wtorek, 26 listopada 2019


Cora Reilly
“Złączeni obowiązkiem”
[Przedpremierowa recenzja patronacka]


“Oczywiście, to musiało się stać. Mój ojciec przedstawił swoje stanowisko w tej sprawie w chwili, kiedy mój pierwszy mąż, Antonio, został pochowany. Byłam zbyt młoda na to, by pozostać niezamężna. Ale nie przypuszczałam, że ojciec znajdzie dla mnie nowego małżonka tak szybko, a już na pewno nie spodziewałam się, że moim nowym partnerem życiowym zostanie Dante Cavallaro.”

Dante Cavallaro mimo swoich trzydziestu sześciu lat wzbudza strach i szacunek wśród członków mafii. Jest wdowcem, ma już niedługo przejąć stery i zostać capo, dlatego musi ponownie się ożenić. Jego wybranką jest Valentina kobieta, która pomimo swoich dwudziestu trzech lat została wdową. Jako osiemnastolatka poślubiła Antonia, aby pomóc mu w ukrywaniu pewnego sekretu. Nawet po jego śmierci nadal go utrzymuje, aczkolwiek wszystko do czasu. Jak zareaguje jej przyszły mąż, kiedy dowie się, że jej pierwsze małżeństwo nie zostało skonsumowane? Jednak Dante w noc poślubną ignoruje swoją młodą małżonkę i tak naprawdę nie wydaje się być nią zainteresowany.

Jak się potoczą losy tej dwójki?
Czy Valentinie uda się zdobyć serce Dantego, mimo że ten nadal kocha swoją zmarłą żonę?
Czy Dante da szansę Valentinie i pozwoli jej się do siebie zbliżyć?

“Dostałam drugą szansę na szczęśliwe małżeństwo. Dla większości ludzi w naszym świecie coś takiego było niemożliwe. Żyli w przygnębiających związkach, dopóki śmierć ich w końcu nie rozłączyła.”

“Złączeni obowiązkiem” to drugi tom serii Born in Blood Mafia Chronicles i tym samym moja druga styczność z piórem autorki. To spotkanie uważam za jak najbardziej udane. Naprawdę się świetnie bawiłam i miło spędziłam czas podczas czytania tej interesującej lektury. Bohaterzy, jak i Pani Reilly zabrali mnie w nieprzewidywalną i pełną zwrotów akcji przygodę. W pierwszej części mieliśmy styczność z Arią i Lucą, a tym razem jest to Valentina i Dante, dwie całkiem różne postacie i pary. Wydawać by się mogło, że to małżeństwo będzie odpowiadało im obojgu, że dojdą do jakichś kompromisów i przede wszystkim ten układ miał być idealny dla obu stron. Ale czy, aby na pewno tak będzie? Czy tajemnice i życie przeszłością im tego nie zniweczy? Tego oczywiście się dowiecie, czytając tę pozycję. Powiem wam, że sporo się tutaj dzieje i nie raz gardło mi się ściskało z nerwów i tej bezsilności, że nic nie możemy zrobić ani, że nie możemy sami jakoś pokierować bohaterów na właściwe tory. Co mi się podobało w tej książce? Chociażby to, że nie jest nudna ani pisana na siłę. Widać tu ogromną pasję i serce autorki, które włożyła i przelała na kartki papieru. Zrobiła to lekko, spójnie i kiedy było trzeba, to też z przytupem. Bardzo lubię mafijne klimaty, ale tu jakoś mi tej mafii trochę zabrakło, bo jestem przyzwyczajona do mocnych scen, a tu akurat może były ze dwie, czy trzy jakieś tam akcje, które wcale nie były mrożącymi krew w żyłach, a tego właśnie chciałam i oczekiwałam. Aczkolwiek pisarka wynagrodziła mi ten brak “mafii w mafii” tym, że skupiła się bardziej na naszych głównych bohaterach Valentinie i Dantem oraz ich relacji i tego, jak kobieta chciała zmienić oziębłego mężczyznę, który się od niej odgrodził wysokim murem. 
Dante to zimny, pewny siebie, arogancki i twardo stąpający po ziemi mężczyzna. Cztery lata temu pochował żonę i ciągle żyje przeszłością. Nie dopuszcza do siebie Valentiny, ale ta kroczek po kroczku zaczyna burzyć jego mury, przez co on traci gardę i zaczyna dopuszczać do siebie kobietę. Natomiast Valentina żyła w małżeństwie opartym na kłamstwie i tajemnicy, którą doszczętnie skrywała, nawet po śmierci męża. Czy była szczęśliwa? Można by powiedzieć, że po części tak i nie. Dostała drugą szansę, ale zamiast w końcu być w pełni szczęśliwa, to przeżywa powtórkę z rozrywki. 

“Przetrwałam małżeństwo z Antoniem. Mogłam przetrwać małżeństwo bez miłości z Dantem. Pewnego dnia będę miała piękne dzieci. Będę mogła je kochać, a one będą kochały mnie. Do tego czasu mogłam sobie jakoś poradzić. Nie byłam pierwszą kobietą w naszym świecie, która miała za męża zimnego drania, a z pewnością nie miałam być ostatnią.”

Jeśli chodzi ogólnie o bohaterów, to byli bardzo wyraziści, charyzmatyczni, mieli swoje problemy i demony, które ich prześladowały. Co do tych drugoplanowych, to wnosili coś własnego do tej opowieści i bardzo mi było szkoda Bibiany, biedna dziewczyna, co ona musiała znosić. Fabuła rozgrywająca się w książce jest intrygująca i wciągająca już od pierwszej strony, że nie było nawet sekundy na nudę. Ja po prostu jestem zachwycona tą pozycją i wiem, że jeszcze do tej serii wrócę.
A teraz jedyne, co mi pozostaje, to czekać na historię Gianny i Mattea, bo coś czuję, że tam to dopiero się będzie działo i oczywiście mam nadzieję, że wydawnictwo nie karze nam na tę cześć zbyt długo czekać.

Podsumowując “Złączeni obowiązkiem” to pozycja, po którą musicie koniecznie sięgnąć. Jest to historia o tęsknocie, tajemnicach, o burzeniu swoich murów obronnych. Nie dostaniecie tu cukierkowatego romansiku rodem z harlequina, tylko kupę emocji, które nie raz będą wami targać. 
Jak się zakończy historia Valentiny i Dantego?
Gorąco polecam!

Kasia

Za egzemplarz do recenzji i możliwość objęcia książki patronatem medialnym dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu.

Wydawnictwo NieZwykłe

piątek, 22 listopada 2019


M.S. Willis - „Dla Ellison”
[Patronat medialny]


Hunter to dziewiętnastoletni przystojniak, który właśnie skończył liceum. Interesują go tylko imprezy, seks i narkotyki. Po jednym ze swoich wybryków zostaje wysłany na wakacje do wujka na Florydę. Tam poznaje Ellison James. Ich pierwsze spotkanie do udanych nie należało, była na niego wściekła, a wyzwiska wylatywały z jej ust z prędkością światła. Była inna niż wszystkie, które spotkał na swojej drodze Hunter – złośliwa, niemiła i drażniła go jak nikt inny. Spędzili razem trzy miesiące...

Od momentu naszego spotkania zachowywała się, jak wściekły byk, walczyła ze mną i obrzucała wyzwiskami tak szybko jak tylko potrafiła mówić. Prychający kot byłby bardziej ugodowy niż ta nieugięta, wpatrująca się we mnie blondynka.
Uniósłszy przekornie brew, marszczyła usta i próbowała się nie roześmiać. Moje zakłopotanie wyraźnie mieszało się z szokiem. Nie odezwałem się – czekałem, aż wybuchnie śmiechem i powie, że tylko żartowała.”

Czy Hunter wytrzyma trzy miesiące na Florydzie?
Czy znajomość tej dwójki zakończy się wraz z końcem wakacji?

Była niesamowita. Jak wszystko, co z nią związane. Jej wygląd. Jej zapach. Sposób, w jaki mówiła i te jej szalone pomysły. Ale gdy jej zasmakowałem, kurwa, jej smak... Był nieporównywalny z czymkolwiek, czego wcześniej doświadczyłem. Był idealną mieszanką słodyczy i pikanterii, od której uzależniłem się już po pierwszej dawce.”

M.S. Willis to autorka, która lubi bawić się tematami tabu w erotyce. Na polskim rynku wydawniczym niedawno pojawiła się jej pierwsza powieść „ Dla Ellison”, która jest jej delikatniejszą wersją. Opowiada ona historię dwojga ludzi pochodzących z całkowicie odmiennych światów. On z bogatej rodziny, nieposiadający żadnych priorytetów w życiu, interesuje się głównie tym, co jest tu i teraz. Ona szalona dziewczyna mająca całkowicie odmienny pogląd na świat, przyrodę i inne podejście do życia. Przyznam się szczerze, że po opisie, spodziewałam się otrzymać słodko pierdzący romansik, w którym życie tej dwójki będzie usłane różami. Nawet nie macie pojęcia, jak bardzo się myliłam, dostałam przepiękną historię o przemianie, jaką może przejść człowiek, o woli walki i cierpliwości. Jest to tak piękna historia, że niejednokrotnie płakałam nad losem bohaterów, którzy pojawiają się w tej książce. Całą sobą przeżywałam ich rozterki, obawy, szczęście, a także żal. Tak naprawdę ciężko jest mi ubrać w słowa to, jak bardzo podobała mi się ta historia. Kilkakrotnie musiałam odłożyć tę historię, ponieważ musiałam ochłonąć, tak dosłownie ochłonąć, ponieważ niektóre sytuacje spowodowały, że czułam się przytłoczona tymi wszystkimi emocjami, które towarzyszyły mi podczas czytania. Ta powieść zrobiła na mnie naprawdę ogromne wrażenie.

Bohaterowie zarówno Ci pierwszo, jak i drugoplanowi tworzą idealną całość dla tej książki. Cała fabuła jest idealnie przemyślana i skonstruowana. Nie ma tu ani chwili nudy. Postać Ellison pokochałam od samego początku, pomimo wielu cierpień, które jej towarzyszą, jest to tak pozytywna i bezpośrednia osoba, która życie każdego człowieka z pewnością by ubarwiła. Tak samo Hunter, który przemianą, jaką przechodził, zdobył moje serce, podobało mi się to jak zaczęły zmieniać się jego poglądy na wiele spraw, a niektóre sytuacje z jego osobą rozbawiły mnie do łez. Znakomitym urozmaiceniem była kuzynka Huntera Lily, która w momencie jak się pojawiła w książce, od razu skojarzyła mi się z moją przyjaciółką Kasią, która jest taką samą pozytywną gadułą jak ona, oczywiście w pozytywnym znaczeniu. :)

Autorka w tej powieści kładzie nacisk na wiele spraw, które pojawiają się w naszym codziennym życiu, uzależnienia, choroby i pokazuje, jaką wartość ma pieniądz, wartość to może zbyt wiele, ale jaką ma władzę. Niestety, ale to jest nasza rzeczywistość, która niejednego z nas potrafi porządnie przytłoczyć. Ta historia zmusza przede wszystkim do refleksji, abyśmy chociaż przez chwilę zastanowili się, co jest ważne w naszym życiu? W jakim miejscu widzimy siebie za rok? Dwa? Czy nawet za pół roku?

Podsumowując „Dla Ellison” to cudowna historia o miłości, trudzie codziennego życia, o tym, że coś, co z pozoru może wydawać się idealne, niekoniecznie zawsze takie jest, ale co najwazniejsze jest o przyjaźni. O tym, że w najcięższych chwilach dowiemy się, na kim możemy polegać, a na kim nie, a w takich okresach wsparcie najbliższych osób jest dla nas najważniejsze. Ja tę powieść pokochałam już od pierwszych stron i niejednokrotnie do niej z ogromną przyjemnością powrócę. A Was już dziś gorąco zachęcam do przeczytania tej książki, gwarantuję, że się nie zawiedziecie. Jedynie czego żałuję to, że ta historia skończyła się tylko na jednym tomie.

Gorąco polecam!!

Paula

Za możliwość przeczytania książki i objęcia patronatem dziękuje Wydawnictwu NieZwykłe.

piątek, 15 listopada 2019


Rachel Van Dyken
“Lex. Zastępca trenera podrywu”
[Patronat medialny]


Po Ianie przyszedł czas na Lexa i jego pięć minut. Czy ta książka mi się również spodobała? Tego dowiecie się z poniższej recenzji, do której przeczytania serdecznie Was zachęcam.

Druga zasada skrzydłowego: nigdy nie okazuj komuś, jak bardzo go pragniesz.

"Irytowanie go było moją życiową misją, dzięki której nie burzył się między nami mur, a na świecie wciąż panowała równowaga".

Lex i Gabi znają się od dziecka i do tego czują do siebie wzajemną nienawiść. Mężczyzna ma nadzieję, że przetrwa tych kilka tygodni, podczas których ma zamiar nauczyć Gabi tajników działania spółki Skrzydłowych, do której niedawno dołączyła, po czym ją spławić. Ale nie przewidział tego, że spędzając z dziewczyną czas, ich sprzeczki oraz napięcie seksualne zaczyna wykraczać poza wszelką skalę i Lex już sam nie wie, co ma z tym fantem zrobić. Natomiast Gabi skrywa pewną tajemnicę, nie tylko przed Lexem, ale również przed swoim najlepszym przyjacielem Ianem. Kiedy spędza z tym pierwszym więcej czasu, to zaczyna w nim dostrzegać kogoś więcej niż złoczyńcę. Nie jest zadowolona z tego, że mężczyzna ją pociąga, ponieważ Lex Luthor to zwykły dupek i kobieciarz.

Jak rozwinie się relacja Gabi i Lexa?
Jaką tajemnicę dziewczyna ukrywa?
Czy ich zachowanie względem siebie, skrywa drugie dno?

Już fajnie bawiłam się podczas czytania pierwszej części, ale historia Lexa zdecydowanie mocniej zawładnęła moim sercem i bardziej mi się podobała. Uwielbiam, kiedy w książkach mamy wątek hate/love i dokładnie w tym przypadku tak było. Autorka w świetny sposób poprowadziła akcję pomiędzy bohaterami, że w żadnym wypadku nie było czasu na nudę. Gabi i Lex niby dwa przeciwieństwa, ale zarazem bardzo do siebie podobne. Obydwoje dowalali sobie niemiłosiernie, nie ustępowali w sprzeczkach na krok i według mnie pasowali do siebie jak ulał. Lubię tego typu książki, gdzie oprócz rozgrywającej się jakiejś tam historii w tle, mamy wpleciony humor, przekomarzanie się, co czyni taką opowieść bardziej interesującą i nie aż tak poważną, bo nie oszukujmy się, ale potrzeba nam od czasu do czasu, takiego odmóżdżacza w postaci fajnej, lekkiej i śmiesznej książki. Lex i Gabi, jak już pewnie zauważyliście w historii poświęconej Ianowi, drapali się, jak koty i tu dzieje się dokładnie to samo, chociaż na pewno zaobserwujecie spore zmiany w bohaterach. Oczywiście będą się nadal kłócić, ale zaczną również żywić do siebie uczucia, z którymi będą walczyli, a raczej starali się z nimi walczyć. W jaki sposób pomyślicie, a w taki, który najlepiej znają, czyli ich sprzeczki. 

Ogólnie książkę się czyta naprawdę szybciutko, bo nie jest skomplikowana, czy ciężka w odbiorze. Styl autorki jest lekki, spójny i opisowy, wskutek czego nie ma się ochoty odrywać od czytania. Bardzo się cieszę, że autorka w tym przypadku postawiła na dwutorową narrację, dzięki której mogliśmy poznać obu bohaterów nieco bliżej, bo właśnie tego mi zabrakło w Ianie. Byłam naprawdę ciekawa, co siedzi w głowie Lexa i dlaczego zachowuje się, jak palant względem Gabi. Akcja oraz fabuła zostały pociągnięte bardzo fajnie i przede wszystkim z pomysłem, dialogi były ciekawe i pełne humoru, przejście z rozdziału na rozdział było płynne, przez co nie gubiliśmy się w wątkach. Chemia między Gabi a Lexem, wręcz kipiała pożądaniem i mogliśmy poczuć te ich wzajemne przyciąganie. Co do postaci, to były charyzmatyczne, dobrze rozwinięte i ze swoimi problemami. Gabi na pozór mogłaby się wydawać nieokrzesana, pyskata, ale tak naprawdę, to złota i pomocna dziewczyna. Za to Lex hmm… wydaje mi się, że przywdział na siebie maskę takiego figo fago, kobieciarza i dupka. Aczkolwiek w głębi serca, to uczuciowy, wrażliwy, romantyczny i również pomocny chłopak. Zresztą sami się, o tym przekonacie, kiedy sięgniecie po tę książkę. 

“Musiałem nadać jej inną etykietkę. Jakkolwiek romantycznie to brzmiało, w moim wykonaniu było czystym romantyzmem, ponieważ w świecie faceta, który wszystkich szufladkował, u którego wszystko miało swoje miejsce…
Ona.
Nie.
Pasowała.”

Nie zabraknie w tej części Blake i Iana, a co do tego dupka, to przysięgam, miałam ochotę mu skopać dupsko i to tak porządnie. Zachował się, jak prawdziwy kretyn i ja chyba na miejscu Lexa bym się przestała z nim kumplować, może nie na zawsze, ale dałabym mu nauczkę.

Myślę, że na tym poprzestanę swoją recenzję, żeby tym, którzy jeszcze tej historii nie czytali, nie spojlerować. Pozwolę sobie jednak dodać, że jest to już moje trzecie spotkanie z twórczością Rachel Van Dyken i z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że po jej książki będę sięgała w ciemno. Elita, Ian i Lex są to pozycje, które musicie koniecznie przeczytać :)

Podsumowując “Lex. Zastępca trenera podrywu” to drugi tom Skrzydłowych, który jest o wiele lepszy od poprzedniego. Podczas czytania nie mogłam się oderwać od tej lekturę, co pokazuje, że autorka potrafiła mnie wciągnąć w wykreowany przez siebie świat i z ręką na sercu mogę stwierdzić, że Lex i Gabi wymiatają. Jeśli lubicie książki z wątkiem hate/love, to śmiało możecie po tę pozycję sięgać, w której idealnie sprawdza się powiedzenie “Od nienawiści do miłości” :)
Szczerze polecam.

Kasia

Za egzemplarz do recenzji i możliwość objęcia książki patronatem medialnym dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu.

Wydawnictwo NieZwykłe




czwartek, 14 listopada 2019


Dominika Kluźniak - „Miejsce”


Myślę, że to nie jest łatwe wznosić się i wzrastać ponad innych, być silnym i pięknym. Budzić zachwyt i lęk. Pozwolić targać się wiatrom i smagać letniemu słońcu.”

M. podejmuje decyzję o sprzedaży swojego mieszkania w centrum Warszawy i przeprowadzce w góry, aby odnaleźć swoją samotność i odizolować się od świata i ludzi. W drodze do nowego domu adoptuje ze schroniska psa, aby był on jego jedynym przyjacielem i towarzyszem. Czas powoduje, że Pan M. uczy się życia sam ze swoim psem, w zgodzie z naturą i odkrywa jak niewiele mu potrzeba w codziennym życiu...

Chyba najbardziej drażniła mnie ta niekonsekwencja, że odrzuca się w jakimś sensie świat, rezygnuje z niego, a jednocześnie są chwile, kiedy się za nim niewymownie tęskni. I oto niestety, ludzkość, za którą się nie przepada, jest nagle mniej wstrętna, a czasem – wręcz niezbędna. Tak jakby ktoś nas zaklął i skazał na siebie po wieki wieków amen. Żyjemy więc w wiecznej miłości i nienawiści. I różnych innych skrajnościach.
Inni pewnie wiedzieli to wcześniej i tylko z politowaniem kiwali głowami, czy nie, ale samemu przed sobą zrobiło mi się wstyd. Miałem wrażenie, że dopiero gdy zdałem sobie sprawę z beznadziejności relacji międzyludzkich, stałem się dorosły, a wszystko, co wydarzyło się wcześniej, było uroczym dzieciństwem, dojrzewaniem zaledwie.”

Dominika Kluźniak wrocławianka, aktorka zarówno teatralna, jak i możemy ją spotkać na dużym ekranie, ja znam ją z ról w filmach „Lejdis”, „Jak się pozbyć cellulitu” i z mojego kiedyś uwielbianego serialu „Brzydula”. Dziś jednak nie poznałam jej jako kolejnej postaci w filmie, tylko jako autorkę, mając możliwość przeczytać jej debiutancką powieść „Miejsce”. Jako miłośniczka psów (posiadam dwa nieokrzesane „cielaki”) od razu zauważyłam okładkę, na której znajduje się duży czarny sierściuch. :) Sama książka nie jest długa, ma jedynie 160 stron, niestety ja potwornie je zmęczyłam. Cała powieść jest jak dla mnie smutna, melancholijna i spowodowała u mnie ogromne przybicie, właściwie to nie wiem czy to wina pogody, czy samej treści tu zawartej. Niestety, nie jest to udane spotkanie z twórczością tej autorki, tak niewielką ilość stron powinnam skończyć w ciągu godziny, maksymalnie dwóch, a męczyłam ją cały wieczór i ranek...

Bezimienny bohater, który ma dość miasta, jego zgiełku i przede wszystkim ludzi, postanawia opuścić dotychczasowe życie i wyjechać, odszukać swoje miejsce na ziemi i swoją samotnię. Książka jest tak naprawdę jednym wielkim monologiem głównego bohatera, zarówno bieżącymi przemyśleniami, refleksjami, jak i wspomnieniami jego wcześniejszego życia. Dla mnie jesień to czas, w którym ciągle towarzyszy mi przygnębienie, nienawidzę zmian pogody, deszczu i ogólnej szarówki. W tej powieści jest wiele momentów, które zmuszają nas do zastanowienia się nad nami i nad naszym życiem, zadawałam sobie pytania, co by było, gdyby... Jak ja bym się odnalazła w takiej samotni? Jak długo mogłabym wytrzymać bez osób, które kocham? Czy dałabym radę nie kontaktować się z osobami, na których mi zależy, tylko raz na jakiś czas od wielkiego święta? Nie, zdecydowanie nie byłoby to dla mnie, jestem osobą uczuciową, sentymentalną i bardzo przywiązuję się do ludzi i tak naprawdę nie wyobrażam sobie, aby którejkolwiek z bliskich mi osób miałoby teraz zabraknąć w moim życiu.

Miejsce” to książka, która niestety nie przypadła mi do gustu i po kolejne powieści Pani Dominiki raczej nie sięgnę. Ta propozycja mnie wynudziła i zdołowała. A na takie wieczory, jakie są teraz, potrzebuję raczej dynamiczne i bardziej pozytywne historie. Was zachęcam do tego, abyście sami sobie wyrobili opinię na temat tej książki, jednym się ona spodoba, innym tak jak i mi nie. :)

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Editio.

środa, 13 listopada 2019


Augusta Docher - „Rozdroża”


Jane Eye po stracie przyjaciółki Helen postanawia całkowicie odmienić swoje życie. Znajduje ofertę pracy, a tym samym możliwość wyjazdu z Nowego Jorku na rok. Trafia do Anglii, gdzie zostaje opiekunką córki Sir Edwarda Fairfaxa Rochestera. Dzięki swojej postawie zdobywa uznanie i miłość małej Adelki i mimo niełatwego startu w relacji między nią a Edwardem, z czasem swoim charakterem zaczyna zdobywać serce mężczyzny.

Tak czy owak, cel jest jasny: wyjechać, wyjechać jak najdalej, zostawić za sobą całą przeszłość, odciąć się od niej grubą krechą nawet od tych nielicznych miejsc, rzeczy i osób, z którymi łączyło mnie jakiekolwiek przywiązanie.
Nie warto.
Nie warto się przywiązywać.”

Jakie tajemnice skrywają mury Thornfield Hall?
Jaką przeszłość ma Edward Fairfax Rochester?
Czy historia dwojga ludzi pochodzących z dwóch różnych światów ma szansę na happy end?

Doczekałam się reakcji i nie wiem, czy jej sprostam. Czy podołam chwili. Co teraz będzie? Czuję, że przekroczyłam jakąś granicę, wlazłam z buciorami, gdzie nie wszedł nikt. Nikt dotychczas nie zapędził się w te rejony duszy Rochestera, Sposępniał, jego twarz jest spięta i wykrzywiona bólem, czoło pokrywa warstewka potu, który mieni się w świetle kinkietów jak brokat. (…)
-Lepsza prawdziwa samotność, niż fałszywa bliskość, panno Eye.
Czy on ma rację? Tak, na pewno ma, ale nie do końca. Czasami potrzebujemy choćby złudzenia bliskości, jakiejś namiastki, chwili, w której możemy sami siebie oszukać.”

Moją pierwszą styczność z twórczością Pani Augusty Docher miałam z powieścią „Płatki wspomnień” i niestety, do udanych ona nie należała. Tę książkę męczyłam i przyznam się szczerze, że w momencie, gdy otrzymałyśmy propozycję zrecenzowania „Rozdroży”, kręciłam nosem i dość sceptycznie podeszłam do tej propozycji. Zazwyczaj mam tak, że, jak raz nie spodoba mi się coś danego autora, to po prostu nie sięgam kolejny raz po jego propozycje. Tym razem zachęcona przez Panią z wydawnictwa postanowiłam wejść drugi raz do tej samej rzeki i dać autorce drugą szansę. Jak myślicie, czy warto było poświęcić swój czas na przeczytanie tej lektury?

Nie miałam okazji wcześniej przeczytać „Dziwnych losów Jane Eyre” Charlotte Bronte, ale historia przedstawiona w „Rozdrożach” bardzo mi się spodobała i cieszę się, że po nią sięgnęłam. Jednak czasem warto dać drugą szansę. W tej powieści przypadł mi do gustu styl, jakim pisała autorka, w idealny sposób oddała klimat dworku Thornfield. Historia tu opowiedziana jest po prostu piękna i zawierała wszystko, co uwielbiam: tajemnice, niespodziewane uczucie i rozłąka. Pani Augusta porwała mnie tą powieścią i sprawiła, że wszystkie uczucia bohaterów chłonęłam i odczuwałam całą sobą.

Jeśli chodzi o bohaterów, to troszkę ich tu było i zdecydowanie, każda z nich wnosi bardzo dużo do powieści. Ja jednak postanowiłam skoncentrować się i krótko opisać trzy główne postacie, a mianowicie Adelkę, Jane i Edwarda. Zacznę może od małej Adelki, której było mi potwornie żal, odtrącona, osamotniona, łaknąca uwagi. Całe szczęście, że los sprawił, że w jej życiu pojawiła się urocza Jane. Jest to kobieta inteligentna, której życie nieźle dało w kość. Skromna i bardzo zagubiona, ale moim zdaniem dodaje jej to mnóstwo uroku, ogromną jej zaletą jest bezpośredniość, często nie pomyśli, a palnie, co jej ślina na język przyniesie. Co do Edwarda, z początku uważałam go za gbura i tak się dosłownie zachowywał, jakby ktoś wsadził mu kija w cztery litery, ale fajne było to, jak powoli się otwierał i zmieniał, chociaż za pewną sytuację miałam ochotę mu walnąć.

Podsumowując „Rozdroża” to historia piękna, poruszająca i opowiadająca o walce z demonami, niespodziewanym uczuciu i o tym, jak dwa całkowite przeciwieństwa mogą połączyć się w idealną całość. Ja jestem tą historią oczarowana i z czystym sumieniem potwierdzam, że autorka tą pozycją zdobyła moje serce i z ogromną niecierpliwością będę czekała na kolejne tomy „Z klasyką w łóżku”, a Was już teraz gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę propozycję i poznanie historii Jane i Edwarda.

Polecam,

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Editio Red.

wtorek, 12 listopada 2019


Ewa Pirce
“Dopóki nie zajdzie słońce. Część 2”
[Przedpremierowa recenzja patronacka]


Boszeeeee w końcu i ja mogłam zapoznać się i przeczytać kontynuację losów Sama i Jess. Na tę część czekałam z taką niecierpliwością, że nie macie pojęcia, tym bardziej że zakończenie pierwszego tomu pozostawiło mnie z rozdziawioną buzią i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Byłam tak bardzo ciekawa, co tam się dalej wydarzy. A działo się bardzoooo dużo. Żeby dłużej nie przeciągać, zapraszam Was na moją opinię :)

"Nie przeznaczenie stanowi o nas, nie los i nie przypadek. O tym, kim będziemy, jak potoczy się nasze życie i z kim je spędzimy, decydujemy sami. Każda porażka czy zwycięstwo jest następstwem dokonywanych przez nas wyborów.
Zawsze mamy czas na to, by coś zmienić.
Dopóki nie zajdzie słońce naszego życia, jesteśmy jego panami."

Samuel Remsey to mężczyzna po przejściach i do tego naznaczony bliznami, które w pełni się nie zagoiły. Przypuszczać by można, że jego życie powoli się układa i zaczyna w nim gościć radość, jednak nic bardziej mylnego. Sam po raz kolejny zostaje poddany próbie. To, co go spotkało, jest jego najgorszą zmorą. Została uprowadzona jego siostrzyczka. Zadaje sobie pytania: Dlaczego? Kto za tym stoi? Czy jest cała i zdrowa? Nie chcąc polegać tylko na policji, Samuel bierze sprawy w swoje ręce, przez co po raz kolejny, jego demony z przeszłości dają o sobie znać. Aczkolwiek jest ktoś w jego życiu, kto o niego walczy, ale czy to wystarczy?

“Wydawało mi się, jakby ktoś wypompował mi z płuc całe powietrze. Mój świat runął niczym domek z kart, a serce wyskoczyło z piersi, zostawiając mnie z dotkliwą pustką. Przerażenie, którego prawdziwy smak poznałem dopiero teraz, paliło żywym ogniem nie tylko moją psychikę, ale także ciało. Zostałem zepchnięty w otchłań ciemniejszą od najczarniejszej głębiny oceanicznej. Czające się na mnie demony zwietrzyły okazję i poczęły wypełzać ze swoich jaskiń.”

Kto stoi za uprowadzeniem Lucy?
Czy Samuel odnajdzie w sobie wystarczająco dużo siły, aby po raz kolejny, stawić czoła zmorom z przeszłości?

Wiecie co? Nie wiem jakich mam użyć słów, żeby opisać Wam tę książkę, bo piękna, idealna, fantastyczna, to zdecydowanie za mało. Kiedy usiadłam z czytnikiem o godzinie 21:00, to nie sądziłam, że aż tak się wciągnę, że nie będę mogła się oderwać od tej opowieści. Jednak oderwałam się, ale o 4:30 w nocy, (chociaż w sumie to już nad ranem) jak dobrnęłam do ostatniej strony. Ja po prostu popłynęłam razem z Samem i Jess. Oni nie chcieli, żebym odeszła, choć na chwilkę, tylko bardzo pragnęli, abym od razu poznała ich zakończenie. Tak też zrobiłam i zostałam z nimi do samego końca, dopóki nie opowiedzieli mi swojej historii. 
DNZS 2 to istna petarda emocjonalna, która mi pozwoliła poczuć te wszystkie emocje, które zostały zawarte w książce. Zdarza mi się dość często, że główne postacie mnie do siebie przyciągają, ale tu to ja nie wiem, co się stało. Ja się normalnie przeniosłam do tej opowieści i przysięgam Wam, że czułam dosłownie wszystko to, co oni. Czułam ten ich ból, tę rozpacz, strach, przyciąganie, uczucie. Mam wrażenie, jakbym pisała chaotycznie, ale takie się we mnie emocje kłębią, które nie wiem, jak mam Wam przekazać, żebyście mnie zrozumieli. Może krótko mówiąc, ta historia Was skopie, przeżuje, podepcze, by później powolutku poskładać Wasze złamane serduszka w całość. Z moim dokładnie tak było. Ewa naprawdę potrafi czarować słowami i robi to w taki sposób, aby te się wyryły w naszych umysłach na długo. Jest dosłownie garstka takich autorów, którzy to potrafią robić i zdecydowanie Ewa do tej garstki należy. 

Sam to były żołnierz, który był poraniony, wyniszczony i nie potrafił sobie sam ze sobą poradzić. Jednak ma w swoim życiu siostry, Jess, Alexa i nawet Evę, którzy go wspierają, ale to Jessie zaraz po siostrach jest dla niego najważniejsza. Kiedy Lucy zostaje porwana, to właśnie Jessica w pewnym stopniu wyciąga Sama z otchłani, stara się mu, jak tylko może pomóc, ale też i przysparza kłopotów. Ta dwójka to istna mieszanka wybuchowa, której z całego serca kibicowałam, aczkolwiek czasami miłość nie wystarcza, by być ze sobą, żeby stworzyć związek, bo mamy inne priorytety, które są dla nas ważniejsze. Czasami wolimy się skazać na cierpienie, aby drugiej osobie było lepiej, przekładamy swoje dobro nad czyjeś.

“[...] Nic nie dzieje się bez przyczyny - ciągnął. - Wszystko, co nas spotyka, jest fundamentem, na którym budujemy samych siebie. Nie byłoby cię tutaj, gdyby nie wypadek rodziców. Być może w ogóle by cię nie było, bo rozerwałaby cię jakaś mina albo dostałbyś kulkę w serce. Nie pokonałbyś demonów przeszłości, nie spotkał mnie, nie poznał Jessiki.”

Cały zarys fabuły jest genialny i świetnie pociągnięty, jak mam być szczera to DNZS 2 podoba mi się nawet bardziej niż pierwsza część. Tu jest zdecydowanie więcej emocji, które nie raz ściskały mi gardło i były chwile, kiedy roniłam łzy. Język, jakim pisze Ewa, jest bogaty w słownictwo, lekki i bardzo zrozumiały, przez co kartki między palcami, będą Wam fruwały z zawrotną prędkością. Występuje tu dwutorowa narracja, którą wręcz uwielbiam i za każdym razem to powtarzam. Fajnie jest, kiedy możemy poznać obydwóch bohaterów, a nie tylko jedną stronę. Oczywiście w tej książce nie zabraknie również humoru, który do tej opowieści dostarcza nam Alex. Bardzo podoba mi się to, że on i jego żona Eva są również obecni. Dzięki nim ta pozycja staje się barwniejsza i pełniejsza. Co do naszych głównych bohaterów Jess i Sama to są charyzmatyczni, prawdziwi, idealni, a zarazem nieidealni i tak powinno być, bo obydwoje noszą w sobie skazy i między innymi, to ich ze sobą w dużym stopniu łączy. Kilka razy miałam taką ochotę dać Samowi po gębie, że nie macie pojęcia i na pewno Wy też tak będziecie mieli, ale rozumiem po części to, co zrobił i chyba musiało tak być, żeby po deszczu wyszło słońce. 
Nic już więcej Wam nie pisze i mam nadzieję, że ta recenzja, choć w jakimś stopniu zachęci tych, którzy się wahają bądź jeszcze nie czytali, żeby sięgnąć po tę pozycję, ale pamiętajcie, że musicie zacząć najpierw od pierwszej części. 


Podsumowując “Dopóki nie zajdzie słońce. Część 2” to “must read” kochani tego miesiąca. Obok tej opowieści nie można przejść obojętnie, ponieważ naładowana jest takimi emocjami, które w Was wsiąkną i nie odejdą w zapomnienie tak łatwo. Poznajcie zakończenie historii Jess i Samuela. Dajcie się porwać autorce w niezapomnianą przygodę, gdzie grunt pod nogami jest grząski. Czy Jessice i Samuelowi pisane jest szczęśliwe zakończenie? Na te i wiele innych pytań znajdziecie odpowiedzi, czytając tę cudowną książkę.
Bardzooooo mocnoooo polecaaaaaam :)

Kasia

Za możliwość przeczytania książki przedpremierowo i objęcia jej patronatem medialnym dziękujemy autorce Ewie Pirce i Wydawnictwu NieZwykłemu.

Wydawnictwo NieZwykłe

środa, 6 listopada 2019


Serdecznie zapraszamy Was na dzisiejszy wywiad, który przeprowadziłyśmy z debiutującą autorką Rivą Scott. Już w grudniu nakładem Wydawnictwa WasPos ukaże się jej debiutancka powieść pt. “Smak pokusy”. Zachęcamy Was do przeczytania wywiadu i dowiedzenia się kilku informacji na temat autorki i jej twórczości.


  1. No to na początek, skąd się wziął pseudonim Riva Scott?

I od razu ciężkie pytanie, długo się zastanawiałam nad swoim pseudonimem, aż tu nagle wpadł mi do głowy zupełnie niespodziewanie 😉 Nie ma on nic wspólnego z moim prawdziwym imieniem czy nazwiskiem, jest to moje nowe twórcze oblicze.


  1. Kiedy i jak zaczęła się Twoja przygoda z pisaniem?

Swoje pierwsze pisarskie kroczki zaczęłam stawiać w styczniu 2019, właśnie pisząc "Smak pokusy". To był totalny spontan, który ogromnie mnie wciągnął.


  1. Powiedz nam, jakie uczucie Ci towarzyszyło, kiedy się dowiedziałaś, że wydawnictwo jest zainteresowane wydaniem Twojej debiutanckiej powieści?

To jest ciężkie do opisania; niedowierzanie, szczęście, szok. Gama różnych sprzecznych uczuć, z których przeważał jednak szok 😉 Do tej pory nie mogę uwierzyć, że to się dzieję naprawdę.


  1. Tak może w kilku słowach powiedz, o czym będzie książka “Smak pokusy”?

Tutaj zawsze mam problem, ponieważ ta książka jest naładowana akcją i dużo się dzieje. Przede wszystkim jednak opowiada historię dwóch różnych osób, które mimo przeciwności losu walczą o swoje szczęśliwe zakończenie.
Ria jest bardzo charakterną i zadziorną Hiszpanką, która pragnie spełnić marzenie o własnej restauracji. Carter to pewny siebie dupek, któremu Ria nie padnie od razu do stóp. Myślę, że to nie jest zwykły, jeden z miliona kolejnych banalnych romansów typu; ona biedna, on bogaty. Na pewno Was zaskoczy.


  1. Co Cię zainspirowało do napisania tej historii?

Chciałam napisać coś, co będzie w jakiś sposób się wyróżniać w morzu miliona innych tego typu książek i co sama z chęcią bym przeczytała. Nie miałam jakiegoś objawienia, nie obudziłam się pewnego dnia z gotową historią. Tak szczerze, to miało wyglądać to zupełnie inaczej, ale w trakcie pisania bohaterowie sami zaczęli tworzyć swoją historię, a ja tylko ją opisałam.


  1. Bardzo nas ciekawi, jak przebiega taki proces pisania książki. Czy po prostu siadasz i piszesz, czy najpierw w głowie układasz sobie plan?

