środa, 14 sierpnia 2019


Kochani, kto z Was kocha tak samo serię "Laleczek" jak my?? A kto z Was ma jeszcze wątpliwości, czy warto po nią sięgnąć?? Jeżeli nie jesteście do końca przekonani, czy trafi ona w Wasz gust, mamy dla Was prolog oraz dwa pierwsze rozdziały, od których na pewno dostaniecie gęsiej skórki!! :D 


PROLOG
~ Nowe ~

Benny

SKÓRA NA MOIM PRAWYM RAMIENIU jest tak napięta, że poruszanie nim sprawia mi
trudność. Nadal czuję przypominający o ranach z przeszłości ból. Pochylam się, by zerwać
źdźbło trawy. To pierwszy ruch, który wykonałem od co najmniej czterech długich godzin.
Stoję kilka metrów od mojego dawnego domu. Naszego domu.
Czekam, pragnę, wiem.
Odkręcam butelkę wody, wypijam kilka łyków, po czym wylewam sobie resztę na
głowę, co przyjemnie ochładza skórę rozgrzaną panującym wokół upałem.
Słońce jest bezlitosne. Świeci jasno na niebie, przywołując mi na myśl tamten dzień,
kiedy zobaczyłem swoją niegrzeczną lalkę po raz pierwszy. Była taka młodziutka, taka
świeża… Idealna.
Śliczna Laleczka.
Kiedy promienie słoneczne padały pod odpowiednim kątem na jej zwilżone potem
włosy, wyglądała, jak gdyby wplotła w nie tasiemki z najprawdziwszego złota. Letnia
sukienka, którą miała na sobie, przyklejała się do jej malutkiego ciałka, podkreślając idealne,
dziewczęce kształty.
I była tam też jej młodsza siostra…
Zniszczona Lalka.
Macała rączkami moje dzieła sztuki, aż wśród parnego powietrza usłyszałem jej
głośne westchnienie, kiedy położyła dłonie na jednej z moich ulubionych lalek. Potrafiła
docenić porcelanową perfekcję.
– Piękna lalka dla ślicznej laleczki – zaoferowałem łagodnym tonem głosu.
Siostry równocześnie uniosły na mnie wzrok, a moje serce zabiło nagle o wiele
szybciej i mocniej.
Bum.
Bum.
Bum.

Natychmiast zapomniały o zabawce; teraz obchodziłem je wyłącznie ja, patrzący na
nie z uśmiechem.
– Nie stać jej na tę lalkę – warknęła moja idealna laleczka, przymrużając śliczne
oczęta. Miała zacięty wyraz twarzy, ale zdradzały ją rumiane policzki. Już wtedy wiedziała,
do kogo należy. Wiedziała, że jest tylko moja.
Ach, jak łatwo było mi wtedy wziąć sobie to, czego pragnąłem, ale też z jaką
łatwością lalka odebrała mi to kilka lat później…
Tak bardzo się zmieniła. Czas ucieka zbyt szybko, tak mało go z nią spędziłem.
Moje wspomnienia znikają, kiedy gromada ptaków zrywa się do lotu z drzewa, które
stoi tuż za ruiną mojego dawnego domu. Czekam przy nim z cierpliwością, której nauczyłem
się przez lata. Od dnia, w którym mnie zabiła, zaszedłem bardzo daleko.
Lalka nie zadała sobie nawet trudu, by posprzątać po swojej zdradzie. Nie przysłała
nikogo, by poszukał moich zwłok.
Zostawiła mnie na pewną śmierć, sądząc, że to już koniec.
I się, kurwa, pomyliła. Oboje się pomylili.
Amatorzy.

***

Trzy lata temu

– Co ty robisz? – pytam, marszcząc brwi i uważnie jej się przyglądając. Lalka patrzy na mnie
wyzywająco. W jej oczach widzę podejrzany spokój, kiedy zatrzaskuje drzwi i zamyka nas w
celi swojej siostry.
– A na co ci to wygląda?! Zamykam drzwi! – syczy. – Teraz będziemy tu siedzieć i
patrzeć na to, co zrobiliśmy! Oboje musimy odpokutować!
Odpokutować? Ona nic nie rozumie. Macy była zniszczona, zbyt szalona, by
ryzykować, więc musiałem ją zabić.
Jednak ją również, na swój własny sposób, kochałem. Dlaczego lalka tego nie
rozumie?!
Zaciskam mocno powieki i uderzam ręką w skroń, ponieważ krzyki, wrzaski w mojej
głowie znów zagłuszają myśli, a ja muszę je powstrzymać.
– Ale ona była zepsuta! Nie mogliśmy jej naprawić! – warczę przez zaciśnięte zęby.
– Ty jesteś, kurwa, zepsuty, Benny! Ty. Jesteś. Zepsuty.

Moje mięśnie sztywnieją. Mam wrażenie, że krew przestaje krążyć mi w żyłach i
zapycha je niczym zasychający cement.
– Nawet nie waż się tak mówić – ostrzegam.
Laleczka zaczyna płakać, a jej nogi się trzęsą.
– Aresztowaliśmy twojego ojca, Benny – krzyczy do mnie przez łzy. – Przez lata
gwałcił małe dziewczynki, a ty tak po prostu pozwoliłeś mu żyć! Przecież wiesz, co zrobił
Bethany, i miałeś to gdzieś! – wrzeszczy, oskarżycielsko wskazując mnie palcem. Zawieszam
na nim wzrok. To tylko palec, ale równie dobrze mógłby być nożem; kieruje nim we mnie z tak
ogromną siłą, jakby chciała mnie ukarać.
Lalka jest przerażona, tak samo jak Bethany. To dlatego mówi o mojej siostrze i
próbuje mnie zranić. W końcu jednak zrozumie, że Macy wcale nie jest jej potrzebna. Ma
mnie, i tylko my się liczymy. Zostaniemy razem na zawsze.
Mój ojciec bywał pożyteczny, ale jego również wcale nie będzie nam brakować.
Zabiłbym go dla niej, gdyby w zamian za to wróciła do domu… Jednak teraz jest już za późno.
Rzeka zmieniła bieg, a jej prąd stał się zbyt gwałtowny, by z nim walczyć.
– Ojciec bywał pożyteczny – powtarzam na głos swoje myśli.
– Obrzydzasz mnie – wyrzuca z siebie, ale wiem, że zaraz jej przejdzie. To tylko
chwilowa złość, moment zdenerwowania…
– Cóż, to się zmieni – uspokajam ją, po czym robię krok w przód.
– Nie! – wrzeszczy natychmiast, wyciągając dłoń, by mnie zatrzymać. Patrzę na jej
nadgarstek, dostrzegając, że brakuje na nim kajdanek.
– To wszystko się dzisiaj skończy, Niegrzeczna Laleczko.
– Masz rację. – Wybucha głośnym, niepohamowanym śmiechem. – To koniec.
Pochylam się, by wyjąć ukrytą w skarpetce strzykawkę.
– Co to, kurwa, jest? – pyta, wskazując prosto na nią.
Przymrużam oczy i najpierw spoglądam na jej broń, a potem na kraty w drzwiach celi.
Dzieciak zniknął.
Lalka nie jest sama.
Jak mogła mnie tak kurewsko zdradzić?
– Nie przyszłaś sama? – pytam z niedowierzaniem. Laleczka łamie zasady. Przecież
wie, co się dzieje, kiedy postępuje w ten sposób.
– Już nigdy nie będę sama – syczy przez zęby. – Dillon jest częścią mnie i należę do
niego, a nie do ciebie, Benjamin. Nigdy do ciebie nie należałam.
Ach! Jak śmie wypowiadać przy mnie jego imię?!

Ona należy do mnie! To moja lalka! Moja laleczka!
Zaciskam mocno szczękę, napinam mięśnie, wpadam w furię.
– Nigdy nie pozwolę ci opuścić tej celi – przysięgam. – Nigdy!
Lalka macha pistoletem w moją stronę.
– A kto z nas dwojga trzyma w ręce broń? Nie oszukuj się, Benny. Nie masz już nade
mną żadnej władzy.
W odpowiedzi tylko się do niej uśmiecham.
– Jak mówiłem, dzisiaj to wszystko się skończy, ale mam wystarczająco dużo czasu, by
wbić w ciebie tę maleńką igiełkę. Odejdziemy stąd oboje. Razem. Później będziesz miała całą
wieczność, żeby uświadomić sobie, że naprawdę mnie kochasz.
Jej powieki drżą, kiedy rozważa swoje możliwości.
Nie masz żadnych opcji, lalko! Należymy do siebie nawzajem. Będziemy razem i
doskonale o tym wiesz!
Robię kolejny krok w jej stronę, kiedy nagle słyszę z jej ust coś, co całkowicie mnie
paraliżuje.
– Jestem w ciąży!
Opuszczam ręce, nie mogąc w to uwierzyć… Niespodziewanie w mojej głowie rodzi się
tyle myśli, tyle nowych nadziei… Wtem słyszę huk, a sekundę później czuję w ramieniu
przeszywający ból i zataczam się do tyłu.
– Kurwa mać! – wrzeszczę. – Kurwa, postrzeliłaś mnie! – Nie panuję już nad ciałem.
Upadam na łóżko, a strzykawka spada na podłogę.
– I to jak celnie – odpowiada z dumą, podchodząc bliżej i zgniatając strzykawkę
podeszwą.
Laleczka nosi w sobie mojego potomka – owoc naszej miłości.
– Jesteś w ciąży? Będziemy mieli dziecko?
Na moim nadgarstku zaciska się zimna bransoletka kajdanek. Nie zwracam na to
uwagi, obserwuję tylko swoją zabawkę, nadal nie potrafiąc uwierzyć w to, co właśnie mi
wyznała.
Kiedy zapina kajdanki na mojej drugiej ręce i spycha mnie na podłogę, czuję w
ramieniu pulsujący ból.
Będziemy mieli dziecko.
Za jej plecami otwierają się drzwi, a za lalką staje ta śmierdząca świnia, pierdolony
Dillon. Jak on śmie przerywać nam tak cudowną chwilę?!

Zamorduję go; powoli i boleśnie. Sprawię, że poczuje mój gniew z każdym ruchem
ostrza wbijającego się w jego obrzydliwe ciało.
Nie pozwolę mu odebrać nam tego momentu!
– Nasze dziecko – szepczę, patrząc prosto na moją przepiękną laleczkę.
Dillon zasłania mi ją przez chwilę, kiedy podchodzi do łóżka i podnosi z niego
Zniszczoną Lalkę. Bierze jej ciało na ręce i wynosi je z celi, a my znów zostajemy sam na sam.
Tak. Tak właśnie powinno być.
– To dziecko nie jest twoje, Benny – oznajmia nagle moja lalka. – Życie nie może
zrodzić się ze śmierci. Tyle razy próbowałeś mnie zniszczyć, ale to nigdy ci się nie uda.
Powinieneś smażyć się w piekle. Twój czas dobiega końca. To dziecko to nowe życie, a na
ciebie czeka tylko śmierć.
Otwieram usta, lecz mój ból jest zbyt ogromny, bym był w stanie wydobyć z siebie
głos. Ona kłamie. Na pewno tak nie myśli.
Wycofuje się powoli, wciąż we mnie celując. Tak naprawdę nie potrzebuje jednak
broni; jej słowa zabijają mnie skuteczniej niż pociski. Kiedy opuszcza celę i zamyka drzwi na
zamek, Dillon znów do niej podchodzi i przysuwa odrażające usta do jej czoła.
– Wszystko w porządku – zapewnia go lalka. – Panuję nad sytuacją.
– Wiem, że panujesz – odpowiada szeptem, po czym odchodzi, zostawiając ją z tym, do
kogo należy naprawdę.
Lalka wie, że jestem jej panem, a w jej łonie rośnie nasze dziecko.
– Kłamiesz – zarzucam jej. Siła znów do mnie powraca, więc poruszam gwałtownie
nadgarstkami, sprawdzając wytrzymałość kajdanek. Chyba nie sądzi, że te maleństwa mnie
powstrzymają?
Głupiutka laleczka.
Z trudem wstaję na nogi, bo promieniujący z rany postrzałowej ból przeszywa całe
moje ciało. Zmuszam się jednak do ruchu, a ona tylko mi się przygląda.
Pogrywa sobie ze mną, co mi się nie podoba.
– Wypuść mnie, kurwa! – rozkazuję. – W tej chwili!
Lalka zaczyna się śmiać; tak głośno i szaleńczo, jakby traciła kontakt z
rzeczywistością. Teraz kojarzy mi się z siostrą… Zniszczyłem moją śliczną laleczkę.
Zmieniłem ją, ale jestem pewien, że w końcu dojdzie do siebie.
– Nie będziesz mi dłużej rozkazywał. Zostawię cię tu, żebyś zgnił. Tak jak ty zostawiłeś
nas. Mam nadzieję, że odór krwi biednej Macy będzie cię dręczył aż do dnia, gdy zdechniesz z
głodu.

Nie odważyłaby się tego zrobić.
Jeszcze raz próbuję zerwać z rąk kajdanki.
– Kurwa mać, wypuść mnie! – Chociaż rzucam się na drzwi całym ciężarem ciała, one
nawet nie drgną. Wiedziałem, że tak będzie. Sam je zbudowałem, żeby moje laleczki były
bezpieczne w swoich celach, więc nie da się ich wyważyć.
– Słyszysz, co mówię?! Wypuść mnie! – ostrzegam ją raz jeszcze.
– Ty nigdy mnie nie wypuściłeś. – Jej głos wyraźnie się załamuje. – Żegnaj, Benny.
Opuszcza mnie. Zostawia. Jednak wie, że po nią wrócę. To dlatego mnie nie zabiła. Te
okrutne słowa to efekt trucizny, którą Detektyw Dupek traktował jej biedny mózg, ale lalka
naprawdę mnie kocha i chce, żebym po nią wrócił.
– Wracaj tu, niegrzeczna lalko! Otwórz te drzwi! – krzyczę za nią, wyłamując sobie
kciuk, by zdjąć kajdanki z jednego nadgarstka. Okazuje się to trudne nawet z przestawionym
palcem. Metal przecina skórę, pozostawiając za sobą krwawą ranę, a pulsujący ból jeszcze
bardziej napędza moją wściekłość.
Lalka o czymś zapomniała. Ta cela nie należała do niej, ale do jej siostry.
Czasami karałem Zniszczoną Lalkę i zamykałem ją tutaj, ale robiłem to tylko wtedy,
kiedy była niegrzeczna. Na co dzień mogła sobie chodzić, gdzie tylko chciała. Zabierałem jej
klucz wyłącznie, gdy coś przeskrobała.
Nie muszę długo szukać, bo niemal od razu zauważam porcelanową lalkę bez oka, z
wystającymi z oczodołu nożyczkami.
Wokół jej szyi, na łańcuszku, wisi mój upragniony klucz.
Nawet po śmierci moja Zniszczona Lalka pozostała lojalna i przydatna dla swojego
pana.
Podchodzę do drzwi, otwieram zamek, ale nagle zamieram w bezruchu. Czuję swąd
popiołu i palonego drewna. Ten zapach jest tak mocny i intensywny, że aż drapie mnie od
niego w gardle. Sekundę później czuję pod stopami żar i wiem już, co się stało. Płomienie.
Pomarańczowe płomienie rosną coraz wyższe, pożerając cały mój dom.
Otacza mnie ogień, niszcząc wszystko, co zbudowałem.
Jak mogła mi to zrobić? Przecież to był również jej dom.
Myśli, że jestem tu zamknięty.
Chce mnie zabić.
Nie. Na pewno nie. Nie mogłaby.
Ogień. Ogień niszy cały mój dobytek i parzy moją skórę, gdy przedzieram się przez to
piekło w poszukiwaniu schronienia i chłodnego powietrza.

Szyby trzaskają pod naporem wrzeszczącego z udręki drewna. Cały dom wydaje się
jęczeć z bólu.
Otacza mnie gęsty i zabójczy dym, gdy biegnę prosto do okna i bez namysłu przez nie
wyskakuję.
Szkło rozrywa poranioną skórę na moich ramionach, jednak nie czuję już bólu; nawet
bólu swojego serca. Po tym, co zrobiła mi moja niegrzeczna laleczka, nie czuję zupełnie nic.
Leżę na trawie i wpatruję się w niebo, podczas gdy czarny dym powoli zamienia dzień
w noc. Znajduję się zaledwie kilka metrów od pogorzeliska; od zgliszczy jedynego domu, jaki
kiedykolwiek miałem.
Zabiła mnie.
Moja śliczna laleczka mnie zabiła.

Potrząsam gwałtownie głową, by odtrącić wspomnienia, po czym rozglądam się po
otaczającym mnie zniszczonym terenie.
To cmentarzysko. Moje miejsce spoczynku, którego Laleczka nigdy nie przestanie
odwiedzać. Może sobie wmawiać, że się ode mnie uwolniła, może słuchać, jak Dillon
powtarza jej to do znudzenia – to nieistotne. Lalka należy do mnie i już na zawsze pozostanie
moją własnością. Zostawiłem na jej duszy ślad, który wciąż każe jej tutaj powracać.
Przyjdzie tu. Wiem to.
Tak samo, jak wróciła w zeszłym roku. Obserwowałem ją wtedy, patrząc, jak łzy
wzbierają w jej oczach, a potem płyną po delikatnych policzkach przy akompaniamencie
nienaturalnego szlochu, który szybko przemienił się w śmiech. Pokręciła głową i odsunęła
kosmyk włosów za ucho, pokazując głuszy, że czuje się wolna.
Naprawdę trudno było mi się powstrzymać, bo miałem ochotę natychmiast ją porwać.
Chciałem zabrać swoją laleczkę tam, gdzie nikt już nigdy by jej nie odnalazł.
Zmieniła się tak bardzo, że miałem wrażenie, jakbym patrzył na obcą osobę. Jednak to
pragnienie, poczucie, że należy do mnie, było silniejsze niż wszelkie wątpliwości i krzyczało,
żebym zabrał to, co mi się należy. Niestety, lalka nie była sama. Niemowlę przy jej piersi,
przyczepione do szczupłego ciała matki czymś w rodzaju uprzęży, sprawiło, że stałem w
cieniu drzew nieruchomo niczym posąg.
Potem pojawił się przy niej ten skurwiel, wziął od niej dziecko i przyłożył obrzydliwe
usta do skóry, którą to ja powinienem całować. Choć nie miał prawa dotykać mojej własności,
umieścił dłonie na jej oliwkowym, za bardzo opalonym ciele. Szepnął jej do ucha, na co ona
się uśmiechnęła. Nie. To do mnie powinna się uśmiechać!

Zresztą, pierdolę tego sukinsyna. Jeśli chce, może sobie oglądać jej uśmiech, ale to do
mnie będą należeć jej łzy, jęki i błagania.
Na ogolonej głowie czuję kropelki potu; gałęzie drzewa, pod którym stoję, nie chronią
zbyt skutecznie przed popołudniowym upałem. Dotykam palcami brody, którą noszę teraz
dłuższą niż kiedykolwiek wcześniej. Muszę przyznać, że kobiety uwielbiają zarost; długa
broda jest jak magnes na zdziry – szczególnie te, które kręci ostry seks. Te szmaty błagają,
żebym zadawał im ból, przez co wkurwiają mnie tak bardzo, że spełniam ich marzenia z
nawiązką.
Seks powinien być wyzwoleniem, ale we mnie rozbudza jedynie bestię, która ryczy
coraz głośniej, żądając uwolnienia.
Tylko lalka mogłaby mnie wyzwolić.
Te szmaty nie są nic warte. Nie przynoszą mi satysfakcji. Nie są nią.
Moją śliczną laleczką.
Kiedy tak czekam, zwęglone ruiny mojego dawnego domu – naszego domu – wydają
się ze mnie drwić, a czas mija okrutnie wolno.
To miejsce pozostało nietknięte.
Zarosło chwastami, ale aż do teraz nikt w nie nie ingerował.
Stare wspomnienia szamoczą mi się po głowie. Próbują zapuścić korzenie i uwięzić
mnie w tym miejscu na zawsze.
Kiedy tu powracam, nawiedzają mnie duchy. Żółta taśma wciąż porusza się na wietrze
pomiędzy zaroślami, otaczając podwórko, które policja dokładnie przekopała – ci skurwiele
rozgrzebali każdy pieprzony metr mojej ziemi i zabrali z niej to, co nie należało do nich.
Zakłócili spokój przeszłości.
Nagle znów przychodzą mi na myśl wspomnienia o ojcu i o jego zdradach. Nie
potrafię pogodzić się z tym, że nie mogę pozbawić go jego marnej egzystencji.
Słyszałem, że dla byłych policjantów więzienie jest wyjątkowo brutalne. Brutalne…
ale w porównaniu z czym?
Jestem przekonany, że potrafię wymyślić dla niego lepsze tortury. Mógłbym sprawić,
że cierpiałby tak bardzo, jak na to zasługuje. Powinien żyć w piekle, które stworzył.
Nagle z oddali dociera do mnie warkot silnika, a atmosfera natychmiast się zmienia.
Powietrze zaczyna w końcu się poruszać, jakby wzburzone emocjami, które czuję na
myśl o naszym rychłym spotkaniu. Moja dusza krzyczy; błaga, bym z nią porozmawiał.
Muszę ją usłyszeć, dotknąć jej, wejść w nią…

Muszę znowu poczuć spokój – spokój, który dawała mi w chwilach, kiedy nie
uciekała, nie zdradzała mnie… Kurwa mać, ona mnie zamordowała!
Odkąd zniknęła, moje życie rozpoczęło się na nowo. Poznałem Tannera i wszystko się
zmieniło, a jednak dzień w dzień jej obecność, albo raczej jej brak, nawiedza moje myśli i nie
pozwala mi zaznać ulgi.

***

Trzy lata temu

Mój ojciec zawsze dbał o to, żebym był przygotowany na zmiany, kiedy będę musiał uciekać.
Wiedział, że to, kim jestem, niesie za sobą konsekwencje.
Gdy wstaję z trawnika, moja skóra zdaje się wrzeszczeć. Mam wrażenie, że zaciska się
wokół mięśni i kości jeszcze ciaśniej, a wszystko boli mnie coraz mocniej… Jestem rozbity.
Potrzebuję pomocy.
Wkurwia mnie, że muszę jej szukać, ale moje życie właśnie rozpadło mi się przed
oczami. I to dosłownie.
Ojciec wpadł w ręce policji, więc idąc w tamto miejsce, ryzykuję, że skończę tak samo
jak on. To niebezpieczne, ale jestem przygotowany. Nie znajduję innego wyjścia i nie wierzę,
że ojciec miałby zdradzić policji cokolwiek, a już zwłaszcza nazwisko tego człowieka. Od
zawsze nazywał go naszym sprzymierzeńcem.
Ruszam na zachód od miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą stał mój dom, aż kilka
kilometrów dalej natrafiam na drzewo, w którego korze wycięta jest litera B. Niedaleko
dostrzegam kamień ozdobiony tą samą literą, więc przysiadam, by wyjąć go z ziemi. Chłodne
powietrze drażni odsłoniętą, rozpaloną skórę na moim ramieniu. Rana postrzałowa to nic w
porównaniu ze smrodem, jaki wydziela z siebie twoja własna, gotująca się skóra. Moje ciało
się trzęsie, a oczy zachodzą mgłą, ale ja kopię dalej – kopię w ziemi coraz głębiej, łamiąc
paznokcie na suchej, twardej glebie.
W końcu wzdycham z ulgą, kiedy natrafiam opuszkami palców na rączkę skórzanej
aktówki. Z trudem wyciągam ją z ziemi i upadam, głośno oddychając.
Potrzebuję wody.
Po chwili nabieram sił, by znów usiąść, więc rozpinam zamek i zaglądam do środka
teczki. Znajduję tam całkiem sporo banknotów, połączonych w plikach po tysiąc dolarów.
Trzydzieści tysięcy nie wystarczy na długo, ale zawsze to jakiś początek.
Na widok wizytówki dostaję dreszczy.

To dla mnie coś nowego. Zwykle nie polegam na innych ludziach, ale czasy się
zmieniły i to przez moją niegrzeczną laleczkę.
Na wizytówce widnieje tylko jedno słowo: TANNER. Numer telefonu jest już zapisany
w pamięci telefonu na kartę, który dostałem.
Jedną ręką naciskam przycisk „zadzwoń”, a drugą łapię za źdźbła trawy, ściskając je
tak mocno, że połamane paznokcie wbijają się w skórę moich dłoni.
Słyszę dźwięk wybieranego numeru, a potem sygnał.
Jeden.
Drugi.
Trzeci.
– Jakie imię jest na wizytówce? – pyta mnie jakaś kobieta.
– Tanner – odpowiadam zachrypniętym głosem, który świadczy o tym, w jak kiepskim
jestem stanie.
– Proszę zaczekać.
Słyszę w słuchawce pierdoloną muzyczkę.
Co to ma, kurwa, być?!
Ktoś śpiewa I Stand Alone przy akompaniamencie gitarowych riffów, co w tej sytuacji
uznaję za wyjątkowo ironiczne.
Nagle muzyka cichnie, a zamiast niej pojawia się męski głos.
– Gdzie jesteś? – Jego ton jest niski i spokojny. Odzywa się do mnie tak, jak gdyby
rozmawiał ze starym przyjacielem. – Powiedz, gdzie jesteś, to wyślę po ciebie samochód.
– Jakieś sześć czy osiem kilometrów od domu…
Połączenie urywa się, zanim mam szansę podać mu adres.
To mi się nie podoba, ale nie mam czasu o tym myśleć. Moje ciało jest coraz słabsze…
Tracę przytomność, powoli zatapiając się w ciemność nocy.

***

Mój umysł pogrążony jest we śnie, jednak jakiś cichy odgłos przegania płomienie, które
otaczają całe moje ciało…
Po chwili budzi mnie ciche kapanie wody.
Kap.
Kap.
Kap.

Otwieram gwałtownie oczy i zrywam się do pozycji siedzącej, aż woda faluje wokół
mnie i wylewa się za krawędź wanny.
Wanna. Jestem w wannie.
– Spokojnie – odzywa się ten sam mężczyzna, którego głos słyszałem wcześniej przez
telefon. Wydaje się pewny siebie i władczy. Prawdopodobnie to on tutaj rządzi.
Zamieram w bezruchu, rozglądając się po nowym otoczeniu. Ściany łazienki od
podłogi do sufitu pokrywają ciemne kafle. Całe pomieszczenie zdominowane jest przez wielkie
lustro, zawieszone na jednej ze ścian. Siedzę nagi w ogromnej, rogowej wannie, a woda wokół
mnie jest ciemna, mętna i chłodna.
Skupiam wzrok na stojącym nade mną i bezwstydnie przyglądającym mi się
mężczyźnie.
Jest wysoki i ma na sobie garnitur oraz krawat. Elegancki skurwiel.
Czyżby miał zamiar zaprosić mnie na pieprzoną randkę?
O co tu, kurwa, chodzi?
Kim jest ten gość?
Moje plecy bolą tak bardzo, że nawet oddychanie sprawia mi trud.
A ten mężczyzna, Tanner, nic nie robi, tylko na mnie patrzy.
Jego włosy są ciemne i gęste; ani długie, ani krótkie, zaczesane do tyłu. Jego oczy
mają kolor płomieni, od których właśnie uciekłem, a usta są pełne i wykrzywione w
podejrzanym uśmieszku.
– Nie sądziłem, że zdołam cię kiedyś poznać – stwierdza, zachowując się tak, jak
gdyby wiedział, kim jestem… Albo raczej czym jestem. – Wiszę twojemu ojcu przysługę…
Nawet niejedną.
Najwyraźniej Tanner nie ma pojęcia, że mój ojciec siedzi teraz w pierdlu i nigdy już
nie wyświadczy mu kolejnej „przysługi”.
Czy pomógłby mi, gdyby o tym wiedział?
Zresztą, nieważne. Gówno mnie to obchodzi. I tak niedługo stąd zniknę, by odnaleźć
własną drogę, tak jak zawsze.
– Pani doktor wróci za parę minut, żeby opatrzyć twoją poparzoną skórę. Wcześniej
usunęła ci kulę z ramienia i zrobiła, co mogła, żeby zapobiec powstaniu blizn. Kilka jednak i
tak ci zostanie. Mam nadzieję, że nie jesteś zbyt próżny. – Przymyka powieki i przechyla
głowę w bok, przeszywając mnie na wskroś spojrzeniem zaciekawionych, bursztynowych oczu.
– Na co się tak gapisz? – warczę, czując się bardziej obnażony niż kiedykolwiek dotąd
i to wcale nie z powodu swojej nagości.

Ten gość nie patrzy na mnie jak na kogoś, kogo chciałby przerżnąć. Widzę w jego
oczach coś innego… zdziwienie, może podziw? Podchodzi o krok i siada na brzegu wanny, po
czym wkłada rękę do wody i obserwuje, jak ta przepływa pomiędzy jego palcami.
– Gapię się, bo cię podziwiam. Jesteś naprawdę niezwykły, wiesz? Wprost nie mogę
się doczekać, żeby pomóc ci osiągnąć twój prawdziwy potencjał. Teraz nie jesteś już sam –
zapewnia, całkowicie mnie zaskakując. – Zostaniemy najlepszymi przyjaciółmi, Benny.

***

Kiedy powietrze przeszywa warkot silnika, moje serce zaczyna drżeć i natychmiast powracam
ze świata wspomnień do rzeczywistości.
Już z daleka rozpoznaję tę kupę złomu, którą Dillon ma czelność nazywać
samochodem. Pochylam się i przyciskam ciało do drzewa, za którym się ukryłem. Dawne
rany wydają się wrzeszczeć, ale w tej chwili nie mogę zwracać uwagi na ból.
Blizny po tamtej nocy nieustannie przypominają mi o tym, jak niegrzeczna laleczka
mnie zdradziła. Są niczym znamię, z którym przychodzi na świat noworodek. Narodziły się
wraz ze mną, kiedy wyszedłem z płomieni, wśród których mnie uwięziła, i stałem się nowym
człowiekiem.
Moje dłonie drżą. Mam ogromną ochotę kogoś zabić! Ją, jego, siebie… Nie potrafię
jednak nic zrobić i wciąż nie rozumiem, dlaczego. Minęły już lata, odkąd lalka była tylko
moja… Jej nieobecność czyni mnie samotnym; odczuwam pustkę, której nikt nie jest w stanie
wypełnić.
Ona wciąż do mnie należy.
Zawsze będzie należeć tylko do mnie.
Nie widzę jej wystarczająco często. Nie śledzę jej, nie obserwuję… Muszę nacieszyć
się tym momentem i zapisać go w pamięci na później, by w każdej chwili móc sobie
przypomnieć, że to nie jest już ta Niegrzeczna Laleczka, którą stworzyłem.
Teraz jest inna. Zepsuta. Przez niego.
Drzwi samochodu od strony pasażera się otwierają. Z daleka dostrzegam zakryte
dżinsami nogi dziewczyny, którą kiedyś tak dobrze znałem. Wysiada z auta, pochyla się nad
otwartą szybą i coś jeszcze mamrocze. Nie jestem w stanie usłyszeć, co mówi; niewyraźne
dźwięki nijak nie układają się w słowa. Zaraz potem odchodzi, a jej włosy falują wraz z
każdym pewnym siebie krokiem, kiedy przeprawia się przez gęste krzaki, zmierzając w stronę
swojego celu.

To miejsce jest dla niej zapomnianym cmentarzyskiem, ale dla mnie to wciąż mój
dom. Nasz dom.
Wściekłość gotuje się we mnie na równi z pożądaniem, rozpaczą i rozczarowaniem.
Lalka zatrzymuje się, a jej pierś porusza się prędko w rytm ciężkiego oddechu. Z
daleka dostrzegam jej wystający brzuch; brzuch, w którym nosi cudze dziecko. Mam
wrażenie, że ze mnie kpi; razi mnie w oczy samą swoją obecnością.
Mógłbym podejść tam szybko i bezgłośnie, zakończyć to wszystko w marnych kilka
sekund. Mógłbym odebrać życie jej, a zaraz potem sobie. Ach, jak piękna byłaby to
wiadomość dla tego kutasa, który sądzi, że od dawna nie żyję.
Ale nie tylko ona się zmieniła. Ja również jestem teraz inny.
Stałem się całkowicie nowym człowiekiem.
Nie działam irracjonalnie, a każdy mój krok jest dokładnie przemyślany.
Słońce odbija się od pofarbowanych na czerwono włosów lalki.
Nienawidzę ich. Są okropne. Wyglądają tanio i nienaturalnie.
Jej biodra są teraz szersze, a ciało pełniejsze. Macierzyństwo ją odmieniło – on ją
zmienił! Zmienił moją idealną laleczkę! Jak ja, kurwa, nienawidzę tego skurwysyna… Mam
ochotę obedrzeć go ze skóry. Tak, zedrzeć z niego skórę, założyć ją na siebie, a potem
pieprzyć w niej moją niegrzeczną lalkę.
Na dźwięk jej westchnienia przechodzi mnie lodowaty dreszcz. Zawiesiła wzrok na
zwęglonych ruinach naszego życia, a ja nie spuszczam jej z oczu, ukryty w krzewach za
drzewem, z daleka od niej. Nie zdoła mnie tu zauważyć, chyba że zacznie się rozglądać.
Odwracam wzrok w stronę samochodu.
Dillon, ten skurwiel, wysiadł, żeby porozmawiać przez telefon. Tak łatwo byłoby mi
teraz zajść go od tyłu, poderżnąć mu gardło i pomalować asfalt na karmazynowo.
Mógłbym pokryć włosy laleczki prawdziwą czerwienią – czerwienią jego krwi.
Na tę myśl mój kutas sztywnieje.
Nagle jednak zauważam, że tylna szyba zjeżdża powoli w dół. Moje serce zaczyna bić
jak szalone, gdy dostrzegam z daleka malutkie paluszki.
Bum.
Bum.
Bum.
Przywieźli ze sobą dziecko! Ściskam mocniej małą laleczkę, którą przyniosłem jako
prezent dla mojej niegrzecznej zabaweczki. W głowie aż mi wiruje, bo w tej chwili mogę
myśleć wyłącznie o jednym. Muszę zobaczyć to dziecko!

Padam na glebę, by ukryć się wśród długiej, niekoszonej trawy, i pełznę między
źdźbłami niczym wąż. Pan tak-zwany-detektyw odszedł już dobre sześć metrów od
samochodu i krzyczy teraz do słuchawki, że ktoś spartaczył robotę. Ach, jak ja kocham tę
ironię! Przecież to on sam jest prawdziwym królem partaczenia roboty!
Nie spuszczając kretyna z oczu, podchodzę do tylnych drzwi jego auta, a mój żołądek
aż skręca się z nerwowego podniecenia.
Zza otwartej do połowy szyby dociera do mnie szeroki, niewinny uśmiech. Brązowe
oczy, w których dostrzegam też lekki poblask zieleni, spoglądają prosto na mnie, a gęste rzęsy
trzepoczą tak szybko i pięknie jak skrzydełka ważki.
– Piciu? – gaworzy dziewczynka, trzymając w rączce kubek zakończony czymś, co
przypomina sutek.
– Wyglądasz całkiem jak mamusia – mamroczę, zachwycony.
Dziewczynka chichocze i wyciąga do mnie rączki.
Mógłbym ją zabrać. Tak po prostu.
Ciekawe, jak daleko udałoby mi się z nią uciec.
Jakaż by to była cudowna kara dla mojej niegrzecznej lalki…
Odrzucam jednak ten pomysł i wręczam dziewczynce mój prezent, po czym oddalam
się, korzystając z chwili jej nieuwagi. Ukrywam się w cieniu drzew i obserwuję z daleka
uśmiech na twarzy mojej Niegrzecznej Lalki. Ta jednak szybko poważnieje, oglądając
spalony krajobraz. Jej ciało wyraźnie drży. Kiedy słyszy klakson, natychmiast wraca do
samochodu, a chwilę później zatrzaskuje za sobą drzwi.
Jeszcze mocniej zaciskam dłoń na rękojeści wyjętego z torby noża.
Czekam.
Wyczekuję.
Aż w końcu słyszę znajomą melodię i zaczynam nucić do rytmu śpiewanej przez małą
laleczkę piosenki.
Lalka panny Polly była chora, chora, chora.
Polly się zmartwiła, zadzwoniła po doktora.
Przyszedł więc pan doktor. Wziął kapelusz swój i teczkę
i do drzwi zapukał, chociaż za głośno troszeczkę.
Podszedł do laleczki, by dokładnie ją obejrzeć.
„Ależ panno Polly, ona w łóżku musi leżeć!”.
Wypisał receptę. Leków dużo, dużo, dużo.
Polly biegnie do apteki chyżo, chyżo, chyżo.

Moje ręce pocą się wokół rękojeści noża. Ściskam go tak mocno, jak gdybym chciał
wgnieść rączkę w dłoń. Silnik głośno rzęzi, kiedy samochód odjeżdża. Nie wrócili, by mnie
szukać. Nie pomyśleli, że to ja.
Bo i jak mógłbym dać komuś prezent?
Przecież już mnie nie ma, od dawna nie żyję.
Nagle słyszę pod sobą cichy jęk i dostrzegam kosmyki włosów na cholewce mojego
buta.
Z ziemi patrzą na mnie szeroko otwarte, pełne paniki oczy. Dziewczyna szybko
potrząsa głową. Nie, nie, nie.
Tak. Tak. Tak.
Schylam się i łapię wolną ręką jej tanie włosy, po czym unoszę ją z ziemi bez
najmniejszego wysiłku. Była nieprzytomna o wiele dłużej, niż się spodziewałem. Jest
okropna. Zupełnie nie przypomina mojej laleczki. Ma niewyparzony język i za luźną cipę.
Wciągam powietrze przez nos, napawając się tym momentem, po czym wbijam nóż
prosto w jej klatkę piersiową. Ostrze wchodzi w nią tak, jak w twardy, krwisty stek. Wokół
knebla rozlega się pisk. Dziewczyna wierzga w przód i w tył, z rękami mocno związanymi za
plecami. Wbijam nóż po raz drugi, a potem trzeci. Jej ciało już nie protestuje, raczej się
trzęsie, aż w końcu przestaje walczyć.
Ściskając szczupłe ciałko mocniej, przysuwam głowę do twarzy dziewczyny, by
nosem niemal dotknąć jej ust. Strach ma bardzo specyficzny zapach, a kiedy śmierć jest tak
blisko, można zobaczyć ją w oczach umierającego. To cudowne uczucie… Mogę kołysać się
wraz z ofiarami na krawędzi pomiędzy życiem a śmiercią, czując jak ich ciała jeszcze
podrygują, jak biorą ostatni oddech, wypuszczając go z ust razem z duszą.
Kiedy dziewczyna zamiera w bezruchu, przesuwam dłonią po zakrwawionych ranach,
a potem ozdabiam czerwienią jej pierś i maluję nią martwe usta.
Po mojej głowie wciąż krąży obraz małej dziewczynki i prezentu, który przed chwilą
jej wręczyłem.
Unoszę laleczkę i wsuwam rękę przez okno. Dziecko łapie zabawkę; małe, lepkie palce
ocierają się o moje.
– Lala – sepleni zaślinionymi usteczkami.
– Tak, to jest lala. – Uśmiecham się do niej, tak jak lata temu uśmiechałem się do jej
matki. – Piękna lalka dla ślicznej laleczki.

ROZDZIAŁ PIERWSZY
~ Nieznane ~

Benny
POPYCHAM DRZWI KLUBU, KIWAJĄC głową w stronę bramkarza. Tutaj, w The Vault,
wszyscy znają mnie jako przyjaciela Tannera, a kiedy jesteś przyjacielem Tannera, nikt nie
może ci podskoczyć. Gdy przechodzę obok baru, jakaś blondynka puszcza do mnie oczko,
uśmiechając się zalotnie, ale nie jestem zainteresowany. Nie może zaoferować niczego, co
chciałbym kupić i nie ma nawet pojęcia, jak szczęśliwą ją to czyni.
Moje gusta są wyjątkowe.
Osobliwe.
Anomalne, jak określa je zawsze Tanner. Cokolwiek to, kurwa, oznacza.
Tak czy inaczej, ta Blondi z wielkimi, sztucznymi cyckami podkreślonymi
zdzirowatym ubiorem zdecydowanie nie jest w moim typie. No, może gdybym był w
nastroju, żeby kogoś udusić… Ale nie. Dzisiaj pragnę kogoś przerżnąć, by pozbyć się myśli o
mojej niegrzecznej lalce, noszącej pod sercem dziecko… Cudze dziecko. Kiedy kogoś zerżnę,
może zapomnę o złości, rozpaczy i obrzydzeniu, które czuję.
Przechodzę przez klub, kierując się prosto do pokoju dla VIP-ów, który najwyraźniej
zawsze zarezerwowany jest wyłącznie dla Tannera. Nie pytałem go o to, ponieważ przy
naszej relacji byłoby to nie na miejscu, ale podejrzewam, że ten klub należy do niego, jak
zresztą wiele innych. Właśnie tutaj przywiózł mnie po odnalezieniu, oznajmiając, że to
miejsce stanowi mój plac zabaw i że mogę prosić, o co zechcę, a on spełni każde życzenie.
Problem w tym, że prosiłem, jednak nigdy nie dał mi tego, czego oczekiwałem.
Dlatego, że pożądam wyłącznie jej.
Nikt nie ofiaruje mi jednak niczego za darmo.
Kiedy napływają kolejne myśli o ślicznej laleczce, znów wzbiera we mnie gniew. Nie
ma dnia, żebym obsesyjnie o niej nie myślał. Czasami wyobrażam sobie nawet scenariusz, w
którym ona i jej malutka laleczka są moje; tak jakbyśmy tworzyli rodzinę. Potem jednak znów
wracam do rzeczywistości, a ta przekreśla moją przeklętą fantazję.
Życie w prawdziwym świecie zmieniło mnie: poznałem zasady, o których dotychczas
nie miałem pojęcia. Teraz wiem, że jeśli chcę zdobyć, czego pragnę, muszę tymczasowo
trzymać się na uboczu. Cierpliwość jest tutaj kluczem, więc muszę być wytrwały, nie

reagować impulsywnie i nie robić niczego lekkomyślnego, przez co sprowadziłbym na siebie
śmierć albo dał się zamknąć, jak mój kochany tatusiek.
Nie dostanę swojej lalki.
Jeszcze nie.
Może i jestem psychopatą, ale nie głupim. Doskonale zdaję sobie sprawę, że Detektyw
Przygłup przez cały czas czuwa nad nią i jej córeczką, dlatego potrzebuję planu. Muszę się
przygotować.
– Benjamin! – Kiedy tylko odsuwam szkarłatną kurtynę, oddzielającą klub od
eleganckiego pokoju dla VIP-ów, od razu wita mnie w nim znajomy, niski głos.
Przypominam sobie, jak za pierwszym razem Tanner popełnił błąd, zwracając się do mnie per
„Benny”. Musiał dojrzeć w moich oczach ogień, bo jeszcze zanim zdążyłem zareagować,
poprawił się, by nigdy więcej nie powiedzieć do mnie w ten sposób. Nigdy nie zaznaczałem,
że ma nazywać mnie „Benjamin”, tego domyślił się sam. W momencie mojej słabości, kiedy
siedziałem nagi w jego wannie, otoczony zimną, mętną wodą, Tanner był w stanie przejrzeć
mnie na wylot.
– Jesteś teraz nowym człowiekiem, Benjamin. Jesteś silniejszy niż kiedykolwiek,
odzyskałeś władzę i kontrolę. Pokonałeś śmierć i rozerwałeś łono, w którym żyłeś zamknięty
przez tyle długich lat. Ten dom cię dusił, Benjamin. Był dla ciebie zupełnie niczym więzienie.
Mężczyzna, jakim byłeś, w końcu może zamienić się w bestię, która od zawsze w tobie
drzemała. Uwolniony z klatki i spuszczony z łańcucha potwór może teraz polować i pożywiać
się, kiedy tylko zechce. Benny już nie żyje. Teraz narodził się Benjamin.
Miałem ochotę poderżnąć temu skurwysynowi gardło, ale on, oczywiście, był na to
przygotowany. Mam wrażenie, że Tanner zawsze wyprzedza mnie o krok. Kiedy przestałem
wreszcie rozmyślać nad tym, jak go zamordować, on zaczął mnie uczyć. Teraz, odkąd nie
ukrywam się już bezpiecznie w swoim domu, stałem się podatny na wiele nieprzewidzianych
niebezpieczeństw. Tanner pokazał mi, jak żyć tak, jak przystało na potwora mojego pokroju –
w świetle dziennym, bo najciemniej jest zawsze pod latarnią.
Tanner ma wielu znajomych na wysokich stanowiskach. Dostarcza im coś, czego nikt
inny nie mógłby zaoferować, dlatego później może żądać od nich oddania przysługi.
Coś za coś, powtarza zawsze z błyskiem w oku i szaleńczym uśmieszkiem.
Poza mną nie ma jednak zbyt wielu ludzi, z którymi spędzałby czas.
Obaj jesteśmy samotnymi wilkami, które spotkały się pewnej bezksiężycowej nocy i
wytworzyły więź, z jakiej istnienia dotąd nawet nie zdawałem sobie sprawy.
Teraz posiadam przyjaciela.

– Chodź, przyjacielu – zaprasza mnie Tanner, spychając z kolan nagą brunetkę.
Kobieta wymyka się ukradkiem z pokoju, nie mówiąc ani słowa. Tanner ma na sobie garnitur
– przysięgam, że zawsze nosi go jak jakąś pieprzoną zbroję – i trzyma w ręku kieliszek z
ciemnym płynem. Zwykle ogniste spojrzenie jego złocistych oczu jest teraz przygaszone
przez substancję, którą musiał wcześniej zażyć.
Wchodzę do pokoju i zajmuję miejsce naprzeciw niego, na pluszowym fotelu, obok
którego stoi przygotowany wcześniej kieliszek burbonu. Odnoszę wrażenie, że Tanner zawsze
wie, kiedy go odwiedzę.
– No więc, jak spisała się Amy? – pyta, z zaciekawieniem unosząc brew, po czym
upija łyk alkoholu z kieliszka.
Na samą myśl o tej dziewczynie od razu wykrzywiam twarz. Amy była kolejnym
prezentem od Tannera, ale on nigdy nie daje mi tego, czego naprawdę pragnę. Chociaż te
dziewczyny spełniają niektóre z moich kryteriów, to nie dostałem jeszcze takiej, która
pasowałaby pod każdym względem…
Pewnie dlatego, że jedyną taką dziewczyną jest moja Śliczna Laleczka.
Jestem pewien, że Tanner doskonale wie, że tylko ona może nasycić moje największe
pragnienie.
– Sądząc po żądzy mordu w twoich oczach, zgaduję, że cię nie usatysfakcjonowała. –
Uśmiecha się. – Mam rację? Czyżby cię rozczarowała?
Zaciskam szczękę i przejeżdżam palcami po ogolonej na łyso głowie. Nadal nie jestem
przekonany do swojego nowego wyglądu, ale Tanner twierdzi, że muszę go zmieniać co
najmniej co sześć miesięcy. Do tej pory jeszcze mnie nie zawiódł, więc z jakiegoś powodu
mu wierzę.
– Można tak powiedzieć – odburkuję.
Tanner śmieje się cicho i odkłada kieliszek.
– Och, ależ to okropne. Co tym razem nie zagrało? Nie była wystarczająco młoda? Nie
miała dość ciemnych włosów lub odpowiednio ciasnej cipki?
Tak, tak i tak. Odpowiedź na wszystkie trzy pytania brzmi tak.
Poza tym nie była moją Niegrzeczną Lalką.
Moją Śliczną Laleczką.
Muszę jednak przyznać, że Amy wyglądała przepięknie, wykrwawiając się na trawie
pośrodku lasu.
– Po prostu… była niewystarczająca – wyznaję, po czym głośno wzdycham.
– Co zrobiłeś z ciałem? Znowu zostawiłeś taki pieprzony bałagan jak ostatnio?

Tym razem to ja uśmiecham się z wyższością. Tak, kiedy tracę głowę, Tanner nie ma
wyjścia – musi posprzątać mój burdel.
– Wszystkim się zająłem. Wykopałem jej nawet grób. Bardzo płyciutki, ale przecież z
niego nie ucieknie, nie?
Zagrzebałem jej ciało wśród zgliszczy mojego dawnego domu. Zawsze tak robię,
pokazując w ten sposób lalce i jej durnemu ochroniarzowi, że obydwoje mogą się pieprzyć.
Miejsce, w które Jade przychodzi mnie opłakiwać, stało się teraz cmentarzyskiem dla
zepsutych laleczek, a oni nic o tym nie wiedzą.
I mają czelność nazywać się detektywami?
Pierdolcie się. Oboje.
Tanner opiera plecy w fotelu i ze spokojem mruży powieki.
– Wiesz, jak bardzo uwielbiam wyzwania i właśnie dlatego… – Unosi dłoń,
trzykrotnie pstrykając palcami. – Mam dla ciebie niespodziankę.
Nagle z głośników rozbrzmiewa dziecięca piosenka, przypominająca mi melodię z
pozytywki albo z wesołego miasteczka. Karmazynowa zasłona rozsuwa się niczym kurtyna
nad sceną, a do pokoju wchodzi młoda kobieta, na której widok mój kutas natychmiast
twardnieje pod materiałem dżinsów.
Jest taka drobniutka… taka, jak lubię.
Ma maleńkie cycki.
Krótką, różową sukienkę.
Najpełniejsze usta, jakie kiedykolwiek widziałem, ale… cholera, chyba przynajmniej
są naturalne.
Duże, niebieskie oczy… usytuowane jednak zbyt blisko siebie.
Wykrzywiam wargi w niesmaku. Te oczy psują absolutnie wszystko! Mój chuj od
razu nieco mięknie, ale mimo to patrzę, jak dziewczyna nieśmiało podchodzi, pociągając
palcami za kraniec przykrótkiej sukienki.
– Siadaj na kolanach Potwora! – Tanner rozkazuje lodowatym tonem. Każdy, do kogo
zwraca się w taki sposób, nie jest w stanie odmówić wykonania polecenia. Nawet ja.
– Tak, Panie. – Dziewczyna posłusznie kiwa głową.
Pan i Potwór.
Tanner twierdzi, że stanowimy jedyny w swoim rodzaju duet. Nikt nie może się z
nami równać. Jesteśmy drużyną, działamy więc razem. Całkowicie się z nim teraz zgadzam,
choć musiało minąć trochę czasu, zanim zdołałem mu zaufać.

Panienka nie wygląda na zbyt chętną, ale mimo to siada okrakiem na moich udach. Jej
małe dłonie wsuwają się pod moją dopasowaną koszulkę i wędrują w kierunku ramion.
– Zamknij oczy – warczę głosem niższym i ostrzejszym niż ton Tannera.
Dziewczyna sztywnieje ze strachu, ale posłusznie zamyka oczy. Grzeczna lalka. Przez
chwilę błądzę dłońmi po jej małym tyłku, po czym podciągam jej sukienkę na brzuch. Nagle
wyczuwam, że nie założyła bielizny. Natychmiast robię się wściekły. Grzeczne lalki noszą
koronkowe majteczki! Nie są takimi zdzirami, jak ta Blondi przy barze!
– Gdzie twoje majtki?! – warczę, uderzając ją w pośladek tak mocno, że jęczy z bólu.
Natychmiast spogląda na Tannera, ale on wzrusza jedynie ramionami i gestem
pokazuje jej, że ma się odwrócić.
– Nie patrz na mnie, laleczko. To on pociąga tutaj za sznurki.
Jego spojrzenie staje się mroczniejsze, kiedy zauważa strach w oczach laleczki.
Musiała już wyczuć, że właśnie budzi się we mnie bestia. Skrywam w sobie diabła,
który szeptem podpowiada mi, jak pociąć ją na kawałki, jak sprawić, by dłużej cierpiała,
kąpać się w jej krwi, rozkoszować słonymi łzami… Gdy patrzy mi w oczy, jasnoniebieskie
tęczówki w kolorze oceanu przepełnia wyłącznie rozpacz. Pod wpływem jej przerażenia mój
kutas znowu sztywnieje. Być może jednak coś z tego będzie.
– Zrób mi loda, laleczko – syczę, spychając ją na podłogę, a huk, z którym upada u
moich stóp, podkręca moje podniecenie.
Przez lata nie tylko moja wściekłość i rozpacz stawały się coraz większe –
proporcjonalnie do nich rosła też potrzeba krzywdzenia ludzi. Teraz już rozumiem, że
mężczyzna, którego zabiła moja lalka, miał swój fetysz… Ten, który narodził się na jego
miejsce, nie posiada już fetyszu, ma potrzebę – mroczny, głęboko zakorzeniony popęd, który
można zaspokoić wyłącznie w jeden sposób.
Laleczka zabiera się do roboty tak ochoczo jak wszystkie kurwy, kiedy pomacha im
się pieniędzmi przed nosem. Klęka przede mną i z niecierpliwością rozpina moje dżinsy. Gdy
pochyla głowę, jej długie, ciemne włosy zasłaniają twarz, a mi przechodzi przez myśl, że
teraz mogłaby nawet uchodzić za moją śliczną laleczkę. Tak bardzo mam ochotę sobie ulżyć,
mój fiut dosłownie boli z podniecenia… Łapię więc kurwę za włosy i, ignorując zaskoczony
jęk, który wydaje, przyciągam jej usta do swojego chuja.
Czuję na sobie wzrok Tannera. Jego oczy są wszędzie; ten mężczyzna zawsze mnie
obserwuje, zawsze ocenia i zawsze pomaga, gdy sprawy zachodzą za daleko. Nie jestem
pewien, dlaczego postanowił się ze mną zaprzyjaźnić, ale nie mogę na to narzekać. Miło jest
mieć obok kogoś, kto mnie rozumie.

Zastępcza laleczka zaczyna ssać mojego nabrzmiałego kutasa tak, jakby robiła to już
tysiące razy. Tanner ma na wyciągnięcie ręki całe dziesiątki dziwek, których używa jako
przykrywkę dla tego, co tak naprawdę oferuje. Z pozoru klub proponuje klientom zwyczajne,
łagodne rozrywki, ale kiedy dostaniesz się na prywatną listę Tannera, będziesz mógł
posmakować mroczniejszej wersji tego świata.
Jednak nawet ci wybrańcy nie wiedzą wszystkiego. Jakiś czas temu do klubu
przyszedł mężczyzna i oświadczył, że chce rozmawiać z Robertem. Tanner przywitał go,
przedstawiając mu się jako Robert, a kiedy później spytałem go, dlaczego to zrobił, wyjaśnił,
że dla mnie jest Tannerem, dla tego faceta Robertem, a dla Lucy, menadżerki klubu, nazywa
się Cassian. Tak naprawdę chuj wie, które z tych imion jest prawdziwe… Być może żadne?
Właśnie dzięki temu, że Tanner jest całkowicie anonimowy, pozostaje bezpieczny.
Po chwili tania szmata zaczyna ssać mojego kutasa mocniej, przez co ponownie
przyciąga moją uwagę. Jej przerażenie już dawno zniknęło i teraz lalka chce tylko sprawić mi
przyjemność. Tak kurewsko się stara, ale to mnie wkurwia, zamiast podniecać. Mój kutas
znów zaczyna mięknąć.
Kiedy suka przerywa na chwilę i patrzy tymi swoimi niebieskimi oczętami na mojego
oklapniętego penisa, nie jestem w stanie dłużej tego wytrzymać.
– Jesteś do niczego, lalko! – wrzeszczę, łapiąc ją za gardło. Szarpię ją, podnoszę i
sadzam na swoich kolanach, po czym zaciskam palce jeszcze mocniej… Śmiertelnie mocno,
przez co dziwka natychmiast wbija paznokcie w mój nadgarstek.
Tanner, jak na lojalnego przyjaciela przystało, nawet nie próbuje mnie powstrzymać.
Przez cały czas tylko obserwuje, mrużąc powieki i uśmiechając się kącikiem ust.
Twarz bezwartościowej lalki robi się różowa, potem czerwona, aż w końcu nabiera
pięknego odcienia ciemnego fioletu, kiedy dziwka bezskutecznie próbuje nabrać powietrza.
Mogła przecież zapytać, czego chcę, ale nie, musiała okazać się kolejną kurwą, napaloną
wyłącznie na kasę! Ach, wielka szkoda. To jedyna lalka, w której widziałem dotychczas choć
cień potencjału.
Gdy puszczam jej szyję, po jej policzkach spływają łzy. Szmata kładzie dłonie na
gardle i świszczy, próbując złapać oddech.
– Skurwiel – szepcze z jadem w głosie.
Jest bezwartościowa, ale przynajmniej ma jaja.
Szkoda tylko, że moje są o wiele większe.

Popycham dziwkę tak, że znów upada na kolana. Łapię ją za głowę i z powrotem
wsuwam kutasa do jej ust. Wsadzam go tak mocno, aż zaczyna się dławić i walczy, by się
oswobodzić. Uśmiecham się, gdy mała szmata próbuje mnie ugryźć.
Ściskam ją za ramiona, kładę na ziemi i zawijam palce wokół chudziutkiej szyi. Wolną
ręką podpieram się o podłogę, z całej siły wpychając kutasa do jej gardła. Ciało lalki drży,
kiedy wierzga pode mną, próbując szerzej otworzyć usta, by nabrać powietrza. I co, suko?
Spróbuj ugryźć mnie teraz.
Lalka zdycha. Powoli zdycha.
Rżnę ją w usta z całą energią, jaką w sobie mam. Poruszam biodrami coraz szybciej,
ściskam gardło mocniej, aż wreszcie słyszę pod sobą charakterystyczny chrzęst. Dziewczyna
natychmiast wiotczeje. Zgniotłem jej tchawicę. Jestem coraz bliżej orgazmu… Robi mi się
gorąco, żar promieniuje z krocza w górę pleców… Wyciągam chuja z jej ust i ozdabiam
spermą martwe, szeroko otwarte oczy.
Wstaję z ziemi, wsuwam dłonie pod jej ramiona i bez wysiłku podnoszę dziwkę z
ziemi. O tak, jej ciało jest teraz takie wiotkie i bezwładne… W końcu wygląda jak
najprawdziwsza lalka!
Głupia, martwa laleczka. Dokładnie taka, jak one wszystkie.
Ta szmata mnie obrzydza. Bez wahania odrzucam ją więc od siebie, słysząc nagle
ohydny szczęk, kiedy jej głowa uderza mocno o kant stolika. Truchło stacza się na podłogę i
ląduje na niej twarzą do dołu. Spoglądam zafascynowany, jak z tyłu rozwalonej czaszki
zaczyna wyciekać krew. Nie płynie szybko, tak jak robiłaby to, gdyby dziewczyna wciąż
oddychała, sączy się raczej niczym keczup ze szklanej, przewróconej butelki, którą ktoś
zapomniał zakręcić.
Ach, to…
To sprawia, że mój penis na powrót twardnieje.
Staję nad nieruchomym ciałem i przesuwam dłonią po głowie Bezwartościowej Lalki.
Zaczynam się masturbować, używając jej krwi jako idealnego lubrykantu.
– Tak, Benjamin, o to właśnie chodzi! – chwali mnie Tanner. – Uwolnij z siebie
potwora. Zaspokój swój głód!
Jego słowa odbierają mi resztki zdrowego rozsądku. Potwór… Bestia, która zwykle
we mnie drzemie, szaleje teraz z pożądania!
Lalka.
Laleczka.
Moja Śliczna Laleczka.

Sprawię, że znów będzie moja.
Muszę ją porwać.
Żadna lalka nie zdoła jej zastąpić.
Dochodzę tak niespodziewanie i gwałtownie, jak nigdy dotąd, aż cały się trzęsę.
Minęły wieki, odkąd osiągnąłem satysfakcjonujący orgazm, a teraz dokonałem tego dwa razy
z rzędu. Zaskoczony, ale i kurewsko zadowolony, patrzę, jak moja sperma spada na
zakrwawioną czaszkę. Tanner klęka przede mną, przesuwając palcem przez strumień krwi,
który spływa po policzku martwej lalki. Unosi dłoń w stronę światła.
– Wiem, że nadal chcesz dostać swoją starą laleczkę. To się nie zmieni, co? – pyta,
wpatrzony w zakrwawiony opuszek.
– Nie, nie zmieni – przyznaję, lekko zirytowany. Jak on śmiał nazwać ją moją starą
laleczką? Ona nie jest stara; to jedyna lalka, która kiedykolwiek mnie zadowoli.
– W takim razie powinieneś się o nią upomnieć. W końcu tylko ona zdoła zaspokoić
Potwora, zgadza się? – Patrzy na mnie tymi bursztynowymi oczami, unosząc palec do ust i
zlizując z niego krew bezużytecznej lalki.
– Ona jest tą jedyną.
Przez jakiś czas czułem się całkiem dobrze. Pogodziłem się z tym, że ryzyko jest zbyt
wielkie i że nie mogę odzyskać swojej Niegrzecznej Lalki… Zrozumiałem, że muszę zniknąć,
by zacząć wszystko od nowa.
Stałem u progu nowego życia.
Otworzyły się dziesiątki możliwości, którym na jakiś czas udało się mnie zająć.
Kobiety, które dostawałem od Tannera, stanowiły rozrywkę i odciągały mnie od wspomnień.
Teraz jednak to wszystko za bardzo mnie przytłacza. Od jakiegoś czasu nie mogę przestać
myśleć o mojej lalce… Muszę wiedzieć, co robi, gdzie jest, co zamierza… Zdaję sobie
sprawę, że w końcu nie zdołam się powstrzymać. To pragnienie jest zbyt silne. Prędzej czy
później mu się poddam i porwę laleczkę na nowo…
Najwyraźniej Tanner to rozumie.
Kiwa do mnie głową.
– W takim razie zabierz ją, Benjaminie. Zasłużyłeś na nią. Zorganizuję dla was
bezpieczne miejsce, a ty w tym czasie pozbędziesz się detektywa Scotta. To musi wyglądać
na wypadek, tak jak rozmawialiśmy. Kiedy już go załatwisz, dasz jej czas, by mogła go
opłakiwać. Tylko w ten sposób wszyscy bliscy uwierzą w list, który w końcu napisze, i w to,
że musiała uciec od druzgoczących wspomnień.
Cierpliwość.

Muszę być cierpliwy.
I chociaż to czekanie doprowadza mnie do pierdolonego szału, Tanner ma rację.
Patrzy na mnie z uśmiechem, przechylając głowę na bok. Znam to spojrzenie. Gapi się
na mnie w ten sposób od trzech pieprzonych lat.
– Więc gdzie będę mógł z nią wyjechać? – pytam, zżerany przez ciekawość. Nie mam
pojęcia, jak daleko muszę ją wywieźć, żeby każdy uwierzył, że uciekła, a nie została porwana.
– Och, przyjacielu, ależ ty nigdzie nie pojedziesz. Nikt nie da ci niczego za darmo.
Poza tym nie chcę się z tobą rozstawać. Za bardzo cię polubiłem, żeby teraz pozwolić ci
zniknąć. Nie tęskniłbyś za mną, Benjaminie?
Czy bym za nim tęsknił? Nie, gdybym był z moją lalką. Niestety nie dysponuję
środkami, by porwać ją samodzielnie, a Tanner zawsze dostarcza mi wszystkiego, czego
potrzebuję. Czy jestem gotów, by podjąć się tego sam… i to nie po raz pierwszy?
Nie.
– Tęskniłbym za naszym wspólnie spędzonym czasem – przyznaję, wskazując głową
martwą laleczkę pokrytą moją spermą.
Tanner wybucha głośnym śmiechem.
– No właśnie. – Odwraca się na chwilę, po czym woła ochroniarza stojącego po
drugiej stronie czerwonej kurtyny. – Wilson! Zadzwoń po ekipę sprzątającą. Mamy tu mały
bałagan.
Martwa lalka już wkrótce będzie rozkładać się w beczce kwasu.

Znak graficzny rozdzielający części rozdziału

Chociaż minęło kilka dni, słowa Tannera wciąż raz po raz odtwarzają się w mojej głowie. W
takim razie zabierz ją, Benjaminie. Zasłużyłeś na nią. Sam już nie wiem, jakim cudem
zdołałem pozostawać w cieniu przez tak długi czas. Znalazłem całkiem sporo wymówek,
które sobie powtarzałem:
Ktoś mógłby mnie rozpoznać.
Mogliby mnie złapać.
Dokąd bym ją zabrał?
I – co najgorsze – co będzie, jeśli ona już mnie nie podnieca?
Śliczna Laleczka jest dla mnie wszystkim; posiadanie jej stanowi cel mojego życia,
bez którego nie mogę dłużej istnieć. Desperacko pragnę tego, co nieprawdziwe… czegoś

nieuchwytnego… Te uczucia są tak silne, że mają nade mną władzę. Co, jeśli znów mną
zawładną?
W takim razie zabierz ją, Benjaminie. Zasłużyłeś na nią.
Nie mogę dłużej odkładać tego na później. Tanner mi pomoże. Znajdzie odpowiednią
kryjówkę dla nas dwojga… Bezpieczne miejsce, tylko dla nas.
Ten moment jest już coraz bliżej, dlatego od kilku dni bezustannie ją śledzę.
Obserwuję, jak zabiera dziecko do przedszkola, a potem kieruje się na komisariat. Patrzę, jak
jedzie wykonywać pracę w terenie, jak wraca wieczorem do domu razem z tym swoim
pierdolonym mężem i jak spędza wspólne wieczory z całą rodzinką. Ach, jak ja nienawidzę
tych ich idiotycznych uśmiechów, kiedy gotują kolację i zasiadają razem do stołu.
Każdej nocy wracam do domu coraz bardziej wściekły. Nie mam żadnego cholernego
planu, ale chcę, żeby Dillon cierpiał – nawet jeśli ma to wyglądać na wypadek.
Lalka będzie go opłakiwać, ale tylko do momentu, kiedy ponownie w nią wejdę.
Wtedy w końcu zda sobie sprawę, że ten skurwiel nigdy nie powinien jej dotykać i że jest
moja. Moja. Zawsze tak było.
Śledząc ją, działam jak na autopilocie, dlatego dopiero w ostatniej chwili zauważam,
że włączyła kierunkowskaz i właśnie skręca na osiedle, którego nie kojarzę. Uśmiecham się
od ucha do ucha, stwierdzając, że lalka na pewno tutaj nie mieszka. Czyżby jej beznadziejny
mąż nie potrafił jej zaspokoić? Czy zdradza go z jakimś głupim fiutem, którego zamorduję,
kiedy tylko od niego wyjdzie?
A może spotyka się z adwokatem, bo chce wnieść pozew o rozwód?
Ach, tak, na tę myśl szczerzę się jeszcze szerzej.
Niestety, ledwie zauważam, gdzie parkuje, mój dobry humor natychmiast znika. Po
cholerę ona tu przyjechała?!
To dawny dom mojego ojca, w którym, zanim trafił do więzienia, mieszkał ze swoją
nową żoną, poślubioną po tym, jak doprowadził moją matkę do szaleństwa. Nigdy dotąd tu
nie byłem i nie poznałem tej kobiety, ale czytałem sporo artykułów na temat ślicznej pani
doktor – żony zhańbionego komendanta policji. To Tanner podał mi ten adres. Powiedział, że
jeśli zabicie nowej kobiety ojca przyniesie mi ulgę po stracie matki, powinienem to zrobić.
Ja jednak nie chciałem mścić się w jej imieniu. Moja jebana matka na to nie zasłużyła!
Odebrała mi moją Bethany. Może gdyby tego nie zrobiła, moje życie wyglądałoby teraz
zupełnie inaczej…
Może byłbym inny…
Nieważne! Pierdolę swoją matkę i tę młodą doktorkę!

Kiedy przejeżdżam obok domu ojca, ani na chwilę nie spuszczam wzroku ze swojej
laleczki, która siłuje się z fotelikiem, nieporadnie próbując wyciągnąć dziecko z samochodu.
Parkuję kilka domów dalej. Patrzę, jak drzwi wejściowe się otwierają, a po schodach z
werandy schodzi jakaś dziewczyna…
Bethany?
Bum.
Bum.
Bum.
Czas nagle zwalnia. Nie mogę w to uwierzyć. Bethany rusza pewnym krokiem w
stronę mojej Ślicznej Laleczki.
Gdy wiatr rozwiewa jej długie, brązowe włosy, zauważam, że Bethany się nie
uśmiecha. Tak, pamiętam ten posępny wyraz twarzy. Moja siostra zawsze miała taką minę.
Nie moja biologiczna siostra, ale moja Bethany.
Czyżby ojciec ją tu ukrył?! Wyleczył ją, naprawił, a potem przez tyle lat przede mną
ukrywał?!
Nie.
Nie.
Nie.
Przecież widziałem jej ciało! Kurwa mać, nawet je pochowałem! To jakaś sztuczka.
Ktoś próbuje mnie nabrać. Z głośnym prychnięciem wyciągam z kieszeni telefon, który
Tanner kazał mi przy sobie nosić, po czym włączam aparat i przybliżam na nim obraz
najmocniej, jak to możliwe.
Bethany zasłania oczy przed zachodzącym słońcem. Ma na sobie krótką, kwiecistą
sukienkę, w której wygląda tak młodziutko… W rzeczywistości pewnie jest starsza. Jej
drobna twarz ma jednak bardzo dziewczęce rysy, a ciało jest szczuplutkie niczym u nastolatki.
Nie wytrzymam; cały się trzęsę, zarówno z ekscytacji jak i z ogromnego strachu. W mojej
głowie panuje chaos. Nie wiem, co robić, ale… Cieszę się. Jestem taki szczęśliwy! Nagle
jednak przypominam sobie o przeszłości. Wzdycham głośno z żałością, gdy przed oczami
staje mi obraz mnie samego, w wieku siedmiu lat.
Straciłem siostrę, kiedy byłem jeszcze bardzo mały. Nie, nie straciłem. To mój ojciec
brutalnie mi ją odebrał! Później dostałem jednak nową Bethany… Tę Bethany, którą w końcu
ukradła mi matka.
Ta dziewczyna jest idealnym połączeniem ich obydwu.
Ale jak to możliwe?

Wróciła do mnie po tylu latach! Ojciec kłamał; on wcale nie szukał zastępstw dla
Bethany, ponieważ Bethany nigdy nie odeszła! Po prostu ten chory, samolubny skurwiel
umieścił ją tutaj, zatrzymując dla siebie.
Przyglądam się, jak moja Niegrzeczna Lalka podaje swoje dziecko Bethany, po czym
odjeżdża.
A ja?
Ja spoglądam na przeszłość… na teraźniejszość… na cud.
Nie spuszczam wzroku z Bethany, aż ta znika ponownie w domu. Czekam. Cierpliwie
czekam, aż mija blisko czterdzieści pięć minut i nie jestem w stanie dłużej tego wytrzymać.
Zwariuję… zaraz oszaleję z niepewności! Wysiadam więc z samochodu i zakradam się
wzdłuż obsadzonej drzewami ścieżki.
Bum.
Bum.
Bum.
Upewniwszy się, że nikt mnie nie widzi, podchodzę do bocznej ściany domu, ukryty w
półmroku, który właśnie przyniósł ze sobą zmierzch.
Przekręcam gałkę w drzwiach do garażu, a te, ku mojemu zaskoczeniu, od razu się
otwierają. To było proste, banalnie proste. Garaż nie stanowi dla mnie wyzwania, ale kiedy
podchodzę do drzwi łączących go z domem, muszę zachować ostrożność. Uchylam je
zaledwie na tyle, by móc zajrzeć do środka.
Bethany stoi w kuchni, odwrócona plecami do mnie, i miesza coś w garnku. Z
drugiego pokoju dochodzi piosenka ze Sponge Boba i głos małej dziewczynki, która nuci do
jej rytmu.
Dlaczego moja Bethany zajmuje się dzieckiem Niegrzecznej Lalki?
Gdy tylko zaczyna się odwracać, prędko zamykam za sobą drzwi i przyciskam ucho
do drewna, próbując podsłuchać, co się dzieje. Po chwili w pomieszczeniu robi się zupełnie
cicho. Jestem niemal pewien, że z niego wyszła, więc ponownie uchylam drzwi.
Miałem rację, Bethany już tutaj nie ma. Gdy zakradam się do kuchni i wyglądam za
róg, zauważam ją w jadalni, jak rozkłada zastawę na stole. Ciemne włosy nadal zakrywają
większość jej twarzy. Dzieciak stoi obok, pijąc soczek przez słomkę i podrygując do piosenki
z kreskówki. Chowam się z powrotem za rogiem i wykorzystuję wiszące na ścianie lustro, by
je obserwować.
– Jeśli zjesz cały makaron, MJ, to później pójdziemy pobawić się w przebieranki –
obiecuje Bethany. Nie pamiętam, żeby jej głos był aż taki łagodny, prawie jak głos dziecka…

To pobudza mnie jeszcze bardziej. Jest cudowniejsza, niż zapamiętałem! Dziecko piszczy z
ekscytacji i niemal rzuca się na swoje jedzenie.
Kiedy Bethany odwraca głowę, by spojrzeć na zegar, w końcu mam okazję dokładnie
jej się przyjrzeć. Dobrze znam ten lekko zadarty nosek, jasne piegi na policzkach i pełne,
idealne usta… No i oczywiście jej oczy. Tak, piwne, cudowne tęczówki, łączące w sobie brąz
i zieleń w absolutnie perfekcyjnych proporcjach. Czuję się, jakbym patrzył na doskonałe
połączenie moich dwóch ulubionych siostrzyczek.
Mój kutas natychmiast twardnieje.
Tęskniłem za wszystkimi siostrami, które tata przyprowadzał do domu, ale to właśnie
za nią najbardziej.
Pocieram penisa przez spodnie. Bethany jest taka piękna… Kochałem ją, marzyłem o
niej od tak dawna, a teraz stoi przede mną i znów może być moja. Nagle mój telefon zaczyna
wibrować. Zamieram na krótką chwilę, kiedy Bethany marszczy brew i nasłuchuje, ale w
sekundę później wycofuję się do garażu i, nie dając jej czasu na reakcję, uciekam przez drzwi
na zewnątrz. Pędem wracam do samochodu. Kiedy siadam za kierownicą, moje serce bije
szybciej niż kiedykolwiek.
Bum.
Bum.
Bum.
Ona tu jest!
Patrzę na telefon. Mam jedno nieodebrane połączenie od Tannera i jedną
nieprzeczytaną wiadomość.
Tanner: Gdzie jesteś?
Drapię się w czoło, po czym zaczynam mu odpisywać.
Ja: Znalazłem Bethany.
Na ekranie niemal natychmiast pojawia się kolejna wiadomość.
Tanner: Bethany? Twoją siostrę Bethany?
Tanner wie co nieco o mojej przeszłości, ale nic poza tym, co sam chciałem mu
zdradzić.
Ja: Tak.
Przez całe lata kolejne dziewczynki pojawiały się w moim domu, a później znikały…
Nie były moimi rodzonymi siostrami, ale dostawały na imię Bethany, a ja czułem się dzięki
nim nieco mniej samotny na tym okrutnym, zupełnie pustym świecie.
Dziewczyna, którą dziś widziałem, jest jednak moją prawdziwą siostrą.

Tanner: Lepiej nie nawiązuj z nią kontaktu. Nie chciałbym stracić przyjaciela
przez takie irracjonalne zachowanie. Pamiętaj, że teraz jesteś wolny, Benjamin. Nie
pozwól znowu zamknąć się w klatce. Kluczem do sukcesu jest posiadanie dobrego planu.
Nadal szczerzę się jak głupi, bo wciąż nie potrafię uwierzyć we własne szczęście.
Tanner ma jednak rację. Nie mogę wparować do domu Bethany, oznajmić jej, że do
mnie należy, ponieważ jestem jej bratem, a potem tak po prostu ją sobie zabrać.
Przynajmniej jeszcze nie teraz.
Najpierw muszę znaleźć dla nas dom.
Potem wrócę po moją siostrzyczkę.
Moją Bethany.
Moją idealną, nową laleczkę.
Ja: Masz rację. Nie spierdolę tego.
Tanner: Oczywiście, że nie spierdolisz, Benjaminie.
Jej dom lśni pośród ciemności niczym reflektor latarni morskiej. Nie odrywając od
niego wzroku, rozpinam rozporek i wyciągam ze spodni boleśnie twardego penisa. Zaciskam
na nim dłoń i masturbuję się niemal z furią, przez cały czas widząc cień Bethany za oknem.
Znalazłem ją.
Kurwa mać, znalazłem!
Tanner od zawsze powtarzał, że nie zginąłem, ponieważ gdzieś na świecie coś jeszcze
na mnie czeka… Mówił, że muszę tylko uzbroić się w cierpliwość. I miał rację! Miał
pierdoloną rację! Moja siostra tu jest, czekała, aż ją znajdę, a ja w końcu to zrobiłem!
Myśląc o niej, dostaję potężnego orgazmu, jednak, chociaż wciąż przepełnia mnie
euforia, czuję się przez to trochę nieczysty… Mama zawsze powtarzała, że nie mogę dotykać
Bethany w taki sposób. Ale my tego pragnęliśmy! A Bethany chciała tego bardziej niż
czegokolwiek na świecie! Nie mogę po raz kolejny jej zawieść.
Nagle, kiedy w oddali zauważam samochód Niegrzecznej Lalki, uświadamiam sobie
coś niesamowitego.
Miałem ją śledzić, ale tego nie zrobiłem.
I przez cały ten czas nawet o niej nie myślałem.
Moja pieprzona obsesja na jej punkcie na chwilę zniknęła.
Przestałem jej pragnąć.
Kiedy tylko zobaczyłem Bethany, całe pożądanie i gniew natychmiast wyparowały.

Po raz pierwszy, odkąd poznałem moją Niegrzeczną Lalkę, odkąd porwałem ją i
pokochałem, teraz… teraz to nie ona zajmuje moje myśli. Ból, który nasilał się z każdym
kolejnym dniem, nagle minął, a ja poczułem się wolny. Bardziej wolny niż kiedykolwiek!
Bethany wróciła, więc musiałem ją zobaczyć. Śledzenie mojej lalki stało się nagle
mało istotne.
Uśmiecham się, bo jak mogłoby być inaczej?
***
Wszystkie moje myśli nadal krążą wokół Bethany, kiedy Lucy, menadżerka klubu, przynosi
mi kolejnego drinka. Kobieta spięła blond włosy w kucyk. Jest wysoka i ma niezłe cycki, ale
zdecydowanie nie wpisuje się w mój typ. Na moje nieszczęście, ciągle się przy mnie kręci.
Bawi się nożem, wbijając jego czubek w blat baru, chociaż doskonale wie, kim jestem…
czym jestem. Każda normalna kobieta na jej miejscu unikałaby mnie za wszelką cenę, ale
Lucy nie jest normalną kobietą.
To sadystka. Sadystka z obsesją na punkcie jebanych noży.
Ta suka przypomina mi tę małą blond psychopatkę z filmów Kill Bill, które Tanner
kazał mi oglądać. Jak jej tam było? Uma Thurman, czy jakoś tak… Tak jak ona, Lucy jest
szczuplutka, mała i lekka, ale za to okrutna jak cholera.
– Mam dla ciebie coś jeszcze. – Uśmiecha się, stawiając przede mną drinka i podając
mi mój notatnik.
– To znaczy?
– Zapisałam tam adresy paru stron, które mogą ci się spodobać. Dostałam namiary na
coś nowego. – Posyła mi oczko, po czym odchodzi, by obsłużyć innych klientów.
Nie pojmuję, dlaczego miałaby myśleć o tym, co mi się spodoba? To jakaś paranoja.
Rozumiem, że każdy ma swoją cenę i najwyraźniej ta suka próbuje mnie przekupić,
ale jeśli naprawdę sądzi, że zostanę jej zabaweczką i pozwolę pokroić się tymi jebanymi
nożami, to może się mocno zdziwić.
Lucy ma obsesję na punkcie moich blizn i mojego cierpienia. Od początku oferowała,
że zrobi dla mnie wszystko, jeśli tylko zgodzę się zostać jej uległym chociaż na jeden dzień.
Szmata jest ostro pierdolnięta, skoro myśli, że mógłbym się przed nią pokłonić.
Mimo to i tak przeglądam jej notatki, a ciekawość prowadzi mnie w stronę komputera.

***
– Dalej szukam informacji o twojej siostrze – oznajmia Tanner, wchodząc do małego
gabinetu, który dostałem od niego wraz z fałszywym dowodem osobistym i fikcyjną pracą.

Muszę przyznać, że sporo mu zawdzięczam. – Niestety w aktach sprawy twojego ojca nie ma
o niej żadnej wzmianki. A to co? – pyta, podnosząc z biurka notatnik i przerzucając kolejne
strony.
Wyrywam mu go natychmiast i od razu się krzywię.
– Nic ważnego.
W jego oczach zapala się ogień.
– Czyżbyśmy nie byli przyjaciółmi?
Zaciskam szczękę, przechylając głowę tak mocno, aż strzyka mi w karku.
– Jesteśmy przyjaciółmi – zapewniam.
Tanner wyrywa mi notatnik i przegląda go raz jeszcze, zawieszając wzrok na adresach
stron, które niedawno zostały w nim zapisane.
– Znam je. Są beznadziejne – warczy.
– Tak, wiem – zgadzam się. – Wciąż nie znalazłem żadnej dobrej…
– Mam pewną propozycję. To nowa strona. – Łapie za długopis i notuje adres z
pamięci. – Niełatwo ją znaleźć, bo większość świata nie zniosłaby takich perwersji, ale
proszę, tu masz hasło. Użyj go i baw się dobrze.
Zanim odzyskam swoją Bethany, muszę zaspokajać żądzę w inny sposób. Wciąż
jednak czuję się skołowany. Przez tyle lat jedynym, co mnie obchodziło, była moja Śliczna
Laleczka, a teraz…
– To co, wejdziemy tam? – zagaduje Tanner. – Na stronie jest pewna dziewczyna,
która może przypaść ci do gustu. Znalazłem ją zeszłej nocy i poczyniłem już pewne
przygotowania. – Oblizuje usta, stukając palcem w bok otwartego laptopa.
Wpisuję więc zanotowany przez niego adres, po czym odsuwam się, by Tanner mógł
poszukać dziewczyny. W wyszukiwarkę wklepuje słowa: Nowa Laleczka.
Mój kutas natychmiast twardnieje, kiedy czekam, aż strona się załaduje.
Nowa Laleczka to jej pseudonim. Mam wrażenie, że coś ściska mój żołądek.
Nowa Laleczka… zupełnie jak Śliczna Laleczka.
Dziewczyna ma czerwone, falowane włosy, podkreślające ładne rysy jej twarzy.
Sukienki, w których pozuje do zdjęć, są perfekcyjne i wyglądają na szyte ręcznie, co jeszcze
bardziej mi się podoba. Zjeżdżam w dół, oglądając kolejne fotografie, i jestem wręcz
wniebowzięty, kiedy zauważam jedną, na której pochyla się, pokazując białe, koronkowe
majteczki.
Idealna lalka.
Z wyjątkiem tych obrzydliwych włosów, wszystko w niej jest idealne.

Lalka ma przyklejone długie, sztuczne rzęsy, przez co nie widzę koloru jej oczu, ale
wcale mi to nie przeszkadza. Patrząc na nią, spokojnie mogę sobie ulżyć. Jest taka drobna,
gładka, perfekcyjna.
– Laleczka czasami streamuje, ale nie pokazuje swoim widzom niczego seksualnego;
jedynie ich prowokuje. Cała społeczność internetowych fetyszystów dosłownie za nią szaleje,
a ta mała nie robi przecież nic typowo erotycznego… Dostałem link do tej strony wczoraj w
nocy. Miałem zamiar ją tu dla ciebie sprowadzić. W końcu każdy ma swoją cenę, prawda?
No, ale skoro jesteś taki niecierpliwy, to póki co musisz zaspokoić się zdjęciami. Co myślisz?
– Chcę jej.
Tanner śmieje się pod nosem.
– Oczywiście, że chcesz, przyjacielu. I oczywiście ją dostaniesz. Spróbuję się czegoś o
niej dowiedzieć. Póki co, nie wiemy zupełnie nic, a przecież ta laleczka może mieszkać nawet
w pieprzonych Chinach…
Przechylam ponownie głowę i pochylam się, by móc podziwiać z bliska idealną,
porcelanową skórę.
– Więc wyśledź ją. Gdziekolwiek mieszka, pragnę ją mieć.
Tanner ściska mnie za ramię.
– Spokojnie, znajdziemy ją, ale w międzyczasie muszę prosić cię o przysługę.
Kiwam głową, przeglądając kolejne zdjęcia. Tanner co jakiś czas prosi mnie o różne
przysługi, ale nigdy nie jest to coś, z czym bym sobie nie poradził. Jeśli mam być szczery, to
uwielbiam je wykonywać.
Wyjmuje z kieszeni zdjęcie i kładzie je przede mną na biurku.
– Z tyłu znajdziesz adres. Zrób to dzisiaj.
Nowa Laleczka będzie musiała zaczekać.
Na całe szczęście – nie będzie czekać długo. Wkrótce będę miał zarówno ją, jak i moją
siostrzyczkę, a życie znów stanie się cudowne.
Znajduję w notesie pierwszą czystą stronę i zapisuję na niej wszystko, czego będę
potrzebował do zbudowania cel, w których umieszczę moje cudowne zabaweczki. Jedno
wiem na pewno: te cele muszą być o wiele lepsze niż poprzednie. Kiedy kończę, Tanner
wyrywa kartkę z notesu i wsuwa ją do kieszeni.
– Jak ty mnie podrapiesz po pleckach, to i ja cię podrapię. Coś za coś – oznajmia, po
czym wychodzi z pokoju.
W języku Tannera oznacza to, że załatwi dla mnie, co tylko zechcę, jeśli i ja będę dalej
spełniał jego prośby.

Wstaję z krzesła, łapię swoją bluzę i otwieram automatyczny nóż.
Jestem nabuzowany i gotowy na rozlew krwi!
Zlecenia dla Tannera to zawsze czysta przyjemność.

ROZDZIAŁ DRUGI
~ Niezniszczone ~

Dillon

WIDZIAŁEM JUŻ DZIESIĄTKI MIEJSC ZBRODNI – ba, w niektórych z tych zbrodni
brałem nawet udział – jednak jeszcze nigdy nie czułem się tak obrzydzony.
Czy to, na co właśnie patrzę, to odcięty kutas?
Kogo, do kurwy nędzy, ten biedny, posiekany skurwiel zdenerwował aż tak bardzo?
– Co mamy? – pytam, ale kiedy podnoszę głowę, dostrzegam przed sobą
niewidzianego nigdy wcześniej policjanta.
– Zabójstwo – oznajmia, podając mi maskę, którą szybko zakrywam nos i usta.
Kurwa mać. Świetna robota, Sherlocku, sam bym na to nie wpadł. Nie da się popełnić
w ten sposób samobójstwa, więc może miałby to być niby nieszczęśliwy wypadek?!
Och, to takie straszne, on… on się potknął i nabił prosto na mój nóż, kiedy
przygotowywałem kebab i, no cóż, dopiero gdy był już w kawałkach, spostrzegłem, że to nie
kurczak…
Pieprzony kretyn.
Patrzę na niego spod przymrużonych powiek spojrzeniem zazwyczaj przywołującym
moich ludzi do porządku. Ten idiota jednak stoi tylko z rozdziawioną gębą jak pieprzona ryba
bez wody.
– I co dalej?
– Nie ma śladów włamania – odpowiada powoli. – Zakładam więc, że denat znał
zabójcę…
– Nie płacą ci za to, żebyś cokolwiek zakładał. Poza tym przestań zadeptywać mi
miejsce zbrodni. – Wskazuję palcem na zakrwawiony kawałek ciała, który przykleił mu się do
buta.
Facet spuszcza wzrok, wytrzeszcza oczy i już w sekundę później biegnie do kosza na
śmieci, by zwrócić całą zawartość żołądka. Fragment ciała, który wygląda jak ucho, nadal
tkwi przyczepiony do jego podeszwy.
– Stój, kurwa, w miejscu! – wrzeszczę.

– Niech ktoś wsadzi to ucho do torebki na dowody – rozkazuje Marcus, po czym
podchodzi do mnie bez pośpiechu, przez cały czas kręcąc głową. – Sąsiadka nic nie słyszała.
Powiedziała nam, że gość nazywa się Maximus Law i jest właścicielem klubu Rebel’s Reds.
Znam to miejsce. To speluna dla jebanych sadystów.
– Więc kto mógł mu to zrobić? Któryś z rywali?
Właściciele klubów, zwłaszcza tych mniej legalnych, uwielbiają ze sobą rywalizować,
więc w zasadzie nie byłoby w tym nic dziwnego.
– Jeśli tak, musiał mu nieźle zaleźć za skórę. – Marcus marszczy nos.
– Masz rację, to nie było żadne ostrzeżenie ani wiadomość dla konkurentów. Wygląda
na to, że ten, kto rozczłonkował tego biednego skurwiela, zrobił to z prawdziwą
przyjemnością. Całe mieszkanie zalane jest krwią.
– Czy to jego…? – Marcus zmienia na chwilę temat, kiedy napotyka wzrokiem
leżącego na podłodze członka ofiary.
– Aha – potwierdzam. – Ustalmy przebieg zdarzeń poprzedzających zgon, a potem
zaczniemy działać.
Marcus potrząsa głową, próbując pozbyć się zszokowanego wyrazu twarzy.
– CSI już się tym zajęło. Możemy zacząć sprzątać.
Z największą przyjemnością.
– Potrzebuję zeznań każdego mieszkańca tego budynku. Ktoś przecież musiał coś
widzieć – rozkazuję mundurowym, którzy blokują korytarz.
– A my co, jedziemy do klubu? – pyta Marcus.
– Na to wygląda.
Najwyraźniej mogę zapomnieć, że zjem dziś kolację z rodziną.
Wyjmuję telefon z kieszeni, wybieram numer Jade i czekam, aż w słuchawce odezwie
się jej słodki głosik.
Bez względu na to, od ilu lat jesteśmy razem, wciąż nie potrafię nacieszyć się tą
cudowną dziewczyną. Nawet sam dźwięk jej głosu jest w stanie ukoić moją duszę.
Dryń.
Dryń.
– Cześć, kotku – odzywa się cichutko, przez co moje ciało natychmiast się relaksuje.
– Hej, jak tam wizyta u doktora?
Jade wciąż nie zamierza się oszczędzać i nie myśli nawet o zatrudnieniu opiekunki do
dziecka, mimo że jest już w szóstym miesiącu ciąży.

Odkąd urodziła MJ, pracuje na komisariacie na pół etatu. Na początku trudno było mi
się przyzwyczaić, że teraz nie zawsze będziemy pracować razem, ale sama świadomość, że po
powrocie do domu zastanę ją tam z naszym wspaniałym dzieckiem, szybko wynagrodziła mi
wszelkie boleści. Nasze życie jest kurewsko cudowne, nie mógłbym marzyć o niczym więcej.
– W porządku. Właśnie jestem w drodze, żeby odebrać MJ.
– A jak tam bliźniaczki?
– Elise została na kampusie, więc w domu jest tylko Elizabeth. – Wzdycha. – Wygląda
na to, że wszystko jest okej, ale wiesz, że z nią nigdy nie wiadomo…
– Może odwiedzę je w ten weekend? – proponuję, bo doskonale rozumiem, jak bardzo
się nimi przejmuje.
– Dziękuję. Wiem, jaki jesteś zajęty, ale…
– Nie musisz dziękować ani niczego wyjaśniać, przecież mi też na nich zależy. To
żaden problem.
Maryann, matka bliźniaczek i była żona Stantona, ostatnio dużo podróżuje i ma bardzo
napięty grafik w szpitalu. Jeździ na jakieś delegacje, szkolenia lekarskie czy inne gówno i
zostawia dziewczynki praktycznie samym sobie, chociaż mają dopiero po dziewiętnaście lat.
– Okej – odpowiada szeptem. Kiedy ścisza w ten sposób głos, przypominam sobie, jak
leżała pode mną w łóżku, podniecona tak bardzo, że niemal nie potrafiła złapać oddechu…
Muszę się powstrzymywać, by nie dostać erekcji.
– Wrócę dzisiaj późno, ale spróbuj nie zasnąć, dobrze?
– Mhmmm – mruczy, doskonale wiedząc, co mam na myśli. – Dobrze, ale nawet jeśli
zasnę, to wiesz, że zawsze możesz mnie obudzić…
Ach, moja dziewczynka jest nie mniej napalona ode mnie. Oczywiście, że ją obudzę!
– Kocham cię – dodaję na pożegnanie, po czym rozłączam się i wracam do pracy.
Próbuję zignorować złośliwy uśmieszek, który posyła mi Marcus. Jestem pewien, że skurwiel
wybielił sobie zęby i pewnie wprowadził jeszcze kilka innych poprawek. Chociaż jesteśmy
niemal w tym samym wieku, jego skóra jest o wiele gładsza niż moja. Na domiar złego,
widziałem ostatnio, jak Jade patrzyła na jego tyłek, kiedy ściągał marynarkę.
– Och, jesteście tacy uroczy – wzdycha, dramatycznie trzepocząc długimi rzęsami.
Kiedy uderzam go pięścią w ramię, natychmiast kończy te szczeniackie zaczepki.
– Może przestałbyś chichotać jak panienka, James, i w końcu sam znalazłbyś sobie
kobietę?
Detektyw Marcus James ponownie został singlem w zeszłym roku, po raz pierwszy od
dziesięciu lat. Całe swoje życie spędził z jedną kobietą, jednak ta, z powodu częstej

nieobecności męża w domu i długich godzin jego pracy, postanowiła poszukać pocieszenia w
ramionach jakiegoś nadzianego skurwiela. Bogacz rzucił ją po marnych kilku tygodniach, ale
kiedy z podkulonym ogonem przyszła przepraszać Marcusa, ten postanowił, że jej nie
wybaczy.
Zapomniał o romansach i rzucił się w wir pracy, jednak z doświadczenia wiem, że
każdy policjant potrzebuje kogoś, do kogo może wrócić wieczorem i przy kim zdoła
zapomnieć o całym syfie, którego doświadczył za dnia. Tylko nasi najbliżsi są w stanie
udowodnić nam, że na tym świecie istnieje jeszcze dobro. Bez tego zło prędko nas pochłonie.
– Wiesz, tak się składa, że już sobie kogoś znalazłem. – Wzrusza ramionami, po czym
wsiada do auta i wpisuje adres do nawigacji samochodowej.
Że co, kurwa?
– Kogo? I kiedy? – Odpalam silnik i włączam się do ruchu, przez cały czas
spoglądając na niego kątem oka. Chyba najwyższa pora, by przyznał się, że kogoś ma, w
końcu spędzam z tym dupkiem dosłownie każdy pieprzony dzień, a on ani razu nie
wspomniał o żadnej kobiecie!
Marcus unosi dłonie, sygnalizując, że się poddaje.
– Hej, spokojnie. My… no, dopiero zaczynamy tworzyć coś na poważnie. Ona jest
ode mnie młodsza i nie jestem pewien, co z tego wyjdzie, ale…
– Ale co, dupku?
– Ale jest mi z nią dobrze. Szczerze mówiąc, od dawna nie czułem się w taki sposób.
Kiedy tylko to słyszę, od razu szczerzę się jak nastolatka. Ech, przed chwilą nazwałem
go panienką, a sam nie jestem wcale lepszy…
– Więc ile ma lat? – dopytuję.
– Dwadzieścia pięć.
– O, to dobry wiek. Właśnie wtedy kobiety są najbardziej napalone – śmieję się, ale
zaraz czuję na sobie jego przeszywające spojrzenie. – No co?
– Skąd ty, kurwa, wiesz takie rzeczy?
– Jestem detektywem, nie? Muszę wiedzieć co nieco o ludzkiej naturze – żartuję.
Marcus wybucha głośnym śmiechem, przez co ja również zaczynam się śmiać.
– No, to jak ta szczęściara ma na imię? – pytam, gdy już się uspokajamy.
Marcus przez cały czas nie przestaje szczerzyć zębów.
– Lisa.
– Powinniśmy kiedyś zjeść razem kolację.
– Jasne, musimy się umówić. – Kiwa głową.

No, to dopiero dobry znak. Najwyraźniej stary Marcus myśli o tej dziewczynie na
poważnie.
Skręcam na parking za klubem Rebel’s Red. Parkuję na pierwszym wolnym miejscu,
po czym obaj wysiadamy z samochodu. Przed wejściem do tego przybytku rozkoszy wita nas
czerwony, migający neon, przedstawiający sylwetkę kobiety o wyjątkowo pokaźnym biuście.
– Bardzo oryginalne – komentuje Marcus.
Drzwi otwiera nam mocno zbudowany mężczyzna, który od razu mierzy nas
wściekłym spojrzeniem.
– Karty członkowskie? – warczy.
Z uśmiechem pokazuję mu odznakę.
– Jasne, to moja karta stałego klienta.
Facet przewraca oczami, a następnie odwraca się w kierunku baru.
– Ej, Morris! Przyjechały psy! – krzyczy.
Czyżbym cofnął się w czasie do lat dziewięćdziesiątych? Nie sądziłem, że ludzie nadal
nazywają nas psami.
Podchodzę do barmana, którego mięśniak nazwał Morrisem, pokazuję mu odznakę, po
chwili chowając ją do tylnej kieszeni spodni.
– Jest tu jakieś miejsce, gdzie moglibyśmy pogadać na osobności?
– Właściciel jeszcze nie przyszedł – mruczy Morris, nie podnosząc wzroku znad baru,
który właśnie przeciera ściereczką.
– No i nie przyjdzie – odpowiada Marcus, wyrywając mu z rąk ścierkę i odrzucając ją
gdzieś na bok. – Tak się składa, że nadal jest w swoim mieszkaniu. I to pokrojony na
trzydzieści pierdolonych kawałków…
– S-słucham? – jąka się barman, podnosząc twarz i patrząc teraz prosto na nas.
– Kiedy widziałeś swojego szefa po raz ostatni?
Mężczyzna splata ręce na piersi i marszczy brwi.
– No, ostatni raz był tu wczoraj w nocy. Wyszedł około drugiej i zabrał ze sobą jedną
z dziewczyn. – Rozgląda się po pomieszczeniu, więc my robimy to samo.
Wokół nas spacerują półnagie kobiety, a podstarzali faceci ślinią się na widok gołych
dziewczyn wirujących wokół rur z taką gracją, jak gdyby robiły to od urodzenia. Klub nie
wygląda na zbyt oblegany, ale atmosfera jest tu wyjątkowo podła. Ściany są ciemnoszare,
wyklejone lustrzanymi panelami, a okrągłe, białe kanapy w lożach przypominają raczej łóżka,
które służą w wiadomym celu. Mam wrażenie, że wszystko tutaj wykonano z plastiku, by

łatwiej było to wyczyścić. Lokal jest tani i dosyć podły, więc raczej wątpię, by ktoś z
konkurencji chciał zamordować jego właściciela.
– Scarlet! – woła Morris do jednej z kilku rudych barmanek, a ta odwraca się do nas,
głośno przy tym cmokając. – Pamiętasz, że Max wyszedł wczoraj z jakąś dziewczyną? Która
to była?
Scarlet ostentacyjnie przewraca oczami, a kiedy odpowiada, nawet na nas nie patrzy.
– Och, to jedna z tych nowo kupionych… Nazwał ją Jessica Rabbit, ale jak dla mnie
suka jest wyjątkowo szkaradna…
Nowo kupionych?
Morris natychmiast blednie.
– To co, handlujecie tu kobietami? – Unoszę brew.
– Ja tam nic nie wiem. – Wzrusza ramionami. – Ja tylko zajmuję się barem.
– Ta, jasne – warczę. – Gdzie jego gabinet?
Morris przez chwilę udaje, że jest zbyt zajęty układaniem kieliszków, by mi
odpowiedzieć, ale Marcus szybko się niecierpliwi i przywraca go do porządku, uderzając
pięścią w blat.
– Słuchaj no! Chcesz, żebyśmy zamknęli tę waszą spelunę i zgarnęli was wszystkich
na przesłuchanie?
Oddech Morrisa znacznie przyśpiesza.
– No… dobra. Idźcie na zaplecze. Kod dostępu to osiem, jeden, sześć.
Kątem oka zauważam, jak patrzy prosto na tego napakowanego dupka, który pilnuje
wejścia do lokalu, i jestem pewien, że w biurze Lawa jest coś, czego nie powinniśmy znaleźć.
Morris wyraźnie się tego boi, ale jeszcze bardziej nie chce wylądować na komisariacie. Mamy
szczęście – dzisiaj obejdzie się bez nakazu.
Wchodzimy z Marcusem za bar, po czym ruszamy prosto na zaplecze. Idę za nim
ciemnoczerwonym korytarzem, który musi prowadzić do biura właściciela lokalu. Na
ścianach zawieszone zostały zdjęcia piosenkarek, które latami świetności cieszyły się jeszcze
przed naszym narodzeniem. Po prawej widzimy podwójne drzwi. Marcus otwiera je i zagląda
do domniemanego gabinetu.
– O kurwa, a to co?! – mamrocze do siebie, po czym błyskawicznie wpada do środka.
Kiedy wchodzę tam zaraz za nim, dosłownie staję w miejscu jak wryty. Widzę klatki –
pieprzone klatki dla psów, w których uwięzione są nagie kobiety. Naliczyłem ich aż osiem.
Marcus podbiega do nich i próbuje je otworzyć, ale każda klatka zabezpieczona jest porządną
kłódką.

Mimowolnie myślę o mojej Jade i tym chorym skurwielu…
– Zgłoś to do centrali – polecam Marcusowi, a sam odwracam się na pięcie i wściekły
wybiegam z pokoju.
Rozglądam się, przechodząc obok baru, ale nigdzie wokół nie widzę już Morrisa.
Przepycham się obok tego olbrzymiego skurwiela na bramce i podbiegam do samochodu, w
którego bagażniku znajduję nożyce do cięcia metalu. Chcę już wrócić do uwięzionych
dziewczyn, kiedy w drodze powrotnej ochroniarz postanawia otworzyć durny pysk.
– Czego się czepiasz, psie? Za każdą z nich zapłacono, więc żadne prawo nie zostało
złamane…
O Boże. Ten skurwysyn jest naprawdę wyjątkowo głupi.
Zaciskam pięść i z rozmachem uderzam go prosto w nerkę. Facet zgina się z bólu,
więc łapię go za spocony łeb i zapoznaję skurwiela ze swoim kolanem. Przez chwilę się
chwieje, jednak zaraz upada na ziemię. Jego wielkie mięśnie mogą budzić respekt wśród
klientów burdeli, ale ja z takimi jak on mam do czynienia każdego pieprzonego dnia.
– Policja nie może… – próbuje coś wyjęczeć, trzymając się za nos, jednak ja nie
pozwalam mu dokończyć.
– Policja? Przecież się potknąłeś.
Kiedy wchodzę z powrotem do biura, Marcus wzywa posiłki, a wszystkie dziewczyny
siedzą skulone przy drzwiach swoich klatek. Przecinam każdą kłódkę po kolei, a one
wychodzą powoli na zewnątrz, przerażone i nad wyraz ostrożne.
Kilka z nich wygląda naprawdę młodo. Prawdopodobnie są jeszcze nastolatkami.
– Wszystko w porządku, jesteście bezpieczne – zapewniam je, pokazując odznakę.
– Powiecie mi, co tu robicie?
Napotykam wzrokiem blondynkę, która gapi się na mnie wytrzeszczonymi z
przerażenia oczami. Zakrywa rękami piersi i krzyżuje nogi, co nie jest typowym
zachowaniem dla prostytutki… Serce zaczyna mi mocniej bić. Te kobiety nie są tutaj z
własnej woli. Najwyraźniej ten skurwiel, Law, zasłużył na los, jaki go spotkał.
– YA zaplatil za azartnyye igry moyego ottsa – mówi dziewczyna siedząca przede
mną.
Co to za język? Rosyjski?
– Nie mówię po rosyjsku – oznajmiam jej.
– On mnie kupił – odpowiada nieśmiało z mocnym akcentem.
To śledztwo właśnie stało się o wiele bardziej skomplikowane.

– Łap za telefon – rozkazuję Marcusowi. – Sprowadź tu tłumacza i Agencję
Bezpieczeństwa.
– Się robi.
– A, i jeszcze coś – kontynuuję, a on spogląda na mnie przez ramię. – Natychmiast
zamykamy tę pieprzoną melinę.


Przekręcam klucz w zamku i wchodzę do zaciemnionego domu, jednak już z przedpokoju
dostrzegam, że Jade zostawiła w kuchni zapalone światło. Uśmiecham się od ucha do ucha,
wiedząc, że znajdę tam kolację i butelkę piwa, którą zawsze dla mnie zostawia.
Kiedy spoglądam na zegar migający na piekarniku, od razu głośno wzdycham. Minęła
już pierwsza w nocy, a ja dopiero wróciłem do domu. Cieszę się, że Jade na mnie nie czekała.
Ta ciąża, zresztą zupełnie jak poprzednia, potrafi nieźle dać jej w kość. Szczerze mówiąc, to
prawdziwy cud, że zdołaliśmy począć dwójkę dzieci z taką łatwością pomimo rozległych
blizn na jej szyjce macicy. Tak samo jak pierwsza, ta ciąża również jest zagrożona. To spore
ryzyko, ale – cholera – przecież warto próbować. Dla faceta nie ma na świecie większego
szczęścia niż widok ukochanej kobiety, noszącej pod sercem jego potomka.
Mimowolnie powracam myślami do kobiet, które uratowaliśmy tej nocy.
Dowiedzieliśmy się, że wszystkie pochodzą z Rosji; nietrudno było to odkryć, bo Maximus
miał w notesie nazwiska swoich kontaktów wraz z numerami telefonów. Gość był totalnie
zielony w tym biznesie, a za amatorstwo w tym świecie najczęściej płaci się śmiercią.
Ludzie, wśród których zaczął się obracać, nie lubią ryzyka i nieodpowiedzialnych
klientów. Maximus był nieostrożny. Prędzej czy później mógł wpakować za kratki siebie albo
– co gorsza – wkopać swoją głupotą innych, dlatego też prawdopodobnie postanowiono, że
lepiej będzie się go pozbyć. Oczywiście na razie to tylko hipoteza. Jutro czeka mnie cała masa
przesłuchań, które być może ją potwierdzą, a poza tym mam też nadzieję, że monitoring
klubu da nam jakieś okruszki, po których będziemy mogli zmierzać do celu.
Zwykle po śmierci takich pieprzonych śmieci jak ten cały Maximus nie zadręczam się
tym, kto ich zamordował… Tym razem jest jednak inaczej. Kiedy myślę o tym, w jaki sposób
go uśmiercono, oraz o warunkach, w jakich przetrzymywał te biedne Rosjanki, instynkt
podpowiada mi, że dzięki tej sprawie dotrzemy do jakiejś naprawdę grubej ryby
przestępczego świata i uratujemy dużo więcej bezbronnych kobiet. Handlarze ludźmi są

największymi ścierwami na ziemi i chętnie będę pracował po nocach, byle tylko wsadzić ich
wszystkich do pierdla.
Kiedy wyczuwam w powietrzu zapach klopsików, od razu zaczyna mi burczeć w
brzuchu. Otwieram butelkę piwa i wypijam łapczywie kilka łyków, po czym rzucam się na
jedzenie, pożerając je w niemal idiotycznie szybkim tempie.
Stoję przy zlewie i opłukuję właśnie talerz, kiedy nagle czuję na brzuchu dotyk
niewielkich, kobiecych dłoni.
– Tak myślałam, że słyszę cię w kuchni – szepcze Jade tuż za moimi plecami.
Odwracam się do niej przodem i przyciągam ją bliżej siebie. Gdy zauważam, że na
szafce obok nas leży teraz jej pistolet, uśmiecham się, jednak nie komentuję tego ani słowem.
Uwielbiam to, że moja Jade jest taką waleczną wilczycą i zawsze mogę być pewien, że
ochroni nasze rodzinne gniazdo.
– Przepraszam, że cię obudziłem – szepczę, całując ją prosto w czoło.
– Przecież sama cię o to prosiłam. – Uśmiecha się, przyciskając głowę do mojej klatki
piersiowej. Pomiędzy nami czuję jej stale powiększający się brzuszek.
Po chwili Jade odsuwa się nieco, przechyla głowę i spogląda mi prosto w oczy.
– Hej – mamrocze cicho.
Nie jestem w stanie opisać, jak bardzo kocham tę dziewczynę…
Kiedy zaszła w drugą ciążę, zacząłem zauważać, jak bardzo zmieniła się od czasu
urodzenia naszej pierwszej córeczki. Myślę, że teraz czuje się o wiele spokojniejsza. W końcu
może się nieco odprężyć, bo ten skurwiel, Benny, już nie żyje i nigdy nie wróci ani po nią, ani
– o zgrozo – po naszą maleńką MJ. Mimo to, czasem wciąż dręczą ją okrutne wspomnienia.
To naturalne. Rozumiem, że się martwi, nawet mimo że ten skurwiel już zdechł. Z nerwów
stare rany często się otwierają.
Przypominam sobie, jak wracaliśmy z naszej corocznej wizyty na nieoznakowanym
grobie tego psychola, a w rączkach naszej córeczki nagle odezwała się jakaś popieprzona,
śpiewająca lalka. Oboje odruchowo niemal strzeliliśmy do tej jebanej zabawki, a Jade zaczęła
nawet oskarżać ducha o to, że dręczy ją zza grobu. Zapewne uznałbym to za niemal zabawne,
gdyby nie strach w jej oczach, który dosłownie łamał mi serce. Na całe szczęście szybko
udało mi się ją uspokoić. Czym prędzej zadzwoniłem do swojej matki, a ta niechętnie
przyznała, że tak, chyba rzeczywiście kupiła MJ taką lalkę, kiedy ostatnio się nią
zajmowała… Ech, trzeba przyznać, że mama kupuje jej milion durnych zabawek, których
mała wcale nie potrzebuje, ale… No cóż, nie jest jedyna, bo wszyscy nieustannie obsypujemy
MJ prezentami.

– Hej, skarbie – odpowiadam szeptem, wdychając zapach swojej cudownej żony.
– Ciężki dzień, co?
– Tak, to jeden… No wiesz, z tych dni.
Jade doskonale rozumie, co to oznacza, bo sama często miewała takie dni.
– Pozwól więc, że poprawię ci humor. – Przygryza wargę, palcami majstrując przy
zapięciu mojego paska. Zaraz potem rozpina mi spodnie i klęka na twardej podłodze.
Od razu łapię ją za ramiona, ciągnąc w górę, by wstała z powrotem.
Co jak co, ale moja ciężarna żona nie będzie klęczeć na lodowatych płytkach, żeby
zrobić mi loda.
– Kafelki są zimne… Wiesz, może lepiej ja się tobą zajmę.
Podnoszę ją i sadzam na kuchennym blacie, po czym delikatnie rozchylam jej
szlafrok. Jade jest pod nim całkowicie naga. Spoglądam z zachwytem na jej miękką,
oliwkową skórę i nabrzmiałe piersi, które aż się proszą, żebym je possał. Podoba mi się, że
podczas ciąży jej sutki stają się takie ciemne, a okrągły brzuszek wygląda, jakby połknęła w
całości małego arbuza. Delikatnie popycham jej ramiona, a ona odchyla się i opiera ciało na
łokciach. Jej cipka otwiera się przede mną niczym przepiękny kwiat. Jest taka wilgotna… Nie
zdołam dłużej nad sobą panować.
Pochylam się i smakuję ją językiem, drażniąc łechtaczkę kilkoma szybkimi
liźnięciami. Jej biodra automatycznie wędrują w górę, gdy zatapiam język w dziurce, a
dłońmi pieszczę cudowne ciało i idealne piersi swojej żony.
Jade zaczyna wiercić się coraz mocniej. Doskonale wiem, jak bardzo chce, bym skupił
się na jej łechtaczce, więc w końcu przesuwam usta wyżej i zaczynam ją ssać, w tym samym
czasie wkładając dwa palce do jej mokrej cipki. Zginam je tak, by pieścić ją w odpowiednim
miejscu, aż Jade zaciska mięśnie. Jej westchnienia i jęki stają się coraz głośniejsze.
– O tu, tak… kurwa, tak… nie przestawaj… kurwa, nie przestawaj…
Kiedy dochodzi, moje palce są jeszcze bardziej wilgotne niż wcześniej. Jej rozkosz
podnieca mnie do tego stopnia, że za każdym razem tracę przez nią głowę… Za każdym
pieprzonym razem.
Wstaję prędko z podłogi i wchodzę w nią jednym, sprawnym ruchem. Zaciskam
dłonie wokół ud Jade, po czym przyciągam ją do siebie bliżej, tak że jej pupa wisi poza
kuchennym blatem. Poruszam się w niej coraz szybciej. Jade zaczyna pieścić swoje piersi, a
ja, obserwując ją, staję się twardszy niż kiedykolwiek wcześniej.
Tak. Właśnie tego było mi trzeba po tak potwornym dniu.

Moje jądra stają się niemal boleśnie napięte. Czuję, że zaraz dojdę… Wychodzę z niej,
by ozdobić białymi kroplami spermy jej cudowny brzuch.
Oboje głośno oddychamy, spełnieni i zadowoleni. W tym momencie marzę tylko o
prysznicu.
– Może zamiast tego weźmiemy długą, gorącą kąpiel? – proponuje, jak gdyby czytała
mi w myślach.
Tak. To brzmi kurewsko idealnie.

2 komentarze:

  1. Czytałam dwa poprzednie tomy i wydawało mi się, że ta historia jest zamknięta. Skoro wyszła trzecia to pewnie kiedyś i po nią sięgnę.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...