w tym samym kolorze. Moje włosy wciąż są mokre po wziętym przed chwilą
prysznicu.
– Swoją drogą – kontynuuje, zapinając guziki – bardziej niż to, kim ona jest, interesuje
mnie, skąd wiedziała o pani Gregory, Tessie Flynn oraz córkach Jamesa Woodarda. Skądś
musiała się przecież dowiedzieć, że tylko sześć osób spotyka się na regularnych naradach i
rządzi całą tą organizacją. I wiedziała, o które sześć osób chodzi.
Rzeczywiście, podczas powrotu do Bostonu, kiedy wieźliśmy Norę zamkniętą w
bagażniku, suka krzyczała, że porwała jeszcze kogoś poza Diną i Tessą. James Woodard,
przerażony zniknięciem swoich córeczek, właśnie jest w drodze do naszej siedziby.
– Masz rację. Poza tym skąd mogła wiedzieć, że ty, Niklas oraz Fredrik nie macie
nikogo, kogo mogłaby porwać, bo nie zależy wam na nikim poza członkami naszego Zakonu?
– zauważam.
Victor kiwa głową i siada na łóżku, by założyć czarne skarpetki.
– Tak, to niepokojące – przyznaje. – Ta kobieta wie o nas niebezpiecznie dużo. Zresztą
na pewno ma o nas o wiele więcej informacji, przecież nie mogła wyjąć z rękawa wszystkich
asów już na samym początku rozgrywki. Zanim ją zabijemy, musimy wyciągnąć z niej, co
dokładnie wie.
– No… chyba zapomniałeś o czymś jeszcze. Najpierw musimy dowiedzieć się, gdzie
są Dina, Tessa i córki Jamesa Woodarda, a dopiero później wyciągnąć z niej, co wie i ją zabić.
– Posyłam mu długie spojrzenie spod przymrużonych powiek.
Victor od razu unosi wzrok.
– Chodź tutaj – prosi.
Podchodzę do niego z lekką niechęcią, a on kładzie mi dłonie na biodrach i przyciąga
mnie, bym stanęła pomiędzy jego nogami. Sekundę później czuję na nagim brzuchu jego
gorące wargi.
– Nie mam zamiaru pozwolić tej kobiecie skrzywdzić pani Gregory – oświadcza,
kiedy wsuwam palce w jego ciemne włosy. – Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by ją
odnaleźć i odzyskać. Nie ufasz mi, Izabel? – Patrzy w górę, prosto w moje oczy.
Nie przestając go głaskać, delikatnie ciągnę za jego krótkie włosy, by przechylił głowę
w tył. W odpowiedzi on zaciska mocniej palce na moich udach.
– Oczywiście, że ci ufam, Victorze, po prostu… Po prostu wiem, jaki jesteś. Przecież
nie staniesz się nagle innym człowiekiem tylko dlatego, że coś do mnie czujesz. No i zdaję
sobie sprawę, że… – Nie potrafię dokończyć zdania.
– Że co? – pyta przyciszonym głosem.
– Nic, to nieważne. – Kręcę gwałtownie głową.
Robię krok w tył, chcąc jak najszybciej iść się ubrać, jednak Victor nadal mnie przy
sobie przytrzymuje.
– Powiedz mi – nalega.
– Nie potrafię.
I nie powiem.
Nie wiem nawet, co mnie napadło, żeby w ogóle zaczynać teraz ten temat.
– To nic ważnego – oświadczam, a kiedy w końcu uwalnia mnie ze swojego uścisku,
od razu odchodzę w kierunku dużej szafy. – Musimy iść porozmawiać z tą szmatą. Może i to
ona pociąga teraz za sznurki, ale albo zacznie gadać, albo jej brzydka gęba będzie miała
bliskie spotkanie z moją pięścią. – Wyciągam palec w stronę Victora. – I wiesz co? Mam
serdecznie gdzieś, że siedzi przykuta kajdankami do krzesła i nie może mi oddać. Mogę ją
pobić nawet na śmierć, jeśli Dinie spadnie chociaż włos z głowy.
– Właśnie tego po tobie oczekiwałem. – Śmieje się, wstając z łóżka i wkładając
koszulę do spodni. Wsuwa jeszcze w szlufki cienki, skórzany pasek, po czym idzie włożyć
buty.
Kiedy wkładam przez głowę czarną, krótką sukienkę, Victor staje za mną i delikatnie
całuje mój kark. Jego ciepłe palce przejeżdżają po moich odkrytych ramionach.
– Zobaczymy się za dziesięć minut – mówi.
Odwraca się i zaczyna już iść w kierunku drzwi, kiedy szybko do niego podchodzę i z
całej siły obejmuję go w pasie, opierając posiniaczoną twarz na jego plecach. Duże, męskie
dłonie zaciskają się bezpiecznie na moich.
– Ufam ci, Victorze – oświadczam cichym, przepełnionym szczerością głosem.
Ściska moje palce po raz ostatni, po czym wychodzi, a ja powoli kończę się ubierać.

~~~

Nora siedzi zamknięta w dużym pokoju o grubych ścianach z cegły, pomalowanych białą
farbą. Na środku pomieszczenia stoi metalowy stół z dwoma czarnymi, żelaznymi krzesłami
po obu stronach, a na wysokim suficie wisi cały rząd jaskrawych świateł w kształcie kopuł,
dzięki którym w pokoju jest wyjątkowo jasno. W ścianie wyryto cztery otwory wentylacyjne,
przez które zwykle wpada ciepło ogrzewania lub chłodny powiew klimatyzacji, ale dziś nie
jest ani zbyt gorąco, ani zbyt zimno, więc nie musimy ich używać. Podłogę pokrywają białe
kafelki, niestety porysowane przez najróżniejsze meble, które usunęliśmy stąd kilka miesięcy
temu, kiedy zmienialiśmy tą dawną rupieciarnię w odosobnioną celę i pokój przesłuchań
zarazem. Z tego pomieszczenia można wyjść jedynie przez ciężkie, wzmacniane stalą
drzwi… no chyba że jest się rozmiaru trzyletniego dziecka, które mogłoby przecisnąć się
przez szyb wentylacyjny przy suficie. Nory jednak bym o to nie podejrzewała. Jest nieco
wyższa i chyba trochę cięższa ode mnie, a ja z całą pewnością nie zdołałabym się przecisnąć
przez tak małe otwory.
Nora nalegała na kąpiel, więc w końcu jej na to pozwoliliśmy. Niklas z chęcią zgłosił
się do przypilnowania jej w łazience. Nie zrobił tego, bo chciał zobaczyć ją nago, ale
ponieważ pragnie zemsty za to, że uderzyła go w twarz i miał nadzieję, że przyglądając się jej
podczas kąpieli, wprawi tę sukę w zakłopotanie. Niestety, nie zrobiło to na niej nawet
najmniejszego wrażenia. Mam wrażenie, że Niklas zaczyna jej nienawidzić jeszcze bardziej,
niż nienawidzi mnie.
Nora dostała też od nas ciepły posiłek i to wino, o które wcześniej prosiła. Tylko
dlatego, że wie, gdzie jest Dina, przyniosłam jej także kilka swoich starych ubrań: czarne,
skórzane spodnie, bluzkę z długimi rękawami z prześwitującego jedwabiu i czarne szpilki na
piętnastocentymetrowych obcasach. To jednak jej nie wystarczyło; zażyczyła sobie jeszcze
ciemnoczerwonej szminki. Z początku miałam ochotę przejechać pomadką po sedesie, a
dopiero później zanieść ją tej suce, ale w końcu uznałam, że nie chcę marnować czasu na
pójście do łazienki.
Niklas od godziny pilnuje Nory w pokoju przesłuchań. Siedział z nią, kiedy jadła swój
posiłek – jagnięcinę z ryżem oraz tłuczone ziemniaki – popijając go winem, jak gdyby była na
jakiejś wytwornej randce i cieszyła się wolnym wieczorem, za który w dodatku nie musiała
płacić. Dorian nalegał, żeby wpuścić go do pokoju przesłuchań, ale Victor doskonale wie, że
poza mną to właśnie on ma największą ochotę przetrącić jej szczękę, dlatego kazał mu czekać
na zewnątrz.
Gdy podchodzę do zamkniętych od zewnątrz drzwi, Victor jest już w pokoju i siedzi
na krześle po przeciwnej stronie stołu. Staję na palcach, by zajrzeć do środka przez małe,
kwadratowe okienko z grubego pleksiglasu.
– Powiedziała już coś? – zwracam się do Niklasa, który teraz razem z Dorianem
pilnuje pokoju od zewnątrz.
Zza mocnych drzwi oraz grubych ścian nie dociera do nas nawet najcichszy dźwięk.
Gdybyśmy chcieli, moglibyśmy jednak podsłuchać rozmowę w pokoju, który znajduje się
dokładnie dwa piętra nad nami, gdzie na licznych ekranach wyświetlają się nagrania z
monitoringu.
Niklas kręci tyko głową, opierając się o ścianę ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej
rękami.
– Cholera. Wkurza mnie, że nie słyszę, o czym rozmawiają! – warczę pod nosem, po
czym przyciskam ucho do drzwi, choć doskonale wiem, że to strata czasu.
– Jeśli to cię pocieszy, to mi powiedziała tylko tyle, że nie jest zadowolona z
warunków, w których ją trzymamy – oświadcza Niklas, wzruszając ramionami.
Dorian krąży w kółko po jasno oświetlonym korytarzu, głośno stukając o podłogę
podeszwami swoich czarnych butów. Na jego twarzy maluje się ogromna złość, a przy skroni
pulsuje wyraźnie nabrzmiała żyła. Porusza szczęką raz w lewo, raz w prawo, zupełnie jakby
bezwiednie zgrzytał przy tym zębami.
– Nie martw się, na pewno je znajdziemy – zapewniam go, próbując przybrać chociaż
trochę optymistyczny ton głosu, ale sama nie jestem pewna, czy wierzę w swoje słowa.
Dorian rzuca mi pośpieszne spojrzenie, jednak ani na chwilę nie zatrzymuje się w
miejscu.
– Wkurwia mnie, że muszę tu sterczeć jak kretyn. Powinienem być z nią w tej
pieprzonej celi i dowiedzieć się, czego ta suka oczekuje!
– Spokojnie. Victor wie, co robi – zapewniam, na co on od razu kiwa głową.
– Tak, tak, oczywiście. Po prostu chciałbym wiedzieć, co ona mu mówi.
Dokładnie w tym samym momencie dobiega nas pukanie do drzwi. Niklas podchodzi
do nich i sprawdza, czy to na pewno Victor daje nam znak, że możemy wypuścić go z pokoju
przesłuchań, po czym wpisuje kod na zawieszonym na ścianie panelu i za chwilę wszyscy
słyszymy głośne kliknięcie. Victor wychodzi na korytarz, a następnie natychmiast zamyka za
sobą drzwi.
– I co? Dowiedziałeś się czegoś? – pytam coraz bardziej nerwowa.
Kręci powoli głową.
– Stwierdziła, że nic nam nie powie, dopóki wszyscy nie zbierzemy się z nią w
jednym pokoju. – Wzdycha. – A odnośnie pokoju, to chce, żebyśmy przenieśli ją do jakiegoś
większego, najlepiej z wygodną kanapą.
– Co za wybredna szmata… – wtrąca Niklas.
– Powiedziałem, że może o tym zapomnieć – kontynuuje Victor, spoglądając na
każdego z nas z osobna. – Nie możemy dawać jej tego, czego sobie zażyczy. To niedorzeczne,
a poza tym mogłaby przez to pomyśleć, że zrobimy dla niej absolutnie wszystko. Musimy
postawić pewne granice. Może to ona rozdaje karty, ale nie zapominajmy, że siedzi w
zamknięciu, przykuta kajdankami do krzesła. Nie pozwolę jej sądzić, że to ona tutaj rządzi,
bez względu na to czyje życie ryzykuję.
Przygryzam dolną wargę, ale nic nie mówię.
Dorian zgrzyta zębami jeszcze głośniej.
Niklas oblizuje spierzchnięte wargi i nonszalancko spogląda w dół korytarza. Wiem,
że jemu zależy tylko na jednym: chce wyciągnąć z tej kobiety, czego dowiedziała się na temat
naszej organizacji.
Nagle zauważam w korytarzu Jamesa Woodarda, który szybkim krokiem zmierza w
naszą stronę. To niski, przysadzisty, łysiejący człowieczek, którego przydługie spodnie w
kolorze khaki jak zwykle plątają się pod podeszwami kamaszów. Woodard ma na sobie
koszulę w biało-niebieską kratę z krótkim rękawem, którą włożył niedbale za pasek spodni
pod swoim potężnym brzuchem. Gdy podchodzi bliżej widać pot, który błyszczy mu na czole,
a pod nosem zbiera się w małe kropelki.
– Czy ona tu jest? – pyta, wyraźnie zdyszany. – Ta kobieta… To kobieta, która
porwała moje córki? – Wskazuje palcem na ciężkie drzwi. – Jest w tamtym pokoju?
– Zgadza się – odpowiada Victor ze skinieniem głowy.
– Więc na co my jeszcze czekamy?! – Patrzy zdenerwowany na każdego z nas z
osobna, po czym czubkiem wskazującego palca poprawia zsuwające mu się z nosa okulary.
– Najwyraźniej na Fredrika – warczy Dorian z trucizną w głosie. – A znam go już
wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że poczekamy sobie jeszcze kurewsko długo. – Jego
dolna warga jest spuchnięta, a wokół szczęki zaczyna się tworzyć niebiesko-żółty siniec.
– Nie. – Victor składa przed sobą swoje silne dłonie. – Na to również się nie
zgodziłem. Na początku Nora nie była tym zachwycona, ale w końcu zgodziła się
porozmawiać z nami, kiedy przyjedzie Woodard. Zaznaczyła tylko, że nie powie nam
wszystkiego, dopóki nie zobaczy Fredrika, więc prędzej czy później i tak będziemy musieli
go tu sprowadzić.
– Wiesz co, znalezienie go w ogóle nie powinno być dla nas żadnym problemem –
przerywa mu Niklas z wyraźną dezaprobatą. – Jesteś jego pracodawcą, Victor, a z tego co
pamiętam, nasza organizacja nie daje pracownikom płatnych urlopów i planów emerytalnych.
Jak on może nie odbierać tego pieprzonego telefonu, kiedy ty, akurat ty, do niego dzwonisz?!
Victor spogląda spokojnie na brata.
– Bez obaw, Fredrik przyjedzie. Co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. Ale
póki co musimy tam iść i dowiedzieć się, czego ta kobieta oczekuje i co ważniejsze – co
dokładnie o nas wie.
Woodard unosi pulchną dłoń, by zetrzeć pot znad krzaczastych brwi. Na jego
kraciastej koszuli, pod pachami, zaczęły się już tworzyć ohydne, mokre plamy.
– Woodard – odzywa się Victor. – Powiem ci to samo, co powiedziałem Izabel. Nie
możemy zdradzić tej kobiecie żadnych informacji na temat naszego Zakonu. Zrozumiano?
James z trudem przełyka ślinę i niepewnie kiwa głową.
– Tak, proszę pana. Oczywiście, rozumiem.
Kiedy na niego patrzę, myślę tylko o tym, że musimy mieć go na oku. Woodard jest
niezrównoważony, przerażony oraz zdesperowany, a to trzy z pięciu cech człowieka, który
jest gotowy się złamać i wyśpiewać komuś wszystko, co wie. Rozumiem jednak jego strach i,
chcąc nie chcąc, naprawdę mu współczuję, choć powinnam martwić się, że nas wyda.
Victor wpisuje kod na panelu przy drzwiach, po czym cała nasza piątka wchodzi do
pokoju.

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...