środa, 29 czerwca 2022

 

Ludka Skrzydlewska

“Król Enigmy”

[Patronat]

Nie wie, kim jest jej mąż. Nie wie, co do niego czuje. I nie ma pojęcia, co będzie dalej…


Jade i Rex są małżeństwem od ponad dwóch lat, ale przez ten czas zamienili ze sobą może kilkadziesiąt słów. Nie dotykają się. Jade nie wie niczego istotnego o tajemniczym mężczyźnie, z którym w świetle prawa jest związana przysięgą małżeńską na dobre i na złe. Niczego po za tym, że jej niebywale przystojny mąż to człowiek niebezpieczny i trudny w kontakcie. Kiedy tylko może, unika ludzi, a gdy już koniecznie musi z kimś rozmawiać, jest oschły, nieprzystępny i zimny.


Skąd się wzięło to dziwaczne małżeństwo? Dlaczego Jade się na nie godzi?


Cóż, Rex miał pieniądze, a ojciec jego przyszłej żony ― długi u bardzo złych ludzi, którzy nie cofnęliby się przed niczym, byle tylko odzyskać należność. Jade nie miała wyjścia: by ratować ojca, musiała wyjść za mąż. Przez dwa i pół roku ten dziwny małżeński układ działał, ale teraz gangsterzy wrócili, ojciec młodej kobiety leży ciężko pobity w szpitalu, a ona musi prosić o pomoc… Jakie żądania postawi jej tym razem Rex? I co ich spełnienie będzie oznaczało dla Jade? A może przyjęcie jego warunków wyzwoli w niej nieznane wcześniej pragnienia?


“Są dni, kiedy chętnie dowiedziałabym się o nim wszystkiego – po co mu taki kontrakt, jaką jest osobą, dlaczego tak się zachowuje – ale są również takie, podczas których pragnę jedynie trzymać się od niego z daleka. Coś w tym facecie mnie deprymuje i powoduje, że czuję się skostniała od środka.”


Dosyć długo czasu zajęło mi, żeby przeczytać tę książkę, ponieważ zdrowie mi na to nie pozwoliło. Do tego ten maciupki druk mnie zabijał. Pomimo noszenia okularów i tak bolała mnie strasznie głowa i oczy, że musiałam czytać na raty. No, ale w końcu przysiadłam do tej historii tak porządnie i normalnie wtedy między palcami zaczęły mi się palić kartki od tak szybkiego ich przerzucania. Historia Jade i Rexa jest genialna. Zresztą nie ma, co się dziwić, bo to w końcu Ludka Skrzydlewska. Uwielbiam jej pióro i pomysły, które wplata w swoje książki. Co prawda nie polubiłam się zbytnio z jej jedną książką, jednak ta mi wszystko wynagrodziła. 


Mamy tym razem do czynienia z Jade i Rexem, którzy są małżeństwem z dwuletnim stażem. Ich małżeństwo było naprawdę dziwne, bo niby byli chajtnięci i mieszkali razem, ale przez ten czas nie zamienili ze sobą zbyt wielu słów. Ot połączył ich węzeł małżeński i tyle. Można by sobie zadać pytanie: Po co w takim razie Jade wzięła z nim ślub? A po to, żeby ratować ojca. Dlatego trwa w tym dziwacznym układzie, ale wszystko się zmienia, gdy pewni niebezpieczni ludzie się o nią upominają. Po raz kolejny potrzebuje pomocy i prosi o nią swojego męża. Ale nie ma nic za darmo.


Czego tym razem zażąda Rex?


Z ręką na sercu mogę przyznać, że od tej opowieści dostaniecie kupę emocji. A temperaturę podkreślają świetnie wykreowani bohaterzy. Rex to facet specyficzny i trudny w obyciu. Do tego jest bardzo niebezpieczny. Czasami irytował mnie swoim zachowaniem, ale ja mam słabość do takich postaci, więc go uwielbiałam od samego początku, choć pewnie nie powinnam. Natomiast Jade też była fajną bohaterką. Poświęciła się dla ojca, choć wcale nie musiała tego robić. Ja nie wiem, czy bym się odważyła na taki krok. Raczej szukałabym innych alternatyw. No, ale cóż, to tylko książka i autorkę miała prawo ponieść wyobraźnia. Czasami zadziwia mnie to, jak inni reagują na książki. Ona mogła zrobić tak, siak i jeszcze inaczej. Mogła się nie poświęcać, bo ja bym tego nie zrobiła i tak dalej. Odnoszę wrażenie, że niektórzy aż za mocno się wczuwają w historie. Z jednej strony to w sumie dobrze, bo przeżywają wszystko z bohaterami, ale z drugiej w książkach oni są fikcyjni, a nie prawdziwi i nie trzeba tego tak dosadnie brać do siebie :D

Co do postaci drugoplanowych, to matkę Jade mogłabym udusić gołymi rękoma. Jaki to głupi babsztyl. Normalnie gorzej niż ustawa przewiduje, a dlaczego to już sobie doczytacie sami. Mam tylko jedno małe zastrzeżenie, a mianowicie chodzi mi o to, że zabrakło mi punktu widzenia Rexa. Gdyby takowe się pojawiło, zdecydowanie dopełniłoby to całokształtu tej opowieści. Rex i my jako czytelnicy zasłużyliśmy na to, żeby poznać, co siedzi w jego głowie, a on zasłużył, żeby nam to przedstawić.


Ogólnie cała książka jest naprawdę dobra i warta uwagi. Do tego pikanteria podgrzewa fabułę, że nie sposób się przy niej nudzić. Wiedziałam, że się nie zawiodę podczas czytania. Dobra robota! Szczerze polecam :)


Kasia


Za egzemplarz do recenzji i możliwość objęcia książki patronatem medialnym dziękuję autorce i Wydawnictwu Editio Red.

 

 



 

 

poniedziałek, 20 czerwca 2022

 

Meghan March

“Ukryta pod maską”

Simon Duchesne, były pilot myśliwców, syn kongresmena z ambicjami politycznymi, a dodatkowo bogaty przystojniak o orzechowych oczach, mógłby mieć każdą kobietę. Rodzice od dłuższego czasu zresztą podsuwali mu śliczne laleczki, które powinny idealnie do niego pasować. Żadna z nich jednak nie przykuła uwagi Simona na dłużej. Bardzo się więc zdziwił, gdy poczuł ucisk w żołądku na widok twardej, mocno wytatuowanej dziewczyny z kolorowymi włosami, którą spotkał w salonie tatuażu Voodoo Ink.


Charlie miała kremową cerę i niebieskie oczy, tajemnicze jak ocean. Nie chciała kłamać na temat swojej przeszłości, dlatego nikomu o niej nie mówiła. Wszak nie zasługiwała nawet na to, by samej sobie współczuć. Wielu ludzi odarto z marzeń, by ona mogła żyć jak księżniczka. Zakłamana księżniczka. Charlie zrozumiała to dopiero wtedy, gdy została zmuszona do ucieczki, porzucenia dotychczasowego życia i rozpoczęcia wszystkiego od nowa. Nowy Orlean dał jej szansę. Praca, alkohol, tatuaże, seks i przygarnięty pies stały się drogą do zbudowania siebie na nowo.


Simon wpadł jej w oko, ale nie dała tego po sobie poznać. Kiedy jednak przyszedł do Voodoo Ink po raz kolejny, nie była w stanie zaprzeczyć swoim uczuciom. Powinna była trzymać się od niego z daleka. Bo przecież za nic nie mogła odkryć przed nikim swojej przeszłości, a jako kobieta przyszłego kongresmena nie miała pewności, że jej tajemnice pozostaną bezpieczne. Poza tym nie była odpowiednią kandydatką dla aspirującego polityka. Jej życie zaczęło się mocno komplikować...


Jakie tajemnice ukrywasz, ukochana? 


“Czasem w życiu zdarza się coś takiego, że człowiek zaczyna się poważnie zastanawiać, na ile tak naprawdę zna samego siebie.”


Meghan March to autorka, po której książki sięgam z ogromną ochotą. Historie, które tworzy, są lekkie, ale zarazem zawierają tematy, z którymi ludzie dosyć często się borykają. Tym razem March przychodzi do nas z pierwszym tomem nowej serii Sekrety i Namiętności - “Ukryta pod maską”. Książka ta opowiada losy Charlie, której życie się rozsypało za sprawą krętactw jej ojca. Dziewczyna uciekła do innego miasta, gdzie żyła w kłamstwie, ukrywała się i musiała zaczynać wszystko od nowa. Pewnego dnia na jej drodze staje przystojny Simon Duchesne, który zatrzęsie jej światem w posadach. 


Jak potoczą się losy tej dwójki?

Dlaczego Charlie musiała uciec?

Czy Simon pozna prawdę o dziewczynie?

“Pragnęłam go bardziej niż kogokolwiek w życiu. I zasługiwałam na niego mniej niż na kogokolwiek dotąd.”


Ta lektura ma tylko 289 stron, ale za to dużo się na tych zapisanych kartkach dzieje. Współczułam Charlie okropnej rodziny i tego, co musiała przez nich zrobić. Bardzo trudno jest porzucić swoje dotychczasowe życie, żeby uciec i zacząć je budować na nowo. Charlie nie miała wyjścia, jednak myślę, że tylko na dobre jej to wyszło. To zdecydowanie silna kobieta, która schowała się za kolorowymi włosami i tatuażami. Czasami mnie irytowała swoim zachowaniem i tym, że nie wyznała prawdy o sobie, ale z drugiej strony, to zrozumiałe, bo autorka chciała trzymać czytelnika w napięciu i stopniowo dawkować emocje. Natomiast Simon ehhh… Takiego faceta to tylko szukać ze świecą. Był bardzo za Charlie i wiele znosił, jednak się nie poddawał. Nie znał prawdy o dziewczynie i angażował się w ich relację. Nie powiem Wam, co wydarzyło się dalej, bo nie o to w tej recenzji chodzi, ale było grubo. 


Szczerze mówiąc, to nawet nie wiem, co mam pisać, żeby nie zdradzić za wiele. Było gorąco, seksownie, bohaterzy idealnie odgrywali swoje role. No nie mam do czego się tak naprawdę przyczepić. Jest tu zastosowana narracja dwutorowa, którą uwielbiam i co zawsze podkreślam w swoich recenzjach. Bardzo miło spędziłam czas przy tej historii i już zaczęłam czytać drugi tom, bo jestem ciekawa, co autorka wymyśliła dla przyjaciela Charlie - Cona.


Nie będę się więcej rozpisywać, bo nie ma sensu. Ze swojej strony mogę Was tylko zachęcić do sięgnięcia po tę opowieść, bo jest naprawdę świetna. Jeżeli lubicie książki Meghan March, to mniej więcej wiecie, czego można się po niej spodziewać. Dzięki lekkości jej pióra ja się w jej twórczości zakochałam i jest to dla mnie autorka, której książki biorę po prostu w ciemno. Dajcie się porwać do Nowego Orleanu, gdzie poznacie Simona i Charlie. Sami sprawdźcie jaki los jest im pisany.

Polecam!

Daję tej lekturze mocne 8/10.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Editio Red.

 

 



 

 

 Monika Nerc - „W ramionach mafii”
[Recenzja ambasadorska]


W trakcie ucieczki przed policją Mojra włamuje się do przypadkowego mieszkania, gdzie trafia na imprezę gangu motocyklowego. Pod wpływem impulsu dołącza do pokerowej rozgrywki. Jej przeciwnikiem okazuje się Vincenzo Gambino - mroczny książę podziemia, który zapewnia bogatym najbardziej grzeszne rozrywki. Nazywają go Złotoustym, a w jego żyłach płynie podstęp i pożądanie. Mojra zrobi wszystko, żeby z nim wygrać. Gotowa jest postawić na szali nawet swój ukochany motocykl.
Nie wie jednak, że dla niej to dopiero początek niebezpiecznej gry. Złotousty, który pod nieobecność starszego brata rządzi całym półświatkiem, wciąga ją w układ, który z każdą chwilą bardziej się komplikuje. Do tego w Warszawie pojawia się zagadkowa grupa spod znaku złoto-czerwonego Feniksa.

„Osacza mnie niczym wąż, po czym powoli zaciska się na moim ciele, nie dając nawet odrobiny przestrzeni. Niepokój mnie wręcz przydusza. Czekam w bezruchu na wybawienie, które sądziłam, że nastanie wraz w powrotem do domu, ale to się nie ziszcza. Jego macki nadal mnie dosięgają.”

Twórczość Moniki znam i uwielbiam. Nie jestem w stanie nawet opisać słowami, jak bardzo czekałam na tę książkę. Postać Vincenzo pojawiła się już w trylogii „Dziedzica podziemia” i bardzo mnie ona zaintrygowała. Dlatego, gdy dowiedziałam się, że moje marzenia się ziściły i jego historia zostanie wydana, byłam w siódmym niebie. Miałam co do tej opowieści niemałe obawy, ponieważ oczekiwałam od niej wiele. Trylogię dziedzica uwielbiam i chciałam, aby ta książka, została utrzymana w tym samym mrocznym klimacie, no bo przecież są one w pewien sposób ze sobą powiązane. Gdy tylko dojechała do nas przesyłka z tą powieścią, uśmiech nie schodził mi z twarzy i w pierwszej wolnej chwili od razu zaczęłam ją czytać. Boże! Ależ to było dobre! Czy spełniła moje oczekiwania? I tak i nie! Bawiłam się przy niej świetnie, chłonęłam ją całą sobą, ale... no właśnie, czuję niedosyt, że moja przygoda z nią skończyła się tak szybko, chciałabym więcej i więcej. Fabuła była przemyślana i nieprzewidywalna, cały czas w mojej głowie pojawiało się sporo pytań, na które prędzej czy później uzyskiwałam odpowiedzi, ale, jejku, chciałabym spędzić więcej czasu z tą dwójką. Akcja jest dynamiczna, przez co nie ma ani chwili nudy, całą książkę czytałam z zapartym tchem, a kartki dosłownie przelatywały mi przez palce. Intrygi, tajemnice, ofiary i krwawe porachunki bardzo skutecznie podsycały moją ciekawość, a samo zakończenie daje nam po prostu efekt wow! Zdecydowanie na plus jest również kreacja bohaterów, nie mamy tu ofiar losu i ciepłych kluch, a postacie z jajem, pewne siebie, silne i charakterne, pomimo tego, że każde z nich ciągnie za sobą przeszłość, nie pozwalają, aby czarne chmury zaważyły nad ich życiem i cały czas, choć głęboko skrywane, tlą się w nich cudowne uczucia.

Na tym zakończę moją recenzję, ja jestem tą książką zachwycona i uważam, że powinien ją przeczytać każdy miłośnik dobrej mafii. Ja z pewnością do tej lektury jeszcze powrócę i nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejne powieści autorki. Was gorąco zachęcam do poznania losów Mojry i Vincenzo, gwarantuję, że będziecie zachwyceni. Ja daję jej 8/10! Polecam!

Paula

Za możliwość przeczytania książki oraz objęcia ambasadorstwem dziękuję autorce oraz Wydawnictwu.

środa, 15 czerwca 2022

 Agata Polte - „Żelazna zdrada”


Cheryl Vale to kobieta, której los nigdy nie oszczędzał. Nauczyła się radzić sobie sama ze wszystkimi przeciwnościami, skończyła studia i dostała staż w redakcji czasopisma. Jest uparta i twarda. Ale ma też słabość – słabość do brata swojej najlepszej przyjaciółki, z którą pracuje, nawet jeśli ten nie wie o istnieniu Cheryl.

Przynajmniej do czasu.

Gdyby dziewczyna zdawała sobie sprawę, jak niebezpieczny jest Archer Russell, starałaby się pozostać dla niego niewidzialna. Jednak pewnego dnia mężczyzna ją zauważa…

Kiedy pod wpływem impulsu Cheryl idzie do łóżka z Archerem, nie ma pojęcia, jakie konsekwencje pociągnie za sobą ta decyzja, ale w końcu zaczyna do niej docierać, komu pozwoliła się do siebie zbliżyć. Wystraszona kobieta postanawia zniknąć z Bostonu i ukryć się tak, by boss rodziny Russell jej nie odnalazł.

Tyle że Archer nie zamierza pozwolić Cheryl odejść. Zwłaszcza gdy orientuje się, że z ich dwojga nie tylko on skrywa jakąś tajemnicę…


„Po raz pierwszy w życiu byłem tak rozdarty. Walczyłem z pragnieniem zagarnięcia tej kobiety dla siebie i chronienia jej przed tym, co mogło spotkać ją u mojego boku, a to się nawzajem wykluczało.
Nie wiedziałem, która część mnie, wygra to starcie: ta egoistyczna czy honorowa, jednak za chwilę miałem się przekonać.”

Jakie tajemnice skrywa ta dwójka?
Co się stanie, gdy wyjdą one na światło dzienne?

Twórczość Agaty znam i bardzo lubię, na każdą jej kolejną książkę czekam z ogromną niecierpliwością. Teraz w moje ręce trafił piąty tom serii „Żelazne serca”. Nie będę ukrywała, że zabierałam się za nią chyba z pięć razy i za każdym razem nie mogłam się spiąć, aby zacząć czytać, po pierwszej stronie po prostu ją odkładałam. No ale nareszcie doszłam do wniosku, że nie można tak w nieskończoność, spięłam tyłek i im bardziej zagłębiałam się w lekturę, tym coraz bardziej „plułam sobie w brodę”, że tak zwlekałam z tą książką. Boże! Co to była za historia! Kurczę, muszę powiedzieć, że ta część jest moją ulubioną i podobała mi się najbardziej z całej piątki! Bawiłam się przy niej genialnie! Przemyślana fabuła, wartka i dynamiczna akcja, świetnie wykreowani bohaterowie, czego chcieć więcej?


Akcja już od pierwszych stron przyprawia nas o szybsze bicie serca, zaczyna się dość spokojnie i nie nastawia czytelnika na to, co może wydarzyć się później. Co więcej, po początkowych rozdziałach myślałam, że dostanę bardziej normalny romans, jak mafię, cóż, bardzo się zdziwiłam. Sporo tajemnic, niedopowiedzeń powodowały u mnie szybsze bicie serca, a do tego postać Archera pokochałam już od samego początku. Bijąca od niego aura złego chłopca i pewność siebie, ale i opiekuńczość i troskliwość, sprawiały, że w moim brzuchu pojawiło się stado motyli. Ach, ciągle do niego wzdycham. Ale z drugiej strony jest też ona – Cheryl, która swoją postawą zdobyła moją sympatię. Kobieta nie miała w życiu lekko, wręcz przeciwnie, odniosłam wrażenie, że ma cały czas pod górkę, a los rzuca jej pod nogi kolejne kłody. Podobało mi się to, że nie dawała się stłamsić i nie była zwykłą szarą myszką, wręcz przeciwnie, pokazywała pazurki i dawała niektórym bohaterom nieźle w kość. Podobały mi się jej teksty, i niejednokrotnie przy jej zadziorności na mojej twarzy pojawiał się uśmiech.

Fabuła jest nieprzewidywalna i przyznam się szczerze, że nieźle wykombinowana, właściwie do samego końca nie wiedziałam, kto za tym wszystkim stoi. Nie będę wam zdradzała dokładnie, o co chodzi, dowiecie się tego, jak sięgniecie po tę opowieść. Ja na sam koniec zbierałam szczękę z podłogi, bo takiego obrotu spraw, naprawdę się nie spodziewałam i dlatego duży plus dla autorki za ogromne zaskoczenie.

Ja jestem zachwycona tą opowieścią i z ogromną niecierpliwością czekam na kolejne tomy tej serii. Liczę na to, że teraz w moje ręce trafi albo opowieść Sierry, albo jej brata bliźniaka. Wiem, że w przyszłości na pewno do tej powieści powrócę, ponieważ spędziłam przy niej bardzo przyjemnie czas. Od kiedy tylko zaczęłam ją czytać, nie mogłam się oderwać ani na chwilę, a moje serce do samego końca biło w szaleńczym tempie, dlatego was, gorąco zachęcam do tego, abyście sięgnęli po tę powieść, bo gwarantuję, że warto! Ja daję jej 9/10!

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Niezwykłe oraz autorce.


 

T. L. Swan

“Nieznajomy z samolotu”

Podróż powrotna Emily Foster ze ślubu koleżanki zaczęła się gorzej niż źle. Kiedy kobieta czeka na odprawę, jakiś pijany facet próbuje zniszczyć jej bagaż. Na szczęście obsługa lotniska jako rekompensatę proponuje dziewczynie lot w pierwszej klasie.


Emily myśli, że w końcu będzie mogła odpocząć. Niestety dostaje miejsce obok mężczyzny, który wygląda rewelacyjnie i wprawia ją tym w zakłopotanie. Bo cóż, Emily nie czuje się na tyle atrakcyjna, żeby siedzieć przy takim ciachu.


Tymczasem okazuje się, że seksowny nieznajomy jest nią zainteresowany i wspólna podróż zamienia się w jeden wielki flirt. Do tego z powodu złej pogody pasażerowie muszą spędzić jeden dzień w Bostonie, zanim znowu wyruszą do Nowego Jorku.


Tej nocy Emily nigdy nie zapomni.


Mija dwanaście miesięcy. Dwanaście miesięcy bez kontaktu z nieznajomym z samolotu. Emily sądzi, że tamte chwile będą tylko wspomnieniem. Jednak kiedy zaczyna nową pracę i poznaje swojego szefa, już wie, że się myliła.


“Nie pozwól odejść miłości swojego życia tylko dlatego, że boisz się, że możesz ją stracić.” 


Może zacznę moją recenzję od tego, że T. L. Swan  bez dwóch zdań trafia do grona moich ulubionych autorek. “Nieznajomy z samolotu” to opowieść, która wciąga już od pierwszej strony. Na samym początku, jak zobaczyłam, jaki to kolosik, to nieźle się wystraszyłam. Bałam się, że autorka mogła przedobrzyć z książką i że ją zapchała zbędnym tekstem. Cóż, nic bardziej mylnego. Swan zdecydowanie swój tekst dopracowała i wymyśliła takie sytuacje, które nie dawały nam czasu na nudę. 


W tej opowieści spotykamy Emily Foster, która wraca z Londynu do Nowego Jorku.  Na lotnisku spotkała ją pewna sytuacja, która zaowocowała tym, że kobieta dostała miejsce w samolocie i to w pierwszej klasie. Tam poznaje uroczego nieznajomego, który od razu wpada jej w oko, choć stara się po sobie tego nie okazywać. Przez złą pogodę samolot musiał wylądować na jeden dzień w Bostonie, gdzie nasza główna bohaterka i nieznajomy, spędzili razem noc, po czym się rozstali. Mija dwanaście miesięcy od ich spotkania i Emily przeprowadza się do Nowego Jorku, ponieważ dostała swoją wymarzoną pracę w Miles Media. Wszystko byłoby ładnie i pięknie, gdyby nie to, że jej szefem okazuje się facet z samolotu, czyli Jameson Miles.

Jak potoczą się losy Emily i Jamesona? Czy mężczyzna będzie ją pamiętał? A może nigdy nie potrafił jej wyrzucić ze swojej pamięci?


Ta historia jest naprawdę dobra. Uwielbiam w książkach, gdzie poza romansem coś innego się dzieje i jest wpleciony humor, dzięki któremu, nie jest drętwo. Styl pisania autorki jest lekki i spójny, co daje nam bezproblemowy odbiór opowieści, którą Pani Swan starała się przedstawić swoim czytelnikom. Jej poczucie humoru jest genialne i wplatała w swój tekst wiele odzywek, które ja sama na co dzień wypowiadam. Bohaterzy byli super wykreowani i naprawdę mi się podobali, chociaż czasami mnie denerwowali. Emily to kobieta, która ma swoje zdanie i nie daje się rozstawiać po kątach, co mi zaimponowało. Myślałam, że dostanę jakąś szarą myszkę, ale nic bardziej mylnego. Jest wyszczekana i obstaje przy swoim. Były momenty, kiedy mnie denerwowała swoim zachowaniem, bo czasami aż za bardzo się rzucała i wynajdowała problemy tam, gdzie ich nie było. Natomiast Jameson to facet w gorącej wodzie kąpany, wiecznie nadęty i zestresowany. Po części go rozumiałam, bo na swoich barkach dźwigał dużą odpowiedzialność. Przy Emily starał się być inny, chociaż czasami nie potrafił się kontrolować, przez co dochodziło między nimi do wielu kłótni. Mimo to lubiłam ich przepychanki słowne, bo to właśnie one podkręcały całe napięcie. Oczywiście postacie drugoplanowe także miały swój udział w tym, żeby całość była zachęcająca. Polubiłam Molly i Aarona, bo ta dwójka przyprawiała mnie o niekontrolowane i głośne wybuchy śmiechu.


Ogólnie całość wypadła naprawdę dobrze. Jest zastosowana moja ulubiona narracja, jest podział na role, co zawsze korzystnie wypada. Są sceny zbliżeń, jest kupa humoru. No jest dosłownie wszystko, czego można oczekiwać od dobrej opowieści. Co prawda przeczytanie jej zajęło mi trochę czasu, ale wiecznie wypadało mi coś, co zmuszało mnie do odkładania książki na bok. Jednak wracałam do niej z uśmiechem na twarzy, bo wiedziałam, że będę się świetnie bawić.


Szczerze polecam Wam tę książkę, bo jest warta przeczytania. Nie zrażajcie się jej objętością, bo pochłoniecie to migiem. Jeżeli szukacie czegoś lekkiego na relaksujące wieczory, to śmiało sięgajcie po “Nieznajomego z samolotu”. Oceniam tę historię 8/10.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu.

 

 


 

 



 

środa, 1 czerwca 2022

 

Nana Bekher

“Niebiańskie tsunami”

Nadia rozstała się z Ethanem już cztery lata temu. Ponieważ związek zakończył się jego zdradą, dziewczyna nie zamierzała nigdy więcej się z nim widzieć. Kiedy jednak jej najlepszy przyjaciel i brat Ethana prosi, by wybrała się z nim jako osoba towarzysząca na rodzinne wesele, nie może mu odmówić.


Początkowe plany zakładają, że w czasie wyjazdu Nadia i jej były nie będą mieli wielu okazji do kontaktu. Ethan celowo przedłuża jednak swój pobyt, nieustannie szukając okazji do bycia z dziewczyną sam na sam. Gotowy odzyskać Nadię, wykorzystuje swój nieodparty urok, by przekonać ją do dania mu drugiej szansy. Opowieść o tym, co stało się w noc, gdy ją zdradził, zasiewa ziarno wątpliwości w sercu dziewczyny. Nadia decyduje się zaufać Ethanowi na tyle, by zgodzić się na wspólny wyjazd na Ibizę w gronie przyjaciół. Tam wyjdą jednak na jaw inne tajemnice chłopaka, które szybko wywrócą życie obojga do góry nogami. Czy z końcem wakacji ich drogi rozejdą się na dobre?


“Być może od początku miał to być niezwykle namiętny, ale krótki romans? Być może tylko tyle mieliśmy razem przeżyć?”


Bardzo lubię twórczość Nany i zawsze z miłą chęcią sięgam po jej książki. Tym razem w moje rączki trafiła jej najnowsza pozycja wydawnicza “Niebiańskie tsunami”. Okładka jest taka wakacyjna, kolorowa, do tego zachęcający opis, który skusił mnie jeszcze bardziej, żeby sięgnąć po tę lekturę. Byłam pewna, że dostanę tu fajny wakacyjny romans, malownicze miejsca Hiszpanii i fajnych bohaterów, którzy przeniosą mnie do tego miejsca i pozwolą obserwować swoje perypetie. Cóż, nie do końca dostałam to, co oczekiwałam. Jak mam być szczera, to mam co do tej historii mieszane uczucia. Zabrakło mi jakiegoś elementu zaskoczenia, czegoś, co by mnie wbiło w fotel i nie pozwoliło odłożyć książki na bok. Czytałam ją na raty ponad tydzień, a to bardzo długo jak na 287 stron. Myślę, że ta książka jest najsłabsza w dorobku autorki, ale to każdemu może się zdarzyć napisanie czegoś słabego. Jesteśmy tylko ludźmi.


Mamy tutaj Nadię, która była kiedyś w związku z Ethanem. Pewna sytuacja ponownie krzyżuje ze sobą ich ścieżki. Dziewczyna nadal coś do niego czuje i to ze wzajemnością, aczkolwiek Ethan w przeszłości ją zranił i ona nie może, o tym zapomnieć. Zdrada to coś, czego się nie wybacza i Nadia postanawia nie ulec ponownemu urokowi chłopaka. To taki niewielki zarys historii, ale nie chcę się nad nią za bardzo rozpisywać. Ogólnie fabuła była przewidywalna i miejscami za mocno przesłodzona. Przekomarzania bohaterów były odrobinę dziecinne. Nadii nie polubiłam, bo denerwowało mnie jej niezdecydowanie, niby nie chciała, a jednak ulegała. Ciągle ma przed oczami zdradę Ethana, ale nawet go nie chciała wysłuchać, co mi działało na nerwy. Natomiast Ethan okazał się fajnym bohaterem i lubiłam sytuacje w książce, które były z jego udziałem. Zdecydowanie zabrakło mi tu hiszpańskiego klimatu, który byłby fajnym dodatkiem do całości. Kolejną rzeczą, której mi brakowało to rozdziały z punktu widzenia Ethana, który był ważną postacią. Niby były jakieś wstawki, ale zdecydowanie za mało. 


Ogólnie nie mówię, że ta książka jest zła, ale gdyby była bardziej dopracowana, to byłaby dużo lepsza. Dopiero pod koniec książki otrzymujemy jakąś akcję, która jest ciekawa, ale znowu mi to zepsuła Nadia swoim zachowaniem. Szkoda mi było Ethana i miałam go ochotę mocno przytulić, natomiast dziewczynę miałam ochotę kopnąć w tyłek. Po prostu działała mi na nerwy.


Tak na sam koniec pozwolę sobie dodać, że oprócz tych minusów, które wymieniłam, książkę da się przeczytać, jednak nie oczekujcie od niej, nie wiadomo czego. To taki lekki przewidywalny romans, który nie wymaga za bardzo wytężenia umysłu. Mnie przeczytanie zajęło dość długo, ale być może Wam się spodoba i pochłoniecie tę lekturę w kilka godzin. 

Oceniam książkę 5/10.


Kasia


Ze egzemplarz do recenzji dziękuję Niegrzecznym Książkom.



 

 

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...