wtorek, 10 sierpnia 2021

 

Tillie Cole

“Chore Śfirusy. Sick Fux”

“Nosiła twarz najczystszego z aniołów, maskującą zło żyjące w jej wnętrzu.” 


W dzieciństwie Ellis Earnshaw i Heathan James byli jak niebo i ziemia. Ona głośna i energiczna, z niesfornymi blond włosami oraz uśmiechem nieschodzącym z twarzy. On - mroczny i ponury - czerpiący obsesyjną przyjemność z obserwowania śmierci różnych stworzeń. Zawiązała się między nimi niezwykła i dziwna przyjaźń. Lecz pewnego dnia rozdzieliło ich chore okrucieństwo innych ludzi. Spędzili osobno całe lata, każde zamknięte we własnym piekle, aż w końcu Heathanowi udało się uciec i ruszył na poszukiwania przyjaciółki.


Powodowany nienawiścią i żądzą krwi wrócił do miejsca, którego nie spodziewał się już nigdy więcej odwiedzić, by zemścić się na swoich oprawcach. By ukarać ludzi, przez których niegdyś wesoła Ellis zagubiła się w otchłani bólu. Gdy wreszcie udaje mu się wydostać dziewczynę z jej mentalnego więzienia, wspólnie wyruszają w drogę, żeby odszukać tych, którzy zrujnowali im życie. I zniszczyć ich jednego po drugim. W BOLESNY, BARDZO BOLESNY SPOSÓB. 


“Zniszczę ich kawałek po kawałku, Ellis. Obiecuję. Wkrótce będziesz wolna. Proszę, poczekaj jeszcze chwilę.”


Twórczość Tillie Cole jest mi dobrze znana. Czytałam jej wiele książek, które po prostu są świetne. Teraz w moje ręce wpadła jej najnowsza książka “Chore Śfirusy”, którą czytałam już jakiś czas temu w oryginale. Byłam ciekawa, czy ta brutalna opowieść po tłumaczeniu na język polski, przypadkiem nie straci tej swojej wyrazistości, ale tak się nie stało. Od razu z góry uprzedzam, że ta książka nie jest dla każdego. Przeorała mi tak umysł, że pod Bogiem nie wiem, co mam o niej napisać. Tyle myśli mi się kłębi w głowie i non stop się zastanawiam, jak mam ubrać w słowa to, co właśnie przeczytałam. Ta historia skrywa w sobie tyle rzeczy, że to się w pale nie mieści. Na pewno większość z Was czytała kiedyś “Alicję w Krainie Czarów” i w tej powieści również ją otrzymujemy, ale w takim wydaniu, w którym nigdy w życiu bym nie przypuszczała, że można ją przedstawić. Normalnie oczy wychodziły z orbit. Działo się tu tyle rzeczy, które przyprawiały moje serce o szybsze bicie, włoski dęba stawały mi na całym ciele i mówiłam do siebie: Co tu się do cholery odpierdala! Przepraszam za to wyrażenie, bo nigdy w recenzjach nie używam takiego typu wulgaryzmów, ale w tym przypadku nie da się inaczej. Nie na darmo ta książka nosi tytuł “Chore Śfirusy”, bo oni dokładnie tacy byli. Nie zrobili z siebie takich osób, bo mieli swoje widzimisię, tylko dzieciństwo ich naznaczyło i to, co ich spotkało. 


Bardzo podziwiam autorkę, że nie bała się napisać takiej popieprzonej książki, bo na pewno znaleźli się tacy czytelnicy, którzy byli zniesmaczeni tym, co tam się działo i tą brutalnością. Ja lubię takie powalone książki, ale pod warunkiem, że autor umie to dobrze przedstawić i bez dwóch zdań Tillie Cole się to udało. To jest moja ukochana zagraniczna autorka i spod jej pióra biorę dosłownie wszystko. Nawet gdyby napisała książkę telefoniczną, to bym ją kupiła i przeczytała, bo na pewno by mnie w niej czymś zaskoczyła. Cole to taka pisarka, która stwarza historie trzymające w napięciu, pełne emocji, dobrych bohaterów, których w tym przypadku pod względem psychologicznym wykreowała mistrzowsko. Fabułę, którą nam przedstawiła, nie można zaliczyć do lekkich. To było po prostu coś okropnego i po latach Laleczka i Biały Królik chcieli się zemścić. Czy im się udało? Tego dowiecie się z tej mocnej lektury. Krwawe sceny były przedstawione idealnie i dało się na własnej skórze odczuć, co czuli Heathan i Ellis. Mamy tu dwa punkty widzenia, ale znajdzie się też kilka rozdziałów (chyba ze trzy, jak dobrze pamiętam) od innego osobnika. 


Jak pewnie zauważyliście, to celowo nic nie wspominam na temat fabuły, ponieważ nie chcę Wam psuć tych wszystkich emocji, które Wam będą towarzyszyły podczas czytania. Ja tę książkę czytałam trzy dni, ale to tylko dlatego, że mam małego szkraba w domu i czytam, tylko wtedy, kiedy córka śpi, bo w innym razie już dawno bym tę opowieść skończyła. Czy polecam? Oczywiście, że tak. Jest tu zawarta ciężka historia, ale na swój sposób piękna, którą uwierzcie, że zapamiętacie na długi czas. Jeśli kochacie twórczość Tillie Cole i to, że ona potrafi pisać mroczne książki, to ta pozycja jest dla Was obowiązkowa. Mimo trudnych tematów czytałam tę historię jak głupia. Pochłaniałam każdą kartkę i nie mogłam się oderwać, chcąc dowiedzieć się, co będzie dalej.


A czy ty wkroczysz do świata Laleczki i Białego Królika? Wejdziesz wraz z nimi do Krainy Czarów? Pamiętaj, że zegar tyka. Tik-tak, tik-tak, tik-tak.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Papierówka.

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...