środa, 5 czerwca 2019


Kochani zachęcamy Was do przeczytania pierwszych trzech rozdziałów naszego wspaniałego patronatu Stylo Fantome - "Rozstanie"!!


~Sanders~

Ludzie często myśleli, że „Sanders” to jego nazwisko. Było jednak inaczej. Na nazwisko miał
Dashkevich, a nieco egzotycznie brzmiące imię Sanders przyjął po jakimś dawno
zapomnianym krewnym. Nigdy nie wyprowadził nikogo z błędu – pozwalał wszystkim
myśleć to, co chcieli. Zawsze wychodziło mu to na dobre.
Gdy jako trzynastolatek umierał z głodu, wałęsając się po ulicach Londynu, znalazł go
pan Jameson. Sanders próbował go okraść, lecz był beznadziejnym kieszonkowcem.
Mężczyzna chwycił chłopaka za kołnierz, a następnie przyparł do ściany, dziwnie na niego
patrząc. Zamiast się wściec, zaproponował, iż kupi mu obiad.
Po posiłku Jameson poinformował Sandersa, że jeśli codziennie o ustalonej porze
będzie czekał w tym samym miejscu, to dostanie jedzenie. Chłopak nie spóźnił się ani razu.
Po dwóch tygodniach zaczęli rozmawiać. Jameson zapytał go, dlaczego żyje na ulicy.
– Uciekłem z domu – tylko tyle mu powiedział.
Mężczyzna pokiwał głową.
– Wiem, jak się czujesz.
– Ty też uciekłeś?
– W pewnym sensie. W domu zrobiłem komuś coś bardzo złego.
– I poczułeś się przez to źle? – dopytywał. – Dlatego uciekłeś?
– Nie. Nie czułem się z tym źle. Dlatego uciekłem.
Nadal spotykali się w porze obiadowej. Jameson zlecił mu załatwienie pewnej dziwnej
sprawy, a potem mu za to zapłacił. Śmiał się i mówił: „Teraz jesteś moim asystentem, więc
musimy ustalić wysokość twojej pensji”. Opłacił Sandersowi pokój w hotelu, a także kupił
nowe ubrania.
Chłopak nie potrafił go rozgryźć. Kim był ten facet? Czego chciał? Przez jakiś czas
uważał, że chodzi o seks. Czekał na dźwięk otwierających się drzwi do sypialni, w których
pojawi się cień. W jego starym domu właśnie tak to wyglądało. Ale nie z tym człowiekiem.
Szybko zrozumiał, że tu w ogóle nie chodzi o seks. Owszem, Jameson był bardzo
rozrywkowy i wychodził z założenia, iż wszystko jest dla ludzi, lecz nie był gejem. Uwielbiał
kobiety.
– Idealna kobieta, Sanders. Tego mi w życiu potrzeba – idealnej kobiety. Nie wiem,
czy uda mi się taką znaleźć – wybełkotał pewnej nocy, kompletnie pijany.
– Nigdy pan takiej nie spotkał?
Jameson długo oraz intensywnie zastanawiał się nad odpowiedzią.
– Możliwe, że spotkałem. Wtedy jednak o tym nie wiedziałem. I nie była do końca
idealna.
– Jak dawno pan ją poznał?
– Nie tak dawno.
Sanders również nie był gejem, ale nie interesował go seks. Nigdy tego nie robił.
A przynajmniej nie z własnej woli. I nie z dziewczyną. Zawsze był zbyt zajęty ochroną swojej
tajemnicy. A gdy pojawił się Jameson, Sandersa pochłonął zachwyt i szok wywołany nowym
życiem. Uganianie się za dziewczynami nie znajdowało się zatem w kręgu jego
zainteresowań.
Opowiedział Jamesonowi o rodzinie ciotki, mieszkającej w południowej części
Londynu – rodzinie, w której się wychowywał. Sanders pochodził z Białorusi, ale kiedy miał
pięć lat, rodzice przeprowadzili się do Anglii. Jakiś czas później ich deportowano, natomiast
jego udało się zostawić w domu siostry ze strony matki. Od tamtego czasu nie miał kontaktu z
rodzicami. Mąż ciotki był Anglikiem i nie należał do sympatycznych osób. Sanders nie chciał
mówić Jamesonowi o wszystkich aspektach swojego dotychczasowego życia.
Więc skąd Jameson miał wiedzieć?
Chciał zrobić dla Sandersa coś miłego. Chciał, żeby jego rodzina zobaczyła, jak
dobrze radzi sobie ich siostrzeniec. Chciał, żeby chłopak mógł się trochę popisać. Jego
rodzina zarządzała niewielkim zajazdem, a Jameson zaskoczył go, wynajmując w nim dwa
pokoje.
Wtedy w Sandersie coś pękło. Kiedy w pokoju zjawił się wujek, próbując go poniżyć
i powiedzieć mu, że nigdy nie stanie się kimś ważnym, Sandersowi puściły nerwy – po raz
pierwszy w życiu. Był o wiele mniejszy od wujka, ale kontrolę nad nim przejął gniew. Nie
zdawał sobie sprawy z tego, co zrobił, dopóki nie zatrzymał go Jameson. Wtedy dotarło do
niego, że przez cały czas uderzał głową mężczyzny o kaloryfer.
W tym momencie jego życie by się skończyło. Deportowaliby go na Białoruś, a w
najgorszym wypadku resztę życia spędziłby w więzieniu. Siedział, cały we krwi, i płakał.
Jameson uklęknął obok, po czym mocno go przytulił. Powiedział, że wszystko będzie dobrze,
że wszystkim się zajmie. Chłopak się uspokoił, a mężczyzna dotrzymał słowa. Sprawił, że
ciało w magiczny sposób zniknęło, natomiast pokój został doprowadzony do porządku.
Przekupił ciotkę Sandersa, która w ogóle nie przejęła się tym, iż nigdy więcej nie zobaczy
męża. Widocznie dla nikogo nie był dobrym człowiekiem.
Ani razu nie wrócili do tego, co zaszło tamtej nocy. Jameson nie zadawał żadnych
pytań, tylko zabrał Sandersa z powrotem do Ameryki, gdzie opłacił najlepsze prywatne
szkoły. Okazało się, że chłopak jest bardzo zdolny. Mówił płynnie po angielsku, rosyjsku,
białorusku, polsku oraz niemiecku. Problemu nie sprawiały mu też francuski i hiszpański.
Nauczył się grać na pianinie, a także został mistrzem gry w szachy, dlatego ostatecznie
zaprzestał treningów. Był świetnym strzelcem. Nauczył się również, jak przebudowywać
silniki.
Podczas edukacji dowiedzieli się, że choruje na łagodną odmianę zespołu
Aspergera. To wyjaśniało jego stany zawieszenia, niechęć do rozmów czy nieznaczną nerwicę
natręctw.
Jameson jednak nigdy nie kwestionował jego wyborów, dzięki czemu Sanders mógł
robić, co tylko zechce. Gdy skończył osiemnaście lat, opiekun zaproponował, że opłaci mu
college, ale chłopak odmówił. Chciał zostać z Jamesonem. Chciał zacząć pracować. Chciał
trwać przy Jamesonie i stać się jego prawdziwym asystentem.
Ich relacja nigdy nie była do końca normalna. Jameson czuł się lepiej, jeśli mógł
traktować ludzi tak, jakby dla niego pracowali. A Sandersowi to odpowiadało. W ich
przypadku taki układ się sprawdzał. Nie rozmawiali zbyt często, a kiedy już to robili, nie
wdawali się w długie konwersacje. Mimo to łączyła ich więź, której nikt nie rozumiał.
Sanders kochał Jamesona. Wcześniej nie zdawał sobie sprawy, że można kochać kogoś tak,
jak on kochał Jamesona Kane’a.
Dlatego nie potrafił znieść nieszczęścia Jamesona. Mężczyzna nie był tego świadom,
ale Sanders to widział. Wszystkie te kobiety, rozpusta, jednonocne przygody… Miał
pewność, że Jamesonowi czegoś w życiu brakowało.
Dziewczyny pojawiały się i znikały. Jedne zostawały dłużej, inne krócej. Większość
z nich ignorowała Sandersa. On z kolei ignorował je wszystkie, chociaż jedną z nich,
śpiewaczkę operową z Rio, prawie polubił. Zanim jednak mu się to udało, odeszła. I tak nie
nadążała za Jamesonem. Tak naprawdę żadna nie była dla niego odpowiednia.
Wtedy pojawiła się Petrushka Ivanovic. Jakże Sanders jej nienawidził! Nikt inny nie
zalazł mu do tego stopnia za skórę. Często kłócili się po rosyjsku – żeby Jameson nie
rozumiał. Nazywała Sandersa bezużytecznym, brudnym imigrantem, żerującym na
Jamesonie. On natomiast określał ją mianem nijakiej, fałszywej suki, która jest po prostu
kolejną laską do zaliczenia. Minęło dużo czasu, zanim zniknęła, ale gdy ten dzień wreszcie
nadszedł, Sanders był wręcz zachwycony.
Niedługo po tym poznał Tatum O’Shea. Jameson wspomniał o niej parę razy,
najczęściej po wielu drinkach. Stało się dla niego oczywiste, że to ona była powodem, dla
którego Jameson wiele lat temu uciekł, i tą „nie do końca idealną” kobietą. Nie mogli znać
się dobrze – w końcu po raz ostatni mieli ze sobą styczność siedem lat temu. Trochę czasu
upłynęło, nim Jameson o wszystkim opowiedział.
Sanders nie do końca wiedział, co sądzić o Tatum. Spodziewał się następnej słodkiej
idiotki. Kolejnej kobiety, która będzie myślała, że usidli Jamesona, lecz ostatecznie jej się to
nie uda. Albo że okaże się jedną z tych, które pragną Jamesona ze względu na jego status i
pieniądze.
Ale Tatum taka nie była. Brała wszystko, co Jameson jej dawał, oraz żywiła się tym.
Prosiła o to. Chciała coraz więcej. Wydawała się nieświadoma tego, iż Jameson ma więcej
pieniędzy niż sam Bóg. Przez jakiś czas ich relacja opierała się na samej fizyczności, a jej to
odpowiadało.
Niezwykła dziewczyna.
Totalnie ignorowała dziwne, niezręczne wręcz zachowania Sandersa. Nie lubił
rozmawiać, natomiast ona uwielbiała, więc po prostu do niego mówiła. Zwracała na niego
uwagę, zagadywała, pytała o jego samopoczucie, życie. Czasami naprawdę potrafiła do niego
dotrzeć.
Dotykała go – nikt wcześniej tego nie robił. Sanders nienawidził cudzego dotyku i na
początku bardzo mu to przeszkadzało. Ale Tatum nie odpuszczała. Trzymała go za rękę,
przytulała, a nawet próbowała łaskotać. Miał wrażenie, iż robi to właśnie dlatego, że on nie
lubi dotyku. Zachowywała się tak naturalnie. Tak samo jak Jameson. Aż pewnego dnia
pocałowała go. Nie traktowała tego poważnie, ten incydent stanowił dla niej żart, ale w nim
coś pękło. Sanders miał dwadzieścia lat, a nigdy się nie całował. Nastąpiło to dopiero teraz –
kiedy pojawiła się osoba, która wyszła z inicjatywą. Wykorzystał okazję i odwzajemnił
pieszczotę.
Tatum nie interesowała Sandersa, nie w ten sposób. Miał świadomość, że jest bardzo,
bardzo seksowną kobietą. Nie wstydziła się własnego ciała czy swojej seksualności.
Bezwstydnie flirtowała ze wszystkim, co się ruszało. Nie potrafił w pełni oprzeć się jej
urokowi, wszak był heteroseksualny. Mimo to nie patrzył na nią w ten sposób. Była dla niego
kimś innym. Kimś wyjątkowym.
Już podczas pierwszego spotkania wiedział, że dla Jamesona też jest kimś
szczególnym. Kimś równie wyjątkowym. Inni tego nie widzieli, ale Sanders bez problemu
dostrzegał. Sprawiała, że Jameson był szczęśliwy. Sprawiała, że Sanders był szczęśliwy.
Bardzo się do niej przywiązał.
Gdy relacje między Tatum a Jamesonem stały się bardziej napięte, zbliżyła się do
Sandersa. To wzmocniło ich więź. Przychodziła do niego późno w nocy, grała z nim
w szachy, rozmawiała. Nie naciskała na odpowiedzi. Cierpliwie czekała, aż słowa same
przyjdą. I tak się stało. Nie zadawała pytań, nie oceniała tego, co mówił. Czuł, że trochę ją
kocha. Nie miało to nic wspólnego z romantyzmem czy pociągiem seksualnym. Nie wiedział,
jak to wyjaśnić. Po prostu ją kochał.
Za Jamesona Kane’a gotów był zabić.
Za Tatum O’Shea oddałby życie.
Kiedy związek Jamesona z Tatum się zakończył – a zakończył się bardzo źle –
Sanders był załamany. Jameson nie miał racji. Po raz pierwszy poprosił Sandersa o zrobienie
czegoś, co uważał za niewłaściwe. Wręcz obrzydliwe. Nienawidził kłamać.
Wszystko poszło w cholerę. Myślał, że Jameson przyzna się do błędu, że zrozumie, iż
nie miał racji, a potem przeprosi. Ale nie zrobił tego. Sanders był w szoku. Naprawdę
szanował Jamesona. Poczuł się tak, jakby to jego ojciec zaprzedał duszę diabłu.
Sanders musiał go uratować.
Czasami odnosił wrażenie, że sam musiał wszystko naprawiać.

~Ciąg dalszy~

Głośny łomot wyrwał go z otumanienia. W pomieszczeniu panowała ciemność. Zmrużył oczy
i wbił wzrok w sufit. Co to za miejsce, do chuja? Chwilę zajęło mu zorientowanie się, że jest
w bibliotece. Zaczął sobie co nieco przypominać. Odpłynął na skórzanej sofie stojącej pod
ścianą. Nie pamiętał, kiedy ostatnio z niej korzystał, a tym bardziej na niej spał. Wtedy w jego
głowie pojawiła się myśl, że trochę ponad miesiąc temu znalazł dla niej świetne zastosowanie.
Tatum.
Jęknął, po czym usiadł. Łomot nie ustawał, przez co musiał złapać się za głowę. Nie
potrafił określić, ile wypił, ale na pewno dużo. Spojrzał na barek, który okazał się szeroko
otwarty oraz kompletnie pusty.
Jeszcze więcej łomotania.
– Sanders! – ryknął Jameson, pocierając twarz. Nie usłyszawszy odpowiedzi, wlepił
wzrok w sufit. – Sanders! Otwórz te cholerne drzwi!
Nadal cisza, regularnie przerywana głośnym pukaniem.
Warknął i wstał, kierując kroki w stronę drzwi. Usłyszał dziwne trzeszczenie. Zanim
zdał sobie sprawę, co się dzieje, coś wbiło mu się w piętę. Syknął, a następnie podniósł nogę.
W jego skórze utkwił kawałek szkła. Wyrwał go i przyjrzał mu się uważnie. Gdy po chwili
skierował wzrok na podłogę, totalnie zgłupiał.
Szkło leżało wszędzie. Nie, nie szkło. Kryształ. Potłuczony kryształ ścielący posadzkę,
a dokładnie większą jej część, od barku po ścianę na drugim końcu pomieszczenia. Widział
fragmenty potłuczonych kieliszków, szklanek oraz karafek. Do Jamesona powoli powracały
wydarzenia minionej nocy. Zaczął tłuc wszystko, co szklane, po tym, jak Sanders odszedł.
Po tym, jak ona odeszła.
Ktoś nie przestawał dobijać się do drzwi, ale było już przynajmniej wiadomo,
dlaczego Sanders ich nie otwierał – bo go tu nie było. Jameson chwycił więc za klamkę,
szarpiąc za nią gwałtownie.
– Czego? – burknął.
Naprzeciwko niego stał policjant, co zaskoczyło Jamesona. Nie pokazał tego jednak
po sobie. Nie spuścił wzroku. Policjant był młody i wysoki. Wyższy od Jamesona.
Tyczkowaty oraz zdenerwowany, jakby to był jego pierwszy dzień na obozie sportowym.
Jameson uniósł brwi, przenosząc wzrok z funkcjonariusza na radiowóz i z powrotem.
– Eee… czy to rezydencja pana… – policjant zajrzał do notesu – …Jamesona Kane’a?
Albo Sandersa Dash… Dashke…
– Tak – przerwał mu Jameson.
– A pan to…
– Jameson. To mój dom. Czego pan chce? – zapytał oschle.
Policjant przełknął nerwowo ślinę.
– Ech, chciałem pana poinformować, że odnaleźliśmy pański samochód –
odpowiedział.
Brwi Jamesona wystrzeliły w górę.
– Mój samochód? – Nie miał pojęcia, o co chodzi.
Funkcjonariusz znowu spojrzał na notes, który trzymał w ręce.
– Eee, bentley zarejestrowany na pana Jamesona Kane’a oraz Sandersa Dashke… uch,
właśnie tak. Numery rejestracyjne WX… C1… – zaczął się zacinać.
Jameson uniósł rękę.
– Dobra, znam numer rejestracyjny własnego samochodu. Co z nim? – dopytywał.
Teraz to policjant wyglądał na zaskoczonego.
– Hmm, dostaliśmy zawiadomienie o kradzieży – wyjaśnił.
– Kradzieży?
– Tak. Pan… pan Sanders zgłosił wczoraj kradzież auta. W tej chwili jest tu holowane.
A ja chciałem po prostu zadać kilka pytań – powiedział policjant.
– Sanders zgłosił kradzież naszego samochodu? – upewnił się Jameson.
Ktoś ukradł bentleya? Nie miał pojęcia o jego zniknięciu, a nawet gdyby o tym
wiedział, uznałby, że wziął go Sanders. Głównie on nim jeździł; należał bardziej do niego niż
Jamesona.
Kto chciałby ukraść bentleya? Po tym, jak Sanders złożył „wypowiedzenie”, Jameson
wyprosił wszystkich z domu. Wszedł do salonu i zaczął wrzeszczeć, żeby się wynosili.
Petrushka Ivanovic, jego była, nalegała, by pozwolił jej zostać, ale on niemal dosłownie
wyrzucił ją na dwór, po czym zatrzasnął drzwi.
Zamknął się w bibliotece, gdzie zaczął pić, przeklinając Tate oraz Sandersa. Później
potłukł kryształowe naczynia. Czy to możliwe, że jeden z jego niezadowolonych gości ukradł
samochód? Większość z nich posiadała własne fortuny, więc z pewnością stać ich było
na bentleya.
– Tak, wczoraj wieczorem – kontynuował policjant. – Znaleźliśmy go niedługo po
zgłoszeniu, nieznacznie uszkodzonego. Zrobiliśmy zdjęcia, ale zapewne będzie pan chciał
zgłosić to ubezpieczycielowi.
Nagle na teren posesji wjechała ciężarówka. Jameson patrzył, zszokowany, jak pod
werandę zostaje podprowadzony jego samochód. Drzwi od strony pasażera były porysowane,
jakby kierowca o coś zahaczył. Brakowało też prawego lusterka.
– Co się stało, do cholery? Czy znaleźliście osobę, która go ukradła? – zapytał ostro
Jameson, wychodząc na werandę. Policjant przekartkował notes.
– Tak. Właściwie dzięki temu znaleźliśmy samochód. Funkcjonariusz przyjmujący
zgłoszenie zauważył go na poboczu. Wtedy wezwał posiłki – mężczyzna odczytał
sporządzone notatki.
– Aresztowaliście złodzieja?
– Jeszcze nie. Z tego, co zrozumiałem, to była kobieta. Znaleziono ją nieprzytomną na
basenie w klubie sportowym Beacon Hill.
Tatum.
– Nieprzytomną? – powtórzył cicho Jameson.
Policjant znowu przewertował notes.
– Eee, w tym stanie została odnaleziona, a przynajmniej tak wynika ze słów
funkcjonariusza, który był na miejscu. Sprawdźmy… okej. Z raportu wynika, że w chwili
przybycia na miejsce karetki pogotowia, miała silne drgawki. Obecny tam mężczyzna
powiedział, że wcześniej wymiotowała…
Jameson przestał słuchać. Odwrócił się, po czym bez słowa wszedł do domu. Poszedł
prosto do kuchni, otworzył szafkę obok lodówki i wyciągnął z niej butelkę Jacka Danielsa.
Pił, dopóki nie musiał zaczerpnąć powietrza. Wiedział, że policjant podążył za nim, bo słyszał
za sobą kroki. Pociągnął jeszcze łyk trunku, a potem oparł się o blat.
– Czy wszystko z nią w porządku?
– Zna pan…
– Czy nic jej nie jest?
– Hmm… – Funkcjonariusz chrząknął, a Jameson usłyszał szelest kartek. – Nie… nie
wiem. Z ostatniej otrzymanej przeze mnie informacji wynika, że kiedy została zabrana do
szpitala, wciąż miała drgawki, a do tego nieregularny, bardzo słaby oddech oraz ledwo
wyczuwalny puls. Nic więcej nie wiem, panie Kane.
Pan Kane. Ktoś powinien uzmysłowić mu, że tak naprawdę nazywam się Demon.
– Wyjdź – wyszeptał Jameson, wpatrując się w granitowy blat.
– Słucham?
– Powiedziałem: wyjdź. Wynoś się z mojego domu – warknął, odwracając się.
– Muszę wypełnić niezbędne dokumenty, a pan… – Policjant wyglądał na
zszokowanego. Głos mu się załamał.
Jameson ruszył przed siebie, mijając stojącego w przejściu funkcjonariusza.
– Samochód należy do Sandersa, więc z nim się kontaktujcie – burknął.
– Ale pan… proszę pana! Zdaje pan sobie sprawę, że jest ranny? – krzyknął, pędząc za
Jamesonem i wskazując na krwawe ślady, jakie za sobą zostawiał.
– Tak – warknął.
W otwartych drzwiach stał potężny mężczyzna w kombinezonie. W ręku trzymał kartkę.
– Hej! Kto zapłaci za robotę? Muszę się z tego rozliczyć – mówił z twardym bostońskim
akcentem. Jameson warknął raz jeszcze, a następnie podszedł do stolika naprzeciwko drzwi.
Gwałtownie otworzył szufladę i wyciągnął z niej plik banknotów. Obaj, policjant oraz
kierowca ciężarówki, patrzyli na niego, oniemiali.
– To dla pana, tylko proszę zniknąć z mojej posesji w ciągu pięciu minut – powiedział
Jameson i wyprowadził ich na werandę, rzucając na podłogę studolarowe banknoty.
– Oj, to żaden problem, koleś – powiedział kierowca ciężarówki, pochylając się, żeby
zebrać pieniądze. Musiało tam być z osiemset dolarów. Może był wielki, ale bardzo sprawnie
odstawił bentleya, a chwilę później odjechał swoją ciężarówką. Zajęło mu to mniej niż
wyznaczone pięć minut.
– Mimo wszystko musimy… – zaczął policjant. Jameson zmroził go spojrzeniem
i zawrócił w stronę drzwi.
– Dzwońcie do Sandersa. On zgłosił kradzież, nie ja. Niech on ogarnie ten bajzel –
warknął, zatrzaskując drzwi.
Policjant jeszcze przez jakiś czas się dobijał, ale Jameson był mistrzem w ignorowaniu
różnych rzeczy. Wbiegł na górę, pokonując po dwa schody na raz, a serce łomotało mu w
piersi. Odnosił wrażenie, że zaraz wybuchnie. Zupełnie, jakby serce próbowało wyrwać się z
jego ciała. A raczej ten organ, który zajmował miejsce serca.
Tatum.
Nie miał pojęcia, dlaczego uważał, że to właśnie tam znajdzie odpowiedzi, ale skierował
się prosto do pokoju Sandersa. Z wielkiej, teraz otwartej, szafy zniknęły wszystkie ubrania.
Chłopak nie narobił bałaganu, jednak coś zostawił. Jameson westchnął i podszedł do łóżka.
Na środku leżały równo ułożone pieniądze. Trzydzieści dwa tysiące dolarów. Wiedział
dokładnie ile, bo zeszłej nocy osobiście wyjął je z sejfu i przyniósł do pokoju Sandersa.
Przyniósł jej.
Na pieniądzach leżała karteczka, na której Sanders napisał jedno słowo:
Demon.
Chociaż on jeden wie, jak naprawdę się nazywam.
W łazience było włączone światło, więc Jameson tam poszedł. Niewiele rzeczy
wyprowadzało go z równowagi, lecz to, co tam zastał, sprawiło, że poczuł mdłości. Nie
dlatego, że było to coś obrzydliwego. Widok po prostu uzmysłowił mu, jakim potwornym jest
człowiekiem. Potwornym aż do głębi.
Czasami o tym zapominał.
Wszystkie szuflady powysuwano, natomiast ich zawartość wyrzucono na podłogę. Prawą
część lustra pokrywała sieć pęknięć. Jedno z nich ciągnęło się aż do umywalki, a na jego
środku zauważył krew oraz kilka włosów. Długich, czarnych włosów. Smugi krwi ciągnęły
się po blacie szafki, co wyglądało tak, jakby ktoś rozsmarował je rękami. Jameson zamknął
oczy. Wziął głęboki oddech, a następnie cofnął się w czasie.
Petrushka dorwała go w kuchni. Mówiła okropne rzeczy na temat Tate, na którą Jameson
był wściekły już od dwóch tygodni. Jednak po konfrontacji, jak zobaczył jej reakcję, złość
zaczęła mijać. Zmieniać w coś innego. Coś nieznanego. Coś, czego nie czuł od bardzo
dawna.
Poczucie winy.
Pet była straszną suką, która nawet nie znała Tate. Przyszła do Jamesona wyłącznie po
to, by zobaczyć wielki finał. Była jeszcze gorszym socjopatą od niego. Tate na to nie
zasługiwała. Nie ze strony Pet. Już sam Jameson traktował ją wystarczająco źle.
Była taka smutna. Może niewłaściwie ją ocenił? Istniało prawdopodobieństwo, że
pomylił się co do jej relacji z baseballistą. Małe, ale jednak. To się czasami zdarzało. Nawet
Jameson Kane mógł niekiedy popełnić błąd. Nie chciał czekać do końca wieczora, aby się
dowiedzieć. Zaczął szukać Tate, gdy tylko spławił Pet.
Jameson nie zauważył, jak to się zaczęło, widział jedynie sam koniec. Kiedy wszedł do
pokoju Sandersa, zobaczył pochylonego nad Tate mężczyznę w garniturze. W pierwszej
chwili pomyślał, że to Sanders. Skoro mowa o smutnych rzeczach, chłopak był dla niego
niczym syn, zatem nie chciał go zabijać ani być do tego zmuszonym.
Ale to nie był Sanders, lecz Wenseworth Dunn, partner biznesowy Jamesona.
Mężczyzna, z którym chodził do szkoły, którego znał od dawna. Dunn wiedział, że Tate jest
nieosiągalna, z kolei Tate wiedziała, że Jameson nie chce, żeby sypiała z jego znajomymi czy
współpracownikami. Łamanie zasad stanowiło widocznie temat przewodni tego wieczoru.
Jameson chciał zamordować ich oboje, ale zdołał zaspokoić się skopaniem Dunna
oraz wyrzuceniem Tatum z domu. Nie zaprzątał sobie głowy wchodzeniem do łazienki.
Zawsze, ale to zawsze patrzył tylko przed siebie. Nie musiał się niczego doszukiwać… nie
obchodziło go to. Prawda? Prawda?
Krwawiła. Jakim cudem nie zauważyłem, że krwawi? Nawet ja nigdy nie sprawiłem, że
krwawiła.
Jameson oparł się o drzwi i osunął na podłogę. Ukrył twarz w dłoniach. Ukończył Yale.
Zarządzał wieloma interesami, w wielu krajach. Na giełdzie grał tak, jakby sam ją wymyślił.
Jego majątek był wielki do tego stopnia, że interesował się nim sam Donald Trump. Wiele
osób uważało go za bardzo inteligentnego, rozsądnego człowieka.
Ale nagle poczuł się bardzo głupi. Przez kobietę o czarnych włosach oraz ciemnych
oczach. Seksowną mądralę z jeszcze seksowniejszym ciałem. Barmankę, zbieraczkę
kuponów, pracownicę na zastępstwo. Kujonkę, która rzuciła college i zaczęła imprezować.
Bezwstydnicę, która prawie nie składała nóg.
Lecz mimo wszystko lepszą od niego pod każdym możliwym względem.
Miała wyłącznie jedną słabość – myślała, że może wykorzystywać seks jako broń.
Zawsze była zbyt naiwna, by zrozumieć, że czasami wystrzelony pocisk odbija się
rykoszetem.
W tym przypadku trafił w niego.

***

Znalezienie jej zajęło mu więcej czasu, niż przypuszczał. Sanders nie odbierał telefonów, co
było zaskakujące, mimo wszystkich tych wydarzeń. Jameson nagrał na poczcie głosowej
kilka przepełnionych złością wiadomości. Pomijając kwestie „służbowe”, chłopak pozostawał
jego rodziną, a sytuacja stała się naprawdę kryzysowa.
Angier Hollingsworth, najlepszy przyjaciel Tatum, również ignorował połączenia od
niego, ale to akurat nie było zaskakujące, gdyż Ang nigdy go nie lubił. Jameson musiał
jednak spróbować nawiązać z nim kontakt, bo gościu na pewno wiedział, co się stało. Pewnie
był już w drodze, by pomścić Tate. Albo siedział przy niej.
Ostatecznie Jameson wybrał numer Tate, lecz zamiast sygnału, usłyszał nagranie na
poczcie głosowej. Trochę go to przeraziło.
W szpitalach bardzo pilnowano informacji o pacjentach. Zanim ją znalazł, nastał
wieczór, a i tak miał szczęście – szpital, w którym przebywała, należał bowiem do tych
wspieranych przez Jamesona finansowo; jedno ze skrzydeł zostało nazwane jego imieniem.
Dopiero, gdy o tym przypomniał, pielęgniarka powiedziała mu to, co chciał wiedzieć.
Jeszcze trudniejsze okazało się uzyskanie pozwolenia na wejście do sali dziewczyny,
ponieważ nie był mężem ani krewnym. Technicznie rzecz biorąc, był dla Tate nikim. Nie
chcieli powiedzieć, w której sali leży. Gdyby posiadał taką informację, i tak musiałby czekać
na godziny odwiedzin, a nawet wtedy wszedłby tylko za zgodą pacjenta. Nie sądził, by to
miało nastąpić.
W pewnej chwili zobaczył Anga. Trzymał się jednak z daleka, bo wiedział, że ich
spotkanie źle by się skończyło. Poza tym obaj mieli większe zmartwienia niż stawanie w
obronie jej honoru. Mężczyzna wyglądał na wykończonego. Miał na sobie pogniecione,
brudne ubrania. Policjant wspomniał, że na miejscu zastali jakiegoś faceta, który znalazł ją,
zanim dostała drgawek. Jameson myślał, że chodziło o Sandersa. Teraz zrozumiał, że to
musiał być Ang.
Jak inaczej dowiedziałby się, że Tate przebywa w szpitalu?
Minęły wieki, zanim Jameson znalazł pielęgniarkę. Kobieta za odpowiednią opłatą
zdradziła mu numer sali. Nigdzie nie widział Anga, ale było już grubo po godzinach
odwiedzin, więc Jameson poprosił, żeby go tam zaprowadziła. Przez całą drogę paplała jak
najęta, widocznie zachwycona jego osobą. Ignorował ją, skupiony wyłącznie na jednym.
Tatum.
– Czy nadal jest nieprzytomna? – zapytał, kiedy stanęli przed drzwiami.
– Och, nie. Rano odzyskała świadomość. Zasnęła po lekach przeciwbólowych. Czy
chce pan, bym ją obudziła? – zapytała, po czym weszła do pomieszczenia.
– Nie, to nie będzie konieczne.
Jameson stanął w progu, podczas gdy pielęgniarka kręciła się koło łóżka. W środku
było włączone jedynie małe światełko, zatem nie widział nic poza łóżkiem. Zauważył, że
Tate od drugiego pacjenta dzieli tylko cienka zasłonka.
Zmarszczył brwi. Nie może tak być. Musi dostać prywatną salę.
– Nie miałam okazji rozmawiać z nią osobiście i nie powinnam tego mówić, ale lekarz
powiedział, że dojdzie do siebie – zapewniła go pielęgniarka, sprawdzając aparaturę.
Jameson odchrząknął, ale wciąż nie wszedł do środka. Chodziło o te drzwi. Czuł się
tak, jakby stał u wrót piekieł.
Ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją 1 .
– Myślałem, że znalazła się tu, ponieważ… przesadziła z xanaxem. Po co te leki
przeciwbólowe? – zapytał, błądząc wzrokiem po okolicach nóg łóżka. Cały czas nie potrafił
spojrzeć bezpośrednio na nią.
Na litość boską, bądź mężczyzną. Kiedy czegokolwiek się bałeś? Właź do środka.
– Musieli płukać jej żołądek. Zdarza się, że zabieg bywa bolesny, a z tego, co
zrozumiałam, lekarze mieli problem z umieszczeniem rurki w gardle. Wszystko wróci do
normy – głos pielęgniarki był pocieszający i uspokajający.
W tym momencie Jamesona olśniło.
Myśli, że jestem zatroskanym chłopakiem. Jak słodko.
– Więc nie obudzi się, gdy obok niej usiądę albo jej dotknę? – zapytał Jameson.
Pielęgniarka w końcu na niego spojrzała, widocznie zaskoczona, że nadal nie wszedł
do pomieszczenia.
– Nie sądzę. Jeśli nie chce jej pan przeszkadzać, odradzam krzyki, ale siedzenie przy
niej i trzymanie za rękę nie zaszkodzi – powiedziała.
Pokiwał głową.
– Dziękuję. Może pani wyjść.
– Czy chciałby pan, żebym przyniosła…
– Nie. Proszę po prostu wyjść.
Nie wszedł dalej, dopóki pielęgniarka nie opuściła sali. Bardzo powoli zbliżał się do
łóżka, krocząc prawie bezszelestnie. Zatrzymał się, patrząc na jej stopy. Powoli przesunął
wzrok wzdłuż jej ciała. Pod kołdrą widział dobrze mu znaną sylwetkę. Ciało, które do niego
należało. Ciało istoty, którą sam stworzył.
Tatum.
Była chorobliwie blada. Jameson nie przyjrzał jej się wczoraj dokładnie, a poza tym
nie widzieli się przez miesiąc, więc bardzo możliwe, że wraz z nadejściem jesieni opalenizna
Tate zniknęła.
To niestety nie zmieniało faktu, że była prawie szara. Zaciskane mocno usta straciły
soczystą barwę, zlewając się z resztą twarzy, a gałki pod powiekami drgały nerwowo.
Zastanawiał się, o czym śniła. Czy był to stworzony przez niego koszmar? W obu rękach
miała wenflony. Widział też, że założono jej szpitalną koszulę.
Wyglądała na taką malutką. Kruchą. Uszkodzoną. Usiłował sobie przypomnieć, jaki
był na nią wściekły, zobaczywszy zdjęcia z tym baseballistą. Ale nie potrafił przywołać tego
uczucia; wszystko zniknęło. Cała ta zazdrość, złośliwość. Tatum bywała głupia, temu nie dało
się zaprzeczyć, ale Jameson był cholernym złem wcielonym.
Co czyniło go o wiele, wiele gorszym człowiekiem.
Przysunął sobie krzesło i usiadł na nim, przyglądając się twarzy dziewczyny. Nie lubił
jej o tym mówić, bo nie należał do tego typu ludzi, ale Tate była naprawdę piękna. Nawet bez
makijażu olśniewała swoją urodą. Siedem lat temu przywłaszczyła sobie jego fantazje. Teraz,
po tylu latach, zajęła jego umysł.
Jego serce.
Nie chciałem polubić tej kobiety.
Chwycił ją delikatnie ze rękę, przyciągając do siebie. Poruszyła się nieznacznie, a on
znieruchomiał. Kiedy miał pewność, że się nie obudzi, przysunął jej dłoń jeszcze bliżej.
Musnął opuszkami palców grzbiet. Miała długie, delikatne palce. Pełne wdzięku.
Na tę myśl prawie się zaśmiał – normalnie nie użyłby tego określenia, żeby opisać
Tate.
– Tak bardzo cię przepraszam, dziecinko – wyszeptał, całując jej dłoń.
– Nigdy nie sądziłem, że usłyszę, jak wypowiada pan te słowa.
Jameson zaśmiał się cicho i podniósł wzrok. Oczywiście, w drzwiach stał Sanders.
Włosy miał nienagannie ułożone, jego garnitur zaś wyglądał jak świeżo wyprasowany.
Jameson obstawiałby jednak, że chłopak od wczoraj się nie przebrał.
– Od jak dawna wiesz, że tu jest? – zapytał cicho Jameson. Splótł palce z palcami
Tate, opierając ich dłonie o materac.
– Odkąd ją znaleźli. Usłyszałem przez radio o bentleyu oraz basenie. Wtedy
zadzwoniłem do pana Hollingswortha – wyjaśnił, wchodząc do środka.
– Doprawdy?
– Tak. Na początku nie był zbyt miły. Powiedział, bym panu przekazał, że ma pan
zgnić w piekle. Dopiero gdy poinformowałem go, że już dla pana nie pracuję, udzielił mi
informacji, gdzie ją zawieźli. Od tamtego czasu tu jestem – odpowiedział Sanders.
Jameson pokiwał głową.
– Opowiesz mi, co się stało?
– A czy naprawdę mnie pan wysłucha?
– Ten jeden raz myślę, że tak.

