poniedziałek, 27 lutego 2023

 

Cora Reilly

„Naznaczeni upadkiem”

Anna Cavallaro nie ma czasu na miłość ani żadne romantyczne uniesienia. Interesuje się modą i chce zostać cenioną projektantką. Elita Chicago już kopiuje jej styl, więc dziewczyna dobrze wie, że ma potencjał.

Kiedy zostaje przyjęta do prestiżowego instytutu mody w Paryżu, jej ojciec wyraża zgodę na wyjazd, pod warunkiem, że Anna zabierze ze sobą swojego ochroniarza. 
Dla dziewczyny to żaden problem. Santino Bianchi od dawna wzbudza jej zainteresowanie, a mały, niezobowiązujący flirt z ochroniarzem będzie miłym dodatkiem do przygody w stolicy Francji.

Santino Bianchi związał się z mafią, ponieważ uwielbia dreszczyk emocji. Chronienie córki capo jest prestiżowym zajęciem, z którego na pewno nie zrezygnuje. Mężczyzna zdaje sobie sprawę, że Anna ma do niego słabość, ale stara się to ignorować.

Z daleka od domu pokusy stają się trudniejsze do przezwyciężenia, jednak Santino nie zaryzykuje swojej pozycji w mafii dla Anny. Poza tym dziewczyna ma… narzeczonego.

Cory Reilly chyba nikomu nie trzeba przedstawiać, bo ta autorka jest dobrze znana w Polsce. To już moje uwaga... DWUDZIESTE spotkanie z jej twórczością i za każdym razem ekscytuję się tak samo. Ostatnio w moje rączki wleciała kolejna książka pisarki, którą jest trzeci tom serii Grzechy ojców – „Naznaczeni upadkiem”. Tym razem dostajemy opowieść Anny Cavallaro, córki Dantego i Valentiny oraz Santino Bianchi. Annę mogliśmy spotkać w „Kruchej tęsknocie” i już wtedy zaintrygowała mnie jej osoba. Coś czułam, że powieść jej poświęcona będzie fajna i przy której, nie będę się nudzić. Czy tak było? Oj było, było, ale od początku. Anna od zawsze interesowała się modą i miała do niej smykałkę. Chciała studiować w Paryżu w prestiżowym instytucie mody i kiedy udaje jej się tam dostać, ojciec zezwala zgodę na jej wyjazd pod warunkiem, że pojedzie z nią jej ochroniarz. Santino nie jest zadowolony z tego pomysłu, jednak nie ma wyjścia i się zgadza. Już od dawna zauważył zainteresowanie, którym obdarzyła go Anna, ale mężczyzna ma silną wolę i jest pewny, że oprze się pokusie. Do tego młoda kobieta ma narzeczonego, więc Santino nie zaryzykuje dla niej swojej posady, ale czy na pewno?

Inny kontynent, kraj i zero nadzoru. Czy Santino odważy się zerwać jabłko z zakazanego drzewa?

Opowieść Santino i Anny naprawdę bardzo mi się spodobała. Byłam pewna, że ta książka będzie słodko pierdzącym romansem pomiędzy bohaterami, ale się myliłam. Tu jest zdecydowanie dużo więcej. To nie jest typowy romans, gdzie uczucia słodyczy wylewają się z każdej strony. Jak wiadomo Anna to córka chicagowskiego capo i nikt nie chciał mu podpaść. Gdy Dante złożył Santino propozycję, by został ochroniarzem jego najstarszej latorośli, mężczyzna się zgadza, ale z ogromną niechęcią. Anna działała mu na nerwy i testowała jego cierpliwość, jednak był nieugięty. Podobała mi się ta ich relacja i to jak dziewczyna wyprowadzała go z równowagi. Sprawiało to uśmiech na mojej twarzy i w głowie sobie powtarzałam „jedziesz z nim!”. Było to do przewidzenia, że w pewnym momencie zaczną się mieć ku sobie, jednakże nie zadziało się to od razu.

Bardzo polubiłam bohaterów, chociaż miałam ochotę kilka razy zdzielić Santino po łbie za to, że był taki puszczalski :D Podobała mi się ta jego arogancka strona, bo nie udawał na siłę, że jest uradowany. Był nie tylko dobrym ochroniarzem, ale i człowiekiem, chociaż wolałby wrócić do swojego poprzedniego zajęcia. Natomiast Anna to młoda kobieta, która idealnie potrafi manipulować drugą osobą, gdy chce coś osiągnąć, ale nie w kontekście złych rzeczy. Mimo tak młodego wieku miała głowę na karku i poświęciła się dla rodziny. Od dawna Santino jej się podobał i próby jego uwiedzenia spalały na panewce, ale Anna wiedziała, że w Paryżu wszystko może się zdarzyć. Miała narzeczonego, ale pokusa zdobycia Santino była o wiele silniejsza.

Książka liczy sobie 388 stron, a mnie było mało, bo nie chciałam się jeszcze pożegnać z bohaterami. Przywiązałam się do nich i kiedy dotarłam do ostatniej strony, byłam rozczarowana, no bo jak to? To już koniec? Autorka naprawdę fajnie poprowadziła tę opowieść i podobał mi się jej każdy element. Całokształtu dopełniły sceny zbliżeń, które wręcz rozpalały, ale oczywiście to tylko dodatek, bo ja zawsze się skupiam na fabule, emocjach i akcji.

Kto jeszcze nie czytał książek tej autorki, to niech nadrabia zaległości, bo uważam, że każdy powinien poznać jej historie. Czy to Złączeni, czy Camorra, czy Grzechy ojców, ja jestem na ogromne taaak. Uwielbiam pióro Cory Reilly i prędko się to nie zmieni.

Polecam i oceniam 9/10.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe Zagraniczne.

 

 

 

 


 

Stacey Marie Brown

„The boy who isn’t hers”

Drugi tom niezwykle wyczekiwanej, bestsellerowej serii z motywem hate-love!
Jaymerson i Hunter teoretycznie są parą. Teoretycznie, bo ich związek nie przypomina niczego, co można określić jako standardowe. Dziewczyna od dwóch miesięcy nie widziała chłopaka. Gdy ten odebrał telefon od sponsora, wyjechał, aby stać się profesjonalnym zawodnikiem supercrossu. 

Przez te dwa długie miesiące praktycznie nie mieli ze sobą kontaktu, chociaż Hunter obiecał, że będzie inaczej. Kiedy w końcu przyjeżdża do miasta, Jaymerson zauważa, że wiele go łączy z byłą dziewczyną brata. Więcej, niż chłopak chciałby przyznać.

Jaymerson jednak również ma sekret. Zdecydowała się na wyjazd do Włoch, aby tam studiować historię sztuki. Wszystko wskazuje na to, że ich wyobrażenia o przyszłości są bardzo odmienne. Wkrótce będą musieli wybrać, co jest dla nich najważniejsze. Szybko się okaże, że nie wybiorą siebie nawzajem. 

Ale gdy już nie będą razem, czy dadzą radę walczyć z tym niesamowitym, gorącym przyciąganiem, które pali ich żywym ogniem? Pomimo że są w związkach z innymi osobami?           

“The boy who isn’t hers” to drugi tom serii Blinded Love i zarazem dalsza historia Jaymerson i Huntera. Czekałam na tę książkę z ogromną niecierpliwością i w końcu się doczekałam. Dwójka głównych bohaterów w pierwszej części przeżyła wypadek i stratę, po której nic już nie było takie samo, aczkolwiek starali się ułożyć sobie życie. Jednak oboje mieli tajemnice, które ich rozdzieliły. Rozstają się, próbując o sobie zapomnieć, ale czy będą potrafili tego dokonać, gdy łączy ich ze sobą tak wiele? Nie będę wam dokładnie przytaczać zarysu fabuły tej książki, ponieważ zawiera ona sporo elementów i na pewno napisałabym za dużo, a chcę tego uniknąć.

Autorka po raz kolejny kupiła mnie historią przez siebie stworzoną. Jaymerson i Hunter to postacie, które pokochałam już od samego początku. Tak bardzo im kibicowałam, ale życie niestety nie zawsze jest tak kolorowe, jakby się zakładało. Na barki tych młodych ludzi, co chwilę nakładało problemy i rzucało kłody pod nogi, które czasami były nie do przeskoczenia.

Z pewnością zaszła w nich ogromna zmiana, a w szczególności w Jaymerson. Nie pozwoliła sobie zatracić siebie i swoich wartości. Podejmowała bardzo dojrzałe decyzje, co mi w niej imponowało. Natomiast Hunter to zagubiony chłopiec w ciele na pozór silnego chłopaka. Poświęcał się i trochę tego nie rozumiałam, bo to nie było jego zadaniem. Nie wybierał siebie i swojego szczęścia, tylko właśnie szczęście innych. Miałam ochotę tyle razy wejść do książki, żeby go przytulić, bo on naprawdę tego potrzebował i na to zasługiwał. Było mi go cholernie szkoda.

Cieszyłam się, że Jay, jak i Hunter mieli obok siebie przyjaciół, którzy ich wspierali i zawsze byli tuż obok. Naprawdę spędziłam świetne chwile przy tej lekturze. Jak dopadłam się do książki rano, to już pod wieczór miałam ją skończoną, bo po prostu nie byłam w stanie zostawić tak naszych bohaterów i koniecznie musiałam wiedzieć, jak potoczą się ich losy. Moje serce kilka razy krwawiło, ale na szczęście zostało załatane, bo nie wyobrażam sobie, żeby ta opowieść miała się skończyć inaczej.

Chemia pomiędzy Jaymerson i Hunterem była tak silna, że nie dało się jej zmniejszyć w żaden sposób. Sceny zbliżeń, w których się znajdowali, były pasjonujące i sprawiały, że rumieńce wykwitały na policzkach :D

Jedynie czego mi tu zabrakło to punkt widzenia Huntera. Naprawdę ubolewam nad tym, że nie ma tu zastosowanej dwutorowej narracji, bo według mnie dopełniłaby ona całość i pozwoliła nam dowiedzieć się, co odczuwał Hunter. Szkoda, ale cóż, nie zmieni się tego.

Z pewnością polecam wam tę historię, bo jest ona warta poznania. Pokazuje, że nie tylko dorosłe osoby borykają się z problemami i traumami. Młodych ludzi też to spotyka i autorka w świetny sposób ukazuje to w tej opowieści. Już się nie mogę doczekać książki poświęconej Steve, bo coś czuję, że za jej osobą ukrywa się coś, co złamie czytelnikowi serce. Oceniam tę książkę na mocne 8/10.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe Zagraniczne.


piątek, 24 lutego 2023

Aly Martinez - „Walcząc z samotnością”

 


Quarry Page był urodzonym wojownikiem i torował sobie drogę życiową pięściami oraz bólem. Nie znał niczego innego. Wiedział, że musi o siebie walczyć, bo nikt za niego tego nie zrobi. Kiedy dorósł, stał się niepokonany na ringu. Nie miał sobie równych.

Jednak poza ringiem jego życiowe sukcesy się kończyły. Zawodził wszystkich, którym na nim zależało. Wszystkich, którzy go kochali. Szczególnie jedną osobę: Liv James.

Liv od najmłodszych lat była jego przyjaciółką. Obiecał ją chronić i robił to. A w zamian ona nigdy nie przestawała w niego wierzyć. Sprawiała, że się nie poddawał. Jednak nigdy nie była jego.

Teraz Quarry musi stoczyć najważniejszą walkę w swoim życiu. Chce udowodnić, że zasługuje na Liv, ale być może jest już za późno. Być może zranił ją o jeden raz za dużo.

„Mogłem z łatwością popaść w depresję, zatracając się w gniewie na ten popierdolony wszechświat, który tak bardzo chciał mnie zniszczyć.
Liv jednak nie odpuszczała. Wałczyła o mnie nawet wtedy, gdy rozpaczliwie chciałem się poddać.”

Nie jestem w stanie wyrazić słowami, jak kocham książki Aly Martinez, a moją ukochaną jej serią jest bez wątpienia właśnie „On the Ropes”. Poprzednie dwie części podobały mi się bardzo, były piękne, przepełnione emocjami i czytałam je po prostu z zapartym tchem i nie będę ukrywała, że wielokrotnie też uroniłam łzę wzruszenia. Nie wiecie nawet, jak bardzo czekałam na trzeci tom tej serii, w pewnym momencie nawet straciłam nadzieję na to, że zostanie ona u nas wydana, co naprawdę złamałoby mi serce. Cierpliwie cały czas czekałam, no i się doczekałam, historii, którą tak bardzo chciałam przeczytać, czyli losy najmłodszego z braci Page - Quarry'ego. Wiedziałam, że ta opowieść złamie mi serce, by następnie poskładać je na nowo. Byłam przekonana, że historia tu zawarta będzie piękna i poruszająca, wzruszająca, ale i z humorem, że podczas czytania moja dusza i serce rozlecą się na milion kawałków, ale prędzej, czy później zostaną na nowo poskładane i wiecie co? Nie zawiodłam się, Boże, jaka ta opowieść była cudowna, to nawet sobie nie wyobrażacie. Czytałam ją w każdej wolnej chwili, wiele razy było tak, że płynące łzy rozmazywały mi obraz i musiałam odkładać książkę na bok, ale nie mięło pięć minut, a ja ponownie zagłębiałam się w lekturze. Uczucia i emocje, jakie towarzyszyły mi przez cały czas, gdy czytałam, ciężko mi jest ogarnąć, ponieważ jestem już chwilę po tym, jak ją skończyłam, a nadal nie mogę zebrać myśli i skleić sensownej recenzji. Z jednej strony chciałabym napisać wam tak wiele na temat tej historii, ale z drugiej obawiam się tego, że mogę wam zdradzić zbyt wiele, przez co odebrałabym wam całą przyjemność z przeczytania tej lektury, którą moim zdaniem powinien przeczytać każdy. Ja pragnęłam z całego serca, aby chwile przy tej powieści trwały jak najdłużej, aby czas spędzony z nimi nigdy się nie skończył, ponieważ pokochałam tę dwójkę całą sobą. Jest to jedna z tych książek, które na pewno pozostaną na bardzo długi czas w pamięci, minęło już dość sporo, od kiedy przeczytałam pierwsze dwa tomy, a mam wrażenie jakby to było wczoraj. Już dawno nie spotkałam się z tak emocjonalnymi, poruszajacymi ale zarazem pięknymi opowieściami. Dlatego was, jeżeli jeszcze nie przeczytaliście żadnej z tych historii, gorąco zachęcam do tego, abyście jak najszybciej nadrobili zaległości, mogę wam w stu procentach zagwarantować, że się nie zawiedziecie. Ja daję jej 10/10.

Gorąco polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.


 

Penelope Douglas

„Fire Night”

Ta noc będzie wyjątkowa. Najdłuższa w roku. Pada gęsty śnieg na ziemię, świece płoną ognistym żarem. Ten wieczór i noc będą niesamowite.

Michael, Rika, Kai, Banks, Damon, Winter, Will, Emory oraz ich rodziny spotkają się, żeby uczcić ten szczególny wieczór. Po raz kolejny okaże się, że – mimo iż nie łączą ich więzy krwi – są prawdziwą rodziną, silniejszą niż kiedykolwiek.

„Fire Night” to druga nowelka, licząca sobie 107 stron i dopełniająca historię bohaterów z poprzednich tomów. Jak mam być szczera, to ta opowieść spodobała mi się bardziej niż poprzednia. Jeny autorka po raz kolejny zaskoczyła mnie tym, że na tak niewielu stronach zaszalała. Mrok i emocje wylewały się tu normalnie garściami, a ja takie rzeczy w książkach uwielbiam. Gęsią skórkę mam do tej pory, jak sobie pomyślę o tej historii i gdy piszę wam tych kilka słów mojej opinii.

Tym razem tę opowieść przedstawiają nam mężczyźni ze swojej perspektywy i dzieje się to w święto, które sami zapoczątkowali, czyli Nocą Ognia. Ajajajajaj, co tam się działo (szkoda, że nie ma takiej emotki, która wyrywa sobie włosy z głowy). Jak wiadomo, nasi bohaterowie na przestrzeni lat napytali sobie wielu wrogów, którzy uderzają właśnie tego konkretnego dnia. Będą musieli stoczyć jeszcze jedną walkę, a jaki będzie jej koniec? Tego dowiecie się, czytając „Fire Night”. Boszeee... Zdecydowanie było to za krótkie, bo jak już się wkręciłam, to bach i był koniec, ale tak to już jest, że to, co dobre szybko się kończy.

Ogólnie ta część rozgrywa się na dziesięć miesięcy przed wydarzeniami z „Nightfall”, gdzie nasi bohaterowie, są już dorośli i założyli rodziny. Kurczę, jak teraz pomyślę, jaką oni musieli przejść drogę i przemianę, by znaleźć się tu, gdzie teraz, to aż na nowo zachciało mi się przeczytać całą serię i z pewnością kiedyś to zrobię. Teraz gdy mam już w domu wszystkie części mogę je przeczytać jednym ciągiem i podejrzewam, że spodobają mi się one jeszcze bardziej niż za pierwszym razem.

Ubolewam nad tym, że to już koniec, ale kto wie... Może autorka opisze nam kolejne pokolenie.

A na tę chwilę żegnam się z bohaterami i mówię im do zobaczenia, bo jeszcze kiedyś na pewno się spotkamy. Szczerze Wam polecam i oceniam nowelkę 9/10.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe Zagraniczne.

 

 



 

Penelope Douglas

„Conclave”

Will przepadł i nikt nie wie, co się z nim dzieje. Przyjaciele od miesięcy go nie widzieli. Wiadomości, które dostają z jego numeru, z pewnością nie są wysyłane przez niego. Coś jest nie tak, a oni nie mają pojęcia, o co chodzi. Jakby tego było mało, Rika coś ukrywa, a ojciec Winter wciąż jest zagrożeniem.

Jeżeli ich grupa ma przetrwać, powinni szybko działać. Teraz są zbyt słabi, zbyt odsłonięci, przez co łatwo im zadać cios. I to jest właśnie ten moment, kiedy Michael Crist, Kai Mori oraz Damon Torrance muszą wymyślić sposób, aby zająć w końcu należne im miejsca. 
Wszyscy, łącznie z Riką, spotykają się na jachcie i próbują opracować plan działania. Są jednak rzeczy, których Rika nie chce pamiętać, o których nie chce wspominać i o których mężczyźni nie mają pojęcia.

Czy uda im się przetrwać konklawe?

„Conclave” to pierwsza licząca sobie 113 stron nowelka, dopełniająca serię Devil’s Night, którą zdecydowanie czytajcie pomiędzy „Kill switch” a „Nightfall”. Ogólnie książki z tej serii są grube i w pewnym momencie pomyślałam, że taka stu stronicowa nowelka może być w ogóle niepotrzebna, bo autorka zapewne już nam wszystko opisała w tych grubych tomiszczach. Ale, że ja lubię tę serię, to było pewne, że sięgnę i po nowelki.

Co spotkamy w tej krótkiej książce? Autorka skupia się tu na Damonie i Rice oraz ich pragnieniach, przemianie, tajemnicach i ogólnie na uczuciach.  Damon zaprosił swoich przyjaciół na pewien wypad, gdzie chciał z nimi porozmawiać i wyjaśnić sobie pewne rzeczy, a także wymyślić strategię, jak odnaleźć Willa. To tak pokrótce. Nawet na tych niewielu stronach autorka zaszalała, bo podczas czytania na moim ciele pojawiały się dreszcze, buchało gorąco od seksownych scen, ale i zakręciła się w oku łezka.

Zdecydowanie Penelope Douglas potrafi zachęcić czytelnika w wykreowany przez siebie świat, bo ja przepadłam na godzinę i chłonęłam całą sobą treść zawartą w „Conclave”. Od razu zabieram się za „Fire Night”, bo nie mogę się jeszcze pożegnać z bohaterami.

Nie wiem, co tak naprawdę mam wam napisać w tej opinii, ponieważ przy tak krótkich książkach, nie mogę się rozpisać, żeby przypadkiem czegoś nie zdradzić. Chyba poprzestanę na tych paru słowach i pozwolę wam samym zagłębić się w tę nowelkę samym. Jeżeli czytaliście serię Devil’s Night, to koniecznie musicie sięgnąć po tę opowiastkę, bo jest ona wprowadzeniem do wydarzeń, które rozgrywają  się w „Nightfall”.

Polecam i oceniam tę opowieść 7/10.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe Zagraniczne.

 

 


czwartek, 23 lutego 2023

 

Karolina Kołbuc vel Caroline Angel

„Rówieśniczka diabła”

[Patronat medialny]


Dziesięć lat to szmat czasu. Właśnie tyle obiecali sobie Mae i Gabriel. Młodzi, zakochani, świata niewidzący poza sobą i... rzuceni w sam środek okrutnej rywalizacji motocyklowych gangów. Dziesięć lat czekania, rozłąki, tęsknoty. Dziesięć lat nadziei. Tak, Mae wciąż żyje nadzieją, że gdzieś w świecie czeka na nią ten, który zawładnął bez reszty jej sercem, gdy była nastolatką. Niestety, Dirk, brat dziewczyny, a przede wszystkim bezwzględny boss bandy motocyklistów, uczyni wszystko, by dwoje zakochanych rozdzielić na zawsze. A jeżeli Dirk Whitaker mówi, że zrobi wszystko, to oznacza, że nie cofnie się przed niczym. Nie powstrzyma się przed podłością, oszustwem ani zbrodnią. Królewna pilnowana przez smoka miałaby większą szansę na ucieczkę niż Mae. Ale ona nie jest królewną. Jest odważną i zdeterminowaną kobietą, która właśnie postanowiła, że sama będzie o sobie decydować.

„Tęsknota za kimś, kogo się kocha, to niezła suka. Wpaja nam, że znajdujemy się blisko ukochanej osoby, a potem okazuje się, że to była tylko zwyczajna fikcja [...]”

Z twórczością autorki spotkałam się już wcześniej za sprawą książki „Prywatny ochroniarz”. Teraz w moje rączki trafiła jej kolejna pozycja wydawnicza, którą jest „Rówieśniczka diabła”. Jest to historia Mae i Gabriela, którzy przed dziesięcioma laty złożyli sobie pewną obietnicę. Jednak jak to w życiu bywa, nie koniecznie ułożyło się tak, jak to sobie zaplanowali.

Co wydarzyło się w życiu tej dwójki?

Może na początku przejdę do pozytywów tej książki, więc na pewno plusem jest to, że bardzo szybko czyta się tę opowieść, ponieważ napisana jest językiem lekkim i miejscami humorystycznym. Kolejnym plusikiem były postacie. Mae to dziewczyna, która żyła pod dyktando brata. Nie miała z nim dobrego życia, marzyła o tym, by się od niego uwolnić i zaszyć w miejscu, w którym by jej nie znalazł. Gdy dostaje na to szansę, nie waha się ani chwili. Mimo tego była osobą silną i nie pozwalała nikomu sobą pomiatać. Natomiast Gabriel to prezes klubu motocyklowego, który przejął schedę po ojcu. Polubiłam go, bo nie był takim typowym bad boyem, chociaż, gdy wymagała tego sytuacja, potrafił stać się bestią. Jednak jego łagodniejsza strona zdecydowanie bardziej mi podpasowała. Przeplatało się też troszkę postaci drugoplanowych, które lubiłam więcej, a niektóre mniej, chociaż brata Mae nienawidziłam całą sobą, bo rodzina nigdy nie powinna traktować swojego bliskiego w taki sposób. Gnojek jeden, któremu miałam ochotę skręcić kark, przywiązać mu do rąk i nóg sznurki, robiąc z niego pacynkę. Fajnym zabiegiem były też powroty do przeszłości i ukazanie relacji Mae oraz Gabriela, gdy byli młodsi, ale tu miałam kilka zastrzeżeń, bo jakoś ta narracja w trzeciej osobie mi nie pasowała i strasznie było irytujące to, że autorka nagminnie posługiwała się słowami blondyn, ciemnowłosa, jasnowłosy, szatynka, jakby nie mieli imion. A i jeszcze byli degeneraci.

Ogólnie pomysł na fabułę był ciekawy, aczkolwiek uważam, że niektóre sytuacje za szybko się działy i spokojnie można je było bardziej rozwinąć, co podziałałoby na korzyść tej opowieści. Z pewnością zabrakło mi tego klimatu, który towarzyszy klubom motocyklowym, bo jakby nie patrzeć odgrywa on dużą rolę w całej historii. „Rówieśniczka diabła” liczy sobie 264 strony, które naprawdę przeczytacie migiem. Jednakże nie spodziewajcie się jakiegoś elementu zaskoczenia, bo go nie znajdziecie. Ta książka była dla mnie przewidywalna od samego początku, ale i tak się dobrze bawiłam podczas jej czytania. Trochę się pośmiałam, a to bardzo lubię, gdy występuje humor. Były też gorące sceny, przez co na pewno ta powieść skierowana jest do osób pełnoletnich.

Jeżeli szukacie czegoś lekkiego na wieczór, by się zrelaksować po ciężkim dniu pracy, to polecam wam „Rówieśniczkę diabła”. Myślę, że powinna sprostać waszym oczekiwaniom. Oceniam ją 7/10.

Za egzemplarz do recenzji i możliwość objęcia książki patronatem medialnym dziękuję autorce oraz Wydawnictwu Editio Red.

 


środa, 22 lutego 2023

 

Amo Jones

„In peace lies havoc”

Dove Hendry w bardzo młodym wieku dowiedziała się, czym jest mrok. Miała wrażenie, że od tamtej pory stale ucieka i że ktoś za nią podąża. Obserwuje ją, pilnuje jej i jest jej cieniem.

Porwanie dziewczyny spod baru, w którym tańczyła na rurze, było tylko kolejnym elementem jej już i tak bardzo trudnego życia. Może dla kogoś, kto nie doświadczył, czym jest ciemność, zamknięcie w klatce byłoby przerażające. Ale Dove przerażało już niewiele rzeczy.

A może powinno więcej?

Nie ma jednego oprawcy. Jest ich czterech. Noszą maski i mają noże. Dove szybko się przekona, że nic, przez co do tej pory przeszła, nie było piekłem. Piekło dla niej dopiero się zacznie.

“W życiu nie zawsze będziesz mieć to, czego zapragniesz, Dovey. Czasami spotkają cię przykrości, przez które będziesz żałować, że nie można cofnąć czasu. W takichh sytuacjach musisz po prostu przeć dalej i nie oglądać się za siebie.”

Tej autorki chyba nikomu nie trzeba przedstawiać, bo jest już bardzo dobrze znana polskim czytelnikom. Ja znam jej praktycznie wszystkie książki, które są wydane w Polsce i jak mam być szczera, to wciąż łaknę ich więcej i więcej. Ta pisarka ma to do siebie, że pisze historie, które są totalnym mind f**kiem, jak ja to mówię dla naszego umysłu. Jedni kochają jej twórczość, a drudzy omijają szerokim łukiem. Od niej, nie dostanie się łagodnego romansiku, tylko książki, które przeorają nas doszczętnie. W moje rączki wpadła książka „In peace lies havoc”, którą czytałam w oryginale i która niesamowicie mi się spodobała. Czytając ją po raz drugi, towarzyszyły mi te same emocje mimo tego, że już znałam tę opowieść. Mamy tu Dove, która od najmłodszych lat wie, co to życie w mroku. Mrok stale za nią podąża, pilnując ją i stając się jej cieniem. Pewnego dnia dziewczyna zostaje uprowadzona sprzed baru, w którym tańczy na rurze. Nie ma pojęcia, że to nie było zwykłe porwanie, bo ukrywa się za nim drugie dno.

W jakim celu Dove została porwana?

Kim są jej oprawcy?

Naprawdę uwielbiam książki tej autorki. „In peace lies havoc” to opowieść, która wywoła ciarki na całym waszym ciele i będziecie się zastanawiać, co za sobą kryje każda kolejna strona. Mamy tu dziewczynę, której życie od samego początku było znane jej porywaczom. Bawili się nią, wiedząc, kim ona jest. Mam kompletny chaos w głowie i nie wiem, jak ubrać w słowa to, co chciałabym wam powiedzieć o tej książce. Podobało mi się w niej wszystko. Pomysł na fabułę, akcje, postacie, różne sytuacje, w których bohaterzy się znajdowali. W ogóle pomysł na to, co dzieje się w Midnight Mayhem, było strzałem w dziesiątkę, bo po raz pierwszy się z czymś takim w książce spotkałam. Jones serio wie, jak zachęcić czytelnika do czytania. W przypadku jej historii cieszę się, że nie ma tu typowych serduszek i kwiatków, tylko ten dreszczyk strachu, tajemnic, brutalności i tej zabawy w kotka i myszkę.

Dove to osoba, która nauczyła się żyć w ciszy. Stała się małomówna i wiecznie oglądała się za siebie. Podążał za nią cień, który znajdował się tam, gdzie ona i zawsze ją ostrzegał, powtarzając: „Jeszcze się spotkamy Dovey. Kiedy tylko się odezwiesz, kiedy tylko będziesz tańczyć, ja będę słuchał i patrzył. Będę cię obserwował przez cały czas”. I dokładnie tak było. Polubiłam jej postać, bo Dove nie była słaba. Natomiast Kingston... Jezuuu, ależ ja go uwielbiałam. Pewnie nie powinnam i wypadałoby mi napisać, że to kawał bezdusznego gnoja, ale cóż... Ja mam słabość do takich bohaterów, więc dla mnie on był na duże TAK. Jest jednym z braci Kiznitch, który odgrywał dużą rolę w całej książce, jak i życiu Dove. Oprócz niego byli jeszcze Killian, Kyrin i Keaton. Każdy z nich miał swoje zadanie i całościowo wyszło to fajnie, ale to już sami się o tym przekonacie. Znajdziecie tu wiele postaci drugoplanowych, które czynnie biorą udział w całej tej opowieści.

Już dawno tak dobrze się nie bawiłam przy czytaniu, że normalnie aż kartki paliły mi się między palcami. Dostałam od tej powieści wszystko to, co lubię w mrocznych książkach: dreszczyk emocji, tajemnice, wartką akcję, mocnych bohaterów, dynamizm i wiele innych sytuacji. Chemia pomiędzy Kingiem a Dove była wyczuwalna na kilometr i podobało mi się budowanie tego napięcia między nimi.

Moja recenzja jest nieco chaotyczna, ale to dlatego, że w mojej głowie panuje istny bałagan po przeczytaniu tej lektury i nie zdążyłam do tej pory go poukładać. Jeżeli lubicie książki Amo Jones, to bardzo zachęcam was do sięgnięcia i po tę historię. Na pewno będziecie się świetnie bawić. Oceniam książkę 9/10.

„[...] pamiętaj, że w spokoju zawsze czai się chaos”.

 

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe Zagraniczne.

 

 

 


poniedziałek, 20 lutego 2023

 D.B. Foryś - „Mroczna obietnica”

Gdy mężczyzna z przeszłością pragnie dziewczyny pełnej nadziei, nigdy się nie podda.

Spokojne życie Kornelii i Alana zostaje brutalnie przerwane, kiedy dawny wróg znów daje o sobie znać. Mogą uciec lub wrócić do świata, o którym oboje woleliby zapomnieć. Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że do gry wkracza ktoś jeszcze…

Wspólny cel sprawia, że zyskują potężnego sprzymierzeńca. Złość, śmierć, strach i ból podążają za nimi niczym cień, a marzenia o szczęśliwej przyszłości zaczynają się oddalać. Jeśli chcą być razem, muszą stać się bezwzględni jak ich prześladowca, inaczej przegrają wszystko.

Mafijne porachunki, pasja, pożądanie, fascynacja i złożona mroczna obietnica, której oboje za wszelką cenę pragną dotrzymać.

Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy zaczynałam czytać tę książkę, jednak co ją złapałam w swoje łapki, po chwili po prostu odkładałam, bo czułam, że nie mam ochoty zagłębić się w tę opowieść. Nie był to najlepszy czas dla mnie, bo przygnębiająca pogoda i osłabienie dawały o sobie znać. Zresztą nie było tak tylko z tą powieścią, ale i wieloma innymi. Nie mogę jednak w nieskończoność tego odkładać, dlatego postanowiłam zebrać się w sobie i dosłownie zmusić do czytania. Nie będę ukrywała, że początkowo ta opowieść mnie nie zachwyciła, brnęłam przez pierwsze 70 stron, bo tak naprawdę musiałam, a nie z przyjemności. Nie dostałam od samego początku, takiego efektu wow, jak w przypadku pierwszego tomu tu zaczęło się dość słodko i nudno i bez fajerwerków. Pierwszy tom oceniłam bardzo wysoko, bo byłam nim zachwycona i bawiłam się świetnie podczas czytania, dlatego dostał ode mnie dziewięć na dziesięć gwiazdek. Jak będzie w tym przypadku? Tego zaraz się dowiecie.

Tak jak wspomniałam wyżej,= początek książki mnie nie porwał, co więcej w pierwszej chwili zaczynałam się obawiać, że po prostu zawiodę się na tej historii i będzie klapa, a byłaby to naprawdę wielka szkoda, ponieważ twórczość autorki bardzo lubię i jeszcze nigdy się nie zawiodłam, wręcz przeciwnie, przy jej opowieściach zawsze miałam przyśpieszone bicie serca i gęsią skórkę. Dlatego początkowo czułam dość mocne rozczarowanie, ale, ale... im bardziej zagłębiałam się w lekturę, tym było coraz lepiej. Dalsze rozdziały wskoczyły ponownie na poprawne tory i cóż mogę powiedzieć, jedynie wow! Początek – sielankowe, w miarę spokojne życie bohaterów, później po raz kolejny otrzymujemy zwartą, dynamiczną i pełną zwrotów akcji fabułę, bardzo dobrze przemyślaną i nieprzewidywalną, czytałam każdy kolejny rozdział z zapartym tchem i gęsią skórką. Do naszych bohaterów powracają ich demony z przeszłości, które na każdym kolejnym kroku podkładają im kolejne przeszkody do pokonania, no bo niestety, nie ukrywajmy, przeszłość zawsze się o siebie upomni.

Autorka ma świetny styl pisania, w iście mistrzowski sposób potrafi zrównoważyć różnice wynikające z całkowicie dwóch odmiennych gatunków, bo tu otrzymujemy połączenie gorącego romansu z powodującym przyśpieszone bicie serca thrillerem. Ja nadal pozostaję jej wierną, choć słabo aktywną fanką, jednak w przyszłości na pewno po jej kolejne powieści sięgnę. Jeżeli szukacie powieści, którą będziecie czytać z zapartym tchem, to ta jest skierowana właśnie do was, pomimo dość słabego początku całość oceniam na 7 gwiazdek. Pstt... moje serce i tak nadal należy do pierwszej części, która podobała mi się zdecydowanie bardziej, ale było bardzo miłe ponownie wkroczyć do pełnego zawirowań świata Kornelii i Alana.

Gorąco polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorce.

środa, 15 lutego 2023

 

Penelope Douglas

„Rywal”

Madoc Caruthers i Fallon Pierce mieszkali pod jednym dachem, od czasu kiedy ich rodzice się pobrali. Nigdy za sobą nie przepadali, szczególnie Madoc nie ułatwiał życia Fallon. Dokuczał jej zarówno w domu, jak i w szkole.

Ta dwójka szczerze się nienawidziła oprócz… tych chwil, które spędzała razem w nocy w sypialni Fallon.

Więc kiedy nastolatka nagle wyjechała bez słowa pożegnania, Madoc był wściekły. Jednak dziewczyna po dwóch latach jakby nigdy nic wróciła do jego życia, do jego znajomych, do jego szkoły. 

Fallon nie sądziła, że powrót będzie tak trudny. Powinna zapomnieć o Madocu: w końcu był jej przybranym bratem. Ale kiedy zauważyła, że chłopak cieszy się życiem i w dodatku najprawdopodobniej ma dziewczynę, coś w niej pękło.

Między nimi jest wiele tajemnic, żalu i niedopowiedzeń, ale też przyciąganie, z którym trudno jest im walczyć. Jednak Fallon chce, aby tym razem wszystko było inaczej. Nie pozwoli, żeby Madoc znowu ją zranił. 

„Czasami zastanawiałem się, czy anioły mówiły do mnie, żebym się lepiej zachowywał, czy żeby zachęcić mnie do zabawy w diabła.”

„Rywal” to drugi tom serii Fall Away. Tym razem na celowniku mamy Madoca, którego mieliśmy okazję poznać w „Dręczycielu” i który był przyjacielem Jareda oraz Fallon. Dziewczyna jest przybraną siostrą Madoca i teraz się zastanawiam, czy pojawiła się ona, choć na chwilę w pierwszym tomie, bo nie mogę sobie przypomnieć. Byłam tak skupiona na Jaredzie i Tatum, że po prostu, nie zwróciłam na to uwagi :D

Jednak nie ważne, byłam bardzo ciekawa, co tym razem za opowieść zafunduje nam autorka. Czy będzie ona trzymała poziom tomu pierwszego? Myślę, że trzymała, chociaż ja jestem oddana bohaterom z „Dręczyciela”. Madoc i Fallon, nie przepadali za sobą i sobie dokuczali, jednak coś ich łączyło, ale nagle dziewczyna wyjeżdża bez słowa, co wywołuje w chłopaku złość i nienawiść. Nagle po dwóch latach Fallon wraca, aczkolwiek nie sądziła, że ten powrót okaże się taki trudny.

Czy odżyją dawne uczucia, które potajemnie łączyły Fallon i Madoca?

Dlaczego dziewczyna wyjechała bez słowa?

Na pewno nie zawiodłam się na tej książce i uważnie śledziłam relację naszych bohaterów. Madoc jak zwykle to cwaniaczek, ale za to go właśnie polubiłam. Jednak była to tylko jego powłoka. Udawał twardziela, lecz w głębi duszy to chłopak można powiedzieć, że skryty w sobie. Podobało mi się to, że autorka wplotła tu retrospekcje i pokazała, z jaką łatwością człowiek potrafi chować się za fasadą, którą stworzył dla otoczenia. Natomiast Fallon polubiłam od samego początku. To naprawdę fajna i mądra dziewczyna i szczerze jej kibicowałam. Muszę jeszcze koniecznie wspomnieć Jaxie, któremu jest poświęcona trzecia część. Coś czuję, że tam to się dopiero będzie działo, bo tego chłopaka normalnie uwielbiam.

