piątek, 29 stycznia 2021

 

K.N. Haner

Kinga Litkowiec

Anna Wolf

Alicja Sinicka

K.C. Hiddenstorm

J.G. Latte

Meg Adams

Ana Rose

J.B. Grajda

Aniela Wilk

E. Raj


“Prawo Mafii”

Antologia

Przedpremierowa recenzja

[Patronat medialny]

Witaj w świecie, którym rządzą wielkie pieniądze, brutalne reguły i gorące uczucia!


Gdy popularne polskie autorki z grupy literackiej Euforia spotkają się razem w kawiarni, a naprzeciw nich usiądzie wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o włoskim typie urody… W perfekcyjnie skrojonym garniturze, koszuli bez krawata i z kilkudniowym zarostem na twarzy… Gdy mężczyzna ten spojrzy na nie władczo pięknymi oczami w kolorze bursztynu… Kiedy każdą z zebranych przy stoliku dam polskiej literatury przeniknie ten sam rozkosznie niepokojący dreszcz…


Wtedy stanie się jasne – powstaje pierwsza polska antologia mafijna pod redakcją K.N. Haner.


I oto jest – droga Czytelniczko, trzymasz w ręku zbiór jedenastu gorących opowiadań, których bohaterki oraz bohaterowie trafiają do niebezpiecznego, lecz fascynującego świata śmiertelnie niebezpiecznych mężczyzn i zabójczo pięknych kobiet. Świata, który, choć funkcjonuje poza oficjalnym prawem, rządzi się własnymi zasadami. Tu pieniądze są przeogromne, zemsta nienasycona, a miłość… Miłość jest dokładnie taka, o jakiej po cichu marzy każda z nas.

Bo która dziewczyna potrafiłaby oprzeć się władczemu spojrzeniu bruneta o bursztynowych oczach? 


Co prawda jeszcze troszkę czasu mamy do premiery antologii “Prawo Mafii”, która ukaże się już 10 lutego nakładem Wydawnictwa Editio Red. Ja i moja współblogerka miałyśmy ten zaszczyt, aby przeczytać przedpremierowo pierwszą polską mafijną antologię i do tego objąć ją patronatem medialnym. Kurcze, kto by się nie cieszył z tego, prawda? Kasię Haner każdy dobrze zna. Jedni jej nie lubią, a drudzy wręcz ubóstwiają jej twórczość i ja należę akurat do tej drugiej grupy :) Dzięki Kasi już niedługo będziecie trzymać w rękach “Prawo mafii”, czyli zbiór krótkich opowiadań z wątkiem mafijnym, które napisało jedenaście wspaniałych autorek (chociaż dwóch ostatnich niestety nie kojarzę, ale też są wspaniałe, bo napisały naprawdę świetne nowelki). Wszystkie jedenaście autorek należy do grupy literackiej Euforia, której założycielką jest właśnie K. N. Haner.


Mafia to ostatnio tematyka na topie, która niestety wielu czytelniczkom i czytelnikom się przejadła. Ja akurat osobiście uwielbiam wątki mafijne w książkach, ale muszą być naprawdę dobrze opisane i czymś się wyróżniać, a nie być pisane na szybkiego na kolanie. Przeczytałam już sporo lektur z tymże wątkiem i jako tako jestem już zaznajomiona z tym tematem i mam wyrobione własne zdanie. Jak poradziły sobie wyżej wymienione autorki, pisząc te opowiadania? Cholera jasna zrobiły to (tu przepraszam za wulgaryzm) ZAJEBIŚCIE!!! Czy można czytać tę antologię z zapartym tchem, bijącym sercem, adrenaliną i wyczekiwaniem, co będzie dalej? Ha, oczywiście, że tak. Ja chyba jeszcze nigdy w życiu, nie przeczytałam tak szybko żadnej książki. Dziewczyny zapodały nam ostrą jazdę bez trzymanki. Znajdziecie tu dosłownie wszystko, czego byście tylko zapragnęli. Jest mrocznie, seksownie, dramatycznie, niebezpiecznie. Ehhh… mogłabym tak w nieskończoność. Dzięki tej antologii mamy możliwość poznać inne autorki i ich warsztat pisarski. Jak wspomniałam wcześniej, dwóch ostatnich Pań niestety nie kojarzę, ale też są takie, o których słyszałam, aczkolwiek nie czytałam nic z ich twórczości, a teraz miałam okazję poprzez te opowiadania, choć odrobinkę je poznać.


Pisarki serwują nam opowiadania, które są w tej samej mafijnej tematyce, ale każde z nich jest wyjątkowe i inne na swój sposób. Dziewczyny miały ciekawe pomysły i idealnie żonglowały uczuciami bohaterów, że nie sposób się było oderwać od tej lektury. Oczywiście mam kilka swoich faworytów, ale nie będę pisała, które to są opowiadania, bo nie chcę, żeby autorki się czuły pominięte i niedocenione. Jednakże powiem Wam jedno, one wszystkie są naprawdę dobre. Kiedy ta antologia wpadnie w Wasze ręce, to zobaczycie, że pochłonie Was bez reszty na kilka godzin. Przyszykujcie sobie do czytania butelkę dobrego wina albo nawet dwie, bo jest tu tyle emocji, że bez wina się nie obejdzie.


 Nie będę tu przytaczać żadnej z historii, bo są one krótkie i nie chcę Wam kochani odbierać tej przyjemności, żeby samemu sprawdzić, co się kryje za tytułem “Prawo Mafii” oraz za tytułami poszczególnych opowiadań. Mam nadzieję, że dziewczyny swoje opowiadania pociągną dalej i stworzą całą książkę, bo ja się nie zgadzam, żeby nie było kontynuacji. Musicie to napisać dalej i koniec kropka :D

Cóż jeszcze mogę powiedzieć. Gratulacje kobietki, bo odwaliłyście naprawdę kawał świetnej roboty. Oby więcej takich dobrych antologii. 


Na sam koniec przytoczę jeszcze moją krótką polecajkę :)

“Prawo Mafii” to pierwsza polska mafijna antologia, która zdecydowanie wywołuje w czytelniku wiele emocji i jednym słowem wbija w fotel. Jedenaście wspaniałych autorek oraz jedenaście świetnych opowieści! Zdecydowanie fan mafijnych klimatów znajdzie tu coś dla siebie. 


Szczerze polecam. Naprawdę warto :)


Kasia


Za egzemplarz do recenzji i możliwość objęcia książki patronatem medialnym dziękuję Wydawnictwu Editio Red.

 

 

 

 

czwartek, 28 stycznia 2021

 Agnieszka Siepielska - „Luca”

[Patronat medialny]


Luca Valenti jest kuzynem Rhysa i Antonio. Jego ojciec wiele lat temu przyczynił się do upadku rodziny. Gdy rozpoczęły się poszukiwania Mii i Maxine – córek Cesara Dellvale – szybko się okazało, że Luca ma obsesję na punkcie tej drugiej.

Kiedy w końcu dociera na miejsce, gdzie przetrzymywane są siostry, zabija Franco Cavillo, jednego z szefów kolumbijskiej mafii i udaje mu się uwolnić dziewczyny. Mia była wykorzystywana jako prostytutka, lecz Maxine, ku zaskoczeniu wszystkich, wiodła normalne życie w domu Cavillo.

Jednak to były pozory. Maxine zawarła z Franco Cavillo układ. Gdy zgodziła się na związek z jego synem, Dominikiem, Franco obiecał, że Mia zostanie do niej sprowadzona. Luca chciałby wykorzystać okazję i zbliżyć się do Maxine, ale postanawia odpuścić.

Wkrótce o Maxine upomni się mężczyzna, któremu została obiecana. Być może kobieta będzie potrzebowała Luki bardziej, niż sądziła.


„W tym samym czasie zastanawiam się, kiedy mały, bezbronny dzieciak oddał swoje ostatnie tchnienie, by zrobić miejsce dla mnie.
Kim jestem ja?
Stworzono mnie z zemsty, a zrodzono z nienawiści. W moich żyłach płynie trucizna. Ciało pokrywają blizny, a wnętrze wypełnia demon, dziedzictwo mojego ojca. Rozpycha się, rozdzierając mnie od środka, by się uwolnić i to właśnie teraz.

Czy Maxime odzyska siostrę?
Kto ją ściga?
Czy Luce uda się ją ochronić?

„Do tej pory trzymałam się myśli, że ten mężczyzna jest kimś w rodzaju mojego wybawiciela, ale dziś wyprowadził mnie z błędu.
- Rozczarowana? - pyta, poważniejąc. - Nie jestem i nie mam zamiaru być jak Rhys albo Antonio. - Ponownie, jak pierwszego dnia ściera kciukiem łzy płynące po mojej twarzy. - W odróżnieniu od nich łapię niewinne rzeczy tylko po to, by przyglądać się, jak pochłania je moja ciemność.
Spoglądam w jego niemal czarne oczy z nadzieją, że odnajdę w nich jakiś błysk humoru, znak, że po prostu żartuje, żebym sama mogła nadal trzymać się chorej fantazji o rycerzu na białym koniu. Jednak nie znajduję nic.”

Twórczość Agnieszki Siepielskiej jest mi bardzo dobrze znana i po prostu ją uwielbiam. Na każdą jej kolejną opowieść czekam z ogromną niecierpliwością. Tuż przed końcem roku, w nasze ręce trafiła kolejna część „Synów zemsty”, czyli historia Luci, na którego najbardziej czekałam. Kocham w powieściach Agnieszki to, że nigdy nie wiem, czego mogę się spodziewać, zawsze zaskakuje mnie swoją pomysłowością, połączeniem krwawych akcji z nutą humoru i sarkazmu, są to takie lektury, przy których nie sposób się nudzić. Czy tak samo było z „Lucą”? Zdecydowanie tak, po raz kolejny świetnie się bawiłam podczas czytania, jest tylko jeden, naprawdę bardzo, bardzo ogromny minus! A jaki? A taki, że przygoda z tą opowieścią tak szybko się skończyła, za każdym razem, gdy docieram do ostatniej strony, mam ochotę walnąć sobie kulkę w łeb, za to, że już dobrnęłam do zakończenia. Tej książki się nie czyta, ją się po prostu chłonie. Autorka w fajny sposób przelewa na papier uczucia bohaterów, przez co, podczas lektury odczuwałam je całą sobą.

Bardzo podoba mi się to, że pojawiają się bohaterowie z poprzednich dwóch tomów, a przede wszystkim moja ukochana babuszka Helen, która po części przypomina mi i moją babcię. :) Ale pojawiają się też postacie z drugiej serii autorki
Sinners & Reapers”, co jest fajnym zabiegiem, ponieważ dodają oni jeszcze charakteru całej przedstawionej tu opowieści. Teraz przejdę troszkę do głównych bohaterów Maxine i Luci. Maxine to kobieta dzielna i wytrwała, jest gotowa zrobić naprawdę wszystko tylko po to, aby ochronić swoich bliskich. Podziwiałam ją za to, że nie jest to taka szara myszka, ale postać, która potrafiła znaleźć w sobie siłę, nawet w krytycznej sytuacji. Luca, ah ten Luca, uwielbiam ten jego czarny humor i testowanie granic cudzej cierpliwości i wytrzymałości. Momentami przerażający, by za chwilę być kochanym i troskliwym. To mężczyzna, którego nie da się nie kochać.

Na tym zakończę moją recenzję, polecam każdemu tę powieść, ja jestem nią i całą serią zachwycona i wiem, że wielokrotnie do niej powrócę. Was gorąco zachęcam do tego, abyście dali się porwać w podróż, przepełnioną mafijnymi porachunkami, intrygami, ale i humorem. Gwarantuję Wam, że gdy tylko zaczniecie tę historię czytać, nie będziecie chcieli odłożyć jej ani na chwilę.

Gorąco polecam!!

Paula

Za możliwość przeczytania książki i objęcia patronatem dziękuję autorce oraz Wydawnictwu NieZwykłe.


 

Joanna Wylde

“Reaper’s Legacy”


“Na Zawsze Reapersi, Reapersi Na Zawsze.”


Osiem lat temu Sophie oddała swoje serce i dziewictwo Zachowi Barrettowi. Jednak tamta noc nie była ani romantyczna, ani przepełniona miłością. W ogóle była czymś, czego Sophie nawet nie mogła sobie wyobrazić, ponieważ nakrył ich Ruger – przybrany brat Zacha. Dziewczyna nigdy wcześniej nie czuła się tak upokorzona.


Jakby tego było mało, Sophie zaszła wtedy w ciążę. Urodziła ślicznego chłopczyka – Noaha. Zach nie stanął na wysokości zadania i kobieta została z synem sama. Jej codzienna walka o godne życie stała się prawdziwą mordęgą.


Jednak w jej życiu jest jeszcze ktoś. Kiedy Ruger odkrywa, że Sophie z Noahem mieszkają w jakiejś dziurze i skrajnej biedzie, postanawia zabrać ich do bezpiecznego miejsca.


Sophie ma bujną wyobraźnię, lecz z pewnością nie przyszłoby jej do głowy, że znajdzie się wśród niebezpiecznych motocyklistów. Ale najgorsze jest to, co kobieta czuje do aroganckiego i wiecznie wkurzonego na nią Rugera. To, co zawsze do niego czuła…


To już drugi tom serii Reapers MC, który jest poświęcony historii Rugera i Sophie. W pierwszej części mieliśmy okazję poznać Horse’a i Marie, ich opowieść mnie się podobała, ale bardziej moje serce bije do Sophe i Rugera, ale może od początku. Sophie jako siedemnastolatka była związana z Zachem młodszym bratem naszego głównego bohatera. Oddała mu swoje serce, ale nie tylko, wskutek czego zaszła w ciążę. Urodziła ślicznego synka, ale niestety Zach to kawał dupka, który tak naprawdę dał ciała, przez co Sophie została sama. Musiała jakoś wychować syna i zapewnić mu dach nad głową, chociaż to nie było takie proste. Jednakże dziewczyna nie jest całkiem sama, bo w jej życiu jest jeszcze Ruger, wuj Noaha. Kiedy mężczyzna widzi, w jakich warunkach oboje mieszkają, postanawia ich zabrać do siebie.


Ta dwójka nie jest sobie obojętna, ale Ruger, jak siebie określił, nie jest stworzony do związku i nie jest mężczyzną tylko dla jednej kobiety. Do tego dochodzi Klub, z którym Sophie nie chce mieć nic wspólnego, ale czy ma jakiekolwiek wyjście?


Co się wydarzyło w przeszłości i dlaczego Sophie rozstała się z Zachem?

Czy Ruger zapewni bezpieczeństwo i lepszy byt dla Sophie i Noaha?

I na koniec, czy Ruger i Sophie będą w stanie stworzyć związek?


To była naprawdę fajna lektura i spędziłam przy niej miłe chwile. Książkę przeczytałam w dwa wieczory i szkoda, że się tak szybko skończyła. Autorka po raz kolejny wprowadza nas w świat motocyklistów z krwi i kości, dla których rodzina jest najważniejsza i którzy za sobą wskoczyliby w ogień. Bohaterzy według mnie byli naprawdę dobrze wykreowani, mieli swoje własne charakterki i pokazywali pazury wtedy, kiedy było trzeba, nie byli przerysowani i nie biła od nich sztuczność. Oczywiście pojawiają się tu również postacie drugoplanowe, które mogliśmy już poznać w pierwszym tomie, które są idealnym dopełnieniem do całej tej historii. Było humorystycznie, seksownie, mrocznie, było porwanie oraz jeszcze inne rzeczy, ale to już sobie doczytacie sami. Ja nie wymagam wiele od książek, jedynie tego, żeby mnie dana opowieść zaciekawiła i wkręciła, żeby się ją dobrze czytało i przede wszystkim, żeby coś się działo i nie pozwoliło mi się od czytania oderwać. Pisarka ma fajny styl pisania, bo nie jest jakiś wymyślny, tylko prosty w odbiorze, nieco wulgarny, ale przy takim typie książki to normalne, aczkolwiek muszę przyczepić się do narracji. Fakt była podzielona na role, ale nie rozumiałam jednego. Dlaczego rozdziały z punktu widzenia Sophie były pisane w pierwszej osobie, a Rugera już w trzeciej. Nigdy nie lubiłam narracji trzecioosobowej i akurat w tym przypadku wyglądało to trochę dziwnie. W tej części uważam, że fabuła była bardziej dopracowana i nie było, aż tak dużo seksu, jak w poprzedniczce, co mi odpowiadało, chociaż troszkę mnie irytowało jedno powiedzenie, które kilka razy było powtarzane, czyli “lachociąg”. Kurcze to było strasznie dziecinne i raczej dorosłe osoby się tak nie zwracają, ale już przymknęłam na to oko. 


Ogólnie całość prezentuje się naprawdę fajnie i uważam, że kolejne części będą jeszcze lepsze. Ja spędziłam fajne dwa wieczory, oddając się tej lekturze i już nie mogę się doczekać kolejnego tomu, który będzie poświęcony Em i Hunterowi. Coś czuję, że tu to się dopiero będzie działo.


Polecam Wam tę opowieść, bo jest warta przeczytania. Myślę, że znajdziecie w niej to, co szukacie w takich typu książkach.


Kasia


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu.

 

 



 

 

wtorek, 26 stycznia 2021

 

B. B. Reid

“Fear you”

“Przeszłość nie musi definiować tego, kim jesteś dzisiaj. I nie musi definiować tego, kim możesz być.”


Lake oddała mu wszystko, a miała ofiarować tylko rok swojego życia. Zabrał jej niewinność, dzieciństwo, a co najważniejsze… skradł jej serce.


Niepokorny, groźny i pełen sprzeczności Keiran wydaje się nie mieć ciepłych uczuć dla nikogo. Życie złamało go, pożarło żywcem, a potem przeżuło i wypluło.


Lake wierzyła, że to ona go uleczy. Może by jej się udało, gdyby tajemnice z przeszłości nie zaczęły wychodzić na jaw. Gdyby obsesje chłopaka nie brały nad nim góry…


Czy para ma ze sobą więcej wspólnego, niż im się wydaje?

Jakie mroczne sekrety skrywa Keiran i co się stanie, kiedy zażąda od dziewczyny więcej, niż ta jest mu w stanie dać? 


“Komuś, kto nigdy nie poznał Keirana Mastersa, bycie szkolnym wyrzutkiem nigdy nie wyda się atrakcyjne. Chociaż powinnam trochę doprecyzować: komuś, kto nigdy nie spał z Keiranem Mastersem. A do tego był na tyle głupi, by się w nim zakochać.”


Hmmm… od czego by tu zacząć? Może od tego, że pierwsza część serii Broken love “Fear me” naprawdę mnie wbiła w fotel, zadowoliła i pochłonęłam ją momentalnie. Co do “Fear you” mam trochę mieszane odczucia. Niby książka też mi się podobała, ale nie wciągnęła mnie tak jak pierwszy tom. Zabrakło mi tu tego strachu, którym była przesycona poprzednia część i nie było, aż takiego efektu WOW, jakiego oczekiwałam. Keiran nadal jest gorącym dupkiem, ale się powoli otwiera, chociaż nadal bije od niego arogancja, pewność siebie, nienawiść itd. Natomiast Lake… Jezu jak ta dziewczyna mi działała na nerwy, to nie macie pojęcia. To chyba przez nią ta książka okazała się dużo słabsza. Tak jak jej współczułam wcześniej, tak tym razem jedyne, co odczuwałam względem niej, to niechęć. Fakt zmieniła się i nie bała się już Keirana, ale to, jak się zachowywała, strasznie mnie drażniło i miałam ochotę jej łeb ukręcić i żeby Keiran ją kopnął w dupę.


Ogólnie autorka miała pomysł na całą fabułę i akcje, które wplotła w cały tekst, aczkolwiek nie były już tak mocne, jak w książce numer jeden, a szkoda. Bohaterzy zostali fajnie wykreowani z wyjątkiem Lake. Podobała mi się przemiana Keirana i to, jakie uczucia mu towarzyszyły. Dla ochrony Lake był w stanie naprawdę wiele poświęcić nawet własne życie, ale ja dla niej bym się nie starała za to, co zrobiła i jakie głupoty wygadywała, jednak to jest tylko książka i nie mogę nic bohaterom podpowiedzieć ani na nich jakoś wpłynąć. 


Nadal tej opowieści towarzyszy dwutorowa narracja, znajduje się tu sporo scen seksu, jest trochę wulgarnie, ale nie jakoś tak, żeby było niesmacznie, bohaterzy drugoplanowi nadal towarzyszą Keiranowi i Lake. Z nich najbardziej polubiłam Sheldon i już się nie mogę doczekać jej historii i Keenana. Całość czyta się naprawdę szybko, ale mnie to zajęło niestety sporo czasu, ponieważ przy małym dziecku trudno jest znaleźć odrobinę wolnego czasu. Podczas czytania rzuciło mi się w oczy sporo literówek. Ja wiem, że jesteśmy tylko ludźmi, a nie robotami, ale te literówki, jak dla mnie były bardzo widoczne. Muszę jeszcze wspomnieć, że bardzo podobało mi się to, że autorka napisała rozdziały z przeszłości Keirana, które naprawdę wiele wyjaśniają. Człowiek jest w stanie mu współczuć, bo to, przez co przeszedł jako dziecko i do czego był zmuszany, było po prostu chore, niesmaczne, karygodne, masakryczne. Ehhh… mogłabym tak w nieskończoność wymieniać. Ale nic już więcej nie piszę i pozostawię Wam tę przyjemność, aby poznać dalsze losy Mastersa i Monroe.


Podsumowując “Fear you” według mnie, nie jest książką złą czy słabą. Jest dobra, ale nie aż tak jak poprzednia część. Podczas czytania, nie przejechałam się kolejką górską z ostrymi zakrętami, ale i tak warto tę pozycję przeczytać, chociażby dlatego, żeby poznać przeszłość Keirana i zobaczyć, jak chłopak się w pewnym stopniu zmienia i co jest w stanie poświęcić, aby ochronić tych, na których mu zależy.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.

 

Wydawnictwo Kobiece 



 

piątek, 22 stycznia 2021

 

Vi Keeland

Penelope Ward

“Świąteczny układ. Opowiadania”

 


Autorki bestsellerów New York Timesa przedstawiają cztery seksowne opowiadania pod choinkę!


"Świąteczny Uber"


Była najpaskudniejsza Wigilia, jaką można sobie wyobrazić. Meredith musiała jechać do sądu. Raczej nie miała szans na pomyślne zakończenie sprawy. Aby zaoszczędzić, zamówiła dzielony przejazd Uberem. Wspólna podróż zaczęła się fatalnie. Później było tylko gorzej. Może nie powinna była go uderzyć w twarz. Adam był nieziemsko przystojny i chyba... Nieważne. Pomógł jej. A potem się rozeszli, każde w swoim kierunku...


"Świąteczna wpadka"


Zamiast kupować drogie prezenty pod choinkę, zrób dobry uczynek w imieniu obdarowanego. Piper uznała, że to świetny pomysł. Dobrym uczynkiem miało być nakarmienie bezdomnego, którego spotkała obok domu. Tylko że bezdomny okazał się bogatym przystojniakiem, a rozmowa zakończyła się kłótnią. Niedługo potem Piper znalazła pod swoimi drzwiami „prezent”, który najwyraźniej świadczył o tym, że niechęć przystojniaka trwa...


"Świąteczny pocałunek"


Kiedy wszystko wokół jest beznadziejne, pozostaje zrobić coś szalonego. Na przykład pocałować nieznajomego w nowojorskiej kawiarni. Margo chciała udowodnić sobie, że wciąż ma chęć na przygody i nie boi się wyzwań. Zaczepiony mężczyzna wyglądał jak grecki bóg, a w jego oczach błysnęło zainteresowanie. Odwzajemnione zresztą. Zaiskrzyło. W Margo powoli wzbierała nadzieja na więcej... jednak perfidny los chciał inaczej.


"Świąteczny układ"


W każde święta Riley Kennedy przypominała sobie, że nie powiodło jej się równie dobrze jak rodzeństwu. Niczego nie osiągnęła. Z ogromną niechęcią myślała o obowiązkowej firmowej imprezie świątecznej. Zwłaszcza że miał się na niej pojawić Kennedy Riley, jej współpracownik, którego znała jedynie z omyłkowo otrzymywanych e-maili i dosadnych komentarzy, na jakie sobie pozwalał. Czas przygotować się na kolejne upokorzenia?


Cztery historie. Cztery świąteczne nadzieje. Czy tym razem magia świąt przyniesie upragnione rozwiązanie?


O co poprosisz Świętego Mikołaja w tym roku?


Minął już prawie miesiąc od świąt, a ja się dopiero zabrałam za świąteczne opowiadania napisane przez Vi Keeland i Penelope Ward. Niestety, ale święta były dla mnie okresem pełnym smutku, złamanego serca i tak naprawdę nie byłam w stanie sięgnąć po jakąkolwiek książkę. Jednakże muszę się Wam przyznać, że takie świąteczne historyjki najlepiej mi się czyta, kiedy okres świąt jest już za nami. Wtedy na nowo człowiek może się wciągnąć w ten cały klimat i oddać się w pełni czytającej przez nas lekturze.


Tym razem autorki przychodzą do nas de facto w duecie, ale nie ze standardową książką, tylko czterema krótkimi opowiastkami, które bardzo, ale to bardzo mnie się podobały. Byłam niepocieszona, że tak szybko się skończyły. Kiedy zaczynałam się wkręcać w daną historię, to raptownie następowało “bam” i było koniec. Właśnie dlatego staram się rzadko sięgać po takiego typu książki, jednak nie mogłam sobie odmówić twórczości tego duetu i musiałam koniecznie to przeczytać. Oczywiście nie żałuję, bo bawiłam się wyśmienicie podczas chłonięcia tej lektury. Ja naprawdę nie wiem, jak te pisarki to robią, że w tak idealny i zabawny sposób potrafią coś przedstawić, co nie pozwala nam się oderwać. Mimo że było tak krótko, to zdecydowanie obie Panie miały genialne pomysły na stworzenie ciekawych fabuł, interesujących bohaterów i ich historii. Uważam, że napisanie takich krótkich nowelek wymaga głębokiego przemyślenia, żeby teksty miały ręce i nogi, aby były dobrze rozwinięte i naprawdę nie lada wyzwaniem jest coś takiego stworzyć, ale autorkom się to zdecydowanie udało. Nie było tu czuć jakiejś sztuczności, postacie nie były przerysowane, tylko takie autentyczne. Było sporo humoru i nie raz wybuchałam rechotem, było również romantycznie i seksownie. Żałuję, że przeczytałam tę lekturę tak szybko. Autorki mogłyby pomyśleć nad rozwinięciem tych opowieści, bo naprawdę wyszłyby z tego świetne książki. 


Nie będę się rozpisywała za dużo i celowo nic nie wspomniałam o poszczególnych historiach, bo nie chcę Wam tu spojlerować. Opowiadania są krótkie i na pewno każdy z Was chciałby sobie sam przeczytać, co one w sobie zawierają, aczkolwiek kochani naprawdę warto sięgnąć po “Świąteczny układ”. Ja bawiłam się wyśmienicie podczas czytania i nie żałuję, że wzięłam tę książkę do recenzji, ponieważ po wielu przejściach w moim życiu, było to pewnego rodzaju dla mnie odskocznią.

Szczerze Wam polecam. Jeśli czytaliście którąkolwiek książkę tych autorek, to na pewno domyślacie się, czego można się po nich spodziewać.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Editio Red.

 

 

 

 Inga Juszczak - „Towarzyszka mafii”


Świat dwudziestopięcioletniej Ellie Walker wali się jak domek z kart, kiedy narzeczony oznajmia jej w dniu ślubu, że kocha inną. Większego wylanego na głowę kubła zimnej wody nie potrafiłaby sobie wyobrazić. W jednej sekundzie wszystkie plany na przyszłość runęły.

Z życiowej katastrofy emocjonalnej ratuje ją przyjaciel Philip, który prowadzi agencję pracy. Informuje dziewczynę, że ma dla niej świetną ofertę – pracę w Madrycie dla bardzo bogatej rodziny. Ellie miałaby zostać towarzyszką matki pewnego wpływowego biznesmena. Kobieta czuje, że los w końcu się do niej uśmiechnął.

Jednak nie ma pojęcia, że przyjmując intratną posadę, wpadnie w sam środek kokainowej wojny. Zamieszka pod dachem mężczyzny, który od początku ją okłamuje.
A zamierza zrobić znacznie więcej.


„Co to do cholery było? A raczej: kto to, do cholery, był? Nie sądziłam, że mój przełożony wygląda jak spełnienie marzeń każdej kobiety. No, może nie każdej, nie mogę odpowiadać za wszystkie, z pewnością jednak przypomina hiszpańskiego boga. O ile taki istnieje.
Nigdy wcześniej go nie widziałam. Philip nie pokazał mi jego zdjęcia, więc nie byłam przygotowana na taki strzał.”

Czy Elli zakończy współpracę z Diego wraz z upływem kontraktu?
Co kobieta zrobi, gdy odkryje prawdę?
Jaką przeszłość skrywa Diego?

„Lubię ją taką. Swobodną, zadziorną, czasem nawet złośliwą. Uśmiecham się wtedy pod nosem i cieszę, że jest tutaj ze mną. Wypełniła pustkę w tym pieprzonym domu, który jest twierdzą. W ogrodzie ochrona, dom, najlepszy system alarmowy... Czuję się jak w potrzasku. Dobrze, że moi ludzie ze mną mieszkają. Nie chcę się czuć samotny, a niestety tak czasami jest. Myśli o tym, co było dawniej, dają o sobie znać i wciągają mnie do środka. Nie chcą mnie wypuścić ze swoich macek, a ja z każdym dniem czuję, że się wypalam.”

Inga Juszczak zadebiutowała na polskim rynku wydawniczym „Towarzyszką mafii”, przyznam się szczerze, że gdy tylko zobaczyłam ją w zapowiedziach, napaliłam się na nią, jak szczerbaty na suchary. Musiałam ją mieć i to najlepiej natychmiast, obłędna okładka i intrygujący opis, spełniły swoją rolę i skutecznie przyciągnęły mnie, jako czytelnika, no ale pojawia się też pytanie – czy treść będzie równie ciekawa, co oprawa? Jak nasi czytelnicy doskonale wiedzą nienawidzę pisać negatywnych recenzji, ba nawet neutralnych, a ta moim zdaniem taka dokładnie będzie, ponieważ tu po zapoznaniu z treścią zaczynają się schody... Ogólnie cała historia jest fajna, chociaż zabrakło mi „tego czegoś”, co by sprawiło, że spadłyby mi gacie. Nie wiem, może spowodowane to było tym, że w ostatnim czasie przeczytałam mnóstwo mafijnych romansów, a ta niestety niczym za bardzo się nie wyróżniła, wręcz chwilami miałam wrażenie, jakbym niektóre wątki czytała w innych powieściach. Jedyne co mnie bardzo zaskoczyło i to zdecydowanie pozytywnie to zakończenie, które sprawiło, że na pewno muszę poznać kontynuację. Jeżeli chodzi o styl pisania autorki, to kurde... nie wiem, co zawiodło, ale były momenty, że czułam, że pisze to dorosła kobieta, a za chwilę, że jest to język nastolatki. Ogólnie historia jest do przeczytania i czyta się ją dość szybko, jednak tak jak wspomniałam wyżej, zabrakło mi czegoś w tej opowieści, może lekkiej organizacji, bo całość była troszkę chaotyczna i liczyłam na jakieś wielkie bum.

Pomimo tego, że książka nie do końca spełniła moje oczekiwania, daje mocne 6/10. Przeczytałam ją naprawdę bardzo szybko i na pewno sięgnę po kolejną część, aby przekonać się, jakie będą dalsze losy naszych bohaterów. Was gorąco zachęcam do tego, abyście sięgnęli po tę opowieść i sami wyrobili sobie opinię.

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorce oraz Wydawnictwu NieZwykłe.



czwartek, 21 stycznia 2021

 

Roxie Rivera

“Dymitr”

Choć Benita nie uważała się za piękność, jej wdziękowi i subtelnej urodzie trudno było się oprzeć. Dziewczyna była równocześnie krucha i uparta, delikatna i silna. Nie miała jednak łatwego życia. Jedynym żyjącym członkiem jej najbliższej rodziny był brat, Johnny. Chłopak miał talent do wpadania w tarapaty i zdecydowanie za bardzo zafascynował się Hermanosem, gangiem brutalnych przestępców. Ani obawy, ani troska siostry o jego przyszłość nie robiły na Johnnym żadnego wrażenia.

Dymitr był kiedyś żołnierzem, służył w rosyjskich siłach specjalnych. Po tym okresie pozostały mu liczne blizny i garść okropnych wspomnień. Ten groźny i silny mężczyzna o stalowych mięśniach i twardym charakterze był zarazem mądry, opanowany i przezorny, dlatego swoją przyszłość w Houston budował krok po kroku. Na dziewczynę, od której wynajmował mieszkanie, zwrócił uwagę niemal od razu — i natychmiast wiedział, że dla niej jest gotów na wszelkie poświęcenie. Ofiaruje jej przyjaźń, będzie jej obrońcą — słowem, zrobi wszystko, by śliczna Benny zapragnęła go tak, jak on jej, i zrozumiała, że Dymitr jest miłością jej życia.

Szybko się okazało, że kłopoty młodszego brata nie są najpoważniejszym problemem dziewczyny. Ktoś, kto miał władzę i duże pieniądze, potrzebował budynku, w którym mieściła się jej piekarnia. To miejsce było czymś więcej niż biznesem: rodzinnym dziedzictwem, pasją i sposobem na życie. Kiedy więc Benny odrzuciła kolejną propozycję sprzedaży budynku, stało się jasne, że grozi jej straszliwe niebezpieczeństwo, bo nieprzyjaciel nie cofnie się przed niczym. Dymitr o tym wiedział. Ale wiedział też, że Benny jest warta każdego poświęcenia i każdego wysiłku. Dla niej i jej miłości stawiłby czoła wszystkim i wszystkiemu...

Dla takiej miłości warto złapać za rogi samego diabła!

“Dymitr” to drugi tom z serii Jej rosyjski obrońca. Pierwszy tom poświęcony był Iwanowi, którego historia miała zaledwie 128 stron i tak naprawdę nie miała szansy się rozwinąć na tak niewielkiej ilości kartek. Teraz przyszedł czas na Dymitra, którego opowieść jest już dłuższa. Autorka przede wszystkim książkę bardziej dopracowała i rozwinęła. Tu się wszystko działo nieco stopniowo, a akcja nie pędziła na łeb na szyję, choć kilka rzeczy odrobinę działo się za szybko, ale i do tego zaraz przejdę. W tej powieści spotykamy byłego żołnierza i dziewczynę, prowadzącą rodzinną piekarnię. Benita nie miała łatwego i usłanego różami życia. Straciła rodziców i dziadków, ale pozostał jej brat, który stwarzał same problemy. Johnny stał się członkiem gangu Hermanos i nie docierało do niego to, że marnuje sobie życie i ściąga niebezpieczeństwo na siostrę. Natomiast Dymitr to były wojskowy rosyjskich sił specjalnych, który po złych wspomnieniach i wielu ranach i bliznach, nie tylko na duszy postanowił osiąść w nowym miejscu i tam zacząć układać swoje życie na nowo. Padło na Houston, gdzie poznał Benny. Ich znajomość trwała od kilku lat, ale pozostawali na stopie czysto przyjacielskiej, choć w głębi duszy oboje po cichu do siebie wzdychali. Żadne z nich nie chciało wykonać tego pierwszego kroku, ponieważ obawiali się tego, że mogą zniszczyć swoją przyjaźń. Jednak pewna sytuacja pozwoli im wyznać swoje uczucia. 

