wtorek, 31 sierpnia 2021

 Anett Lievre - „Hulia. Nieidealni”

Połączyło ich przypadkowe spotkanie, a potem namiętna noc, która nie zakończyła się tak, jak sobie zaplanowali. Rozstali się, mając nadzieję, że nigdy więcej się nie spotkają. Jednak przewrotny los z nich zadrwił, splatając ich ścieżki w coraz nowsze zbiegi okoliczności, czasem aż nierzeczywiste. Bo kim okaże się tajemniczy mężczyzna, który będzie nowym wykładowcą na uczelni? Gdzie w tej skomplikowanej układance znajdzie swoje miejsce przyszły szef dziewczyny? Jakie decyzje będzie musiała podjąć, gdy na jej drodze pojawi się przystojny lekarz? Posłucha rozumu czy jednak głosu serca?

Hmmm.... zastanawiam się, jak ująć to, co myślę. Recenzja ta na pewno nie będzie zbyt długa. Z twórczością autorki spotkałam się już wcześniej, za sprawą jej debiutanckiej powieści „Amandine. Pragnienie miłości”, która naprawdę bardzo mi się podobała i spędziłam przy niej świetnie czas. Teraz nadszedł czas na drugie spotkanie, którym była właśnie „Hulia” i... no właśnie, nie wiem, co tu się stało... książka po prostu jest słaba. Zabierałam się za nią kilkanaście razy, zaczynałam i po kilku stronach odkładałam, ale nie poddawałam się i doszłam do wniosku, że czas najwyższy poznać historię Julii. Rzadko kiedy zdarza mi się zacząć czytać jakąś opowieść i jej nie skończyć, zawsze staram się cierpliwie dociągnąć do końca, bo być może czymś mnie lektura zaskoczy, niestety, ale tu nie dałam rady przebrnąć przez całość, poddałam się po 150 stronach. Książka nie ma ani ładu, ani składu, dla mnie to, co przeczytałam do tej pory, było absurdalne. Zachowanie głównej bohaterki doprowadzało mnie do nerwicy i miałam ochotę wywalić tę powieść przez okno i nigdy do niej nie wracać, pieprzona beksa i mazgaj, skąd ona się urwała, jeszcze dobrze nie poznała kolesia, a już po dwóch minutach wyśpiewała mu całą historię życia, a po ledwie chwili już chciała nadziać się na jego bolca i ubolewała nad tym, że ją odepchnął, bo była dziewicą. On sam natomiast cham i prostak, no z takim dziadem to się jeszcze chyba nie spotkałam, w pewnej chwili pomyślałam, że on to jakiś niedowalony chyba jest, nie wiem, czy później się coś zmieniło, czy do końca był takim dupkiem, ale tego już raczej się nie dowiem. Następny minus to opisy, których było tu naprawdę sporo, a do książki nie bardzo cokolwiek wnosiły, myślę, że spokojnie można by było połowę z nich wyciąć i byłoby to nawet niezauważone. Jedyny plus tej książki to okładka, która jest naprawdę boska.

Na tym zakończę moją recenzję, szkoda, że nie przypadła mi ona do gustu, ale była ona naprawdę słaba i zawiodłam się na niej, oczekiwałam fajnej przemyślanej akcji, i interesującej fabuły, tak jak było w przypadku debiutu autorki, a dostałam klopsa. Niestety, tej propozycji Wam nie polecam.

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu WasPos.



 K.Bromberg - „... i wtedy cię poznałem”


Obietnica złożona umierającemu ojcu stała się dla Jacka Suttona przygniatającym zobowiązaniem. Mężczyzna przyrzekł naprawić błędy, które popełnił, i krzywdy, które wyrządził. Miało to trwać tylko pół roku, ale od początku wyglądało źle. Podupadające rancho — z tym umiałby sobie poradzić bez problemu, gdyby nie jego właścicielka: arogancka, uparta, irytująca młoda wdowa o trudnym charakterze i zszarganej reputacji. Do tego ukrywała przed nim co ważniejsze informacje. Powinien był posłuchać dobrych rad i trzymać się z daleka od niej i jej interesów. Niestety, zamiast tego Jack zakochał bez pamięci.

Tatum Knox zdawała sobie sprawę, że koniec jej rancha jest bliski. Walczyła z wierzycielami i rosnącą nienawiścią mieszkańców pobliskiego miasteczka. Harowała jak wół, starając się zapewnić swoim koniom warunki, na które nie było jej stać. Nie potrzebowała kolejnego mężczyzny obok. A już na pewno nie takiego jak nowy zarządca: irytującego, przesadnie pewnego siebie i odnoszącego się do niej w wyjątkowo nieprzyjemny sposób. A jednak go zatrudniła. I krótko potem zakochała się w nim beznadziejnie.

Przeszłość nauczyła Tatum jednego: nie wolno kochać ani ufać. Zaufanie przynosi rozczarowanie, a miłość odbiera wszystko: własny świat, pasję, marzenia. Jednak samotna walka o każdy kolejny dzień kosztowała tak wiele! Jack umiał rzeczy, które ona już dawno zapomniała, zmuszał do spoglądania w oczy najboleśniejszej prawdzie, tylko czy naprawdę zasługiwał na zaufanie? Dlaczego unikał odpowiedzi na tak wiele pytań? I ile warta jest miłość, w której brak szczerości?

„Jest w niej coś, czego nie potrafię opisać.
Coś, co przyciąga mnie i oddziałuje na mnie równie silnie, co złożona obietnica i potrzeba dotrzymania słowa.
Coś, co pragnę odkryć i nienawidzę siebie za to.
Odwracam się w jej stronę. Stoi na szczycie schodów, patrząc na mnie z jedną ręką na biodrze, a drugą przysłaniając sobie oczy. Wydaje się spokojna, po desperacji, którą dopiero co słyszałem w jej głosie, nie ma ani śladu.”

Czy Jackowi uda się uratować ranczo?
Jak potoczy się relacja tej dwójki?
Czy mieszkańcy Lone Star zaakceptują Tatum?

„Wygląda jak zagubione dziecko.
Jej oczy są szeroko otwarte, głos jest miękki, ale zdeterminowany. Cholera, czuję się jak dupek, bo wytknąłem to, że wiedziałam ją w basenie – że widziałem ją w chwili słabości, gdy próbowała sobie poradzić ze swoimi problemami.
Ale jest już za późno i nie mogę tego cofnąć.
Udało mi się doprowadzić tylko do tego, że odpycha mnie jeszcze bardziej i szybciej się w sobie zamyka. Robi to już drugi raz, więc może to jej naturalny mechanizm obronny?”

Uwielbiam twórczość K.Bromberg i każda jej powieść wywołuje we mnie wiele emocji. Osoby, które już miały styczność z jej historiami wiedzą, że nie są to puste i denne opowiastki, ale piękne i zmuszające do refleksji. Tym razem trafiamy do Lone Star, małej miejscowości, gdzie zadłużone rancho próbuje uratować Tate, wdowa po mężczyźnie, który ją oszukiwał i zaprzepaścił wszystko, cały majątek, który posiadali. Na jej drodze pojawia się tajemniczy Jack, który chce pomóc jej poprawić sytuację i wyciągnąć ją z finansowego bagna, w jakie wpakował Tate mąż. Jednak Jack pomimo samej obietnicy złożonej ojcu, ma jeszcze swoje inne powody, aby uratować to rancho. Jakie? Musicie przekonać się sami.

Autorka pisze stylem lekkim i przyjemnym dla czytelnika, każda z jej opowieści przesiąknięta jest tajemnicami, rodzącym się pięknym uczuciem, ale i namiętnością, która powoduje, że na ciele pojawia się gęsia skórka. Tutaj poruszany jest również temat braku zaufania. Czy osoba, która raz została oszukana i wykorzystana, będzie w stanie komuś ponownie zaufać? Idealnie sprawdziło by się tu przysłowie, nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, jednak może czasami warto posłuchać intuicji. K.Bromberg idealnie oddała tu klimat małego miasteczka, w którym każdy każdego zna, interesy robi się w najbliższym kręgu, ale też miejscowości, w której niewielka ploteczka potrafi przerodzić się w bardzo duże pomówienia.

Na tym zakończę moją recenzję, przyznam się szczerze, że początkowo obawiałam się, że otrzymam słodko pierdzący romans, ale jest to naprawdę świetnie napisana historia – poruszająca, piękna, zmuszająca do refleksji. Idealna zarówno na letni, jak i zimowy wieczór. Ja spędziłam z nią bardzo przyjemnie czas. Was gorąco zachęcam do lektury. :)

Polecam!

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Editio Red.



poniedziałek, 30 sierpnia 2021

 

Natasha Knight

“Giovanni”

Jestem prawą ręką mafijnego bossa, ona zaś dziewczyną z przeszłością, którą rozpaczliwie stara się ukryć. Potrzebuję jej wsparcia, ale wiem, że mi nie pomoże. W każdym razie nie dobrowolnie. Dlatego będę musiał ją do tego zachęcić, a wierzcie mi, potrafię to robić. Jest w niej coś, co wywołuje moją ciekawość. Nie chodzi jedynie o blizny przecinające jej plecy. Sprawia wrażenie, jakby znajdowała się na granicy, której przekroczenie wywoła chaos. Przypomina piękną lalkę powoli rozchodzącą się na szwach. Jeszcze chwila, a przytrzymująca wszystko nitka pęknie.


Myśli, że ją złamię. Rzecz w tym, że ona już jest złamana. Będzie walczyła ze mną do upadłego, lecz i tak wygram. Zawsze wygrywam. Przyzwyczaiłem się do tego, że dostaję to, czego pragnę. A pragnę właśnie jej. 


Mogłam zapaść w sen o dobrowolnej porze. To dziwne, ale potrafiłam zasnąć w każdych okolicznościach. Nauczyłam się tego cztery lata temu, na brudnej podłodze w piwnicy.

Zaśnij.

Zapomnij.

Śpij, dopóki cię nie obudzą i nie zmuszą do wstania.”


“Giovanni” to piąty i zarazem ostatni tom z serii Bracia Benedetti. Ubolewam nad tym, że to już koniec, bo odniosłam wrażenie, że im dalej autorka przedstawiała nam historię poszczególnych osób, tym lepiej jej szło. W tej części poznajemy tytułowego Giovanniego i Emily. Mężczyzna jest prawą ręką bossa mafijnego, który dostał za zadanie odnaleźć pewnego osobnika (szczura bym rzekła), ale żeby to zrobić, potrzebuje pomocy Emily. W sumie potrzebuje to za dużo powiedziane, on ją wręcz zmusza. Dziewczyna nie ma zamiaru mu pomóc i ma ku temu swoje powody. 


Jednak, czy będzie w stanie powiedzieć “nie” Giovanniemu Santa Marii? Czy takiemu człowiekowi jak on, można się przeciwstawić?


Uważam, że to była jak najbardziej dobra historia. Lubię książki z wątkami mafijnymi i zawsze dosyć szybko je czytam. W tym przypadku pochłonęłam ją w ciągu jednego dnia, ale nie miałam czasu, żeby przysiąść i od razu napisać recenzję. Bardzo podobała mi się kreacja głównych bohaterów pod względem psychologicznym, ale też ogólnie jak zostali przedstawieni. Emily mimo tego, co przeszła kilka lat temu, była twarda, harda, starała się postawić na swoim i nie dała się stłamsić. Jest silną bohaterką, która nosiła blizny nie tylko na zewnątrz, ale także wewnątrz. Miała też prawo okazywać bezsilność, bo to, co przeżyła, było po prostu straszne. Polubiłam tę bohaterkę, bo nie była wymalowaną pustą dziunią i głupią jak but. Giovanni to mężczyzna rządzący, rozkazujący, arogancki, ale też opiekuńczy. Miał swoje demony z przeszłości, które w jakimś stopniu go ukształtowały. Nie był sztuczny, tylko taki nawet nie wiem jak go nazwać może silny? Miał na pewno bardzo silną osobowość, co oczywiście było plusem. Kurde chyba znalazłam kolejnego książkowego męża. Były też postacie drugoplanowe, do których odczuwałam sympatię, ale były też takie, które zasługiwały na wszystko, co najgorsze. Ot wzięłabym ich nad jakieś urwisko, zasadziła kopa w dupę i patrzyła z uśmiechem na twarzy, jak spadają w dół. Dziady pierdzielone. Dobra wyżyłam się, ale jakby nie patrząc, to dzięki takim właśnie cholernym postaciom autorka budowała napięcie w książce. Żonglowała emocjami, które wywierały na czytelniku różne odczucia. 


Lubię książki, które napisane są lekko i prosto. Nie potrzebuję jakiegoś wyszukanego języka typu “ą” i “ę, który byłby ciężki do ogarnięcia i na szczęście Natasha Knight tak nie pisze. Tworzy ciekawe fabuły, wciąga czytelnika do świata, który sama wykreowała, ale nie robi tego w sposób niezrozumiały, tylko przejrzysty. Nie gubi się w wątkach i nie sprawia by osoba, czytająca jej książki się nudziła.

W tej opowieści mamy zastosowaną narrację dwutorową, dzięki której poznajemy obu bohaterów i możemy się dowiedzieć, przez co musieli przejść i z czym się mierzyć. Znajdują się tu również sceny zbliżeń, które są gorące, są również krwawe sceny, ale opisane po łebkach, a ja tak chciałam dużooo krwi, ale mówi się trudno. Może następnym razem :D. 

Cóż było mroczno, mocno i seksownie. Myślę, że tak mogę podsumować tę książkę.


Jeżeli lubicie historie z wątkami mafijnymi, to myślę, że będziecie zadowoleni z “Giovanniego”, jak i z poprzednich tomów z tej serii. Ja naprawdę spędziłam miło czas przy tej lekturze i podczas czytania miałam okazję się zrelaksować. 

Polecam.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Papierówka.

 

 

 

 

czwartek, 26 sierpnia 2021

 

Sloane Howell

Alex Wolf

“Zaborczy playboy”

Zakazany romans z bratem szefa!


Quinn i Deacon pracują w jednym biurze. Quinn jest asystentką Deckera Collinsa, a Deacon jego bratem. Relacja, która ich łączy, polega głównie na szybkich numerkach w ustronnych, małych biurowych pomieszczeniach.


Jednak Quinn nie ma pojęcia, że Deacon wcale nie patrzy na nią jak na dziewczynę od szybkich numerków. Mężczyzna chciałby, żeby ich znajomość przeszła na wyższy poziom. Na różne sposoby próbuje udowodnić Quinn, że zasługuje na to, by dała mu szansę. 


“(…) ludzie muszą czasami zrobić krok w tył, żeby spojrzeć na sprawy w szerszej perspektywie, zanim skażą kogoś na potępienie. Nikt, absolutnie nikt nie jest doskonały.”


To już moje drugie spotkanie z autorami i jest ono jak najbardziej udane. Tym razem przyszła kolej na historię kolejnego brata Collins, którym jest Deacon. Quinn wie, że Deacon to kobieciarz i bawidamek, jednak uwikłała się z nim w relację polegającą na szybkim seksie w biurowym zakamarku. Jednak kobieta nie ma pojęcia, że Deacon nie patrzy na nią, jak na jedną z lasek do zaliczenia. Pragnie, żeby ich znajomość i relacja weszły na wyższy poziom. Próbuje jej na różne sposoby udowodnić, że traktuje ją poważnie, ale czy mu się uda? Tego dowiecie się z tej lektury.


Jak mi brakowało takiej książki, przy której uśmiech nie schodziłby mi z twarzy. Ostatnio czytałam same powieści, które nie wywoływały we mnie salw śmiechu, ale przy czytaniu tej akurat pozycji nie raz wybuchałam rechotem. Normalnie uwielbiam Deacona i jego teksty. To tak pozytywny bohater, że aż miałoby się ochotę z nim wyskoczyć na piwo. Dostał łatkę uwodziciela i playboya, ale przy Quinn stawał się zupełnie inny. Natomiast Quinn to dziewczyna bardzo mądra, uczuciowa, uczynna i opiekuńcza, aczkolwiek jej jedyną wadą było to, że łatwo ulegała urokowi Deacona. W sumie nie ma co się jej dziwić. Sama bym mu uległa :D Jest bohaterką, którą od razu się lubi, nie jest sztuczna ani wyrachowana. 

Oczywiście pojawiają się tu postacie drugoplanowe, które mieliśmy okazję spotkać przy pierwszej części, ale są także zupełnie nowe. Co prawda wszystkich ich lubiłam, ale Tate i Decker tak mnie, wnerwiali, że miałam ochotę ich udusić. Serio.


Może teraz przejdę do fabuły. Nie była ona jakaś fenomenalna i była przewidywalna, ale autorzy pociągnęli ją w dobrym kierunku. Bardzo podoba mi się lekkość, z jaką ta książka została napisana, mimo że jest taka świntuszkowata i czasami odrobinkę wulgarna. Jednakże jak tak się zastanowić, to z braci Collins są już tacy napaleni ogierzy :D Jest tu sporo scen seksu, ale nie są one niesmaczne. Nawet fajnie się je czytało. Mamy tu również narrację dwutorową, którą uwielbiam. Jest humor, są żarty, fascynacja drugą osobą i walka o szczęście. Zazwyczaj czytam erotyki bądź romanse, które piszą kobiety, ale męski duet Howell i Wolf to fajna odskocznia, bo Ci mężczyźni wiedzą jak napisać coś, co będzie potrafiło wciągnąć czytelnika.


Książka nie jest jakaś długa, bo zawiera 266 stron i bardzo szybko się ją czyta. Jeśli lubicie historie, które rozśmieszą Was do łez, ale z drugiej strony przedstawiają walkę o szczęście i miłość, to zdecydowanie ta lektura jest dla Was. Ja spędziłam przy niej miłe chwile, odprężyłam się i szkoda, że ta podróż z bohaterami tak szybko się skończyła, ale oczywiście czekam na kolejne części i mam nadzieję, że też będą dobre. Nie będę się za dużo rozpisywać, bo pewnie chcecie sami sobie przeczytać tę opowieść i dowiedzieć się, co tym razem autorzy wymyślili.

 Polecam! 


Kasia 


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu.

 

 

 

 

wtorek, 24 sierpnia 2021

 K.C.Hiddenstorm - „Gangsterzy”


Prawdziwy mafijny romans dopiero się zaczyna.
Ryan Taylor jest pracownikiem i jednocześnie prawą ręką szefa mafii, właściciela nocnego klubu, Nieskończoności.
Eva Nolan to córka miliardera, która ma za sobą burzliwą przeszłość.
Wydaje się niemożliwe, aby ta dwójka miała ze sobą coś wspólnego. Do czasu, aż poznają się… w najgorszych z możliwych okolicznościach.
Kiedy jedno ze zleceń idzie źle, to Ryan musi posprzątać bałagan. Tym bałaganem jest Eva. Nie wie jeszcze, że zarówno dla niego, jak i dla dziewczyny będzie to początkiem przygody, która zmieni życie obojga.

„Eva otworzyła oczy i poczekała, aż wzrok się wyostrzy. Pamiętała, że śnił jej się koszmar, potworność o tym, że została porwana.
Dwóch bandziorów przetrzymywało ją i Felicję w jakimś...
- … magazynie – szepnęła schrypniętym głosem, patrząc przed siebie szklistym wzrokiem.
Problem w tym, że to nie był sen.
To działo się naprawdę.”

Kto porwał Evę?
Czego od niej chce?
Jak rozwinie się relacją pomiędzy nią a Ryanem?

Wiecie, że nienawidzę pisać negatywnych recenzji, ba nawet takich neutralnych, a ta niestety taka właśnie będzie. Autorka jest bardzo pozytywną i przemiłą dziewczyną, dlatego będzie mi tym bardziej ciężko ocenić tę powieść. No ale zacznę może od początku. Książka zebrała mnóstwo pozytywnych recenzji, dzięki czemu miałam nadzieję, że otrzymam naprawdę świetną i mroczną historię, która sprawi, że moje serce zabije szybciej, a w głowie będzie panował jeden wieki chaos i rozpierducha! Jednakże po otwarciu już pierwszych stron, troszkę się zawiodłam, pomyślałam jednak „nie poddam się”, odłożę ją jeszcze na chwilę i może w niewielkim czasie nabierze mocy urzędowej i wezmę się za nią z większym zapałem. Bardzo dużo czasu zajęło mi zabranie się za tę powieść, kilka miesięcy, ale nie pomyślcie sobie, że ona tylko leżała i czekała na swoją kolej na regale, o nie, brałam ją w swoje łapki kilkakrotnie, ale po przeczytaniu kilku stron po prostu ją odkładałam i dochodziłam do wniosku, jeszcze nie jest na ciebie czas. Przykro mi to mówić, ale kompletnie nie przypadła mi ona do gustu, na pierwszy rzut, ogromny minus – narracja, której tak bardzo nie lubię, czyli trzecioosobowa, skutecznie zniechęcała mnie do czytania, właściwie przez to nie mogłam się kompletnie skoncentrować, przez co czas spędzony z tą opowieścią był dla mnie męczący i zamiast odprężać się, czułam się bardziej znużona. Następnie fabuła, która niestety jak dla mnie była nudna, jakakolwiek akcja rozkręciła się dopiero pod koniec, a początkowo było naprawdę słabo, nie czułam żadnego napięcia, ekscytacji, no dosłownie nic. Jeżeli chodzi o bohaterów, to nie wiem, co tu się odwaliło, ale nie przypadli mi oni do gustu, on wykreowany na buraka i bożyszcza seksu, co chwila to z nowymi podbojami, właściwie bzykał wszystko, co się rusza i ma dwie nogi, dla mnie taki z deka dziwkarz. Eva natomiast dla mnie była niestety żałosna, wkurzała mnie niemiłosiernie swoim stylem bycia i wiecznym użalaniem się nad sobą, miałam ochotę ją zdrowo pieprznąć w łeb i powiedzieć weź się kretynko w końcu w garść! No i na koniec jeszcze, kurczę, ja się pytam, gdzie ta mafia tu jest? Jest tu jej naprawdę niewiele i nie miałam nawet przez sekundę dreszczyku emocji. Jest mi bardzo przykro to pisać, ale dla mnie książka jest po prostu słaba.

Kochani, ja niestety jestem bardzo zawiedziona tą propozycją i jest mi smutno, że pomimo tylu poleceń, ja się na niej zawiodłam. Nie dostałam tu nic ani mafii, ani wartkiej akcji, ani dopracowanej fabuły. Czy warto sięgnąć po tę powieść? Nie wiem, ja po kolejne książki autorki raczej nie sięgnę, was jednak zachęcam, abyście sami wyrobili sobie opinię, czy jej styl i twórczość przypadną Wam do gustu.

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorce oraz Wydawnictwu WasPos.


poniedziałek, 23 sierpnia 2021

 

 

Kristen Callihan

“Na jedną noc”

“W życiu wygrywa się cierpliwością i wytrwałością. Nie śpiesz się, szukaj rozwiązania, a jeśli nie przyjdzie ci ono do głowy, cofnij się, oceń ponownie sytuację i spróbuj raz jeszcze.”


Zasady: nie całować w usta, nie zostawać na noc, nie mówić nikomu, a przede wszystkim... Nie zakochiwać się.


Anna Jones po prostu chce skończyć studia i postanowić, co chciałaby robić w życiu. Zakochiwanie się w Drew Baylorze, futbolowej gwieździe z drużyny uniwersyteckiej, z pewnością nie należy do jej planów. Pewny siebie i czarujący chłopak żyje w świetle reflektorów i jest zdecydowanie zbyt przystojny. Gdyby tylko potrafiła zignorować jego namiętne spojrzenia i przestać myśleć o robieniu z nim nieprzyzwoitych rzeczy! Przecież to łatwe, prawda?


Szkoda, że on postanowił nakłonić ją do złamania wszystkich tych zasad… 


“Tak jakby wyłączył światło, zostawił mnie w ciemności i stał się moim promykiem.” 


Z twórczością autorki spotykam się po raz pierwszy i to spotkanie uważam za jak najbardziej udane. De facto odkładałam w czasie przeczytanie pierwszej części serii Game on, którą jest “Na jedną noc”, ale to tylko dlatego, że jakoś nie byłam gotowa na tę książkę. Jednak w końcu nadszedł czas i zabrałam się do lektury. Ta historia była naprawdę fajna i spędziłam przy niej miłe chwile. Przeczytanie jej zajęło mi dość długo, ale to z przyczyn osobistych, a nie dlatego, że mi się ona nie podobała czy, że ją męczyłam. Lubię książki o tematyce sportowej i jak najbardziej wpasowała się ona w moje gusta. Dostałam gorącego futbolistę i dziewczynę, która nie jest pewną siebie osobą, ale powoli się otwiera na uczucia. Były oczywiście sceny, które czasami mnie irytowały, ale były też takie, gdzie miałam ochotę skopać tyłek Drew i Annie też. A co się będę rozdrabniać, obydwoje powinni dostać porządnego kopa w tyłek, ale nic nie zdradzam, dlaczego chciałam tak zrobić.


Teraz przejdę do bohaterów i na pierwszy ogień idzie Drew. To chłopak pewny siebie, kocha futbol, który jest dla niego najważniejszy. Poniósł w przeszłości stratę i ciężko mu było się z nią pogodzić. Na jego drodze stanęła Anna Jones, zwykła dziewczyna, która otwierała w nim pokłady uczucia, opiekuńczości oraz chęć jej zdobycia. Natomiast Anna to taka szara myszka, ale z ciętym językiem, co bardzo mi się podobało. Odpychała od siebie Drew na różne sposoby, co było nie lada wyzwaniem. Nie szukała chłopaka, a tym bardziej nie chciała Drew, bo nie wyobrażała sobie, jak można stworzyć związek, między gwiazdą futbolu w świetle reflektorów a nią zwykłą i pospolitą dziewczyną. Chociaż za jej zachowaniem też stały pewne sytuacje, o których Wam także nic nie napiszę, ale pamiętajcie, że odpowiedź znajdziecie w tej książce. Muszę jeszcze wspomnieć o bohaterach drugoplanowych, które odgrywały w tej książce istotną rolę i takim osobnikiem, którego najbardziej polubiłam, był Gray Grayson i mam nadzieję, że on również będzie miał opowiedzianą swoją historię.


Bardzo podoba mi się pióro autorki, bo jest lekkie i spójne. W żadnym razie się nie  męczyłam podczas czytania, ale wkurzał mnie nadmiar jednego słowa, którym było “kuźwa”. Było tego tak dużo, że po którymś razie przewracałam oczami. W tej książce znajduje się dwutorowa narracja, dzięki której poznajemy bliżej bohaterów i ich odczucia do danych sytuacji. Znajdują się tu sceny seksu, które są gorące, ale jakoś specjalnie się nie wyróżniają. Fabuła jak najbardziej została fajnie pociągnięta i czasami wyobrażałam sobie, jak to jest podczas takiego meczu. Próbowałam się wczuć w te emocje i starałam się być na trybunach i przeżywać wszystko to, co gracze i kibice. 


Uważam, że ta pozycja jest naprawdę fajna i warto po nią sięgnąć. Ja jestem zdecydowanie na tak i polecam. Jeśli lubicie książki o sportowcach, to koniecznie sięgnijcie po “Na jedną noc”. Myślę, że przypadnie Wam do gustu.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu MUZA.

 

 

sobota, 21 sierpnia 2021

 Caroline Angel - „Z innej bajki”
Patronat medialny


 Miłosne zawirowania? To u Collinsów rodzinne.
Przykro, kiedy ukochany chłopak zrywa znajomość. Jeszcze gorzej, jeśli do tego informuje, że przed chwilą zdradził. A już zupełnie fatalnie, jeżeli robi to wszystko w czasie rocznicowej randki. Taki cios spada na Delię. Osiemnastolatka jest załamana, tym bardziej że wymarzyła sobie takie życie, jakie wiodą jej rodzice, Abby i Blake Collinsowie, mimo upływu lat wciąż zakochani w sobie do szaleństwa.
Inne dziewczyny w tej sytuacji by się poddały, ale nie Delia! Nie zamierza również rozpaczać bez końca. Przeciwnie, szybko staje na nogi i postanawia nie dać się przeciwnościom. Ma to po mamie! Abby też musiała walczyć o miłość. Josh nie zobaczy łez na twarzy Delii, o nie. Zwłaszcza że w jej życiu pojawia się propozycja wyjazdu do Barcelony na wymarzony wakacyjny staż. Oraz ktoś, dzięki komu Delia jeszcze szybciej wróci do siebie po rozstaniu...

„Próbowałam się oszukać, że zdołam oprzeć się mężczyźnie, który usilnie chce zwrócić na siebie moją uwagę. Nicolas zawładnął moimi myślami od momentu spotkania na plaży, a po naszym wspólnym tańcu utwierdziłam się w przekonaniu, że pragnę skosztować jego ust. Nie chcę już dłużej okłamywać samej siebie, ponieważ wywołuje to u mnie niepotrzebny natłok bezsensownych myśli. Uch, no właśnie! Niepotrzebne myśli, a plan jest nienaruszony!”

Jak potoczy się relacja Nico i Delii?
Czy Josh da spokój dziewczynie?
Co łączyło Nico i nową szefową Delii?

„Emocje wzięły górę, a powszechnie wiadomo, że z takich sytuacji nigdy nie wynika nic dobrego. Powinnam dorosnąć. Nicolas miał rację, mówiąc, że zachowuję się jak rozkapryszona księżniczka.”

Styczność z twórczością autorki miałam już wcześniej nie tylko dzięki tej serii, ale również innych jej powieści i wiem na pewno, że nie jest to ostatnie spotkanie, pokochałam styl pisania autorki i zostanie ona jedną z moich ulubionych, po której książki będę sięgała w ciemno! Boziu, ależ to była świetna historia, wspaniale się przy niej bawiłam. Już w pierwszym tomie pokochałam tę zwariowaną rodzinkę i teraz tylko utwierdziłam się w tym przekonaniu, z pewnych źródeł wiem, że niebawem będą w nasze ręce trafiać kolejne części tej serii, o kolejnych bohaterach, na co bardzo mocno się cieszę! Pierwszy tom pozwala nam poznać styl pisania i poczucie humoru autorki, które w drugim tomie są jeszcze lepsze, styl zdecydowanie się poprawił, książka jest lepiej dopracowana, ale oczywiście nie twierdzę, że pierwszy tom był zły, bo również był świetny! :D Bardzo fajne jest to, że nie są to drętwe historie, tylko otrzymujemy tu ogromną dawkę humoru, przez co zdarzało mi się wybuchać salwami śmiechu, właściwie to niektóre teksty kojarzyły mi się ze mną samą i moją przyjaciółką Kasią. Świetne jest to, że ponownie pojawiają się bohaterowie pierwszego tomu, którzy dodają charakteru całej powieści.

Ta historia, to fajny, lekki romans, który bez wątpienia uprzyjemni wam wieczór, ja otrzymałam od tej powieści, wszystko to, co w książkach uwielbiam, gorącą zagmatwaną historię, piękne uczucie, tajemnice i bardzo wyboistą drogę prowadzącą do spokoju naszych bohaterów. Jednak czy będą oni mieli swoje szczęśliwe zakończenie? O tym musicie przekonać się sami, ja świetnie się przy niej bawiłam i z ogromną niecierpliwością wyczekuję kolejnych tomów, mam nadzieję, że nie będzie trzeba czekać długo. Was już dziś gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę powieść, wiem, że się nie zawiedziecie. A na koniec przypomnę moją polecajkę, którą znajdziecie na skrzydełku. :)

„Wow! Co to za historia! Spora dawka humoru wywołująca salwy śmiechu z jednej strony, z drugiej – odrobina grozy, przez którą ma się gęsią skórkę. Wreszcie – uczucie, które spada na bohaterów jak grom z jasnego nieba. Wszystko to sprawia, że nowa książka Caroline Angel zapada w pamięć. Gorąco polecam!”

Paula

Za możliwość przeczytania książki oraz objęcia patronatem dziękuję autorce oraz Wydawnictwu Editio Red.








środa, 18 sierpnia 2021

 L.J.Shen - „Uwodziciel”


Célian Laurent.
Członek manhattańskiej elity.
Znany playboy.
Dziedzic medialnego imperium.
I… mój nowy szef.
Zapewne by mi zaimponował, gdyby nie jedna noc, o której od miesiąca nie mogę zapomnieć.
Wyszłam zaspokojona, mając co wspominać, a ponadto – udało mi się zabrać jego portfel.
Teraz jednak on patrzy na mnie jak na kurz pod swoimi włoskimi butami, a ja niby powinnam to znosić.
Ale nazywam się Judith „Jude” Humphry i nie mam nic do stracenia.
Jestem dziewczyną z Brooklynu, znaną z ciętego języka.
Dziedziczką rachunków za szpital i zniszczonej kanapy.
Kiedy zauważam go po drugiej stronie pomieszczenia, dostrzegam błysk w jego oku. I dlatego zostajemy przeciwnikami.
On o tym wie.
Ja również.
Każdy dzień w pracy jest bitwą.
Każda noc w łóżku – wojną.
Ale stawką jest moje serce. I obawiam się, że będę musiała wywiesić białą flagę.


„Celian Laurent był największym dupkiem, jaki kiedykolwiek stąpał po tej planecie i obnosił się z tym tytułem jak z medalem za odwagę. Pocieszało mnie, że nie robił tego, bo miał do mnie jakiś uraz. Był po prostu kutasem – kutasem, który wykonywał świetną robotę, przygotowując wiadomości.”

Czy Judith i Celian zapomną o wspólnej nocy?
Czy będą w stanie normalnie ze sobą współpracować?

Twórczość L.J.Shen jest mi dobrze znana i uwielbiam jej historie, nie wiem, co się stało, ale za „Uwodziciela” kompletnie nie mogłam się zabrać. Szczerze mówiąc, nie wiem, czym to było spowodowane, być może odstraszał mnie trochę ten mikroskopijny druk. No ale nareszcie zebrałam się w sobie i sięgnęłam po tę powieść i teraz żałuję, że nie zrobiłam tego wcześniej. Historia tu przedstawiona jest genialnie napisana. Dwójka bohaterów tak od siebie różna, dwa ciężkie charaktery, a jednak tak podobne, każdy z nich zmaga się ze swoimi problemami, każdy z nich ma swoje tajemnice, a jednak połączyło ich coś niesamowitego. Jeżeli znacie chociaż troszkę twórczość autorki, wiecie czego mniej więcej można się tu spodziewać, w jej książkach nie dostaniemy cnotliwego romansu, otrzymujemy mężczyzn ucharakteryzowanych na niezłych kutafonów i dupków, a kobitki są dziarskie i z jajami, tu mamy dokładnie to samo. Motywem tu dominującym jest romans biurowy, który ja osobiście bardzo lubię, jednak jest on coraz rzadziej spotykany. Mnie ta opowieść bardzo wciągnęła i przeczytałam ją szybciutko pomimo drobnego druku i świetnie się bawiłam. Było gorąco, śmiesznie, poruszająco i momentami z dreszczykiem, ta historia jest idealna do spędzenia przyjemnego wieczoru.

„Uwodziciel” to opowieść, która urzeknie was swoją lekkością. Jest to historia, która będzie wspaniałą odskocznią od brutalnych powieści. Ja czytając ją, świetnie się bawiłam i z ogromną niecierpliwością wyczekuję kolejnych propozycji autorki. A was gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę powieść i poznania losów Celiana i Judith.

Polecam!

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Edipresse.

wtorek, 17 sierpnia 2021

 

Whitney G.

“Dwa tygodnie i jedna noc”

“Zwycięzcy nigdy się nie poddają, rezygnujący nigdy nie zwyciężają.” 


Jest koszmarnym szefem. Ciągle chce więcej. Nie można od niego uciec.


Tara, po miesiącach niepowodzeń, wreszcie uwierzyła, że los się do niej uśmiechnął – została zauważona przez boskiego Prestona Parkera, kilkukrotnego mistera Nowego Jorku, nieziemsko przystojnego miliardera. Nie spodziewa się tylko, że ten oszałamiający mężczyzna okaże się najgorszym szefem, jakiego tylko można sobie wyobrazić.


Dzięki wrodzonej determinacji Tarze udaje się utrzymać na stanowisku asystentki Parkera, właściciela sieci luksusowych hoteli, dłużej niż komukolwiek przed nią. Nawet ona ma jednak swoje granice. Po dwóch latach znoszenia obelg, wykonywania praktycznie niemożliwych zadań i konieczności bycia dostępną przez dwadzieścia cztery godziny na dobę kosztem swojego prywatnego życia składa wypowiedzenie. Z pewnością jednak nie przewidziała, w jaki sposób szef zareaguje na jej rezygnację… 


Z książkami autorki miałam już styczność i bardzo mi się one podobały. Teraz przyszedł czas na jej najnowszą opowieść “Dwa tygodnie i jedna noc”. Czy historia tu zawarta mnie usatysfakcjonowała? Nie było źle, ale zabrakło mi tu czegoś, jakiegoś efektu wow, dram, niedopowiedzeń, poważniejszych sekretów. Można by rzec, że książka jest przeciętna i przewidywalna. W tej lekturze przedstawiony jest romans biurowy, który nie zaczął się od tej dobrej strony, chociaż dla Tary w sumie był perfekcyjny. Główny bohater Preston Parker jest bardzo bogatym draniem i  właścicielem drogich i ekskluzywnych hoteli. Asystentów zmieniał jak rękawiczki, ponieważ był wymagający. Nikt tak naprawdę na dłużej nie zagrzał w jego firmie miejsca. Akurat był w trakcie poszukiwań nowej asystentki, którą poznał w niefortunnej sytuacji. Zamiast wezwać ochronę i policję, to dał pracę pewnej dziewczynie. Tara była wniebowzięta, ale zaczęła tego bardzo szybko żałować.


Czy Tarze uda się przetrwać w firmie Prestona więcej niż tydzień?


Ogólnie cały pomysł na fabułę nie był zły, ale nie czułam tu w ogóle ani emocji, ani dynamizmu, a szkoda. Książka nie jest ciężka w odbiorze i czyta się ją naprawdę szybko. Mnie to zajęło raptownie wieczór. Mamy tu dwa punkty widzenia, są sceny zbliżeń, humor, jest chemia między postaciami, ale mimo tego i tak ta historia nie wywarła na mnie, aż takiego wrażenia. Oprawę ma świetną, tylko środek jest trochę słaby. Jednak muszę się przyczepić do tytułu, bo nie rozumiem, co on oznacza, bo według mnie w ogóle on nie pasuje do treści. Autorka pisze lekko i spójnie, ale tym razem tak na sto procent mnie nie wciągnęła do wykreowanego przez siebie świata.


 Główni bohaterzy nie byli źli i nie raz wybuchałam śmiechem, kiedy się przekomarzali. Tara to dziewczyna po super studiach, ale nie mogąca znaleźć sobie pracy. Jest też taką osobą, która otwarcie mówiła swojemu szefowi, co o nim myśli. Natomiast Preston to arogancki i wymagający dupek, z którym nikt nie jest w stanie pracować więcej niż tydzień, ale miał w sobie to coś, że się go lubiło. 


W sumie nie wiem, co Wam tu więcej napisać o tej książce. Jeśli lubicie historie, które nie wymagają od Was skupienia lub szukacie takich czytadełek na jeden raz, to myślę, że ta pozycja może być dla Was. Ja do końca nie jestem usatysfakcjonowana, bo czegoś mi tu zabrakło. Jednak przekonajcie się sami, czy ta lektura spełni Wasze oczekiwania.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Niegrzecznym Książkom i Wydawnictwu Kobiecemu.

 

Wydawnictwo Kobiece 

 

 

poniedziałek, 16 sierpnia 2021

 Tijan - „Wrogowie”


Lata temu Stone Reeves i ja byliśmy sąsiadami. W szóstej klasie zaczęłam go nienawidzić. Przystojny i charyzmatyczny chłopak wyrósł na lokalnego boga futbolu, podczas gdy mnie i moją rodzinę mieszkańcy miasteczka przestali zauważać.

Jego dostrzegli łowcy talentów z NFL, a ja podjęłam najgorszą możliwą decyzję. Teraz siedzę w Teksasie i próbuję poskładać swoje życie do kupy. Ale Stone też tu jest. On jest dosłownie wszędzie.

Nieważne, że mój świat znów wywrócił się do góry nogami. Nieważne, że Stone próbuje mnie pocieszyć. Nieważne, że cały kraj oszalał na jego punkcie. Ten człowiek na zawsze pozostanie moim największym wrogiem.

„To przez co przeszłam, zanim tu przyjechałam... Na samo wspomnienie gardło zaczęło mi się zaciskać. Emocje, z którymi nie chciałam się zmagać, wzbierały z alarmującą prędkością, aż czułam, że się duszę.
Udało mi się opanować. Upchnęłam negatywne uczucia głęboko na dnie duszy, tak jak wszystkie inne niewygodne i bolesne wspomnienia.”

Co spotkało Dusty w przeszłości?
Czy dziewczyna pogodzi się ze Stonem?
Czy ktokolwiek będzie w stanie przebić się przez jej mury?

„Wszystko na chwilę zamarło. To było niczym cisza przed burzą, kiedy powietrze robi się gęste i ciężkie, a włosy przylepiają ci się do karku. Ręce stają się dziwnie oślizgłe, a puls zaczyna coraz bardziej przyśpieszać. Wiesz, że w twoją stronę mknie rozpędzony pociąg. Wiesz, że stoisz na torach. Wiesz, że powinnaś z nich zeskoczyć, ale nie jesteś w stanie. W odpowiedzi na silny bodziec możesz nie tylko walczyć albo uciekać. Jest jeszcze trzecia możliwość – zastygasz w bezruchu. I kiedy twoje serce zaczyna bić coraz mocniej, coraz szybciej, coraz głośniej, zdajesz sobie sprawę, że zaraz zbierzesz cięgi.”

Twórczość Tijan uwielbiam i za każdym razem chętnie sięgałam po jej twórczość, dlatego, gdy tylko zobaczyłam w zapowiedziach jej propozycję „Wrogowie”, wiedziałam, że muszę ją mieć. Odleżała ona na mojej półce swój czas, brałam się za nią kilka razy. No i nareszcie zebrałam się w sobie i zaczęłam ją czytać. I nie wiem, co tu się stało, ale męczyłam ją. Przytłaczała mnie dość spora jak na Tijan ilość opisów, fabuła też mnie nie wciągnęła i przez to przeczytanie jej zamiast jeden, może dwa dni zajęło mi ponad tydzień. Czytałam niewiele, po kilkanaście stron na dzień i to w dosłownie żółwim tempie. Ale to nie jest tak, że ta opowieść jest zła, mi po prostu zabrakło w niej czegoś, co mogłoby sprawić, że czytałabym ją z zapartym tchem, ale może to być spowodowane tym, że tuż przed Tijan, przeczytałam genialną serię Anny Zaires i zostałam po niej z potwornym kacem i teraz po prostu będę szukała mocniejszych wrażeń, a tu niestety nic takiego wow się nie działo. Fakt było kilka momentów, w których łezka w oku mi się zakręciła, ale i tak całą fabuła na kolana mnie nie powaliła. Ogólnie lubię dramy w powieściach, ale tu było ich tyle, że miałam ich przesyt i obawiałam się, że w pewnym momencie autorka się pogubi w tym, co sama pisała. Niestety, ale dla mnie ta opowieść to takie 4/10.

Czy ta opowieść mi się podobała? No nie do końca, co do twórczości autorki mam duże wymagania, ta jednak była po prostu słaba. Czy do niej powrócę? Za jakiś czas z pewnością, jak troszkę odsapnę od romansów. Czy wam ją polecam? Sama nie wiem, uważam jednak, że opinię na jej temat powinniście wyrobić sobie sami. Ja troszkę się zawiodłam, nie zmienia to jednak faktu, że fanką autorki nadal pozostaję.

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Papierówka.



 

Linda Malczewska

“Gra pozorów”

“Miłość to nie chłodna kalkulacja. Miłość to takie chwile jak ta, dotyk, szept, pocałunek. Wierzymy w nią, bo ma ogromną siłę i dzięki niej jesteśmy w stanie góry przenosić. To ona czyni nas lepszymi.” 

Dwudziestosiedmioletnia Elena Sanchez pracuje w agencji nieruchomości i z każdym dniem czuje się coraz bardziej wypalona. Uważa, że jest niedoceniana i to tylko dlatego, że nie nosi spodni.

Kiedy okazuje się, że podczas jej urlopu firmę przejął młody miliarder Logan James Grant, sytuacja wydaje się zmieniać ze złej na jeszcze gorszą.

Nie wiedząc, jaki jest nowy szef, dziewczyna wyrabia sobie opinię na podstawie plotek współpracowników, które jednoznacznie określają go jako władczego, aroganckiego i impulsywnego. Na dodatek Elena przez przypadek wypowiada kilka niefortunnych słów na jego temat, nie mając pojęcia, że mężczyzna wszystkiemu się przysłuchuje.

Jednak gdy Elena poznaje Logana, zaczyna dochodzić do wniosku, że nie jest on takim mężczyzną, za jakiego go uważała. Nie zdaje sobie sprawy, że nowy szef ją okłamuje i ma wiele mrocznych sekretów. Kiedy oboje powoli odkrywają swoje karty, rozpoczyna się nieczysta gra.

Ta gra albo ich ocali, albo zniszczy.

“Udawanie, że wszystko jest w porządku było dla mnie tak naturalne jak jedzenie, spanie czy oddychanie. Przyodziałam ten pancerz już dawno temu i dzięki niemu czułam się bezpieczna.”

“Gra pozorów” to pierwszy tom cyklu Mroczne pożądanie i tym samym jest debiutem autorki. Czy udanym? O tym za chwilę. Na samym początku pozwolę sobie napisać, że jestem bardzo zniesmaczona tym, co ostatnio dzieje się w blogosferze. Na Instagramie wylał się hejt na tę książkę i autorkę, ponieważ jedna Pani nie potrafiła posłużyć się swoimi prawdziwymi danymi, pisząc z konta fikcyjnego do autorki i ją hejtując i strasząc. To było żałosne i nie do przyjęcia, ale jak to moja Paula mówi: “kozak w necie pipa w świecie”. Po tej sytuacji postanowiłam wziąć się od razu za tę książkę, żeby przekonać się samej, czy rzeczywiście ta opowieść jest tak okropna. I wiecie, co Wam powiem? Według mnie jest ona bardzo dobrze napisana jak na debiut. Autorka pisze naprawdę fajnym i lekkim językiem, że czytałam z wielką przyjemnością. Podobał mi się cały zarys fabuły i to jak on został poprowadzony. Nie nudziłam się nawet przez chwilę, choć jak to jest u bohaterów czasami mnie wkurzali. Może najpierw zacznę od takich małych minusów i pierwszym z nich są literówki, których tu zaobserwowałam sporo. Kolejny, to dwie sceny, w których wyłapałam nieścisłości. Chodzi mi tu o scenę, kiedy Elena nocuje u Logana i jest ubrana w koszulkę, a później okazuje się, że ma na sobie koszulę, a się nie przebierała. Następna scena, to kiedy Logan zdobył na kolację mrożoną pizzę i dwa zdania niżej, jedzą pizzę z pudełka, która jest zimna. To czyli, co? Jedli tą zamrożoną? Akurat tu nie winię autorki, bo to redaktor powinien wyłapać takie buble. Wydaje mi się również, że Pani Malczewska inspirowała się w niektórych momentach Greyem i “Sagą zmierzch”, ponieważ wyłapałam kilka bardzo podobnych sytuacji, ale być może to po prostu czysty przypadek. To chyba tyle z takich minusów.

Teraz przejdę do pozytywów, to na pewno będzie to relacja pomiędzy Eleną i przyjaciółmi. Fajnie została opisana sytuacja, kiedy Elena wyjechała na święta do matki i to, co się tam wydarzyło. Były tu tajemnice, niedomówienia, prześladowanie i kontrolowanie, które autorka zgrabnie wpisała w fabułę, dzięki czemu całość nabrała wyrazistości. I kurde te końcowe strony i to, co odkryła główna bohaterka, było również dobre. W życiu się tego nie spodziewałam. Dużo myślałam, o tym, co Logan przed nią ukrywa i chyba nigdy nie wpadłabym na coś takiego. Pozwolę sobie wspomnieć kilka słów o głównych bohaterach. Może zacznę od Logana. Boże co, to za kontrolujący dupek, to dziwie się, że Elena z nim wytrzymywała. Był arogancki, chamski, apodyktyczny, gburowaty, mogłabym tak bez końca wymieniać. Przejawiał momenty dobroci, ale tylko przy Elenie. Co do samej Eleny, to podobało mi się to, że prawie zawsze stawiała na swoim, chociaż denerwowała mnie czasami, że tak szybko ulegała Loganowi. Po niektórych sytuacjach kopnęłabym go w dupę. Rozumiałam po części jego opiekuńczość i sprawowanie kontroli, ale niekiedy przesadzał.

Książka napisana jest z podziałem na role, ale niestety zabrakło mi tu więcej rozdziałów z punktu widzenia Logana. Byłam ciekawa tego bohatera, co siedzi w jego głowie, ale mam nadzieję, że w drugiej części, będzie go więcej. Znajdują się tu także sceny zbliżeń, które są dobrze przedstawione. Mimo kilku potknięć uważam, że całość wypadła naprawdę fajnie. Jestem ciekawa, kiedy premierę będzie miała druga część, bo tak nie wolno kończyć książki, no. Mam nadzieję, że nie będzie trzeba długo czekać.

Cóż więcej mogę napisać? Chyba tyle, że polecam. Książka jest ciekawa i przyjemnie napisana. Fakt, że przeczytanie jej zajęło mi trochę czasu, ale to przez to, że to tomisko jest grube i wtedy czytanie mi się strasznie dłuży i odnoszę wrażenie, że strony nie ubywają. Jednakże ta historia jest warta uwagi, bo mnie się ona podobała i nie żałuję, że wzięłam ją do recenzji.

Kasia

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu.

 

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...