poniedziałek, 28 listopada 2022

 

Mariana Zapata

“Od Lukova z miłością”

Jasmine Santos zdecydowanie nie określiłaby swojej kariery łyżwiarskiej jako udanej. Niezliczona liczba złamanych kości i obietnic to jej idealne podsumowanie.


Jeżeli ktoś zapytałby kobietę, czy czegoś komuś zazdrości, to bez wahania powiedziałaby, że kariery łyżwiarza Ivanowi Lukovowi, którego nienawidzi i w myślach nazywa szatanem. Wydaje się, że mężczyzna osiągnął wszystko, w przeciwieństwie do Jasmine.

W dodatku jest aroganckim, nadętym dupkiem i niestety bratem najlepszej przyjaciółki Jasmine. Więc kiedy dziewczyna otrzymuje propozycję, która może zmienić jej karierę łyżwiarki, szczęka opada jej na podłogę. A właściwie na taflę lodu.

Bo oto sam Ivan Lukov składa tę propozycję.


„Bo gdy wszystko wydaje się sprzyjać, przyjmowanie rzeczy za pewnik jest takie łatwe. Jednak dopiero wtedy, gdy zaczynasz brać za pewnik najbardziej podstawowe rzeczy, życie postanawia dać ci do zrozumienia, że jesteś niewdzięcznym idiotą.”


To już moje drugie spotkanie z piórem autorki. Po raz pierwszy miałam styczność z  jej twórczością za sprawą książki “Kulti”, która bardzo mi się podobała. W ostatnim czasie w moje rączki trafiła historia “Od Lukova z miłością” i byłam ciekawa, czym mnie autorka zaskoczy. Poruszony został tutaj temat łyżwiarstwa figurowego, co mnie od razu kupiło. Pisarka ma to do siebie, że pisze naprawdę długie książki i jest mistrzynią slow-burn. Nie byłam zaskoczona, że otrzymałam do recenzji prawie sześciuset stronicowe tomisko, bo byłam na to przygotowana. Czy ta opowieść mnie kupiła? Hmmm… może powiem, że pół na pół. Jeszcze zanim zabrałam się do czytania, to gdzieś mi mignęło kilka razy, że można znaleźć w tej książce dużo humoru i według mnie, to taki zabieg nadaje wtedy książkom uroku, co jest na plus. Nie powiem, bo był oczywiście i nie raz wybuchałam śmiechem, jednak nie wszystkie te sytuacje były śmieszne, a raczej żałosne i pokazywały to, że główna bohaterka wiecznie miała jakiś problem. Lubiłam Jasmine, ale też wnerwiała mnie jej postać niemiłosiernie, ponieważ zachowywała się jak rozkapryszony bachor. Strasznie irytują mnie takie osoby w książkach, przez co wtedy nie chce mi się czytać. Natomiast Ivan skradł moje serce na starcie. Też był arogancki i nie przebierał w słowach, ale jego czyny pokazywały, że mu zależy, chociaż starał się, by nie było tego widać. Oboje z Jasmine kochali łyżwiarstwo, ale to on zgarniał wszystkie główne nagrody. Nie będę Wam tu przytaczała, o czym dokładnie jest fabuła, ale jak można się domyślić, chodzi tu właśnie o łyżwiarstwo figurowe i relację pomiędzy głównymi bohaterami.


Jak mam być szczera, to znalazłam tu dużo zbędnych sytuacji, które były dla mnie tymi przysłowiowymi “zapychaczami”. Ta opowieść mogła na spokojnie zostać zamknięta w góra czterystu stronach i wtedy byłoby idealnie. Zdecydowanie za dużo jest w tej lekturze opisów, które czasami ciągnęły się na kilka stron, a ja niestety tego bardzo nie lubię. Czasami opisy były potrzebne, ponieważ przedstawiały rozterki bohaterki, ale powinno to być w granicach rozsądku. Niestety zabrakło mi tu punktu widzenia Ivana, bo nie dostaliśmy tej szansy, by poznać, jakie miał cele i zamiary. Trochę mało mi było pociągnięcia przez autorkę tematu, jakim jest łyżwiarstwo figurowe. Uważam, że było ono potraktowane po macoszemu i Pani Zapata bardziej skupiła się na dogryzaniu sobie przez bohaterów niż na dyscyplinie sportowej, która jest naprawdę ciekawa i fajna. Były niby przedstawione próby i rzuconych kilka zagadnień odnośnie do figur, jakie wykonują łyżwiarze, ale nie dało się odczuć tego całego klimatu. Nie mogłam wyobrazić sobie w głowie, jak to wygląda, bo zabrakło mi w tym przypadku emocji. Tak samo, jak zawody, też niestety była tu dla mnie lipa. Pisarka jest określona mistrzynią slow-burn i podoba mi się to, jak ona rozwija wszystko pomiędzy postaciami, jednak w tym przypadku strasznie mi to przeszkadzało, bo było zbyt wolno. Ciągnęło się to, jak flaki z olejem i już w pewnym momencie zwątpiłam, że coś się pomiędzy postaciami wydarzy. Chemia między Ivanem a Jasmine była znikoma, bo tu autorka także nie przedstawiła tego za bardzo, a szkoda. Muszę się też niestety przyczepić do jednej rzeczy, która strasznie mi przeszkadzała w czytaniu, a mianowicie chodzi mi o brak literki “w” w wyrazach. Nie wszystkich, ale było tego naprawdę sporo. Nie wiem, czy to tylko mi się trafił taki egzemplarz, czy każdy był taki. Mimo wszystko znalazłam w tej książce też pozytywy, którymi była rodzina Jasmine (oprócz ojca) i niektóre sytuacje związane z Ivanem. Niekiedy podobał mi się też cięty język dziewczyny i humor, który autorka wplotła, fajne było też zakończenie, które mnie usatysfakcjonowało.


Myślę, że chyba wszystko napisałam, czym chciałam się z Wami podzielić, po przeczytaniu tej książki i niczego nie pominęłam 😀 

Niestety ta historia w pełni,nie spełniła moich oczekiwań i oceniam ją 5/10. Was zachęcam, żebyście sami sobie wyrobili o niej zdanie.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe Zagraniczne. 



 

 

sobota, 26 listopada 2022

 K. Bromberg - „Zbyt piękne, by było prawdziwe”


Chase Kincade wmawiała swoim bliskim, że dzięki pewnemu weteranowi wojennemu ich agencja sportowa, Kincade Sports Management, może tylko zyskać. Nie chciała przecież mówić o tym, że pięć lat temu ten mężczyzna uczynił coś, co sprawiło, że nie mogła o nim zapomnieć. Zresztą to nie był jedyny raz, kiedy Chase wybrała nieprawdę. Tym razem było podobnie: aby osiągnąć swój cel i spotkać się z tamtym człowiekiem, postanowiła udawać kogoś, kim nie była.

Tym weteranem był Gunner Camden. Mężczyzna miał za sobą buntowniczą młodość. Oszukiwał, kradł, a najbardziej kochał bejsbol. Był naprawdę dobrym zawodnikiem. Któregoś dnia wyjechał na wojnę. Wrócił okryty sławą, ale stał się zupełnie innym człowiekiem. Żył niespełnionymi marzeniami i żalem za utraconym szczęściem. Musiał zapomnieć o ukochanym sporcie. Aż któregoś dnia spotkał śliczną Chase Kincade. Zaiskrzyło. Wrócił ogień, wróciły marzenia i szczęście. Gunner znowu czuł, że żyje.

Chase nie sądziła, że Gunner obudzi jej uczucia. Myślała, że skończy się na krótkiej namiętności. Ale stało się, pokochała go. Tyle że Gunner nie poznał prawdziwej Chase. Dziewczyna przekonała się tym razem, że kłamstwo rodzi kolejne kłamstwo, a w nakręcającej się spirali nieprawdy łatwo zniszczyć coś niezwykle cennego.

Coś, co było nie do odzyskania.


Kocham książki K. Bromberg i po każdą z nich sięgam z ogromną przyjemnością. Autorka ma to do siebie, że pisze cudowne, chwytające za serce opowieści, które kochają miliony czytelników i ja zdecydowanie zaliczam się do tego grona. Z niecierpliwością czekam na kolejne powieści autorki, które zostaną wydane w naszym kraju i zawsze, gdy widzę zapowiedź, na mojej twarzy pojawia się ogromny uśmiech, ponieważ są to lektury, po które obowiązkowo muszę sięgnąć. Gdy zobaczyłam czwarty tom „Bezwzględnej gry”, cieszyłam się jak dziecko i wyczekiwałam mojej upragnionej przesyłki. Wiedziałam, że czytając ją, kolejny raz się nie zawiodę. Czy sprostała ta opowieść moim oczekiwaniom? Zdecydowanie tak. Bawiłam się przy niej świetnie i czytałam ją z ogromnym zainteresowaniem. Od kiedy tylko Chase pojawiła się w tej serii, zastanawiałam się, jaka będzie jej historia, we wszystkich tomach jest opowiadana inna opowieść, każdej z sióstr, najpierw była Dekker, później Lennox, Brexton i na koniec została Chase, która była chyba najbardziej intrygująca z ich wszystkich, chociaż wszystkie te opowieści bardzo mi się podobały. Każda z wydanych powieści autorki ma w sobie przesłanie i tu kolejny raz tak było, nigdy jeszcze nie zdarzyło się tak, żebym dostała od niej pusty naciągany romans, w którym amorki strzelają swoimi strzałami w tyłki bohaterów, albo ich droga do szczęścia jest usłana różami, tutaj tego na pewno nie ma. Dostajemy cudowną i porywającą opowieść o dwójce, tak odmiennych od siebie ludzi, którzy są idealnym wzajemnym uzupełnieniem, jednak początkowe kłamstewka i intrygi coraz bardziej zapędzają główną bohaterkę w spiralę, z której coraz ciężej jest jej wybrnąć, jakie będzie zakończenie tej opowieści? Czy Gun wybaczy Chase, że go oszukała i tym samym zapomni o tym, czego tak bardzo nienawidzi, czyli kłamstwa? Czy jest szansa na zbudowanie związku opartego na zaufaniu, jeżeli już od samego początku jego fundamenty zostały tak mocno naruszone?

Czy polecam tę książkę? Zdecydowanie tak, z pewnością powrócę do tej historii, jak i do pozostałych książek autorki, bo po prostu kocham jej powieści. Jeżeli szukacie historii pięknej, ale jednocześnie bolesnej to gorąco was zachęcam do poznania Guna i Chase, jestem przekonana, że uprzyjemni wam ona wieczór i będziecie chcieli, aby czas spędzony z tą dwójką trwał jak najdłużej. Ja daję jej 8/10. Gorąco polecam!

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Editio Red.

środa, 23 listopada 2022

 Martyna Keller - „Goodbye, love”


Dwudziestoletnia Love Porter właśnie rozpoczęła wojnę ze swoim sąsiadem, trzydziestoczteroletnim znanym w Kolorado psychologiem Ryderem Callahanem.
W odpowiedzi na dwuznaczne hałasy dochodzące zza ściany postanowiła uraczyć mężczyznę głośną muzyką. W odwecie Ryder pojawił się w jej sypialni. To był dopiero początek. Kolejne psikusy, które zaczęli sobie wzajemnie robić, doprowadziły do zaognienia i tak napiętej już sytuacji.

Od nienawiści jest tylko jeden krok do czegoś zupełnie innego. Między Love i Ryderem pojawia się silne przyciąganie, jednak mężczyzna zdaje sobie sprawę z tego, że dziewczyna jest dla niego za młoda.

Ryder odkrywa też, że Love dręczą koszmary z przeszłości. Czy młoda sąsiadka pozwoli mu sobie pomóc?

Twórczość autorki poznałam już za sprawą jej trylogii „Diabłów Nevady”, pierwsze dwa tomy tamtej serii podobały mi się, co do trzeciego miałam już mieszane uczucia. Teraz Martyna przychodzi do nas z nową serią „Winter love”, przyznaję, że gdy zobaczyłam w zapowiedziach tę cudowną okładkę i intrygujący opis od razu napisałam do wydawcy, czy posiadają jeszcze wolny egzemplarz do recenzji i ku mojej radości odpisali, że tak. Ponad tydzień temu zabrałam się za tą książkę i miałam co do niej naprawdę duże oczekiwania, bo już jako tako znałam twórczość autorki i wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Złapałam ją w swoje łapki z ogromnym zapałem, otworzyłam i po dziesiątej stronie uśmiech na mojej twarzy coraz bardziej zanikał. Nienawidzę pisać negatywnych recenzji, ale moim zdaniem coś w tej opowieści poszło nie tak. Fakt, że momentami historia była poruszająca, ale niestety główna bohaterka swoim szczeniackim zachowaniem całą tą opowieść popsuła, denerwowały mnie jej dziecinne teksty, podejrzewam, że autorka miała całkiem inny zamysł i miało być zabawnie, u mnie powodowało to, co najwyżej irytację i wkurzenie. Liczyłam na to, że postać Rydera swoją postawą i dorosłością tu nadrobi, niestety odniosłam wrażenie, że dojrzały mężczyzna, którym powinien być, gdzieś po prostu wsiąkł. Love cały czas wszystko nadmiernie analizowała i drażniły mnie te jej głębokie przemyślenia oraz nie podobało mi się podejście Rydera do jej osoby, który próbował na niej swoich „psychologicznych sztuczek”. Spodziewałam się naprawdę bardzo emocjonalnej opowieści, którą będę czytała z zapartym tchem i fakt dech miałam zaparty przez ziewanie. Wynudziłam się na tej historii, ale dałam jej szansę i dobrnęłam do końca, co było nie lada wyzwaniem, a zaskoczyło mnie ono tym, jak szybko się pojawiło i skończyło, ale było bez żadnego efektu wow i jeśli mam być szczera, po kontynuację nie sięgnę, bo ta opowieść była dla mnie stratą czasu. Czy polecam? Raczej po mojej krótkiej opinii widać, że nie, was jednak gorąco zachęcam do przekonania się samemu, czy warto przeczytać tę opowieść. Ja daję jej liche 2/10.

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Niezwykłe.

piątek, 18 listopada 2022

 Sarah Brianne & Jamie Begley - „Mroczne więzy”
[Patronat medialny]


Niezwykły duet matki i córki!

W pierwszej części powieści Sarah Brianne powraca z dziewiątym tomem bestsellerowej serii „Made Men”, a w drugiej poznamy bohaterów serii Jamie Begley, autorki, której powieści wkrótce pojawią się w Polsce!
Nadia Brooks dobrze wiedziała, że proszenie Dante Caruso o pieniądze to czyste szaleństwo. O mężczyźnie krążyły niepokojące plotki, jednak dziewczynę przepełniała determinacja. Musiała zdobyć środki, żeby pomóc dzieciakom. To było ważniejsze niż jej strach.
Mogła spodziewać się wszystkiego, ale na pewno nie tego, że ten facet, chociaż dużo starszy od niej, będzie tak diabelsko przystojny. Dokładnie tak o nim pomyślała, że jest diabłem. Niestety właśnie takich mężczyzn lubiła, a on jej odmówił i musiała odejść z kwitkiem.
Kiedy już myślała, że nigdy więcej go nie zobaczy, nagle rozpętuje się piekło. Po wszystkim Dante dotyka jej ciała, żeby… sprawdzić, czy nie jest ranna. Jak do tego doszło?
Haley Clark – przyjaciółka Nadii – w tym samym czasie idzie na spotkanie z innym milionerem – Desmondem Beckiem. Nadia ma nadzieję, że Haley pójdzie znacznie lepiej niż jej.

Gdy tylko zobaczyłam w zapowiedziach tę książkę, uśmiech z buzi nie schodził mi przez kilka dni. Byłam przeszczęśliwa, że otrzymam opowieść, w której kolejny raz spotkam się z bohaterami serii Made Men, ale byłam również zaintrygowana, ponieważ słyszałam co nieco o twórczości Jamie Begley i byłam ciekawa, obie autorki, łączą nie tylko więzy krwi, ale i dryg do pisania.

Historia Dantego bardzo mi się podobała, fajne było to, jaką przemianę przeszedł od samego początku, początkowo zdystansowany i chłodny, ale przecież taki musi być. Hayley jest cudowna, polubiłam ją już od pierwszej strony, gdy tylko się pojawiła, jest ciepła i przyjazna, ale ma też swoje demony przeszłości. Autorka doskonale wie, jak pisać, aby zachęcić czytelnika do poznania jej bohaterów, ale po każdym kolejnym skończonym tomie czuję niedosyt, jej historie są świetne i czyta je się z ogromną przyjemnością, co więcej, nie przeszkadza mi tu nawet występująca trzecioosobowa narracja, której wprost nie cierpię. Kocham tę serię i liczę na to, że otrzymamy jeszcze dalszą część Lucci, no i Amo oraz Leo. Mam nadzieję, że autorka nie poprzestanie jedynie na tym, wręcz przeciwnie, da nam więcej naszych cudownych bohaterów, bo to jest jedna z tych serii, które mogłabym czytać w nieskończoność.

Druga część recenzji będzie o Hayley i Desmondzie. Pierwszy raz spotkałam się z twórczością autorki, ale już teraz śmiało mogę stwierdzić, że na pewno nie ostatnie. Pomimo tego, że relacja pomiędzy tą dwójką rozwijała się dość długo, to cała przedstawiona tu opowieść jest naprawdę bardzo przemyślana i przedstawiona, właściwie czułam troszkę niedosyt, że tak szybko się skończyła. Podobał mi się pomysł na fabułę i dostałam tu wszystko, co w książkach kocham, inteligentną i przebiegłą główną bohaterkę, mężczyznę dążącego za wszelką cenę do wyznaczonego sobie celu, który wie, czego od życia chce, zawiłą i dość nieprzewidywalną fabułę, a do tego tajemnice i intrygi rodzinne, czego chcieć więcej? A no właśnie, dzięki temu chciałoby się pozostać z bohaterami jak najdłużej.

Czy podobało mi się połączenie twórczości obu autorek? Zdecydowanie tak! Obie historie wspaniale się uzupełniały, bo wszyscy bohaterzy pojawiali się w obu opowieściach, a co więcej, były też postacie z mojej ukochanej serii Made men. Uważam, że jest to lektura obowiązkowa dla każdej fanki tych niegrzecznych chłopców i nie tylko! Ja daję jej 9/10.

Gorąco polecam!

Paula

Za możliwość przeczytania książki oraz objęcia patronatem dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.

 

Melanie Moreland

„Reid”


Reid Matthews miał za sobą paskudne dzieciństwo. Za swoją głupotę zapłacił czterema latami odsiadki. W więzieniu zaczął marzyć o pracy w BAM, firmie Bentleya, Aidena i Maddoxa. Kiedy przyszedł prosić o posadę, Aiden dostrzegł w nim wyjątkowo uzdolnionego i zdeterminowanego człowieka. Postanowił dać mu szansę. Wkrótce okazało się, że w świecie komputerów dla Reida nie ma rzeczy zbyt trudnych czy niemożliwych. Udowodnił to, kiedy Bentley i Maddox stanęli w obliczu przerażających okoliczności. Z czasem stał się dla Bentleya, Maddoxa i Aidena kimś więcej niż pracownikiem. Zdobył prawdziwych przyjaciół.

Pewnego dnia w pracy spotkał Beccę, managerkę marketingu. Dotąd nie miał dziewczyny i uważał, że nigdy z żadną się nie zwiąże. Był zbyt nieporadny w tych sprawach. Ale Becca wywarła na nim wielkie wrażenie. Jej uroda, jedwabiste włosy, głęboki głos... Była delikatna i silna równocześnie. Reid, który wywalczył sobie szansę na nowe życie, stanął wobec kolejnego wyzwania.

Przeczuwał, że Becca jest jedyną kobietą, z którą może przeżyć miłość, tę jedyną i najważniejszą w życiu. Dostrzegał, że i ona jest nim zafascynowana i chce z nim być. Jednak jego kryminalna przeszłość wciąż była dla niego zagrożeniem. Cztery lata pokuty najwidoczniej były zbyt małym zadośćuczynieniem za błędy, które kiedyś popełnił. Reid chciał ponad wszystko udowodnić, że zasługuje na miłość. Tyle że tym razem, aby nie przegrać wszystkiego, musiał się zmierzyć z czymś trudniejszym niż najbardziej skomplikowany kod na świecie.

Jaki kod otworzy jej serce?

„Na tym polega życie, Reid. Na tworzeniu wspomnień. Po jednej słodkiej chwili. Kolekcjonujesz je, a potem przechowujesz w pamięci. A kiedy jest ci źle, podnoszą cię na duchu.”

„Reid” to już czwarta część cyklu Prywatne Imperium, a z tego, co kojarzę, to jest chyba 7 tomów. Tym razem przyszła pora na Reida, który był informatykiem w firmie BAM. W przeszłości wylądował w więzieniu za coś, co z jednej strony było głupie, bo kto robi takie rzeczy, ale z drugiej, był wtedy młody i myślał, że w taki sposób pomoże. Siedząc w pace, marzył o tym, by pracować dla Bentleya, Aidena i Maddoxa. Kiedy nadarzyła się okazja, postanowił starać się o posadę informatyka. Chłopaki przyjęli go pod swoje skrzydła. Reid był w swoim żywiole i firmę traktował jak drugi dom. Pewnego dnia w korporacji BAM, pojawia się Becca. Reid od razu zwrócił na nią uwagę, jednak nie miał doświadczenia z dziewczynami. Jednak przyjaciele popychają go do tego, żeby się w końcu odważył i zrobił pierwszy krok.

Jak potoczy się historia Reida?

Trochę poczekałam, zanim zabrałam się za ten tom, ale w pełni byłam nim zafascynowana. Ciekawiło mnie, jaką historię autorka stworzyła dla Reida, który był naprawdę fajnym chłopakiem. Najbardziej chyba podobało mi się w nim to, że był taki niedoświadczony i wszystkiego się uczył. Oczywiście chodzi mi tu o uczucia. Był pomocny i starał się, żeby wszystko było idealne. To mądry mężczyzna, który miał nieciekawą przeszłość. Strasznie się rozczulałam i nawet uroniłam kilka łez, bo było mi go tak bardzo szkoda. Gdy w jego życiu pojawiła się Becca, świat zaczął nabierać kolorowych barw, ale cały czas, gdzież z tyłu jego głowy była ta obawa przed jego kryminalną przeszłością. Natomiast Becca to złota dziewczyna, wspierała Reida i zawsze była tuż obok. Mężczyzna zafascynował ją od pierwszego spotkania i nie mogła przestać o nim myśleć. Polubiłam ją, bo wiedziała, czego chce. Co do postaci drugoplanowych, czyli Bentleya, Aidena i Maddoxa, to mężczyźni stanęli na wysokości zadania i okazali się prawdziwym wsparciem dla Reida. Traktowali go jak młodszego brata, którego wzięli pod swoje skrzydła. Były sytuacje, że przez to, co zrobili dla swojego przyjaciela, znowu ryczałam.

Ogólnie cały zarys tej historii był ciekawy i przemyślany. Bohaterzy wpasowali się w scenerię i świetnie odgrywali swoje role. Chemia między nimi była namacalna, przez co ciągnęło ich do siebie. Autorka dzięki swoim lekkim piórem wciągnęła mnie w tę lekturę i ciężko było mi odłożyć książkę, chociaż na chwilę. Dzięki humorowi, który znalazłam w tej książce, wiele razy buzia mi się uśmiechała, co bardzo uwielbiam, ponieważ to nadaje wyrazistości opowieściom. Mamy tu także narrację dwutorową, co było fajnym zabiegiem, bo mogliśmy się więcej dowiedzieć o bohaterach. Sceny hot też były i Reid okazał się naprawdę jurnym chłopakiem :D

Bardzo miło spędziłam swój czas z tą książką i szczerze polecam. Jeśli szukacie czegoś, co Was rozerwie i chociaż na chwilę wyłączy umysł, żeby się zrelaksować, to „Reid” z pewnością spełni Wasze oczekiwania. Oczywiście polecam Wam także poprzednie tomy, bo również są świetne. Moja ocena to 8/10.

Kasia

 

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Editio Red.

 

 


środa, 16 listopada 2022

 

Brittainy C. Cherry

„Popołudniowe sztormy”

Małżeństwo Kennedy Lost się rozpada, a właściwie jej mąż ostatecznie je kończy i sugeruje kobiecie, że powinna ułożyć sobie życie gdzie indziej. Załamana i zagubiona Kennedy ucieka do swojej siostry oraz jej męża z nadzieją, że będzie mogła u nich zamieszkać.
Siostra oferuje jej znacznie więcej. Udostępnia Kennedy własny domek w uroczym miasteczku Havenbarrow. Dla kobiety to prawdziwy nowy początek. Niemal natychmiast się przekonuje, że natura i małomiasteczkowy klimat są dokładnie tym, czego potrzebuje.
Jednak szybko pojawiają się rysy na tym sielskim obrazku. Pierwszą jest humorzasty, chociaż niewątpliwie bardzo przystojny facet, który w nieprzyjemny sposób nakazuje Kennedy opuścić teren jego posiadłości. Drugą stanowią niezwykle namolni mieszkańcy, którzy koniecznie chcą zajrzeć do domu Kennedy i dowiedzieć się czegoś o jej życiu.
Ale najgorsze są sztormy, które powodują, że serce Kennedy znowu napełnia się niepokojem. Może się okazać, że ona i Pan Charakterek mają ze sobą więcej wspólnego, niż sądzą. Sztormy, które lepiej przeczekać we dwoje.

“Pewnego dnia zdołasz wyjść z domu i tańczyć w deszczu, jak gdy byłaś młodsza, a ja będę tańczył z tobą. Ale nie musisz się spieszyć, okej? Możesz zdrowieć powoli. Dochodzenie do siebie nie ma ram czasowych. Działasz we własnym tempie, poniosę cię, gdy zawiodą cię nogi. Nie musisz podążać tą drogą sama.”

Wstyd się przyznać, ale to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki. Słyszałam na temat jej książek wiele pozytywnych opinii i w końcu sama postanowiłam sprawdzić, o co tyle szumu. Zamówiłam sobie książkę, „Kochając Pana Danielsa”, żeby ją przeczytać, ale dostałam do recenzji „Popołudniowe sztormy”, które otwierają cykl Kompas. Mamy tu przedstawioną historię Kennedy oraz Jaxa. Oboje mają za sobą traumę, z którą ciężko jest im się pogodzić. Kiedyś jako dzieci się przyjaźnili, ale ta znajomość nie przetrwała. Po latach spotykają się ponownie, jednak nie są już tymi beztroskimi nastoletnimi dzieciakami. Życie ich naznaczyło i pozostawiło ogromną dziurę w sercu. Nie będę Wam za wiele przytaczała z samej fabuły, ponieważ książka ma tylko 307 stron. Czy podobała mi się ta historia? Myślę, że tak, ale szału też jakiegoś nie było, a słyszałam, że książki Cherry, są bardzo emocjonalne. Nie mówię, że w ogólnie nie było tu emocji, bo były, ale jak dla mnie za mało. Przez pierwsze 80 stron przebrnęłam szybko, ale bez jakiegoś większego efektu wow, chociaż mąż Kennedy był takim skur...czybykiem łagodnie, mówiąc i jeśli by mi wypadało, to zdecydowanie opisałabym go inaczej. To bezduszny dziad jakich mało, podła kanalia i łajza chodząca, która napsuła mi krwi. Później akcja nabiera całokształtu i zaczynałam współczuć bohaterom. Kennedy to kobieta, która dostała takiego kopa od życia, że aż dziw, że jako tako po tym wszystkim się trzyma. Polubiłam ją za jej prawdziwość i dobre serce. Jax  już od młodych lat przechodził przez koszmar. Współczułam mu, bo takie sytuacje, jakie u niego się działy, nie powinny mieć miejsca, jednak bardzo często takie rzeczy przydarzają się naprawdę L Mimo tego, że był czasami podły i nietowarzyski, to i tak go lubiłam. Po prostu życie go takim ukształtowało. Pojawia się tu jeszcze jedna osoba (bohater drugoplanowy), którym jest Connor. Ten chłopak swoimi tekstami mnie po prostu rozbrajał. Gdy pojawiały się sceny z jego udziałem, od razu miałam uśmiech na twarzy.

Ogólnie ta opowieść nie jest zła, bo da się ją przeczytać i można bez problemu spędzić z nią miło czas, jednak jest ona dla mnie pozycją na raz. Raczej do niej nie wrócę, ale kto wie, bo może mi się odmienić. Nie było u mnie podczas czytania żadnego elementu zaskoczenia i dużo przewidywałam, co się wydarzy oprócz końcówki. Zdecydowanie muszę przeczytać jeszcze jakąś książkę od tej autorki, żeby mieć porównanie i sprawdzić, czy mi się bardziej spodoba.

Język, jakim pisze Cherry, jest lekki i spójny, więc nie trzeba się jakoś specjalnie wysilać, żeby zrozumieć, co pisarka miała na myśli. Fajnie, że została w tej lekturze zastosowana narracja dwutorowa, dzięki czemu mogliśmy poznać historię obu bohaterów. Podobało mi się to, że autorka cofała się w fabule do przeszłości i co nieco nam pokazała, jak wyglądały stosunki pomiędzy Jaxem, a Kennedy, gdy mieli po 12/13 lat. Pomimo tego, że prawie przez większość książki, zabrakło mi dynamiki i postawiłabym na więcej emocji, to końcówka mi to w pewien sposób wynagrodziła. Polecam Wam tę powieść, bo może Wam przypaść do gustu i oceniam „Popołudniowe sztormy” 7/10.

Kasia

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu.

 

 


poniedziałek, 14 listopada 2022

 

Coralee June

„Malice”

[Patronat medialny]


Juliet Cross pracuje w barze, do którego często przychodzi jej najlepsza przyjaciółka Vicky. Ich relacja jest dosyć skomplikowana, bo trudno, żeby taka nie była, kiedy psiapsiółka dziewczyny to… księżniczka mafii. Ale Juliet zna zasady. Nie wolno pytać o żadne osobiste sprawy i pojawiać się w domu Vicky bez zapowiedzi.

Juliet obserwuje z boku życie Vicky, które nie jest łatwe, zwłaszcza gdy dziewczyny pilnuje gburowaty, umięśniony i wytatuowany ochroniarz. Mimo to przyjaźń Juliet i Vicky kwitnie.
Jednak pewnego dnia rozpętuje się piekło i nagle Juliet przestaje być tylko obserwatorką. Przestaje być też tylko przyjaciółką Vicky. Zostaje dostrzeżona przez mafię, szczególnie przez jej bossa – starszego brata Vicky, który uważa, że Juliet wie coś, czego nie powinna.
Być może kobieta zapłaci za to życiem.

“Zaprzedanie duszy diabłu wiążę się z pewnymi korzyściami.”

Widząc zapowiedzi “Malice’a” na stronie Wydawnictwa NieZwykłego wiedziałam, że koniecznie będę musiała sięgnąć po tę pozycję. Jest to pierwszy tom serii Malice Mafia i szczerze mówiąc, sama nie wiem, co mnie bardziej przyciągnęło: okładka, czy opis, ale niech będzie, że obie te rzeczy. Nie wiedziałam, czego mogę spodziewać się po tej książce i chciałam jak najszybciej odkryć historię Juliet. Kilka pierwszych stron mnie zaintrygowało i chciałam jak najszybciej przewracać kartki, by się do wiedzieć, co na kolejnej jest zapisane. Czy ta opowieść mnie kupiła? Myślę, że tak, chociaż znajdowało się w niej wiele kontrowersyjnych sytuacji i także tych obrzydliwych. Jedną scenę czytałam chyba z pięć razy, bo nie wiedziałam, czy wzrok mi płata figla, czy jednak rzeczywiście te słowa się tu znajdują. Ale do rzeczy. W tej lekturze spotykamy Juliet, która pracuje  w barze jako kelnerka i raz w tygodniu spotyka się ze swoją przyjaciółką Vicky, która była tajemnicza i nigdy nie opowiadała jej o swoim życiu prywatnym. Wszystko się zmienia, gdy dziewczyna poznaje przez przypadek jej starszego brata, który obrał ją sobie za cel. To wydarzenie zwiastuje, że życie młodej kobiety już nigdy nie będzie takie samo.

Co wydarzy się w życiu Juliet?

Ja na to pytanie już znam odpowiedź, a teraz pora na Was, by zapoznać się, co się ukrywa za tytułem „Malice”. W tej książce występuje motyw reverse harem i chyba jeszcze nigdy nie przeczytałam książki z takim zabiegiem. Jeśli jednak już mi się zdarzyło, to niestety, ale kompletnie nie pamiętam :D

Nasza główna bohaterka, to zwyczajna dziewczyna, która opiekuje się babcią i nie ma żadnego życia towarzyskiego. Niedawno skończyła liceum i jak na samym początku tej recenzji wspomniałam, pracuje w barze i spotyka się z przyjaciółką. Była przyjacielska, ale nie należała do grzecznych dziewczynek, co uwydatniało się w pobliżu Malice’a. Jako że mamy tu reverse harem, to znaczy, że Malice to nie jedyny mężczyzna, z którym będzie spotykać się Juliet. Vicky i Malice mają jeszcze dwóch braci Williama oraz Anthony’ego, którym również podoba się młodziutka dziewczyna. Jednak o dziwo, czytało mi się to naprawdę dobrze, bo każdy z mężczyzn był inny. Nick aka Malice był bezwzględnym i psychopatycznym ch*jkiem za przeproszeniem i nie raz miałam ochotę mu wyrządzić krzywdę, ale to właśnie do niego mnie najbardziej ciągnęło, ponieważ uwielbiam niebezpiecznych chłopców w książkach, bo uważam, że takie postacie zawsze są dobrze przedstawione pod względem psychologicznym. William był opiekuńczy i dbał o wszystko, ale czasami miałam go dość, bo nie potrafił się postawić, tylko wszystkiemu przytakiwał. Anthony to kochany chłopak, którego umysłem władają demony przeszłości. Podobało mi się to, że przy Juliet się otwierał i jej dotyk go na swój sposób uspokajał.

Jest to dobra książka mafijna, mroczna i zdecydowanie nie dla każdego. Trzeba mieć naprawdę otwarty umysł, żeby się za tę lekturę zabrać, bo nie dostaniecie tu serduszek i kwiatków, tu nic nie jest oczywiste. Są akcje mafijne, porachunki, ale też to, czy prawdziwa przyjaźń jest w stanie przetrwać, jeśli złamie się obietnicę. Autorka, jak na taką tematykę, pisze lekko i spójnie, dzięki czemu tę opowieść czyta się szybciutko. Zabrakło mi tu jedynie punktu widzenia mężczyzn, ale mam nadzieję, że w drugi tomie, to się zmieni.

Cóż mogłabym jeszcze napisać Wam o tej historii? Na pewno są tu sceny dla dorosłych, chemia pomiędzy całą czwórką i tematyka, która rzadko się zdarza w książkach. Jakbym miała teraz wymienić pozycje na polskim rynku wydawniczym z motywem reverse harem, to tylko podałambym „Malice’a”, bo nie kojarzę nic innego. Jeżeli szukacie inności w mafijnych książkach, to zdecydowanie tutaj to znajdziecie. Mimo kilku scen, które mnie obrzydzały i wolałabym ich nie widzieć w tekście, to uważam, że ta pozycja jest warta uwagi i ją polecam. Oceniam ją 7/10.


Kasia

 

Za egzemplarz do recenzji i możliwość objęcia książki patronatem medialnym dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe Zagraniczne.


czwartek, 10 listopada 2022

 Amo Jones - „Flip Trick”
[Patronat medialny]


Właśnie odkryła, że nieznajomy, z którym spędziła noc, zostanie jej przybranym bratem.

Świeżo upieczona studentka Amethyst Lilly Tatum pierwszy raz w życiu miała przygodę na jedną noc. Ale kto może ją winić? Facet, z którym się przespała, to największe ciacho na całym campusie, do tego wytatuowany. Po prostu jej typ.

Jakby tego było mało, próbując się zmyć, zostawiła u niego telefon. Teraz gość wysyła SMS-y do jej przyjaciółki, ale skierowane bezpośrednio do Amethyst. Nie są to grzeczne wiadomości…


„Najwyraźniej lubię go już na tyle, żeby nazywać przyjacielem, ale to nie może przeistoczyć się w coś więcej, nawet gdybym tego chciała. Więzy łączące nasze rodziny są o wiele silniejsze, niż początkowo zakładałam.”

Wow! Co to była za książka! Czytałam tylko „Manika” autorki i pamiętam, że już tamta opowieść wywarła na mnie ogromne wrażenie, ciekawa byłam, czy ta będzie utrzymana na równie dobrym poziomie, czy jednak mniej przypadnie mi do gustu. Na początek, wspomnę o okładce, która bardzo przyciąga wzrok swoimi kolorami, genialne połączenie różu, niebieskiego i fioletu, gdybym nie była patronką tej powieści, za samą oprawę, na pewno bym po nią wyciągnęła łapki w każdej księgarni. Opis jest mega intrygujący i na pewno zachęca do tego, aby poznać szczegółowo tę historię. A jaka ona jest? Kurczę, ciężko mi zebrać po niej myśli i mam wrażenie, że brakuje mi słów, aby ją opisać i na pewno nie w złym znaczeniu, wręcz przeciwnie. Kurczaki, chyba mam zbyt ubogi zasób słownictwa, bo wydaje mi się, że nie mam takich słów, aby mogły oddać to, jak bardzo podobała mi się ta książka.

Przedstawiona tu opowieść była po prostu zajebista, mnóstwo emocji, tajemnic, rodzinnych sekretów, uczucia jednocześnie tak niespodziewanego i tak wspaniałego, że każda z nas chciałaby znaleźć taką miłość, ale tym samym była ona w pewien sposób toksyczna, nie wiem, czy cokolwiek zrozumiecie z mojego chaotycznego bełkotu, ale uwierzcie mi, po tym, co dzieje się teraz w mojej głowie, po skończeniu tej powieści panuje jeden ogromny emocjonalny nieład. Ta historia była piękna i popaprana, romantyczna, ale i zgubna, a namiętność i pożądanie w tej opowieści sprawiały, że na moich polikach pojawiały się wypieki.

Autorka ma genialny styl piania, przypadł mi on do gustu już po pierwszej stronie tej opowieści, potrafi budować napięcie i wie doskonale jak zachęcić czytelnika do poznania przedstawionych przez siebie bohaterów. Nie ma tu ani chwili nudy, cały czas coś się dzieje, a ja pragnęłam jak najszybciej poznać zakończenie losów tej dwójki, bo fabuła była tak prowadzona, że nie wiedziałam, na co się nastawić przy zakończeniu i w pewnym momencie zaczęłam się obawiać, co stanie się z moim sercem, czy zostanie ono złamane, a może będzie słodko i romantycznie? I wiecie co... a nic wam nie powiem, musicie dowiedzieć się sami, ale ja jestem całą książką zachwycona. I żałuje, że skończy się na jednym tomie, a nie kilku, chociaż liczę na to, że autorka da nam jeszcze historię pozostałych braci.

Kocham tę historię i daję jej 10/10!

Paula

Za możliwość przeczytania książki i objęcia patronatem dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.

wtorek, 8 listopada 2022

 

Ludka Skrzydlewska

„Król popiołów|

[Patronat medialny]


Śledztwa w mieście grzechu bywają bardzo niebezpieczne. Ale niezwykle fascynujące!

Tajemnice rozwiązuje zawodowo... Tyle że własne uczucia są zwykle najtrudniejszą zagadką

To miało być łatwe, rutynowe zlecenie. Dla Everly Chance, prywatnej detektyw przyzwyczajonej do pracy na krawędzi prawa w najbrudniejszych zakamarkach Las Vegas, śledzenie niewiernej żony jest jak niedzielny spacer.

Jednak nie tym razem. Bo tym razem wszystko układało się źle ― doszło do podwójnego morderstwa, a dziewczyna, z prowadzącej śledztwo, stała się ściganym przez zabójców świadkiem. Tylko że Everly Chance nie jest typem osoby, która biernie przyjmuje na siebie rolę ofiary i grzecznie pozwala się zastrzelić... Przeciwnie, kobieta rozpoczęła własne dochodzenie, by ustalić, kto na nią poluje.

Tropy prowadzą do Arthura, męża zamordowanej, potężnego i wpływowego organizatora nielegalnych walk. Najwyraźniej nie zamierzał zbyt głęboko przeżywać żałoby. Przeciwnie, wykazywał żywe zainteresowanie atrakcyjną panią detektyw, daleko wykraczające poza sprawy zawodowe. Dokąd wspólnie dotrze tych dwoje?

„Łatwiej jest nie angażować się za bardzo , nie wystawiać się na zranienie i obserwować swoje życie z bezpiecznego emocjonalnego dystansu.”

“Król popiołów” to już trzeci tom z cyklu Królowie Vegas. Tym razem autorka do nas przychodzi z opowieścią Everly, która jest prywatnym detektywem. Dziewczyna była świadkiem morderstwa i od tej pory zaczyna się pościg. Tropy prowadzą do Arthura, który jest organizatorem nielegalnych walk. Specjalnie nie będę Wam nic więcej zdradzała z fabuły i napomknęłam o niej bardzo króciutko, bo to trzeba przeczytać samemu. Nie chcę nikomu odbierać przyjemności z czytania, ale powiem tylko jedno: ta część jest świetna i najlepsza z dotychczas wydanych.

Everly to babka, którą polubiłam na wstępie. Jako detektyw musi mieć twardy tyłek i być nieustraszoną. Pokazała, że nie jest bierną osobą i dociekała oraz szukała wszystko na własną rękę. Uwielbiam takie babki z jajem i Everly naprawdę darzyłam sympatią. Natomiast Arthur to facet z krwi i kości, który nie jest mięczakiem i nie pozwala nikomu wejść sobie na głowę. Razem z Everly tworzą mieszankę wybuchową i bałam się, że gdy wybuchną, to będą za sobą nieśli spustoszenie. Jak dla mnie pasują do siebie, co zresztą potwierdza chemia między tą dwójką.

Bardzo lubię pióro Ludki, bo jest lekkie i spójne, dzięki czemu przez jej książki się płynie. Stwarza niebanalne historie, które z marszu porywają czytelnika. Cieszę się, że mam okazję recenzować tę serię, bo naprawdę autorka potrafi zafundować czytelnikowi istny rollercoaster emocjonalny. Ludka zadbała o to, żeby nie było tu miejsca na nudę. Ależ ja żałuję, że ta lektura tak szybko się skończyła. Zawsze narzekam na druk w książkach Editio Red i mam wrażenie, że jak czasami czytam jakąś od nich książkę, to końca nie widać, ale w tym przypadku pragnęłam, żeby ta opowieść miała więcej stron. I weź tu człowieku, mnie zrozum :D

W tej powieści oprócz chemii i gorących scen, znajdziecie nutkę kryminału, sensacji, niebezpieczeństwa, intryg i tajemnic. Pisarka wszystkie te wątki połączyła w jedną zgrabną całość, stwarzając kolejną ciekawą historię. Ja jestem na ogromne TAK i z czystym sumieniem polecam. Oceniam „Króla popiołów” 9/10.

Kasia

Za egzemplarz do recenzji i możliwość objęcia książki patronatem medialnym dziękuję autorce oraz Wydawnictwu Editio Red.

 


poniedziałek, 7 listopada 2022

 

Vi Keeland

„Spark”

Za pierwszym razem wystarczyła jedna iskra, by wywołać pożar, którego nie mogli ugasić. Czy pozwolą, by to wydarzyło się ponownie?

Jaka jest szansa, że walizka zabrana omyłkowo z lotniska okaże się należeć do mężczyzny tak przystojnego, że aż zapiera dech? Autumn przekonała się, że filmowe scenariusze czasem przydarzają się również zwykłym dziewczynom. Między nią a tajemniczym Donovanem, właścicielem walizki pełnej drogich ciuchów, iskrzy od razu, a wspólnie spędzony weekend okazuje się elektryzującą przygodą, której finałem może być tylko… ucieczka!
Co może zrobić dziewczyna, która spotka przystojnego, bystrego i zabawnego faceta ze swoich snów? Oczywiście wyjść bez pożegnania, gdy tylko ten ideał pójdzie pod prysznic. W Nowym Jorku mieszka przecież osiem milionów ludzi, więc jakie są szanse, że znowu na niego wpadnie? I to tuż po tym, kiedy zacznie spotykać się z jego szefem?

„Okazuje się, że czasem najlepsze rzeczy przychodzą do nas, gdy ich nie szukamy”.

Vi Keeland to autorka, po której książki sięgam w ciemno. Może nie posiadam w swoich książkowych zbiorach wszystkich historii autorki, ale zdecydowanie większość z nich. Tym razem w moje rączki wpadł „Spark” i byłam ciekawa, jaką otrzymam opowieść. Spotykamy tu Donovana i Autumn, których ścieżki połączyły się zwykłym zrządzeniem losu. A dokładnie walizką, ale to już sobie doczytacie sami, co mam na myśli. Później jak to w książkach bywa, bohaterów drogi się rozchodzą, by z powrotem je ze sobą skolidować. Wydaje się to banalne, ale Vi potafi to zamienić w coś, od czego nie można się oderwać.

Zdecydowanie bohaterzy przypadli mi do gustu, mieli za sobą niezbyt ciekawą przeszłość, ale to Autumn najbardziej ucierpiała. Była nieufna i broniła się przed jakimikolwiek uczuciami. Poznając Donovana, nie była przygotowana na wywrócenie swojego świata do góry nogami.  Była fajną postacią, z którą z łatwością można by było, nawiązać więź. Co do Donovana to był mężczyzną z krwi i kości. Był taki słodziutki, wręcz do schrupania. Podobała mi się jego wytrwałość i dążenie do celu. Może i miał czasami chwile zwątpienia, ale nie poddawał się. Był opiekuńczy, wyrozumiały i taki swojski. Mimo że był prawnikiem, to się nie wywyższał i nie rżnął macho z Wall Street.

Cała historia Autumn i Donovana wyszła naprawdę świetnie. Jest to lekka lektura, ale niesie za sobą przesłanie, że wybaczyć można wiele, ale nie zawsze da się zapomnieć o wyrządzonych krzywdach. Uwielbiam pióro autorki i zawsze miło spędzam czas z jej książkami. W tym przypadku było tak samo. Jak już się wkręciłam w czytanie, to migiem pochłonęłam tę opowieść.

Pozwolę sobie jeszcze dodać kilka rzeczy, które mają u mnie małe minusiki. Pierwszym są literówki, których niestety było sporo w tekście. Kolejnym to poziom hot levelu, który został oceniony na trzy ogniki. Według moich odczuć było tak na 1,5. Oczywiście chemia i to przyciąganie między bohaterami było, ale na pewno nie na trzy ogniki. I ostatnim minusem jest okładka. Dla sprostowania ona nie jest brzydka, czy coś w ten deseń, ale zupełnie nie pasuje do treści tej historii. Ja tu widziałabym parę albo ewentualnie mężczyznę, tylko że w garniturze.

Reasumując „Spark” to lekki romans, który poleca się na jesienne i zimowe wieczory. Mnie ta opowieść kupiła i z ogromną przyjemnością śledziłam losy bohaterów. Jeżeli szukacie czegoś, co Was zrelaksuje i wywoła uśmiech na waszej twarzy, to śmiało sięgajcie po tę książkę. Oceniam ją 8/10.

 

Kasia

 

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Niegrzecznym Książkom.

 



piątek, 4 listopada 2022

 K.C. Lynn - „Walka z obowiązkiem”
[Patronat medialny]


Kayla podkochiwała się w swoim sąsiedzie już jako nastolatka. Jednak nie był to chłopak w jej wieku. Dziewczyna wzdychała do niego przez trzy długie lata, wiedząc, że ktoś taki jak Cooper McKay nigdy by na nią nie spojrzał.
Mijały kolejne lata, a w tym czasie jej sąsiad został policjantem. Niezwykle seksownym policjantem. Uczucia Kayli tylko się spotęgowały.
Kayla była dla Coopera za młoda… Do czasu. Teraz teoretycznie mogliby być razem, ale mężczyzna mimo wszystko ma opory. Dziewczyna nie wie, że nie jest mu obojętna.

Kiedy oboje zaczynają balansować na linii pokusy, Cooper zadaje Kayli cios prosto w serce, kiedy ta widzi go z inną kobietą…

„Walka z obowiązkiem” to kolejny tom serii Mężczyzny z honorem, nie będę ukrywała, że gdy dowiedziałam się, że dostaniemy historie Kaylii i Coopera, byłam prze szczęśliwa. Z niecierpliwością wyczekiwałam paczki i gdy wreszcie do mnie dojechała, mój uśmiech na twarzy całkowicie zgasł. Pomyślałam sobie, no bez jaj, niecałe 150 stron? Serio? Nie jest tajemnicą, że kocham tą serię, wzbudza ona we mnie całe mnóstwo emocji i mogłabym czytać ją długo i najlepiej jakby losy bohaterów nie miały końca, dlatego nie do końca byłam usatysfakcjonowana objętością książki. Dlatego ta recenzja też nie będzie zbyt długa, no bo nie chcę wam czegoś przez przypadek zdradzić. Chciałam bardzo poznać, losy naszych bohaterów, bardzo szczegółowo, i moim zdaniem ta nowelka jest idealnym uzupełnieniem całej serii, chciałabym się do czegoś przyczepić, naprawdę, ale poza ilością, naprawdę nie mam do czego, ponieważ jestem nią po prostu zachwycona. Poznajemy tu tę szaloną Kaylę, z którą Coop miał urwanie głowy, bo ma ona zwariowane pomysły, jest mściwa, zabawna i kochana, przez co już od samego początku, gdy tylko pojawiła się w serii, zdobyła moją sympatię. Cooper, ah, to mój kolejny książkowy mąż, już nawet nie jestem w stanie zliczyć ilu ich mam, ale jest on tak cudownym i cierpliwym mężczyzną, ja będąc na jego miejscu, wstrząsnęłabym kilkakrotnie Kaylą za jej zachowanie i niesubordynację.

Bawiłam się świetnie podczas czytania, tylko chciałabym, aby ta opowieść miała dwieście stron więcej. Czuję niedosyt, że moja przygoda z tą dwójką skończyła się tak szybko, ale z drugiej strony, jakby miałabyś ciągnięta na siłę i zapychana byle czym, to lepiej, że jest jej tylko tyle. Ja czytałam ją z ogromną przyjemnością i z pewnością do tej serii jeszcze powrócę, ponieważ jest to jedna z lepszych książek, jakie w ostatnim czasie czytałam. Was, jeżeli jeszcze nie mieliście okazji poznania twórczości autorki, gorąco zachęcam do tego, abyście jak najszybciej nadrobili zaległości, gwarantuję wam mnóstwo emocji. Tej opowieści daję 9/10.

Gorąco polecam!

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Niezwykłe.

czwartek, 3 listopada 2022

 

Jamie McGuire
„Piękna katastrofa”


Dziewiętnastoletnia Abby Abernathy wybiera uniwersytet jak najdalej od domu rodzinnego, żeby zapomnieć o przeszłości u boku matki alkoholiczki i ojca hazardzisty oraz o własnej głęboko skrywanej tajemnicy. Marzy o ustabilizowanej przyszłości.

Travis Maddox uosabia wszystko to, od czego Abby chce uciec: brutalną siłę, fantazję i niefrasobliwość w związkach z dziewczynami, które, o dziwo, nie mają mu za złe, że zalicza jedną po drugiej. Tylko Abby – choć czuje, że jakaś zupełnie dla niej niezrozumiała siła przyciąga ją do tego chłopaka – nie chce mu ulec. A jednak godzi się na proponowany przez niego zakład: jeśli wygra ona, Travis zostawi ją w spokoju; w razie jego wygranej – Abby zamieszka z nim na miesiąc.

„Należę do mojej ukochanej, a moja ukochana należy do mnie”. 

„Chodzącą katastrofę” czytałam z dobrych kilka lat temu i wtedy bardzo mi się ta książka spodobała. Dzięki Wydawnictwu Albatros po raz kolejny miałam tę sposobność, by powrócić do historii Abby i Travisa. Byłam ciekawa, czy po takim czasie, będę miała o tej opowieści takie samo zdanie. Cóż, skoro przeczytałam ją w dwa dni, to znaczy, że tak :D Abby to młoda dziewczyna, która chciała uciec przed przeszłością, więc bez wahania wyjeżdża na studia, jak najdalej od domu. W nowym miejscu ma zamiar się odciąć od złych rzeczy i żyć normalnie, jednak jej plan spala na panewce. W jej życie wkracza huragan, którym jest Travis Maddox. Chłopak wywróci jej życie do góry nogami. Wszystko zaczyna się od pewnego zakładu, ale czy aby na pewno?

Miło było powrócić do bohaterów i móc jeszcze raz śledzić ich losy. Relacja Abby i Travisa była naprawdę wybuchowa. Czasami wręcz aż nie zdrowa, jednak miłość do drugiej osoby sprawia, że posuwamy się do wielu rzeczy. Abby miała twardy orzech do zgryzienia, a Trav jej niczego nie ułatwiał. Uwielbiałam go, bo niby był chłopakiem mądrym, wiedział, czego chce i do tego dążył, a z drugiej strony był taką kochaną ciepłą kluseczką, którą chciałoby się zjeść z cebulką, boczkiem i tłuszczykiem (żeby nie było, bo on nie był gruby czy coś :D). Czasami jego zachowania były desperackie, co odnosiło odwrotny skutek do założonego. Był opiekuńczy, czuły i taki kochany. Natomiast, co do Abby, to rozumiałam ją, dlaczego odpychała od siebie Travisa, ale to już Wam pozostawię do odkrycia. Były momenty, kiedy tak strasznie mnie denerwowała, że miałam ochotę jej zrobić krzywdę. Niektóre jej zachowania nie tylko łamały jej serce, ale także i Travisa, czego nie mogłam jej wybaczyć (nie mogłam, bo Trav to mój ulubieniec i broniłabym go rękoma i nogami :D). Mimo wszystko darzyłam ją sympatią. Co do postaci drugoplanowych to fajnie się wpasowały do całej tej lektury. Bardzo polubiłam Americę i Shepleya, bo zawsze byli dla nich prawdziwymi przyjaciółmi i ich wspierali. Kiedy było trzeba, dawali im ochrzan i stawiali do pionu.

Cały pomysł na książkę był ciekawy, bo z jednej strony mamy tu akcję dziejącą się w szkole, a z drugiej nielegalne walki. Oprócz tego pokazana jest miłość, która może być piękna, ale i trudna zarazem. Trav i Abby nie mieli łatwo, co zostało ukazane na tych 379 stronach. Chemia pomiędzy bohaterami była wyczuwalna już od pierwszego spotkania i nie była sztuczna. Wszystko rozwijało się swoim tempem, co było dużym plusem. Były też sceny zbliżeń, ale w żadnym razie nie były wulgarne, tylko krótkie i nie jakoś szczegółowo opisane. Język, jakim pisze autorka, jest lekki i spójny, dzięki czemu momentalnie wciągnęłam się w czytanie. Spędziłam przy tej lekturze naprawdę miłe chwile. Zanim wezmę się za czytanie „Chodzącej katastrofy”, muszę chwilę odetchnąć i po raz kolejny powrócę do świata bohaterów, tylko że tym razem to Travis mi opowie swoją historię J Nie mogę się też doczekać ekranizacji tej powieści, którą dostaniemy już w 2023 roku.

Polecam i oceniam książkę 8/10.

Kasia

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Albatros



 

J.T. Geissinger - „Niebezpieczne piękno”


Piękna uciekinierka. Gorący ochroniarz. Gra pokus.
Nasir, były agent służb specjalnych i ochroniarz – właśnie otrzymał wyjątkowo przyjemne zadanie. Musi namierzyć żonę rosyjskiego gangstera, która uciekła na meksykańską wyspę Cozumel. Mężczyzna będzie przy tym miło spędzał czas – obserwował i sporządzał raporty dla zleceniodawcy.
Jednak śledzenie każdego kroku pięknej uciekinierki nie jest takie proste. Szczególnie że Nasir zaczyna czuć pokusę, aby podejść bliżej do kobiety.
Evalina Ivanova pragnie uciec jak najdalej od przeszłości i najlepiej, żeby ta przeszłość nie próbowała jej odnaleźć. Jednak ciężko jest jej ignorować mężczyznę, który ratuje ją przed gangiem narkotykowym. Powiedział, że jest byłym gliniarzem na wakacjach, a Evalina mu wierzy.
Jednak Nasir ma misję do wykonania i wkrótce zrozumie, że zadanie, którego się podjął, będzie trudniejsze, niż myślał.

Słyszałam dużo pochlebnych opinii na temat twórczości Pani Geissinger, ale do tej pory jeszcze nie przeczytałam żadnej z jej powieści, dlatego, gdy w zapowiedziach pojawiła się jej najnowsza powieść, stwierdziłam, że czas najwyższy ją poznać. Gdy zaczęłam czytać historię Evy i Naza przyznam szczerze, że początkowo niezbyt mi się podobała, była troszkę nudnawa i brakowało mi w niej emocji, było sporo tajemnic, niedopowiedzeń, a i relacja bohaterów wydawała mi się trochę naciągana. Powiedziałam sobie, kurczę, chyba trochę przereklamowana autorka, ale postanowiłam książki nie odkładać i zagłębić się dalej i bardzo się cieszę, że tego nie zrobiłam. Im bliżej końca, tym była historia lepsza i gdy ją skończyłam, powiedziałam tylko, kurczę, jak dobrze, że zaraz będę miała w domu kontynuację. Pomijając to, że początek trochę mi się dłużył, to dalszy ciąg był naprawdę świetny. Fajnie wykreowani bohaterzy, którzy nie są fajtłapami, tylko charakterni, mocni i bezwzględni, gdy chodzi o ich bezpieczeństwo. Podobała mi się podstawa Evaliny, która pomimo tego, że się ukrywała, starała się czerpać z życia tyle ile może, zachowywała dystans i ostrożność, ale i tak była taką normalną kobietą, po której w życiu bym się nie spodziewała, co przeszła w przeszłości. Naz natomiast wpadł mi w oko od samego początku, cudowny, dzielny, opiekuńczy, ale i taki uroczy. Fabuła była dobrze przemyślana, spora ilość tajemnic, niedopowiedzeń, początkowo myślałam, że dostaniemy taki lekki romansik, ale bardzo się pomyliłam, bo samo zakończenie pozytywnie mnie zaskoczyło i zostałam dosłownie wbita w fotel, nie pozostaje mi nic innego, jak czekać, aż kurier przywiezie mi drugi tom, za który prawdopodobnie od razu się wezmę, ponieważ jestem bardzo ciekawa dalszych losów bohaterów.

Czy polecam Wam tę książkę? Zdecydowanie tak. Nie zniechęcajcie się do niej tylko po niezbyt udanym początku, ponieważ gwarantuję wam, że później jest rewelacja. Ja jestem tą opowieścią zachwycona i wiem, że muszę poznać pozostałe książki autorki, skoro zbierają tak dużo pozytywnych opinii. Was gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę powieść, wiem, że spędzicie z nią bardzo przyjemnie wieczór, zakopane pod kocykiem z lampką wina. Ja daję jej 7/10.

Polecam!

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.

środa, 2 listopada 2022

 

Mathie Rocks

“Książę mafii”

Ava desperacko próbowała się odnaleźć w nowej szkole. Nic więc dziwnego, że się wściekła, skoro nikt jej nie ostrzegł, by nie zadzierała z Samuelem Westonem – chłopakiem, któremu wszyscy schodzili z drogi. Czemu więc Ava mu się postawiła? Z lekkomyślności czy niepohamowanej chęci igrania z ogniem?


Nikt tak nie wkurzał Avy jak Samuel. I nikogo tak nie unikała, przemykając korytarzami nowej szkoły. Ale z jakiegoś powodu chłopak się na nią uwziął. A dziewczyna bynajmniej nie zamierzała ugiąć się pod jego pogardliwym spojrzeniem.


Ile przyjdzie jej zapłacić za słowa pełne buntu? Czy w historii tych dwojga chodzi o nienawiść? A może o fascynację?


“[...] jeśli budzisz się każdego ranka w towarzystwie demonów, które poprzedniego wieczoru pozbawiły cię sił, i nadal podejmujesz walkę, to nie jest słabość, lecz siła.”


“Książę mafii” to pierwszy tom serii High School Tales i zarazem debiut autorki. Czy ta książka mi się spodobała? Tak, ale miałam co do niej zastrzeżenia. Spotykamy tu siedemnastoletnią Avę, która zmieniła szkołę, w której pragnie żyć zwyczajnie. Jednak plany psuje jej Samuel Weston. Ten chłopak to diabeł wcielony, który za cel obrał sobie Avę. Jeden durny przypadek, a zwiastował istny armagedon.


Co się wydarzyło pomiędzy Avą a Samuelem?


Muszę przyznać, że autorka jak na debiut ma bardzo dobry warsztat pisarski. Gdy zagłębiałam się w tę lekturę, każdą kartkę czytałam z zaciekawieniem i ciężko mi się było oderwać. Podobała mi się ta opowieść, choć uważam, że mogła zostać spokojnie zamknięta w 350-400 stronach. Pojawiło się trochę rzeczy, które nic nie wnosiły do fabuły i były tak zwanymi zapychaczami, ale można przymknąć na to oko. Ta opowieść zdecydowanie jest skierowana do młodzieży, aczkolwiek każdy może ją przeczytać, kto lubuje się w gatunku Young Adult. 


Ogólnie miło spędziłam czas przy czytaniu, ale przeszkadzała mi trochę ilość dramatów między głównymi bohaterami. W pewnym momencie mnie to po prostu nudziło. Ava vel Lilianah to dziewczyna, która w poprzedniej szkole była idealna i przez wszystkich lubiana, lecz nie czuła się z tym szczęśliwa. Po zmianie szkoły postanowiła być swoim przeciwieństwem, nie wychylać się jakoś bardzo i przede wszystkim, nie uszczęśliwiać wszystkich w koło kosztem siebie samej. Chciała być po prostu zwyczajna. Polubiłam ją, chociaż bardzo mnie irytowała swoim zachowaniem. Z jednej strony to nastolatka, to nie ma, co się dziwić, ale z drugiej przeszkadzało mi to i nachodziły mnie myśli, że chyba jestem już za stara na takie historie :D Natomiast Samuel to dupek nad dupkami, który był postrachem całej szkoły, ale nie tylko. Przez jedną akcję w sumie to błahostkę, uwziął się na Avę i starał się jej uprzykrzyć życie, aczkolwiek jego zachowanie kryło za sobą też drugą stronę medalu, o której Wam nic nie powiem. Niemiłosiernie wkurzał mnie ten delikwent swoją egzystencją, ale ja takich bad boyów lubię, więc jego też polubiłam.


Co mi się spodobało w tej książce? Na pewno to, że tym razem otrzymujemy mafię w nieco innym wydaniu. Przeważnie w książkach mamy facetów biegających ze spluwą, a tu cała akcja rozgrywa się w szkole. Chociaż mafia, to może za dużo powiedziane, bo nie da się tego tak nazwać po tym, że ktoś ma za ojca bossa mafijnego i że były tam może ze dwie, czy trzy jakieś akcje na ponad 500 stron tekstu. To stanowczo za mało, ale było okej. Relacja między Samuelem a Avą, była takim typowym hate/love. Była między nimi chemia, ale oboje starali się zaprzeczać, że coś ich do siebie ciągnie. Zdecydowanie zabrakło mi też punktu widzenia Samuela, a warto byłoby pokazać, co siedzi w jego głowie, jakie ma intencje i cele. Niestety tego trzeba było się domyślać. Jeszcze pozwolę sobie wypowiedzieć się na temat okładki, która jest niestety okropna. Zupełnie nie pasuje do wizerunku głównego bohatera. Czytelnicy są wzrokowcami i w dużej mierze przy zakupie książek, zwracają na to uwagę. Ta nie jest chwytliwa i ten chłopak ze zdjęcia wygląda na słabeusza i jakby w paincie został doklejony do tła.   


Mimo że ta lektura bardziej skierowana jest do nastolatków niż do osób nieco starszych, to i tak da się książkę przeczytać. Na pewno sięgnę po drugi tom, bo jestem ciekawa, co autorka tam wymyśli. Polecam Wam ją na jesienne wieczory. Z powodu kilku minusów, które ta opowieść zawiera, oceniam ją 6/10.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu ZNAK.

 



 

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...