Benita ma swoje problemy, nie tylko finansowe i te z bratem, ale także do tego wszystkiego doszedł pewien osobnik, który uparcie pragnie kupić budynek, w którym znajduje się jej piekarnia i nie cofnie się dosłownie przed niczym, aby go zdobyć. Dziewczyna ciągle odmawia sprzedaży i zaczyna się bać o swoje bezpieczeństwo.

Czy Dymitr ją obroni przed osobami, które chcą jej zaszkodzić? Czy Johnny się w końcu opamięta?

Muszę przyznać, że fajnie mnie się tę książkę czytało. Jak się do niej dopadłam, to nie potrafiłam jej odłożyć na bok i przez to wszystko zapomniałam pozaznaczać cytatów, które by mi się przydały do recenzji, tak więc tym razem będzie bez :D Styl pisania autorki, jest lekki i spójny, fabuła, jak i akcja, które wymyśliła, były ciekawe, lecz miejscami przewidywalne, dialogi oraz opisy były interesujące, postacie nie były przerysowane i dające się lubić. Zdecydowanie spełnili moje oczekiwania, ponieważ nie byli ciepłymi kluchami. Dymitra polubiłam już na samym początku, bo okazał się człowiekiem pomocnym i bezinteresownym. To mężczyzna z sercem na dłoni i za ukochaną wskoczyłby w ogień. Benita to również bohaterka, którą się lubi od razu, chwała autorce za to, że nie zrobiła z niej lasencji z idealną figurą jak u modelki i wywłoki, która jest perfekcyjna pod każdym względem. Ta dziewczyna była bardzo pracowita, przyjacielska i niechętnie przyjmowała jakąkolwiek pomoc, ponieważ bała się, że ktoś może to odebrać tak, jakby zależało jej na pieniądzach. Oczywiście, jak to w książkach bywa, zawsze musi się znaleźć jakiś zły bohater i w tym przypadku był nim Johnny. Ten gnojek działał mi na nerwy i miałam ochotę złapać go za chabety i nakopać do dupy, żeby się ogarnął, ale i jego zachowanie miało swoje wytłumaczenie, które znajdziecie oczywiście, czytając tę opowieść. Pisarka również w tej części umieściła bohaterów z pierwszego tomu, co było dobrym posunięciem, dlatego że te osoby swoją aurą, idealnie uzupełniały całą książkę.

Mamy tu również zastosowaną naprzepiemienną narrację, do której muszę się niestety przyczepić. Jeśli czytacie moje recenzje, to wiecie, że lubię, kiedy takowa jest zastosowana, ale nie lubię, gdy jest pomieszana. Chodzi mi o to, że punkt widzenia Benity, był napisany w pierwszej osobie, a Dymitra już w trzeciej. Nie rozumiem, po co takie kombinacje. Według mnie powinno się obrać jedną i takiej się trzymać. A i zapomniałabym, jeśli lubicie w książkach sceny seksu, to tutaj tego dostaniecie naprawdę sporo i nawet pojawia się wątek BDSM. Ahhh… ten Dymitr. Te sceny napisane są gorąco i ze smakiem, ale irytowało mnie te ciągłe “och” Benny, która za każdym razem wzdychała tak po kilka razy. Muszę również napomknąć, że ja nie mam nic przeciwko, gdy takie sceny się pojawiają, bo lubię je czytać, jednak w tym przypadku było tego za dużo i napisanie ich zajmowało autorce kilka kartek. Do tego pierwsze zbliżenie głównych bohaterów według mnie, wydarzyło się zbyt szybko. Co do samego zakończenia, to było przewidywalne i takie trochę słodko pierdzące, ale mi to nie przeszkadzało. Mimo wszystko ta lektura mnie się podobała i czytało mi się ją naprawdę fajnie. Czy polecam? Pewnie, że tak, chociażby dlatego, że jest bardziej dopracowana i jest o wiele dłuższa niż historia Iwana i Erin. Teraz pozostaje nam czekać na kolejną książkę, która będzie poświęcona Jurijowi i Lenie. Tam to się chyba będzie działo ! :D

Kasia

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Editio Red.

 




 

 

poniedziałek, 18 stycznia 2021


 

Melanie Moreland

“Aiden”

 

 

“Mogłem być Aidenem, lojalnym przyjacielem Bentleya i Maddoxa. Częścią odnoszącej sukcesy firmy. Szanowanym przez wielu, przez wielu podziwianym. Bogatym i zabawnym człowiekiem, który wszystko ma gdzieś. 

To była świetna przykrywka. Nikt jej nigdy nie przejrzał, by odkryć prawdziwego mnie. 

Tego, którego ukrywałem.”

Aiden, Bentley i Maddox spotkali się na uniwersytecie. Jako że spędzali ze sobą sporo czasu, szybko się polubili - tak narodziła się wielka przyjaźń. Później jednak ich drogi się rozeszły. Aiden stał się kimś, kogo wielu szanowało i podziwiało. Był częścią odnoszącej sukcesy firmy, bogatym i interesującym mężczyzną, który nie przejmował się bzdurami. Tyle że to była maska, za którą skutecznie ukrywał swoją prawdziwą twarz. Straszliwa przeszłość, pełna przemocy i pogardy, odcisnęła na jego sercu i duszy potworne piętno.

Cami miała kuszące ciało i piękne zielone oczy. Ona, jako jedyna kobieta, zdołała przedrzeć się przez skorupę banałów i dostrzec prawdziwego Aidena. Zrozumiała, że przeznaczony jej jest właśnie ten delikatny i poraniony w środku mężczyzna. Jej oczy dostrzegały o wiele więcej, niż on chciał jej pokazać. Aiden uważał, że nigdy nie będzie wystarczająco dobry, by na nią zasłużyć, dlatego postanowił odepchnąć ją i jej uczucia. Ale Cami absolutnie nie miała zamiaru się poddać...

To, że oboje pasują do siebie, widział chyba każdy. I nie chodziło tylko o namiętność. Aiden zdawał sobie sprawę, że nie może żyć bez Cami, ale uznał, że ich związek nie ma przyszłości. Tymczasem ona zdecydowała się walczyć. O niego, o siebie, o ich miłość...

Czy masz dość odwagi, by kochać i trwać?

“Jego uczucia i myśli były tak głęboko ukryte, że można je było dostrzec dopiero wtedy, gdy zajrzało się Aidenowi głęboko w oczy i zobaczyło skrywany ból. W przeciwnym razie trzeba było go takim zaakceptować. Normalnie był silny, pewny siebie, zabawny, ale w środku kryło się coś więcej. Miał zranioną duszę i chociaż chciałam mu pomóc, to jednak wiedziałam, że on najpierw musi mnie o to poprosić. Ale nie byłam pewna, czy kiedykolwiek to zrobi.”

“Aiden” to drugi tom z cyklu Prywatne Imperium. Pamiętam, że jak czytałam pierwszy tom, już wówczas wtedy postać Aidena mnie zaintrygowała i bardzo chciałam poznać jego historię. Nasz główny bohater to jeden ze współwłaścicieli świetnie prosperującej firmy BAM, którą tworzy wraz z przyjaciółmi Bentleyem i Maddoxem, ale jest również ochroniarzem Bentleya. Aiden jest osobą oddaną, lojalną, przyjacielską, zabawną, pomocną, ale w głębi serca cierpi. Przed ludźmi nakłada na siebie maskę, za którą próbuje skutecznie ukryć ból, którego doświadczył. Mężczyzna skrywa okropną przeszłość, która odcisnęła na nim swoje piętno. Dręczą go demony przeszłości, które nie dają mu spokoju. Non stop go nękają i Aiden nie potrafi się oddać tak na sto procent, a o miłości nawet nie chce słyszeć, ponieważ uważa, że na nią nie zasługuje. Jednak wszystko do czasu, kiedy na jego drodze pojawia się Cami, którą skutecznie próbuje odepchnąć. Dziewczyna za wszelką cenę stara się przedrzeć przez mury obronne, którymi się odgrodził Aiden, ale czy jej się to uda? 

Autorka po raz kolejny przedstawiła nam ciekawą historię, którą pochłonęłam jak świeże i jeszcze ciepłe bułeczki. Kiedy zaczynałam czytać tę opowieść, to wiedziałam, że się nie zawiodę. Jestem nawet skłonna przyznać, że ta część podobała mnie się bardziej niż historia Bentleya i Emmy. Jakoś czułam tu więcej emocji i przeżywałam rozterki bohaterów razem z nimi. Myślałam, że przy małym dziecku nie będę miała zbytnio czasu na czytanie, ale kiedy ktoś kocha czytać, to zawsze sobie znajdzie na to czas. W tej książce znajdziemy troszkę humoru, ale jest go zdecydowanie dużo mniej niż w pierwszym tomie. Pojawiają się sceny zbliżeń, które są zmysłowe i nieprzesadzone. Melanie Moreland postawiła na narrację dwuosobową, co jest naprawdę świetnym zabiegiem. Mamy możliwość dowiedzieć się, kim tak naprawdę jest Aiden i Cami, co ukrywają, czego się boją, jakie emocje i uczucia im towarzyszą, a przede wszystkim, co względem siebie czują. Pisarka ma lekki i przyjemny styl pisania, który nie męczy oraz jest zrozumiały. Moreland miała pomysł na akcję i fabułę, które dobrze wykorzystała, niektóre aspekty były przewidywalne, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Co do bohaterów to bardzo ich polubiłam. Oboje są postaciami z krwi i kości, da się ich naprawdę lubić, nie są przerysowani czy sztuczni. Mają swoje uczucia, które czasami ciężko było im okazać, a w szczególności Aidenowi. Mężczyzna naprawdę miał nieciekawą przeszłość, aż się serce ściskało i nie ma, co się dziwić, że był nieufny i nie chciał do siebie za blisko dopuszczać ludzi. Jedynie Bentleyowi i Maddoxowi się udało. Cała trójka naprawdę się wspierała i taka przyjaźń, która ich łączyła, jest po prostu piękna. Podczas czytania nie raz miałam ochotę przyłożyć Aidenowi i chciałam nim potrząsnąć, żeby się ogarnął i otworzył swoje serce. Co do Cami to dziewczyna, jest naprawdę świetna. Jest oddana, przyjacielska, kochająca, troszcząca się o swoich bliskich. Można by rzec, że jest osobą z sercem na dłoni. Wychowała ją starsza siostra, z którą ma wspaniały kontakt. Jest przyjaciółką Emmy, która jest w związku z Bentleyem najlepszym przyjacielem Aidena. Kiedy ta dwójka się poznała, wiedziałam, że będzie to mieszanka wybuchowa.

Naprawdę spędziłam miłe dwa wieczory z tą lekturą, która przeniosła mnie do świata, gdzie nie wszystko jest kolorowe. Gdzie kasa i sodówka nie uderzają do głowy, gdzie przyjaźń jest bardzo ważnym elementem, który trzeba pielęgnować i gdzie miłość czai się za rogiem, tylko trzeba po nią wyciągnąć lekko dłoń. 

Jeśli lubicie książki z samcami alfa, ciętym językiem, zmysłowością i dramą, to ta lektura zdecydowanie jest dla Was. Jak już wcześniej pisałam, wciągnęłam tę opowieść jak ciepłe bułeczki i żałuję, że skończyła się tak szybko. Teraz z niecierpliwością czekam na historię Maddoxa i Dee. Coś czuję, że to też będzie dobre.

Polecam!

Kasia

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Editio Red.



 

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...