Penelope
Ward - „Miłość online”
Ryder
to syn producenta filmowego i gorący przystojniak. Pewnego wieczoru
przeglądał stronę z sekskamerkami i tam trafił na piękną
dziewczynę „Montanę”, która śpiewała i grała na skrzypcach.
Mężczyzna postanowił porozmawiać z nieznajomą i przedstawił się
jako „ScreenGod”. Jedna rozmowa stała się ich codzienną rutyną
i jego odskocznią od rzeczywistości.
„Montana”
bo tak przedstawiała się w internecie, ma tak naprawdę na imię
Eden. Dorabia sobie przed kamerką, ale podratować swój budżet.
Dla niej również wieczorne rozmowy są umileniem jej życia. Jednak
oboje zdają sobie sprawę, że taka znajomość nie potrwa długo i
zakończy się prędzej czy później.
„Naprawdę
miała na imię Eden.
Zawsze
podejrzewałem, że Montana Lane to tylko jej pseudonim, równie
nieprawdziwy jak ScreenGod.
Od
trzech tygodni rozmawialiśmy na prywatnym czacie przynajmniej
godzinę, każdego wieczoru. Nigdy nie poprosiłem ją o nic więcej
niż sama rozmowa.
Wciąż
jednak nie włączyłem swojej kamerki i Eden nadal nie miała
pojęcia, jak wyglądam. Wolałem, by tak zostało.”
Czy
ich znajomość zakończy się tylko na rozmowach online?
Czy
Ryder zdecyduje się odnaleźć Eden?
Jakie
tajemnice skrywa dziewczyna?
„Wcześniej
w myślach wielokrotnie analizowałam przeciwny scenariusz i czułam
się gotowa zobaczyć kogoś całkowicie nieatrakcyjnego. Wiedziałam,
że bez względu na jego wygląd nadal będę chciała utrzymywać z
nim kontakt. Był dla mnie ważny i sprawiał, że czułam się
lepiej. Ale na to nie byłam gotowa. Nie przyszło mi do głowy, że
może mi się spodobać. Że moje nim zainteresowanie może
rozszerzyć się także na sferę fizyczną. Że będę chciała
przejść przez ekran i go dotknąć.”
Penelope
Ward to autorka, której raczej nikomu nie trzeba przedstawiać. W
mojej kolekcji posiadam wszystkie jej wydane powieści na polskim
rynku wydawniczym i nie wyobrażam sobie, aby którejkolwiek mogło
zabraknąć. W momencie, gdy zobaczyłam w zapowiedziach „Miłość
online” wiedziałam, że muszę mieć tą propozycję, okładka
przyciąga wzrok, jednak najbardziej spodobał mi się ten cudowny,
mój ulubiony miętowy kolor. Nie jest to tajemnicą, że jestem
okładkową sroką i zawsze, jak coś nawet najmniejszy drobiazg
przykuje moją uwagę, to muszę to mieć. Gdy przeczytałam opis,
przyznam się szczerze, że byłam dość sceptycznie nastawiona do
tej historii, ale z powodu mojej miłości do autorki z ogromnym
zapałem po nią sięgnęłam. Bałam się, że ta powieść może
nie spełnić moich oczekiwać względem Pani Ward, ponieważ co do
jej twórczości mam dość wysokie wymagania. Czy opowieść Rydera
i Eden sprostała moim oczekiwaniom? Jaka okazała się być ta
historia nudna i beznadziejna, czy wciągająca i poruszająca? A
może pełna poczucia humoru?
Historia
Rydera i Eden jest bez wątpienia przepiękna i poruszająca. Autorka
doskonale wie, jak zachęcić czytelnika i jak pisać, aby czytelnik
poczuł niesamowitą więź z bohaterami. Oboje nie mają łatwego
życia, każde z nich zmaga się ze stratą, problemami i poczuciem
odosobnienia. Nie jest to sielankowa powieść, w której bohaterowie
pławią się w sukcesach, a ich życie jest jednym wielkim pasmem
powodzeń, jest wręcz przeciwne. Eden to kobieta niezwykle silna i
zdeterminowana, aby zapewnić, jak najlepszy byt dla swojego
cudownego braciszka Olliego, nie cofnie się przed niczym, aby dać
mu wszystko to, czego zapragnie. Na jej ramionach ciąży ogromna
odpowiedzialność, ale moim zdaniem znakomicie sobie radzi w roli,
której przypisał jej los i życie. Ryder od samego początku zdobył
moje serce, jest uroczy i kochany, ale też naznaczony potężnymi
bliznami przeszłości.
„Miłość
online” to wspaniała historia o uczuciu, które może pojawić się
w najmniej oczekiwanym przez nas momencie, jednak czy dwojgu ludzi
będzie dane stworzyć szczęśliwy związek, gdy mieszkają kilka
godzin drogi od siebie? A może rzeczywiście ich znajomość skończy
się jedynie na internetowych rozmowach? Ja jestem tą powieścią
zachwycona i jeszcze niejednokrotnie z ogromną przyjemnością do
niej powrócę. Spędziłam przy niej naprawdę przyjemne chwile, a
Was gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę książkę, gwarantuję,
że się nie zawiedziecie. Penelope Ward po raz kolejny spowodowała,
że moje serce momentami biło szybciej, by za chwilę stanąć w
miejscu.
Gorąco
polecam!!
Paula
Za
możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Editio
Red.
Na razie nie mam ochoty na takie historię, ale nie wykluczam możliwości, że w przyszłości ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk