poniedziałek, 22 listopada 2021

 

K.N. Haner

“Piętno Morfeusza”

[Przedpremierowa recenzja patronacka]

“Nazywam się Adam McKey. Moje życie podzielone jest na trzy

etapy. W każdym z nich byłem zupełnie innym człowiekiem.

Wszystko, co znam, kocham, co poświęciłem, składa się na to,

co było przed, w trakcie i co jest po… Mirrors.”


Zakończenie najbardziej wyczekiwanej erotyczno-mafijnej serii w Polsce!


Cassandra i Adam przeszli razem naprawdę długą drogę, by w końcu uwolnić się od przeszłości. Dramatyczne wydarzenia odbiły się mocno na ich psychice i związku. I gdy wydaje się, że potrzebują po prostu jeszcze więcej czasu na uporządkowanie chaosu w ich głowach nagle w życiu Adama znowu pojawia się Camilla. Teraz jest Afrodytą, jedną z najważniejszych osób w organizacji, kochanką Hadesa, kobietą, w której Adam widzi swoją pierwszą miłość. Miłość, którą już dawno pogrzebał i o której zapomniał.


Kobieta bez wahania wciąga go ponownie do bezwzględnego świata pełnego perwersyjnego seksu i bezlitosnych zasad. Zaczyna się zawiła gra w której przeszłość ściera się z rzeczywistością, a prawda okazuje się być bardziej skomplikowana i bolesna niż można się spodziewać. Do Adama dociera, że by chronić Cassandrę i ich syna, musi znowu stać się Morfeuszem. Zaczyna więc samotną drogę przez piekło, które pochłania go coraz bardziej. Staje twarzą w twarz ze swoim piętnem i sam musi odpowiedzieć sobie na najważniejsze pytanie: czy chce być Adamem, czy Morfeuszem?


Wejdź do świata intensywnych i mrocznych doznań! 


“Zmieniła moje zimne jak lód serce w ogień, który rozpala mnie teraz od środka. To jedne z najpiękniejszych uczuć na świecie. Świadomość, że nasze serce bije dla kogoś. To największy dar, jaki można podarować człowiekowi: miłość.”


Tę recenzję zacznę od małej opowieści, jak zaczęła się moja przygoda z Kasi książkami i oczywiście przejdę do sedna mojej opinii, więc się nie martwcie. Po raz pierwszy z twórczością K.N. Haner zetknęłam się za sprawą “Snów Morfeusza”. Pamiętam, to jak dziś, kiedy pojechałam kilka lat temu do Polski na urlop i poszłam do biedronki. Zawsze mam taką manię, że sprawdzam tam książki. Moją uwagę zwrócił egzemplarz, którego okładka przedstawiała męskie błękitne oko. Tak mnie ona, zahipnotyzowała, że nie potrafiłam oderwać od niej wzroku. Moja mama wówczas zbeształa mnie w sklepie (tak, przy ludziach :D), że i tak mam tyle książek, to, po jakiego groma dokupuję wciąż nowe, ale weź tu człowieku nie kup, skoro jestem wzrokowcem i ta okładka była tak świetna, że musiałam ją wziąć. Cena też była śmieszna, bo całe 9,99 zł, to nawet nie było mowy, żebym tej książki miała nie kupić. “Sny Morfeusza” przeczytałam dopiero w Anglii, jak wróciłam do domu i teraz wyobraźcie sobie, jakie było moje zaskoczenie, gdy po przeczytaniu, zerknęłam na bio autorki i odkryłam, że za pseudonimem K.N. Haner, kryje się Polka. Zaczęłam wtedy na Facebooku szukać jakichś grup czytelniczych dla fanów autorki i gdy znalazłam, byłam w siódmym niebie. Od tamtej pory jestem Kasi wielką fanką i posiadam jej wszystkie solowe książki. Po pierwszej części Mafijnej miłości przyszedł czas na drugą, czyli “Koszmar Morfeusza” i czytałam ją z sercem w gardle. Później wyszedł jeszcze tom “Przebudzenie Morfeusza” i tam też tyle się działo, że centralnie rwałam sobie włosy z głowy, jednak po skończeniu miałam niedosyt i po części czułam też zawód. Już Wam wyjaśniam dlaczego. Może trochę zaspojleruję, za co z góry przepraszam, ale Przebudzenie skończyło się porwaniem Cassandry i tym, że po czasie Adam otrzymał zdjęcie, z którego dowiedział się, że Cass żyje i kilka zdań, gdy powróciła. I koniec. To zakończenie mnie nie usatysfakcjonowało, ponieważ po tym wszystkim, co spotkało tę dwójkę, zasługiwali na miodem płynące zakończenie, a nie tylko kilka linijek tekstu. Bardzo wielu czytelników miało dokładnie takie same odczucia, co ja. Dlatego, gdy Kasia ogłosiła, że powstanie czwarta część, skakałam do góry, bo uważałam, że kilka spraw powinno jeszcze zostać wyjaśnionych…


W tym momencie kochani zaczyna się recenzja “Piętna Morfeusza”. Dokładnie w sobotę pod wieczór dostałam od Kasi email z pdf-em czwartego tomu, który wrzuciłam na czytnik i musiałam trochę poczekać, żeby mi się podładował. Zaczęłam czytać chwilę po 22 i skończyłam prawie, że o 4 rano. Tak się wciągnęłam, że nie umiałam się od czytania oderwać. Zostałam doszczętnie pochłonięta. Tyle razy chciałam rzucać czytnikiem i Kasi wyrwać włosy z głowy za to, co tam odwalała, to nie macie pojęcia. Serce mi się ściskało, żołądek kurczył się z nerwów, złość parowała mi uszami i leciały tak niecenzuralne słowa, że aż byłam zaskoczona, że można tak przeklinać :D


Kasia na samym początku książki uprzedza, że jeśli myślicie, że ten tom będzie słodki, to będziecie zawiedzeni i tu kochani moi Kasia napisała prawdę. Nie dostaniecie słodko pierdzącej historii miłosnej Cassandry i Adama. Ta opowieść przepełniona jest strachem, bólem, tajemnicami, kłamstwami, intrygami. Żeby chronić swoją rodzinę, Adam będzie musiał dopuścić się wielu okropnych rzeczy, których tak bardzo nienawidzi. Ja odczuwałam całą sobą to, co on przeżywał. Czułam te wszystkie emocje, które nim targały i tak bardzo mu współczułam. Zawsze, gdy czytam, staram się postawić na miejscu bohaterów i rzadko mi się to udaje, ale w przypadku tej serii, nie miałam z tym problemu. Nawet nie wiem, co mam napisać, żeby nie wyjawić Wam tego, co tu się dzieje, ale powiem Wam, że jest grubo. Niby książka jest krótka, ale tu się tyle dzieje, że nie ma nawet sekundy na nudę. Akcja jest wartka i nie zwalnia tempa. Na każdej stronie non stop coś się dzieje. Fabuła jest genialna i uważam, że jest to idealne zakończenie całej serii. Naprawdę cieszę się, że Kasia nie rozpisała się na 400 stron, bo byłoby to niepotrzebne. Nie wierzę, że to piszę, ale tu nie było sensu ciągnąć tego dalej. Kasia wręcz mistrzowsko wplotła najważniejsze wątki, które były przemyślane i niepisane na siłę. Nie znajdziecie tu zbędnego pitolenia, żeby zapełnić strony. Wszystko jest ważne i istotne dla tej historii. Oprócz tych wszystkich dram znajdziecie tu także sceny zbliżeń, pomiędzy Cass i Adamem, ale nie tylko... 



“Piętno Morfeusza” opisane jest tylko z punktu widzenia Adama, bo to jest jego historia i jego walka. Znajdziecie tu wątki, które działy się w przeszłości, co było fajnym zabiegiem, bo mamy wgląd do tego, jak to się wszystko zaczęło. Oczywiście mamy tu także Cassandrę, która przeżyła wiele i powoli do siebie dochodzi. Kocha Adama i w pewnym stopniu tęskni za Morfeuszem, ale w jakim sensie, tego dowiecie się, czytając. Ja milczę, jak grób i nic Wam nie zdradzę. W tej opinii bardziej skupiam się na Adamie, bo to jest jego spowiedź, tylko czy dostanie i przede wszystkim, czy zasłuży na rozgrzeszenie?


“Spokój jest zbyt piękny, by był prawdziwy. To nie jest takie łatwe.

To nie znika. Wspomnienia, przeszłość… To wszystko, co

było pomiędzy okresem przed i po Mirrors, to… Moje piętno.”


Myślę, że nie będę się bardziej rozpisywać i mam ogromną nadzieję, że ta recenzja Was zachęci do sięgnięcia po “Piętno Morfeusza”. Jeżeli nie czytaliście jeszcze tej serii, to nadrabiajcie zaległości. Otrzymacie istny rollercoaster emocjonalny, który wywoła w Was różne odczucia. Właśnie o to chodzi w książkach, żeby wywoływały w nas emocje i nie odpuszczały do ostatniej strony.

Ja jestem oczarowana tą częścią i mimo że nieraz miałam ochotę udusić Kasię, to otrzymałam opowieść, jakiej oczekiwałam. Zabrakło mi jedynie takich dwóch malutkich elementów, które by były fajnym dopełnieniem do całości, ale to tylko takie moje zdanie. Nie mogę Wam powiedzieć, o co mi chodzi, bo bym zdradziła ważne wątki. Będę czytać Wasze opinie i sprawdzę, czy mamy podobne zdanie. 


I tak na koniec jeszcze wspomnę kilka słów o okładce, która jest fenomenalna i idealnie oddaje przekaz książki. 

Kto wygra tę walkę? Adam czy Morfeusz?

Czy Cassandra i Adam dostaną swoje szczęśliwe zakończenie?

Na te odpowiedzi dostaniecie odpowiedzi w tej lekturze.


Jeśli lubicie historie z dreszczykiem emocji, gdzie nie wiadomo, jak potoczą się losy bohaterów i czy po tych wszystkich problemach czeka ich happy end, to ta seria jest dla Was. Ja szczerze polecam, bo to są książki, po które warto sięgnąć i dać im szansę.

(Jupi, udało się napisać opinię bez bełkotu, bo jeszcze do tej pory mam ogromny chaos w głowie. Co ta Kasia ze mną na wyczyniała :D).



Kasia


Za egzemplarz do recenzji i możliwość objęcia książki patronatem medialnym dziękuję autorce oraz Wydawnictwu Editio Red.

 

 



 

 


 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...