***

Jameson żył dalej, jakby nie wydarzyło się nic złego. Najzwyczajniej w świecie wrócił do
pracy – nikt nawet nie zapytał, dlaczego nazwisko Dunna zostaje zdjęte ze
ściany budynku, a Jameson milczał na temat Tatum oraz Sandersa. Szedł do pracy na
ósmą, a wychodził równo o osiemnastej, codziennie. Bardzo tego pilnował.
Noce należały do niej. Tate została na obserwacji w szpitalu. Około północy zjawiał
się tam i spotykał w kawiarni z Sandersem, żeby napić się kawy i porozmawiać o jej
stanie. Następnie obaj szli do sali, gdzie siedzieli w ciszy. Sanders czytał książki,
natomiast Jameson trochę pracował. Bardzo dużo na nią patrzył. Nieustannie o niej
myślał. Myślał o tym, co on tam robił, co to wszystko znaczyło.
To nie gra. Ona znaczy o wiele więcej. Może zawsze tak było…
Gdy przeniesiono ją do skrzydła psychiatrycznego, musiał zapłacić o wiele więcej,
aby móc się do niej dostać, a potem drugie tyle, by dowiedzieć się, dlaczego ją
przeniesiono.
Uważali, że próbowała popełnić samobójstwo, więc muszą wydać opinię o jej stanie
psychicznym.
Przynajmniej leży w prywatnej sali.
Jameson nie miał pewności, kto był bardziej zdołowany, Sanders, czy on. Ale nie
siedział u niej w ciągu dnia, kiedy dookoła kręcili się lekarze. Sanders musiał być
wściekły, a Jameson źle znosił złość. Gdyby tam był, nie pozwoliłby na jej przeniesienie.
Nie miał żalu do Sandersa – chłopak zadręczał się jej stanem, martwił o nią. W tej sytuacji
nie potrzebował pretensji ani żali.
Te wszystkie noce oraz popołudnia, które Sanders z nią spędził… Jameson zawsze
sądził, że Tate po prostu gadała wtedy o wszystkim, co jej przyszło do głowy. Była bardzo
inteligentna i potrafiła znaleźć wiele tematów do rozmów, a Sanders robił za słuchacza.
Jameson nic na ten temat nie wiedział. Wtedy go to nie interesowało.
Okazało się jednak, że się sobie zwierzali. Sanders znał wszystkie brudne sekrety
Tate, każdą jej podłą opinię o sobie, a nawet innych. Znał każdy najmniejszy szczegół
wszystkich chwil, które dzieliła z Jamesonem. Sanders, będąc bardzo uczciwym
człowiekiem, przyznał, że opowiedział Tate o wszystkim – o tym, jak się poznali, a także
o jego życiu w Anglii oraz na Białorusi.
Jameson nie wiedział, co o tym sądzić. Dziewczyna nie otwierała się przed nim do
tego stopnia, a w przeszłość Sandersa nie chciał wnikać. Stanowili dwie najbliższe mu
osoby, ale nagle z bólem zdał sobie sprawę, że tak naprawdę w ogóle ich nie znał.
Wcześniej się tym nie przejmował. A przynajmniej tak sobie wmawiał.
Teraz bardzo go to obchodziło.
Biorąc pod uwagę ich zażyłość, Sanders o wszystkim wiedział. Tate mu
opowiedziała. O tym, że ona i Nick naprawdę są tylko przyjaciółmi, a jedyne, co zrobiła,
to się z nim całowała. O tym, jak bardzo wyczekiwała powrotu Jamesona. Jak bardzo
poczuła się zdradzona przez Sandersa, gdy ten powiedział jej, że Jameson przywiózł
swoją byłą. Jak bardzo ją tym zranił. Dla niej to już nie była gra. Jej naprawdę na nim
zależało. Była bliska tego, by się w nim zakochać.
Cóż, nie wątpię, że rozwiązałem ten mały problem.
Upiła się, żeby przetrwać przyjęcie. Wzięła xanax, żeby nie czuć bólu. Kiedy Dunn
zaproponował jej seks, nie kontaktowała. Przyznała, że się zgodziła, ale on pchnął ją na
ścianę i przytrzymał. Pożałowała tego, zanim cokolwiek się zaczęło. Ze wszystkich
rzeczy, jakie się tamtej nocy wydarzyły, najbardziej chciałaby, żeby nie doszło właśnie do
tego.
Potem Jameson zapłacił jej i wyrzucił ją z domu; przejechała po pijaku około
trzydziestu kilometrów, a na koniec pływała w basenie, naćpana xanaxem. Istna wisienka
na torcie.
Powinienem był go zabić. Zabić, wyrzucić wszystkich z domu, a później wziąć ją do
łóżka.
Sanders zgłosił kradzież w nadziei, że to pomoże w odnalezieniu jej, może nawet
powstrzymaniu, zanim dojdzie do jakiegoś nieszczęścia. Miał w pokoju stację radiową
nastawioną na policyjną częstotliwość, więc nie musiał długo czekać na zgłoszenie
dotyczące porzuconego bentleya. Ponadto w rozmowie przewinęło się nazwisko Anga.
Bingo.
Tate nie była w stanie powiedzieć, dlaczego weszła do basenu. Nie pamiętała prawie
niczego od chwili, gdy wsiadła za kierownicę. Kiedy Ang ją znalazł, dryfowała na wodzie
z butelką jacka danielsa w dłoni i przestawała kontaktować. Ale zaznaczyła, że nie
planowała popełnić samobójstwa. Nigdy nie wspomniała o tym, że chciałaby umrzeć.
Nikomu. Przysięgała na wszystkie świętości, iż nie próbowała się zabić.
Jamesona nie musiała przekonywać. Tatum O’Shea, kobieta, którą znał, nigdy by się
tak łatwo nie poddała. Stanowiłoby to największe oszustwo z możliwych, a ona zawsze
grała uczciwie. Ich gra jeszcze się nie skończyła – w jego ręce pozostało wiele kart. Nie
wymigałaby się w ten sposób. Była za silna. Poza tym nie mogłaby zostawić go na tym
świecie samego.
A przynajmniej do momentu, w którym by jej na to pozwolił.

***

– Kiedy wracasz do domu? – zapytał Jameson, idąc szpitalnym korytarzem prawie tydzień
później.
– Nie będę już dla pana pracować – odpowiedział Sanders, dorównując mu kroku.
Jameson prychnął.
– Nie pytam, czy wrócisz do pracy. Pytam, kiedy wrócisz do domu – powiedział
z naciskiem, gdy weszli do windy.
Sanders wyglądał, jakby czuł się niezręcznie.
– Nie mam w planach powrotu – odpowiedział.
– Zamierzasz do końca życia mieszkać w hotelu? – zapytał Jameson. Chłopak spojrzał
na niego kątem oka. – Och, tak. Znam każdy ruch, jaki wykonałeś, odkąd odszedłeś.
Myślisz, że kto spłaca debet na karcie, hmm?
– Poszukam nowej pracy po…
– Weź się nie wygłupiaj. Zostaniesz w hotelu, czy wrócisz do domu – obojętne mi to.
Po prostu muszę wiedzieć jedno – zaczął, kiedy winda zatrzymała się na interesującym ich
piętrze.
– Co takiego, proszę pana?
Jameson wyszedł z windy i odwrócił się, aby popatrzeć na swojego towarzysza. To było
takie dziwne, przez tak długi czas być częścią czyjegoś życia, a jednak nie znać go nawet w
połowie tak dobrze jak ktoś, kto pojawił się w życiu tej osoby zaledwie parę miesięcy temu.
Jamesonowi nie podobało się uczucie towarzyszące tym myślom.
– Między nami wszystko okej? – zapytał dziwnie oficjalnym tonem.
Sanders zamrugał kilka razy. Było widać, że pytanie wprawiło go w jeszcze większe
zakłopotanie.
– Nie jestem pewien. Pan… pan mnie zawiódł – odpowiedział.
Jameson pokiwał głową.
– Wiem. Powinienem był cię posłuchać.
– Ale pan tego nie zrobił. Ja tylko chciałem, żeby postąpił pan właściwie.
– Wiem. I naprawdę bardzo cię za to przepraszam.
Sanders wyglądał na kompletnie zszokowanego, a Jameson uznał, że najlepiej będzie
wziąć go z zaskoczenia, póki ma na to szansę. Chwycił chłopaka za ramię, przyciągnął do
siebie i przytulił. Przez chwilę było niezręcznie, ale Sanders w końcu się zrelaksował.
Odwzajemnił uścisk. Zanim pojawiła się Tatum, Jameson był jedyną osobą, która przytulała
Sandersa. Jak na dwóch oschłych mężczyzn, dobrze im to wychodziło. Jameson był przecież
dla chłopaka kimś na wzór ojca.
Czasami o tym zapominał.
– Doceniam to, proszę pana – wymamrotał Sanders.
Jameson się zaśmiał.
– No dobra. A teraz pytanie: Myślisz, że ona przyjmie moje przeprosiny?
Odsunąwszy się, Sanders ostentacyjnie poprawił garnitur.
– Szczerze? Nie. Ona nie chce mieć z panem nic wspólnego – odpowiedział.
– To się jeszcze okaże. Nie ma za wiele możliwości, przebywając w murach szpitala. –
Zaśmiał się.
Sanders pokręcił głową.
– Jutro ją wypisują.
– Co?
– Uznali, że jest stabilna psychicznie oraz nie ma już problemów z przełykiem. Nie
mają powodu, by ją tu dalej trzymać, a ona chce wracać do domu – wyjaśnił Sanders.
Do domu? Ale nie posprzątałem jeszcze biblioteki.
– Myślałem, że…
– Jeśli zamierza ją pan przeprosić, sugeruję zrobić to dzisiaj – przerwał mu Sanders, po
czym nacisnął guzik i drzwi windy się zamknęły.
Jameson stał na środku korytarza, oniemiały. Wiedział oczywiście, że ten dzień
nadejdzie, ale myślał, że ma jeszcze trochę czasu.
Jameson Kane zawsze miał więcej czasu.
Idąc do jej sali, oswoił się z myślą, że ona zapewne wie o jego nadchodzącej wizycie.
Może nawet na niego czeka. Sanders nie zaatakował Jamesona, lecz nie wątpił, że Tatum
jest do tego zdolna. Wcześniej myślał, że jego nocne wizyty pozostały tajemnicą. Teraz nie
miał pewności. Pewnie wiedziała o tym od samego początku.
– Mogę wejść? – zapytał, podchodząc do drzwi.
Leżała na łóżku na wznak, ale widział, że nie śpi. Wzięła głęboki oddech i
głośno westchnęła. Stał nieruchomo, czekając na odpowiedź. Wydawało mu się, że nie
słyszał głosu Tate o wiele dłużej niż przez tydzień.
Pewnie dlatego, że nigdy jej tak naprawdę nie słuchałem.
– Nigdy nie prosiłeś o pozwolenie, więc co cię teraz powstrzymuje?
Jameson wparował do pokoju i przysunął sobie krzesło. Zdjął marynarkę, przerzucił ją
przez oparcie, a następnie usiadł. Dziewczyna wciąż nie odwróciła się w jego stronę.
Odchrząknął.
– Chcesz to zrobić teraz? – zapytał.
Pokiwała głową.
– Po prostu powiedz, co chcesz powiedzieć, i miejmy to z głowy – odpowiedziała.
– Przepraszam.
Wyglądała na zaskoczoną. Spojrzała na niego, a potem zaczęła szukać ręką pilota do
łóżka. Gdy go znalazła, nacisnęła guzik, który podnosił zagłówek. Przyciskała, dopóki nie
siedziała prosto. Na jej twarz wróciło trochę koloru, choć i tak była bledsza niż miesiąc
temu. To uwydatniało ciemny kolor jej oczu oraz włosów.
Nie mógł przestać na nią patrzeć.
Czy ja kiedykolwiek tak naprawdę na nią patrzyłem?
– Za co? – zapytała. Nie był pewien, jak odpowiedzieć. Nie wiedział nawet, czy istnieją
odpowiednie słowa ani czy ma wystarczająco miejsca, czasu oraz powietrza, żeby wyrazić,
jak bardzo jest mu przykro.
– Za… wszystko – wydusił w końcu.
Zaśmiała się.
– Brzmisz, jakbyś chciał się wymigać od odpowiedzi. Nie musisz przepraszać tylko po
to, bym poczuła się lepiej. Nic mi nie jest, nie… – zaczęła, ale zagotowało się w nim do tego
stopnia, że wyładował to na niej.
– Przepraszam, że cię skrzywdziłem – warknął. – Przepraszam, że do ciebie nie
zadzwoniłem. Byłem zbyt głupi i uparty. Przepraszam, że cię nie zatrzymałem. Naprawdę
przepraszam, że chciałem dać ci te pieniądze. Naprawdę przepraszam, że za tobą nie
wybiegłem. Ale przede wszystkim przepraszam za to, że nie zabiłem Dunna.
– Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy – powiedziała beznamiętnie.
Zmrużył oczy.
– Ty mi nie wierzysz.
Tate wzruszyła ramionami.
– Nie wiem. Staram się o tym nie myśleć.
– A ja nie mogę przestać myśleć. Myśleć, że może…
– Dlaczego tu jesteś, Jameson? Wyrzuciłeś mnie. Przywiozłeś ją, żeby mnie
ośmieszyć… gratuluję, misja zakończona sukcesem. Mówiąc dosłownie, prawie umarłam ze
wstydu – parsknęła.
Serce zaczęło bić mu szybciej.
Martwa? Nigdy. Nie możesz mnie zostawić.
– Nieśmieszne – burknął. – Byłem na ciebie wściekły. Myślałem, że wróciłaś do
swojego świata. Zobaczyłem zdjęcia, na których byłaś z tym kolesiem, i po prostu się
wściekłem. Byłem taki głupi. Jezu, najbardziej posrana noc mojego życia. Zszokowało
mnie, jak strasznym bydlakiem byłem.
Jęknął, po czym ukrył twarz w dłoniach. Nie należał do typu ludzi, których dało się
onieśmielić, ale nagle nie potrafił spojrzeć jej w oczy. Było mu niedobrze. Było mu wstyd.
Bo nie jestem jej godzien.
– Czy to jakaś gra? – wyszeptała Tate.
Jameson pokręcił głową.
– Nie, dziecinko. Żadnych gierek – powiedział równie cicho.
– Czym jesteśmy, nie pogrywając ze sobą?
– Czymś innym.
– Nienawidzę cię. – Zaszlochała, a Jameson poderwał głowę. Patrzyła w sufit, a po jej
policzkach płynęły łzy.
Zmarszczył brwi.
– Chcę, żebyś wiedziała, że…
– Nienawidzę cię, kurwa! Czy coś tu jest dla ciebie niezrozumiałe? – nagle zaczęła na
niego wrzeszczeć.
Usiadł prosto, oniemiały.
– Ja to rozumiem, bardzo dobrze. Po prostu pomyślałem…
– Nie! Nie musisz myśleć! Ja prawie, kurwa, umarłam, Jameson! Nie winię cię za to,
ale ty nic z tym nie zrobiłeś! Więc CHUJ mnie obchodzi, co sobie pomyślałeś! Chcę, żebyś
wyszedł. – Wybuchnęła płaczem, ukrywając twarz w dłoniach.
Wstał, ale nie zamierzał wyjść. Podszedł bliżej łóżka i pochylił się nad nią.
– Mamy jeszcze pewne interesy do załatwienia, dziecinko – powiedział cicho.
Zamachnęła się. Jak na kogoś, kto „prawie umarł”, miała dużo siły. Trzasnęła go
centralnie w ucho. Wrzasnęła, a następnie zaczęła wymachiwać rękami.
Jameson się nie odsunął. Zrobiwszy unik, chwycił ją za ramiona.
Rzucała się na łóżku, więc chwilę mu zajęło przyszpilenie jej nadgarstków do materaca.
– Nie mamy już żadnych interesów, Kane – syknęła, nie patrząc mu w oczy.
Przypomniał sobie tę noc, gdy kłócili się w kuchni. Potłukła wszystkie naczynia, a on
trzymał nożyczki przy jej gardle. Nigdy więcej nie chciał widzieć tego, co zobaczył wtedy w
jej oczach. Miał nadzieję, że już ani razu tak na niego nie spojrzy.
Teraz było gorzej. Znacznie gorzej.
To ja powinienem był znaleźć się w tym basenie.
– Między nami nigdy nie będzie końca, Tate. Jeszcze to do ciebie nie dotarło?
– Wynoś się.
– Nie. Nie wyjdę, dopóki mi nie powiesz, co mogę zrobić, by to naprawić –
odpowiedział, ściskając jej nadgarstki.
Musiała mu powiedzieć. Musiał się dowiedzieć. Jameson Kane potrafił rozwiązać
każdy problem – ona po prostu musiała mu powiedzieć jak.
Musiał to naprawić.
Wybuchnęła śmiechem, który po chwili przerodził się w szloch.
– Chcesz wiedzieć, czego chcę? Czego naprawdę chcę? Chcę, żebyś zostawił mnie
w spokoju. Chcę, żebyś wyszedł. Chcę cię nie znać. Żałuję, że cię poznałam. Żałuję, że
obsługiwałam to głupie przyjęcie, a potem poszłam do twojego apartamentu. Chcę, żebyś
przestał istnieć. Chcę, żebyś odszedł. – Cały czas płakała, próbując uwolnić ręce z jego
uścisku.
Nie istnieć? Ale to ja ją stworzyłem. Jest moja. Nie możesz istnieć beze mnie, głupia
dziewczyno.
– Dobrze, dobrze – powiedział uspokajająco, a następnie odsunął się, bo odniósł
wrażenie, że Tate zaraz zacznie się dusić. Nigdy nie widział jej takiej załamanej. – Jeśli tego
właśnie chcesz, pójdę.
Nie przestawała płakać, gdy zakładał marynarkę. Przycisnęła dłonie do oczu, walcząc
z potokiem łez. Serce go bolało, kiedy widział ją w takim stanie. Cierpiała jego mroczna
dusza.
Zdał sobie sprawę, że Tate ciągle coś mówiła, więc znowu podszedł do łóżka.
– Wyjdź, wyjdź, wyjdź – powtarzała.
Jameson westchnął. Odgarnął włosy z jej twarzy, po czym pocałował ją w czoło. Nie
ruszała się, przestała mówić. Tylko płakała.
Odwrócił się i zmusił, żeby nie patrzeć za siebie. Gdyby się obejrzał, byłby zgubiony,
a wtedy nie potrafiłby już do niej dotrzeć.
A tego właśnie potrzebowała Tatum.
– Do zobaczenia, dziecinko – pożegnał ją, kierując się w stronę drzwi.
– To ci się nie uda.
No proszę, historia się powtarza.
Nie mógł powstrzymać śmiechu. W końcu był Demonem, prawda?
– Uda. Wystarczy, że będę chciał.

~1~

– Co ty wyprawiasz?
Tate obejrzała się przez ramię, żeby zobaczyć, do kogo należy głos.
Jej przyjaciel, Angier, wyłonił się z cienia i stanął obok niej przy balustradzie balkonu.
Westchnęła, wracając do wpatrywania się w panoramę miasta.
– Próbowałam uciec – odpowiedziała.
Popatrzył na nią z góry.
– Chodzi mi o to kurewstwo. Myślałem, że powiedziałaś, iż nie będziesz tego więcej
robić.
– Ty tak powiedziałeś. Ja się słowem nie odezwałam.
Tate zaciągnęła się papierosem, a następnie wypuściła dym w stronę mężczyzny. Był
od niej o wiele wyższy, prawie trzydzieści centymetrów, więc dym zdążył się rozwiać, zanim
dosięgnął jego twarzy.
Patrzył na nią jeszcze przez chwilę, a potem pomachał ręką przed twarzą.
– Widziałem, jak robisz wiele rzeczy, lecz ta jest najbardziej obrzydliwa z nich
wszystkich – powiedział.
– Ze wszystkich? Biorąc pod uwagę, co widziałeś, to mocne słowa – parsknęła.
W końcu się uśmiechnął.
– Właśnie.

***

Po nocnej eskapadzie wodnej z udziałem xanaxu oraz whiskey stosunki między Tate
a Angiem stały się napięte. Nie potrafiła wyrazić swojej wdzięczności, a zarazem czuła taki
wstyd, że nie mogła spojrzeć mu w oczy. Zobaczył ją w najgorszym możliwym wydaniu – w
tak beznadziejnym miejscu, że nie widziała opcji wydostania się stamtąd. Nawet tego nie
pamiętała.
Ale Ang pamiętał. Bardzo dokładnie. Po tym, jak wypisali Tate ze szpitala, została u
niego na kilka nocy. Trudno jednoznacznie stwierdzić, kto miał gorsze koszmary: ona czy on.
Trochę go wystraszyła i nigdy sobie tego nie wybaczy.
Mimo wszystkich tych wydarzeń, tego, co Ang dla niej zrobił, a także tego, co ona
zrobiła jemu, cały czas czuła irytację na myśl o nim. To z kolei wpędzało ją w poczucie winy.
Ale taka była prawda, nie mogła temu zaprzeczyć. Tate nie umiała kłamać.
Ang jej matkował. Ciągle za nią łaził. Obserwował uważnie, jakby myślał, że za
chwilę się załamie. Mieszkała z nim przez tydzień, ale gdy zobaczyła, że chowa przed nią
noże, wyprowadziła się. Nie miała skłonności samobójczych, a on zarzekał się, że jej wierzy.
Jego zachowanie świadczyło jednak o czymś zupełnie innym.
Wróciła do dawnego mieszkania, w którym gnieździła się ze swoją siostrą, Ellie,
oraz starym współlokatorem Rustym.
Nie minęło dużo czasu, a zaczęły się kłótnie. O wszystko. O nic. Ang zjawiał się
niezapowiedzianie, a Tate przyłapywała go, jak grzebie w jej rzeczach. Wychodzili na
kolację, a on bez przerwy usiłował ją z kimś umawiać. Gdy leżała w łóżku, przychodził
z samego rana, by wyciągać ją na imprezy.
Niefajnie.
Ang nie potrafił zrozumieć, że nie była już tą samą Tate. Jakaś część tej dziewczyny
została w basenie. I w domu w Weston.
Nie chciała imprezować ani pieprzyć się z przypadkowo poznanymi kolesiami. A już
w szczególności nie chciała, aby jej najlepszy przyjaciel uważał ją za szurniętą.
Wyprowadziła się ze swojego mieszkania, przez jakiś czas nie odbierała telefonów.
Potem Ang zaczął odpłacać tym samym – Tate nie mogła się do niego dodzwonić, a jeśli już
się udawało, ciągle znajdował wymówki, żeby się z nią nie widywać. Odczuwała ogromny
stres. Jedyne, o czym myślała, to alkohol, ale od pamiętnej wrześniowej nocy nie wypiła
nawet kropli.
Dlatego zaczęła palić.
Jameson by mnie za to zabił.
Pobyt w szpitalu nie należał do radosnych przeżyć. Angier był o krok od załamania
nerwowego. Jej siostra nie zachowywała się lepiej – nie dość, że była w ciąży, to jeszcze
miała na głowie sprawy związane z agresywnym, prawie byłym mężem. Nie potrzebowała do
tego problemów ze zdziwaczałą siostrą oraz jej domniemaną próbą samobójczą.
Sanders odwiedzał ją codziennie, lecz pozostawał milczący. Wybryk Tate naprawdę
go zmartwił. I jeszcze ten dzień, kiedy dowiedziała się, że on ją odwiedza. Pielęgniarka
pełniąca nocny dyżur pomogła mu dostać się do sali.
– Ma pani szczęście, że odwiedza panią taki przystojniak.
– Sanders? Tak, wiem.
– Cóż, owszem, on też jest przystojny, ale chodzi mi o tego drugiego.
– Anga?
– Nie. Tego, który przychodzi tu w nocy.
– W nocy?!
– Tak. Ten niebieskooki. Przysięgam, że ma taki wzrok, jakby widział moją duszę.
Bardzo trafne określenie. Tate prawie dostała ataku paniki. Nie widziała Jamesona ani
nie kontaktowała się z nim od dawna. Kazał jej zniknąć, więc to zrobiła. Uznała, że to koniec.
Nie obchodziła go. W sumie nigdy nic dla niego nie znaczyła.
Jesteś strasznie idiotką – tylko ty poleciałabyś na zło wcielone. Tylko ty byłabyś na
tyle głupia, by myśleć, że on też coś do ciebie czuje.
Tate nie chciała z nim rozmawiać. Cała ta sytuacja sprawiała, że robiło jej się
niedobrze. Słabo.
Jameson. Petrushka. Basen. Wszystko. Nigdy nie była do końca normalna, ale
Jameson zniszczył ją psychicznie, a później kopnął w tyłek. Jaki człowiek zrobiłby coś
takiego? Ukarał za to, że się go lubi? Świntuszenie w łóżku to jedno; zranienie jej to zupełnie
inna kwestia. Może była rozpustna i wykazywała masochistyczne zapędy, jednak nawet ona
miała granice.
Wiedziała, że musi wyrwać się z tego stanu, a następnie wrócić do jakiejkolwiek
normalności, więc zebrała tyle odwagi, ile tylko mogła – a niewiele jej miała – i czekała na
niego tej ostatniej nocy w szpitalu. Nie skończyło się dobrze. Nie potrafiła znieść tego
dziwnego, smutnego spojrzenia. Nie miał prawa być smutny, zwłaszcza że to on stanowił
część problemu. Nieważne, że Tate sama władowała się do tego basenu – to Jameson
wpakował między nich Petrushkę.
On nie potrafi być smutny.
W trakcie rozmowy załamała się. Zaczęła wrzeszczeć, żeby ją zostawił. Żeby zniknął
z jej życia. Żeby przestał istnieć.
Wtedy po raz pierwszy uszanował jej zdanie.
Uda. Wystarczy, że będę chciał.
Skończyło się tak samo jak siedem lat temu. Tyle że znacznie mroczniej. Za
pierwszym razem, gdy Jameson wypowiedział te słowa, w głębi serca radowała się myślą, że
zechce się z nią jeszcze spotkać. Tym razem – wręcz przeciwnie. Czuła wiele różnych,
wymieszanych emocji. Był zły. Okropny. Istne wcielenie diabła. Nie chciała go nigdy więcej
widzieć.
Mimo wszystko musiał minąć miesiąc, zanim Tate przestała pilnować telefonu i
czekać, aż zadzwoni. To było takie popieprzone. Jameson zrobił coś strasznego, ale nadal
siedział w jej głowie. Nie potrafiła zrozumieć dlaczego. Wiedziała, że gdyby mógł to zrobić
jeszcze raz, nie zawahałby się. Na pewno. Rozkoszowałby się tym. Śmiałby się z tego, idąc
do sypialni razem z tą olśniewającą, sławną, ukraińsko-duńską supermodelką, seks-
niewolnicą, rozbijaczką rodzin. Szmatą, dziwką, pierdoloną cipą, kupą gówna, kurwą. Kurwa.
Co jest ze mną nie tak?
Z pobytu w szpitalu wyniknęło jednak coś dobrego. Któregoś dnia Tate leżała
w łóżku, zbierając się na odwagę, aby odłączyć aparaturę oraz uciec, lecz wtedy przyszła
pielęgniarka. Kobieta biegała wokół niej, dokładniej zmieniając opatrunki.
– Masz dzisiaj wyjątkowego gościa – powiedziała.
– Kogo?
– Mojego ulubionego sportowca! Jeśli nie masz nic przeciwko, wezmę od niego
autograf. Mogłabyś mi w tym pomóc? – trajkotała.
Tate patrzyła na nią z szeroko otwartymi ustami. Pielęgniarka w końcu wyszła, a po
chwili pojawił się Nick Castille. Pierwszobazowy zawodnik bostońskich Red Soxów. Koleś,
który przeleciał ją w barze po dwugodzinnej znajomości. Oczywiście zdążyli zostać
przyjaciółmi, zjedli parę razy wspólną kolację, wybrali się do kina, ale nic poza tym.
Nick szukał Tate w mieszkaniu, a Ellie powiedziała mu, że ta leży w szpitalu, chociaż
nie podała powodu. Tatum nie chciała, żeby uważał ją za miłą, normalną dziewczynę, więc
o wszystkim mu opowiedziała. O Jamesonie, ich „poznaniu się”, o tym, jak spotkali się kilka
lat później. Powiedziała mu też o wieczorze, gdy uprawiała z nim seks, bo była zła
o Petrushkę i po prostu go wykorzystała. Opowiedziała o przyjęciu – pominęła jedynie
fragment z Dunnem oraz tym, jak Jameson jej zapłacił. Nie pominęła najmniejszego
szczegółu z jazdy samochodem, zażycia xanaxu czy pływania w basenie. Chciała go
odstraszyć.
Nie zadziałało. Mogła być sukkubem 1 , ale Nick okazał się naprawdę fajnym facetem.
Nie porzucał swoich przyjaciół, a – jak sam przyznał – Tate była naprawdę dobrą
przyjaciółką.
Co jest z nim nie tak?
Gdy Tate w końcu zrozumiała, że będzie musiała się przeprowadzić i zacząć żyć
gdzieś, gdzie Ang jej nie znajdzie, Nick zaoferował miejsce u siebie. Dała mu jasno do
zrozumienia, że nie jest zainteresowana jakąkolwiek relacją: ani romantyczną, ani seksualną,
ani żadną pomiędzy. Nick zapewnił ją o swoich dobrych zamiarach i powiedział, że chciałby,
aby została u niego tak długo, jak będzie potrzebowała.
W ciągu tygodnia rzadko siedział w domu. Poza sezonem większość czasu spędzał
bowiem na łodzi na Jeziorze Ontario. Do Bostonu wracał co weekend, z samego rana. Tatum
nie umiała gotować, zatem nauczył ją przygotowywać omlety, a także tosty francuskie. Był
dobrym, prostym chłopakiem pochodzącym z Iowa. Mama dobrze go wychowała.
Zabierał Tate na kolacje, oglądał z nią filmy, a co najważniejsze, nie pytał o
samopoczucie. Nigdy nie patrzył na nią, jakby miała nie po kolei w głowie.
A na tę chwilę stanowiło to dla Tate największy dar.