Czego możecie oczekiwać po „Rywalu”? Wiele zwrotów akcji, mocnych i świadomych swoich czynów bohaterów, nieziemskie przyciąganie, tajemnice, niedopowiedzenia, żal, relacja hate/love, motyw przybranego rodzeństwa i wiele, wiele innych rzeczy. Nie raz podczas czytania miałam gęsią skórkę, bo autorka ma to do siebie, że świetnie operuje emocjami, robiąc nam papkę z mózgu.

Oczywiście, nie zabraknie tu sytuacji, dziejących się w szkole. Spotykamy postacie z pierwszego tomu i uwielbiam taki zabieg, bo zawsze wiadomo, co u nich słychać. Jestem naprawdę zadowolona z tej książki, bo dostałam tu ogrom splotów wydarzeń, ciężką relację rodzinną, problemy i skomplikowaną relację pomiędzy bohaterami.  Po raz kolejny autorka mnie kupiła opisaną przez siebie historią i udowodniła, że książki spod jej pióra można brać w ciemno.

Jedyne, co mi pozostało to polecić Wam tę opowieść, bo się nie zawiedziecie. Nie tylko dorośli muszą radzić sobie z problemami i Penelope Douglas ukazuje w swojej książce, że dotykają one także nastolatków. Pokazuje, jak sobie z nimi radzą i to nie jest nic przyjemnego, bo młody człowiek powinien doświadczać szczęścia, a nie bólu i przykrości 😊

Oceniam tę lekturę 8/10.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe Zagraniczne.



wtorek, 14 lutego 2023

 

K.N. Haner

„Zła miłość”


ON ma ją za zdrajczynię, ale ma do niej słabość.
ONA widzi w nim potwora, ale swojego serca nie jest w stanie oszukać.

Phix i ja kompletnie się pogubiliśmy.
Manipulacja stała się naszą najgroźniejszą bronią.
Miłość i nienawiść dzieli cienka linia, którą i ja, i mój mąż już dawno przekroczyliśmy. I naprawdę nie mam pojęcia, co czuliśmy bardziej.

Chciałam nas uratować, ale w pojedynkę nie miałam na to szans.

Wszyscy wiedzieli, że najgroźniejszego płatnego mordercę, mojego męża, może zabić jedynie prawdziwa miłość.
I tak: to ja go zabiłam.

Spotkaliśmy się w najbardziej nieodpowiednim miejscu i czasie, jedna zła chwila doprowadziła do wojny, ale to nasza ZŁA MIŁOŚĆ sprawiła, że przestaliśmy istnieć.
I dalej nie było już nic…

Znam pióro autorki, chociaż nie wszystkie jej książki czytałam. Ostatnio nadrabiałam trzy poprzednie tomy, ponieważ nie pamiętałam, co tam się działo. Wczoraj zabrałam się za czwarty i szczerze mówiąc mam bardzo mieszane odczucia. Wiem, że to fikcja literacka, ale przenosząc się w świat czytanych opowieści, nie zwraca się na to uwagi i czyta się tak, jakby coś takiego naprawdę mogło się stać. W tym przypadku od początku bohaterzy działali mi na nerwy. Nie rozumiałam zachowania Blair i jak dla mnie ona w ogóle się nie szanowała, tym bardziej po tym, co musiała robić, będąc pod wpływem ojca. Pozwalała sobą pomiatać, manipulować i udawała wielce silną kobietę, ale w moich oczach zupełnie taka nie była. Phix, choć go na swój sposób lubiłam, to też mi działał na nerwy, bo zachowywał się czasami jak obrażony szczyl, który coś zobaczył i od razu układał swoje teorie (gorzej niż dziecko w przedszkolu). Cóż, nie kupiło mnie to.

Ogólnie cała fabuła była taka naciągana i nic mnie w niej nie zaskoczyło, bo praktycznie wszystkiego się domyślałam. Szczerze mówiąc, to myślałam, że tego tomu nie doczytam, bo miałam kilka razy chwile zwątpienia, ale że nie lubię zostawiać tak książek, to brnęłam dalej. Co mogę dać na plus, tylko to, że tę opowieść czyta się bardzo szybko. Naprawdę było wiele czynników, które działały mi na nerwy, ale chyba najbardziej osoba Blair, że była taka słaba i pozwalała na to wszystko, co się działo.

Niby była chemia między bohaterami, ale nie była ona zdrowa, a ich relacja należała do toksycznych. Niestety nie czułam tu, żadnych emocji, ani razu nie zakręciła mi się w oku łza, nic mnie nie zaskoczyło i było przewidywalne. Według mnie ta część jest po prostu najsłabsza. Co z tego, że były jakieś dodatki w postaci zbliżeń, kolacji i odrobiny normalności, czy opiekuńczości, skoro zaraz to wszystko się zmieniało, wracało na poprzednie tory i irytowało do tego stopnia, że przewracałam oczami.

Co do zakończenia książki, to odniosłam wrażenie, że było pisane na szybko, żeby tylko całość zakończyć. Zabrakło mi wyjaśnień kilku wątków, które uważam, że zasługiwały na rozwinięcie. Zdecydowanie zabrakło mi tu tej całej otoczki mafii i tego dreszczyku, który takiemu wątkowi towarzyszy.

Bardzo mi przykro pisać taką opinię, jednak muszę być szczera z własnym sumieniem, ale niestety mnie ten tom nie porwał, bo zupełnie nie podobał mi się pomysł na fabułę i zachowanie bohaterów w tej części. Oczywiście nie spodziewałam się serduszek i kwiatków, ale myślałam, że może Blair i Phix połączą siły, by ramię w ramię walczyć ze światem, ale niestety dostałam taką „Modę na sukces”.

Niestety ja nie polecam Wam tej historii, ale widzę, że zbiera bardzo pozytywne recenzje, więc może Wam akurat się spodoba, dlatego najlepiej będzie, jak wyrobicie sobie własne zdanie.

Oceniam książkę 4/10, ale to tylko dlatego, że szybko się czytało i za poświęcony czas, który autorka  włożyła, by napisać tę opowieść.

 

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Editio Red.

 


poniedziałek, 13 lutego 2023

 

Penelope Douglas

„Dręczyciel”


Zmienił jej życie w szkole w piekło. Nie rozumiała, dlaczego jej nienawidzi.
Nazywa się Tatum Brandt, ale on w żaden sposób się do niej nie zwraca. Jednak wciąż ją zauważa. Nie marnuje żadnej okazji w szkole, żeby upokorzyć Tate, a jego pomysły na dręczenie dziewczyny z każdym rokiem stają się coraz bardziej okrutne. 

Kiedyś ona i Jared byli najlepszymi przyjaciółmi oraz sąsiadami. Myślała nawet, że go kocha. Teraz nie ma pojęcia, dlaczego sytuacja się zmieniła. Chłopak rozpowszechnia na jej temat kłamstwa, zwraca przeciw niej wszystkich uczniów, którzy zaczynają się śmiać z Tatum i ją poniżać. Dziewczyna staje się przez Jareda szkolnym pośmiewiskiem.

Dlatego, żeby od tego uciec, wyjeżdża na rok do Francji. Po powrocie jest inna. Odważniejsza. A co najważniejsze: obiecała sobie, że w tym roku postawi się Jaredowi. Nie pozwoli, by chłopak dłużej ją dręczył. 

Książki Penelope Douglas, są mi już dobrze znane, a przynajmniej większość z nich. Ostatnio na tapetę wleciał u mnie „Dręczyciel”. To książka, którą bardzo dobrze znam. Żeby nie skłamać, ale myślę, że lekko przeczytałam tę historię z pięć razy i za każdym podobała mi się jeszcze bardziej. Może teraz pokrótce przedstawię Wam fabułę. Mamy tu Jareda oraz Tatum, którzy od najmłodszych lat byli najlepszymi przyjaciółmi. Robili dosłownie wszystko razem i śmiało można ich było nazwać bratnimi duszami. Jednak pewnego dnia, Jared wyjeżdża na wakacje do ojca, po których wraca odmieniony o sto osiemdziesiąt stopni. Niestety na gorsze. Tatum, nie wie, co się wydarzyło, ale najgorsze w tym wszystkim było dla niej to, że jej najlepszy przyjaciel zmienił stosunek do niej i ją znienawidził.

Co wydarzyło się w życiu Jareda?

Dlaczego chłopak zaczął nienawidzić Tatum?

Cholercia, dużo bym chciała tu napisać, ale niestety nie mogę. Jednak powiem Wam jedno, że ta książka to istna bomba. Dwóch mocnych bohaterów, choć nastolatków i kupa emocji. Uwielbiam opowieść Jareda i Tatum. Pamiętam, że jak czytałam tę lekturę po raz pierwszy, to mało co, nie obgryzłam wszystkich paznokci, bo nie wiedziałam, czego spodziewać się na kolejnej kartce. I wiecie, co jest w tym wszystkim najlepsze? Że za każdym razem, gdy powracałam do tej książki, towarzyszyły mi takie same odczucia, chociaż wiedziałam, co się stanie. Tym razem nie było inaczej. Dlatego właśnie kocham w książkach to, że pomimo tego, że znam daną historię, to gdy do niej powracam, wywołuje ona we mnie ten sam stan, jak za pierwszym razem. Wiem, że na pewno jeszcze kilka razy powrócę do tej powieści, bo ją po prostu uwielbiam.

Historia sama w sobie jest naprawdę ciekawa, bo mamy tu zastosowane wątki hate/love, przyjaźń, złamanie przyjaźni, tak zwany bullying, czyli znęcanie się nad drugą osobą (w tym przypadku psychiczne, chociaż fizyczne znęcanie też się znalazło, tylko że w innym kontekście) i wiele, wiele innych. Uważam, że autorce naprawdę udało się to wszystko zgrabnie połączyć w całość i sprawić, by ta opowieść pokazała, co dzieje się z takimi osobami, jak one to przeżywają i jak sobie z tym radzą.

Co do bohaterów, to nie będę kłamać, ale na początku nie polubiłam się z Jaredem właśnie za to, jak traktował Tatum. Był strasznie podły i nie raz serducho mi się ściskało, że można być aż tak wyrachowanym człowiekiem. Jednak z rozdziału na rozdział wszystko się wyjaśniło. Było mi go szkoda i to bardzo, aczkolwiek to, co robił swojej przyjaciółce, z jednej strony było niewybaczalne, bo ona była Bogu ducha winna. Natomiast Tatum to dziewczyna, którą polubiłam od razu. Przyjmowała wszystkie przytyki i ataki z podniesioną głową, jednakże w zaciszu domowym, pozwalała sobie na emocje, które nią targały. Miała obok siebie przyjaciółkę, która ją niby wspierała i jakoś sobie z tym wszystkim radziła. I właśnie tu pozwolę sobie wspomnieć o tej „przyjaciółce”, bo szczerze jej nie lubiłam. Na początku jeszcze była spoko, ale później miałam jej ochotę ogolić łeb na łyso, kazać jej się rozebrać i wyjść tak na golasa na ulicę. Serio. Gdybym ja miała taką przyjaciółkę, to zasadziłabym jej kopa w tyłek i kazała spadać. Tak ją znielubiłam, że nie mogłam jej po prostu zdzierżyć. Wiem, że trzeci tom jest jej poświęcony i mam nadzieję, że tam będzie normalna, a nie taka świnia, jaką się tu okazała. No, to się na niej odrobinę wyżyłam :D

Oprócz tego, co wyżej wymieniłam, nie zabraknie tu jednak tej chemii, która się nie ulotniła pomiędzy Tatum i Jaredem. Ona po prostu zawsze tam jest. Nie chcę zdradzać, jak potoczy się ich dalszy los, ale w pewnym momencie, zaczną się docierać, jednak nadal będzie wisiała nad nimi tajemnica zachowania Jareda, którą dziewczyna będzie chciała za wszelką cenę poznać. Czy jej się to uda? Odpowiedź znajdziecie oczywiście w tekście.

Jedynie, czego mi zabrakło to punkt widzenia Jareda, ponieważ ta opowieść jest opisana oczami Tatum. Nie wiem, czy Wydawnictwo NieZwykłe zdecyduje się wydać  „Dopóki nie zjawiłaś się ty”, czyli historię Jareda, który nam wszystko opowiada ze swojego punktu widzenia. Ogólnie to było już wydane przez inne Wydawnictwo, ale myślę, że byłoby warto to wznowić, bo pewnie nie wszyscy mieli okazję zapoznać się z tekstem.

Mnie ta książka kupiła i jest to jedna z moich ulubionych, do której mam sentyment. Jeżeli jeszcze nie czytaliście „Dręczyciela”, to gorąco Was zachęcam, żebyście po niego sięgnęli, bo ta opowieść ma w sobie tyle emocji, że je się po prostu odczuwa, całym sobą.

Gorąco polecam i oceniam 9/10.

Kasia

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe Zagraniczne.


  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...