piątek, 31 sierpnia 2018


[Patronat medialny]
Małgorzata Manelska
"Zapach Mazur"



“Kim była Gertruda Skrocka? Jakie Barwiny? Siadła prędko do komputera- otworzyła Internet, wpisała nazwę miejscowości. Wyskoczył opis w Wikipedii: wieś w województwie warmińsko-mazurskim, położona nad jeziorem, sześćdziesiąt kilometrów od Olsztyna. Sięgnęła pamięcią wstecz, ale nic jej nie przyszło do głowy. Nigdy nie była na Mazurach, co więcej nie miała rodziny. Cóż- pomyślała sobie- noc z głowy. Pewnie będzie myślała o tej… Gertrudzie”.

Julka odbywa swoją pierwszą podróż na Mazury z powodu otrzymanego listu, w którym zostaje poproszona o pomoc w opiece nad krewną. Nie była co do tego wyjazdu przekonana, jednak postanawia się udać do Barwin. Tam poznaje staruszkę, którą okazuje się babka, jej byłego męża Artura- Gertruda Skrocka, która z pochodzenia jest Niemką. Pomiędzy kobietami zacieśnia się niepowtarzalna więź, która zbliża obie kobiety do siebie.
Podczas kolejnych spotkań, Truda opowiada Julce o swoim dzieciństwie i młodości, którą spędziła podczas II wojny światowej. W dniu dziewięćdziesiątych urodzin Gertrudy pojawiają się niespodziewani goście i zaczynają wychodzić na jaw skrywane przez lata tajemnice.

Jak wyglądała wojna oczami Gertrudy?
Co za tajemnice i sekrety były przez tak wiele lat skrywane?

Małgorzata Manelska urodziła się na Mazurach, w Szczytnie, tutaj mieszka. Jest absolwentką Uniwersytetu Warszawskiego. Oligofrenopedagog, bibliotekarka, nauczycielka. Od kilkunastu lat pracuje z dziećmi i młodzieżą niepełnosprawną intelektualnie. Prywatnie jest żoną, a także matką dorosłej córki Adrianny, opiekunką wierniej suni Melki. Pasjonuje ją czytanie. W wolnych chwilach zajmuje się decoupage, techniką handmade, polegającą na ozdabianiu różnych powierzchni za pomocą serwetki lub papieru ryżowego. Kocha podróżować, poznawać nowe miejsca i ludzi.

Od czego by tu zacząć hmmm…, ta opowieść zawładnęła moim sercem. Jej nie da się opowiedzieć, ją po prostu trzeba przeczytać. Jest wspaniała w całej swojej okazałości. Przyznam szczerze, że bardzo rzadko sięgam po książki obyczajowe, a  w ogóle historyczne czy wojenne. Jednak akurat ta pozycja zaciekawiła mnie dzięki swoim tytułem, opisem i okładką. Zastanawiałam się, co “Zapach Mazur” w sobie zawiera, gdzie tym razem mnie ta historia zabierze, a zabrała do Barwin i w czasy II wojny światowej (do Prus Wschodnich- dzisiejszych Mazur). Od książki oczekuję tego, że musi mnie naprawdę zadziwić, a kiedy postanowiłam sięgnąć po “Zapach Mazur”, to poczułam, że ta historia mnie w siebie momentalnie wchłania. Nawet nie wiem, kiedy i jak przekładałam kartki między palcami. Poczułam się tak, jakbym była bohaterką książki i to ja, spędzała czas z Gertrudą, słuchając jej opowieści.

“Zapach Mazur” to debiut Małgorzaty Manelskiej i przyznam szczerze, że zrobiła kawał dobrej roboty, pisząc tę powieść. Urodziłam się i wychowałam na Warmii i Mazurach (bardziej po stronie Warmii), ale kiedy przeczytałam, że akcja książki dzieje się właśnie tam, to od razu zapragnęłam ją przeczytać. Miejsca opisywane w książce nie są mi obce między innymi Szczytno czy Olsztyn. Autorka wciąga nas w dwa światy: teraźniejszy i wojenny, gdzie poruszane jest wiele tematów takich, jak wojna, cierpienie, samotność, przyjaźń, miłość i sekrety. Pani Manelska w bardzo przejrzysty sposób opisuje życie codzienne bohaterów, przyrodę, jak i okres wojenny. Przechodzi płynnie z rozdziału na rozdział. Dialogi są skomponowane spójnie i ciekawie. Pisze stylem lekkim, który pochłania nas nie wiadomo kiedy. Kreacja bohaterów jak dla mnie jest bardzo dobra, są jak dla mnie autentyczni.

“Znów można było wystawić twarz do słońca i cieszyć się jego promieniami. Chociaż nie były one już tak ciepłe, jak miesiąc temu. I pachniało inaczej. Ludzie wokół zbierali ziemniaki, palili na polach łęty, których specyficzna woń roztaczała się na całą wieś.
– Tak pachną Mazury – mówiła Julka…”



Julka bardzo młodo wyszła za mąż i zaszła w ciążę. Nie przelewało jej się z mężem, a za coś żyć przecież trzeba było. Jej mąż wyjechał do Holandii za pracą i pieniędzmi, jednak ich związek zaczął się psuć i w końcu Artur znalazł sobie kogoś innego i Julki małżeństwo się rozpadło. Do tego syn, kiedy podrósł, to wyjechał do ojca i Julka praktycznie została sama. Kiedy otrzymała list, jej życie się zmienia, pojawia się Gertruda, Elza i Krzysztof, ale nic Wam o tych dwóch ostatnich nie powiem, tego już dowiecie się, czytając.

Gertruda to staruszka, ale za to jest tak ciepłą, pomocną i serdeczną kobietą. Mieć taką babcię, to prawdziwy skarb tylko szkoda, że Artur tego nie doceniał. Ta kobieta była spragniona bliskości rodziny, towarzystwa, a jedyny wnuk, jakiego miała, odsunął się od niej i nie odzywał przez dwadzieścia lat, widocznie nie docenił tego skarbu, który miał, a babcia go kiedyś wychowywała. Czy Artur się w końcu opamięta? Kiedy miałam może z dziewięć lat, moja babcia Basia opowiadała mi troszkę o wojnie, bo w tamtych czasach też była dzieckiem jak Gertruda. Słuchałam jej opowieści z wielkim zainteresowaniem, chociaż nie do końca to wszystko rozumiałam, ale co się dziwić dziewięciolatce.

Polecam Wam szczerze tę piękną opowieść, a zarazem smutną. Nie sądze, żeby czasy wojny były dobrym wspomnieniem, kiedy z każdej strony otacza Cię strach, ale teraźniejszość pokazuje nam, jak cenni są przyjaciele i czas razem spędzony z rodziną, bo Julka naprawdę traktowała Trudę jak babcię, a Truda traktowała Julkę jak wnuczkę.  

Dziękuję autorce za tę książkę, ponieważ przypomniała mi piękny czas i chwile spędzone z moją babcią, której już niestety nie ma wśród nas :(

                                                                   Kasia

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu WasPos. 

WasPos.pl

czwartek, 30 sierpnia 2018

K.N.HANER-ZAPOMNIJ O MNIE  

RECENZJA PREMIEROWA



,,Empatia, miłość, dobroć, przyjaźń-te pojęcia znałem tylko z teorii. W praktyce nie obchodził mnie los innych ludzi, miłości się bałem, a przyjaźnią gardziłem. Wybudowałem wokół siebie mur, który zaczął mnie przytłaczać. Czułem jego ciężar i chłód. Chłód zimnej nasiąkniętej nienawiścią cegły, która zamiast się kruszyć, rosła w siłę. Błądziłem. Szukałem światła, ale nie było wokół mnie osób, które przeprowadziłyby mnie przez gęstą mgłę. Byłem sam. Zupełnie sam."


Marshall to 28-letni mężczyzna, który po ciężkich doświadczeniach życiowych, postanawia odciąć się od nich i ucieka do Nowego Jorku. Po przybyciu do tej wielkiej metropolii, z czystą kartą, anonimowy dla wszystkich zatrudnia się w straży pożarnej przy czyszczeniu sprzętu i wozów strażackich. Dzięki znajomemu wynajmuje pokój u dwójki rodzeństwa i tam poznaje młodą i piękną Sarę. Shall oczarowany jest dziewczyną, między tym dwojga zaczyna iskrzyć, a zwykłe pożądanie przeradza się w miłość. Niestety dziewczyna ukrywa przed nim mroczne sekrety, a mężczyzna mimo miłości do niej postanawia odsunąć się na bok. Po jakimś czasie poznaje Emily, którą wybawił z opresji, totalne przeciwieństwo Sary. Miła, słodka i sympatyczna dziewczyna. Coraz bardziej podoba się Marshallowi, jednak serce nie sługa a uczucie do Sary cały czas jest żywe.

Jakie sekrety ukrywa Sara ?
Czy Emily zawładnie sercem Shalla ?
Serce czy rozum, jaką decyzję podejmie mężczyzna ?

,,Zapomnij o mnie" to przede wszystkim historia Shalla. Jednak to także opowieść o dwóch kobietach. Emily, to osoba, którą polubiłam natychmiast, za jej dobre serce i empatię. Dziewczyna, która ma swoje pasje, uwielbia pizzę i na świat patrzy przez różowe okulary. To taki promyk słońca i nadziei dla Marshalla, nadziei na lepsze jutro. Sara to już zupełnie inna bajka i nie ukrywam, że nie pałam do niej sympatią. Dziewczyna pogubiła się w życiu, nie potrafiła przyjąć pomocy, wręcz przeciwnie ciągnęła Marshalla na dno, w którym była. Dopiero utrata czegoś najbliższego, była dla niej jak kubeł zimnej wody, niestety było już za późno. Co do samego Marshalla mam mieszane uczucia, naprawdę miałam ochotę nim wstrząsnąć. Mężczyzna każde niepowodzenie traktował jako karę za przeszłość, od której chciał się odciąć. Był troszkę jak zagubiony chłopiec, który nie zauważał, że szczęście ma na wyciągnięcie ręki.


K.N.Haner to miła, ciepła osoba, której nazwisko jest niczym znak reklamowy i w ciemno można brać jej powieści, ponieważ wszystko, co wyjdzie spod jej ręki, jest rewelacyjne. ,,Zapomnij o mnie" to jej dziesiąta książka i pierwsza z gatunku new adult. Jak jej to wyszło? Co tu dużo mówić- po prostu mistrzostwo. Książka wciąga nas do granic możliwości, dosłownie nie zauważamy, kiedy się kończy. Mamy tu dużo zwrotów akcji i prawdziwych dramatów. Jeśli chodzi o sceny erotyczne, nie ma ich dużo, ale opisane są ze smakiem. Autorka po raz kolejny nie zawiodła, serwując nam olbrzymią dawkę emocji, już przywykłam, że czytając jej książki, bez łez się nie obędzie. Kasia z każdą powieścią nas zaskakuje coraz bardziej, widać jak jej styl pisania się zmienia i staje się coraz lepszy. Jestem naprawdę oczarowana tą książką.

Podsumowując ,,Zapomnij o mnie" to piękna opowieść o miłości i o wyborach, które każdy z nas musi codziennie dokonywać, nie zawsze tych dobrych, ale również tych wbrew własnemu sumieniu.

Z całego serca polecam.
Marietta

Za egzemplarz do recenzji dziękuję K.N.Haner oraz Wydawnictwu Kobiecemu

środa, 29 sierpnia 2018


Vi Keeland - „Show. Na scenie.”

Trzy zasady:
Żadnego randkowania poza show
Żadnego seksu poza show
Żadnego łamania zasad kontraktu”

Coś, co miało być z pozoru proste, czy aby na pewno takie będzie? Kate zdecydowała się i podpisała kontrakt na udział w programie, gdzie miała rywalizować wraz z pozostałą dziewiętnastką innych dziewczyn o względy uroczego rockmana Flynna – bułka z masłem. Jednakże to, co miało być łatwe okazało się jednak trudniejsze w momencie, gdy poznała Coopera, brata osoby odpowiedzialnej za kręcenie programu, z którym podpisała kontakt i gdzie obowiązywały pewne zasady. Wszystko się skomplikowało, ciało Kate pragnęło Coopera jak nikogo innego, a serce przy nim zmieniało tempo swojego bicia, gdy tylko w pobliżu pojawiał się on. Niestety, Kate zdecydowała się na udział w programie, wykluczając w ten sposób możliwość bycia z wymarzonym facetem, no, chyba że, zdecyduje się złamać warunki kontraktu, jednak czy zdaje sobie sprawę jakie mogą być tego konsekwencje?