***

– Znowu to robisz.
– Co? – Tate oprzytomniała. Ang nachylał się nad nią, przyglądając uważnie jej
twarzy.
– To coś, gdy odpływasz. Znowu o nim myślisz? – zapytał ostro.
Zmarszczyła brwi.
– Nie.
– Tate. Rozmawialiśmy o tym – powiedział ostrzegawczo.
– Ang. Przestań. Nie jesteś moim ojcem – odpowiedziała, również z ostrzeżeniem
w głosie.
– Ale to on…
Przypaliła mu dłoń papierosem. Syknął i szarpnął ręką, odsuwając się od niej.
Zaśmiała się, wyrzuciła papierosa, a potem przeciągnęła rękami po spódnicy.
– Nie myślałam o nim. Ten jeden raz bawmy się dobrze – poprosiła, a po chwili
chwyciła go za rękę i pociągnęła w stronę budynku.
– Nie mogę patrzeć na tych wszystkich japiszonów – mruknął pod nosem Ang, gdy
przeciskali się przez tłum.
Tate szturchnęła go łokciem w żebra.
– To nie są japiszony – wymamrotała.
– Mają więcej pieniędzy, niż ja kiedykolwiek zarobię. Moim zdaniem to ich czyni
japiszonami.
– Bufon.
– Dlaczego kazałaś mi tu przyjść? – narzekał, poprawiając krawat.
Stanęła przed nim i odtrąciła jego rękę.
– Nie widziałam cię dobre kilka tygodni, więc pomyślałam, że miło będzie gdzieś
razem wyjść – odpowiedziała, poprawiając za niego krawat.
– Żebyś mogła pochwalić się swoimi nowymi przyjaciółmi? – rzucił złośliwie Ang.
Tate spojrzała na niego spode łba. Zawiązała węzeł mocniej niż to konieczne. Ang
chrząknął.
– Zamknij się.
Nick zaprosił ją do ekskluzywnego hotelu na imprezę organizowaną dla drużyny. Nie
miała ochoty iść, ale nawet on zaczął się martwić tym, że za dużo czasu spędza w domu.
Początkowo prosiła Sandersa, by z nią poszedł, lecz on nie lubił imprez. Ani ludzi. Ani
miejsc. Dlatego uznała, że pora ocieplić stosunki z Angiem.
Nie szło im to za dobrze.
– Niedługo będę musiał się zbierać – powiedział, gdy zmierzali w stronę stołu
zastawionego jedzeniem.
Popatrzyła na niego.
– Dokąd? Przecież ci mówiłam, że to może trochę potrwać – przypomniała mu Tate,
nieco zaskoczona.
Wzruszył ramionami.
– Wiem, ale mam inne plany. Przepraszam, kociaku – odpowiedział, głaszcząc ją po
plecach.
Zmarszczyła brwi, jednak nie chciała wszczynać kłótni. To nie pierwszy raz, kiedy się
tak wymigiwał w trakcie spotkania. Zawsze miał „inne plany”, coś, co koniecznie musiał
zrobić. Frustrująca sytuacja, doprawdy. Trudno o przyjaźń, gdy jedna osoba jest zdołowana, a
druga ciągle się wymiguje.
– Hej! Wszędzie cię szukałem!
Tate poczuła obejmujące ją silne ramię, które przyciągnęło ją do muskularnej piersi.
Uśmiechnęła się i popatrzyła na Nicka. Przez ostatnie sześć tygodni wiele razy sprzeczała się
o niego sama ze sobą. Mówiła sobie, że powinna go lubić. A przynajmniej udawać, dopóki
naprawdę się tak nie stanie.
Dobrze wyglądał, był całkiem sławny, wysportowany, milszy niż przeciętny człowiek,
a do tego dobry w łóżku, co ani trochę jej nie przeszkadzało. Może to nie do końca w jej
stylu, ale nie wątpiła, że mogłaby się przyzwyczaić.
Nie mogła się jednak przekonać. Wiedziała, że nie umie kłamać, a nie chciała
oszukiwać Nicka ani wykorzystywać go w ten sposób. Przynajmniej na razie. Może po kilku
tygodniach, z towarzyszącym jej uczuciem rozrywania od środka, w końcu się przełamie.
Ciągle nad tym pracowała.
– Była ze mną – odpowiedział Ang z ustami pełnymi jakiejś przystawki. W ogóle nie
patrzył na Nicka. Nie lubił go, a Tate nie wiedziała dlaczego. Nick był jak kotek, tyle że
w ludzkiej postaci. Kto by go nie pokochał?
Poza nią, oczywiście.
– Cieszę się, że przyszliście. Tate powiedziała mi, że nie chce przyjęcia
urodzinowego, więc pomyślałem, że może uznamy to za substytut. – Zaśmiał się Nick.
Tate wygięła usta w wymuszonym uśmiechu. Jutro obchodziła urodziny. To
oznaczało, że za trzy tygodnie będą święta, a tym samym więcej depresyjnych myśli.
– Tak, niesamowite przyjęcie urodzinowe. Tate uwielbia snobizm i japiszonów –
burknął Ang.
Skrzywiła się, po czym kopnęła go w kostkę.
– Ang – syknęła.
Nick popatrzył na nią.
– W porządku. Wiem, że to nie jest impreza w waszym stylu. W moim zresztą też nie.
Dorastałem w miasteczku liczącym mniej niż dwa tysiące osób… i nadal nie umiem wiązać
krawata – zażartował.
Uśmiechnęła się do niego.
– Wyśmienicie. Muszę iść. Tate, odprowadź mnie – powiedział Ang, wrzucając do ust
roladkę. Chwycil ją za rękę, odciągając od Nicka.
– To trochę chamskie z twojej strony, nie uważasz? Poza tym, mówiłeś o
wcześniejszym wyjściu, ale nie wspominałeś, że aż tak! – warknęła Tate, kiedy dotarli do
końca korytarza.
– Nie potrafię przebywać wśród tych ludzi i obok tego kolesia – odpowiedział,
puszczając ją.
– Jaki masz z nim problem? Jest jednym z najmilszych ludzi, jakich kiedykolwiek
poznałam. Co ci się w nim nie podoba? – zapytała ostro Tate.
Zmarszczył brwi i spojrzał w głąb korytarza prowadzącego do sali.
– Bez nerwów, nie chodzi o niego. W sensie, no jest trochę nudny, ale miły. Po
prostu… – Urwał.
Założyła ręce na piersi. Nie zamierzała odpuszczać.
– Po prostu co, Ang? Prawie wcale się nie widujemy, a gdy już stanie się cud, ty i tak
gdzieś uciekasz. Przedtem natomiast zachowujesz się jak totalny kutas. Chodzi o mnie? Po
prostu to powiedz. Przestanę dzwonić. O niego? Bo to nie… – zaczęła, ale Ang nagle
podszedł bliżej, naruszając jej przestrzeń osobistą. Zmusił ją, żeby oparła się o ścianę.
Wpatrywała się w niego bez słowa. Był wściekły.
– Chodzi o ciebie. O to, jak się teraz ubierasz. – Wskazał na jej elegancką spódnicę
oraz koszulę. – Chodzi o tę imprezę, tych ludzi, sposób, w jaki się zachowujesz… kurwa, kim
jest ta osoba? Nie umarłaś w tym pierdolonym basenie, Tate, więc czemu tak się
zachowujesz? Nie musisz stawać się kimś innym!
Och, Ang. Stałam się kimś innym w chwili, w której przekroczyłam próg domu
Demona.
– Słuchaj. Przepraszam, że już nie jestem tamtą osobą. Przepraszam, że nie mogę do
tego wrócić. Chciałabym zamknąć oczy i sprawić, że minione cztery miesiące przestaną
istnieć. Chciałabym cofnąć się w czasie do momentu, gdy cię poznałam, i powiedzieć ci: Tak,
nagram z tobą to porno, oczywiście! Uwielbiam, jak ktoś spuszcza mi się na twarz! Potem
wzięlibyśmy ślub, zbili miliony na porno, zmajstrowali gromadkę dzieci, a ja więcej bym go
nie spotkała! Ale nie mogę cofnąć czasu, więc się z tym, kurwa, pogódź! – wrzasnęła.
Wpatrywali się w siebie w milczeniu, oddychając ciężko. Wtedy Ang parsknął
śmiechem, a Tate mu zawtórowała. Śmiała się tak bardzo, że musiała się o niego oprzeć.
Wtuliła twarz w jego pierś, on zaś objął ją mocno i długo nie puszczał.
Śmiała się, aż po jej twarzy zaczęły płynąć łzy. Wbiła palce w jego plecy.
– Boże, wiedziałem. Wiedziałem, że tak naprawdę uwielbiasz brać na twarz – parsknął
jej do ucha.
Prychnęła, nieznacznie się odsuwając.
– Zamknij się. Wiesz, jak to gówno trudno zmyć z włosów? – powiedziała, wycierając
nos.
– Żebyś wiedziała.
Zaśmiała się jeszcze raz, po czym popatrzyła na Anga. Tak naprawdę popatrzyła.
Przyjrzała się jego szarym oczom oraz zmierzwionym włosom. Nie kłamała, mówiąc, że
chciałaby cofnąć czas do momentu, w którym ich relacje były jeszcze nieskomplikowane. Do
momentu, w którym bez wahania wtuliłaby się w niego, zatracając w jego zapachu i dotyku.
Ale te chwile należały do przeszłości.
Tate nie uprawiała seksu od czasu wypadku.
Od czasu Jamesona.
– Kocham cię, Ang. Możliwe, że bardziej niż samą siebie – zażartowała. Do jej oczu
napłynęły łzy.
Westchnął, a następnie odgarnął włosy z jej ramion oraz objął ręką kark.
– Wiem, brzoskwinko. Ja też cię kocham. Wiem, że przeżyłaś trudne chwile, przez co
już nie może być po staremu. Po prostu… nie chcę, byś się poddała. Widzę to w twoich
oczach. Nick to super koleś, naprawdę, ale wręcz czuję, że zmuszasz się do czegoś więcej…
no nie wiem, ślubu czy czegoś podobnego. Nick nie jest dla ciebie odpowiedni. Nie statkuj się
na siłę – poprosił Ang.
Pociągnęła nosem.
– Tu nie chodzi o ustatkowanie się. Po prostu… – mruknęła, wbijając wzrok w jego
klatkę piersiową.
– I nie potrzebujesz Demona – wyszeptał.
Zadrżała.
– Zdaję sobie z tego sprawę. Posłuchaj, w końcu przestanę się umartwiać. Naprawdę.
Obiecuję, że się nie ustatkuję. A gdy postanowię rzucić się w wir podrywu, będziesz pierwszy
na celowniku – zapewniła go.
Ang zaśmiał się i odsunął.
– Kochanie, a skąd wiesz, że ktoś inny mnie już nie ustrzelił? – zażartował.
Tate zaczęła się śmiać, ale nagle coś jej zaświtało w głowie. Otworzyła szeroko oczy.
Ang był humorzasty. Wiecznie nieosiągalny. Ciągle musiał wcześnie wychodzić. Bez
przerwy sprawdzał telefon. O Boże. Stało się niemożliwe.
Zatkało ją.
– O Boże. Ang. Masz dziewczynę? – zapytała.
Szybko przestał się śmiać.
– Co? Dlaczego pytasz? Ja tylko… – zaczął, ale za dobrze go znała. Mimo wszystkich
problemów i tego, przez co przeszli, Tate go znała. Ang był jeszcze gorszym kłamcą niż ona,
bo robił się wtedy nerwowy.
– Masz! Masz dziewczynę! Cholera! Czy ty kiedykolwiek miałeś dziewczynę?! –
krzyknęła.
Zmroził ją spojrzeniem.
– Oczywiście, że miałem. Czy ty mnie widziałaś? – powiedział z udawanym
oburzeniem.
Zaśmiała się, po czym klasnęła.
– Jaka jest? Przychodzi do ciebie na plan filmowy? Boże, czy ty ją poznałeś na planie
filmowym? Ale super! Kto to? – dopytywała Tate.
Przewrócił oczami, a po chwili ruszył w stronę, z której przyszli.
– Nie będziemy teraz o tym rozmawiać. Pewnego dnia ogarniemy ten dziwny bajzel, a
ty rzucisz się na mnie – naga – w pełnym desperacji akcie podlizania się, i może wtedy ci
powiem. Ale nie w tej chwili – powiedział Ang, kierując się do windy. Wcisnął przycisk.
– Ale ja muszę wiedzieć, Angu Pytonie! Proszę! – powiedziała błagalnie.
– Proś bardziej!
– PROOOOSZĘ!
Śmiał się, gdy drzwi windy się otworzyły. Zasalutował jej, a potem zniknął. Została
sama. Obejrzała się w stronę wejścia do sali, lecz nie chciała tam wracać.
Oparła się o ścianę i zsunęła po niej. Wciąż słyszała w głowie słowa Anga.
Nie statkuj się.
Co miała zrobić? Jameson ją zniszczył. Bardzo. Ang nie był już dla niej taki sam.
A nawet jeśli, to teraz kogoś miał. Tylko przy Nicku czuła się komfortowo. Dobra, może nie
była sobą, ale przecież nie można mieć wszystkiego. Kto jeszcze jej pozostał?
Jakby w odpowiedzi na pytanie, zadzwonił telefon. Sanders. Gdy zobaczyła jego imię,
na jej twarz wypłynął szeroki uśmiech. Kiedy mieszkała praktycznie w tym samym budynku,
co on, nie dzwonił do niej – wtedy nawet nie zwracał się do niej po imieniu, tylko panno
O’Shea albo proszę pani. Teraz telefonował przynajmniej raz dziennie. Jeśli przy Nicku czuła
się komfortowo, to przy Sandersie mogła poczuć się, jakby była w domu.
– Tęsknię za tobą – szepnęła uwodzicielsko do słuchawki. Parsknęła, gdy odchrząknął.
– Widzieliśmy się wczoraj – odezwał się tym swoim oficjalnym tonem.
Tate zareagowała śmiechem.
– Sandy, tęsknię za tobą, jak tylko znikasz z zasięgu mojego wzroku. Co u ciebie? –
Wyciągnęła przed siebie nogi, po czym skrzyżowała je w kostkach.
– Wszystko dobrze. A u ciebie? – Zawsze był taki konkretny i oficjalny.
– Bez ciebie czuję się samotna. Dlaczego nie pozwalasz mi się do ciebie wprowadzić?
– zapytała.
Znowu odchrząknął.
Tate od tygodni próbowała go namówić, żeby pozwolił jej wprowadzić się do jego
hotelowego apartamentu. Sanders miał dwie wielkie sypialnie, dużo wolnego miejsca, a poza
tym naprawdę dobrze im się ze sobą żyło. Ale on odmawiał, a Tate nie miała pojęcia
dlaczego. Pieniądze nie stanowiły problemu – siostra obdarowała ją szczodrze w ramach
„prezentu”. Ellie naprawdę dużo ugrała na rozwodzie, natomiast Tate, odkąd wyszła ze
szpitala, jeszcze nie wróciła do pracy.
– Jutro są twoje urodziny – ogłosił Sanders. Jakby mogła zapomnieć.
– Tak, wiem.
– Zastanawiałem się, czy zechciałabyś zjeść ze mną kolację.
Tate znowu się zaśmiała.
– Sandy, nie musisz nawet pytać. Co mam założyć?
Szybko zrozumiała, że Sanders ceni sobie to, jak ktoś wygląda. Może nie do tego
stopnia, że nie wyszedłby z nią, ale wiedziała, że poczuje się lepiej, jeśli ubierze się w coś
eleganckiego. Koniecznie eleganckiego.
– Elegancką sukienkę, ale bez wysokich obcasów – powiedział.
– Oooch, jest i próżność – zażartowała. Nie lubił, gdy zakładała buty na obcasie, bo
wtedy była od niego wyższa.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Odbiorę cię o dziewiętnastej. – Rozłączył się.
Sanders nigdy się nie żegnał, po prostu kończył połączenie. Nie przeszkadzało jej to,
ale przypominała sobie wtedy o kimś innym. Wpatrywała się w ekran telefonu.
 Co jest ze mną nie tak? Jak mogę tęsknić za kimś, kto chce mnie tylko skrzywdzić?
– Wszystko w porządku?
Poderwała głowę i zobaczyła, że stoi przed nią Nick.
– Tak. Żegnałam się z Angiem. Przepraszam za niego – ponosi go, bo ma nową
dziewczynę – powiedziała szybko Tate, skupiając się na uśmiechu Nicka oraz jego idealnych,
białych zębach, żeby zapomnieć o innym pięknym uzębieniu.
Nick kucnął obok niej.
– Panie, miej tę dziewczynę w swojej opiece. – Zaśmiał się.
– Zdecydowanie. Jak długo tu będziemy? – zapytała.
Spojrzał na drzwi za jego plecami.
– Zaczyna się robić głośno. Chcesz się stąd wyrwać? – odpowiedział, wyciągając do
niej rękę.
Powinnam lubić tego gościa. Naprawdę powinnam.
– Błagam, tak – jęknęła, pozwalając mu podnieść się z podłogi.
Wrócili po kurtki, ale ciągle ich zatrzymywano. Ludzie gratulowali Nickowi tak miłej
dziewczyny, a potem oni tłumaczyli, że nie są parą. Niezręcznie. Spędzała z nim dużo czasu,
lecz jego koledzy z drużyny nadal nie ogarniali tematu. Albo uważali, że ze sobą sypiają, albo
chcieli do niej uderzać.
Fuj.
W końcu zabrali swoje rzeczy i ruszyli w stronę korytarza. Kiedy czekali na windę,
Tate popatrzyła na swoje odbicie w lustrze. Angowi nie podobało się to, w co się ubierała.
Większość jej ubrań została w Weston, a nie zamierzała się tam wybierać. Dlatego
podczas pobytu w szpitalu poprosiła siostrę, żeby zrobiła za nią zakupy. Owszem, ubrania
okazały się ładne… ale trochę nudne. Żadnych skórzanych legginsów, prześwitujących topów
czy odsłaniających tyłek szortów.
– Dobrze się czujesz? – zapytał Nick, po czym położył rękę na jej plecach, zachęcając
do wejścia do windy.
Zmusiła się, by nie odsunąć się poza zasięg jego dotyku.
– Tak, tak. Zamyśliłam się. Fajne przyjęcie, co? – zmieniła temat.
Uśmiechnął się.
– Było w porządku. Przepraszam, że was tu ściągnąłem – powiedział.
Parsknęła.
– Nie, to był mój pomysł. Musiałam wyjść. Miałam wrażenie, że zrastam się z kanapą.
Jeszcze jeden wieczór i musiałbyś wycinać z niej mój tyłek – zażartowała.
Zaśmiał się głośno. Chwilę później winda zatrzymała się na parterze.
– Jesteś okropna.
– Hej, co ja poradzę, że… – zaczęła, ale Nick chwycił ją za łokieć, tym samym
zatrzymując w miejscu.
– Cholera. Nie sądziłem, że do tego dojdzie.
Wpatrywała się w niego, zmartwiona tym, co zaraz powie, ale wtedy zdała sobie
sprawę, że on nawet na nią nie patrzy. Zerkał ponad jej ramieniem w stronę głównego
wejścia.
Gdy się obejrzała, zatkało ją na widok tego, co na nich czyhało.
Za szklanymi drzwiami zebrało się morze reporterów. Tłum kobiet i mężczyzn
z kamerami, aparatami oraz mikrofonami. Wszyscy patrzyli na to, co dzieje się w środku.
Przed wejściem powstrzymywała ich grupa boyów hotelowych i portierów.
Szczęka jej opadła. Ponownie spojrzała na Nicka.
– Co tu się, kurwa, dzieje? – zapytała ostro.
Nick się skrzywił.
– Jeden z kolegów z drużyny ma pewien problem. Wczoraj wypłynęło gówniane info.
Naćpał się, po czym przywiózł do hotelu prostytutkę. Przyłapała go jego dziewczyna.
Domyślam się, że było gorąco. Aresztowano całą trójkę. Prasa w Bostonie ma ciekawy dzień.
Wychodzi na to, że jakoś dowiedzieli się o tej imprezie – wyjaśnił.
– To chyba dość oczywiste. Jak się stąd wydostaniemy?
Westchnął.
– Mój samochód stoi pewnie za nimi. Przepchniemy się. Po prostu pochyl głowę i nic
nie mów, proszę.
Ruszyli w stronę wyjścia. Przez cały ten czas trzymał ją mocno za ramię.
– Przepchniemy? Nick, tam jest jakieś pięćdziesiąt osób!
Zaśmiał się.
– Bez przesady. Poza tym, na zewnątrz jest ochrona hotelowa, która nam pomoże.
W tej samej chwili do środka wszedł jakiś wielki facet. Podszedł do nich i uścisnął
Nickowi rękę.
– Jestem Barney Noughby, szef ochrony. Bardzo przepraszam, panie Castille.
Wygląda na to, że jeden z naszych gości powiadomił prasę, stąd te tłumy. Czy mam
zaprowadzić samochód na tyły budynku?
Tate pokiwała głową z wigorem, ale Nick machnął ręką, dziękując za propozycję.
– Skoro już tu jesteśmy, to po prostu wyjdźmy – odpowiedział.
– W porządku. Proszę się o nic nie martwić, proszę pani. Zanim się pani zorientuje,
będzie po wszystkim – zapewnił ją Barney.
Chwyciwszy mocniej pasek torebki, pokiwała głową.
Barney otworzył drzwi. Dźwięk był ogłuszający. Reporterzy wykrzykiwali imię Nicka
i zadawali masę pytań. Czy wiedział o tym, że jego kolega ćpa? Czy Nick ćpa? Czy Nick
korzysta z usług prostytutek? Kim jest towarzysząca mu kobieta? Czy ona ćpa? Czy jest
prostytutką?
Tate musiała zwalczyć chęć, by nie uderzyć któregoś z reporterów. Barney przez
większość czasu szedł u jej boku, a ona ciągle wbijała wzrok w ziemię. Ale wtedy jeden
z paparazzich chwycił Nicka za marynarkę, ciągnąc w stronę tłumu. Zaczęły się
przepychanki, Nick próbował się wyrwać, rzuciło się na niego kilka osób. Barney wpadł
między nich, odciągając Nicka, żeby zasłonić go przed reporterami własnym ciałem. Tate
zatoczyła się, a wtedy ktoś złapał ją za ramię.
– Proszę pani! Proszę pani! Czy byliście wczoraj z Nickiem na imprezie? – krzyczał
jej w twarz. Dookoła niej strzelały flesze, przez co czuła się klaustrofobicznie.
Próbowała uwolnić rękę z uścisku, ale ktoś złapał ją za płaszcz. Szarpnęła się, odbiła
od kogoś i zaczęła upadać z krzykiem.
Cóż, nie tak chciałam zakończyć ten wieczór – lądując na twarzy przed tłumem
reporterów.
Ale nie upadła. Rozległ się wrzask, a dookoła zapanowało jeszcze większe poruszenie.
Ktoś złapał ją za łokieć. Tate oparła się o muskularną pierś. W pasie poczuła parę silnych
ramion. Spojrzawszy w górę, zobaczyła, że to Nick oszczędził jej upokorzenia. Trzymał ją
mocno, wydzierając się na reporterów. Nigdy nie widziała go takiego wściekłego.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o słodkiego kotka.
– Nic ci się nie stało? – zapytał, patrząc na nią. Wszyscy dookoła krzyczeli, jednak on
mówił do niej czule.
– Wszystko w porządku. Dzięki za ratunek.
– Powinienem był poprosić o przyprowadzenie samochodu na tyły budynku.
Przepraszam – powiedział, przeczesując palcami jej włosy.
Przełknęła nerwowo ślinę.
Może lepiej by było, gdybym upadła na twarz.
– Nick, powinniśmy…
Ale on już ją całował, z kolei ona stała jak wryta. Nie całowała się z nim od czasu, gdy
uprawiali seks, a nawet wtedy niewiele tego było. Chodziło przecież o czysto fizyczne
zbliżenie.
W tym pocałunku natomiast nie było nic seksualnego. Czuła, że obejmuje ją jeszcze
mocniej, a jedną rękę kładzie z tyłu głowy, żeby się nie odsunęła. Wiedziała, że Nick jest nią
zauroczony, lecz nie spodziewała się niczego więcej. Pocałunek mówił coś zupełnie innego.
Czuła jego pragnienie. Wszystko. A nawet więcej. Ten mężczyzna desperacko jej pożądał.
Tate położyła dłonie na jego ramionach, jednak nie wiedziała, co jeszcze może zrobić.
Odnosiła wrażenie, że dookoła nich błyskają tysiące świateł. Nie mogła się ruszyć. Nie
chciała go odepchnąć ani zawstydzić, ale nie mogła odwzajemnić pocałunku. Nie w taki
sposób, w jaki on całował ją. Po prostu tego nie czuła.
Biedny, biedny Nick. Nie potrafi rozpoznać sukkuba, chociaż jednego trzyma właśnie
w ramionach.
Kiedy w końcu się odsunął, padło jeszcze więcej pytań, które Nick ignorował, patrząc
na nią przez dłuższą chwilę.
Tate oblizała nerwowo usta, zmuszając się do utrzymania kontaktu wzrokowego. On
natomiast zmarszczył brwi, musnął kciukiem jej policzek, a potem odwrócił się i zaprowadził
ją do samochodu.
Tate nie podnosiła głowy, zasłaniając ręką twarz.
Dlaczego nie mogę wieść spokojnego, normalnego życia?

1 komentarz:

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...