poniedziałek, 9 maja 2022

 

Kennedy Ryan

“Twórczyni królów”

Urodzony, by rządzić. Wychowany, by dominować. Karmiony bezwzględnością i ambicjami.


W świecie, w którym liczą się zyski, moja rodzina posiada dosłownie wszystko, lecz ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Skłócony z ojcem podążam własną drogą, przez co staję się czarną owcą. Jestem zdeterminowany, by stworzyć własne imperium. Mam swoje zasady, ale Lennix Hunter stanowi wyjątek od każdej z nich. Od chwili naszego spotkania coś iskrzy między nami. Problem w tym, że moja rodzina okradała jej rodzinę, a mój ojciec jest człowiekiem, którego Lennix nienawidzi najbardziej na świecie. Kłamałem, żeby ją zdobyć, i zrobiłbym wszystko, aby ją zatrzymać. A choć ona próbuje ode mnie uciec, nie potrafi zignorować nieubłaganego magnetyzmu, który nas do siebie przyciąga. 


Do tego tytułu zabierałam się już kilka razy, ale za każdym razem, gdy trzymałam w rękach książkę, to od razu ją odkładałam. Nie wiem, czemu tak się działo, ale kompletnie nie miałam zapału, żeby się za nią zabrać. Być może to przez okładkę, która mi się nie podoba i jest brzydka. Ostatnio wróciła do mnie jako taka passa na czytanie, więc z niej korzystam i postanowiłam się w końcu przemóc i sięgnąć po tę historię. Szczerze mówiąc, to nie wiem, co o niej myśleć. Niby mi się podobała, ale z drugiej strony, nie jestem stuprocentowo usatysfakcjonowana. Mamy tu wszystko, czego potrzeba od dobrej książki, czyli fajnych bohaterów, dobrą fabułę, klimat i poruszane różne tematy, w tym polityczne. Jednak czegoś mi zabrakło, ale trudno mi sprecyzować, co konkretnie.


Książka podzielona jest na trzy części i jest pisana z dwóch perspektyw Maxima oraz Lennix. Co do naszych bohaterów, to bardzo ich polubiłam. Są mocni, zdecydowani i podążają swoją drogą. Nie lubię ciepłych kluch i z pewnością Lennix ani Maxim tacy nie byli. Ogólnie dużo tu się dzieje i nie ma czasu na nudę. Akcja prowadzona jest z dynamizmem i autorka dobrze wiedziała, co chce przekazać czytelnikowi. Jej pióro jest przyjemne w odbiorze, przez co czytało mi się naprawdę dobrze. Mamy tu także opisany romans pomiędzy bohaterami, który był dawkowany z umiarem. Jedyne, do czego mogę się przyczepić to tytuł, który śmiesznie brzmi po polsku. Uważam, że anglojęzyczny tytuł “Kingmaker”, brzmiałby dużo lepiej.


Mimo tego, że czegoś mi w tej historii zabrakło, to i tak uważam, że ta książka jest fajna i można ją na spokojnie przeczytać. Będzie też kontynuacja, to warto zapoznać się już teraz z tym tytułem. 

Polecam i oceniam tę lekturę 7/10.


Kasia


Ze egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Papierówka.

 

 

 



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...