A.E. Murphy
„Przybrany brat”
Był jej irytującym
przybranym bratem, ale kiedy zaczęło mu zależeć na jakiejś dziewczynie, poczuła
zazdrość.
„Sam to powiedział: jestem huraganem, i to takim, który aktualnie nie wie, czego chce. Albo wie, ale jest to coś, czego nie powinien pożądać.”
To moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki, które zaliczam do udanego. Na okładce widnieje informacja, że książka „Przybrany brat” jest dla fanów Penelope Douglas. Jak mam być szczera to przyciągnęło mnie to, bo akurat tej autorki książki naprawdę lubię. Gdy zaczynałam czytać, zostałam mile zaskoczona, bo tym razem dostałam historię, gdzie to bohaterka jest rozbrykaną dziewczyną, która imprezowała i była w centrum uwagi, a chłopak to taka ciapa. Pozwolę jeszcze sobie dodać, że z początku byłam troszkę sceptycznie do tej opowieści nastawiona przez język, w jakim do siebie rozmawiały Raven i jej przyjaciółki. Kurczę ja nigdy w żartach nie mówiłam do swoich koleżanek: „szmato”, „suko”, „lesbo” i tak dalej. No, ale zagłębiałam się w lekturę i starałam się nie zwracać na to uwagi. Dostajemy tu opowieść Raven, która po ponownym ożenku ojca zyskała macochę i przybranego brata, z którymi zamieszkała. Z drugiej strony mamy Travisa, który jest jej kompletnym przeciwieństwem. Kujon, noszący okulary i lubujący się w grach komputerowych. Ta dwójka toleruje się jako tako wzajemnie, choć bardziej pałają do siebie wzajemną niechęcią. Jednak wszystko zaczyna się zmieniać, gdy Raven zaprasza Travisa na imprezę. Po niej odrobinę się do siebie zbliżają i dochodzi między nimi do pocałunku, który miał być lekcją dla Travisa, lecz wszystko wywala się między nimi do góry nogami.
Co wyniknie pomiędzy kujonem i niegrzeczną dziewczyną?
Książka naprawdę była
fajna i spodobała mi się opowieść, którą znalazłam zapisaną na stronach.
Travisa polubiłam od samego początku. Jak dla mnie wcale nie był ciapą, a
słodkim chłopakiem i przede wszystkim opiekuńczym. Gdy zaczął wychodzić ze
swojej nerdowskiej skorupy, okazał się miłym gościem. Natomiast Raven to
dziewucha, która miała wszystko gdzieś. Jarała zioło, imprezowała i spotykała
się z przyjaciółkami. Z jednej strony potępiałam jej zachowanie, ale z drugiej
jak dla mnie to ona właśnie w taki sposób odreagowywała przeszłość, ale o co
chodzi, to doczytacie już sobie sami, gdy przeczytacie tę książkę. Jej
zachowanie czasami było złe i chamskie, jednak dopuściła się też takiego, co
wywołało opłakany dla niej skutek. Mimo wszystko na swój sposób ją także
lubiłam, bo przynajmniej nie udawała, tylko poprzez swoje zachowanie
pokazywała, że cos jej leży na sercu.
Co do postaci drugoplanowych to myślę, że zostały skrupulatnie dopasowane do całości i swoim sposobem bycia dopełniały całokształtu tej historii.
Była w książce pewna sytuacja, która mnie poruszyła i nie wiedziałam, jak się do niej odnieść. Szkoda mi było Raven i tego, jak się wszyscy zachowali. A chyba największy żal mam do jej ojca i jego nowej żony. Rozumiem, że dziewczyna źle postąpiła, ale jak dla mnie ich reakcja była po prostu za ostra, bo można było porozmawiać. Ona była młodą dziewczyną i w tym wieku popełnia się wiele błędów. Raven je popełniła i poniosła tego ogromne konsekwencje. Cholercia, do tej pory jakoś mi się ściska serducho, jak o tym myślę. Gdy czytam książki, zawsze się staram zrozumieć poszczególne zachowania oraz sytuacje i w tym przypadku jest mi smutno, bo nie wiem, czy potrafiłabym wybaczyć. Sobie samej byłoby ciężko, ale tym, którzy powinni być dla mnie a mnie zawiedli, mogłoby być trudno.
Ogólnie całość książki wypadła fajnie, ale wyłapałam też minusiki. Strasznie irytowały mnie dwa słowa „szepce”, które non stop się pojawiało, jakby nie można go było zastąpić innym oraz „dziewuchy”. Kolejną rzeczą jest przeskok w czasie. Nie było do niego żadnego przygotowania ani oznaczenia. Na koniec rozdziału, był jakiś wątek, a w kolejnym już dziewięć lat później i to z tekstu dopiero się o tym dowiadujemy. Niestety będę musiała przez to obniżyć ciut moją ocenę, ale reszta książki wypadła naprawdę dobrze. Co do relacji hate/love, to nie uważam, żeby ona tu była, bo dla mnie to bardziej podchodziło pod przekomarzanki słowne. Były i gorące sceny, była chemia, ale było też i złamane serce.
Nic już więcej nie będę
pisać i mam nadzieję, że moja opinia Was zachęci do tego, by sięgnąć, po tę
pozycję J
Uważam, że będzie idealnie
się nadawać na zimne i deszczowe jesienne wieczory. Oceniam książkę 7/10.
Kasia
Za egzemplarz do recenzji
dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe Zagraniczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz