Jamie McGuire
„Piękna
katastrofa”
Dziewiętnastoletnia Abby Abernathy wybiera
uniwersytet jak najdalej od domu rodzinnego, żeby zapomnieć o przeszłości u
boku matki alkoholiczki i ojca hazardzisty oraz o własnej głęboko skrywanej
tajemnicy. Marzy o ustabilizowanej przyszłości.
Travis Maddox uosabia wszystko to, od czego Abby chce uciec: brutalną siłę, fantazję i niefrasobliwość w związkach z dziewczynami, które, o dziwo, nie mają mu za złe, że zalicza jedną po drugiej. Tylko Abby – choć czuje, że jakaś zupełnie dla niej niezrozumiała siła przyciąga ją do tego chłopaka – nie chce mu ulec. A jednak godzi się na proponowany przez niego zakład: jeśli wygra ona, Travis zostawi ją w spokoju; w razie jego wygranej – Abby zamieszka z nim na miesiąc.
„Należę do mojej ukochanej, a moja ukochana należy do mnie”.
„Chodzącą katastrofę”
czytałam z dobrych kilka lat temu i wtedy bardzo mi się ta książka spodobała.
Dzięki Wydawnictwu Albatros po raz kolejny miałam tę sposobność, by powrócić do
historii Abby i Travisa. Byłam ciekawa, czy po takim czasie, będę miała o tej
opowieści takie samo zdanie. Cóż, skoro przeczytałam ją w dwa dni, to znaczy,
że tak :D Abby to młoda dziewczyna, która chciała uciec przed przeszłością,
więc bez wahania wyjeżdża na studia, jak najdalej od domu. W nowym miejscu ma
zamiar się odciąć od złych rzeczy i żyć normalnie, jednak jej plan spala na
panewce. W jej życie wkracza huragan, którym jest Travis Maddox. Chłopak
wywróci jej życie do góry nogami. Wszystko zaczyna się od pewnego zakładu, ale
czy aby na pewno?
Miło było powrócić do
bohaterów i móc jeszcze raz śledzić ich losy. Relacja Abby i Travisa była
naprawdę wybuchowa. Czasami wręcz aż nie zdrowa, jednak miłość do drugiej osoby
sprawia, że posuwamy się do wielu rzeczy. Abby miała twardy orzech do
zgryzienia, a Trav jej niczego nie ułatwiał. Uwielbiałam go, bo niby był
chłopakiem mądrym, wiedział, czego chce i do tego dążył, a z drugiej strony był
taką kochaną ciepłą kluseczką, którą chciałoby się zjeść z cebulką, boczkiem i
tłuszczykiem (żeby nie było, bo on nie był gruby czy coś :D). Czasami jego
zachowania były desperackie, co odnosiło odwrotny skutek do założonego. Był opiekuńczy,
czuły i taki kochany. Natomiast, co do Abby, to rozumiałam ją, dlaczego odpychała
od siebie Travisa, ale to już Wam pozostawię do odkrycia. Były momenty, kiedy
tak strasznie mnie denerwowała, że miałam ochotę jej zrobić krzywdę. Niektóre
jej zachowania nie tylko łamały jej serce, ale także i Travisa, czego nie
mogłam jej wybaczyć (nie mogłam, bo Trav to mój ulubieniec i broniłabym go
rękoma i nogami :D). Mimo wszystko darzyłam ją sympatią. Co do postaci drugoplanowych
to fajnie się wpasowały do całej tej lektury. Bardzo polubiłam Americę i
Shepleya, bo zawsze byli dla nich prawdziwymi przyjaciółmi i ich wspierali.
Kiedy było trzeba, dawali im ochrzan i stawiali do pionu.
Cały pomysł na książkę
był ciekawy, bo z jednej strony mamy tu akcję dziejącą się w szkole, a z
drugiej nielegalne walki. Oprócz tego pokazana jest miłość, która może być
piękna, ale i trudna zarazem. Trav i Abby nie mieli łatwo, co zostało ukazane
na tych 379 stronach. Chemia pomiędzy bohaterami była wyczuwalna już od pierwszego
spotkania i nie była sztuczna. Wszystko rozwijało się swoim tempem, co było
dużym plusem. Były też sceny zbliżeń, ale w żadnym razie nie były wulgarne,
tylko krótkie i nie jakoś szczegółowo opisane. Język, jakim pisze autorka, jest
lekki i spójny, dzięki czemu momentalnie wciągnęłam się w czytanie. Spędziłam
przy tej lekturze naprawdę miłe chwile. Zanim wezmę się za czytanie „Chodzącej
katastrofy”, muszę chwilę odetchnąć i po raz kolejny powrócę do świata
bohaterów, tylko że tym razem to Travis mi opowie swoją historię J Nie mogę się też doczekać ekranizacji tej powieści, którą dostaniemy już w
2023 roku.
Polecam i oceniam książkę 8/10.
Kasia
Za egzemplarz do recenzji
dziękuję Wydawnictwu Albatros
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz