środa, 25 maja 2022

 Sophie Lark - „Okrutna bestia”



Bestia pragnie zemsty, ale może się okazać, że jest coś, czego pragnie mocniej.
Mikołaj Wilk kieruje się w życiu tylko jednym drogowskazem – zemstą. Sam wygląda bardziej jak potwór niż człowiek. Tatuaże pokrywają całe jego ciało. Jest niebezpiecznym, doświadczonym gangsterem z wielkimi ambicjami.
Kiedy przed laty przyjechał do Ameryki z Polski ze swoim przybranym ojcem Tymonem, obaj chcieli zbudować mafijne imperium, niszcząc po drodze rywali. Jednak Tymon nie docenił przeciwników. Zapłacił za to najwyższą cenę.
Teraz na placu boju zostali Mikołaj i jego ludzie. Zemsta gotuje się w jego żyłach. Mężczyzna szuka słabości u swoich wrogów, i szybko ją znajduje, a właściwe dostaje „na talerzu”.
Gdy Nessa Griffin przychodzi z przyjaciółmi do klubu, nie ma pojęcia, że właśnie wkroczyła do jaskini lwa. Błyskawicznie zostaje zauważona przez Mikołaja, a w głowie bestii powstaje plan.

„Zbieram okruchy emocji, które we mnie pozostały i chowam je głęboko w swoim sercu. Tylko dzięki sile woli potrafię odmówić sobie odczuwania czegokolwiek. Dosłownie czegokolwiek.
Pozostał mi tylko jeden cel.
Jednak od razu nie mogę go zrealizować. Jeśli spróbuję to zrobić – z pewnością zginę i nie zdołam już niczego osiągnąć.
Zamiast szybkiej zemsty, wybieram oczekiwanie.”

Druga moja styczność z twórczością autorki i cóż... Nie będę ukrywała, że pierwsza część, czyli „Brutalny książę” zrobił na mnie ogromne wrażenie i czytałam ją z zapartym tchem, dlatego gdy tylko w moje ręce trafiła „Okrutna bestia” zabrałam się za nią z ogromnym zapałem i nie wiem, naprawdę nie wiem, co tu się stało. Początek opowiada czas, w którym Mikołaj mieszkał w Polsce i jak to wszystko się zaczęło i jak trafił do mafii, no to powiem szczerze, zrobiło na mnie ogromne wrażenie i stwierdziłam, że jeżeli całość będzie w takim stylu to będzie petarda. Ogólnie cała historia jest fajna, a i autorka ma świetny styl pisania, dlatego powinno się ją przeczytać szybko, ale w tej opowieści czegoś mi zabrakło i męczyłam ją dobrych kilka dni. Zabierałam się do czytania, rozdział – max dwa i odkładałam ją, aby chwilę odsapnąć. W pierwszej części autorka zdobyła moje serce postawą bohaterów, Aida i Callum byli charakterni, mocni i nieprzewidywalni, nie pozwalali sobie wejść na głowę, dostałam sporo humoru, tajemnic i trochę dramy, natomiast w tym przypadku Nessa dla mnie była nudna i słaba, trochę zbyt naiwna, jak na osobę, która wychowuje się w rodzinie mafijnej, była zbyt lekkomyślna i chyba troszkę niedociągnięcie w fabule, że porusza się wszędzie sama, bez ochrony, hm... Tu było dużo więcej mroku, a zbyt mało humoru, a ja głównie dzięki niemu i charakterom bohaterów polubiłam tę serię, już przy pierwszej części. Zdecydowanie dużo dawała tutaj postać Mikołaja, który nadrabiał w całej powieści, podobały mi się jego plany i kombinowanie, aby jak najwięcej zyskać. Podobały mi ich przemyślenia, ale momentami były zbyt obszerne opisy pomieszczeń, które były nużące. Bardzo fajny jest też polski wątek w tej opowieści, który jest na duży plus.

Cała historia ma swoje plusy i minusy, czy mi się ona podobała? I tak i nie, ale po kolejne tomy serii na pewno sięgnę. Liczę na to, że następne części będą bardziej podobne w stylu do „Brutalnego księcia”. Tej dam 6/10 ale tylko ze względu na Mikołaja, który mi się naprawdę podobał. Was zachęcam do tego, abyście zdanie na temat tej opowieści wyrobili sobie sami.

Polecam!

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.


wtorek, 24 maja 2022

 

Melanie Harlow

“Drive me wild”

Griffin jest zrzędliwy, uparty i nieprzystępny. Jego całym światem są drużyna baseballowa, rodzina, przyjaciele i podupadający warsztat samochodowy, który odziedziczył po ojcu.

Blair to młoda kobieta wychowana w bogatym domu, która uciekła od swojej toksycznej rodziny i pragnie rozpocząć życie od nowa. Ma problemy finansowe i zepsuty samochód, nie może liczyć na niczyje wsparcie. Jest jednak pełna optymizmu, tryska dobrym humorem i bez wahania obdarza zaufaniem nowo poznanych ludzi.

Ubrana w suknię balową i tiarę niespodziewanie pojawia się w miasteczku. Jej przybycie natychmiast wywraca do góry nogami uporządkowane życie Griffina. Mechanik udziela bowiem pomocy damie w opałach i proponuje jej, by wprowadziła się do niego na trzy tygodnie, które zajmie naprawa jej samochodu.

Blair przywykła do życia księżniczki, a Griffin zdecydowanie nie przypomina księcia z bajki. Czy między osobami z tak różnych światów może rozwinąć się prawdziwe uczucie?

“Według mnie najlepsze podróże mają wiele zakrętów. Nie odbywają się po prostej drodze. I trzeba być otwartym, by podążać za głosem serca i sprawdzać, dokąd się dotrze.”

Z twórczością autorki spotykam się po raz pierwszy i uważam to spotkanie za jak najbardziej udane :) Gdy zobaczyłam w zapowiedziach okładkę tej książki, byłam do niej sceptycznie nastawiona. Jako okładkowa sroka zawsze zwracam na nie uwagę i w tym przypadku nie podoba mi się model. Zupełnie nie pasuje do mojego obrazu i wyglądu Griffina, który sobie stworzyłam w głowie. Już tak mam, że patrząc na oprawę, wyobrażam sobie, że tak wygląda główny bohater, ale mniejsza z tym. Jednak, kiedy przeczytałam opis i rzuciło mi się w oczy, że bohaterka zjawia się w sukni balowej i z diademem na głowie wiedziałam, że muszę to przeczytać. 