Dwadzieścia laleczek w bikini na bezludnej wyspie. I przystojny kawaler, który przypadkiem też jest wschodzącą gwiazdą rocka. A do tego masa konkurencji prowadzących do wymarzonych randek. Walka w błocie i takie tam. Jedna z uczestniczek jest wtyczką i robi, co jej każe niekoniecznie, żeby wygrać. Reklamodawcy oszaleją.”

Czy Kate zdecyduje się złamać zasady kontraktu dla Coopera?
Jaki był powód tego, że Kate wyraziła chęć udziału w programie?
Do czego gotów jest posunąć się Miles, aby podnieść oglądalność show?

„Pomijając fakt, że łamię warunki kontraktu i Miles może mnie pozwać o więcej kasy, niż zarobię do końca życia, nie wydaje mi się, żeby mogła zaangażować się w dwóch facetów naraz. Nawet jeśli nie wygram, muszę wejść do finałowej czwórki zarobić dość kasy, żeby przynajmniej zdjąć mamie nóż z gardła.”

Vi Keeland jest jedną z tych autorek, po której książki, za każdym razem sięgam z ogromną przyjemnością, ponieważ wiem, że się nie zawiodę. Czy tak samo było i w przypadku „Show”? Zdecydowanie tak! Polecam ją z czystym sumieniem. Kocham styl, w jakim pisze autorka i to jak rozwija się akcja, w każdej z wydanych przez nią książek. Zawierają one zawsze dawkę humoru, romantycznych akcentów, ale również i trochę smutnych momentów. Jest to jedna z tych powieści, którą z jednej strony chcesz skończyć jak najszybciej, a z drugiej starasz się aby chwila przyjemności z nią trwała jak najdłużej.

Fabuła jest świetnie prowadzona i to, co dla mnie najważniejsze – dwuosobowa narracja, czyli coś, co w książkach uwielbiam. Bardzo podobała mi się postać Coopera : dwudziestodziewięcioletni mężczyzna sukcesu, z charakterem mający
wszystko to, o czym marzył i czego pragnął, następnie Kate osoba miła, sympatyczna, a przede wszystkim szczera i uczciwa, mająca ogromny powód przez który zmuszona była wziąć udział w programie. Są to postacie, do których ma się ogromną sympatię od samego początku, czego niestety nie można powiedzieć o Milsie – młodszym bracie Coopera, jest to podła szuja, która od momentu pojawienia się w książce potwornie działam mi na nerwy i miałam ochotę mu nagadać, taki typowy czarny charakterek.

Show” jest to lekka i przyjemna historia tocząca się podczas nagrywania reality show, co i u nas jest coraz bardziej popularne. Cała fabuła książki, akcja, główni bohaterowie, ale również ci drugoplanowi, scenariusz, program i jego uczestnicy, było dla mnie nowością, ale i rewelacyjnym urozmaiceniem. Jest to idealna propozycja na miłe spędzenie, każdej wolnej chwili, ponieważ mi ta książka bardzo przypadła do gustu i gorąco zachęcam Was do jej przeczytania.

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Kobiece.



wtorek, 28 sierpnia 2018


Tijan
"Fallen Crest. Szkoła"



Po wszystkim, co spotkało Sam i Masona w drugiej części, dziewczyna przeniosła się ze swojej starej szkoły, do nowej, do której uczęszczają Mason i Logan. No i co? Zaczęły się problemy, a tym problemem była Kate, która swojego czasu spotykała się z Masonem, ale chłopaka sercem zawładnęła Sam. Kate wypowiada jej wojnę i chce uprzykrzyć życie dziewczynie, jak się tylko da. Ona i jej banda posuną się naprawdę to okropieństwa. Kiedy Bracia Kade się, o tym dowiadują, planują zemstę, a ta zemsta albo rozdzieli Masona i Sam, albo zacieśni ich więź jeszcze bardziej.


“To była wojna!
Kate myślała, że walczy z Sam, ale się myliła. Walczyła ze mną. Tylko nie zdawała sobie z tego sprawy”.


Czy opieka i ochrona ze strony braci wystarczy, aby Sam czuła się w nowej szkole bezpiecznie?


“Fallen Crest. Szkoła” to moja ulubiona część z całej serii. Autorka skupia się na Sam, Masonie, nowej szkole, zemście i intrygach. Może Samantha się spodziewała, że nie zostanie przyjęta przez uczniów zbyt dobrze, ale oliwy do ognia dodaje zazdrosna Kate. Gdybym mogła, to bym weszła do tej książki i powyrywała wszystkie kudły tej diablicy i jej koleżaneczkom za to, co zrobiły Sam. Kate to zdecydowanie najbardziej czarny charakter w tej części, poza braćmi Broudou. Chociaż to, co one zrobiły, budowało napięcie w książce i dawało nam do myślenia, co z tego wyniknie, a ja bardzo lubię jak się dużo dzieje :D


W tej książce mamy możliwość poznać bliżej Masona, ponieważ narracja jest dwuosobowa. Dowiadujemy się o nim wiele rzeczy. Jest opiekuńczy względem Sam, zrobiłby dla niej dosłownie wszystko i zrobi, chociaż ja byłam bardzo wkurzona jak, to czytałam. Powinien wymyślić coś innego :D


Logan jest taki jak zawsze, nic się nie zmienił :D On też by zrobił dla Sam wszystko. Myślę, że jest zazdrosny o relacje między swoim bratem, a Natem.


I w końcu Samantha, którą bardziej polubiłam w tej części, jest silniejsza niż w poprzednich. Stała się zadziorna, miała dość bycia poniżaną i wypuściła swoje emocje na zewnątrz, jednak Kate nie pozostała jej dłużna.


Przyznam szczerze, że podczas czytania kilku fragmentów, po prostu się poryczałam, albo czytałam z rozdziawioną buzią. Współczułam Sam, dziewczyna naprawdę nie miała lekko. W pierwszej części wyprowadzka do nowego domu i dowiedzenie się prawdy, kto jest jej prawdziwym ojcem, w drugiej matka chciała zrobić wszystko, żeby Sam i Mason się rozstali, a w tej części pojawia się kolejny problem. Czy ta dziewczyna będzie miała, chociaż chwilę wytchnienia? Raczej nie.


Jak dla mnie fabuła była niesamowita, a kreacja bohaterów jeszcze lepsza, która dopełniła całokształt książki. Autorka jak dla mnie uchwyciła wszystkie sytuacje i emocje, które pozwoliły mi nawiązać kontakt z bohaterami. Tijan pisze stylem lekkim i spójnym, chociaż porusza bardzo ważny wątek, którym jest znęcanie się nad drugą osobą. W tym przypadku fizycznym, jak i psychicznym. Dziewczyna była zastraszana i szantażowana, nikt jej w nowej szkole nie lubił, no może poza Masonem, Loganem i Heather. Tijan może trochę podkoloryzowała tę sytuację, ktora miała miejsce, ale są takie przypadki w szkołach i zdarzają się dosyć często. Akurat w Anglii z czymś takim, spotkała się córka mojej znajomej. Nie będę się nad tym rozwodzić, bo to ma być recenzja książki, a nie opowieść innej osoby, ale chciałam tylko napisać, że takie rzeczy się niestety dzieją.


Przez tę książkę oszalejecie, te dzieciaki są tak pokręcone, że szok. Dziewczyny walczą z dziewczynami o popularność, chłopaków i jeszcze ta nienawiść pomiędzy dwoma miastami Fallen Crest, a Roussou, między braćmi Kade, a Broudou.


“- To nasze miasto. Nie jesteście tu mile widziani- odezwał się chłodno Mason.
-Ostatnio, kiedy się tu pojawiliście, wasze samochody wybuchły. Wróciliście na drugą rundę?”.


Końcówka hmmm… mówię jej nie. Autorka powinna, to zakończyć w inny sposób, a nie zrzucać taką bombę. Jednak w książce numer cztery dowiecie się wszystkiego i dostaniecie odpowiedź.


Tak więc “Szkoła” to książka, od której nie będziecie się mogli oderwać. Jest tak pełna intryg, krzywd i miłości. Określiłam ją mianem mojej ulubionej części i tak w 100% jest. Mam za sobą całą serię i uwierzcie, że jest na co czekać, bo w każdej kolejnej części, coś się dzieje, co Was pochłonie do reszty. Zanim sięgniecie po “Szkołę”, musicie koniecznie przeczytać dwie poprzednie części, a tymczasem ja Wam serdecznie polecam FCS, nie zastanawiajcie się, tylko kupujcie i czytajcie.

                                               Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.

Wydawnictwo Kobiece

sobota, 25 sierpnia 2018

ANNABEL PITCHER-CHMURY Z KECZUPU




,,Jestem zupełnie zwyczajną dziewczyną, a nie Dyrektorem Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Proszę mi jednak wierzyć, gdyby mój długopis byłby różdżką, zaczarowałabym Pana tak, żeby mógł Pan wskrzesić swoją żonę, ponieważ to akurat jest coś, co nas łączy.
Wiem, jak to jest.
Tyle że moją ofiarą nie była kobieta. To był chłopak. Zabiłam go dokładnie trzy miesiące temu."

Zoe, choć to nie jest jej prawdziwe imię, to nastolatka inna niż większość jej rówieśniczek. Ptasia dziewczyna, która uwielbia nasłuchiwać odgłosu ptaków i rozpoznawać je. Sumieniem dziewczyny targają ogromne wyrzuty sumienia, obwinia się za tragedię, jaka niedawno spotkała bliską jej osobę.
Pewnego dnia od zakonnicy słyszy o więźniach skazanych na śmierć, w rejestrze internetowym znajduje dane jednego z nich i zaczyna pisać listy do pana Stuarta Harrisa, by choć trochę ulżyć swojemu sumieniu. Listy te są czasem zabawne przez specyficzne poczucie humoru Zoe, czasem ozdobione jakimś rysunkiem, ale głównym powodem, którym kieruje się nadawca, jest historia znajomości z dwójką przystojnych braci Maksem i Aaronem, oraz jej konsekwencje.
Po przybyciu na imprezę w domu Maksa nigdy nie przypuszczała, że jeden pocałunek z gospodarzem zamieni ich relacje w związek. Chłopak ku jej zdziwieniu bardzo się zaangażował, a ona natomiast odkrywała, że jest im nie po drodze. Nie przypuszczała również, że tajemniczy i intrygujący osobnik Aaron, którego spotkała przed domem Maksa, okaże się jego bratem. Dziewczyna tkwi w związku z Maksem, ale Aaron nie pozostaje jej obojętny, w dodatku chłopak coraz bardziej wykazuje zainteresowanie jej osobą. Uświadamiają sobie, że chcą ze sobą być. Tylko jak o tym powiedzieć Maksowi? Jak on to przyjmie? Zdradę dwóch najbliższych mu osób.

Listy te, to historia pełna goryczy, żalu, wyrzutów sumienia i trudnych decyzji. Autor przedstawia w nich burzliwy przebieg trójkąta miłosnego, czasem zabawnie, lecz przede wszystkim smutnego i wzruszającego, pełnego zakrętów i zakończenia, jakiego nikt się nikt nie spodziewał. To także problemy, z którymi musi się zmierzyć nastolatka, a których brzemię dźwigać byłoby trudno niejednej dorosłej osobie.

,,Chmury z keczupu" to również opowieść o rodzinie i jej wartościach. O tym, że nawet z pozoru wzorowa familia, nie zawsze ma same kolorowe dni. Bardzo polubiłam postać siostry Zoe- Dot. Sześcioletnia głuchoniema dziewczynka, to taki promyczek szczęścia. Nawet ,teraz gdy piszę o niej, wspomnienie jej osoby wywołuje u mnie uśmiech na twarzy.

Książka to idealny dowód na to, że niejednokrotnie najlepszym powiernikiem naszych sekretów jest obca osoba. Powieść ta miażdży nasze serca, przeszywa je na wskroś i wyciska morze łez. Przyznam szczerze, że nie mogłam się długo otrząsnąć po jej zakończeniu i nawet teraz mam wielką gulę w gardle na jej wspomnienie. Tak naprawdę tego fenomenu nie da się opowiedzieć, to trzeba koniecznie przeczytać.

Podsumowując,,Chmury z keczupu" wzrusza do granic możliwości. Czyta ją się dosłownie na jednym wdechu, a fabula nie pozwala nam na równomierne oddychanie, bo chcemy wiedzieć, co takiego się stało. Nurt young adult  to literatura głównie skierowana dla młodzieży, mimo to zarówno ja, jak i moja nastoletnia córka jesteśmy tą książką oczarowane. Ta historia na pewno zostanie na długo w mojej pamięci.

Polecam z czystym sumieniem.
Marietta

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu.

piątek, 24 sierpnia 2018



Jack Lauriger
"Clarissa"



“Podobno nieobecność sprawia, że kocha się mocniej”.

Clarissa to brytyjka podchodząca pod czterdziestkę, matka dwojga nastolatków i żona, która pomimo przykładnego życia, miała wrażenie, jakby coś jej umykało. Uważała, że jej życie jest nudne, a w małżeństwo wkradła się rutyna. Clarissa niegdyś była kobieta żądna przygód, spontaniczną, ale kiedy dojrzała musiała się ograniczyć.

Podczas konferencji kobieta dowiaduje się, że wraz ze swoim współpracownikiem wyjeżdża na półroczny kontrakt do Wrocławia, gdzie ma objąć stanowisko dyrektora do spraw marketingu i pokierować działem kadr.

“- Polska!- wykrzyknęła, jakby uderzyła ją magiczna różdżka oświecenia.- Charles, wybacz mi, ale ta sytuacja wygląda na odwrócenie biegu historii. Nigdy tam nie bylam, ale czy to nie jest tak, że wszyscy Polacy są teraz u nas? Do Anglii przybyły ich miliony, całe rodziny. I wszystko wskazuje na to, że będzie ich jeszcze więcej. Już teraz na każdej głównej ulicy jest jakiś polski sklep. Polaków jest tu na pęczki, zwłaszcza tam, gdzie mieszkam, w Ealing. Kto został w kraju, jeśli tylu ich tutaj? Kto kupuje ich produkty, skoro wszyscy wyjechali?- Charles i Graham śmiali się wraz z nią, ubawieni jej obserwacją”.

Podczas tego wyjazdu Clarissa zaczyna swoją przygodę i otwiera się na to, co daje jej życie i nowe miejsce. Jak ta podróż wpłynie na małżeństwo Clarissy?

Jack Laugier to brytyjski pisarz mieszkający w Polsce od dwudziestu lat. W swoich książkach przeplata bogactwo doświadczeń międzynarodowych ze specyficzną angielską mieszanką humoru i intymnej kreatywnej pikanterii.

Przyznam szczerze, że byłam bardzo ciekawa tej pozycji. Po przeczytaniu książki o losach polki w Londynie musiałam koniecznie poznać historię brytyjki w Polsce. Powiem tak, że cała ta opowieść nie jest zła, chociaż na samym początku bardzo się nudziłam, czytając. Zanim fabuła się rozwinęła, to musiałam sporo przeczytać. Autor pisze lekko i zabawnie, ale nie zostałam wciągnięta w tę opowieść doszczętnie. Mam co do niej kilka zastrzeżeń, a mianowicie chodzi mi o opisy Clarissy z przeszłości i powracanie do teraźniejszości. Nie było między tym płynnego przejścia, trochę się w tym gubiłam. Postać Clarissy została przez autora bardzo fajnie wykreowana i nie było zupełnie widać, że zrobił to mężczyzna. Pan Laugier mógł jednak rozwinąć troszkę bardziej postacie drugoplanowe, dzięki czemu fabuła byłaby dużo bogatsza i bardziej żywa.

Clarissa to silna kobieta, jednak ma dość monotonii swojego życia. Myślę, że kiedy jest się młodym, powinno się czerpać z życia jak najwięcej. Później, gdy osiągamy pewien wiek, stajemy się bardziej poważni i postrzegamy świat zupełnie inaczej i mamy wytyczone swoje priorytety. Kiedy w małżeństwie pojawiają się dzieci, zaczynamy całkiem nowy etap w życiu, ale gdy dzieci dorastają, nie potrzebują już rodziców tak jak kiedyś, a wtedy szukamy czegoś, co pozwoli nam poczuć się potrzebnym na nowo. Dlatego Clarissa chce rozpalić iskry w swoim małżeństwie, aby te nie było nudne i przesiąknięte rutyną. Czy jej się to uda?

Czy polecam Wam tę książkę, hmmm…, może ujmę to inaczej. Każdy z nas ma swój własny gust. Jednym się spodoba, a drugim nie koniecznie. Opowieść nie jest zła, bo naprawdę w niektórych momentach można się pośmiać i wciągnąć w czytanie, ale mi w tej książce zabrakło rozwinięcia wątków, tak jakby autor coś zaczynał i tego nie kończył. Jednak nie twierdzę, że ta książka to klapa czy coś w tym stylu, po prostu nie trafiła do mnie na 100%, a na jakieś 45.

                                                           Kasia

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Lira.
 
Wydawnictwo Lira
 

czwartek, 23 sierpnia 2018


HALINA KOWALCZUK-DOM NA WRZOSOWEJ POLANIE


Gdy otrzymałam książkę ,,Dom na wrzosowej polanie" po opisie nie do końca byłam przekonana co do lektury, czy wpadnie w mój gust. Jednak szybko się przekonałam, że jest to pozycja idealna dla mnie.

Alina i Radek byli małżeństwem z dziesięcioletnim stażem, połączyła ich wspólna pasja, jaką była archeologia. Pracowali razem na jednej z warszawskich uczelni,  gdzie jako profesorowie prowadzili katedrę archeologi. Zdawać by się mogło, że ta para to idealne małżeństwo, jednak coraz częściej Alina miała powody, aby wątpić w wierność męża.
Pewnego dnia na uczelnię przychodzi wiadomość o przydzieleniu dwóch bardzo ważnych wykopalisk, w tym samym czasie, ale w odległych miejscach. Kobieta, która zawsze razem z mężem brała udział we wszystkich ekspedycjach, niechętnie zgadza się na rozłąkę z mężem. Gdy przez kilka dni nie ma kontaktu z mężem, podsycona plotkami, jakie przekazuje jej studentka, o romansie męża z sekretarką Alina postanawia go odwiedzić. W drodze spotyka autostopowiczkę Ankę, która także udaje się na miejsce wykopalisk i dziwnym trafem jej narzeczony również z nią się nie kontaktuje. Szybko się okazuje, że Radek i ów narzeczony to jedna osoba. Jakby tego było mało, na miejscu kobiety dowiadują się, że ich niewierny mężczyzna od kilku dni mieszka z kochanką w hotelu. Kobiety postanawiają zakończyć związki z Radkiem, a Alina decyduje się na rozwód. Wkrótce po tym Alina za sprawą wpływów tatusia kochanki męża, zostaje przeniesiona na uniwersytet Jagieloński i ma brać udział w tamtejszych wykopaliskach, a za mieszkanie ma służyć jej dom pewnego podróżnika. W drodze do Bystrego Potoku spotyka pewną dziewczynę, wilki i tajemniczą Klotyldę, która bardzo ją intryguje. Jakby tego było mało w pierwszym dniu pobytu w domu, który miał być jej azylem, spostrzega miejscowego włóczykija Marcina, który spokojnie łowi sobie ryby tuż za jej oknem. Mimo początkowej niechęci do mężczyzny para spędza coraz więcej czasu ze sobą, a między nimi zaczyna rodzić się uczucie. Jednak Marcin nie jest do końca szczery wobec kobiety.

,, Ale paranoja: żona podwozi narzeczoną męża, kiedy ten zabawia się z kochanką. Hahaha- zaśmiała się, ale gorycz, która w tym śmiechu rozbrzmiewała, była bardzo wyrazista."

Jaką tajemnicę ukrywa Marcin przed Aliną ?
Kim jest tajemnicza Klotylda ?
Czy Domek na wrzosowej polanie okaże się nowym miejscem na ziemi dla Aliny?

Bardzo polubiłam postać Aliny, kobieta, która na początku wydawała się naiwną i niewidząca nic poza własnym mężem, w końcu zdjęła klapki z oczu i zakończyła to destrukcyjne małżeństwo. Marcin lokalny włóczęga, na pozór zdawać by się mogło osoba, która żyje we własnym świecie, ale jak wiemy, pozory mylą i okazało się bardzo ciepłym, przyjacielskim i życzliwym mężczyzną. Pokazał Alinie, że na prawdziwe szczęście nigdy nie jest za późno.

Z twórczością Haliny Kowalczuk spotkałam się po raz pierwszy, ale zapewne nie ostatni. Styl, w jakim pisze autorka i sposób, w jaki trafia do czytelnika jest godny podziwu,,Dom na wrzosowej polanie" to książka lekka, łatwa i przyjemna, idealna na letnie dni. Autorka raczy nas pięknymi opisami krajobrazów, przez co same malują nam się one przed oczami podczas czytania. Mamy tu również piękne legendy i miejscowe podania, dzięki którym nasze patrzenie na opisane miejsca postrzegane jest inaczej, troszkę baśniowo, a zarazem magicznie. Warto też wspomnieć o bohaterach drugoplanowych, prawdziwych góralach z krwi i kości, bardzo życzliwych i gościnnych, cechach, które w dzisiejszych czasach ciężko znaleźć u obcych osób. No może poza panią wójt, ale ona za swoje postępki została rozliczona. Dodam jeszcze tylko, że w książce istotną rolę odgrywają wilki-jaką Wam nie zdradzę, sami się przekonajcie, sięgając po lekturę.

Podsumowując,, Dom na wrzosowej polanie" to książka o zawiści, miłości, przyjaźni. Powieść, w której słowa rysują nam przed oczami piękne widoki. To także ciekawe legendy i podania ludowe, a jak wiadomo, w każdej opowieści jest ziarenko prawdy.

Serdecznie polecam.
Marietta

Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu








Remigiusz Mróz - „Hashtag”

Twoja paczka już na ciebie czeka” - zwykła pomyłka? Co byście zrobili, otrzymując taką wiadomość? Zignorowali? A może jednak poszli sprawdzić, czy ta paczka jest jednak dla Ciebie?

Tesa otrzymała taką wiadomość i z czystej ciekawości postanowiła sprawdzić tajemniczą przesyłkę, co było największym błędem w jej życiu, ponieważ zapoczątkowało to całą serię zdarzeń i całkowicie odmieniło jej życie.

Podczas gdy dziewczyna stopniowo odkrywa swoją przeszłość na portalach społecznościowych, pojawia się nowa moda na wpisy oznaczone #apsyda, byłoby to zupełnie normalne, gdyby nie to, że osoby te uważane były za zaginione.

„”Twoja przesyłka już na ciebie czeka!” = brzmiał krótki komunikat zaraz po nim podano lokalizację paczkomatu, w którym miałam odebrać rzekomo zamówiony przeze mnie pakunek.(...)
Werdykt mógł być tylko jeden: pomyłka. Słyszałam go dość często, nie odnosił się wyłącznie do paczki, którą ktoś przez przypadek mi wysłał.
Tle, że „przypadek” to tylko zgrabne określenie niepoznanej jeszcze przyczyny danego zdarzenia.”

Kto rozsyła tajemnicze paczki?
Co kryje się za #apsyda?
Jaka jest prawdziwa przeszłość Tesy?
Jaki związek z zaginięciami ma Strachu i Tesa?

Obawiałam się tylko, że obraz, który się z tego wyłoni, przedstawi mnie w zupełnie innym świetle. Czy to naprawdę możliwe, że nie byłam biologiczną córką moich rodziców? Że cierpiałam na jakieś zaburzenia osobowości? I że coś z moją pamięcią było nie tak?
Jeśli założyłabym, że pierwsza wersja jest prawdziwa, to matka i ojciec przez całe życie mnie okłamywali.
Jeśli przyjęłabym, że druga także, to grono oszukujących mnie ludzi musiałoby się powiększyć jeszcze bardziej.”

Druga z kolei moja przygoda z twórczością Pana Remigiusza Mroza. Pierwszą jego powieścią, którą przeczytałam z ogromną przyjemnością, była „Nieodnaleziona”, którą byłam osobiście zachwycona. W momencie pojawienia się w zapowiedziach nowej propozycji tego autora, byłam bardzo ciekawa tego, czy będzie równie dobrze napisana, jak książka, którą przeczytałam wcześniej. Zapowiadała się świetnie – tajemnicze zaginięcia ludzi, portal społecznościowy, sekretna paczka, zagadkowy #apsyda i sprawa do rozwiązania, czyli wszystko to, co lubię najbardziej . Spodziewałam się trzymającej w napięciu akcji, całej serii zaginięć z kolejnymi odkrywanymi zwłokami, coraz więcej pogłębiających się tajemnic, a otrzymałam co? No właśnie... Duże oczekiwania i ogromny zawód, bo jak dla mnie ta książka to totalna klapa. Początkowo miałam nadzieję, że rozwój sytuacji w pewnym momencie zacznie nabierać tępa, będzie bardziej dynamiczny, że przebrnę przez książkę z prędkością światła, tak się jednak nie stało. Tak naprawdę zmęczyłam ją, a akcja, fakt rozkręciła się szkoda tylko, że kilkanaście stron przed jej zakończeniem. Sama fabuła, jak i pomysł na napisanie tej powieści były fajne, ciekawe, niestety, uważam, że można było je dopracować w lepszy sposób i zapewnić czytelnikowi więcej dreszczyków emocji, a ja czytając ją, miałam wrażenie jakby autor napisał ją po prostu na szybko.

Jeżeli chodzi o głównych bohaterów i ich dwustronną narrację, z którą niestety też nie było szału, była ona nijaka, sztuczna i wyprana z emocji. Jedyne co mi się podobało w tej książce to to, że Pan Mróz po raz kolejny porusza tematy, które niestety dotyczą coraz większej ilości ludzi na całym świecie.

Podsumowując, jest to książka, którą przeczytać można, ja kilkakrotnie oglądając jej trailer, liczyłam na wielkiego kolorowego lizaka, niestety otrzymałam jedynie zwykłego chupa chupsa. „Hashtag” jest to powieść, po którą sami musicie sięgnąć i przekonać się, po której będziecie stronie, albo zostaniecie jej zwolennikami, albo przeciwnikami, ja tak naprawdę mam do niej neutralny stosunek.

Paula


wtorek, 21 sierpnia 2018


E.K. Blair - "Bang"


,,Mówią, że ten, kto mści się na drugiej osobie, traci część swojej niewinności. 

Ale ja nie jestem niewinna. 
Już od dawna. 
Zostałam okradziona z niewinności. Odebrano mi los, który był mi pisany. Duszę, z którą przyszłam na świat. Rubinowe serce osadzone w życiu pełnym nadziei i marzeń.
To wszystko odeszło.
Przepadło.
Nigdy nawet nie miałam wyboru. 
Opłakuję tamto życie. Rozpaczam nad każdym „co by było, gdyby...”. 
Ale z tym już koniec. 
Jestem gotowa odebrać to, co zawsze mi się należało.
Jednak każdy plan ma jakiś słaby punkt. Czasem jest nim serce."



Nina to żona jednego z najbogatszych mężczyzn na świecie. Parę poznajemy, gdy państwo Vanderwal wybierają się na przyjęcie do nowo powstałego hotelu Lotos. Małżeństwo jest zachwycone tym zjawiskowym budynkiem, a Nina za namową męża postanawia zorganizować coroczny bal sylwestrowy właśnie w tym miejscu. Kobiecie ma pomagać w organizacji właściciel hotelu Declan. W miarę czasu i wspólnego przebywania ze sobą między parą zaczyna iskrzyć. Jednak to wszystko to nie przypadek, to plan. Idealnie wyreżyserowany przez Ninę kilka lat temu. Gra, w której pionkami są mężczyźni, a cel jest tylko jeden- zemsta.



Nina to kobieta zimna, wyrachowana, pozbawiona jakichkolwiek uczuć. Postać, którą się stała po krzywdach, jakie wyrządziło jej życie. Nina to osoba idealnie wykreowana przez dziewczynę, której w wieku pięciu lat zabrano to, co najdroższe jedyną osobę, którą kochała miłością bezwarunkową-ojca. Od tej pory zaczęła się jej tułaczka po rodzinach zastępczych, aż w końcu trafiła do piekła na ziemi. Doznała tam wielu strasznych krzywd i poznała Pike, który stał się jej przyjacielem, ich relacja od początku była dość specyficzna, jednak to dzięki niemu dziewczyna przetrwała tę traumę i się kompletnie nie załamała.



Przyznam, że na początku postać Niny mnie irytowała, jej podejście do życia, manipulacje. Jednak, gdy wgłębiałam się w książkę, zaczęłam jej współczuć i podziwiać. Czy neguję jej zachowanie ? Zdecydowanie nie, dziewczyna przeszła tak wiele, że nie jedna osoba by tego nie przetrwała, gdyby tego doświadczyła, jej życie i sens istnienia napędzała zemsta, której smak zdążyła już poznać.



Mężczyźni, są zauroczeni Niną, zaślepieni jej pięknem zewnętrznym nawet nie są świadomi jej manipulacji, są niczym marionetki w jej rękach. Bennet jej mąż kocha ją całym sercem, daje jej wszystko co, najlepsze, nie wie, że żona nim gardzi i nienawidzi za to, co jej odebrał w dzieciństwie. Declan również jest oczarowany kobietą, jednak czuje , że kobieta przed nim coś ukrywa. Para zaczyna coraz bardziej zbliżać się do siebie, to przy nim Nicole przełamuje wszystkie strachy, a to, co było dla niej koszmarem, dzięki niemu nie jest już straszne. Jednak gdy przychodzi czas na przebudzenie, jest już za późno, plan musi zostać zrealizowany.



Jakie krzywdy spowodowały chęć zemsty u Niny?



Kim była zanim los ją tak potwornie skrzywdził?



Czy prawdziwe uczucie jest w stanie uleczyć zranione serce ?



,,Bang'' E.K.Blair to książka zdecydowanie mroczna i ponura, która nie jest dla wszystkich. Fabuła wciąga czytelnika od pierwszych stron, trzyma w napięciu, a z każdą stroną mamy coraz więcej pytań. Lektura podczas, której czujemy totalny rollercoaster emocji, w których prym wiedzie strach. Głowni bohaterowie idealnie wykreowani, wyraziści. Warto wspomnieć, że sceny erotyczne są tu dość mocne i nawet trochę kontrowersyjne czasami, ale to tylko dodaje tej historii wyrazistości i pozwala czytelnikowi poczuć tą mroczność. To jedna z tych książek , której zakończenie wbija nas w fotel i pozostawia w zawieszeniu z milionem pytań. Ja pokochałam ,, Bang '' i mam nadzieję, że nie będzie dane mi długo czekać na kolejną część.



Zachęcam Was gorąco do lektury BANG E.K.Blair, gwarantuję ,że dostaniecie w niej solidną dawkę emocji.

Marietta

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.

sobota, 18 sierpnia 2018


Augusta Docher
"Najlepszy powód, by żyć"





“Czuję na sobie coś mokrego, co oblepia mnie i szlafrok, a potem błysk i nagle jestem w ognistej kuli. Biała łuna rozpościera się przed oczami, oślepia, więc zamykam oczy i zasłaniam się rękami, ale wciąż ją widzę. Nagle do mnie dociera, że się palę. Płonę, skwierczę, jestem żywą ludzką pochodnią”.


Życie Dominiki zmieniło się w chwili, kiedy dziewczyna znalazła się w nieodpowiednim miejscu i czasie, bo jak inaczej można, to określić. Kiedy doszło do tragedii, ona powinna być gdzieś indziej. Nie w domu, nie w swoim pokoju i nie w salonie, gdzie przez okrutne zrządzenie losu została przypadkowo podpalona przez własnego ojca. To się stało w ciągu ułamka sekundy.


Kiedy po kilku dniach wybudza się w szpitalu, nie ma pretensji do ojca, bo wie, że to był wypadek, a jej kochający rodzic nigdy by nie wyrządził jej umyślnie krzywdy. Teraz gdy on jest w więzieniu, Dominika walczy o życie w szpitalu, a raczej robią to za nią lekarze, ponieważ dziewczyna już się poddała.


Jednak na jej drodze staje Tomek- młody lekarz, który nie traktuje jej jak zwykłej pacjentki i dostrzega w niej coś więcej, aczkolwiek, to nie on uleczy jej duszę, a bynajmniej będzie próbował, to młodszy brat Tomka- Marcel.


Czy Dominika zdoła odnaleźć „Najlepszy powód, by żyć”? Czy jej pęknięte i poranione serce będzie umiało kochać?


Augusta Docher jest autorka poczytnego cyklu “Wędrowcy”, a jako Beata Majewska wydała świetnie przyjęte powieści obyczajowe: “Konkurs na żonę” i “Bilet do szczęścia”.


To jest moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki, ale zapewniam, że nie ostatnie. Bardzo długo zbierałam się do przeczytania tej książki i nawet nie wiem, czemu tyle czasu zwlekałam, ale po jej zakończeniu od razu napisałam do siostry, że musi ją koniecznie mieć w swoich zbiorach i wiecie co? Kupiła ją :D Historia Dominiki i Marcela jest smutna, a zarazem piękna, opowiadająca o cierpieniu, samotności, potrzeby wsparcia drugiej osoby. Autorka w świetny sposób przedstawiła nam losy dwojga młodych ludzi, którzy codziennie walczą o lepsze jutro. Pani Docher opisała w dokładny sposób wszystkie terminy medyczne, które są zastosowane w przypadku ofiar poparzenia. Pisze językiem spójnym, prostym, dzięki czemu bardzo szybko się książkę czytało i nie chciało się jej odkładać, chociażby na moment. Ja po prostu przepadłam na jakiś czas i nikt nie potrafił mnie od lektury oderwać.


“Czasami potrzebujemy samotności, żeby przetrawić pewne sprawy, przegryźć je w sobie, przemielić i przeżuć, nieraz aż do mdłości. Ale kiedyś nadchodzi właściwy czas i trzeba wyjść z mrocznej jaskini, z tego cholernego gówna, w którym tkwiliśmy, i poszukać kogoś kto nas pokocha, trzeba być z kimś, bo przecież jesteśmy tylko ludźmi, nie mamy siły Boga, żeby radzić sobie samemu. Wszyscy kogoś potrzebujemy”.


Powiem szczerze, że ta książka mnie bardzo, ale to bardzo poruszyła. Przeżywałam wszystko razem z bohaterką, ona jako jedyna została najbardziej poszkodowana i naznaczona już na całe życie. Wierzę, że ofiarom poparzenia jest naprawdę ciężko, wstydzą się swojego wyglądu, czują się oceniani, mają wrażenie, że wszyscy się na nich patrzą i śmieją się za plecami. Dominika też miała takie odczucia, do tego wszystkiego straciła chłopaka, a przyjaciółka okazała się podła. Kiedy poznała Marcela, zobaczyła jaśniejące światełko w tunelu.


Coś się zmienia. Moje życie się zmienia. Coraz mniej "przedtem", coraz więcej "teraz".


Ta książka jest pełna emocji, ale również jest w niej wpleciony wątek miłosny, który nadaje całej tej opowieści kolorów. Autorka w bardzo piękny sposób wprowadziła nas, czytelników w stan zakochania. Gdy nieoczekiwanie Marcel pojawia się w życiu Dominiki, dziewczyna zaczyna się otwierać i powoli akceptować siebie. Jednak w tej książce również pojawiają się sekrety i tajemnice, a Marcel ukrywa coś przed Dominiką. Nikt o tym nie wie, poza jego rodziną. Czy Dominika będzie umiała wybaczyć Marcelowi, że coś tak istotnego i ważnego przed nią ukrywał?


Tak więc “Najlepszy powód, by żyć”, to książka piękna, smutna z całym rollercoasterem emocji, wrażeń i odczuć. To historia w której przeważa ból i cierpienie głównej bohaterki, ale pamiętajmy, że po każdym deszczu zawsze wychodzi tęcza i słońce.


Kto jeszcze nie czytał tej książki, musi koniecznie nadrobić zaległości. Nie odkładajcie jej na później, tak jak ja, to zrobiłam. Poznajcie tą piękna, smutną i wzruszającą historię dwojga młodych ludzi :)


I na koniec takie moje małe stwierdzenie: Polskie autorki też potrafią pisać dobre książki, a “Najlepszy powód, by żyć” jest tego dowodem :)
Z niecierpliwością wyczekuję kontynuacji :) :) :)


                                                     Kasia

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...