czwartek, 25 sierpnia 2022

 

Paulina Zalecka

“Kanibal. Krzyk rozdartego serca”

Bywa miłość, która oznacza wejście w mrok.


Aria Simons jest młodą kobietą pełną ciepła i dobroci. Pragnie zaadoptować dziewczynkę, którą poznała i pokochała podczas wolontariatu w sierocińcu. Jednak aby zostać pełnoprawną opiekunką dziecka, musi podjąć stałą pracę. Zatrudnia się w opiece społecznej, gdzie jej pierwszym zadaniem jest zdobycie zaufania mężczyzny, który od wielu lat mieszka w lesie i nie dopuszcza do siebie nikogo.


Caden Slate, nazywany Kanibalem, od towarzystwa ludzi bardziej ceni sobie spokój i życie z dala od hałasu. Lata w sekcie, w której stracił najbliższych, wydobyły na powierzchnię najbardziej brutalną i nieobliczalną stronę jego natury. Wszystko zmienia się, gdy na jego progu staje drobna kobieta o szarych oczach.


Pozornie nie łączy ich nic prócz gwałtownej i niewytłumaczalnej fascynacji. Ale Aria szybko odkrywa, że pod agresywną i niedostępną fasadą Cadena skrywa się mężczyzna gotów poświęcić wszystko dla osób, które kocha. Jednak życie bywa brutalne. Wszystkie marzenia i plany pary legną w gruzach, gdy na jaw wyjdzie prawda z przeszłości. Jak potoczą się losy bohaterów, gdy Caden zniszczy największe marzenie Arii?


“Zanim go okaleczono, musiał być przepięknym mężczyzną. Nadal jest przystojny, jednak te blizny i rany na ciele sprawiają, że wydaje się surowy, oschły i brutalny.” 


MOŻLIWE SPOILERY!!!


Z twórczością Pauliny Zaleckiej spotykam się po raz pierwszy, chociaż wiem, że autorka ma na swoim koncie wydanych już kilka pozycji wydawniczych. Ja z jej piórem stykam się dzięki książce “Kanibal. Krzyk rozdartego serca”. Bardzo czekałam na tę opowieść, bo zaintrygował mnie jej opis oraz okładka przedstawiająca mężczyznę z bliznami. Byłam ciekawa, co taka oprawa za sobą skrywa. Jaki będzie środek? Jaka będzie historia? Czy polubię się z bohaterami? Naprawdę wiele pytań kłębiło się w mojej głowie. Gdy paczka z książkami do mnie dotarła, wzięłam się za tę lekturę, najszybciej jak mogłam. Czy mi się podobało to, co znalazłam na tych 238 stronach? Hmmm… Jak mam być szczera, to nie za bardzo. Temat przewodni tej opowieści był świetny, ale autorka niestety nie wykorzystała jego potencjału. Przedstawiła go po łebkach, a szkoda. Zdecydowanie zabrakło mi tu pokazania tego, jak wyglądała przeszłość Cadena. Były ze dwie sceny opisane z jego wspomnień i to tyle. Przedstawienie ich też było takie byle jakie. 

Nie wiem, czy tylko ja tak to odebrałam, ale podczas czytania odnosiłam wrażenie, jakby brakowało stron. W ogóle cała fabuła tak się szybko działa, że niestety dla mnie jako Czytelnika, było to sztuczne i naciągane. Autorka obiegła temat na skróty i niestety przez to zabrakło mi emocji, której tej opowieści powinny towarzyszyć. Po Cadenie spodziewałam się innego zachowania, niż to, które dostałam. Sorry, ale dla mnie było to, nie do przyjęcia, że po tym, co musiał robić, tak szybko dopuścił do siebie Arię. 


Było tu kilka takich kwiatków, które mi nie odpowiadały, bo to nawet jest nierealne. Scena z kupowania fotelika dziecięcego była po prostu idiotyczna. Przepraszam za to wyrażenie, ale jak dla mnie, autorka powinna opisać to inaczej, a nie tak jakby Caden poszedł do sklepu kupić paczkę fajek bądź gum do żucia. Nie, nie i jeszcze raz nie. Kolejna to opieka nad małą Emmą. Tu to już w ogóle… Obcy facet, który widzi dziecko raptownie dwa, czy trzy razy i na odwrót, stara się o opiekę nad nią w sądzie. Z jednej strony można odrobinę zrozumieć, ale z drugiej było to strasznie dziwne. Chciałabym Wam więcej takich scen przytoczyć, ale nie mogę, bo książka jest krótka i mogłabym za mocno zaspoilerować. 


Może teraz przejdę do bohaterów. Aria na początku wydawała się fajną kobietą, trochę jak taka szara myszka, ale zaczęła wychodzić ze swojej strefy komfortu. Jednak ze strony na stronę zaczęła mnie nieźle irytować. Ciągle wyła albo miała łzy w oczach. W pewnym momencie miałam ochotę wyrzucić książkę przez okno na ulicę. Z szacunku do egzemplarza i autorki tego nie zrobiłam, chociaż naprawdę mało brakowało. Mój mąż już mówił do mnie, żebym odłożyła ją na bok, bo widział nerwy wypisane na mojej twarzy. Zależało jej na pewnej czteroletniej dziewczynce, którą chciała zaadoptować i to było piękne. Chciała jej stworzyć namiastkę prawdziwego domu. Poznała Emmę w domu dziecka i od pierwszego spotkania połączyła je niepodważalna więź. Tym gestem odrobinę zyskała w moich oczach. Natomiast Caden to mężczyzna po strasznych przejściach, o których Wam nie powiem, ale było to naprawdę straszne. Oczekiwałam od niego, że po tych wydarzeniach będzie bardziej czujny, agresywny, brutalny i z wypaczonym umysłem, ale okazał się taką trochę ciepłą kluchą z wyjątkiem kilku scen. Jego zachowanie mnie nie kupiło. Gdyby książka była bardziej rozbudowana i autorka pokazywała nam stopniowo jego przemianę, zdecydowanie byłoby to wiarygodniejsze. W przeszłości dostał przezwisko “Kanibal”, ale zupełnie źle ono zostało dobrane. “Predator”, “Barbarzyńca”, “Potwór” to bardziej by pasowało, ale nie “Kanibal”. Taką osobą można nazywać kogoś, kto zjada ludzkie mięso, a to, że Caden komuś wbił zęby w krtań i rozerwał tętnice, nie znaczy, że ma to coś wspólnego z kanibalizmem.


Autorka pisze językiem lekkim i spójnym, jednak historia, którą wykreowała, jest niestety słabiutka, chociaż miała ogromny potencjał. Zwróciłam też uwagę, że było podobieństwo do książki Kasi Haner - “Drwal”. Nie będę pisała, o co chodzi, bo na pewno sami to wychwycicie. Książka została oceniona pod względem hot levelu na 3 ogniki, ale ja bym dała 2, bo wcale nie było, aż tak hot. Znajdowały się w tej opowieści  powtórzenia, które były zbędne i lepiej w to miejsce mogło zostać napisane coś, co polepszyłoby fabułę. Jeszcze pozwolę sobie wspomnieć o ostrzeżeniu, które widnieje pod opisem książki z tyłu okładki. Uważam, że jest ono zbyteczne i przesadzone. Ja tam nigdzie nie widziałam tej kontrowersji, czy tematów budzących niepokój.


Reasumując książka “Kanibal. Krzyk rozdartego serca” w mojej ocenie wyszła słabo. Po obiecującym prologu, który wywołuje ciarki na ciele, nie było prawie nic ciekawego, na czym można by było zawiesić oko. Gdyby autorka poświęciła tej opowieści więcej pracy i zdecydowanie dopisała więcej stron, rozbudowując wątki, to wierzę, że wypadłaby ona dużo lepiej. Takiej historii, nie da się opowiedzieć na 238 stronach. W sumie to tych stron było mniej, ponieważ znajduje się dużo pustych kartek bez żadnej treści. Myślę, że sięgnę po drugi tom, żeby sprawdzić, co dalej się będzie działo zwłaszcza po takim zakończeniu. Chcę dać autorce jeszcze szansę i nie skreślam jej po jednej książce.

Z przykrością to piszę, ale nie polecam Wam tej lektury, bo nie spełniła moich oczekiwań. To od Was zależy, czy dacie jej szansę, czy nie.

Oceniam książkę 3/10. 


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Niegrzecznym książkom.




 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...