poniedziałek, 9 maja 2022

 

Liliana Więcek

“Czarne i białe”

Maja Goclon przekonała się na własnej skórze, że twarde obyczaje nie zniknęły ze współczesnej rzeczywistości, szczególnie wśród górali. Ojciec najchętniej wybrałby jej męża, podarował jeden z rodzinnych pensjonatów i czekał na wnuki. Ale tak naprawdę zawsze miał dwa zarzuty: nie urodziła się chłopcem i chciała zdobywać wykształcenie.


Dziewczyna jest samotna we własnej rodzinie. Wszyscy są przeciwko niej. Kiedy ojciec, żeby ją ukarać, odbiera jej pensjonat, który ciężką pracą postawiła na nogi, Maja pragnie wyjechać w siną dal.


Jednak coś każe Mai zostać w górach. Teraz dostaje od ojca marny, zapuszczony pensjonacik „Jagoda” w Nędzówce. Musi zaczynać od zera. Co gorsza, do jej drzwi zapuka nietypowy turysta, a właściwie cała zgraja nietypowych turystów: mafiosów z niebezpiecznym zabójcą z Florydy na czele. 


“Każdy czło­wiek po­sia­da wła­sną skalę tra­ge­dii. Dla jed­ne­go bę­dzie to więd­ną­cy stor­czyk na oknie, a dla dru­gie­go więd­ną­ce życie ludz­kie.” 


Kolejny debiut za mną, ale z przykrością muszę stwierdzić, że niezbyt udany. Okładka, jak i opis książki były naprawdę zachęcające, ale niestety środek już taki nie był. Z tyłu okładki na czerwono znajduje się polecenie, że będzie się można śmiać, płakać i że będzie gorąco. Czyżby? Ja jakoś tego nie doświadczyłam. Fabuła może i jakaś była, ale kompletnie mnie nie porwała. Była po prostu nudna jak flaki z olejem. Jak nigdy bardzo ciężko było mi się wkręcić w tę historię. Czytałam po kilka kartek i odkładałam. Książka zbiera dobre opinie i super, no ale mnie do siebie nie przekonała.


Główni bohaterzy byli tacy bezpłciowi i w ogóle nie czułam od nich żadnej chemii. Sama nie doświadczyłam z nimi więzi, przez co byli mi obojętni. Rzadko kiedy się zdarza, żeby tak było. Być może to tylko ja takie wrażenie odbieram albo są i inni, którzy podzielają moje zdanie. Bardzo nie lubię, gdy w książkach jest dużo opisów, które nie wnoszą nic ważnego do fabuły. Tutaj niestety tak było. Odniosłam wrażenie, że autorka specjalnie przeciągała niektóre wątki, żeby zapełnić strony. Mnie nie interesuje opis przyrody, krajobrazu, czy innych podobnych rzeczy. Ja chcę dostać opowieść z walnięciem, gdzie powiem sama do siebie: “Cholera, ale to było dobre”. Cóż, marzenia ściętej głowy. Na jakąkolwiek akcję trzeba było czekać wieczność, co jest kolejnym minusem. Przeszkadzał mi także język góralski lub może zwroty, bo wybijało mnie to z czytania.


Ogólnie pióro autorki nie jest ciężkie w odbiorze, ale to jednak za mało, żeby stworzyć coś ciekawego, co pochłonie nas już od pierwszej strony. Do tego mamy tu także wątek mafijny… Jeny, jak ja nie lubię, gdy go prawie w książkach nie ma, a powinien być. W końcu to książka z tym wątkiem i jak zwykle został on potraktowany po macoszemu :(


Niestety nie sięgnę po drugą część, ponieważ na tej kompletnie się zawiodłam. Szkoda, bo liczyłam na coś ekstra. Tym bardziej że akcja dzieje się w polskich górach. No, ale trudno się mówi.

 Nie polecam, ale to Wy zdecydujcie, czy chcecie po tę lekturę sięgnąć.

Z przykrością oceniam ją 3/10 :(


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu.

 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...