piątek, 24 lutego 2023

 

Penelope Douglas

„Fire Night”

Ta noc będzie wyjątkowa. Najdłuższa w roku. Pada gęsty śnieg na ziemię, świece płoną ognistym żarem. Ten wieczór i noc będą niesamowite.

Michael, Rika, Kai, Banks, Damon, Winter, Will, Emory oraz ich rodziny spotkają się, żeby uczcić ten szczególny wieczór. Po raz kolejny okaże się, że – mimo iż nie łączą ich więzy krwi – są prawdziwą rodziną, silniejszą niż kiedykolwiek.

„Fire Night” to druga nowelka, licząca sobie 107 stron i dopełniająca historię bohaterów z poprzednich tomów. Jak mam być szczera, to ta opowieść spodobała mi się bardziej niż poprzednia. Jeny autorka po raz kolejny zaskoczyła mnie tym, że na tak niewielu stronach zaszalała. Mrok i emocje wylewały się tu normalnie garściami, a ja takie rzeczy w książkach uwielbiam. Gęsią skórkę mam do tej pory, jak sobie pomyślę o tej historii i gdy piszę wam tych kilka słów mojej opinii.

Tym razem tę opowieść przedstawiają nam mężczyźni ze swojej perspektywy i dzieje się to w święto, które sami zapoczątkowali, czyli Nocą Ognia. Ajajajajaj, co tam się działo (szkoda, że nie ma takiej emotki, która wyrywa sobie włosy z głowy). Jak wiadomo, nasi bohaterowie na przestrzeni lat napytali sobie wielu wrogów, którzy uderzają właśnie tego konkretnego dnia. Będą musieli stoczyć jeszcze jedną walkę, a jaki będzie jej koniec? Tego dowiecie się, czytając „Fire Night”. Boszeee... Zdecydowanie było to za krótkie, bo jak już się wkręciłam, to bach i był koniec, ale tak to już jest, że to, co dobre szybko się kończy.

Ogólnie ta część rozgrywa się na dziesięć miesięcy przed wydarzeniami z „Nightfall”, gdzie nasi bohaterowie, są już dorośli i założyli rodziny. Kurczę, jak teraz pomyślę, jaką oni musieli przejść drogę i przemianę, by znaleźć się tu, gdzie teraz, to aż na nowo zachciało mi się przeczytać całą serię i z pewnością kiedyś to zrobię. Teraz gdy mam już w domu wszystkie części mogę je przeczytać jednym ciągiem i podejrzewam, że spodobają mi się one jeszcze bardziej niż za pierwszym razem.

Ubolewam nad tym, że to już koniec, ale kto wie... Może autorka opisze nam kolejne pokolenie.

A na tę chwilę żegnam się z bohaterami i mówię im do zobaczenia, bo jeszcze kiedyś na pewno się spotkamy. Szczerze Wam polecam i oceniam nowelkę 9/10.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe Zagraniczne.

 

 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...