wtorek, 30 sierpnia 2022

 Katarzyna Garczyk - „Król śródmieścia”


Napędza go gniew. Nakłania do rzeczy, o których nigdy wcześniej by nie pomyślał”.
Dziewiętnastoletnia Melania Skierniawska ma poważny problem. Jej brat po raz kolejny wpadł w tarapaty. Co prawda zdarzało mu się już pożyczać pieniądze od podejrzanych typów, jednak do tej pory nie był dłużnikiem Costury – szefa największego gangu narkotykowego w Śródmieściu.

Dziewczyna nie chce, aby brat skończył w czarnym worku, dlatego postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i wspólnie z Maksem – najlepszym przyjacielem, a zarazem jednym z zaufanych ludzi Costury – udaje się do klubu nocnego. W ten sposób trafia prosto do mrocznego świata Warszawy i staje twarzą w twarz z mężczyzną, o którym mówi się, że ma zasady, ale nie posiada serca.

Costura zgadza się na przedłużenie terminu spłaty, lecz na swoich warunkach. Melania przystaje na jego propozycję, nie mając pojęcia o prawdziwych zamiarach mężczyzny – planie, który zamieni jej życie w piekło. Odtąd każdy krok dziewczyny będzie śledzić gniewne spojrzenie.

„To boli.
Świadomość, że w najgorszych chwilach w życiu nie masz nikogo.”

Czy dziewczyna spłaci dług swojego brata?
A może wydarzy się coś, co na zawsze połączy ją z mafijnym światem?

Z tego, co pamiętam, z twórczością autorki miałam styczność po raz pierwszy w antologii „Księga czarownic. W kotle osobowości”, niestety, nie do końca pamiętam, o czym ono było. Teraz w moje łapki trafiła jej najnowsza powieść rozpoczynająca serię Warszawskiego mroku, czyli „Król śródmieścia”. Zachęcona tajemniczą okładką i dość intrygującym opisem, miałam ochotę zacząć czytać ją jak najszybciej, ale niestety dopadła mnie niemoc czytelnicza i lipiec i sierpień nie były dla mnie zbyt owocne w czytaniu. Ale nareszcie spięłam tyłek i zabrałam się za czytanie. I jeżeli mam być szczera mam co do niej troszkę mieszane uczucia. Początek niezbyt mnie wciągnął, ale nienawidzę odkładać nieskończonych książek i postanowiłam dać jej szansę, cóż, im dalej tym było troszkę lepiej, no ale niestety w 100 procentach nie jestem usatysfakcjonowana. Wkurzała mnie jak jasna cholera główna bohaterka, zawsze pchała się tam, gdzie nie trzeba, miała wyjść z niej, tak uważam dziarska bohaterka, a jak dla mnie to dziewczyna, która na siłę chce być fajna. Kawa i papieros, ewentualnie alkohol, mają być jej znakiem rozpoznawczym, ale niektóre zachowania i odzywki doprowadzały mnie do szewskiej pasji. Rozumiem szok, jaki przeżywała w niektórych sytuacjach, no bo nie oszukujmy się wpartoliła się w niezłe g..bagno. Ale jej zachowanie momentami było dziecinne, niedojrzałe, wręcz chwilami odnosiłam wrażenie, że fabuła była ciągnięta na siłę, przez co robiła się troszkę nudna, za dużo było dla mnie palenia, picia kawy i przeglądania papierów, oczywiście rozumiem, że miał być to główny wątek, wyłapanie kilku spraw, ale dla mnie, za dużo. Główny bohater, cóż o nim zbyt wiele powiedzieć nie można, na pewno tylko to, że nie jest zbyt stabilny emocjonalnie, więcej o nim powiedzieć nie mogę, ponieważ zabrakło mi bardzo jego punktu widzenia, chciałabym poznać go bardziej, mieć więcej szczegółów z jego przeszłości, ale te smaczki, jak myślę, autorka pozostawiła na kolejne tomy. Zabrakło mi również emocji i jakiegoś dobrego pieprznięcia w fabule, ale co jest bez wątpienia na plus to zakończenie, które zasiało we mnie nutkę niepewności i ciekawości, dzięki czemu sięgnę po drugi tom, zaintrygowało mnie, kim jest tajemniczy Skorpion i skąd się wziął.

Ja tę książkę ocenię neutralnie, czyli daję jej 5/10. Po drugi tom sięgnę, aby poznać dalsze losy bohaterów i poznać wątki, które nie do końca zostały wyjaśnione i tak jak wspomniałam wyżej, liczę na to, że w kolejnym tomie autorka odkryje nam więcej z przeszłości Costy. Czy polecam tę książkę? I tak i nie, po kontynuację sięgnę, aby przekonać się, czy warto. Wy wyróbcie sobie opinię o tej powieści sami. :)

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.

piątek, 26 sierpnia 2022

 Joanna Maziarek - „Trzynaście randek”


Ellen Harvelle jest kobietą piękną i inteligentną, do tego z charakterem. Zna swoją wartość i dlatego nie reaguje entuzjazmem na zaloty przystojnego Jeremy'ego Mitchella. Tych dwoje poznaje się w Las Vegas, w klubie organizującym szybkie randki. Jeremy, zarozumiały i bezczelny perkusista w kapeli metalowej, wpadł tu, by znaleźć dziewczynę na jedną noc. Ellen zdecydowała się odwiedzić klub Periscope z zupełnie innego powodu ― zbliża się ślub złośliwej kuzynki, na którym panna Harvelle nie chciałaby wystąpić solo. Szuka więc spokojnego mężczyzny, który zechciałby jej towarzyszyć na weselu.

Rozmowa przy klubowym stoliku nie wypada pomyślnie ― Jeremy szybko się przekonuje, że jego urok na Ellen nie działa. To nie ten typ kobiety, którą przyszedł poderwać. Dziewczyna przejrzała go od razu, odpowiednio zaklasyfikowała i nie ma ochoty kontynuować tej znajomości. A jednak... Coś się między nimi dzieje. Coś, co każe Jeremy'emu poprosić o kolejne spotkanie. Coś, co zmusza Ellen do tego, by się na nie zgodzić. Pewnego wieczoru o umówionej godzinie Jeremy podjeżdża pod dom Ellen, by zabrać ją na pierwszą z trzynastu randek...


„Trzynaście randek” to pozycja, na którą nie będę ukrywała, bardzo czekałam. Najpierw w oczy rzuciła mi się cudowna okładka, następnie opis, po którym wiedziałam, że muszę mieć tę książkę. Gdy tylko pojawiła się jako propozycja recenzencka, bez zawahania ją zamówiłam. Byłam przeszczęśliwa, gdy otworzyłam paczuszkę, a w niej był mój nowy, piękny egzemplarz. Nie chciałam czekać, ani chwili, dlatego od razu wzięłam się za jej czytanie i jak widzicie, minęło dość sporo czasu od premiery, niestety. Gdy przeczytałam opis, liczyłam na lekki i przyjemny romansik, który skutecznie uprzyjemni mój wieczór przy schłodzonej lampce wina. Z ogromnym uśmiechem na twarzy, rozsiadłam się wygodnie na narożniku i z zapałem otworzyłam książkę. Niestety, już przy pierwszej stronie mój uśmiech przygasł, ponieważ pojawiła się tu tak znienawidzona przeze mnie trzecioosobowa narracja, ale nie zrażałam się, bo naprawdę napaliłam się na tę pozycję, ponieważ oczekiwałam ciekawej historii. I jak jeszcze 50 stron mi się w miarę podobało, tak dalszy ciąg już niekoniecznie. Ellen to kobieta, która według mnie, sama nie wie czego chce, próbowała rżnąć niedostępną kokietkę, ale niestety słabo jej to wychodziło. Jeszcze na pierwszej randce próbowała się jakoś ogarnąć i udawać niedostępną, ale kolejne randki, to gacie prawie same jej spadały, szczególnie po jego koncercie, słabe. On w niewielkim stopniu ratował sytuację i próbował być gentlemanem i odrzucał jej kokieteryjne zaloty, a dlaczego, no właśnie i tu paradoks, bo po bodajże po drugiej randce on dostał chyba jakimś obuchem w głowę i stwierdził, że chce być jej godzien i pokazać, że mu naprawdę zależy, a nie jedynie przelecieć, alleluja! Liczyłam po pierwszej randce, że wszystkie trzynaście będzie jakiś odjechanych, nieprzewidywalnych i zaskakujących, ale niestety, połowa była nawet nie wiem, jak to nazwać, klepana, byle naklepać, no bo sami powiedzcie, kupowanie narożnika jako randka? No chyba nie bardzo... No ale gdy już minęło tych kilkanaście, jakże fascynujących randek, miałam nadzieję, na jakieś ostre pierdzielnięcie, no i dostałam jedynie pierdzielenie bez sensu, bo fabuły to tam zbyt wiele nie było, a i bohaterom coś się poprzestawiało w głowach, bo zamiast dwójki dorosłych, przecież on 40-stka na karku, ona 30-stka, miałam wrażenie, że czytam książkę o nastolatkach, rzucanie fochami na prawo i lewo i wieczne pożądanie, czegoś tu ewidentnie zabrakło, być może pomysłu, jak to rozwinąć, sama nie wiem.

Czy polecam książkę? Niestety nie, bohaterowie dziecinni, fabuła opierała się jedynie na pożądaniu, cała historia mam wrażenie, że niedopracowana. Dla mnie wiało nudą, bo ile można czytać wkoło o tym samym, no słabiutko. Was zachęcam do tego, abyście sobie wyrobili opinię sami, ja jestem zdecydowanie na nie dla tej opowieści. I daję jej marne 2/10.

Paula


Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Editio Red.

czwartek, 25 sierpnia 2022

 

Paulina Zalecka

“Kanibal. Krzyk rozdartego serca”

Bywa miłość, która oznacza wejście w mrok.


Aria Simons jest młodą kobietą pełną ciepła i dobroci. Pragnie zaadoptować dziewczynkę, którą poznała i pokochała podczas wolontariatu w sierocińcu. Jednak aby zostać pełnoprawną opiekunką dziecka, musi podjąć stałą pracę. Zatrudnia się w opiece społecznej, gdzie jej pierwszym zadaniem jest zdobycie zaufania mężczyzny, który od wielu lat mieszka w lesie i nie dopuszcza do siebie nikogo.


Caden Slate, nazywany Kanibalem, od towarzystwa ludzi bardziej ceni sobie spokój i życie z dala od hałasu. Lata w sekcie, w której stracił najbliższych, wydobyły na powierzchnię najbardziej brutalną i nieobliczalną stronę jego natury. Wszystko zmienia się, gdy na jego progu staje drobna kobieta o szarych oczach.


Pozornie nie łączy ich nic prócz gwałtownej i niewytłumaczalnej fascynacji. Ale Aria szybko odkrywa, że pod agresywną i niedostępną fasadą Cadena skrywa się mężczyzna gotów poświęcić wszystko dla osób, które kocha. Jednak życie bywa brutalne. Wszystkie marzenia i plany pary legną w gruzach, gdy na jaw wyjdzie prawda z przeszłości. Jak potoczą się losy bohaterów, gdy Caden zniszczy największe marzenie Arii?


“Zanim go okaleczono, musiał być przepięknym mężczyzną. Nadal jest przystojny, jednak te blizny i rany na ciele sprawiają, że wydaje się surowy, oschły i brutalny.” 


MOŻLIWE SPOILERY!!!


Z twórczością Pauliny Zaleckiej spotykam się po raz pierwszy, chociaż wiem, że autorka ma na swoim koncie wydanych już kilka pozycji wydawniczych. Ja z jej piórem stykam się dzięki książce “Kanibal. Krzyk rozdartego serca”. Bardzo czekałam na tę opowieść, bo zaintrygował mnie jej opis oraz okładka przedstawiająca mężczyznę z bliznami. Byłam ciekawa, co taka oprawa za sobą skrywa. Jaki będzie środek? Jaka będzie historia? Czy polubię się z bohaterami? Naprawdę wiele pytań kłębiło się w mojej głowie. Gdy paczka z książkami do mnie dotarła, wzięłam się za tę lekturę, najszybciej jak mogłam. Czy mi się podobało to, co znalazłam na tych 238 stronach? Hmmm… Jak mam być szczera, to nie za bardzo. Temat przewodni tej opowieści był świetny, ale autorka niestety nie wykorzystała jego potencjału. Przedstawiła go po łebkach, a szkoda. Zdecydowanie zabrakło mi tu pokazania tego, jak wyglądała przeszłość Cadena. Były ze dwie sceny opisane z jego wspomnień i to tyle. Przedstawienie ich też było takie byle jakie. 

Nie wiem, czy tylko ja tak to odebrałam, ale podczas czytania odnosiłam wrażenie, jakby brakowało stron. W ogóle cała fabuła tak się szybko działa, że niestety dla mnie jako Czytelnika, było to sztuczne i naciągane. Autorka obiegła temat na skróty i niestety przez to zabrakło mi emocji, której tej opowieści powinny towarzyszyć. Po Cadenie spodziewałam się innego zachowania, niż to, które dostałam. Sorry, ale dla mnie było to, nie do przyjęcia, że po tym, co musiał robić, tak szybko dopuścił do siebie Arię. 


Było tu kilka takich kwiatków, które mi nie odpowiadały, bo to nawet jest nierealne. Scena z kupowania fotelika dziecięcego była po prostu idiotyczna. Przepraszam za to wyrażenie, ale jak dla mnie, autorka powinna opisać to inaczej, a nie tak jakby Caden poszedł do sklepu kupić paczkę fajek bądź gum do żucia. Nie, nie i jeszcze raz nie. Kolejna to opieka nad małą Emmą. Tu to już w ogóle… Obcy facet, który widzi dziecko raptownie dwa, czy trzy razy i na odwrót, stara się o opiekę nad nią w sądzie. Z jednej strony można odrobinę zrozumieć, ale z drugiej było to strasznie dziwne. Chciałabym Wam więcej takich scen przytoczyć, ale nie mogę, bo książka jest krótka i mogłabym za mocno zaspoilerować. 


Może teraz przejdę do bohaterów. Aria na początku wydawała się fajną kobietą, trochę jak taka szara myszka, ale zaczęła wychodzić ze swojej strefy komfortu. Jednak ze strony na stronę zaczęła mnie nieźle irytować. Ciągle wyła albo miała łzy w oczach. W pewnym momencie miałam ochotę wyrzucić książkę przez okno na ulicę. Z szacunku do egzemplarza i autorki tego nie zrobiłam, chociaż naprawdę mało brakowało. Mój mąż już mówił do mnie, żebym odłożyła ją na bok, bo widział nerwy wypisane na mojej twarzy. Zależało jej na pewnej czteroletniej dziewczynce, którą chciała zaadoptować i to było piękne. Chciała jej stworzyć namiastkę prawdziwego domu. Poznała Emmę w domu dziecka i od pierwszego spotkania połączyła je niepodważalna więź. Tym gestem odrobinę zyskała w moich oczach. Natomiast Caden to mężczyzna po strasznych przejściach, o których Wam nie powiem, ale było to naprawdę straszne. Oczekiwałam od niego, że po tych wydarzeniach będzie bardziej czujny, agresywny, brutalny i z wypaczonym umysłem, ale okazał się taką trochę ciepłą kluchą z wyjątkiem kilku scen. Jego zachowanie mnie nie kupiło. Gdyby książka była bardziej rozbudowana i autorka pokazywała nam stopniowo jego przemianę, zdecydowanie byłoby to wiarygodniejsze. W przeszłości dostał przezwisko “Kanibal”, ale zupełnie źle ono zostało dobrane. “Predator”, “Barbarzyńca”, “Potwór” to bardziej by pasowało, ale nie “Kanibal”. Taką osobą można nazywać kogoś, kto zjada ludzkie mięso, a to, że Caden komuś wbił zęby w krtań i rozerwał tętnice, nie znaczy, że ma to coś wspólnego z kanibalizmem.


Autorka pisze językiem lekkim i spójnym, jednak historia, którą wykreowała, jest niestety słabiutka, chociaż miała ogromny potencjał. Zwróciłam też uwagę, że było podobieństwo do książki Kasi Haner - “Drwal”. Nie będę pisała, o co chodzi, bo na pewno sami to wychwycicie. Książka została oceniona pod względem hot levelu na 3 ogniki, ale ja bym dała 2, bo wcale nie było, aż tak hot. Znajdowały się w tej opowieści  powtórzenia, które były zbędne i lepiej w to miejsce mogło zostać napisane coś, co polepszyłoby fabułę. Jeszcze pozwolę sobie wspomnieć o ostrzeżeniu, które widnieje pod opisem książki z tyłu okładki. Uważam, że jest ono zbyteczne i przesadzone. Ja tam nigdzie nie widziałam tej kontrowersji, czy tematów budzących niepokój.


Reasumując książka “Kanibal. Krzyk rozdartego serca” w mojej ocenie wyszła słabo. Po obiecującym prologu, który wywołuje ciarki na ciele, nie było prawie nic ciekawego, na czym można by było zawiesić oko. Gdyby autorka poświęciła tej opowieści więcej pracy i zdecydowanie dopisała więcej stron, rozbudowując wątki, to wierzę, że wypadłaby ona dużo lepiej. Takiej historii, nie da się opowiedzieć na 238 stronach. W sumie to tych stron było mniej, ponieważ znajduje się dużo pustych kartek bez żadnej treści. Myślę, że sięgnę po drugi tom, żeby sprawdzić, co dalej się będzie działo zwłaszcza po takim zakończeniu. Chcę dać autorce jeszcze szansę i nie skreślam jej po jednej książce.

Z przykrością to piszę, ale nie polecam Wam tej lektury, bo nie spełniła moich oczekiwań. To od Was zależy, czy dacie jej szansę, czy nie.

Oceniam książkę 3/10. 


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Niegrzecznym książkom.




 

 

wtorek, 23 sierpnia 2022

 

Kinga Godurowska

“Słodka rewolucja”

“Kwiat traci swoje piękno, gdy zostanie pozbawiony płatków. Tak samo dzieje się z ludźmi trwającymi przy niewłaściwej osobie, która pragnie jedynie pozbawić nas piękna dla własnych celów.” 


Alice Fletcher przeszła długą drogę – miała trudne dzieciństwo, a następnie musiała mierzyć się z ciągłymi kpinami rówieśników związanymi z jej wagą. Ostatecznie jednak to właśnie ona stała się prawdziwą mistrzynią w osładzaniu życia innym. Realizuje bowiem swój ogromny talent w cukierni i właśnie została jej właścicielką. Brzmi świetnie? Nie do końca, biznes stoi bowiem na krawędzi upadku, a poprzedni właściciel, by go ratować, zaangażował Nathana Darcy’ego. Ten pewny siebie specjalista od wydobywania restauracji z kryzysu jest również prześladowcą Alice z lat szkolnych. Dziewczyna nie jest już jednak tak bezbronna i wystraszona jak kiedyś, co oznacza jedno – ostre starcie w krainie słodkości.


Nathan wydaje się wyjątkowo aroganckim typem. Alice ma jednak okazję przekonać się, że potrafi być także rycerski i czuły. Czy zwariowana cukierniczka i złośliwy playboy są gotowi na rewolucję?


Pełna humoru, słodko-pikantna opowieść o tym, że miłość przychodzi do każdego – niezależnie od proporcji ciała i grubości zbroi, za którą się chowa. 


“Moje życie nigdy nie było usłane różami. Nie było takie również kochanie Nathana Darcy’ego.”


Po “Słodką rewolucję” sięgnęłam dlatego, że zachęciła mnie bohaterka plus size i motyw hate/love. Robotę zrobiła też okładka, która mnie skusiła jeszcze bardziej, żeby sięgnąć po tę opowieść. Ogólnie nie lubię okładek graficznych, ale ta akurat wygląda fajnie. Gdy w końcu nadszedł czas, żeby zagłębić się w lekturę, rozsiadłam się wygodnie na sofie z kubkiem gorącej czekolady, pączkiem i oddałam się tej powieści. Początek mnie nawet wciągnął, ale im bardziej zagłębiałam się w tę historię, tym bardziej miałam sprzeczne odczucia. Gdy w końcu przeczytałam i zamknęłam książkę, nie wiedziałam, co o niej myśleć. Pomysł był ciekawy i na tym się skończyło. Potencjał tej historii nie został wykorzystany. Odniosłam wrażenie, że autorka poszła na skróty. Chciała dużo, ale niestety nie wyszło to dobrze. 


Jakiś czas temu w internecie mignęła mi grafika, że w tej książce znajdzie się humor. I był, tylko że mnie on w ogóle nie bawił. Te odzywki Alice były tak dziecinne i prostackie (nawet powiedziałabym, że burackie, bo tak się mówiło za gówniarza), które zupełnie nie bawiły, a powodowały przewracanie oczami. W ogóle dziwiło mnie, że jako dorosła osoba pozwalała sobą pomiatać. Ja wiem, że ta opowieść to fikcja literacka, ale fikcję też trzeba umieć napisać, żeby nie wyszła z tego klapa. Mnie Alice nie kupiła, drażniła mnie i w ogóle jej nie lubiłam. Z drugiej strony mamy Nathana. Ten to już w ogóle przechodził samego siebie. Zwykły burak, który rżnął, nie wiadomo kogo. Ten gość tak mi działał na nerwy, że to jakaś masakra. Zachowywał się jak Magda Gessler i Gordon Ramsay razem wzięci. Był dręczycielem, co jak dla mnie było to za bardzo przedstawione i zniechęcało do dalszego czytania. Podczas czytania odczuwałam, jakby autorka chciała tu wpleść program Kuchenne rewolucje


Wisienką na torcie była nagła wielka miłość pomiędzy Alice i Nathanem. Sorry, ale nie. To było strasznie sztuczne i mnie nie kupiło. Wspomnę jeszcze o wątku plus size, a w sumie to nie, bo takowego nie było. Jedynie na początku, a później on zaginął gdzieś po drodze. Było w tej książce bardzo dużo niedociągnięć i błędów w fabule. Dziwne, że podczas redakcji i korekty nie zostało to zauważone. W sumie już sama nie wiem, jak się nazywa ta cukiernio-kawiarnia Alice: Zakątek u Austen”, czy Zacisze u Austen. Mogłabym przytoczyć kilka takich błędów, które pojawiły się w fabule, ale wtedy ta recenzja nie miałaby końca. Zdecydowanie zabrakło mi w tej książce tego, jak została przeprowadzona ta rewolucja, bo Kinga o tym nie wspomniała. Główna bohaterka miała naprawdę fajny pomysł na metamorfozę lokalu, ale nie został on opisany, a to na pewno by dodało uroku. 


Według mnie było też za dużo opisów, których ja niestety w książkach nie lubię. Uważam, że bohaterów poznaje się z ukazanych dialogów pomiędzy nimi. Bardzo jest mi przykro pisać taką recenzję, ale nie mogę słodzić, jeżeli coś mi się nie podoba. Wiem, że to debiut i życzę Kindze jak najlepiej, ale niestety historia Nathana i Alice mnie nie kupiła. Dużo jest jeszcze pracy przed autorką, ale wiem, że z książki na książkę jej warsztat pisarski będzie się doskonalił i będzie tylko lepiej. Oczywiście nie skreślam Kingi i sięgnę po jej kolejną opowieść, jeśli jakaś wyjdzie. Nigdy nie skreślam autora i zawsze daję mu szansę.


Niestety nie mogę polecić tej książki, bo mnie ona nie zachwyciła i nie sprawiła, że kartki między palcami przeskakiwały mi z zawrotną prędkością. Debiut jest słabiutki i niedopracowany, a szkoda, bo naprawdę mogła wyjść z tego niezła historia. Nie zniechęcam Was do przeczytania, bo być może “Słodka rewolucja” akurat Was kupi.

Oceniam książkę 3/10. Jako że to debiut dodałam dwie ekstra gwiazdki i życzę powodzenia autorce w dalszej karierze pisarskiej.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Niegrzecznym Książkom.

 

 

poniedziałek, 22 sierpnia 2022

 

Neilani Alejandrino

“Dziewczyna, której nie zauważał” 

#2

Jade Collins i Eros Petrakis wzięli ślub — silna kobieta została żoną twardego dziedzica imperium. Jednak nie można napisać, że odtąd żyli długo i szczęśliwie. Żona miliardera musi być kimś więcej niż utalentowaną baristką. Mąż pięknej i inteligentnej kobiety nie może wciąż być kontrolującym manipulatorem. Sama miłość nie wystarczy na długo, jeśli w związku brakuje otwartości.


Co gorsza, ponoszą konsekwencje decyzji podjętych kilka lat temu. Wtedy wydawały się one mądre i racjonalne, a teraz... cóż, okazują się przyczyną cierpienia. Nagle Jade i Eros zrozumieli, że choć mają wszystko, czego dusza zapragnie, to zrobiliby wiele, aby zmienić przeszłość. Niestety, szybko się przekonują, że łatwiej wydać milion dolarów, niż naprawić własne błędy.


Niektórych rzeczy nie można kupić, ale ich zdobycie jest warte każdej ceny. Jade i Eros postanawiają walczyć o swoją przyszłość. Podejmują ryzyko. Tylko że tym razem słodkie obietnice i kosztowne prezenty mogą nie wystarczyć, jeśli zabraknie determinacji i gotowości do poświęceń.

Czy naprawdę znasz swoją żonę? 


Twórczość Neilani Alejandrino poznałam kilka lat temu na wattpadzie. Czytałam jej kilka książek w języku angielskim i naprawdę mi się je świetnie czytało. Gdy wyszła pierwsza część “Dziewczyny, której nie zauważał” pochłonęłam ją jak ciepłe bułeczki i było miło powrócić do historii Erosa i Jade. Bardzo nie mogłam doczekać się drugiego tomu i gdy wpadł tylko w moje ręce, zabrałam się za czytanie jak najszybciej. Pierwszy tom naprawdę mi się podobał, tak z tym miałam problem. Było nudno i za bardzo cukierkowo. Oczywiście były też sytuacje, które były ciekawe, ale większość niestety była mdła. Strasznie drażniły mnie te zwroty typu: “kotku”, “kochanie” itd. Jeszcze, gdyby były one sporadyczne to spoko, ale niestety było zbyt dużo. 


Z opisu wynika, że bohaterów czekają ciężkie sytuacje i decyzje, ale dla mnie były one po prostu dziecinne. Jedna scena mnie po prostu rozbawiła, bo Eros i Jade posprzeczali się przez głupotę, a zachowywali się tak, jakby zostało popełnione przestępstwo. Być może ja podchodzę do tej historii tak, jakbym oczekiwała od niej zbyt wiele, a niestety nie dostajemy tu zawiłej fabuły, akcji, czy jakichś szczególnych emocji. Jest to lektura Young Adult i po tę książkę powinny sięgnąć raczej młodsze osoby. Ja chyba już za stara jestem na takie młodzieżówki.


Mimo wszystko tę opowieść czyta się szybko i jest bardzo krótka. Bohaterzy są normalni i niczym szczególnym się nie wyróżniają. Pałają do siebie ogromną miłością, dbają i kochają swoje dzieci. Są słodcy, nawet rzekłabym, że zbyt słodcy. Autorka również w tej historii postawiła na narrację dwutorową. Nawet pojawiają się rozdziały z punktu widzenia Ziona. Podobała mi się postać Emerald, bo wnosiła ona humor do całokształtu tej opowieści. Nie wiem, czy rzuciło Wam się w oczy to, że autorka pisze nawet o sobie, że prowadzi kawiarnię i jest autorką. Poniżej zostawiam Wam fragment, o którym mówię.


“Neilani Alejandrino, właścicielka i menadżerka, była naszą dobrą znajomą. Autorka romansów i gwiazda Wattpada. Pisała piękne historie miłosne, które nas inspirowały i utrzymywały w nas wiarę w prawdziwą miłość.”


Jak dla mnie było to takie trochę dziwne. Jakby autorka robiła sobie reklamę w fabule, gdzie tak naprawdę ma to zrobione w bio i na froncie okładki, gdzie wspomniane jest, ile miała odsłon na wattpadzie. Też jest tam dialog z nią i sama nie wiem, co o tym myśleć. Odrobinę było to takie narcystyczne. No, ale to tylko moje zdanie. Być może dla Was to było okej.


Reasumując drugi tom “Dziewczyny, której nie zauważał” jest dużo słabszy niż pierwszy. Nic mnie tu nie zaskoczyło i wszystko było takie przewidywalne. Większość książki to nuda, ale są też sytuacje, które były w miarę ciekawe i gdyby nie one, musiałabym ocenić tę książkę bardzo nisko. Nie skreślam autorki broń Boże i na pewno sięgnę po jej kolejne powieści, jeśli jakieś jeszcze wyjdą w Polsce. Bardzo chciałabym przeczytać opowieść Ziona i Claire, bo pamiętam, że urzekła mnie ich historia.


Czy polecam tę książkę? I tak i nie. Polecam ją dla tych, którzy czytali pierwszy tom i chcieliby dowiedzieć się, jak dalej potoczy się przygoda Erosa i Jade. Nie polecam dla tych, którzy jeszcze nie znają tej dylogii, bo mogą zawieść się drugim tomem tak jak i ja. Jednak zawsze powtarzam, że czytelnik powinien wyrobić swoje własne zdanie, więc decyzję, czy sięgniecie po te książki, czy nie zostawiam Wam :)

Oceniam tę lekturę 5/10 z sympatii do autorki.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Editio Red.




 

 

 

K.A. Zysk - „Club Sensual Desire. Brutalne zagranie”


Porachunki. Intrygi. Brutalność. Zaufanie. Seks. Miłość.

Abigail zawsze zdobywała to, co chciała, nie patrząc na uczucia innych, ale zmieniła się. Pogodziła się z siostrą, prowadzi restaurację i żyje spokojnie, wychowując syna. Pewnego dnia w jej restauracji pojawia się intrygujący, seksowny mężczyzna.

Axel nie zjawia się tam jednak przypadkowo. Zawsze idzie po trupach do celu, a jego plany wobec Abigail są bardzo niebezpieczne...

Na przeszkodzie stanie mu Darren, przyjaciel Abigail, który dostrzega, że Axel jest groźny. Darren jest zakochany w Abigail i zrobi wszystko, aby ta była szczęśliwa.

Co się musi wydarzyć, żeby Abigail przejrzała na oczy i dostrzegła zagrożenie?


„Poświęcałam dużo czasu Axelowi i żyłam w bańce, patrząc na świat przez różowe okulary. Wydawało mi się, że dostałam od życia jeszcze jedną szansę i dlatego los postawił na mojej drodze Axela.”

Dlaczego Axel pojawił się w życiu Abigail?
Jakim naprawdę jest człowiekiem?
Którego z mężczyzn wybierze kobieta – Axela czy Darrena?

Tak naprawdę nie wiem kompletnie, co mam napisać w tej recenzji, bo to, że napiszę, że książka była zajebista, to tak jakby nie napisać nic. Książki Kasi uwielbiam i zawsze mam tę ogromną przyjemność czytać je jako pierwsza, każdą z jej powieści czytałam co najmniej kilka razy. Tak samo było i w tym przypadku, najpierw czytałam „na gorąco” każdy pojedynczy rozdział, później, gdy była już skończona całość i teraz gdy dostałam już swoją piękną i pachnącą wersję papierową. Kolejny raz się nie zawiodłam, książka jest napisana świetnie, już od pierwszych stron towarzyszy nam mnóstwo emocji, w całej tej opowieści, nie ma ani chwili nudy. W momencie, jak złapałam tę książkę w swoje ręce, kartki przelatywały mi między palcami, chciałam, aby chwile z nią trwały jak najdłużej, czytałam ją z szaleńczo bijącym sercem i zapartym tchem, ale były też momenty, w których musiałam ochłonąć i odkładać, chociaż na chwileczkę, aby uspokoić skołatane nerwy. Niewiele jest autorek, które wywołują we mnie tak wiele skrajnych emocji. Do tego bohaterowie, wiedziałam już, czego mogę się spodziewać, ale kurczę, nadal miałam ochotę zabić Abigail za to, jak dawała sobą pomiatać i jaką naiwniaczką była, wyrządziła w swoim życiu naprawdę wiele szkody, kto czytał poprzedni tom, wie, o czym mówię. Jest to jedyna bohaterka, którą szczerze nienawidziłam, ale i po części współczułam jej, zawsze chciała być górą i z premedytacją krzywdziła najbliższe jej osoby, odbiło jej się to w późniejszym czasie czkawką i uważam, że odpokutowała to, co zrobiła swojej siostrze. Axel, od samego początku wzbudzał we mnie mieszane uczucia, kawał z niego bezczelnego dziada. Gdy czytałam rozdziały z jego punktu widzenia, włoski na całym ciele stawały mi dęba, był popaprany, bezlitosny i bezwzględny, za wszelką cenę dążył do wyznaczonego sobie celu, co było trochę przerażające. Ale podczas czytania całości, chyba na rozdziały z jego punktu widzenia czekałam najbardziej, czułam wtedy ogromną ekscytację, no bo przecież nie jest tajemnicą, że im bardziej popaprany bohater, tym mnie bardziej do niego ciągnie i dokładnie tak samo było w tym przypadku. W książce pojawia się również Darren, który dla mnie jest typowym idealnym przykładem na męża, kochany, opiekuńczy, troskliwy i jest zawsze wtedy, kiedy jest najbardziej potrzebny, pokochałam go od samego początku i troszkę było mi go żal, bo był tak odrzucany i wodzony za nos.

Mam nadzieję, że nie muszę was dłużej namawiać, do sięgnięcia po książkę Kasi. Ja otrzymałam w niej wszystko to, co kocham w powieściach, czyli brutalność, nieprzewidywalną fabułę, intrygi, tajemnice i całe mnóstwo emocji. Już od pierwszej strony czytałam ją z zapartym tchem i marzyłam o tym, aby chwile z nią trwały jak najdłużej. Jeżeli szukacie historii, która wprowadzi was do miejsca, gdzie nie ma tematów tabu, jest ostry seks, nietuzinkowi bohaterzy i mrok, który będzie was pochłaniał, kawałek po kawałku, a do tego zaskakujące i całkowicie niespodziewane zakończenie, to ta opowieść jest skierowana właśnie do was!
Ja daję jej zdecydowane 10/10!

Gorąco polecam.

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorce oraz Love Books.

piątek, 19 sierpnia 2022

 

Ker Dukey

K. Webster

“Vlad”

[Patronat medialny]

“Mężczyźni Wasiliewów nie są mięczakami.

Mężczyźni Wasiliewów nie kłaniają się nikomu.

Mężczyźni Wasiliewów są królami.”


Podły. Złośliwy. Nikczemny.


Mężczyźni z rodziny Vasiliev rodzą się, żeby rządzić. Są wychowywani na zwycięzców, przygotowywani, aby zdobywać wszystko, czego zapragną.

W ich świecie rodziny mafijne cały czas walczą o władzę, rozgrywając między sobą skomplikowane potyczki. Za każdym małżeństwem kryje się określona strategia. I tak powinno się stać i tym razem.


Vlad Vasiliev, najstarszy syn w rodzinie, ma poślubić Dianę Volkov. Ale jego oczy mimowolnie podążają za kimś innym – jej siostrą Iriną – cichą, zamkniętą w sobie dziewczyną. Jednak Vlad nie okaże słabości, a Irina tym właśnie jest – słabością.


Irina Volkov od zawsze wiedziała, że nie poślubi nikogo z miłości. Jednak coraz trudniej jest jej walczyć z rodzącym się pożądaniem na widok mężczyzny, którego od dawna kocha. Mężczyzny, który poślubi jej siostrę. 


Z twórczością tych autorek spotykam się po raz pierwszy, chociaż w swojej domowej biblioteczce posiadam serię Laleczki, która wyszła spod pióra obu Pań i której jeszcze nie czytałam. Ta seria wywarła na czytelnikach ogromne wrażenie i w momencie możliwości objęciem patronatem medialnym najnowszej książki autorek, którą jest “Vlad” postanowiłam sprawdzić, o co tyle szumu z ich twórczością. Byłam ciekawa, czy rzeczywiście one tak świetnie piszą i czy zostanę porwana tak jak inni czytelnicy. Cóż… Ożeż w mordę, co to była za lektura… Śmiało mogę stwierdzić, że należę do fan clubu tych pisarek. “Vlad” rozpoczyna cykl The V Games i powiem Wam szczerze, że o ja pier papier. Tyle ciśnie mi się niecenzuralnych słów na temat tej książki, to nie macie pojęcia. Oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu. Dostałam tu wszystko, czego oczekuję od takiego typu książek. Był mrok, brutalność, pożądanie, przyciąganie, no wszystko, czego dusza zapragnie. 


Ta historia nie raz sprawiała, że jeżyły mi się włosy na głowie. Vlad to niebezpieczny mężczyzna, z którym nie chciałoby się mieć na pieńku. Jest bezwzględny i nie cofnie się przed niczym. Dla korzyści ma poślubić Dianę Volkov, ale to nie do niej go ciągnie. On upatrzył sobie jej młodszą siostrę Irinę, która sprawia, że chce ją posiąść i mieć tylko dla siebie. Natomiast Irina zwana Cieniem zawsze uważała, że żyje w cieniu swojej siostry, ale nic bardziej mylnego. Darzy uczuciami Vlada, jednak wie, że mężczyzna ma poślubić Dianę i tym samym jest dla niej niedostępny, ale czy aby na pewno?

Co się wydarzy, gdy uczucia okażą się zbyt silne, żeby trzymać się od siebie z daleka?

Czy pożądanie wygra z zakazanym owocem?


Tak bardzo ubolewam nad tym, że tak szybko skończyłam tę książkę i zamiast czytać, to muszę już pisać recenzję. Ciężko było mi się rozstać z bohaterami, bo naprawdę ich polubiłam. Byli silni i charakterki dokładnie tak jak lubię. Oprócz mroku i brutalności dostajemy mocne sceny zbliżeń, ale na swój sposób były one gorące i rozpalały zmysły. Mam taki mętlik w głowie, że nie wiem, co mam tak naprawdę napisać. Na pewno jest to dobra pozycja mafijna, która różni się od tych, które czytałam. Tu czuć wszystko na własnej skórze, co się dzieje w tej opowieści. Momentami miałam wrażenie, jakbym stała obok głównych bohaterów i obserwowała ich poczynania. Doświadczała ich wszystkich emocji. Cieszę się, że mamy tu narrację dwutorową, bo możemy zajrzeć w umysł Iriny, jak i Vlada. Mam nadzieję, że szybko wyjdzie druga część i poznamy historię Veniamina oraz Diany. Oby była utrzymana na takim samym poziomie, co pierwszy tom i będzie genialnie :)

Pisarki piszą lekko i spójnie. Zgrywają się idealnie i jedna Pani uzupełnia drugą. Pisanie w duecie nie jest wcale proste i jest to umiejętność, której nie wszystkie autorki potrafią sprostać. Dukey i Webster to świetny przykład, jak właśnie powinien wyglądać duet.


Reasumując “Vlad” to mafijny dark erotyk, który wbije Was w fotel. Moje oczekiwania co do tej książki zostały spełnione. Dostałam ostrą przejażdżkę kolejką górską, która o mało co się nie wykoleiła. A czy Wy jesteście gotowi wsiąść do jednego z wagoników i doświadczyć, co się wiąże, gdy kolejka zacznie się wzbijać w górę i zjeżdżać z prędkością w dół?

Bardzo polecam Wam tę opowieść. Obiecuję, że pochłoniecie ją migiem.

Oceniam tę historię 9/10.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji i możliwość objęcia książki patronatem medialnym dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu.

 



 

 

Shantel Tessier

“Kod milczenia”

[Patronat medialny]

To nie jest małżeństwo. To umowa podpisana krwią.

Kiedy Haven Knowles wraca z porannego joggingu, od razu na podjeździe domu swoich rodziców rozpoznaje samochód. Jej serce automatycznie zmienia się w lód.

To nie może być prawda.

A jednak, gdy przekracza próg, dowiaduje się, że została sprzedana. Ojciec podpisał umowę. Od teraz Haven należy do Luki Bianchiego, bezwzględnego i budzącego postrach gangstera.

Ten mężczyzna nie jest dla niej obcy. Wręcz przeciwnie. Kiedyś go kochała. Kiedyś myślała, że on również ją kocha. Ich związek był zupełnie zwyczajny, ale z czasem Luca coraz częściej znikał, a Haven podejrzewała gdzie.

Aż pewnego dnia zniknął na dobre, zabierając ze sobą jej serce. Ten Luca, który teraz stoi przed nią, nie jest już młodym chłopakiem, tylko gangsterem z krwi i kości, zimnym i zdeterminowanym, aby Haven ponownie należała do niego. Ale tym razem nie z powodu miłości, lecz dla pieniędzy i władzy. 


“Uważaj czego sobie życzysz. Twój największy sen może szybko okazać się twoim największym koszmarem.”


Bardzo lubię książki z mafijnym wątkiem i często po takie sięgam. Naprawdę można trafić na świetne perełki, jednakże nie zawsze tak się zdarza. Jakiś czas temu dostałam do recenzji “Kod milczenia” i byłam bardzo ciekawa tej opowieści. Można by było rzec, że jest to historia jak jedna z wielu, gdzie są bardzo podobne schematy, chociażby takie jak aranżowane małżeństwa czy sprzedaż córek mafiosom. Jednak w tym przypadku autorka do fabuły dołączyła coś jeszcze. Niebezpieczeństwo, brutalność, porachunki i zabójstwa, wylewające się z tej lektury w sposób, w który lubię. Dało się odczuć te wszystkie emocje, gdzie towarzyszył mi dreszczyk niepewności, strachu i tego, jak dalej potoczą się losy bohaterów.


Autorka dostarcza nam ostrą jazdę bez trzymanki, akcję, mocne sceny, dynamizm i fajnych bohaterów. W “Kodzie milczenia” poznajemy Haven, która była zakochana w Luce Bianchim. Tworzyli na swój sposób parę, ale pewnego dnia chłopak znika z jej życia, by w końcu wrócić i na nowo wziąć ją tylko dla siebie. Plot wydarzeń zmienia się diametralnie i serce Haven momentalnie zamienia się w lód. Odpycha Lukę, jak tylko może, ale cyrograf został już podpisany. Należy tylko i wyłącznie do niego.


Dlaczego Luca zniknął?

Czy zdobędzie na nowo serce Haven?


Ja na te pytania znam odpowiedzi i teraz kolej na Was. Książka jest naprawdę fajna i niebanalna. Przeczytacie ją migiem, bo ciężko jest się od tej opowieści oderwać. Do tego bohaterzy stawiają przysłowiową kropkę nad “i” i dopełniają swoimi zagraniami całokształt tej historii. Haven to dziewczyna, którą da się lubić. Żyje zwyczajnie do czasu, w którym Luca ponownie pojawia się w jej życiu. Cierpiała po tym, jak ją zostawił, ale jako tako wzięła się w garść. Nie była pustą lalą, stawiała się i nie raz wkurzała Lukę. Natomiast Luca to drań jeden, którego miałam ochotę kopnąć w głowę i wiele razy udusić za to, jak traktował i odzywał się do Haven. Współczułam jej, bo miała związane ręce i mogła bronić się tylko werbalnie. Mimo wszystko polubiłam go, bo za jego zachowaniem, kryje się drugie dno, ale oczywiście nie zdradzę Wam, o co chodzi. Mamy tu zastosowaną narrację dwutorową, dzięki czemu poznajemy bohaterów i ich motywy, zachowania i to, co naprawdę o sobie sądzą. Fajnym zabiegiem były też wspominki, niektórych wydarzeń, które miały miejsce w przeszłości. Było miejscami gorąco, ale te sceny nie były jakoś bardzo rozbudowane. Jedynie wspomniane w kilku zdaniach. Muszę jeszcze wspomnieć o bohaterach drugoplanowych, którzy świetnie odgrywali swoje role. Bardzo zaintrygował mnie Oliver Nite Bianchi. Bardzo chciałabym poznać jego historię i mam nadzieję, że jest ona już napisana :D Pani Tessier pisze lekko i spójnie, choć miejscami było wulgarnie i trochę mi to nie pasowało, gdy takim językiem mówiła Haven. Nie przeszkadzało mi to, ale niektórym czytelnikom może się to nie spodobać i zwrócą na to uwagę.


Żeby nie było tak całkiem kolorowo, to w tej książce znalazłam pewną irytującą rzecz, a mianowicie chodzi mi o nazwy marek. Myślę, że nie jest to istotne i nic to nie wnosi do fabuły. Kogo to naprawdę interesuje czy ktoś ma torebkę Louis Vuitton, czy buty od Louboutina bądź sukienkę Chanel. Na każdym kroku to wszystko było bardzo podkreślane, a ja uważam, że to naprawdę było zbędne, bo według mnie były to zapychacze. 


Reasumując “Kod milczenia” to książka mafijna, która naprawdę zachwyca swoją niebanalnością, mrocznymi scenami i mafijnymi porachunkami. To jest właśnie taka mafia, którą lubię, bo tu czuć te wszystkie emocje i nie bije od nich sztuczność. Z czystym sumieniem polecam Wam tę książkę, bo jest dobra i przygoda z nią nie będzie nudna. Dajcie się porwać do brutalnego mafijnego świata, gdzie nie wszystko jest oczywiste i można stracić życie w każdej chwili.

Oceniam tę opowieść na mocne 8/10.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji i możliwość objęcia książki patronatem medialnym dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu.

 

 

 Laurelin Paige - „Namiętny buntownik”


Cade Warren odniósł w życiu niebywały sukces. Ten trzydziestoletni biznesmen jest współwłaścicielem jednej z największych firm marketingowych na świecie. Nikt nie podejrzewa, że mężczyzna ma za sobą trudną przeszłość, pełną mrocznych tajemnic i bolesnych przeżyć. Jest pewien, że pozostawił ten rozdział za sobą - do chwili, gdy na jego drodze ponownie staje Jolie Stark.

Siedemnaście lat temu, po zakończeniu liceum, Cade i Jolie postanowili razem uciec od swoich rodzin. Jolie nie zjawiła się jednak na miejscu spotkania i bez wyjaśnienia zniknęła z życia zdruzgotanego Cade’a. Większym zaskoczeniem od tego, że kobieta powraca, jest powód, dla którego to robi. Jolie szuka zemsty, a jedyną osobą, która może jej pomóc, jest mężczyzna, którego serce złamała prawie dwie dekady temu.

Cade nigdy nie sądził, że stać go na to, by odebrać komuś życie. Ponowne spotkanie z Jolie uświadamia mu jednak, że wciąż jest zdolny zrobić dla niej wszystko.


Bardzo dużo czasu zajęło mi przeczytanie tej książki, chociaż tak naprawdę nie wiem czemu. Miałam naprawdę ogromną ochotę ją przeczytać i od samego początku, jak tylko pojawiła się w zapowiedziach, musiałam ją mieć. Dlatego, gdy tylko ją otrzymałam, po raz pierwszy złapałam ją w swoje łapki, niestety, kilka stron i ją odłożyłam, złapałam jakąś czytelniczą niemoc i koniec. Postanowiłam dać sobie czas i kilka dni przerwy, nie czytałam nic, nabrałam ponownie ochoty i zabrałam się za nią ponownie. Czytałam ją około trzech tygodni, po jedną – dwie strony dziennie i to nie dlatego, że książka była zła, ale też nie do końca dobra. Kurczę, mam co do niej bardzo mieszane uczucia. Zacznę może od tego, że opowieść tu przedstawiona zaczyna się dobrze, z przytupem, mamy dwójkę bohaterów, których łączy przeszłość i ich niezbyt łagodne rozstanie, później pojawiają się tajemnice, niedopowiedzenia i wartka akcja, no ale mi niestety czegoś tu zabrakło. Relacja między bohaterami była pełna niedopowiedzeń, żali, ale cały czas coś między nimi iskrzyło, jednak mnie zabrakło, jakiegoś takiego zapalnika, przez co lektura, która ma jedynie 300 stron, ciągnęła mi się jakby miała ich 600. Dopiero pod koniec, co nieco się wyjaśnia i zaczyna się akcja, która mnie bardzo zaciekawiła, dzięki czemu sięgnę po drugi tom, ponieważ w innym przypadku tę serię bym sobie po prostu odpuściła. Moim zdaniem kilka sytuacji było zupełnie zbędnych.

Postać Cade'a bardzo polubiłam, jest facetem z krwi i kości, ma swoje za uszami, ale i tak pałam do niego sympatią. Gorzej już jest z postacią Jolie, która mnie irytowała swoim często bezmyślnym zachowaniem, chciała zrobić z siebie pewną siebie wszechwiedzącą kobietę, ale dla mnie była po prostu zwykłym nadgorliwcem i typowym rzepem na ogonie psa.

Czy polecam wam tę książkę? Tak, ponieważ zakończenie dużo dało tej historii, jednak nie jestem z niej w stu procentach usatysfakcjonowana, po drugi tom sięgnę, ponieważ ostatnie kilka storn pozostawiło w mojej głowie mętlik i jestem ciekawa, co wydarzy się dalej. Ja tej opowieści daję 5/10.

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Niegrzecznym Książkom.

wtorek, 16 sierpnia 2022

 

Caroline Angel

“Prywatny szofer”

[Patronat medialny]

Jest zawodowcem, ale to zlecenie wymaga od niego o wiele za dużo... 


Na pozór życie Evie Callman upływa bez problemów i trosk, wśród zbytków, na które bogaci rodzice nie szczędzą jedynaczce pieniędzy. Dziewczyna ma wszystko, za co można zapłacić, nawet kierowcę do wyłącznej dyspozycji. Tyle że, jak wiadomo, pieniądze szczęścia nie dają, a pozory mogą mylić. Nie da się kupić miłości rodziców, przyjaźni, uczucia ukochanej osoby. I tego właśnie Evie brak. W dodatku tajemniczy stalker zaczyna prześladować ją listami, co z początku jest dość zabawne, ale z czasem staje się naprawdę niepokojące.


Tak, bez wątpienia Evie nie jest jedynie rozpuszczoną i rozkapryszoną dziedziczką fortuny. Jacob Reynolds, nowy szofer złotowłosej, bardzo szybko dostrzega, że za zasłoną arogancji kryje się potrzebująca pomocy, zagubiona dziewczyna. I nieoczekiwanie okazuje się, że to właśnie on jest jedynym na świecie człowiekiem, który może jej tej pomocy udzielić. Choć możliwe, że będzie to od niego wymagało zlekceważenia służbowych obowiązków. 


“Gdy tylko drzwi się za mną zamykają, czuję, że straciłam coś więcej niż pieniądze, reputację, rodzinę. Straciłam miłość…”


Z twórczością Caroline Angel spotkałam się już wcześniej, a to za sprawą jej książki “Prywatny ochroniarz”, którą do tej pory miło wspominam. Tym razem w moje rączki wpadła jej kolejna historia, którą jest “Prywatny szofer”. Powiem Wam szczerze, że początek książki odrobinę mnie wkurzał przez główną bohaterkę, która była cyniczna i egoistyczna. Nie mogłam jej zdzierżyć i strasznie bałam się, że będzie tak przez całą książkę. Czytałam dalej i ku mojej uciesze Evie stawała się inna i zaczynałam rozumieć jej problemy. W sumie charakter i wyniosłość wyniosła z domu. Gdybym ja miała takich rodziców pewnie też bym taka była. Nie miała wzorców do naśladowania. Kiedy była z Jacobem stawała się zupełnie inna. Do tego wszystkiego jest prześladowana przez tajemniczego wielbiciela. Mamy tu również jeszcze jednego bohatera, którym jest Jacob Reynolds. Jest on nowym szoferem Evie. Na początku wydawał się taki sztywny jak dla mnie, ale nic bardziej mylnego. Jacob to mój książkowy mąż i koniec kropka. Dostrzegł w Evie, że za maską, którą na siebie nakładała, znajduje się krucha dziewczyna. Gdy dowiaduje się, że grozi jej niebezpieczeństwo, postanawia jej pomóc. Jacob słynie z tego, że nie łamie swoich zasad, ale dla Evie będzie skłonny je złamać. Między tą dwójki rodzi się pożądanie, które bucha niczym lawa z wulkanu. 


Jak potoczy się ich relacja?

Czy uda im się rozszyfrować, kto prześladuje Evie?


Ogólnie cała książka bardzo mi się podobała, pomijając początek. Chłonęłam książkę niczym ciepłe bułeczki i czuję niedosyt. Jak dla mnie mogłoby być więcej stron :D Podobał mi się wątek sensacyjny, który autorka wplotła w tę opowieść. Były zwroty akcji, ciekawa fabuła i wiele innych rzeczy. Mnie ta lektura dostarczyła kupę emocji, tajemnic i dreszczyku niepewności. Spotkacie tu także intrygi, które mogą doprowadzić do niezbyt ciekawych sytuacji. Oczywiście oprócz tego wszystkiego mamy także romans i szczyptę humoru, co bardzo lubię w książkach. Fajnym zabiegiem też są rozdziały, które mają swoje nazwy. Jest również miejscami gorąco, co dopełnia całokształt tej opowieści.


Nie będę się więcej rozpisywać, bo to Wam zostawiam przeczytanie tej historii i spróbowanie samemu rozwikłać zagadkę, kim jest tajemniczy wielbiciel Evie. Polecam Wam tę książkę, bo jak już się wciągniecie w czytanie, to ciężko Wam będzie ją odłożyć na bok, dopóki nie poznacie zakończenia.

Daję tej lekturze mocne 8/10.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji i możliwość objęcia książki patronatem medialnym dziękuję autorce oraz Wydawnictwu Editio Red.

 

 

 

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...