wtorek, 31 sierpnia 2021

 Anett Lievre - „Hulia. Nieidealni”

Połączyło ich przypadkowe spotkanie, a potem namiętna noc, która nie zakończyła się tak, jak sobie zaplanowali. Rozstali się, mając nadzieję, że nigdy więcej się nie spotkają. Jednak przewrotny los z nich zadrwił, splatając ich ścieżki w coraz nowsze zbiegi okoliczności, czasem aż nierzeczywiste. Bo kim okaże się tajemniczy mężczyzna, który będzie nowym wykładowcą na uczelni? Gdzie w tej skomplikowanej układance znajdzie swoje miejsce przyszły szef dziewczyny? Jakie decyzje będzie musiała podjąć, gdy na jej drodze pojawi się przystojny lekarz? Posłucha rozumu czy jednak głosu serca?

Hmmm.... zastanawiam się, jak ująć to, co myślę. Recenzja ta na pewno nie będzie zbyt długa. Z twórczością autorki spotkałam się już wcześniej, za sprawą jej debiutanckiej powieści „Amandine. Pragnienie miłości”, która naprawdę bardzo mi się podobała i spędziłam przy niej świetnie czas. Teraz nadszedł czas na drugie spotkanie, którym była właśnie „Hulia” i... no właśnie, nie wiem, co tu się stało... książka po prostu jest słaba. Zabierałam się za nią kilkanaście razy, zaczynałam i po kilku stronach odkładałam, ale nie poddawałam się i doszłam do wniosku, że czas najwyższy poznać historię Julii. Rzadko kiedy zdarza mi się zacząć czytać jakąś opowieść i jej nie skończyć, zawsze staram się cierpliwie dociągnąć do końca, bo być może czymś mnie lektura zaskoczy, niestety, ale tu nie dałam rady przebrnąć przez całość, poddałam się po 150 stronach. Książka nie ma ani ładu, ani składu, dla mnie to, co przeczytałam do tej pory, było absurdalne. Zachowanie głównej bohaterki doprowadzało mnie do nerwicy i miałam ochotę wywalić tę powieść przez okno i nigdy do niej nie wracać, pieprzona beksa i mazgaj, skąd ona się urwała, jeszcze dobrze nie poznała kolesia, a już po dwóch minutach wyśpiewała mu całą historię życia, a po ledwie chwili już chciała nadziać się na jego bolca i ubolewała nad tym, że ją odepchnął, bo była dziewicą. On sam natomiast cham i prostak, no z takim dziadem to się jeszcze chyba nie spotkałam, w pewnej chwili pomyślałam, że on to jakiś niedowalony chyba jest, nie wiem, czy później się coś zmieniło, czy do końca był takim dupkiem, ale tego już raczej się nie dowiem. Następny minus to opisy, których było tu naprawdę sporo, a do książki nie bardzo cokolwiek wnosiły, myślę, że spokojnie można by było połowę z nich wyciąć i byłoby to nawet niezauważone. Jedyny plus tej książki to okładka, która jest naprawdę boska.

Na tym zakończę moją recenzję, szkoda, że nie przypadła mi ona do gustu, ale była ona naprawdę słaba i zawiodłam się na niej, oczekiwałam fajnej przemyślanej akcji, i interesującej fabuły, tak jak było w przypadku debiutu autorki, a dostałam klopsa. Niestety, tej propozycji Wam nie polecam.

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu WasPos.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...