M.
Mackenzie - „Kobieta z tajemnicą”
Kaylee
Evans, dziennikarka z Vancouver, otrzymuje zlecenie napisania
artykułu o bezdomnych w swoim mieście. Aby lepiej poznać to
środowisko, kobieta upodabnia się do ludzi mieszkających na
ulicy.
Gdy ubrana w stare, zniszczone rzeczy, niosąc kubek z
ciepłym napojem, wpada na biznesmena Cole’a, jej życie wywraca
się do góry nogami. Mężczyzna bardzo szorstko reaguje, kiedy
bezdomna kobieta brudzi jego śnieżnobiałą koszulę. Nie dość,
że obraża Kaylee, to jeszcze jej grozi.
Ich drogi przecinają
się ponownie w klubie ze striptizem. Cole udaje się tam na
spotkanie z prostytutką, z kolei Kaylee, szukając łazienki, wpada
na niego, co prowadzi do następnych niedomówień. Po chwili oboje
orientują się, że już wcześniej się poznali. Cole dopisuje
sobie całą historię i dochodzi do wniosku, że Kaylee musi być
dziewczyną na godziny.
Wszystko, co Cole myśli o Kaylee, nie
jest prawdą. Kobieta nie bez powodu nie chce do siebie nikogo
dopuścić. Nie bez powodu tak obsesyjnie pilnuje swojej tajemnicy.
Czy mężczyzna nadal będzie polegał tylko na swoich fałszywych
osądach? Czy zaakceptuje prawdę, kiedy ta wyjdzie na jaw?
„Pastwił się nad nią – wiedziała o tym – jak
zwierz nad swoją okaleczoną ofiarą. Rozszarpywał kawałek po
kawałeczku, sekunda po sekundzie, nie spiesząc się, jakby czas nie
istniał. I tak właśnie było. Miał wystarczająco czasu, by
zrobić z nią to, co chciał, a chciał zadać jej jak najwięcej
bólu, by jego obraz zabrała do piachu, tam, gdzie uważał, że
było jej miejsce.”
„Kobieta
z tajemnicą” to debiut autorki, po opisie, nie będę ukrywała,
że bardzo czekałam na tę opowieść. Gdy tylko wpadła w moje
łapki, naprawdę miałam ochotę od razu się za nią zabrać,
otworzyłam najpierw, jak mam to zawsze w zwyczaju, na pierwszej
lepszej stronie i od razu, mój uśmiech zgasł, bo ponownie pech,
narracja trzecioosobowa. No nic, odleżała książka swoje na półce,
ale nie mogę zwlekać w nieskończoność, aby ta opowieść
zalegała na moim regale, dlatego kilka dni temu zabrałam się za
nią z ogromnym zapałem. Jak na debiut autorki, uważam, że jest on
udany, jednak mam parę zastrzeżeń, co też wpłynie na końcową
ocenę. Bez wątpienia autorka zaczęła mocnym pie... walnięciem.
Sam prolog, wywarł na mnie naprawdę ogromne wrażenie i od razu
pomyślałam, oho, ta książka to będzie petarda. Ogólny pomysł
na fabułę był naprawdę bardzo dobry, styl pisania autorki też
jest świetny, ponieważ jest lekki i naprawdę przyjemny, ale czego
było dla mnie za dużo, bez wątpienia opisów pomieszczeń, zbyt
wiele przemyśleń, wolałabym, aby było dużo więcej dialogów.
Bohaterowie byli naprawdę genialnie wykreowani, Kylee była
taka życiowa, podobały mi się jej zachowania w stosunku do ludzi,
to że nie traktowała nikogo z góry i zawsze była uprzejma i
pomocna. Zarówno ona, jak i Cole byli mocnymi bohaterami, bardzo
charakterni, nie dawali sobie w kaszę nadmuchać. Podobało mi się
to, jak z każdym kolejnym rozdziałem zmieniała się ich relacja,
nie była przyśpieszana na siłę, nie walnął ich amor strzałą w
tyłek, tylko wszystko rozwijało się swoim tempem.
Jeżeli
szukacie historii przesiąkniętej tajemnicami i kłamstwami, w
której dostaniecie mocnych bohaterów i ciekawą fabułę, to ta
opowieść skierowana jest właśnie do was. Ja z niej w stu
procentach usatysfakcjonowana nie jestem, jednak po drugi tom sięgnę,
ponieważ zakończenie nieźle mnie zaskoczyło, dlatego daję jej
6/10 (gdyby nie narracja i opisy, byłoby zdecydowanie więcej).
:)
Paula
Za możliwość przeczytania książki
dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz