D.B. Foryś - „Mroczna obietnica”
Gdy mężczyzna z
przeszłością pragnie dziewczyny pełnej nadziei, nigdy się nie
podda.
Spokojne życie Kornelii i Alana zostaje brutalnie
przerwane, kiedy dawny wróg znów daje o sobie znać. Mogą uciec
lub wrócić do świata, o którym oboje woleliby zapomnieć.
Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że do gry wkracza ktoś
jeszcze…
Wspólny cel sprawia, że zyskują potężnego
sprzymierzeńca. Złość, śmierć, strach i ból podążają za
nimi niczym cień, a marzenia o szczęśliwej przyszłości zaczynają
się oddalać. Jeśli chcą być razem, muszą stać się bezwzględni
jak ich prześladowca, inaczej przegrają wszystko.
Mafijne
porachunki, pasja, pożądanie, fascynacja i złożona mroczna
obietnica, której oboje za wszelką cenę pragną dotrzymać.
Nie
jestem w stanie zliczyć, ile razy zaczynałam czytać tę książkę,
jednak co ją złapałam w swoje łapki, po chwili po prostu
odkładałam, bo czułam, że nie mam ochoty zagłębić się w tę
opowieść. Nie był to najlepszy czas dla mnie, bo przygnębiająca
pogoda i osłabienie dawały o sobie znać. Zresztą nie było tak
tylko z tą powieścią, ale i wieloma innymi. Nie mogę jednak w
nieskończoność tego odkładać, dlatego postanowiłam zebrać się
w sobie i dosłownie zmusić do czytania. Nie będę ukrywała, że
początkowo ta opowieść mnie nie zachwyciła, brnęłam przez
pierwsze 70 stron, bo tak naprawdę musiałam, a nie z przyjemności.
Nie dostałam od samego początku, takiego efektu wow, jak w
przypadku pierwszego tomu tu zaczęło się dość słodko i nudno i
bez fajerwerków. Pierwszy tom oceniłam bardzo wysoko, bo byłam nim
zachwycona i bawiłam się świetnie podczas czytania, dlatego dostał
ode mnie dziewięć na dziesięć gwiazdek. Jak będzie w tym
przypadku? Tego zaraz się dowiecie.
Tak jak wspomniałam
wyżej,= początek książki mnie nie porwał, co więcej w pierwszej
chwili zaczynałam się obawiać, że po prostu zawiodę się na tej
historii i będzie klapa, a byłaby to naprawdę wielka szkoda,
ponieważ twórczość autorki bardzo lubię i jeszcze nigdy się nie
zawiodłam, wręcz przeciwnie, przy jej opowieściach zawsze miałam
przyśpieszone bicie serca i gęsią skórkę. Dlatego początkowo
czułam dość mocne rozczarowanie, ale, ale... im bardziej
zagłębiałam się w lekturę, tym było coraz lepiej. Dalsze
rozdziały wskoczyły ponownie na poprawne tory i cóż mogę
powiedzieć, jedynie wow! Początek – sielankowe, w miarę spokojne
życie bohaterów, później po raz kolejny otrzymujemy zwartą,
dynamiczną i pełną zwrotów akcji fabułę, bardzo dobrze
przemyślaną i nieprzewidywalną, czytałam każdy kolejny rozdział
z zapartym tchem i gęsią skórką. Do naszych bohaterów powracają
ich demony z przeszłości, które na każdym kolejnym kroku
podkładają im kolejne przeszkody do pokonania, no bo niestety, nie
ukrywajmy, przeszłość zawsze się o siebie upomni.
Autorka
ma świetny styl pisania, w iście mistrzowski sposób potrafi
zrównoważyć różnice wynikające z całkowicie dwóch odmiennych
gatunków, bo tu otrzymujemy połączenie gorącego romansu z
powodującym przyśpieszone bicie serca thrillerem. Ja nadal
pozostaję jej wierną, choć słabo aktywną fanką, jednak w
przyszłości na pewno po jej kolejne powieści sięgnę. Jeżeli
szukacie powieści, którą będziecie czytać z zapartym tchem, to
ta jest skierowana właśnie do was, pomimo dość słabego początku
całość oceniam na 7 gwiazdek. Pstt... moje serce i tak nadal
należy do pierwszej części, która podobała mi się zdecydowanie
bardziej, ale było bardzo miłe ponownie wkroczyć do pełnego
zawirowań świata Kornelii i Alana.
Gorąco polecam!
Za
możliwość przeczytania książki dziękuję autorce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz