wtorek, 17 maja 2022

 

Joanna Balicka

“Pożyczony narzeczony”

Życie Laury Stone wydaje się idealnie poukładane. Szaloną i pełną wybryków przeszłość kobieta zostawiła za sobą. Jednak nagle wszystko się komplikuje, gdy narzeczony z nią zrywa, a ona zostaje postawiona w sytuacji bez wyjścia. Kobieta nie może pozwolić na to, by zepsuć rodzinne przyjęcie, nie przybywając na nie z ukochanym.


Z pomocą przychodzi jej przyjaciółka Naomi. Proponuje Laurze, aby ta pojechała na rodzinne spotkanie z jej partnerem. Jakby pomysł nie wydawał się za mało absurdalny, to tym mężczyzną jest Aaron Colder, który wielokrotnie upokarzał Laurę, kiedy chodzili razem do szkoły.


Aaron i Laura zgadzają się wziąć udział w tym przedstawieniu. Od nienawiści do miłości jest jeden krok i dlatego od tej pory już nic nie pójdzie tak, jak sobie zaplanowali. 


“Ktoś powiedział, że życie jest jak fortepian. Białe klawisze reprezentują szczęście, a czarne smutek.”


To moje pierwsze spotkanie z autorką, chociaż wiem, że na swoim koncie ma już wydanych kilka pozycji. Do przeczytania “Pożyczonego narzeczonego” zachęcił mnie opis. Niby banalny pomysł, ale jeśli autorka ma wyobraźnię, to mogła pociągnąć ten temat fajnie. Tak sobie oczywiście pomyślałam i zdecydowałam, że chętnie zrecenzuję tę opowieść. Mamy tu historię Laury, która musi pojawić się na spotkaniu rodzinnym, na którym nie chce się pojawić w pojedynkę. Sęk w tym, że naopowiadała im, że ma narzeczonego. W sumie miała, ale ją rzucił. Na pomoc przychodzi jej przyjaciółka, która proponuje jej, żeby wzięła ze sobą jej partnera. Dojdzie do tego teatrzyku, ale nie będę Wam niż już więcej zdradzać. Podałam Wam taki niewielki zarys fabuły, a resztę sobie doczytacie, jeśli będziecie mieli chęci.


Może przejdę teraz do moich odczuć. No i tu zaczynają się schody, ponieważ ta książka zupełnie mi się nie podobała. Niby pomysł na fabułę był, ale nie odpowiadało mi przedstawienie tej historii. Miała wyjść komedia romantyczna z wątkiem hate/love, a wyszło przedrzeźnianie się bohaterów, jaki dzieci w przedszkolu. Bohaterzy byli głupi, irytujący i strasznie mnie wkurzali. Nie polubiłam ani Aarona, ani Laury. Przeszkadzały mi także opisy, które nic nie wnosiły do fabuły. W ogóle się nie zaśmiałam, bo żadna sytuacja tu zawarta mnie nie rozśmieszyła. Ja nie jestem wymagającym czytelnikiem, ale jeśli książka nie wciągnie mnie od pierwszej kartki, to zostaje już tak do końca. 


Autorka pisze lekko, ale niestety mnie nie porwała. W ogóle zauważyłam pewne niedociągnięcia tej historii, co bardzo mnie zastanawiało. Główny bohater ma pewną przeszłość z Laurą, ale nie będę Wam tego opowiadać. Jednak zastanawia mnie jedno, bo Laura ma przyjaciółkę i jej facetem jest właśnie Aaron. Hmmm… Przyjaźnią się i przyjaciółka nie zna faceta swojej kumpeli, z którym to ma się ochajtać? Heloł… Jak to możliwe? Za to jej przyjaciółka znała jej faceta. Zaskoczona jestem, że redakcja tego nie wyłapała, bo uważam, że to jest istotny szczegół. Było więcej niedociągnięć, ale nie będę tu przytaczała każdego.


No cóż, ta historia nie wpisała się w moje gusta czytelnicze i niestety jej nie polecam. Bohaterzy zamiast być dojrzalsi byli kapryśni i dziecinni, przez co psuło mi to chęć do czytania. Jednak sami zdecydujcie, czy macie ochotę sięgnąć po tę lekturę. Oceniam ją 3/10.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu. 

 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...