środa, 15 marca 2023

 

Anna Wolf

„Słodkie pragnienie”

Susan i Hunter wpadają na siebie po latach. W szkole średniej byli parą, rozstali się tuż przed rozdaniem świadectw – Hunter tłumaczył dziewczynie, że to dla jej dobra. Przypadkowe spotkanie w restauracji, które kończy się w hotelowym pokoju, pokazuje jednak, że wciąż mocno na siebie działają.

Rano Susan – przerażona tym, co się stało – zwyczajnie ucieka, nie czekając na rozmowę. Konsekwencje namiętnej nocy są jednak znaczące… Co się stanie, kiedy prawda wyjdzie na jaw?

Tak naprawdę po „Słodkie pragnienie” sięgnęłam tylko dlatego, że zaintrygował mnie opis książki. Czytałam już inne propozycje wydawnicze od autorki i jedne mi się podobały więcej, a drugie mniej. Od dłuższego czasu nie czytałam nic od Ani, wiec postanowiłam to zmienić i przeczytać jej najnowszą opowieść. Byłam ciekawa, czy przypadnie mi do gustu ta lektura, lecz niestety nie wpasowała się w moje klimaty. Jakoś nie kupiła mnie historia Susan i Huntera. Jak dla mnie była ona taka naciągana, a miejscami nawet absurdalna. Niektóre rzeczy nie trzymały się kupy, co od razu wychwyciłam.

Susan i Hunter byli parą, ale kończąc liceum, chłopak nie chciał, żeby utknęła w ich mieścinie. Założył sobie, że rozstanie będzie najlepszą z opcji, a później się zobaczy, jak to będzie. Dziewczynę to bardzo dotknęło. Wyjechała i nigdy więcej nie wróciła. Po latach spotykają się i... Nie powiem, co dalej, bo to już sobie doczytacie sami. Jednak to ich spotkanie jak dla mnie było nudne, opisane minimalistycznie i bohaterka najpierw się ciskała, a później zrobiła na opak. Nie przekonało mnie to.

Akurat egzemplarz, który dostałam do recenzji, był przed korektą i było w nim dużo błędów. Sprawiało to, że ciężko mi się było skupić na czytaniu, bo musiałam sobie wszystko skorygować w głowie. Do tego język, jakim została napisana ta lektura, też mnie jakoś nie zachwycił, więc czytałam bez jakichkolwiek emocji.

Bohaterzy byli tacy nijacy i ich wzajemna relacja opierała się na słownych potyczkach, co w pewnym momencie strasznie mnie irytowało. Susan to dziwna kobieta. Niby taka wyszczekana, a zachowywała się jak ciepła poddańcza klucha. Gada o czymś, a robi na odwrót. Nie polubiłam jej już od samego początku. Natomiast Hunter to facet, który dostaje to, czego zapragnie, nie patrząc na konsekwencje. Był wkurzający, ale jego byłam w stanie tolerować.

Jedyny pozytyw tej książki, to ilość dialogów i brak długich opisów, przez co udało mi się skończyć czytać dosyć szybko. Tak jak już wyżej pisałam mnie ta książka nie zachwyciła, ale być może wam się spodoba. Ja jej niestety nie polecam i oceniam 4/10.

 

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Lipstick Books.

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...