środa, 4 maja 2022

 

Linda Malczewska

“Mroczna gra”

“Ktoś mądry po­wie­dział kie­dyś, że czas re­kon­wa­le­scen­cji za­le­ży od stop­nia ob­ra­żeń, ja też długo tak my­śla­łam, ale teraz uwa­żam, że to nie jest praw­dą. Nie za­wsze się udaje.”

Elena budzi się w nieznanym sobie miejscu i szybko orientuje, że jest w niebezpieczeństwie. Kobieta została więźniem i znalazła się na łasce i niełasce psychopaty. Okazuje się, że to ktoś, kogo dobrze znała, ale widocznie tylko pozornie.

Jej codzienność zdominowało pragnienie wyrwania się z tego piekła na ziemi. Mężczyzna, który ją przetrzymuje, sprawia wrażenie, jakby nie trzymał się żadnych granic. Jego czyny napawają Elenę przerażeniem, ale też jeszcze bardziej motywują ją do walki o własne życie.

Tymczasem poczynania porywacza obserwuje Logan.

Czy zdoła uratować Elenę? Czy będzie tego chciał?

“To nie miłość rani, tylko osoby zaślepione przez dumę, które boją się zaryzykować i przebaczyć. Miłość to najcudowniejsze uczucie, jakie może spotkać dwójkę ludzi.”

To moje drugie spotkanie z twórczością autorki i przyznam szczerze, że czekałam na “Mroczną grę” z ogromną niecierpliwością. Gdy w końcu wpadła w moje rączki, miałam niestety zastój czytelniczy i tak naprawdę nic nie czytałam. Nie zmuszałam się do tego, bo wiedziałam, że wtedy moja recenzja będzie nieszczera. Od kilku dni wydaje mi się, że wena na czytanie wróciła, dlatego zaczęłam nadrabiać zaległości. Ta książka jest krótka i jej przeczytanie zajęło mi jeden dzień. Czy podobała mi się ta opowieść? Hmmm… Dobre pytanie. Pierwsza część była fajna, ale ta niekoniecznie. Odniosłam wrażenie, jakby książka została napisana na szybko i oddana, jako projekt zaliczony. Autorka chciała za dużo i wyszedł jeden wielki klops. Kupa wątków, która do siebie nie pasowała i została potraktowana po macoszemu. Męczyłam się podczas czytania i co chwila nachodziła mnie myśl, żeby odłożyć tę książkę, bo szkoda na nią czasu. Jednak nie potrafię tak i czytałam dalej, strasznie się irytując. 

Pomysł na fabułę był, ale został dziwnie przedstawiony. Nie wiem, czy tylko ja tak uważam, czy ktoś się zgodzi ze mną. Utrata pamięci, depresja, wyjazd, miłość… To było ciągnięte na siłę i takie bezemocjonalne, a żeby tylko zapełnić czymś karki. Do tego bohaterzy, zamiast starać się do siebie przyciągać i przekonać, to odpychają i denerwują. Zdecydowanie było za dużo opisów, które przyznam się, że omijałam, bo nic nie wnosiły do książki. 

Cóż, po raz kolejny zmarnowałam czas na książkę, który mogłam przeznaczyć na przeczytanie, czegoś ciekawszego. Autorka pisze lekko i spójnie, ale to czasami za mało, żeby napisać dobrą książkę. Co z tego, że ma się na nią pomysł, gdy za dużo by się chciało napisać. Lepiej dać mniej, a bardziej wiarygodnie. Niestety ta lektura jest kiepska, nudna, bez emocji, nużąca i miejscami absurdalna. 

Nie polecam, ale jak zawsze powtarzam, wyróbcie sobie zdanie sami. Być może Wam akurat podpasuje i będziecie zadowoleni. Oceniam książkę 3/10.

Kasia

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu.

 

 

 




 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...