czwartek, 31 października 2019



Rachel Van Dyken
“Ian. Twoj osobisty trener podrywu”
Skrzydłowi #1
[Patronat medialny]

“Pierwsza zasada skrzydłowego:
nie możesz zakochać się w klientce.”

Po wypadku, który spotkał Iana Huntera, jego kariera sportowa legła w gruzach. Kontuzja. Koniec grania. Niespełnione marzenie. 
Jednak chłopak powraca na uczelnię, by kontynuować naukę i zająć się czymś zupełnie innym. Wraz ze swoim przyjacielem Lexem zakłada spółkę Skrzydłowi, która oferuje porady randkowe dla nieśmiałych kobiet. Chcesz poderwać faceta bądź, żeby zwrócił na Ciebie uwagę? Uderz do Skrzydłowych, już oni Ci w tym pomogą.
Kiedy zgłasza się do nich Blake Olson, Ian jest przekonany, że trafił im się beznadziejny przypadek. 

Blake Olson to dziewczyna ubierająca się nadzwyczaj dziwacznie i bez kompletnego gustu, aczkolwiek wzdycha do pewnego kolesia, który nie zwraca na nią uwagi. Potrzebuje pomocy i mimo nieśmiałości, zgłasza się do Skrzydłowych po poradę. Tylko Ian potrafi zmienić jej wizerunek tak, aby stała się zauważalna. Podczas tej metamorfozy mężczyzna zaczyna ją również dostrzegać i może nagiąć dla niej swoją największą zasadę.

Czy jest szansa usidlić tak zatwardziałego kobieciarza, jakim jest Ian?
Czy mężczyzna pomoże Blake zdobyć chłopaka?
A może sam zacznie żywić do niej uczucia?

“Ktokolwiek powiedział, że jeśli się kogoś kocha, to należy puścić tę osobę wolno, nigdy nie był zakochany.”

Twórczość Rachel Van Dyken jest mi już znana poprzez książkę “Elita”, która została wydana nakładem Wydawnictwa Kobiecego. Jednak tym razem mam przyjemność zapoznać się z jej kolejną serią Skrzydłowi, której pierwszym tomem jest “Ian. Twój osobisty trener podrywu”. Jest to pozycja ciekawa, lekka i przede wszystkim z humorem, którą możecie przeczytać, jak najbardziej w te nieprzyjemne zimne wieczory, gdzie się można zakopać pod kocykiem z kubkiem gorącej i parującej czekolady. Czas, jaki zajęło mi przestudiowanie tej lektury, to dwa wieczory, które w żadnym razie nie były zmarnowane. W tej części poznajemy historię Iana i Blake. On to kobieciarz, do tego współwłaściciel dobrze prosperującego interesu. Ona to taka niby babka z jajem, ale wszystkie swoje atuty ukrywa pod workowatymi ciuchami. Cały zarys fabuły jest interesujący i niewymagający od czytelnika nie wiadomo jak mocnego skupienia. Książka napisana jest lekko, spójnie i z dużą dozą humoru oraz ciętymi ripostami, które się fajnie z całością komponują. Występuje tu płynne przejście z rozdziału na rozdział, dzięki czemu się nie gubimy w akcji, która rozwija się dość szybko. Jednak to mi akurat w tym przypadku nie przeszkadzało, a wręcz mi się podobało. Autorka nie rzyga słodyczą wokół Iana i Blake, od której by nas zemdliło, tylko wszystko jest z umiarem. Na pewno przy tej pozycji możemy wyłączyć myślenie i choć na chwilkę oderwać się od życia codziennego, żeby się oddać tej opowieści i zresetować umysł. Bohaterzy są dosłownie genialni, zabawni i charyzmatyczni. Iana polubiłam już na samym początku za jego szczerość, może i czasami była nie na miejscu, ale nie owijał w bawełnę i co chciał powiedzieć, to nadzwyczajnie w świecie robił. Nigdy nie ponosił porażek, dlatego że ciężko nad sobą pracował po wypadku.

“[...] nigdy nie ponosiłem porażek.
Z tego powodu tak ciężko pracowałem nad sobą po wypadku. I to dlatego nie podejmowałem ryzyka, dlatego nie randkowałem. Kocham kobiety. Naprawdę. I ogromnie lubię seks.”

 Blake przeszła ogromną metamorfozę, z brzydkiego kaczątka stała się fajną laską. Zaczęła się lepiej i odważniej ubierać, przez co zrobiła się pewniejsza siebie i w końcu zwróciła na siebie uwagę Dawida, chłopaka, który jej się bardzo podobał. Co do postaci drugoplanowych, to były również ciekawie przedstawione i na swój własny sposób nadały tej opowieści barwności. Coś czuję, że historia Lexa i Gabi będzie naprawdę dobra, jeśli nawet nie lepsza od Iana i mam nadzieję, że się nie pozabijają, bo w tej części rzucają do siebie nieźle mięchem. Minusikiem jest to, że ta książka napisana jest tylko z punktu widzenia Iana. W niektórych sytuacjach byłam ciekawa, co siedzi w głowie Blake i niestety tego nie mogłam się dowiedzieć, a szkoda, ponieważ wtedy ta historia byłaby dużo, dużo lepsza. Aczkolwiek wiem, że jeszcze nieraz sięgnę po twórczość Rachel Van Dyken, dlatego że lubię jej styl pisania i jej książki po prostu pochłania się momentalnie. Wspomnę jeszcze kilka słów o okładce, która przyciąga oko, jest intrygująca, ale zupełnie nie pasuje mi do głównego bohatera, bo jego wygląd jest opisany inaczej z kolorem włosów włącznie. Jednakże pan z okładki przypomina mi pewnego aktora, którego po prostu uwielbiam, a jest nim Mario Casas. Czy tylko mi się tak wydaje, czy Wy zauważyliście to podobieństwo tak samo, jak i ja? 


Podsumowując “Ian. Twój osobisty trener podrywu” to pozycja dla osób, które lubią szybszą akcję bez zbędnego przeciągania i gadania o mało ważnych bzdetach. To również historia, gdzie sprawdza się powiedzenie “Nigdy nie mów nigdy”, bo po prostu nie wiesz, kiedy i gdzie trafi cię strzała amora. Wierzę, że czas, jaki poświęcicie tej lekturze, nie będzie zmarnowany i, że będziecie się przy niej świetnie bawić, bo ja się bawiłam wyśmienicie. 
Polecam!

Kasia

Za egzemplarz do recenzji i możliwość objęcia patronatem medialnym książki, dziękujemy Wydawnictwu NieZwykłemu.

Wydawnictwo NieZwykłe



środa, 30 października 2019


Aly Martinez - „Walcząc z cieniami”
[Patronat medialny]
Seria: On the Ropes #2


Pamiętam wszystko.
Poczułem pocisk.
Zobaczyłem, jak ona upada.
W mniej niż sekundę moje dotychczasowe życie się skończyło.
Lecz, bez wątpienia, znowu zrobiłbym to samo.
Dla niej.”

Flint ma marzenia, których spełnienie stanęło pod ogromnym znakiem zapytania, chciał być niepokonany na ringu. Wszystko pękło w jednej chwili jak bańka mydlana, w dniu, w którym uratował życie ukochanej kobiecie. Został nazwany bohaterem, jednak jego jedyną nagrodą było to, że jest zmuszony poruszać się na wózku. Jego życie zmieniło się w koszmar, dopóki na jego drodze nie pojawiła się dziewczyna o uśmiechu, który łagodził jego ból i strach...

Byłem podirytowany.
Zawstydzony.
Sfrustrowany.
Wyczerpany.
Jednak to wszystko zniknęło, kiedy podniosła głowę, uśmiechając się nieśmiało. Nie rozpoznałem tego uśmiechu. Znałem Ash Mabie dokładnie od dwóch godzin, ale bezbronność widoczna na jej kremowobiałej twarzy zaskoczyła mnie tak, iż nie mogłem wydobyć z siebie słów. Nie powinno być tam tego uśmiechu, głównie dlatego, że zepsuł wszystkie inne, jakie Ash mogłaby kiedykolwiek stworzyć.”

Czy Flintowi uda się stanąć na nogi?
Jakie życie miała Ash, dopóki nie poznała Flinta?
Czy mężczyźnie uda się odzyskać wcześniejsze życie?

W głowie miałem pustkę.
Mój umysł był kompletnie pusty.
Nie było bólu.
Żadnego kłucia w klatce piersiowej.
Żadnego żalu.
Żadnej nienawiści.
Żadnej goryczy.
Byłem otępiały.
I to było niesamowite.
Ash Mabie szybko stawała się moją osobistą marką lidokainy.”

Moją przygodę z twórczością Aly Martinez rozpoczęłam od powieści „Walcząc z ciszą”. Historia Tilla do tej pory jest bardzo mocno zakorzeniona w moim umyśle. W momencie, gdy zobaczyłam w zapowiedziach najnowszą powieść tej autorki, opowiadająca o losach kolejnego z braci Page, wiedziałam, że muszę ją mieć. Zastanawiałam się, co tym razem autorka nam zaserwuje, czy będę kolejną częścią równie mocno oczarowana, co pierwszą?

Drugi tom serii „On the Rope” nosi tytuł „Walcząc z cieniami”, tym razem poznajemy historię środkowego z trójki rodzeństwa Flinta i dziewczyny o imieniu Ash. Przyznam się szczerze, że po skończeniu pierwszego tomu, a najbardziej po zakończeniu zbierałam szczękę z podłogi. Z ogromną niecierpliwością czekałam, aby poznać tego z braci, który został bez wątpienia bohaterem dla całej rodziny, ale przyszło mu za to zapłacić ogromną cenę. Uszkodzenie kręgosłupa spowodowało, że skończył jako inwalida.

Seria ta bez wątpienia chwyci każdego czytelnika za serce. Nie są to powieści o pięknej niespełnionej miłości, to historie poruszające i niesamowicie wciągające, gdy zaczynasz czytać, nie chcesz, ani na chwilę odłożyć tej książki. W każdej z tych opowieści były momenty, w których albo śmiałam się w głos, albo płakałam ze wzruszenia, żalu, a nawet złości. Wzbudziła we mnie tak wiele emocji, że momentami naprawdę było mi ciężko stwierdzić, jakie uczucia mi w tej chwili towarzyszą.

Flint Page to bohater, który jest niesamowitą postacią. Momentami irytujący, zadufany w sobie dupek, ale również, gdy uda się zburzyć mur, którym się otoczył i pozna się jego drugie oblicze, okazuje się, być czarującym mężczyzną. Przyznam się szczerze, że były momenty, w których miałam ochotę nieźle nim wstrząsnąć i zapytać „co ty do cholery pleciesz idioto??!!”, często palnął coś i nie myślał, a później tego żałował. Ale nie to, żeby Ash była święta, bo oj... naprawdę, gdybym była na miejscu Flinta, taka cierpliwa na pewno bym nie była. Podobał mi się sposób jej bycia, pomimo goniących ją złych wspomnień z przeszłości nadal potrafiła być bardzo pozytywnie nastawiona do świata, ale przez jedną akcję ma u mnie ogromnego minusa.

Walcząc z cieniami” to historia o sile, determinacji i woli walki, również o tym, że miłość może pojawić się w naszym życiu w najmniej oczekiwanym momencie. Ja serię „On the Ropes” uwielbiam, a po takim zakończeniu, jakie zafundowała nam po raz kolejny autorka, z niecierpliwością wyczekuję historii najmłodszego z braci. A Wy już dziś sięgnijcie po tę serię i poznajcie braci Page, których los nie oszczędzał, wręcz przeciwnie, co chwila rzuca im kolejne kłody pod nogi.

Gorąco polecam,

Paula

Za możliwość objęcia książki patronatem dziękujemy Wydawnictwu NieZwykłe.



poniedziałek, 28 października 2019


Tijan
“Fallen Crest. Próba”


Fallen Crest to jedna z serii, którą naprawdę uwielbiam. Miałam już okazję przeczytać ją w oryginale, a teraz również moja ukochana seria pojawiła się w Polsce, więc teraz i Wy możecie się z nią zapoznać. Na kolejny tom z tego cyklu, którym jest Próba, przyszło nam sporo czasu poczekać. Mam nadzieję, że następna część wyjdzie w miarę szybciutko, bo taki odstęp w czasie, działa tylko na niekorzyść czytelników, bo najzwyczajniej w świecie, po prostu historia nam może z głowy wylecieć, a później będzie się bardzo ciężko nastawić na kolejną część, gdyż się nie będzie pamiętać, co było w poprzedniej. Bynajmniej ja tak uważam.

“Lęk, przerażenie, paraliżujący strach - jak bym tego nie nazwała - przeszyły mnie na wskroś. Dziś Mason wyjeżdżał na studia. Ten dzień miał rozpocząć rok, który był dla mnie największym wyzwaniem w życiu”.

Samantha przeżywa rozstanie z Masonem, ale nie kochani oni ze sobą nie zerwali, tylko chłopak wyjeżdża na studia. Mason dostał się na Uniwersytet Caina, gdzie może kontynuować grę w football amerykański i tym samym rozwijać swoją karierę i umiejętności. Jednak jest coś, co przed Sam ukrywa. 
Natomiast Sam i Logan zostają w Fallen Crest na kolejny rok. Obiecali sobie być blisko siebie i się wzajemnie wspierać, jednak dziewczyna odpycha od siebie Logana, a to wszystko za sprawą pewnej tajemnicy, którą w sobie skrywa i nie ma kompletnie pojęcia, co z tym fantem zrobić. Kiedyś Mason jej powiedział: “Żadna dziewczyna nie stanie pomiędzy nim a jego bratem”.
 Boi się, że przez to wszystko może stracić nie tylko Logana, ale i Masona, którego kocha ponad życie. 

Czy Sam w końcu powie Masonowi i Loganowi, co ją tak bardzo trapi?
Czy Mason wyzna Sam sekrety, które przed nią ukrywa?
I najważniejsze, czy ta dwójka przetrwa próbę czasu i rozłąki, na które są wystawieni?

Jak wyżej wspomniałam, przyszło nam długo czekać na tę część, ale było warto. “Fallen Crest. Próba” to tom, w którym Samanthę i Masona czeka próba rozłąki i czasu. Mason wyjeżdża na studia a Samantha zostaje z Loganem w Fallen Crest. Autorka skupia się tu na obojgu bohaterach i pokazuje nam, jak wygląda ich życie osobno, ich tęsknotę oraz sekrety, którymi się nie dzielą, a to może doprowadzić do poważnych konsekwencji. Mason oprócz treningów zaprzyjaźnia się z kilkoma chłopakami z drużyny. Jest z nim również na uniwersytecie Nate, który mieszka w bractwie i się chłopak zmienia, próbuje narzucić Masonowi swoich nowych przyjaciół, ot taki dupoliz, który wolał narazić na szwank swoją przyjaźń z Masonem. Sam stara się odnaleźć w sytuacji, gdzie nie ma przy niej ukochanego i skrywa w sobie tajemnicę, którą się nie chce z nikim podzielić. Jedynie Heather jej przyjaciółka o niej wie, bo praktycznie ją do wyjawienia tego zmusza. Próbuje się oddać bieganiu i morderczym treningom, ale cała ta sytuacja zżera ją od środka. Powiem Wam, że sporo się tam dzieje, ale to musicie sobie przeczytać sami, ponieważ nie chcę Wam psuć przyjemności i zabawy z czytania tej historii.

“Zwiesiłam głowę. Cholera. Mój sekret wyszedł na jaw. Właściwie to Heather równie dobrze może się dowiedzieć wszystkiego, zanim sumienie pożre mnie żywcem. Spojrzałam w górę, czując cały mój lęk, to, co mi ciążyło, cały ten destrukcyjny potencjał tamtych słów”.

Tijan pisze stylem prostym, trafiającym bezpośrednio do czytelnika. Spowodowała to, że od tej historii ciężko się oderwać, bynajmniej w moim przypadku, pochłonęła mnie doszczętnie i nie mogłam odłożyć książki na bok, ponieważ chciałam się dowiedzieć, co tam się jeszcze wydarzy. Jak dla mnie fabuła była niesamowita, ciekawa i do tego te zwroty akcji, które są interesujące, a kreacja bohaterów jeszcze lepsza, która dopełniła całokształt książki. Autorka jak dla mnie uchwyciła wszystkie sytuacje i emocje, które pozwoliły mi nawiązać kontakt z bohaterami.  
Poznajemy kilka nowych pobocznych postaci, które były atrakcyjne, przyciągające uwagę i na swój sposób coś własnego wkładały w całą tę opowieść. Mamy tu dwa punkty widzenia Sam i Masona. Jest to świetnym zabiegiem, ponieważ mamy możliwość ich poobserwować, to jak się zachowują, jak sobie z tym wszystkim radzą itd. Myślę, że tytuł Próba oznacza duże wyzwanie dla związku Sam i Masona, bo jednak dzieli ich odległość i tajemnice, ale również to próba dla nich obojga tyle, że z osobna. Muszą kilka rzeczy w swoich głowach po prostu poukładać. Co do Logana, to mam takie odczucie, jakby on nie był postacią drugoplanową, tylko głównym bohaterem, bo non stop jest obecny, możemy zaobserwować jego tęsknotę za bratem i to, że Sam się od niego oddaliła, a przecież są “Przerażającą Trójką” i nie powinno się tak dziać.

“Jesteśmy rodziną. Nie powinnaś stawiać ponad mną nikogo poza Masonem. Powoli pokręcił głową. - Wiem, że z czymś się zmagasz, i próbowałem być cierpliwy, ale zaczyna mnie to wkurzać. Jeśli nie jesteśmy już rodziną, może powinnaś mnie o tym poinformować”.

Minusem tej powieści jest to, że jak dla mnie Sam za dużo się nad sobą użalała, dramatyzowała i ten cały szum wokół tajemnicy, którą tak doszczętnie w sobie skrywała. Dla mnie to było takie trochę dziwne i nierealne. Mogła normalnie pogadać z chłopakami i im to wyjaśnić, a nie bawiła się z nimi w kotka i myszkę. Tak, tak ja wiem, że to tylko fikcja literacka i, że jednak jakaś drama musi być, no ale było to dla mnie przesadzone.


Podsumowując “Fallen Crest. Próba” to pozycja dla fanów historii, które się dzieją w collegu. Jeśli jeszcze nie znacie twórczości Tijan, to właśnie polecam Wam tę serię, od której możecie zacząć swoją przygodę z tą autorką, tylko że musicie się najpierw zabrać za pierwszy tom, bo Próba to czwarta część. Ja książki Tijan uwielbiam i biorę je w ciemno, tak więc nie zostaje mi nic innego, jak tylko Wam polecić tę opowieść, bo jest warta przeczytania. I oczywiście czekam z niecierpliwością na piątą część, ponieważ tam to dopiero się będzie działo, więc jest na co czekać :D

Kasia

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu. 


Wydawnictwo Kobiece


Adriana Rak
“Francuskie noce”
[Patronat medialny]


“To, co przeżyłam niegdyś z Bilalem, było czymś najpiękniejszym i zarazem najtrudniejszym w moim życiu. Oboje byliśmy nie tylko zakochani, lecz również młodzi. Kiedy pojawiły się pierwsze poważne problemy, sami nie wiedzieliśmy, co z nimi zrobić. I to nas zgubiło…”

Marysia i Bilal po kilku latach związku się rozstali i teraz układają sobie życie na nowo. Marysia ma męża i dziecko, a Bilal uroczą żonę Hasnę. Jednak to, co ich łączyło, jest bardzo silne i nie daje tak łatwo o sobie zapomnieć. Wspomnienia i piękne chwile ciągle do nich wracają. Aczkolwiek, jak to w życiu bywa los, który potrafi być przewrotny, po raz kolejny łączy ich ścieżki ze sobą. 

Jak zakończy się historia Marysi i Bilala?
Czy mimo rozstania po latach, los na nowo ich połączy i dostaną, swoje żyli długo i szczęśliwie?

To moje drugie spotkanie z twórczością autorki i jest ono jak najbardziej udane. “Francuskie noce” to drugi tom “Marokańskiego słońca” i zarazem perypetii Marysi i Bilala. Powiem Wam, że jak się dopadłam do tej książki, to nie mogłam się od niej oderwać. Nawet nie wiem, kiedy kartki mi przelatywały przez palce, ale to bardzo dobrze, ponieważ pisarka, potrafiła mnie wciągnąć w ich świat i mogłam poczuć tę więź z bohaterami. Książka podzielona jest na trzy części oraz prolog. Bardzo podobało mi się to, w jaki sposób Pani Rak opisała życie Bilala i Marysi. Co się z nimi stało po rozstaniu, jak na nowo ułożyli sobie życie i co się w nim działo. Wszystko to było takie prawdziwe i nie czułam się tak, jakby cała ta historia była wymysłem autorki, tylko że naprawdę takie wydarzenia miały miejsce w prawdziwym życiu i jest to ogromny plus. Już w “Marokańskim słońcu” czułam to przyciąganie z bohaterami, a w tym tomie ono się jeszcze bardziej zacieśniło. Tak się wkręciłam w tę lekturę, że odnosiłam wrażenie, jakbym tam razem z nimi była i im towarzyszyła we wszystkich przeżyciach. Właśnie dlatego kocham książki, które mają jakąś opowieść, przekaz, przez co tak doszczętnie nas pochłaniają, że na nic innego kompletnie nie zwracamy uwagi. Nasi bohaterowie wcale nie mieli tak łatwo, bo borykali się ze swoimi problemami, które czasami były ciężkie do ominięcia, a przeszłość o sobie dawała znać. Niby byli w innych związkach i starali się o niej nie myśleć, jednak w najmniej oczekiwanych momentach do nich powracała. Marysię i Bilala łączyła prawdziwa miłość, którą w dzisiejszych czasach jest ciężko spotkać (chociaż ja z moją miłością jestem od 11 lat i mam nadzieję, że już do końca naszego życia tak zostanie, bo nie zamieniłabym go na nikogo innego).

“Tamten dzień, w którym po tylu latach ujrzałem Marysię, sprawił, że nie mogłem przestać o niej myśleć. I choć początkowo bardzo chciałem, to jednak nie umiałem odgonić od siebie tych wszystkich myśli. Miałem przecież wspaniałą kobietę u boku, która była dla mnie azylem. Coś jednak nadal, pomimo tego, że mój rozum mówi “nie”, ciągnęło mnie do Marysi. Przez wiele długich dni analizowałem naszą przeszłość, zastanawiając się nad tym, jak bardzo wszystko zepsułem. Zrozumiałem, że byłem wielkim egoistą, któremu zabrakło woli walki.”

 W tej książce znajdziecie wiele emocji od miłości po rozczarowanie, ale to wszystko się bardzo świetnie ze sobą łączy. Co do bohaterów to są charyzmatyczni i przyciągający uwagę, fabuła według mnie była pomysłowa i fajnie pociągnięta. Styl, którym się posługuje autorka, jest delikatny, subtelny i opisowy, mamy tu punkt widzenia zarówno Marysi, jak i Bilala, co bardzo mi się podoba. Postacie poboczne również były bardzo ciekawe i dodawały uroku całej opowieści. Jednak jest coś, do czego niestety muszę się przyczepić, a mianowicie chodzi mi o rozmowy w języku angielskim. Po pierwsze, były źle skonstruowane gramatycznie, jeśli już w książkach daje się rozmowy w innym języku, to powinny być one poprawne i do tego przez kogoś sprawdzone, kto dany język zna, żeby później nie wyszły żadne babole. A czepiam się tego, bo ja akurat język angielski znam i od razu rzuciło mi się to w oczy. Kolejna sprawa to rozmowy, które nie są przetłumaczone w przypisach na język polski. Nie wszyscy znają angielski i mogą np. nie wiedzieć, co ta rozmowa oznacza (może i są to proste zdania, czy zwroty, ale niektórzy nie mieli w ogóle styczności z tym językiem i mogą się główkować, o co chodzi). Tylko w jednym miejscu zauważyłam, że były przypisy, gdzie ta rozmowa była przetłumaczona, a powinny być wszystkie. To jest na tyle, do czego się mogę w tej książce przyczepić, bo reszta jest naprawdę genialna. W tej recenzji ja Wam nie chcę opowiedzieć kolei losów Marysi i Bilala, bo to już jest Wasze zadanie. Ja Was jedynie chcę zaintrygować i zachęcić do tego stopnia, żebyście sami zechcieli ich historię poznać. Osobiście spędziłam miło czas przy tej lekturze i dziękuję autorce za zabranie mnie w tak fascynującą przygodę, która pozostanie w mojej pamięci na długo.


Podsumowując “Francuskie noce” to przepiękna i rewelacyjna kontynuacja losów Marysi i Bilala. Dajcie się porwać autorce w świat, gdzie jesteśmy postawieni przed wyborami, które mają znaczny wpływ na całe nasze życie. Czy Marysia i Bilal dokonali właściwego wyboru? Tego oczywiście się dowiecie, czytając tę opowieść, którą Wam z całego serducha polecam.  

Kasia

Za egzemplarz do recenzji i możliwość objęcia książki patronatem medialnym, dziękuję autorce Adrianie Rak oraz Wydawnictwu WasPos.

logo-ostatnie-prawidlowe-416x400.png

czwartek, 24 października 2019



“Love book by K. N. Haner kalendarz 2020”


Obowiązkowy gadżet dla K. N. Hanerowych fanek i miłośniczek romansów!

Kasia wraz z Wydawnictwem Editio Red stworzyła niezawodny gadżet, który przyda się każdej kobiecie zakochanej w romansach. Mowa tu o kalendarzu na rok 2020, ale uwaga, bo nie jest to zwykły kalendarz, jaki możecie kupić prawie w każdym sklepie. Znajdziecie w nim wiele interesujących rzeczy, chociażby takie, że każdy miesiąc przedstawia poszczególnego książkowego bohatera Kasi np. w styczniu spędzimy czas z Jasonem z “Drwala”, luty z Nicole z “Zakazanego układu” i “Piekielnej miłości” itd. Powiemy Wam, że jest to naprawdę genialne i pomysłowe, nigdy się jeszcze z takim kalendarzem, a zarazem gadżetem nie spotkałyśmy i jesteśmy zdecydowanie na TAK. 



Co oferuje nam Love book kalendarz?:

- Jest poręczny i z łatwością zmieści się w torebce,
- Cytaty,
- Własne przemyśleniowe rubryki,
- Po każdym zakończeniu miesiąca, mamy miejsce na wypisanie, jakie książki nam się podobały, ulubiony autor oraz odkrycie miesiąca i jeszcze kilka innych kwestii,
- Top 10 książkowych mężów (najważniejsza z opcji :D :D :D),
- I wiele, wiele innych również ciekawych wariantów :)




Jeśli uwielbiacie twórczość K. N. Haner, to ten oto gadżet powinien się również znaleźć w Waszej książkowej kolekcji. My jesteśmy nim oczarowane, zachwycone i szczerze mówiąc, ten kalendarz jest tak świetny, że szkoda będzie cokolwiek w nim napisać, ale właśnie po to go mamy, żeby go zacząć uzupełniać już od 1 stycznia :D
Będzie to cudowna pamiątka na lata :)

Kasia i Paula

Za kalendarz dziękujemy autorce K. N. Haner oraz Wydawnictwu Editio Red.





środa, 23 października 2019


Melissa Darwood
“Gordian. Kara. Tom 2”


“Szczęście nie przychodzi samo, trzeba nad sobą pracować. Starać się myśleć pozytywnie, robić to, co się lubi, nie trzymać w sobie urazy do ludzi, którzy wyrządzili nam krzywdę…”.

Relacja między Gordianem a Kirą się zacieśnia. Uczucie pomiędzy nimi rośnie powoli, a pożądanie zaczyna brać górę nad rozumem. Jednak wiecznie nie może być tak kolorowo, jak w bajce, ponieważ prawdziwe życie potrafi być zaskakujące. Wspomnienia z przeszłości zaczynają wychodzić na jaw, a to co, wydawało się ułudą, znajduje racjonalne wytłumaczenie. Gordian będzie się musiał zmierzyć z nieuniknionym. Nadchodzi moment, kiedy nawet najbardziej nieugięty mężczyzna powinien w końcu zrozumieć, że popełnił błędy, za które trzeba ponieść karę.

Czy Gordian przyjmie na klatę, jak przystało na twardziela wszystkie problemy, które życie rzuca mu pod nogi?
Czy Gordi i Kira będą w stanie stworzyć szczęśliwy związek?

Na samym początku wspomnę, że pierwsza część, to była dla mnie ciężka przeprawa, jednak “Gordian. Kara” jest o niebo lepszą książką. Po jakże katastrofalnym zakończeniu, które na szczęście nie jest nieszczęśliwe, Kara i Gordian nadal kontynuują swoje wakacje w pięknej i malowniczo ciepłej Grecji. Dalej nie sądzę, że jest to gorący obiecany erotyk, jak było wspomniane we wcześniejszym tomie, ale tutaj, chociaż Gordian nie “puszcza się” na prawo i lewo. Jego cięty języczek jest nadal obecny, ma te swoje sprośne odzywki i dalej klnie jak szewc. 
Może przejdźmy do tego, że ta akurat część zmusza nas w jakimś stopniu do refleksji, bo jak się okazuje, nie tylko Gordian ma swoje problemy, ale również i Kira, którą spotkała potworność, dlatego czuje w jakiś sposób dystans do facetów. Jednak zbliża się do Gordiana i zaczyna mu ufać. Ale czy ta dwójka będzie potrafiła stworzyć normalny i zdrowy związek? Kiedy tak naprawdę oboje mają za sobą nieciekawą historię. Gordian nie należy do świętych i to już wiadomo po Grzechu, ale zaskoczeniem jest to, jaki on się staje, kiedy jest z Kirą. Za to dziewczyna zaczyna się przełamywać i powoli wychodzi ze swojej strefy komfortu.

“Wokół jest ciemno, blask księżyca odbija się od morza. Jego szum i dotyk Kiry wprowadzają mnie w błogi stan. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio czułem się taki wyciszony. Jakbym nie był sobą.”

Co mi w tej książce przeszkadzało? Chociażby ilość wulgaryzmów i niektóre teksty, z których nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać. Trochę mi zalatywały gimbazą i zastanawiałam się, czy dwudziestopięcioletni mężczyźni tak mówią (cholera wie, może w dzisiejszych czasach i tak jest). Zrozumiałabym, gdyby to był na przykład szesnasto bądź osiemnastolatek, ale nie dorosły mężczyzna. To taki mój minus tej powieści. Plusem jest to, że w miarę szybko się tę lekturę czytało, kolejny to postać Kiry, którą naprawdę polubiłam oraz fabuła, która była dosyć ciekawa.

Język, jakim operuje autorka, jest sprośny i wulgarny, było to śmieszne, ale miejscami bardzo irytujące i denerwujące, po prostu uważam, że było tego za dużo, a co za tym idzie? Musiałam odkładać książkę, bo się strasznie irytowałam i wnerwiałam. “Gordian. Kara” napisana jest z punktu widzenia Gordiana, a szkoda, bo zabrakło mi tu Kiry, o której chciałam się dowiedzieć więcej, byłam ciekawa, co myśli o Gordianie, o jego zachowaniu, co do niego czuje. Wiecie, co mnie najbardziej zaskoczyło? Przemiana Gordiego, który był bardziej poważny i było widać jego zmianę. 
Oczywiście nad bohaterami również krążą ciemne chmury i musiało być też trochę dramy i to mi się podobało, bo było to ciekawe i fajnie przedstawione. Co do jednego, to już coś tam podejrzewałam i się sprawdziło, więc na spokojnie mogę zostać detektywem Monkiem :D :D :D 
Ogólna kreacja bohaterów była bardziej interesująca niż w poprzedniej części za co dziękuję autorce, były tu poruszane tematy, które nam czytelnikom dawały do myślenia i najważniejsze, sceny seksu były subtelniejsze i nie jakieś sprośne, chociaż w sumie te podteksty seksualne Gordiana mnie rozwalały i gdyby tak mówił do mnie, to by dostał “po mordzie”. Przejdę teraz do postaci, jak już wyżej wspomniałam, Gordian przeszedł zmianę, jest nieokrzesany, zabawny i czuły, tak właśnie czuły i to było zaskoczenie, bo w Grzechu go po prostu nie mogłam zdzierżyć, a tu jego osoba mi się nawet w miarę podobała.
Kira to młoda dziewczyna, bo ma zaledwie osiemnaście lat, jednak jak na swój wiek jest bardzo dojrzała i z głową na karku. Nie jest jakąś pustą lalunią, co to trzepie rzęsami na widok chłopaka. Przeżyła w swoim życiu traumę, która ją zjadała od środka, ale to właśnie przy Gordim zaczyna czuć.

“Przygarniam ją do siebie, przytulam tak mocno, że aż brakuje mi powietrza. Kira wybucha śmiechem i odwzajemnia uścisk, jakby chciała mi udowodnić, że jest silniejsza ode mnie. Moja mała wojowniczka.”

 Co do postaci drugoplanowych, to przewijało się ich kilka i każda z nich wnosiła coś swojego do tej powieści, przez co stała się bardziej intrygująca.
 Nie będę się już więcej rozwodziła nad tą książką, bo to Wy macie ją sami przeczytać (oczywiście, jeśli macie tylko na to ochotę). 

Podsumowując “Gordian. Kara. Tom 2” to zdecydowanie lepsza część niż jej poprzedniczka. Poruszanych jest w książce kilka tematów, które zmuszają nas do refleksji. Nie dostaniecie tu słodko pierdzącej historii, która aż ocieka słodyczą, tylko poważne perypetie bohaterów, z którymi musieli się zmierzyć.
Czy tę opowieść polecam? Po części tak, bo ma swoje plusy, ale są też sytuacje oraz wulgarny język, co nie wszystkim może się spodobać. Mi osobiście kilka rzeczy przeszkadzało, ale być może akurat Wam one przypadną do gustu. 

Kasia

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu. 

Wydawnictwo NieZwykłe





K. N. Haner
“Nieczyste więzy”


Claire Johnson to młoda dziewczyna, która jest w pewien sposób naznaczona i napiętnowana już od urodzenia. Jest krucha, bezbronna i do tego nie ma żadnych przyjaciół, ale na własne życzenie. Staż w prestiżowej firmie daje jej nowe możliwości i życiową szansę, z której chce w pełni skorzystać. Kiedy wyjeżdża do San Francisco na praktykę, dziadkowie jej wykupują terapię u szanowanego i znanego terapeuty Colina Douglasa. Dziewczyna nigdy by się nie spodziewała, że spotkanie doktora Douglasa wywróci jej życie do góry nogami. Chemia między terapeutą a pacjentką jest tak namacalna, że oboje podejmują zakazaną grę pełną namiętności, przemocy i mroku, ale kto w tym układzie tak naprawdę rozdaje karty?

“Dla jednych przyjemność to namiętność, delikatność, ale w naszym przypadku jest inaczej. Wiem, że będzie bolało, że będzie zbyt intensywnie, lecz zostanie mi to wynagrodzone. On tego potrzebuje.”

O żeż cię w mordę, co to za książka, dosłownie i w przenośni zaniemówiłam. Zostałam przeżuta na miazgę, wypluta, posklejana i złożona ponownie do kupy. W “Rysunkowym chłopaku” pisałam, czy jest jeszcze coś, czym Kasia może nas zaskoczyć? A no wyobraźcie sobie, że jest. Szczerze, to kopara mi opadła do samej ziemi i nie potrafię jej podnieść. Już dawno nie czytałam tak dobrej książki z gatunku dark romance. Zazwyczaj nie czytam thrillerów, ale jeśli autorzy będą pisać takie, jak Kasia, to ja je wszystkie biorę w ciemno, bez żadnego wyjątku. Co się w tej historii działo toż to szok, relacja pomiędzy Douglasem a Claire była pokręcona, zła, wyniszczająca, brutalna, ale to im właśnie odpowiadało, dokładnie to ich kręciło. Dla nas zwykłych śmiertelników to wszystko wydawać się może chore, ale nie dla bohaterów “Nieczystych więzów”. Wiecie co? Królowa dramatów tą książką dała taki popis, że nie wiem, czy ktoś będzie w stanie ją przebić. Mam taki mętlik w głowie, że nawet sobie tego nie wyobrażacie i nadzwyczajnie w świecie nie wiem, co mam napisać. Żeby nie było, bo ja tę książkę zaje***cie uwielbiam. Jest to zdecydowanie inna odsłona autorki. Zobaczcie, ile Kasia ma twarzy. Podejrzewam, że takich asów w rękawie ma jeszcze więcej. W tak genialny sposób potrafi do siebie przyciągnąć czytelnika, że jak Boga kocham, nie sposób być obojętnym, czy na przykład odpuścić sobie jakąkolwiek z jej książek. Sorry, but it's never gonna happen. Najchętniej to nic bym nie pisała na temat tej opowieści, tylko powiedziała jedno: Nawet nie próbujcie obok tej książki przejść obojętnie, tylko czytajcie, bo to cholerny sztos! No, ale jednak tak się nie da i chociaż cokolwiek muszę Wam napisać. 

“Pożądanie to podstępne uczucie. Czai się w nas, potrafi zdominować nasze myśli, a potem wybucha i nic ani nikt nie jest w stanie nad nim zapanować.”

Claire ma za sobą trudne przejścia i jest naznaczona piętnem, które w sobie nosi od urodzenia, nigdy nie poznała swojej matki, o ojcu szkoda wspominać, ale też go nie zna, nie ma przyjaciół, bo nikogo do siebie nie dopuszcza, do tego ma dziadków, którzy ciągali ją po różnych terapiach nawet, teraz kiedy jest już dorosła, opłacili jej kolejną, ale dziewczyna nie chce im zrobić przykrości, odmawiając, więc się na nią zgadza. W sumie, gdyby nie ta terapia, to ciekawe jakby potoczył się jej los, ale nasza Kasia lubim dramy, więc na drodze Claire stawia pewnego doktorka, który na pozór wydaje się normalnym człowiekiem, aczkolwiek pozory czasem mylą... i tu się zaczyna cała historia. Powiem Wam jedno, dzieje się naprawdę dużo, nawet pokusiłabym się powiedzieć, że bardzo dużo, bo każda strona, która jest częścią książki, zawiera w sobie kupę emocji.
 Na temat stylu pisania Kasi mogę się jedynie powtarzać, że jest znakomity, niebanalny, dopracowany i bogaty w słownictwo. Fabuła, którą stworzyła autorka, jest wciągająca już od pierwszej strony, że nie sposób się od tej lektury oderwać. Postacie są przemyślane i dokładnie rozwinięte, jedyne czego mi zabrakło, to rozdziałów z punktu widzenia Colina, bo byłam tak strasznie ciekawa, co siedzi w jego głowie, dlaczego jest taki, jaki jest, co go do tego popchnęło, dlaczego go takie rzeczy rajcują. Mogłabym tak w nieskończoność :D :D :D Sceny “ten tego” były wręcz HOT i aż parzyły. Relacja pomiędzy Douglasem a Claire kipiała pożądaniem za każdym razem, kiedy się spotykali i dochodziło między nimi do zbliżenia.

“Chcę być jego, chcę być mu posłuszna i poddawać się temu, co tylko zechce.”

Miałam napisać kilka słów o bohaterach, ale powiem tylko, że to, co się między nimi dzieje, jest naprawdę świetnie przedstawione i do tego ta cała obsesja na swoim punkcie. Jednak muszę Was ostrzec, że ta historia nie jest dla każdego. Jeśli nie lubicie popapranej relacji między bohaterami, ale tak naprawdę cholernie mocno popapranej i do tego z wątkami BDSM, to ta książka może Wam się nie spodobać. Jeszcze wspomnę kilka słów o zakończeniu. Ja się Kasiu pytam, co tam się właściwie odjebawszy? Po raz kolejny szczenę zbierałam z podłogi. Bosssssszzzzzz i jak tu czekać jeszcze tyle czasu na kolejną część? Jak ja tego nie lubięęęęęęęęęęęę. Dobra wyżaliłam się :D

Podsumowując “Nieczyste więzy” to kolejny sztos spod pióra K. N. Haner. W trakcie tej lektury będziecie zbierać szczękę z podłogi kilkakrotnie. Gwarantuje Wam ostrą jazdę bez trzymanki, po której nic już nie będzie takie samo. Nie dostaniecie tu słodko pierdzącego romansiku z seksikiem po bożemu, tylko zagmatwaną relację dwójki popierniczonych na swój sposób osób.
 Czy polecam? Hell yeah. Z całego serducha!

Kasia

Za egzemplarz do recenzji dziękuję autorce K. N. Haner oraz Wydawnictwu Między Słowami.

Wydawnictwo Między Słowami to marka wydawnicza należąca do Wydawnictwa Znak

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...