Zaczynając pisać "Smak pokusy", nie miałam pojęcia jak się za to zabrać. Nie miałam planu wydarzeń, opisu bohaterów ani innych tego typu rzeczy. Dopiero później, gdy moje pisanie zaczęło nabierać tempa, musiałam zapisać sobie, chociażby imiona bohaterów i kto jest kim 😉 Oczywiście w późniejszym czasie miałam już jakiś schemat, co tam mogłoby się wydarzyć, choć tak szczerze powiedziawszy fabuła, którą stworzyłam, mało ma do tego, co sobie zakładałam. Moi bohaterowi są bardzo wyraziści i sami dyktowali mi, jak ma się potoczyć ich los. Jakby to dziwnie nie zabrzmiało haha.


  1. Wiemy, że jesteś mamą dwóch chłopców, żoną i blogerką. Powiedz, jak godzisz swoje życie prywatne z pisaniem? Wiadomo, oprócz pisania są też inne obowiązki i może Ci np. brakować czasu.

Tak, czas to moja zmora. Pisałam dosłownie w każdym możliwym momencie. Miałam na telefonie aplikację dzięki, której to było możliwe. Mając dzieci, dom, rodzinę ciężko to pogodzić. Dlatego przez ostatnie lekko ponad pół roku, chodzę jak zombie, bo to właśnie nocami pisze mi się najlepiej. No i dużo daje mi to, że mąż mimo początkowego kręcenia nosem, znosi moje pisarskie fochy i to, że w ostatniej fazie pracy nad tekstem znikałam na kilka ładnych godzin.
 


  1. Znamy już datę premiery “Smaku pokusy”, która przewidziana jest na 16 grudnia. Czy odczuwasz już w jakimś stopniu stres?

Stres jest ogromy, ale chyba to przypadłość każdego autora. Boję się, czy ta książka sprosta Waszym wymaganiom, czy pokochacie moich bohaterów i historia skradnie Wasze serca. Im bliżej premiery tym stres jest większy. No ale jak to powtarzają mi koleżanki po „fachu”, nie każdemu dogodzisz. 


  1. Jak zareagowała Twoja rodzina na to, że postanowiłaś wydać książkę? Czy wspierają Cię w tej przygodzie?

Chyba jeszcze nie do końca mi wierzą. Na pewno są w takim samym szoku jak ja i dojdzie to do nich, kiedy przyniosę im papierową wersję książki. Ogromnie pomaga mi mój mąż, za co jestem mu wdzięczna, bo to na jego barki w ostatnim czasie spadła większość obowiązków. Ale Kochanie, jeżeli to przeczytasz, to obiecuję, że Ci to wynagrodzę. Ogromnie wspierają mnie przyjaciele i jestem im za to okropnie i niewyobrażalnie wdzięczna!


  1. Twoja debiutancka powieść zostanie wydana nakładem Wydawnictwa WasPos. Dlaczego akurat to wydawnictwo?

Szczerze, to było pierwsze wydawnictwo, które zainteresowało się moim tekstem, a wtedy nawet nie był jeszcze skończony. Dziękuję im z całego serca za zaufanie i pomoc w spełnieniu marzenia. Mam z nimi doskonały kontakt i współpraca jest przyjemnością. To początkujące Wydawnictwo, które stawia na polskich autorów i rozwija się bardzo intensywnie. Nie mogę powiedzieć złego słowa o nich i mam nadzieję, że nasza współpraca będzie kontynuowana.


  1.  Jakie masz plany wydawnicze na 2020 rok? Czy szykujesz nam coś ciekawego?

Tak, w 2020 roku szykuję dla Was dwie książki, które również ukażą się dzięki Wydawnictwu WasPos. Jedna będzie kontynuacją serii Smaki życia, a druga to zupełnie coś innego. Takie moje mroczniejsze oblicze. Mam nadzieję, że również wam się spodoba 😉


  1.  A tak z innej beczki. Czym się kierowałaś w doborze patronatów medialnych? Czy ktoś Ci pomagał wybierać blogerów, czy po prostu wiedziałaś, jakich chcesz zaprosić do współpracy.

„Siedzę” w tym świecie od ponad roku więc mam jako takie rozeznanie w świecie blogerów, promocja książki debiutanta jest ciężka, bo nie każdy chce go promować. Ja trafiłam na cudowne dziewczyny, które dały szansę mojej historii. Oczywiście miałam ograniczoną ilość patronatów, bo jest jeszcze wiele osób, z którymi chciałabym przy kolejnych książkach podjąć współpracę. Na szczęście wydawnictwo dało mi wolną rękę przy wyborze i zaakceptowało osoby, które wybrałam.




  1.  Tak na sam koniec, czy dostałaś od kogoś jakąś złotą radę, czym się kierować w tym całym pisarskim świecie?

Dostałam kilka cennych rad, a najważniejsza była taka, by nie przejmować się złymi opiniami, które nie są w żaden sposób konstruktywne i patrzeć na te dobre. Pisać i się doskonalić, bo nikt nie jest idealny i każdy kiedyś zaczynał. Nie poddawać się i robić to, co sprawia mi przyjemność.

  
Dziękujemy kochana za poświęcony nam czas i za udzielenie tych kilku odpowiedzi na pytania :)
Życzymy Ci przeogromnej kariery i żebyś zawsze spełniała swoje marzenia, bo jak mniemamy wydanie książki, jest jednym z nich :)


Dziękuję Wam pięknie za możliwość udzielenia wywiadu i za poświęcony czas. Mam nadzieję, że historia Rii i Cartera podbije Wasze serca i zapadnie w pamięć. Buziaki R.

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...