czwartek, 10 października 2019


Petra Hulsmann - „Szczęście dla zuchwałych”


Szczęście nie rośnie na drzewach – czasem trzeba o nie zawalczyć”

Marie to kobieta, która dotychczas prowadziła dość beztroskie życie, a to, co było dla niej najważniejsze, to imprezy i wolność. Wszystko zmienia się w jednej chwili, gdy dowiaduje się, że jej siostra Christine jest ciężko chora. Jedyną jej prośbą jest to, aby Marie na czas leczenia zaopiekowała się jej dziećmi i zajęła tymczasowo jej stanowisko w rodzinnej stoczni jachtowej. Tam poznaje Daniela prawą rękę jej ojca. Życie kobiety zmienia się diametralnie i zaczyna zdawać sobie sprawę, że są rzeczy ważne i ważniejsze, a życiowe priorytety w jednej chwili mogą okazać się całkiem inne, a uczucia pojawiają się w najmniej odpowiednim momencie, gdy się kompletnie tego nie spodziewamy.

Jak świat za oknem, mógł tak po prostu istnieć dalej? Jak słońce mogło świecić, niebo być błekitne? Dla ludzi tam, w dole, życie toczyło się dalej, jakby nic się nie stało. Ale moje życie stanęło na głowie w ciągu niecałych dwudziestu czterech godzin. Nie mówiąc o życiu Christine. Moja siostra miała raka, wolałam sobie nie wyobrażać, czego będzie doświadczała przez najbliższe tygodnie. A ja nie miałam pojęcia, jak się zaopiekować nią i dziećmi, a do tego miałam zastąpić ją w stoczni.”

Czy Christine uda się pokonać chorobę?
Czy Marie dogada się z Danielem?
Czy kobieta udowodni rodzinie i przede wszystkim sobie, że potrafi być odpowiedzialna?

Jezu, czy nie wystarczyło, że gapiłam się na jego tyłek? Teraz jeszcze wydawał mi się miły? Jak nisko upadnę? Nie przepadałam za miłymi facetami. Przy czym oczywiście nie postrzegałam Daniela w kategorii faceta. Jasne, był mężczyzną, nie dało się zaprzeczyć, na trzeci lub czwarty rzut oka wyglądał całkiem fajnie. Miał silne dłonie żeglarza i ciemnoniebieskie oczy, był wysoki i wysportowany, a jego tyłek naprawdę... mniejsza o to, nie widziałam w nim faceta, tylko w miarę atrakcyjnego kolegę z pracy. A kolega przecież może wydawać się miły i nie trzeba się tłumaczyć z tego, że nagle okazuje się całkiem pociągający...”

Petra Hulsmann niemiecka autorka mieszkająca w Hamburgu, na swoim koncie ma wydanych kilkanaście powieści. We wrześniu na polskim rynku wydawniczym pojawiła się jej powieść o tytule „Szczęście dla zuchwałych”. W momencie, gdy zobaczyłam tę okładkę w zapowiedziach, od razu przyciągnął mój wzrok bajeczny widok, wiedziałam, że muszę ją mieć. Chociaż sam tytuł zasugerował, że będzie to przyjemna powieść na szare jesienne wieczory, dopiero po przeczytaniu opisu doszłam do wniosku, że może to być całkowicie inna historia, niż początkowo założyłam.

Przyznam się szczerze, że tę powieść czytałam dość długo, zajęło mi to dosłownie kilka dni i to nie przez to, że książka jest nudna, wręcz przeciwnie, jest genialnie napisana, ale ja osobiście bardzo mocno ją przeżyłam. Spowodowane jest to tym, że kilka lat temu ta sama choroba, tylko z innym przebiegiem dotknęła bezpośrednio moich najbliższych osób, tak niestety liczba mnoga, ponieważ nie dotyczyło to tylko jednej osoby. A teraz to samo dzieje się z mojej przyjaciółki mamą, jednak ja jestem pewna, że wszystko będzie dobrze. Bardzo mocno przeżyłam tę historię i uważam, że autorka idealnie przelała na papier mnóstwo uczuć, emocji, obaw, pokazała dokładnie przebieg choroby oraz idealnie ukazała reakcje na niektóre sytuacje.

Bohaterowie tej powieści to niezwykłe osoby. Zacznę od Marie ponieważ to ona najbardziej przypadła mi do gustu, podobało mi się to, jak przechodziła stopniowo przemianę z szalonej imprezowiczki, na odpowiedzialną dorosłą kobietę, wiem, że z nią na pewno bym się zaprzyjaźniła, była ogromnym oparciem dla swojej chorej siostry. A propo niej, Christine momentami była naprawdę potworna, rozumiem ją, że cierpiała, ale niektóre słowa, które padły z jej ust były naprawdę straszne. No i Daniel taki mężczyzna to skarb, zraniony przez kobietę, ale niesamowicie ciepły i pomocny.

Szczęście dla zuchwałych” to historia niezwykle emocjonalna, pokazująca, że w czasie ciężkiej choroby najważniejsza jest pomoc, wsparcie, ale przede wszystkim wola walki. Jest to moja pierwsza styczność z twórczością autorki, ale już teraz śmiało mogę stwierdzić, że na pewno sięgnę po kolejne jej powieści. A Was gorąco zachęcam do przeczytania tej powieści, poznania historii Marie i wspaniałej rodzinnej stoczni.

Gorąco polecam,
Paula

2 komentarze:

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...