czwartek, 29 sierpnia 2019


Jay Crownover
“Dzikie pragnienie”


"(...) przez ostatnie kilka miesięcy byłam chodzącym nieszczęściem i nie umiałam zmienić swojego negatywnego nastawienia, nawet gdy się starałam. Moja przyjaciółka miała już dość i szczerze mówiąc, nie dziwiłam się jej."

Leo po burzliwym rozstaniu, nie może się w pełni otrząsnąć, dlatego przyjaciółka postanawia wyciągnąć ją na wycieczkę na ranczo w Sheridan w stanie Wyoming, gdzie przez tydzień będą obcowały na łonie natury. Jednak nie spodziewała się tego, że nie tylko będzie miała do czynienia z żywiołami ziemi, ale także z jednym z właścicieli rancza, a zarazem ich przewodnikiem. Cyrus to nieziemsko przystojny i bardzo arogancki mężczyzna. Im dłużej Leo przebywa w jego towarzystwie, tym bardziej jej pożądanie narasta.

“Dotknęłam jego dłoni, która spoczywała na moim brzuchu. Nie uszło mojej uwadze, że jego dotyk rozgrzewał moje ciało, parzył mnie przez ubranie i tlił się na mojej skórze. Cy zdawał się stworzony z ognia. Uzmysłowiłam sobie, że Emrys miała rację. Naprawdę składałam się ze wszystkich tych rzeczy, które pragnęły stanąć w płomieniach, kiedy zbliżał się do mnie.”

Czy Leo będzie potrafiła sobie z tym uczuciem poradzić?
Jaka przygoda ją czeka?

Jay Crownover to amerykańska autorka powieści z gatunku New Adult. Jej książki zostały przetłumaczone na wiele języków i zyskały miano bestsellerów zarówno w USA, jak i Europie. To nie jest moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki. Pani Crownover jest nam znana z serii Naznaczeni mężczyźni. Podejrzewam, że wiele z Was ten cykl czytało :) 
Tym razem pisarka przychodzi do nas z nieco inną pozycją, gdzie nie górują tatuażyści a kowboje. 
“Dzikie serce” to pierwszy tom z serii Bracia Warner i na pierwszy ogień idzie Cy, który jest najstarszym z braci. Kiedy zauważyłam w zapowiedziach tę pozycję, to wiedziałam, że muszę tę książkę mieć. Zachęcający opis i boska okładka jeszcze bardziej mnie w tym przekonywały. I tu się zaczynają schody, bo nie zupełnie dostałam to, czego oczekiwałam. Leo i Cyrus oboje zmagają się ze swoimi problemami, które znacznie wpłynęły na ich życie. Dziewczyna przeżyła rozstanie, po którym ciężko było jej się podnieść, ale nie tylko to wpłynęło na jej życie. Cy prowadził ranczo razem z braćmi, ale czegoś mu brakowało, a raczej kogoś. Był arogancki i stronił od ludzi, dlatego to właśnie jego bracia w głównej mierze zajmowali się wycieczkami, ale pewne zrządzenie losu zmusiło go tym razem do wzięcia udziału w wyprawie. Czy wyszło mu to na dobre? Tego dowiecie się, czytając tę opowieść :)
Ogólnie pomysł na książkę i fabuła były ciekawe, ale czegoś mi tu zabrakło, może zbyt mało emocji. Według mnie niektóre sceny były monotonne i się ciągnęły. Fakt, kiedy zabrałam się do czytania, to dosyć szybko mi to poszło, ale nie jestem w pełni usatysfakcjonowana tą lekturą. Zazwyczaj od książek wymagam tego, żeby mnie porwały i zaintrygowały, a tutaj tego w 100% nie otrzymałam, a szkoda, bo myślałam, że ta historia wywrze na mnie dużo większe wrażenie. Spodziewałam się, że dostanę tu nieziemsko gorącego kowboja w kapeluszu i w skórzanych czapsach, a dostałam przeciętniaka. Nie mówię tej powieści nie, ale jeśli nie wymagacie od książek zbyt wiele, to zdecydowanie może być to pozycja na nudny wieczór. Autorka pisze językiem lekkim i spójnym, dialogi są ciekawe, ale tak jak pisałam wyżej, niekiedy zbyt monotonne i mało urozmaicone. Troszkę jestem zawiedziona, że to opowieść tylko i wyłącznie z punktu widzenia Leo, o czym pisarka wspomniała we wprowadzeniu. Chciałam się dowiedzieć, co odczuwał Cy, bo jednak jego osoba mnie bardziej zaintrygowała. Bohaterzy są dobrze rozwinięci, aczkolwiek troszkę im brakuje charyzmy. Leo jest irytująca, ale ma za sobą nieciekawą historię, dzięki której można jej to zachowanie wybaczyć, ale również jest dziewczyną, która tak łatwo się nie poddaje. Nie sądziła, że wypad do Sheridan okaże się dla niej w pewnym sensie przygodą jej życia i, że pozna mężczyznę, który wywrze na niej tak ogromne wrażenie. Cy to najstarszy z braci, kowboj, ale nie w pełni bynajmniej dla Leo. Jest przystojny, męski, opryskliwy i gbur, jakich mało i chyba za to jego zachowanie go polubiłam. To właśnie Leo coś w nim rozpala, co już dawno w nim wygasło. Zdaje mi się, że z tym akurat bohaterem, czułam najgłębszą więź.

„Nie miałam pojęcia jakim jest biznesmenem, i wyglądało na to, że nie jest kowbojem, ale jednego byłam pewna…Był dupkiem. Nieczułym, zimnym, gruboskórnym i bezdusznym draniem.”

Co do postaci drugoplanowych to miały swój udział w całej tej historii, ale najbardziej polubiłam brata Cyrusa - Lane’a i Emrys, która niestety, ale przejdzie przez piekło. A kogo nie polubiłam, to Suttona kolejnego brata Cyrusa. Fakt było go mało w książce, ale po jednej sytuacji miałam ochotę go kopnąć w d**e. Aczkolwiek kolejna część będzie właśnie przedstawiała historię Suttona i Emrys. Szczerze to czekam na tę opowieść, bo jestem ciekawa, co Pani Crownover dla nich przygotowała.

Mimo że “Dzikie pragnienie” nie jest jak dla mnie pozycją z efektem wow, to nie skreślam jej kompletnie, bo oczywiście da się ją przeczytać i miejscami jest naprawdę ciekawie. Jednakże po tej akurat autorce spodziewałam się czegoś innego, ale nie mogę mieć do niej pretensji, bo na samym początku nas uprzedziła, że to nie jest kolejna pozycja o tatuażystach, heavymetalowych piosenkarzach, czy złodziejach samochodów. Jest to bardziej gatunek typowego romansu z wątkami sensacyjnymi.

“Podsumowując “Dzikie pragnienie” to romans, który zrodził się na Dzikim Zachodzie i łonie natury. To również opowieść o przyjaźni i szukaniu siebie. Mnie ta historia niezupełnie porwała, aczkolwiek całkowicie jej nie skreślam, bo jak wcześniej wspomniałam, da się ją przeczytać i miejscami jest gorąco i ciekawie.

Kasia

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.

Wydawnictwo Kobiece

środa, 28 sierpnia 2019


Sierra Simone - „Amerykański książę”


Moje życie składa się z dwóch części.
Wtedy i teraz. Przed i po.”

Embry Moore to były kapitan armii i aktualny wiceprezydent Stanów Zjednoczonych, którego gonią demony z przeszłości. Zastanawia się, czy zasługuje na miłość i czy ma prawo być szczęśliwy, tkwiąc w miłosnym trójkącie. Po otrzymaniu szokującej wiadomości o uprowadzeniu Greer Galloway, podejmuje decyzję, że musi odnaleźć ją jak najszybciej, a Ash, który jest prezydentem, nie może wziąć udziału w poszukiwaniach, aby nie wzbudzać niczyich podejrzeń, że coś niedobrego wydarzyło się w Białym Domu.

Nie byłem w stanie pokochać nikogo innego. Przypiszcie to, czemu chcecie – losowi, pechowi, genetycznemu dopasowaniu czy psychicznej traumie – cokolwiek to było, związało mnie z nimi, jak rdza wiąże się z metalem. To zderzenie cząsteczek i sił nieodwracalnie zmieniło nas troje. Nie było od tego odwrotu.”

Kto stoi za porwaniem Greer?
Jaka była historia poznania Asha i Embry'ego?
Czy Moore odnajdzie swoją ukochaną?

Odniosłem wrażenie, że on jest w stanie przejrzeć mnie na wskroś, zobaczyć to, wyczuć rozpaczliwy chaos płonący w mojej krwi, lecz on nie napierał, nie ponaglał mnie. Jeśli miałbym cokolwiek powiedzieć o jego uczuciach, to zapewne to, że wyglądał na trochę urażonego utrzymywaniem przeze mnie dystansu, który zwiększył się, odkąd go zraniłem, bo byłem zbyt popierdolony, żeby zebrać się w garść i przyznać, czego chcę.
To był czas udręki. Każda sekunda.
Lecz wszystko zbladło. Za wiele trzeba było zrobić, żeby przeżyć tu i teraz.”

Amerykański książę” to drugi tom „New Camelot Trilogy”. Przyznam się szczerze, że po skończeniu „Amerykańskiej królowej” bardzo czekałam na tę część. Nie do końca wiedziałam, czego mogę się spodziewać w dalszym ciągu tej historii, a sam opis niewiele zdradza, mamy jedynie ogólnikowy wgląd na sytuację, ale już teraz Wam powiem.... WOW, ta książka to sztos. Autorka w znakomity sposób potrafi wprowadzić czytelnika w stan chwilowego zawieszenia, idealnie dawkuje napięcie, które w odpowiednim momencie osiąga punkt kulminacyjny. Powieść ta jest genialnie napisana, a opisy seksu... oj było gorąco, niejednokrotnie na mojej twarzy wykwitały pokaźne rumieńce, choć sceny były dość perwersyjne, nie były przesadnie brutalne i odpychające. Sam pomysł na fabułę jest bardzo fajny, w odpowiednim czasie i stopniowo odkrywa karty z przeszłości Embry'ego, głównie pobyt jego oraz Asha na misji.

W pierwszym tomie mamy możliwość przeczytania tylko narracji z punktu widzenia Greer, w drugiej części dostajemy urozmaicenie i więcej myśli i odczuć Embry'ego, którego życie zostało podzielone na to przed i po poznaniu Asha i pobycie na misji, co dla mnie było świetnym zabiegiem, ponieważ szczegółowo dowiadujemy się, jak wyglądał ich pobyt w Karpatii i to jak rozwijało się ich uczucie. Nie macie pojęcia jak ogromny natłok myśli mam po skończeniu tej książki, tyle chciałabym Wam napisać, ale wtedy wyszłoby obszerne streszczenie, a nie recenzja tej genialnej historii, dlatego teraz słówkiem wspomnę o bohaterach.

Pani Simone wykreowała bardzo fajne postacie, każda z nich wyróżnia się w innym, choć mocnym charakterem. Greer to osoba silna z idealnie pokerową twarzą, nie daje się złamać, chociaż były momenty, w których sama dała się ponieść emocjom. Ash, hmm... nadal go uwielbiam, tylko teraz momentami odniosłam wrażenie, że się gubił, nie wiedział dokładnie, jak ma postąpić w niektórych sytuacjach. Embry to moje oczko w głowie, uwielbiam go i jego gonitwę myśli. Wspomnę dosłownie tylko jednym zdaniem o Abilene, kuzynce Greer, która tak tu miesza, że miałam ochotę wyrwać jej wszystkie kłaki z głowy, zawistna, zazdrosna baba.

Nie będę więcej się rozpisywać, ponieważ ta książka to pozycja obowiązkowa dla miłośników mocnych erotyków. Seksowny prezydent i wiceprezydent oraz ich królowa. Trójka wspaniałych, która nieźle miesza w swoich życiach. Gorąco Was zachęcam do przeczytania tej propozycji i odkrycia, jakie tajemnice skrywają ściany Białego Domu, kto spiskuje za plecami pary prezydenckiej oraz przekonania się kto jest przyjacielem, a kto zdrajcą. Ja z niecierpliwością wyczekuję trzeciego i tym samym ostatniego tomu tej trylogii, aby dowiedzieć się, co będzie dalej i bliżej poznać Asha (szczególnie po takim zakończeniu).

Gorąco polecam,

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Kobiece.



wtorek, 27 sierpnia 2019


Penelope Ward
“Gentleman Numer Dziewięć”


“Prawdziwą przyjaźń rozpoznaje się po tym, że nadal możesz do kogoś wrócić, nawet gdy okoliczności życiowe zupełnie się zmieniają”.

Amber, Channing i Rory dorastali jako trójka przyjaciół. Pewnego dnia chłopcy zawarli pakt: żaden z nich nigdy nie zwiąże się z Amber. Kiedy, gdy Channing wyjeżdża do college’u, Rory zrywa tę umowę i związuje się z Amber. Po wielu latach mężczyzna ją porzuca. Zraniona dziewczyna postanawia, że przez jakiś czas da sobie spokój z facetami. I wtedy w jej życiu ponownie pojawia się Channing, który wynajmuje u niej pokój. Przyjaciel z dawnych lat okazał się świetnym kompanem, który potrafi słuchać i wesprzeć dobrym słowem. Aczkolwiek, któregoś wieczoru Channing przypadkowo odkrywa coś w komputerze Amber. Postanowił na to zareagować i nie dopuścić do tego, żeby dziewczyna spotkała się z mężczyzną do towarzystwa figurującym jako Gentleman Numer Dziewięć. 

“Z całą pewnością nie spodziewałem się zobaczyć tego, co zobaczyłem. Amber zostawiła otwarte okno czatu. To była wiadomość do kogoś.
Z łomoczącym sercem przeczytałem ją przynajmniej trzy razy.
Co to ma, do cholery, być?”

Co zrobi Channing?
Dlaczego Rory zerwał z Amber?
Jak się zakończy historia trójki przyjaciół?
Który zdobędzie serce dziewczyny?

Twórczość Penelope Ward jest mi dość dobrze znana zarówno w duecie, jak i osobno. Tym razem autorka przychodzi do nas z pozycją “Gentleman Numer Dziewięć”. W tej książce zostaje nam przedstawiona historia trójki dobrych znajomych, którzy się przyjaźnili od najmłodszych lat i mieli wspólną historię. Channing i Rory obiecali sobie, ze żaden z nich nie zwiąże się z Amber, jednak Rory się wyłamał, zakochał i związał z dziewczyną, a po dziewięciu latach ją rzucił. Wtedy niespodziewanie w życie Amber wkracza Channing, który ją wspiera i otacza opieką, do czasu, aż odkrywa, że Amber skontaktowała się z ekskluzywną agencją towarzyską i chce wynająć męską prostytutkę. Jednak ten postanowił na to jakoś zareagować... I to na tyle z fabuły, więcej nic nie zdradzę ;) Powiem Wam, że książka jest naprawdę fajna, pochłonęłam ją, nawet nie wiem kiedy. Nie było takiej chwili, bym się nudziła. Lubię tego typu historie, które nie są ciężkie w odbiorze i łatwo wpaść w ich rytm. Autorka miała bardzo ciekawy pomysł na fabułę, który uważam, że dobrze wykorzystała. Stworzyła ciekawe i barwne postacie, które polubiłam już od samego początku, chociaż było kilka sytuacji, w których Amber mnie wkurzała. Pani Ward pisze nadzwyczaj lekko, dzięki czemu jej książki są niebanalne i przyciągające. Postawiła w tej opowieści na dwutorową narrację, przez którą mogliśmy poznać bohaterów nieco bliżej, co czuli, jakie problemy im towarzyszyły itd. Ale pojawi się też jeden rozdział z punktu widzenia Rory'ego, co było ciekawym zabiegiem. Dialogi były interesujące i miejscami śmieszne, dlatego na pewno nie będziecie się nudzić, czytając. Czasami trudno jest cokolwiek napisać na temat autora i jego twórczości, kiedy miało się tę przyjemność recenzowania jej innych pozycji, ale jedyne, co mogę zrobić, to się powtarzać. Po prostu uwielbiam książki tej pisarki i chyba nigdy mi się nie znudzą :)
Teraz pozwolę sobie w kilku zdaniach przybliżyć Wam postacie. Amber to miła, pomocna i opiekuńcza kobieta. Przeżyła rozstanie, które ją załamało, ale dzięki Channingowi, zaczęła żyć na nowo. Rory, co by tu o nim napisać, kochał Amber ponad wszystko, ale ją zostawił. Jednak miał ku temu powód, który poznacie bliżej końca książki. Channing boszeeeee, jak ja tego gościa uwielbiałam. Przystojniak, który ma przylepioną do siebie łatkę kobieciarza, ale jest wręcz kochany, opiekuńczy i tak cudownie zajął się kicią :D :D :D

“(...) Szedłem do ciebie, a ona śledziła mnie aż do twoich drzwi. Upatrzyła sobie mnie na State Street i podążała za mną przez całą drogę do Beacon Hill. Gdy wszedłem do środka, nie miałem serca zostawić jej na zewnątrz. Cały czas miauczała do mnie. Uznałem, że jest głodna. Dałem jej trochę indyka z twojej lodówki. Odkupię ci go.”


Co do bohaterów drugoplanowych, to bardzo polubiłam przyjaciółkę Amber - Annabelle, która na każdym kroku ją wspierała i zawsze była obok. Aczkolwiek były również i inne postacie, które w świetny sposób uzupełniały całą tę historię.

Po raz kolejny Pani Ward mnie nie zawiodła, z czego się ogromnie cieszę. Zawsze chętnie sięgam po każdą jej książkę, nie ważne, czy to w duecie, czy nie. Jeśli lubicie twórczość tej pisarki, to wiecie czego, możecie się po niej spodziewać. 

Podsumowując “Gentleman Numer Dziewięć” to lekka i przyjemna książka, która umili Wam wieczór. Oprócz romansu znajdziecie tu jeszcze kilka innych wątków, które są bardzo ważne i które w jakiś sposób wpłynęły na życie bohaterów. Jedyne, co mi pozostało, to zachęcić Was do sięgnięcia po tę lekturę, przy której spędzicie naprawdę fajnie czas.

Kasia

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Editio Red.

poniedziałek, 26 sierpnia 2019


Penelope Douglas
“Punk 57”


“Samotność, Pustka, Pozory, Wstyd, Strach.
Zamknij oczy. Nie ma tutaj nic, co można zobaczyć...” 

Misha od kilku lat koresponduje listownie z Ryen. Obiecali sobie, że nigdy się nie spotkają, ani nie będą szukali żadnych informacji na swój temat w mediach społecznościowych. Jednak pewnego dnia chłopak spotyka swoją Ryen zupełnie przypadkowo na jednej z imprez organizowanych przez jego zespół. Misha zrozumiał, że dziewczyna go okłamała. Nie była wcale taka, jak ją sobie wyobrażał. Postanowił, że jeszcze jej nie zdradzi, kim tak naprawdę jest. 

“Okłamała mnie.
Nie okłamała mnie dosłownie, ale kiedy czytałem jej listy, nie odniosłem wrażenia, że tak wygląda. Wyobraziłem sobie kujonkę w okularach, z purpurowymi pasmami we włosach, ubraną w koszulkę z Gwiezdnych wojen”.

I wtedy wydarzyła się tragedia, do której być może by nie doszło, gdyby Misha tamtego wieczoru nie spotkał Ryen. Teraz chłopak nie chce jej znać. Jedyne czego pragnie, to o niej zapomnieć i ją znienawidzić.
Ryen nie wie, czemu Misha tak nagle przestał jej odpisywać na listy. Do tego w jej życie wkracza pewien chłopak, który wyraźnie chce zniszczyć jej poukładane życie. Tylko dlaczego Ryen nie może przestać o nim myśleć?

Co się wydarzyło w życiu Mishy?
Dlaczego nowo poznany chłopak próbuje uprzykrzyć życie Ryen? 

Twórczość Penelope Douglas mogliście już poznać poprzez książki “Dręczyciel”,  “Dopóki nie zjawiłaś się ty”, czy “Birthday girl”. Ja oczywiście te pozycje znam i je uwielbiam. Teraz do mojej kolekcji doszła kolejna, czyli “Punk 57”. Boże święty, co to za historia, to głowa mała. Już dawno nie czytałam tak dobrej książki ze świetną relacją hate/love, którą zarazem kocham. To powieść, która trzyma w napięciu, a emocje, które w sobie zawiera, po prostu Was powalą na kolana. Ja jak się do niej dopadłam, to nie odłożyłam, dopóki nie przewróciłam ostatniej strony. Misha i Ryen nie mieli łatwego życia, oboje coś stracili, co myślę, ich w pewien sposób łączyło. Są silnymi, charyzmatycznymi bohaterami i takimi z prawdziwego zdarzenia, których pokochałam już od pierwszej strony, aczkolwiek możecie odczuć, że Ryen jest głupią i pustą laleczką, która nie ma własnego zdania, ale kochani ona taka nie jest. Dajcie jej szansę i poznajcie jej historię, a zrozumiecie, dlaczego była taka, a nie inna. Autorka wykonała naprawdę kawał znakomitej roboty, pisząc tak genialną książkę. Z dokładnością przedstawiła nam konflikt pomiędzy bohaterami. Uwielbiam sposób, w jaki Pani Douglas poprowadziła całą fabułę i zwróciła uwagę na bardzo poważny problem, który zazwyczaj ma miejsce w szkołach, chodzi mi tu właśnie o wyśmiewanie, zastraszanie i znęcanie się psychiczne, jak i fizyczne nad drugą osobą, ale nie tylko, bo są jeszcze inne wydarzenia. Ta historia w pewnych momentach kipiała hot scenami, które nie były przesadzone, ale za to rozpalały zmysły do czerwoności. Jest tu zastosowana moja ulubiona narracja i dwa punkty widzenia zarówno Mishy, jak i Ryen, cieszyłam się z tego niemiłosiernie, bo mogliśmy zaobserwować to, co siedzi w ich umysłach i z czym się muszą zmagać, mimo tak młodego wieku. Powiem Wam, że wiele książek, które czytam, robią na mnie ogromne wrażenie, ale ta pozycja, to po prostu totalny SZTOS, aż brak mi słów i ciężko jest mi dobrać odpowiednie zdania do tego, by nakreślić Wam pokrótce to, co czułam, czytając. Kocham książki od tej autorki, ponieważ jest jedyna w swoim rodzaju i uwielbiam jej styl pisania, który jest lekki, spójny i opisowy, do tego pomysły na każdą fabułę ma rewelacyjne, że nie sposób się od jej opowieści oderwać. Wierzę, że “Punk 57” wywrze na Was ogromne wrażenie i pokochacie tę historię tak samo, jak ja i wiele innych czytelniczek. Na pewno wiem, że do tej lektury będę wracać dosyć często i nie poprzestanę tylko na jednorazowym przeczytaniu. Specjalnie nie napisałam Wam za wiele z fabuły, ponieważ to Wy sami musicie przeczytać tę opowieść. Nie chcę odbierać Wam całej przyjemności z poznania tej jakże trudnej, aczkolwiek pięknej historii.

Życie jest jak pięćdziesiąt złych zakrętów na wyboistej drodze. Możesz mieć tylko nadzieję, że wylądujesz w jakimś ładnym miejscu”.

Podsumowując “Punk 57” to pozycja MUST READ. Pani Douglas porusza wiele trudnych tematów, które chwytają za serce, ale też ściskają gardło z nerwów. Nie dostaniecie tu cukierkowatego młodzieżowego romansu pomiędzy dwójką bohaterów, więc się na to przyszykujcie. 
Tak więc Drogi Czytelniku, na pewno zatracisz się w tej historii i nie będziesz potrafił oderwać się od tej książki, dopóki nie dobrniesz do ostatniej strony :) 
Szczerze polecam.

Kasia

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu.

piątek, 23 sierpnia 2019


Penelope Ward - „Daddy Cool”


Francesca O'Hara i Mackenzie Morrison przyjaźnili się w czasach studenckich. Łączyła ich bardzo mocna więź, która nagle została zerwana, łamiąc tym samym serce dziewczynie. Wydawać by się mogło, że każde z nich podąża swoją drogą, za swoimi marzeniami, jednak zawsze o sobie pamiętali. Frankie została nauczycielką. Kilka lat później ich drogi się przecinają. Mack jest najseksowniejszym ojcem jednego z uczniów elitarnej katolickiej szkoły i trafia jako jej podopieczny. Przypadek?

Tylko tobie mogłem zaufać, jeśli chodzi o opiekę nad nim Frankie. Jego matka cały czas pracuje. A ja sam nie wiem, co robię. Wiem, że to było sto lat temu, gdy byliśmy sobie bliscy, i wiem, że teraz czujesz się przytłoczona. Wiem, że spieprzyłem wszystko, co było między nami, ale nigdy cię nie zapomniałem. Nie było dnia, żebym o tobie nie myślał. Gdy Torrie dostała przeniesienie do Bostonu, wiedziałem, że to znak. Moses powiedział mi, gdzie pracujesz i gdy dowiedziałem się, że prowadzisz pierwszą klasę, uznałem, że to największy możliwy znak. Zrobiłem wszystko, co mogłem, aby znalazł się w tej klasie.”

Czy Frankie zaryzykuje i wejdzie drugi raz do tej samej rzeki?
Dlaczego Mack w przeszłości porzucił Frankie?
Czy w tej dwójce ponownie rozbudzą się dawne uczucia?
A może one nigdy nie wygasły?

-Dziękuję Frankie. Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. Dlatego tu jestem.
Dla niego.
Dla mnie.
Dla ciebie.
Jestem tu dla ciebie.
Chcę, abyś znowu była obecna w moim życiu.
Nawet jeśli możesz mi zaoferować jedynie przyjaźń.
Pierdolenie. To mi nigdy nie wystarczy.
Nie w twoim przypadku.
Było tyle rzeczy, które chciałem jej powiedzieć, lecz nie mogłem.”

Daddy cool” to powieść, która całkiem niedawno pojawiła się na polskim rynku wydawniczym, w momencie, gdy zobaczyłam ją w zapowiedziach, wiedziałam, że muszę ją mieć i dowiedzieć się, co kryje się pod tym tytułem. Bardzo lubię twórczość Penelope Ward, zarówno te, które wydaje sama, jak i te w duetach. Zacznę może od tego, że książka jest napisana w genialny sposób, autorka pisze stylem prostym i bardzo przyjemnym. Do tego zastosowany tu schemat, jest jednym z tych, które bardzo lubię, zaczyna się od przyjaźni, następnie pojawiają się uczucia i dochodzi do rozłąki, a później spotkanie po latach. Ja tak naprawdę spędziłam bardzo mile czas przy tej powieści.

Autorka postawiła tu na narrację dwuosobową, poznajemy punk widzenia Frankie i Macka, ale jako „dodatek” mamy również wspomnienia przeszłości tej dwójki, co jest znakomitym zabiegiem, ponieważ fajnie jest poznać opisy niektórych sytuacji takimi, jakie były :) Główni bohaterowie zostali znakomicie wykreowani. Większość z nich zdobyła moją sympatię, chociaż oczywiście były również osoby, które działały mi na nerwy. Frankie to bardzo miła, ciepła i troszeczkę fajtłapowata kobieta, z którą na pewno bym złapała wspólny język. Momentami była zagubiona, ale wcale jej się nie dziwię, do tego, jak dojdą rodzinne tajemnice, o których dowiaduje się przez przypadek, załamanie gwarantowane, jednak nie u niej. Natomiast Mack, o mamuniu jakie ja miałam wyobrażenie o nim. :D Jest czarujący, brutalnie szczery, zdeterminowany, tak zdecydowanie te słowa najlepiej go opisują. Mieszkał naprzeciw cudownej Pani Migillicutty, którą ja pokochałam, z jej tekstów niejednokrotnie śmiałam się w głos, przypomina mi nawet troszeczkę moją babcię, która ma tak samo niewyparzoną buzię. :)

Podsumowując „Daddy cool” to bardzo przyjemna hostoria, o miłości rozłące, ale przede wszystkim o tym, czy warto czasem zaryzykować i dać uczuciu drugą szansę. Ja ponownie nie zawiodłam się na twórczości tej autorki i na każdą jej kolejną propozycję będę czekała z niecierpliwością. Was bardzo gorąco zachęcam do przeczytania tej powieści, gwarantuję, że spędzicie przy tej opowieści bardzo miły czas. Nie wachajcie się ani chwili, tylko koniecznie już teraz sięgnijcie po swoje egzemplarze. :)

Gorąco polecam,

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Editio Red.

środa, 21 sierpnia 2019


Julie Johnson
“Zakochani rozbitkowie”


“Ale skąd mogłam wiedzieć, co się stanie? Skąd mogłam wiedzieć, że moja wakacyjna praca, która miała być darmową przygodą w raju, rozwali moje życie skuteczniej niż C4 rzucony mi pod nogi? Skąd mogłam wiedzieć, że szukając zmiany, szykuję sobie własną zgubę bardziej zawzięcie niż samobójca skaczący z mostu?”

To miały być wakacje pełne przygód i lekkiej pracy, a zamieniły się w koszmar. Katastrofa lotnicza i życie na bezludnej wyspie. To właśnie się przytrafiło siedemnastoletniej Violet. Przeżyła katastrofę samolotu, ale nie jako jedyna, był jeszcze Beck, mężczyzna, którego spotkała na lotnisku i z którym miała “małą” scysję z bagażem oraz steward. Była pewna, że już nigdy więcej go nie spotka, ale nie sądziła, że to właśnie z nim, przyjdzie jej dzielić razem życie i, że to od niego będzie potrzebowała wsparcia. 
Ale to dopiero początek, bo od przetrwania groźniejsza okazała się jego obecność i uczucie, które w niej wzbudzał.
Czasami przetrwanie oznacza dryfowanie po nieznanych wodach. Jednak co zrobić, kiedy ratunek nie nadchodzi…

Julie Johnson to autorka bestsellerów “USA Today”, iTunes oraz Barnes & Noble. Swoją pierwszą “powieść Wbrew grawitacji napisała jeszcze na studiach. Był to początek jej pisarskiej i życiowej drogi. Nie czytałam książki “Wbrew grawitacji”, dlatego “Zakochani rozbitkowie” to moja pierwsza styczność z twórczością autorki. Książka nie jest, aż tak bardzo zła, aczkolwiek jestem nieco rozczarowana. Myślałam, że ta historia będzie dużo, dużo lepsza, niektóre opisy były wręcz absurdalne i chyba za mocno poniosła autorkę wyobraźnia. Pamiętam, że kiedy zobaczyłam w zapowiedziach tę pozycję to nie dość, że okładka mnie przyciągnęła, to i opis. No i kiedy zaczęłam ją czytać, zapowiadało się super, ale im bardziej się zagłębiałam w fabule, to, tym bardziej mnie nudziła, jednak czytałam do końca i nawet znalazłam kilka plusów tej książki, ale niewiele. Pomysł na fabułę zdecydowanie Pani Johnson miała, ale niestety nie wykorzystała go do końca, a szkoda. Momentami czułam, że wszystko zbyt szybko się dzieje albo za wolno. Mimo to pisarka pisze lekko, że książkę pochłoniecie w trymiga. Ja ją przeczytałam zaledwie w jeden wieczór. Żeby nie było, nie mówię tej opowieści całkowite NIE, ale myślę, że gdyby autorka poświęciła jej więcej czasu, to wyszłaby z tego naprawdę świetna historia. Violet znalazła się na bezludnej wyspie z draniem i bucem, który już na lotnisku wywarł na niej takie wrażenie. Nigdy by się nie spodziewała, że wejście na pokład prywatnego samolotu skończy się dla niej w taki sposób. Natomiast Beck już od początku był w jakimś stopniu pod wrażeniem Violet i tego, w jaki sposób dziewczyna sobie radzi. Jest tym starszym i mądrzejszym, ale wszystko do czasu. Chemia pomiędzy tą dwójką jest wręcz namacalna i mogę powiedzieć, a raczej napisać, że właśnie to między innymi mi się spodobało w tej lekturze. Fajnym zabiegiem była również wpleciona relacja hate/love, aczkolwiek Violet była miejscami dziecinna, no w sumie czego się można spodziewać po nastolatce, chociaż niektóre mają głowę na karku i zachowują się dojrzalej niż niejeden dorosły i właśnie taka była też główna bohaterka. Podziwiałam ją za to, że się jakoś trzymała i nie poddawała.

“Nazywa mnie dzieckiem, ale ja nie jestem naiwna. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że bardzo często ludzie, których lubimy, nie darzą nas takim samym uczuciem.”

Szkoda, że ta powieść jest opowiedziana, tylko z punktu widzenia Violet, bo byłam ciekawa, jakie myśli się kłębią w głowie Becka, jak on się czuje, co przeżywa, ale niestety się tego nie dowiedziałam. Co do postaci drugoplanowych to było kilka, ale tylko na samym początku, jednak nie wolno pominąć Iana. Chłopak, który również przeżył katastrofę, wniósł odrobinę humoru do tej opowieści, co było bardzo fajne, ale już nic więcej o nim nie wspominam.
Z fabuły też już Wam nic więcej nie zdradzę. Kto będzie miał ochotę, to przeczyta tę książkę. We mnie nie wywołała tego efektu WOW, ale może akurat Wam się spodoba, bo oczywiście da się ją przeczytać.

Podsumowując “Zakochani rozbitkowie” to historia o katastrofie lotniczej i życiu na bezludnej wyspie. To również opowieść o przetrwaniu, kiedy na horyzoncie nie pojawia się żaden ratunek, ale również to historia o niespodziewanej miłości, która nie powinna się zdarzyć. Szkoda, że książka jest niedopracowana, bo mogła wyjść z tego niezła perełka. Praktycznie dopiero pod koniec robi się ciekawie i zaczyna się coś dziać. Po końcówce można się domyślać, że będzie też kolejny tom, który oczywiście z przyjemnością przeczytam, bo może właśnie tam znajdę to, czego w tej części nie dostałam.

Kasia

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.

Wydawnictwo Kobiece




Beata Majewska
“Zastępcza miłość”


"(...) każda miłość jest pierwsza, bo wszystkie przed nią nie były miłością, a jedynie miłostkami."                           

Julia Kwiatkowska to dziewiętnastoletnia Polka, która wraz z przyjaciółkami wyjeżdża na wakacje do Monako. Tam poznaje czarnoskórego mężczyznę, który proponuje jej nietypową “pracę” z polecenia szefa. Julka bez namysłu od razu odmawia, ale pewne zrządzenie losu, niestety zmusi ją do przyjęcia tego zlecenia.
Dziewczyna wkracza w świat pełen luksusu, pieniędzy i intryg. Pośrednikiem pomiędzy nią a zleceniodawcą jest Diamond King. Między tą dwójką rodzi się uczucie, które nie powinno się wydarzyć.

“- Chodzi o to, że boss i Gabriela szukają odpowiedniej kandydatki, by… - Nachylił się i resztę zdradził Julii na ucho.
- Czy ja śnię? - Tylko tyle była w stanie z siebie wydobyć.”

Jaką pracę zaproponował Julii Diamond?
Co skłoniło dziewczynę do przyjęcia tej propozycji?
Jak się zakończy ta historia?

Przeważnie czytałam książki od autorki Augusty Docher, ale w roli ścisłości Beata Majewska i Augusta Docher to jedna i ta sama osoba. Aczkolwiek to moja pierwsza pozycja od Pani Beaty, którą miałam możliwość przeczytać, dzięki uprzejmości Wydawnictwa LIRA. Tak więc “Zastępcza miłość” to naprawdę świetna historia młodej kobiety, która została postawiona w dość nieciekawej sytuacji, podjęła bardzo ważną decyzję w swoim życiu, aby jej i matce było lżej. Co prawda Pani Teresa mama Julki, nie była zadowolona z tego pomysłu, wręcz jej odradzała i się na niego nie godziła, ale nie potrafiła od tego odwieść córki, gdyż ta jest już pełnoletnia. Powiem Wam, że historia zawarta w tej książce jest bardzo ciekawa i intrygująca. Lubię tego typu opowieści, które są jakby swojego rodzaju odmóżdżaczem. Pani Beata pisze stylem lekkim i spójnym, pomysł na fabułę był interesujący i przyciągający. Ja tę książkę pochłonęłam bardzo szybko, kiedy dobrnęłam do końca, to nie wierzyłam, że to już ostatnia strona, ponieważ chciałam o wiele więcej. Postacie były charyzmatyczne, atrakcyjne i dobrze wymyślone, nie byli sztuczni za co, daje autorce dużego plusa. Książka napisana jest w trzeciej osobie, nie bardzo lubię taką narrację, ale akurat w tym przypadku mi to w ogóle nie przeszkadzało. Bardzo wiele innych bohaterów przewija się przez całą tę opowieść, którzy wnoszą coś własnego do tej książki. Bardzo polubiłam Panią Teresę i Michała. Co do Julki, to czasami mnie denerwowała i na samym początku nie pałałam do niej jakąś wielką sympatią, ale ją podziwiałam. Ja raczej bym się na taki krok nie zdecydowała, aczkolwiek jest takie powiedzenie “nigdy nie mów nigdy”. Diamond to postać rzekłabym, że bardzo pozytywna i śmieszna, ale czasami jego zachowanie i myśli niezmiernie mnie wkurzały.

 Autorka w swojej książce poruszyła bardzo ważne kwestie, przez co cała opowieść stała się niebanalna. Bardzo podobało mi się to, że akcja rozgrywa się nie tylko na terenie Polski, ale również w Monako, zawsze to jakaś odmienność. Jednak były też małe niedociągnięcia, ale można przymknąć na nie oko. Co jeszcze mogę Wam o tej lekturze napisać, może to, że wciąga już od pierwszych stron, ja zazwyczaj czytam szybko książki, o ile takowe mnie oczywiście wciągną, to potrafię przeczytać ją w jeden wieczór bądź góra dwa dni. Tę akurat pozycję pochłonęłam w niecałe dwa dni. Ciężko było mi się od niej oderwać, ale to bardzo dobrze świadczy o autorce i jej warsztacie pisarskim, ponieważ słowami zawartymi w książce potrafi wciągnąć czytelnika w wymyśloną przez siebie fabułę, a to jest ogromny plus. Myślę, że dla wielu z Was spodoba się ta lektura. Jeśli lubicie twórczość Pani Beaty bądź Augusty to już sami wiecie, jakim pisze stylem i czego się można po niej spodziewać. Ja się nie zawiodłam i na pewno będę tę książkę ją polecać.

Podsumowując “Zastępcza miłość” to opowieść, która porusza wiele poważnych tematów, które nie tylko są fikcją literacką, ale w prawdziwym świecie takie sytuacje również mają miejsce. Myślę, że historia Julii i Diamonda przypadnie Wam do gustu.
Polecam.

“- Jak myślisz, ślepy traf czy przeznaczenie? Co nas połączyło? Zastępcza miłość?
Spojrzałam głęboko w jego oczy.
- Miłość. Po prostu.”

Kasia

Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu LIRA.

Wydawnictwo Lira

wtorek, 20 sierpnia 2019


K. A. Figaro - „Zranione uczucia”
[PATRONAT MEDIALNY]


- Nie wiem, co musiałoby się stać, żebym mógł kogoś pokochać.
-Może kiedyś spróbujesz?
-Nie liczyłbym na to.”

Coś, co miało być z pozoru tylko prostym układem, opartym przede wszystkim na niezobowiązującym gorącym seksie, lekko się skomplikował. Pojawiły się uczucia, które wszystko utrudniają. Jednak w życiu Łucji jest również drugi mężczyzna, Igor, który sprawia, że kobieta zaczynać postrzegać wiele spraw z całkowicie innej perspektywy. Nieszczęsny los często ma dla nas inne plany i lubi burzyć nasze życie, również i tym razem szykuje niemałe zaskoczenie dla bohaterów, będące konsekwencją nieprzemyślanego postępowania.

Wiem, że jesteś na mnie zła. Nie dziwię się. Pewnie dopiero niedawno zrozumiałaś, na czym polega nasz układ. Może myślałaś, że mnie zmienisz, ale tak się nie stanie. Nie ty jedna tego próbowałaś. - Nie wiedziałam do czego zmierza, ale nie chciałam tego dłużej słuchać, Dymitr jednak nie zamierzał przestać. - Zależy mi, żeby nasz układ trwał. Pociągasz mnie. Podobasz mi się. Lubię twój uśmiech i zapach. Musisz po prostu wyrzucić z siebie gniew i zazdrość, żeby to zadziałało, bo wiem, że nadal mnie pragniesz.”

Którego z mężczyzn wybierze Łucja – Dymitra czy Igora?
Jakie będą skutki jej jednej nieprzemyślanej decyzji?

Wszystkie moje postanowienia diabli wzięli. Miałam być twarda. Miałam go nie kochać i nie okazywać słabości. Rozpłakałam się i nawet nie zauważyłam, kiedy do mnie podszedł.
Przytulił mnie krótko i pocałował namiętnie, z taką pasją jak jeszcze nigdy wcześniej. Nawet nie miałam siły się bronić, zarzuciłam mu ręce na szyję i oddałam pocałunek. Chłonęłam go z tęsknotą. Chciałam być jego i dla niego. Las, śmierdząca farba, mokre policzki, jego delikatność i stanowczość zarazem – wszystko to spowodowało, że pragnęłam więcej.”

Zranione uczucia” to drugi tom „Prostego układu” przyznam się szczerze, że po skończeniu pierwszej części, byłam bardzo ciekawa tego, co autorka przyszykuje dla bohaterów i jaki los ich spotka, czy będzie im pisane szczęśliwe zakończenie? No właśnie.... ale przy zakończeniu dostajemy pstryczka w nos i zostajemy z pytaniem, ale jak to tak?? Ja się pytam, jak można urwać w takim momencie i zostawić czytelnika... no właśnie z czym – jedną ogromną niewiadomą!!! Ale pocieszam się tym, że będzie trzeci tom, który odkryje, co nasz kochany Dymitr ma za uszami. :)

Pierwszy tom był debiutem Kasi Figaro i jak w wielu takich przypadkach bywa, było troszeczkę niedociągnięć, teraz jednak jestem bardzo pozytywnie zaskoczona, ponieważ zarówno styl, jak i język, jakim posługuje się autorka, diametralnie się zmienił. Czuć już po kilku pierwszych stronach, że ta część jest bardziej dopracowana.

Główna bohaterka potwornie działała mi na nerwy, że momentami czytając „Prosty układ”, miałam ochotę nieźle nią wstrząsnąć, a książką rzucać po kątach, tak teraz przy kontynuacji mogę stwierdzić, że Łucja dorosła, odnoszę wrażenie, że zmądrzała, stała się bardziej rozważna (choć nie zawsze), niejednokrotnie chciałam jej powiedzieć „dziewczyno uciekaj od tego gościa gdzie pieprz rośnie.” Troszkę role nam się odwróciły, Łucji nie lubiłam, natomiast Dymitra pokochałam, tak teraz, uważam, że ten piekielny typ to kawał... ach, nie będę się wulgarnie wyrażać, ale to złamas jakich mało i ten jego tupet.
Dostajemy tu kilka rozdziałów napisanych z jego punktu widzenia, co w niewielkim stopniu mnie usatysfakcjonowało, jednak nadal jest ten niedosyt, pragnienie, aby poznać jego zniszczoną duszę dogłębnie. Chcę dowiedzieć się, dlaczego stał się tak bezduszną i bezuczuciową osobą, ponieważ to, że Łucję potraktował w tak okrutny sposób, ale nie będę zdradzała fabuły, mam nadzieję, że w kolejnej części dowiemy się więcej o jego przeszłości.

Zranione uczucia” to historia zawierająca całą paletę emocji. Niejednokrotnie odkładałam książkę, aby uspokoić moje skołatane nerwy, czy wytrzeć łzy spływające po moich policzkach . Jest to powieść poruszająca, pełna mrocznych sekretów, ale również mnóstwa niedopowiedzeń i intryg. Ja z niecierpliwością wyczekuję 3 tomu tej trylogii, mam nadzieję, że nie trzeba będzie długo czekać, tym bardziej po takim zakończeniu. Gorąco Was zachęcam do sięgnięcia po tę powieść i przekonania się jakie trudne decyzje do podjęcia ma Łucja? Czy wszystkie będą słuszne?

Miłość to trucizna. Wysysa z nas resztki zdrowego rozsądku, a potem zdeptuje i spycha do piekieł.”

Gorąco polecam.

Paula

Za możliwość przeczytania książki i objęcia patronatem dziękuję autorce K.A. Figaro oraz wydawnictwu Lipstick books.






  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...