Griffin jest mechanikiem i właścicielem warsztatu samochodowego. To człowiek mądry, pracowity, przyjacielski, ale też bardzo uparty i lubi zrzędzić. Jest singlem i nie planuje tego statusu zmieniać. Kiedyś został skrzywdzony przez kobietę i od tej pory związek dla niego jest niepotrzebny. Jednak, jak to w książkach bywa, w jego życiu pojawia się ona. Blair. Kobieta to bogaczka, która uciekła od rodziców i postanowiła zacząć swoje życie od nowa. Przez przypadek pojawia się w Bellamy Creek, gdzie doznała kraksy samochodowej. A kto jej na ratunek przychodzi? Oczywiście Griffin, ale nie zdradzę Wam, jak się ta historia dalej potoczyła, bo tego się dowiecie, sięgając po “Drive me wild” :)

Fabuła może i jest trochę przewidywalna i cukierkowa, ale fajnie pociągnięta, że nie było czasu na nudę. Zdecydowanie jest to komedia romantyczna, gdzie oprócz gorących scen, znajdują się dramy i dawka śmiechu. Lubię, gdy w książkach nie jest drętwo i można ją czytać z uśmiechem na twarzy. Do tego bohaterzy, którzy swoim zachowaniem sprawiają, że opowieść nabiera różnorodnych barw i zachęca do przewracania kolejnych stron. Bardzo polubiłam Blair, bo była taka po części zabawna, zagubiona i twardo stąpająca po ziemi. Wywodziła się z bogatego domu, a teraz układa sobie życie w inny sposób i codziennie uczy się czegoś nowego. Natomiast Griffin za tą fasadą dupka, ukrywa świetnego faceta. Były sytuacje, kiedy miałam go ochotę kopnąć w cztery litery i nim wstrząsnąć, żeby się wziął w garść i nie marnował życia na żale. Jednak potrzebował czasu, żeby sam do tego dojrzeć i przyznać przed sobą pewne racje, ale czy nie będzie na to za późno? Autorka pisze lekko i spójnie, nie gubi się w wątkach i wprowadza nas do małego miasteczka Bellamy Creek, do którego sama chciałabym pojechać :D W tej opowieści znajdą się również sceny zbliżeń, które nie są przesadzone i nie są ciągnięte na kilkanaście stron. Nie spodziewajcie się tu, nie wiadomo jakiego wybuchu, ale zdecydowanie, gdy będziecie mieli gorszy dzień, ta lektura Wam poprawi nastrój. Teraz z niecierpliwością czekam na drugi tom i coś czuję, że będzie on równie dobry, co ten. Jestem ciekawa, co pisarka wymyśliła dla Cheyenne i Cole’a. 

Cóż, zdecydowanie polecam tę historię, ponieważ przy jej czytaniu bawiłam się świetnie i żałowałam, że tak szybko się skończyła. Jeżeli jesteście ciekawi tej książki i jaką przygodę wymyśliła autorka dla Blair i Griffina, to zdecydowanie ta lektura jest dla Was. Daję jej mocne 8/10.

Kasia

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Niegrzecznym Książkom.






 

 

środa, 18 maja 2022

 Kinga Litkowiec - „Bez zgody”

[Patronat medialny]


Marina Ramirez pragnęła uciec od życia, które zaplanowali dla niej rodzice. Kiedy dowiedziała się o możliwości wzięcia udziału w castingu dla początkujących modelek, uznała, że to jest właśnie szansa od losu, na którą czekała, i bez wahania postanowiła ją wykorzystać.

Jednak piękne wizje potrafią zaślepić. Mroczne przeznaczenie czekające na Marinę było bardzo odległe od obietnicy raju, o którym marzyła dziewczyna. Zamiast tego trafiła prosto do piekła, w którym rządzi bezduszny, pozbawiony skrupułów diabeł. Jego zadanie było przerażająco proste: miał złamać Marinę i stworzyć z niej marionetkę, bezmyślnie wykonującą każdy rozkaz.

Jednak diabeł również miał swoje marzenia…

Wciąż mam jednak nadzieję, że to sen, popaprany koszmar. Przecież takie rzeczy nie dzieją się, to nie te czasy, kiedy istniało niewolnictwo. Jeśli nawet kogoś dalej to kręci, na pewno znalazłyby się kobiety, które miałyby podobne fantazje. Ja do takich nie należę. Muszę się stąd wydostać.”

Książki Kingi bardzo lubię i zawsze po nie chętnie sięgam, dlatego, gdy otrzymałyśmy propozycję objęcia patronatem „Bez zgody”, wzięliśmy ją bez żadnego wahania. Jako pierwsza przeczytała ją Kasia, ja dopiero niedawno, dlatego piszę recenzję. Okładka prezentuje się obłędnie, opis jest bardzo intrygujący, no i kilkukrotnie w komentarzach na facebooku mignęło mi porównanie do mojej kochanej trylogii „Łez Tess” od Pepper Winters, kto czytał tę serię, wie, że jest to dość mocny dark erotyk, a ja takie klimaty po prostu uwielbiam. Z drugiej kolejne komentarze i nawiązania do „365 dni”, których jeszcze nie czytałam, ale słyszałam, że są mega słabe. Przez takie porównania, niestety, ale pojawiły się mieszane uczucia. Kinga znana jest z tego, że lubi zaskakiwać, dlatego nie do końca wiedziałam, czego się mogę spodziewać. Nastawiłam się na mocną książkę, przy której wyskoczę z butów i no cóż, dostałam bardzo dobrą książkę, ale nie aż tak dark, jak się spodziewałam. Porównania do Tess są zdecydowanie nie na miejscu. Otrzymujemy tu dość mroczny romans, który jest dość schematyczny, ale mi to w żadnym razie nie przeszkadzało. Mamy dwie przyjaciółki, które chcą się wyrwać spod kontroli i nakazów rodziców, znajdują ogłoszenie z castingiem dla modelek, obie bohaterki bardzo naiwne, nie zwróciły uwagi na to, że jest jakiś haczyk, już przy samym podpisaniu kontraktu i zachowaniu „organizatorów” powinny dopatrzyć się, że coś jest nie halo. Ale brnęły dalej w ten świat, chociaż stawał się on coraz bardziej mroczny i porąbany. Dziewczyna zostaje odurzona i trafia do miejsca, w którym zostanie nauczona, jak być uległą. Podobało mi się to, jak autorka przedstawiła okres szkolenia Mariny, tu dziewczyna dała się poznać z troszkę lepszej, cwańszej strony, chociaż nadal była naiwna. Nadrabiał tu na pewno Ian, który swoją postawą z jednej strony brutalną, z drugiej łagodną i opiekuńczą zdobył moje serce, brakowało mi trochę jego punktu wiedzenia, ponieważ od samego początku byłam ciekawa, co siedzi w jego głowie, a tych kilka wstawek pozostawiło we mnie niedosyt.

Najnowsza książka Kingi Litkowiec to historia, która bez wątpienia jest dość brutalna i mroczna, może być przede wszystkim ostrzeżeniem, aby zanim się cokolwiek podpisze sprawdzić kilka razy co, aby nie wpakować się w niezłe tarapaty. Autorka w idealny sposób przedstawiła, jak można manipulować człowiekiem i wyszkolić na uległą idealną, jednak czy można kogoś całkowicie pozbawić osobowości i charakteru? Ja bawiłam się podczas czytania świetnie i was zachęcam do przeczytania. Daję jej zdecydowane 7/10!

Polecam!

Paula

Za możliwość przeczytania książki i objęcia patronatem dziękuję autorce oraz Niegrzecznym Książkom.


wtorek, 17 maja 2022

 

Joanna Balicka

“Pożyczony narzeczony”

Życie Laury Stone wydaje się idealnie poukładane. Szaloną i pełną wybryków przeszłość kobieta zostawiła za sobą. Jednak nagle wszystko się komplikuje, gdy narzeczony z nią zrywa, a ona zostaje postawiona w sytuacji bez wyjścia. Kobieta nie może pozwolić na to, by zepsuć rodzinne przyjęcie, nie przybywając na nie z ukochanym.


Z pomocą przychodzi jej przyjaciółka Naomi. Proponuje Laurze, aby ta pojechała na rodzinne spotkanie z jej partnerem. Jakby pomysł nie wydawał się za mało absurdalny, to tym mężczyzną jest Aaron Colder, który wielokrotnie upokarzał Laurę, kiedy chodzili razem do szkoły.


Aaron i Laura zgadzają się wziąć udział w tym przedstawieniu. Od nienawiści do miłości jest jeden krok i dlatego od tej pory już nic nie pójdzie tak, jak sobie zaplanowali. 


“Ktoś powiedział, że życie jest jak fortepian. Białe klawisze reprezentują szczęście, a czarne smutek.”


To moje pierwsze spotkanie z autorką, chociaż wiem, że na swoim koncie ma już wydanych kilka pozycji. Do przeczytania “Pożyczonego narzeczonego” zachęcił mnie opis. Niby banalny pomysł, ale jeśli autorka ma wyobraźnię, to mogła pociągnąć ten temat fajnie. Tak sobie oczywiście pomyślałam i zdecydowałam, że chętnie zrecenzuję tę opowieść. Mamy tu historię Laury, która musi pojawić się na spotkaniu rodzinnym, na którym nie chce się pojawić w pojedynkę. Sęk w tym, że naopowiadała im, że ma narzeczonego. W sumie miała, ale ją rzucił. Na pomoc przychodzi jej przyjaciółka, która proponuje jej, żeby wzięła ze sobą jej partnera. Dojdzie do tego teatrzyku, ale nie będę Wam niż już więcej zdradzać. Podałam Wam taki niewielki zarys fabuły, a resztę sobie doczytacie, jeśli będziecie mieli chęci.


Może przejdę teraz do moich odczuć. No i tu zaczynają się schody, ponieważ ta książka zupełnie mi się nie podobała. Niby pomysł na fabułę był, ale nie odpowiadało mi przedstawienie tej historii. Miała wyjść komedia romantyczna z wątkiem hate/love, a wyszło przedrzeźnianie się bohaterów, jaki dzieci w przedszkolu. Bohaterzy byli głupi, irytujący i strasznie mnie wkurzali. Nie polubiłam ani Aarona, ani Laury. Przeszkadzały mi także opisy, które nic nie wnosiły do fabuły. W ogóle się nie zaśmiałam, bo żadna sytuacja tu zawarta mnie nie rozśmieszyła. Ja nie jestem wymagającym czytelnikiem, ale jeśli książka nie wciągnie mnie od pierwszej kartki, to zostaje już tak do końca. 


Autorka pisze lekko, ale niestety mnie nie porwała. W ogóle zauważyłam pewne niedociągnięcia tej historii, co bardzo mnie zastanawiało. Główny bohater ma pewną przeszłość z Laurą, ale nie będę Wam tego opowiadać. Jednak zastanawia mnie jedno, bo Laura ma przyjaciółkę i jej facetem jest właśnie Aaron. Hmmm… Przyjaźnią się i przyjaciółka nie zna faceta swojej kumpeli, z którym to ma się ochajtać? Heloł… Jak to możliwe? Za to jej przyjaciółka znała jej faceta. Zaskoczona jestem, że redakcja tego nie wyłapała, bo uważam, że to jest istotny szczegół. Było więcej niedociągnięć, ale nie będę tu przytaczała każdego.


No cóż, ta historia nie wpisała się w moje gusta czytelnicze i niestety jej nie polecam. Bohaterzy zamiast być dojrzalsi byli kapryśni i dziecinni, przez co psuło mi to chęć do czytania. Jednak sami zdecydujcie, czy macie ochotę sięgnąć po tę lekturę. Oceniam ją 3/10.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu. 

 

 

 

 

poniedziałek, 16 maja 2022

 

Whitney G.

“Twój Carter”

Carter i Arizona przyjaźnią się od czwartej klasy podstawówki. A może od piątej? To kwestia sporna. W dzieciństwie byli największymi wrogami, a ich relacja zaczęła się od dokuczania sobie na szkolnych korytarzach. Dziś on jest kobieciarzem, który nie musi się zbytnio starać, żeby zaciągać kobiety do łóżka. Ona prowadzi arkusz kalkulacyjny mający pomóc jej podjąć decyzję, czy to odpowiedni moment, żeby przenieść znajomość z chłopakiem na „kolejny poziom”. Są nierozłączni, oczywiście poza sypialnią. Nigdy nie było między nimi przyciągania. Do czasu…

 

“Niektórzy ludzie wchodzą do naszego życia tylko z jakiegoś powodu, niektórzy są na jakiś czas, a niektórzy na całe życie.” 


Twórczość autorki jest mi dobrze znana, ponieważ przeczytałam wszystkie jej książki, które zagościły na polskim rynku wydawniczym. Zdecydowanie lubię jej pióro i z chęcią sięgam po jej historie. Tym razem w moje rączki wpadła opowieść “Twój Carter”, która opowiada losy Arizony i tytułowego Cartera. Ta dwójka przyjaźniła się od czwartej klasy podstawówki i ta więź była naprawdę mocna. Jednak w pewnym momencie coś się wydarza, co może zachwiać ich relacją. Czy przyjaźń z płcią przeciwną ma szansę na powodzenie? A co, jeśli w pewnym momencie zaczną pojawiać się uczucia?


Celowo nie zdradzam Wam nic z książki, żeby nie psuć Wam czytania. Jednak wracając do moich odczuć, to książka mi się podobała, ale gdzieś tak dopiero od setnej strony. Początek trochę mnie nudził i nie działo się nic ciekawego, aczkolwiek później historia przybiera lepszy obraz i nabiera tempa. Co prawda fabuła jest bardzo przewidywalna i z łatwością można się domyślić niektórych wątków i zakończenia, ale i tak mi się podobała. Została fajnie pociągnięta i podobało mi się, jak autorka kierowała losami bohaterów. Przyjaźń, która łączyła Ari i Cartera była naprawdę piękna. Mogli ze sobą rozmawiać o wszystkim i gdyby było trzeba, to wskoczyliby za sobą w ogień. Taka przyjaźń to prawdziwy skarb i nie zdarza się zbyt często. Są fajnymi bohaterami i miło było śledzić ich przygodę. Polubiłam ich i poczułam z nimi więź.


Książka w skali levelu hot została oceniona na dwie z pięciu gwiazdek i jest to jak najbardziej słuszna ocena. Były sceny zbliżeń, ale krótkie i zmysłowe. Autorka pisze lekko i spójnie, przez co kartki między palcami przelatują szybciutko. Fajnym zabiegiem było pokazanie teraźniejszości, jak i cofanie się do czasów szkolnych. Mogliśmy zaobserwować, jak relacja Ari i Cartera się rozwijała. Oczywiście zastosowana została tu także narracja dwutorowa, która dopełnia wartość książki. Mamy tu też postacie poboczne, które dodały swoją cegiełkę do całości, dzięki czemu było ciekawiej.


W całym rozrachunku polecam Wam tę książkę, bo jest miłą odskocznią od romansów mafijnych, których przeczytałam zbyt dużo w ostatnim czasie. Nie wymaga ona, nie wiadomo jakiego skupienia od czytelnika, ale jest idealnym odmóżdżaczem na leniwe wieczory przy lampce wina :) Oceniam tę historię 7/10.


 Jeszcze tak na koniec chciałabym coś dodać. Na samym początku napisałam takie pytanie: “Czy przyjaźń z płcią przeciwną ma szansę na powodzenie?” Jak Wy uważacie? Czy według Was jest to możliwe? Jestem ciekawa Waszych odpowiedzi i mam nadzieję, że się ze mną nimi podzielicie :)


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Niegrzecznym Książkom.

 

 

poniedziałek, 9 maja 2022

 

Kennedy Ryan

“Twórczyni królów”

Urodzony, by rządzić. Wychowany, by dominować. Karmiony bezwzględnością i ambicjami.


W świecie, w którym liczą się zyski, moja rodzina posiada dosłownie wszystko, lecz ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Skłócony z ojcem podążam własną drogą, przez co staję się czarną owcą. Jestem zdeterminowany, by stworzyć własne imperium. Mam swoje zasady, ale Lennix Hunter stanowi wyjątek od każdej z nich. Od chwili naszego spotkania coś iskrzy między nami. Problem w tym, że moja rodzina okradała jej rodzinę, a mój ojciec jest człowiekiem, którego Lennix nienawidzi najbardziej na świecie. Kłamałem, żeby ją zdobyć, i zrobiłbym wszystko, aby ją zatrzymać. A choć ona próbuje ode mnie uciec, nie potrafi zignorować nieubłaganego magnetyzmu, który nas do siebie przyciąga. 


Do tego tytułu zabierałam się już kilka razy, ale za każdym razem, gdy trzymałam w rękach książkę, to od razu ją odkładałam. Nie wiem, czemu tak się działo, ale kompletnie nie miałam zapału, żeby się za nią zabrać. Być może to przez okładkę, która mi się nie podoba i jest brzydka. Ostatnio wróciła do mnie jako taka passa na czytanie, więc z niej korzystam i postanowiłam się w końcu przemóc i sięgnąć po tę historię. Szczerze mówiąc, to nie wiem, co o niej myśleć. Niby mi się podobała, ale z drugiej strony, nie jestem stuprocentowo usatysfakcjonowana. Mamy tu wszystko, czego potrzeba od dobrej książki, czyli fajnych bohaterów, dobrą fabułę, klimat i poruszane różne tematy, w tym polityczne. Jednak czegoś mi zabrakło, ale trudno mi sprecyzować, co konkretnie.


Książka podzielona jest na trzy części i jest pisana z dwóch perspektyw Maxima oraz Lennix. Co do naszych bohaterów, to bardzo ich polubiłam. Są mocni, zdecydowani i podążają swoją drogą. Nie lubię ciepłych kluch i z pewnością Lennix ani Maxim tacy nie byli. Ogólnie dużo tu się dzieje i nie ma czasu na nudę. Akcja prowadzona jest z dynamizmem i autorka dobrze wiedziała, co chce przekazać czytelnikowi. Jej pióro jest przyjemne w odbiorze, przez co czytało mi się naprawdę dobrze. Mamy tu także opisany romans pomiędzy bohaterami, który był dawkowany z umiarem. Jedyne, do czego mogę się przyczepić to tytuł, który śmiesznie brzmi po polsku. Uważam, że anglojęzyczny tytuł “Kingmaker”, brzmiałby dużo lepiej.


Mimo tego, że czegoś mi w tej historii zabrakło, to i tak uważam, że ta książka jest fajna i można ją na spokojnie przeczytać. Będzie też kontynuacja, to warto zapoznać się już teraz z tym tytułem. 

Polecam i oceniam tę lekturę 7/10.


Kasia


Ze egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Papierówka.

 

 

 



 

 

Liliana Więcek

“Czarne i białe”

Maja Goclon przekonała się na własnej skórze, że twarde obyczaje nie zniknęły ze współczesnej rzeczywistości, szczególnie wśród górali. Ojciec najchętniej wybrałby jej męża, podarował jeden z rodzinnych pensjonatów i czekał na wnuki. Ale tak naprawdę zawsze miał dwa zarzuty: nie urodziła się chłopcem i chciała zdobywać wykształcenie.


Dziewczyna jest samotna we własnej rodzinie. Wszyscy są przeciwko niej. Kiedy ojciec, żeby ją ukarać, odbiera jej pensjonat, który ciężką pracą postawiła na nogi, Maja pragnie wyjechać w siną dal.


Jednak coś każe Mai zostać w górach. Teraz dostaje od ojca marny, zapuszczony pensjonacik „Jagoda” w Nędzówce. Musi zaczynać od zera. Co gorsza, do jej drzwi zapuka nietypowy turysta, a właściwie cała zgraja nietypowych turystów: mafiosów z niebezpiecznym zabójcą z Florydy na czele. 


“Każdy czło­wiek po­sia­da wła­sną skalę tra­ge­dii. Dla jed­ne­go bę­dzie to więd­ną­cy stor­czyk na oknie, a dla dru­gie­go więd­ną­ce życie ludz­kie.” 


Kolejny debiut za mną, ale z przykrością muszę stwierdzić, że niezbyt udany. Okładka, jak i opis książki były naprawdę zachęcające, ale niestety środek już taki nie był. Z tyłu okładki na czerwono znajduje się polecenie, że będzie się można śmiać, płakać i że będzie gorąco. Czyżby? Ja jakoś tego nie doświadczyłam. Fabuła może i jakaś była, ale kompletnie mnie nie porwała. Była po prostu nudna jak flaki z olejem. Jak nigdy bardzo ciężko było mi się wkręcić w tę historię. Czytałam po kilka kartek i odkładałam. Książka zbiera dobre opinie i super, no ale mnie do siebie nie przekonała.


Główni bohaterzy byli tacy bezpłciowi i w ogóle nie czułam od nich żadnej chemii. Sama nie doświadczyłam z nimi więzi, przez co byli mi obojętni. Rzadko kiedy się zdarza, żeby tak było. Być może to tylko ja takie wrażenie odbieram albo są i inni, którzy podzielają moje zdanie. Bardzo nie lubię, gdy w książkach jest dużo opisów, które nie wnoszą nic ważnego do fabuły. Tutaj niestety tak było. Odniosłam wrażenie, że autorka specjalnie przeciągała niektóre wątki, żeby zapełnić strony. Mnie nie interesuje opis przyrody, krajobrazu, czy innych podobnych rzeczy. Ja chcę dostać opowieść z walnięciem, gdzie powiem sama do siebie: “Cholera, ale to było dobre”. Cóż, marzenia ściętej głowy. Na jakąkolwiek akcję trzeba było czekać wieczność, co jest kolejnym minusem. Przeszkadzał mi także język góralski lub może zwroty, bo wybijało mnie to z czytania.


Ogólnie pióro autorki nie jest ciężkie w odbiorze, ale to jednak za mało, żeby stworzyć coś ciekawego, co pochłonie nas już od pierwszej strony. Do tego mamy tu także wątek mafijny… Jeny, jak ja nie lubię, gdy go prawie w książkach nie ma, a powinien być. W końcu to książka z tym wątkiem i jak zwykle został on potraktowany po macoszemu :(


Niestety nie sięgnę po drugą część, ponieważ na tej kompletnie się zawiodłam. Szkoda, bo liczyłam na coś ekstra. Tym bardziej że akcja dzieje się w polskich górach. No, ale trudno się mówi.

 Nie polecam, ale to Wy zdecydujcie, czy chcecie po tę lekturę sięgnąć.

Z przykrością oceniam ją 3/10 :(


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu.

 

 

 

 

 

Vi Keeland

“Nie dla mnie”

Dwa lata po rozwodzie Valentine na portalu randkowym poznaje Forda.


Jest mądry, przystojny, bogaty i… młody. Zdaniem Val, zdecydowanie za młody. Ale przecież pożądanie nie zna się na matematyce i nie liczy lat.


Rozśmieszał ją i był cudowny, ale z powodu jego wieku była nieugięta – mogli być co najwyżej przyjaciółmi. Ostatecznie jednak, po wymianie wielu wiadomości, Val zgadza się na jedną jedyną randkę – jej pierwszą po trwającym dwadzieścia lat małżeństwie z ukochanym poznanym jeszcze w liceum. Wiedziała, że nic z tego nie będzie, ale była tak bardzo ciekawa Forda… 


“Pora zmienić podejście, Val. Wiek powinien być liczony latami, które nam zostały. Patrzmy w przyszłość, a nie wstecz.”


Twórczość Vi Keeland jest mi dobrze znana i po jej książki sięgam w ciemno. Już jakiś czas temu dostałam do recenzji egzemplarz “Nie dla mnie”, który musiał odleżeć swoje na mojej półce. Nie było to spowodowane, tym, że nie miałam na nią ochoty, ale dlatego, że dopadła mnie niemoc czytelnicza i nie chciałam niesprawiedliwie jej ocenić. Wreszcie nastał czas, by po nią sięgnąć i tak też zrobiłam. Fajna oprawa i ciekawy opis jeszcze bardziej mnie zachęciły do czytania. Do tego różnica wieku… Powiem Wam szczerze, że to kolejna udana opowieść spod pióra autorki. Uwielbiałam głównych bohaterów, a w szczególności Forda, który mimo swoich dwudziestu pięciu lat ma głowę na karku i jest bardzo mądrym człowiekiem. Valentina też była fajną babką, którą polubiłam. Była starsza od Forda o dwanaście lat i miała troszkę inne rozumowanie niż Ford. Była pomocna, uczynna i przede wszystkim była świetną przyjaciółką. Jedyne, co mi w niej przeszkadzało to, to że strasznie broniła się przed jakąkolwiek relacją z Fordem. I pozwolę sobie od razu wspomnieć, że właśnie ta relacja między nimi ciągnęła się za długo. Lubię zabawy w kotka i myszkę, jednak tu mi to przeszkadzało. Po przeczytaniu ponad dwustu stron myślałam, że do końca książki, będą tak za sobą latać. W sumie to Ford latał, a chemia bijąca od nich, była wyczuwalna z daleka. Wręcz parzyła. To jest taki jeden minusik, który mnie odrobinę nużył. Co do postaci drugoplanowych, to polubiłam przyjaciółkę Valentiny - Eve. Ta baba miała jaja. Serio. Wywoływała we mnie duże pokłady śmiechu. Natomiast nie polubiłam siostry Forda - Belli. Rozumiem, że przeżyli tragedię, ale powinna wyciągnąć głowę z tyłka i podziękować za wszystko bratu, a nie jeszcze się stawiała, rozwydrzona gówniara.


Ogólnie pomysł na fabułę był ciekawy i fajnie pociągnięty. Niektóre teksty mnie rozbawiały do łez. Vi Keeland ma to do siebie, że w swoje opowieści zawsze wplata humor, który występuję w odpowiednich miejscach i jest dawkowany z umiarem. Jest narracja dwutorowa, co zawsze jest fajnym zabiegiem w książkach, są rozterki bohaterów, jest drama i są tajemnice. Czyż to nie idealny przepis na książkę? Naprawdę uwielbiam pióro tej autorki i raczej nigdy mnie jej twórczość nie zawiedzie. 


Reasumując “Nie dla mnie” to kolejna udana pozycja od Vi Keeland. Jeżeli szukacie lekkiej lektury na wiosenny wieczór, to z czystym sercem polecam Wam tę książkę. Dajcie się porwać do świata Valentiny i Forda. Sprawdźcie, czy różnica wieku może zaprzepaścić coś, co się między bohaterami zaczyna rodzić. Powiedzcie mi, czy Wam przeszkadza duża różnica wieku? A może to są dla Was nic nie znaczące cyfry, a kierujecie się uczuciem?

Oceniam książkę 7/10.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Niegrzecznym Książkom.

 

 

czwartek, 5 maja 2022

 Ana Rose - „Grzeszni 2. Buntownik”



Milton, odwieczny wróg Huntera, staje się jednym z jego przyjaciół. Niestety, między bohaterami ponownie staje kobieta, siostra Huntera. Milton ma dylemat – czy ryzykować świetne relacje z dawnym wrogiem, czy też oddać się uczuciu, które rozwija się pomiędzy nim a Arią? Żadne z tych rozwiązań nie wydaje się być dobre.

Aria również mierzy się z myślami i uczuciami. Zostaje postawiona przed wyborem między dwoma pociągającymi ją mężczyznami. Nie wie, co ma zrobić – wybrać Asha, w którym podkochuje się od najmłodszych lat, czy też Miltona, do którego dopiero zaczyna coś czuć?


"Ja chcę dziewczyny odpornej na mój urok, której nie będzie tak łatwo zdobyć. Czasem te najtrudniejsze do zdobycia są najwięcej warte."

Nie jestem w stanie opisać słowami, jak bardzo czekałam na tę opowieść, momentami już miałam wrażenie, że się po prostu nie doczekam. Wiem, że autorka miała przerwę w pisaniu dość sporą, jednak po cichu liczyłam, że troszkę szybciej coś od niej dostanę, no ale cóż, cierpliwie czekałam i oto nareszcie mam! Mojego ukochanego buntownika! Pierwszy tom podobał mi się bardzo, pochłonęłam go szybciutko i marzyłam o tym, aby kolejna część była utrzymana na tym samym poziomie, miałam co do tego obawy, przez to, że autorka miała tak długi przestój i myślałam, że może po prostu nie dać rady. Gdy tylko dojechała do mnie przesyłka od wydawcy, uśmiech miałam chyba dookoła głowy, ponieważ twórczość autorki znam doskonale i bardzo lubię, dlatego nie zwlekałam zbyt długo z czytaniem i gdy tylko ogarnęłam to, co miałam zaplanowane, z zapałem zabrałam się za mojego ukochanego Miltona. Jak wyszła ta powieść? Czy spełniła moje oczekiwania? No cóż mogę powiedzieć... zdecydowanie tak. Historia była lekka, przyjemna, ale nie nudna, chociaż nie ukrywam, że było kilka momentów, w których troszkę mi tych emocji zabrakło i wkurzało mnie zachowanie głównej bohaterki, którą naprawdę miałam ochotę zdzielić po pysku. Miltona po prostu uwielbiam i przy nim zawsze mocniej biło moje serduszko, uroczy, opiekuńczy i zawsze pomocny, chociaż było kilka chwil słabości, w których sama miałam ochotę na niego nawrzeszczeć, czasami był dla mnie zbyt niezdecydowany. Autorka ma bardzo lekki i przyjemny styl pisania, dzięki czemu jej książki czyta się bardzo szybko i spędza się miło czas. Ja dostałam w tej opowieści wszystko to, co w tego typu powieściach uwielbiam, nie było tu mega dramy, która ciągnęłaby się przez kilkadziesiąt stron, relacja bohaterów była dość skomplikowana, ale nie przesadzona, było trochę tajemnic, niedopowiedzeń i oczywiście osób trzecich, które podkładają kłody pod nogi, czego tak naprawdę chcieć więcej? No tak wspaniałego uczucia i właściwie mogę zadać wam pytanie, jak uważacie, czy warto wejść dwa razy do tej samej rzeki i dać jej drugą szansę? Na tym zakończę, ponieważ uważam, że powrót autorki jest zdecydowanie udany i jeżeli poznaliście już twórczość Any Rose, to z tej powieści na pewno będziecie zadowoleni, ja otrzymałam od niej wszystko to, na co liczyłam, poza tymi dwoma maleńkimi minusikami. Was gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę powieść, ja daję jej zdecydowane 7/10! Polecam!

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Grzesznym Książkom.

środa, 4 maja 2022

 

Agata Sobczak

“W rytmie nienawiści”

Alvaro i Malia od początku pałają do siebie niechęcią. Kiedy okazuje się, że dziewczyna ma grać jako support koncertami jego zespołu, chłopak dokłada wszelkich starań, żeby ją do tego zniechęcić. Prawie mu się to udaje, ale Dylan – perkusista przekonuje ją, że to zły pomysł. Agenci Dylana i Malii widzą okazję, do zarobienia dodatkowych pieniędzy. Dla rozgłosu Malia i Dylan są zmuszeni udawać parę. Czym to się skończy? Jak życie "na pokaz" wpłynie na prawdziwe uczucia dwojga młodych ludzi?


“Muzyka to nie tylko radość i zabawa, to także gwałtowne emocje i cała gama uczuć, od miłości do nienawiści…”


Z twórczością Agaty Sobczak miałam już przyjemność się spotkać. Tym razem w moje ręce wpadła jej kolejna książka, którą jest “W rytmie nienawiści”. Autorka w opowieści poszła w wątek muzyczny i ja osobiście takie historie lubię. Jednak w tym przypadku coś tu poszło nie tak. Niby pomysł na fabułę był, ale mnie do siebie nie przekonał. Być może to przez to, że język, jakim napisana jest ta lektura, jest taki nastoletni i ciężko mi było się wkręcić.


Bohaterzy są bardzo dziecinni, a w szczególności Malia i te jej gówniarskie odzywki na poziomie gimnazjum. Tak mnie, to irytowało, że miałam ochotę ją w łeb palnąć. Przewracałam tylko oczami i traciłam zapał do czytania. Natomiast Alvaro, to też dziwny typ, który działał mi na nerwy. Nie polubiłam się niestety z nimi. Według mnie ta historia nie posiada w sobie żadnych emocji i jest bezbarwna. Pomysł na książkę był, ale niestety słabo przedstawiony. 


Bardzo przykro jest mi pisać taką opinię, ale strasznie się wynudziłam podczas czytania. Jedyny plus w tym, że szybko się czytało i w kilka godzin książkę ogarnęłam. Okładka, jak i tematyka tej opowieści są fajne, ale mnie środek nie kupił. Odnosiłam wrażenie, że książka została napisana na szybko. Być może jest ona skierowana do młodszych odbiorców i według mnie, powinna zostać oznaczona, jako Young Adult.


Nie będę się więcej rozpisywać na temat tej opowieści, bo i tak nie napisze nic pozytywnego. Ja jej nie polecam, ale to Wam zostawiam wybór, czy sięgniecie po tę książkę. 

Oceniam ją 4/10 i to tylko, dlatego że wcześniejsze pozycje książkowe autorki, były dużo lepsze. Ta niestety jest najsłabsza w jej dorobku wydawniczym.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu AKURAT.

 

 

 

Wiktoria Lange

“Fałszywa narzeczona”

Olivia Lee właśnie straciła posadę kelnerki i musi pilnie poszukać nowej pracy, bo grozi jej powrót do rodzinnego domu z podkulonym ogonem.


Załamana swoją sytuacją postanawia znaleźć pocieszenie u kuzynki. Będąc na ulicy, zauważa samochód, przy którym stoi taksówkarz. Olivia bez pytania wsiada do pojazdu i prosi o transport. Tymczasem facet, którego wzięła za taksówkarza, wcale nim nie jest. Okazuje się, że to nikt inny jak młody milioner Conor Miller.


Wymiana zdań pomiędzy nimi kończy się awanturą. Jednak tych dwoje spotyka się po raz drugi, kiedy Olivia powoduje kolizję drogową. Po tym zdarzeniu w głowie mężczyzny formułuje się plan. Jego ojciec od dawna szantażuje go, że jeżeli nie znajdzie partnerki, nie przepisze na niego połowy udziałów w firmie. Conor zaczyna myśleć, że dwukrotne spotkanie z Olivią nie mogło być przypadkiem.


Wkrótce podpisują umowę. Olivia co miesiąc będzie dostawała pieniądze w zamian za udawanie narzeczonej Conora, więc nie musi szukać nowej pracy. Ale czy faktycznie wszystko da się tak skrupulatnie zaplanować? 


“Miłość wymaga nie tylko poświęceń, ale i czasu. Czas jest lekarstwem na to, by przyzwyczaić się do uczuć kumulujących się w naszym sercu i dać im szansę.” 


Ostatnio na rynku wydawniczym pojawia się wiele debiutów i ja niestety natrafiałam na te niezbyt udane. Do przeczytania “Fałszywej narzeczonej” zbierałam się dosyć długo, bo bałam się, że po raz kolejny zostanę rozczarowana. Jak było w tym przypadku? Nie było najgorzej, ale też nie było jakiegoś efektu wow. Książka jest na jeden raz, do której się więcej nie powróci. Na samym początku zbytnio mi się fabuła dłużyła i przewracałam oczami, bo byłam pewna, że czeka mnie powtórka z rozrywki. Po części tak było, chociaż w tym przypadku, czytało mi się dużo lepiej i wątki nie były rozwijane na szybko. 


Co prawda autorka dopiero debiutuje, ale musi popracować nad językiem. Niektóre odzywki, dialogi i sytuacje były nazbyt dziecinne, jak u dzieciaków z gimnazjum, ale można to wybaczyć i przymknąć na to oko, bo dziewczyna dopiero zaczyna swoją przygodę w tym pisarskim świecie. Czego zabrakło mi najbardziej w tej historii? Były to emocje. Zawsze na nie zwracam uwagę, bo one są dla mnie bardzo ważne, dzięki czemu historia nabiera barwności. Bohaterzy też jakoś zbytnio nie zostali dopracowani, a w szczególności irytująca Olivia, którą chciałoby się potrząsnąć. Natomiast Conora nawet polubiłam. Podobało mi się, że dużą wartość miała dla niego rodzina. Mężczyzna miał trudną przeszłość, która się za nim ciągnie i nie pozwalała mu normalnie funkcjonować. Jednakże czasami był taki bezpłciowy i nie czułam z nim żadnej więzi.


Ogólnie fabuła jest oklepana i niczym się nie wyróżnia, ale da się książkę przeczytać. Mimo że miejscami nudzi, to nie jest tak źle, jak w przypadku innych propozycji, które czytałam i nisko oceniłam. Pod koniec tej historii akcja nabiera tempa, jednak zakończenie mi się nie podobało :D Pewnie wszystko się wyjaśni w kolejnym tomie :)


Reasumując “Fałszywa narzeczona” to pozycja, która niczym nie zaskakuje i ma się ochotę powiedzieć, “ale to już było”, aczkolwiek czyta się dosyć szybko i coś tam się w książce dzieje. Czy polecam? Sama nie wiem. Standardowo zachęcam Was do wyrobienia sobie własnej opinii.

Oceniam książkę 4/10.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu.

 

 

 

 

 

Natalia Kulpińska

“Niebezpieczny kochanek”

Dwudziestodziewięcioletnia warszawianka, Marta Wilk, wiedzie szczęśliwe, spełnione życie. Ma wspaniałego męża i własną firmę, która przynosi spore zyski, więc wszystko wydaje się układać jak najlepiej. Jednak pewnego dnia małżonek oznajmia, że chce rozwodu.


Kobieta szybko otrząsa się z szoku, kiedy okazuje się, że świat, w jakim żyła, zdecydowanie nie był idealny. Ociera łzy i próbuje zrozumieć nową sytuację, w której się znalazła. Dowiaduje się, że mąż sypiał z jej przyjaciółką i od lat ją oszukiwał. Teraz jedyne, o czym marzy Marta, to zemsta.


Wychodząc od prawnika, kobieta zderza się z nieznajomym mężczyzną. Nie zdaje sobie sprawy, że ten przypadek zamieni jej codzienność w prawdziwy rollercoaster. W końcu wpadła na ulicy na gangstera, z którym łączy ją więcej, niż myśli. 


“Nie zawsze to, co rozwija się długo, potrafi długo przetrwać. Nie zawsze kilkudniowe znajomości kończą się równie szybko, jak się zaczęły. Nie zawsze też to, co inni uważają za moralne i prawe, takie właśnie jest” 


Bardzo nie lubię pisać negatywnych opinii, jest to naprawdę dla mnie istna katorga, ale nie mam zamiaru mydlić nikomu oczu, że coś jest świetne i wspaniałe, gdy takie nie jest. Do przeczytania “Niebezpiecznego kochanka” zbierałam się dosyć długo, ale w końcu postanowiłam książkę przeczytać. Już od pierwszych kilku słów byłam zawiedziona, ponieważ ta historia jest napisana znienawidzoną przeze mnie narracją trzecioosobową. Jednak nie skreśliłam tej opowieści i postanowiłam czytać dalej, bo czasami jest tak, że, jak jest ciekawa fabuła, to przymknie się oko na narrację. Cóż, niestety tak nie było. Strasznie się męczyłam podczas czytania tych 349 stron i nie mogłam się w ogóle wkręcić w tę książkę. Opis był dosyć ciekawy, dlatego postanowiłam wziąć tę pozycję do recenzji, ale żałuję. Nie wymagam, od lektur nie wiadomo czego, ale musi być dla mnie wszystko spójnie napisane, a w tym przypadku tego w ogóle nie było.


Z przodu okładki mamy napis: “Rosyjski gangster, zdradzający mąż i intrygi wypełnione pożądaniem i niebezpieczeństwem!” Ten slogan może naprawdę zachęcać, ale mnie rozczarował, bo nie dostałam tego, co sobie wyobrażałam. Na duży minus są bohaterzy. Marta została zarysowana, jako kobieta aż nazbyt idealna. Męczyła mnie jej postać i w ogóle jej nie polubiłam. Natomiast Akim hmmm… miał być gangsterem, a wyszła z niego ciepła klucha. Spodziewałam się, że będzie mocnym bohaterem, jak na gangstera przystało, a okazał się zwykłą ciapą. 

Jednak muszę przyznać, że mimo wszystko autorka ma przyjemny styl pisania i to jest chyba jedyny plus całej książki.


Ogólnie lubię czytać debiuty, aczkolwiek nie wszystkie są dobre. Tu poszło coś ewidentnie nie tak. Miejscami odnosiłam wrażenie, że autorka się spieszyła i szybko chciała skończyć tę historię. Niektóre wątki zostały potraktowane po macoszemu i opisane tak po łebkach. Jakiś pomysł był na tę powieść, ale został kiepsko rozwinięty, przez co czytelnik nie potrafi się wciągnąć. Miała to być książka mafijna, ale niestety tu nie ma żadnej mafii, chyba że mamy różne wyobrażenia, o tym, jak wygląda mafia. Celowo nie zdradzam nic z fabuły, bo ta recenzja byłaby bardzo długa i mogła się okazać spojlerem. Po drugi tom na pewno nie sięgnę, bo wolę swój czas, którego ostatnio mam bardzo mało, poświęcić na książki sprawdzonych autorek, które wiem, że mnie nie zawiodą.

Niestety nie mogę polecić tej historii, bo dla mnie to strata czasu.

Ze względu, że to jest debiut, daję gwiazdkę więcej, czyli oceniam książkę 3/10.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu.

 

 



 

 

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...