środa, 21 sierpnia 2019


Julie Johnson
“Zakochani rozbitkowie”


“Ale skąd mogłam wiedzieć, co się stanie? Skąd mogłam wiedzieć, że moja wakacyjna praca, która miała być darmową przygodą w raju, rozwali moje życie skuteczniej niż C4 rzucony mi pod nogi? Skąd mogłam wiedzieć, że szukając zmiany, szykuję sobie własną zgubę bardziej zawzięcie niż samobójca skaczący z mostu?”

To miały być wakacje pełne przygód i lekkiej pracy, a zamieniły się w koszmar. Katastrofa lotnicza i życie na bezludnej wyspie. To właśnie się przytrafiło siedemnastoletniej Violet. Przeżyła katastrofę samolotu, ale nie jako jedyna, był jeszcze Beck, mężczyzna, którego spotkała na lotnisku i z którym miała “małą” scysję z bagażem oraz steward. Była pewna, że już nigdy więcej go nie spotka, ale nie sądziła, że to właśnie z nim, przyjdzie jej dzielić razem życie i, że to od niego będzie potrzebowała wsparcia. 
Ale to dopiero początek, bo od przetrwania groźniejsza okazała się jego obecność i uczucie, które w niej wzbudzał.
Czasami przetrwanie oznacza dryfowanie po nieznanych wodach. Jednak co zrobić, kiedy ratunek nie nadchodzi…

Julie Johnson to autorka bestsellerów “USA Today”, iTunes oraz Barnes & Noble. Swoją pierwszą “powieść Wbrew grawitacji napisała jeszcze na studiach. Był to początek jej pisarskiej i życiowej drogi. Nie czytałam książki “Wbrew grawitacji”, dlatego “Zakochani rozbitkowie” to moja pierwsza styczność z twórczością autorki. Książka nie jest, aż tak bardzo zła, aczkolwiek jestem nieco rozczarowana. Myślałam, że ta historia będzie dużo, dużo lepsza, niektóre opisy były wręcz absurdalne i chyba za mocno poniosła autorkę wyobraźnia. Pamiętam, że kiedy zobaczyłam w zapowiedziach tę pozycję to nie dość, że okładka mnie przyciągnęła, to i opis. No i kiedy zaczęłam ją czytać, zapowiadało się super, ale im bardziej się zagłębiałam w fabule, to, tym bardziej mnie nudziła, jednak czytałam do końca i nawet znalazłam kilka plusów tej książki, ale niewiele. Pomysł na fabułę zdecydowanie Pani Johnson miała, ale niestety nie wykorzystała go do końca, a szkoda. Momentami czułam, że wszystko zbyt szybko się dzieje albo za wolno. Mimo to pisarka pisze lekko, że książkę pochłoniecie w trymiga. Ja ją przeczytałam zaledwie w jeden wieczór. Żeby nie było, nie mówię tej opowieści całkowite NIE, ale myślę, że gdyby autorka poświęciła jej więcej czasu, to wyszłaby z tego naprawdę świetna historia. Violet znalazła się na bezludnej wyspie z draniem i bucem, który już na lotnisku wywarł na niej takie wrażenie. Nigdy by się nie spodziewała, że wejście na pokład prywatnego samolotu skończy się dla niej w taki sposób. Natomiast Beck już od początku był w jakimś stopniu pod wrażeniem Violet i tego, w jaki sposób dziewczyna sobie radzi. Jest tym starszym i mądrzejszym, ale wszystko do czasu. Chemia pomiędzy tą dwójką jest wręcz namacalna i mogę powiedzieć, a raczej napisać, że właśnie to między innymi mi się spodobało w tej lekturze. Fajnym zabiegiem była również wpleciona relacja hate/love, aczkolwiek Violet była miejscami dziecinna, no w sumie czego się można spodziewać po nastolatce, chociaż niektóre mają głowę na karku i zachowują się dojrzalej niż niejeden dorosły i właśnie taka była też główna bohaterka. Podziwiałam ją za to, że się jakoś trzymała i nie poddawała.

“Nazywa mnie dzieckiem, ale ja nie jestem naiwna. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że bardzo często ludzie, których lubimy, nie darzą nas takim samym uczuciem.”

Szkoda, że ta powieść jest opowiedziana, tylko z punktu widzenia Violet, bo byłam ciekawa, jakie myśli się kłębią w głowie Becka, jak on się czuje, co przeżywa, ale niestety się tego nie dowiedziałam. Co do postaci drugoplanowych to było kilka, ale tylko na samym początku, jednak nie wolno pominąć Iana. Chłopak, który również przeżył katastrofę, wniósł odrobinę humoru do tej opowieści, co było bardzo fajne, ale już nic więcej o nim nie wspominam.
Z fabuły też już Wam nic więcej nie zdradzę. Kto będzie miał ochotę, to przeczyta tę książkę. We mnie nie wywołała tego efektu WOW, ale może akurat Wam się spodoba, bo oczywiście da się ją przeczytać.

Podsumowując “Zakochani rozbitkowie” to historia o katastrofie lotniczej i życiu na bezludnej wyspie. To również opowieść o przetrwaniu, kiedy na horyzoncie nie pojawia się żaden ratunek, ale również to historia o niespodziewanej miłości, która nie powinna się zdarzyć. Szkoda, że książka jest niedopracowana, bo mogła wyjść z tego niezła perełka. Praktycznie dopiero pod koniec robi się ciekawie i zaczyna się coś dziać. Po końcówce można się domyślać, że będzie też kolejny tom, który oczywiście z przyjemnością przeczytam, bo może właśnie tam znajdę to, czego w tej części nie dostałam.

Kasia

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.

Wydawnictwo Kobiece



2 komentarze:

  1. Wczoraj skończyłam i podobała mi się. Chyba najbardziej druzgocący moment był wtedy, gdy umiera Ian. Też żałowałam, że nie ma przynajmniej kilu słów z punktu widzenia Becka.Jestem ciekawa jak rozwinie się ich relacja w świecie poza wyspą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, jednak mi czegoś w tej książce zabrakło i jestem zawiedziona :(

      Usuń

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...