poniedziałek, 31 stycznia 2022

 Ewelina Dobosz - „Przekraczanie granic”


Dręczą go dziwne majaki, a ta, dzięki której miał je pokonać, przyniosła ze sobą kolejne tajemnice. 

Judyta jest psychoterapeutką - zaangażowaną i profesjonalną. Nigdy nie narusza granic, których wymaga jej zawód. Aż do teraz. Teraz nie jest już taka pewna, czy uda jej się zachować dystans.

Maks zajmuje wysokie stanowisko na scenie politycznej. Od jakiegoś czasu cierpi na urojenia, stany lękowe, utraty świadomości. Próbuje ukryć to przed opinią publiczną, dlatego szuka dla siebie prywatnego terapeuty, który pomoże mu uporać się z tym problemem. 

Kiedy tych dwoje trafia na siebie, nic już nie jest w stanie powstrzymać rodzącej się między nimi namiętności. Nie dość jednak, że Maks jest pacjentem Judyty i osobą publiczną, to jeszcze ma żonę i wrogów, którzy próbują mu zaszkodzić. Co więcej, problem, z którym zgłosił się do Judyty, zdaje się mieć wiele przyczyn. Czy terapeutce uda się je odkryć? A co, jeśli upomni się o nią jej własna przeszłość?


Kurczę, moje drugie spotkanie z twórczością autorki i drugie nie do końca udane, recenzja nie będzie długa, ponieważ nie chcę was zniechęcać do tej historii, tym bardziej że zbiera ona naprawdę mnóstwo pozytywnych recenzji. Ta, taka na pewno nie będzie. Dla mnie zabrakło w niej chemii pomiędzy bohaterami, którzy swoją drogą byli bez charakteru, bezbarwni, do tego sama fabuła zbyt bardzo mnie nie porwała, była dla mnie po prostu nudna, nawet przy niej wręcz zasnęłam, co szczerze mówiąc zdarzyło mi się może dwa razy w życiu, troszkę smutne, ale nie miała ta opowiastka nic, co by mnie w niej zachęciło, do tego, aby poznać inne książki autorki. Dlatego przykro mi to stwierdzić, ale po inne jej opowieści nie mam ochoty sięgnąć, ponieważ obawiam się, że mogą mi się nie spodobać. Miałam naprawdę ogromne oczekiwania zarówno do pierwszego, jak i do drugiego tomu, chociaż oczekiwania w tym przypadku były już ciut mniejsze, to i tak się zawiodłam. Aczkolwiek druga część była troszkę lepsza od swojej poprzedniczki, to jednak i tak słaba. Jedyny plus w tych książkach to okładki i opisy, które naprawdę zachęcają czytelnika, aby poznać losy bohaterów, jednak sama treść już niekoniecznie. Jak wspomniałam w recenzji pierwszego tomu, potencjał był, ale niewykorzystany. A do tego ten ciupki druk, od którego aż bolały oczy. Niestety uważam czas poświęcony na tę opowieść za stracony, mogłam go wykorzystać lepiej. Was jednak zachęcam, abyście sami sobie wyrobili opinię na temat tej opowieści, być może wam się spodoba. Dla mnie to marne 3/10.

Niestety, nie polecam!

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Niegrzecznym Książkom.


 Agata Sobczak - „Sidła”



Mia przeprowadza się do ojca i macochy, która ma dwudziestojednoletniego przystojnego syna. Dziewczyna i Luke od początku za sobą nie przepadają. Mii wpada w oko najlepszy przyjaciel chłopaka – Mason. Pewnego wieczoru życie tej trójki zmieni się diametralnie. Po upojnej nocy nic nie będzie takie jak wcześniej. Dziewczyna wdaje się w gorący romans bez zobowiązań z dwoma chłopakami. Wszyscy dobrze się bawią, dopóki do głosu nie dojdą uczucia…


„Mam ochotę krzyknąć do nich: „Co wy robicie?! Dlaczego nie widzicie mojego cierpienia?”, ale nie robię tego; na twarzy mam przyklejony szeroki uśmiech i udaję, że wszystko gra. Wcale nie jestem w rozsypce emocjonalnej. Moje życie nie rozpadło się na milion kawałków.”

Którego z mężczyzn wybierze Mia?
Co jest na tajemniczym nagraniu i kto to zrobił?

Agacie i jej twórczości towarzyszę od czasu ukazania się jej debiutu. Jedyne czego mi brakuje to jej najnowszej powieści, która niebawem ma premierę. Teraz w moje łapki trafiła jej powieść „Sidła”. Wiedziałam, że ta opowieść będzie gorąca, moja ulubiona relacja hate/love, dwa niezłe ciacha no i pożądanie, które napieprza z taką mocą, że jest ciężkie do okiełznania. Bawiłam się naprawdę bardzo dobrze podczas czytania. Jest to fajna, lekka i przyjemna lekturka, chociaż dość kontrowersyjna, ponieważ mamy tu miłosny trójkąt! Jednak czy ktoś tu nie ucierpi i nie pozostanie na lodzie? Ogólnie cała historia podobała mi się, zastanawiało mnie, dlaczego Luke jest takim dupkiem, a Mason, to zdecydowanie mój mąż! Jedyne, do czego mogę się przyczepić to Mia i jej zachowanie, o Jezu, jak ona mnie potwornie wkurzała swoim rozwydrzonym zachowaniem, że niejednokrotnie miałam ochotę nastrzelać jej po mordzie i powiedzieć, żeby się w końcu ogarnęła. Zakończenie dość nieźle mną wstrząsnęło i musiałam pozbierać szczękunie z podłogi, ale było to jak najbardziej pozytywne, przez co teraz z ogromną niecierpliwością będę czekała na kontynuację, ponieważ jestem ciekawa, jak zakończy się historia tej trójki. Sceny seksu były naprawdę bardzooo gorące, ale nie było też ich przesadzenie wiele, dzięki czemu ta opowieść była naprawdę bardzo fajna. Jedynie co, to brakowało mi trochę punktu widzenia chłopaków, abym mogła poznać ich myśli, chociaż wiem, że przez to cała książka byłaby jeszcze obszerniejsza.

Jeżeli szukacie historii, która rozgrzeje was do czerwoności w te chłodne wieczory, to jest ona skierowana właśnie do was. Gorący trójkąt pomiędzy dwójką seksownych sportowców i zadziorną dziewczyną? O tak, zdecydowanie to jest to, jednak czy nie skończy się to katastrofą i złamanym sercem? O tym musicie przekonać się sami! Ja z ogromną niecierpliwością czekam na tom drugi. :)

Polecam!

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorce oraz Wydawnictwu Pascal.

piątek, 28 stycznia 2022

 Siobhan Davis - „Skazana na miłość”



Czy można walczyć o miłość i wygrać, w świecie, gdzie kobiety służą jednemu celowi, a sojusze decydują o życiu lub śmierci?
Dwudzieste pierwsze urodziny powinny być dla Sierry Lawson prawdziwą zabawą i świętowaniem, ale sprawy przybierają zgoła inny obrót, kiedy trafia do prywatnego pokoju w klubie i zostaje otoczona przez niebezpiecznych mężczyzn, którzy zawsze dostają to, czego chcą. A chcą jej.
Bennett Mazzone dorastał nie znając prawdy: jest nieślubnym synem najpotężniejszego szefa nowojorskiej mafii. Wiódł nieświadome życie, dopóki ojciec nie wciągnął go do świata, w którym władza, bogactwo, przemoc i okrucieństwo są jedyną walutą.
Nie może uwierzyć własnym oczom, kiedy na tajne spotkanie zostaje siłą przyprowadzona najmłodsza siostra jego byłej. Dorosła i jest oszałamiająco piękna. Znajduje się jednak w rękach najbardziej bezwzględnych mężczyzn, jakich kiedykolwiek znał. Być może zdoła ją uratować, ale Sierra zapłaci za to wysoką cenę.

„Ledwo uszłam z życiem. Uratował mnie przed śmiercią albo dożywotnią traumą. Czuję przede wszystkim wdzięczność i ulgę. Jeżeli chodzi o Bena, nie potrafię znaleźć w swoim sercu nienawiści. Może jestem naiwna, jednak chcę pamiętać w nim tylko dobro, a tamtego wieczora pokazał mi, że ma go pod dostatkiem.”

Czy drogi Bena i Sierry po tej przerażającej nocy jeszcze się przetną?
Czy dziewczyna zapomni, co wydarzyło, gdy świętowała swoje urodziny?

„Jestem w rozsypce, nie myślę jasno. Emocje zderzają się ze sobą, a ja próbuję zrozumieć, co jest złe, a co dobre. I czy to w ogóle ma teraz znaczenie? Ani ja, ani Ben nie możemy zmienić przeszłości. Jedyne, co się liczy, to sposób, w jaki ruszymy dalej.”

Bardzo długo zbierałam się do tego, aby zacząć czytać „Skazaną na miłość”, widziałam na różnych stronach mnóstwo pozytywnych opinii na temat tej opowieści, mnie niestety przytłoczyła objętość tej powieści. Zwlekałam, ile tylko się dało, no ale wiadomo, nie można odkładać lektury w nieskończoność, dlatego wczoraj rano z dość sporym zapałem zaczęłam czytać tę opowieść, aby przekonać się na własnej skórze, czy naprawdę jest ona dobra? Początkowo mnie ona nie zachwyciła, zastanawiałam się, skąd jest nad nią tyle zachwytów, skoro pierwsze kilka rozdziałów mnie nie porwały, obawiałam się, co będzie dalej. Im brnęłam dalej w tę opowieść, tym bardziej mi się podobała. Akcja nabierała tempa, kolejne tajemnice wychodziły na jaw, a w mojej głowie kłębiło się mnóstwo pytań, na które chciałam jak najszybciej poznać odpowiedź. Przeczytanie tej opowieści nie zajęło mi dużo czasu, tak na dobrą sprawę, pomimo natłoku obowiązków udało mi się ją skończyć w ciągu dwóch dni, a gdy dobrnęłam do ostatniej strony, powiedziałam tylko wow! Przyznam się szczerze, że nie spodziewałam się, że będzie to aż tak dobra opowieść, fakt było troszkę za dużo opisów jak dla mnie, ale sama fabuła była tak dobra, że chciałam jak najszybciej poznać zakończenie losów tej dwójki. Znakomitym i uwielbianym przeze mnie zabiegiem jest wprowadzenie narracji dwutorowej, która tutaj była, dzięki czemu poznajemy myśli i uczucia obojga bohaterów. Sierra miała naprawdę przekichane w życiu, siostra, która miała zdrowo narąbane w głowie i która próbowała jej za wszelką cenę uprzykrzyć życie, Boże, jak ja nienawidziłam tej dziewczyny, to nawet sobie nie wyobrażacie, miałam ochotę już po pierwszej scenie odstrzelić jej ten pusty zarozumiały łeb, a na dodatek ojciec, który traktuję ją za przeproszeniem jak gówno. Ben, och, mój Ben, uwielbiam go, początkowo działał mi na nerwy, ale później pokochałam jego uroczą naturę, jak dla mnie to miał on dwie twarze, tą dobrą i złą.

Jest to opowieść, która wywarła na mnie ogromne wrażenie i czytałam ją z zapartym tchem, a chaos panujący w mojej głowie sprawiał, że momentami ciężko było mi się skoncentrować na czytaniu. Ja jestem tą książką zachwycona i wiem, że z ogromną przyjemnością sięgnę po inne powieści autorki. Was gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę historię, jeżeli szukacie nietuzinkowych, pięknych i brutalnych opowieści to ta jest skierowana właśnie do Was. Ja daję jej zdecydowane 8/10! Gorąco polecam!

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Papierówka.



 Alicja Skirgajłło - „Annika”
[Patronat medialny]


Zapnijcie pasy, bo to będzie naprawdę ostra jazda!
Oto Annika. Dziewczyna z dobrego domu. Zwyczajnie, bez ekstrawagancji ubrana i uczesana. Dobrze ułożona, grzeczna. Można by wręcz powiedzieć: nudna. Dotychczas chowana pod kloszem, właśnie robi pierwszą szaloną rzecz w życiu. Zamiast jechać na wybrane i opłacone przez ojca studia prawnicze w Bostonie, zmierza do Miami, by tam uczyć się mechaniki i tuningu. Bo mała Annika od lalek wolała zabawę w warsztacie dziadka, a duża Annika kocha samochody.

Zebrawszy się na odwagę i podążywszy za głosem serca, dziewczyna przebywa niesamowitą drogę. Pierwszy krok, który stawia na betonowej ścieżce prowadzącej do akademika w samym sercu Florydy, to początek jej wielkiej przemiany. Z grzecznej i nudnawej córeczki tatusia w kobietę, która ani grzeczna, ani nudna już nie będzie. A jej życie... Życie Anniki stanie się fascynującą przygodą, która z każdym zakrętem będzie przyspieszać bardziej i bardziej.

„Wbiło mnie w asfalt. Chciałam uciec, lecz nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Tymczasem on zbliżał się do mnie, wyglądał... Wyglądał jeszcze lepiej niż kiedyś, zmężniał, choć nie wiem, czy to dobre określenie w przypadku dorosłego mężczyzny. Był przystojniejszy i bardziej męski niż go zapamiętałam. Biła od niego pewność siebie i ta skurwysyńska natura, która podniecała każdą kobietę.”

Co ukrywa Matt przed Anniką?
Czy dziewczyna da mu drugą szansą?

„Annika” to najnowsza powieść Alicji Skirgajłło, której twórczość jest mi doskonale znana i którą uwielbiam. Tę historię miałam możliwość przeczytać dużo przed premierą, ponieważ pisałam do niej rekomendację, którą znajdziecie na okładce, ale i na końcu recenzji. Jest to lekka, troszkę zagmatwana historia, która wzbudziła we mnie mnóstwo emocji. Zanim poznałam treść, zobaczyłam najpierw boską okładkę, która dosłownie wyrwała mnie z butów, jedyne co byłam w stanie powiedzieć, to tylko „wow! Po prostu sztos!” następnie poznałam treść. Dostajemy tu historię Anniki, dziewczyny, która jest córką znanego i szanowanego prawnika. Mężczyzna pragnie, aby córka poszła jego śladami, dlatego wysyła ją na studia prawnicze, nie ma jednak pojęcia, że córka ma inne plany i ląduje na całkowicie innym kierunku – mechanice, gdyż jest to jej ogromną pasją. To w Miami Annika poznaje, czym jest wolność i odnajduje swoje własne ja i swój styl. Jej sielankowe, wolne życie nie trwa zbyt długo, jednak dlaczego, to musicie dowiedzieć się sami.

Przyznam się szczerze, że gdy zaczynałam czytać tę powieść, nie bardzo wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Początkowo obawiałam się, że książką może być nudną i naciąganą, jednak bardzo się myliłam, jest to świetna i przemyślana opowieść, bardzo dobrze się bawiłam podczas czytania i nie zajęło mi to dużo czasu, wystarczył dosłownie jeden wieczór i dobrnęłam do ostatniej strony. Chociaż nie ukrywam, że były momenty, w których miałam ochotę ciskać tabletem po kątach, ponieważ były sytuacje, w których chciałam głównych bohaterów zabić, niejednokrotnie irytowało mnie zachowanie i teksty Anniki, ale z drugiej strony było mi jej potwornie żal, bo nie miała w życiu lekko, najpierw Matt, później ojciec, eh armagedon dosłownie.

Jeżeli szukacie książki idealnej na wieczorny relaks, to ta propozycja bez wątpienia skierowana jest właśnie do was. Ja spędziłam z nią bardzo miło wieczór. A wy dajcie się przenieść do świata motoryzacji, w którym rodzynkiem jest kobieta i czuje się tam jak ryba w wodzie. Gorąco polecam!

Paula

Na koniec przypomnę moją rekomendację:

„Adrenalina, ryk silnika, zapach spalin i smaru, a do tego genialnie napisana historia przesiąknięta tajemniczością? Tak! To wszystko znajdziecie w najnowszej powieści Alicji Skirgajłło „Annika”. Czy dziewczyna z dobrego domu, która sprzeciwiła się ojcu, odnajdzie swoje miejsce w nowym dla niej otoczeniu? O tym musicie przekonać się sami. Ja daję tej powieści zdecydowane 10/10!”

Za możliwość przeczytania książki i objęcia patronatem dziękuję autorce oraz Wydawnictwu Editio Red.


środa, 26 stycznia 2022

 

Lena M. Bielska

“Nietykalne serce”

Silvio Bellomo wyjeżdża w interesach do Kanady, gdzie ma sprawdzić Cliftona, nowego sprzymierzeńca w walce z handlem kobietami. Na miejscu poznaje Iwankę, jedną z uprowadzonych i przymuszonych do prostytucji kobiet. Dziewczyna wpada mu w oko, więc bez chwili wahania postanawia ją wykupić.


Sprawy szybko się komplikują, kiedy Silvio zostaje porwany. Kolejne wydarzenia doprowadzają do podejrzeń, że wśród osób z bliskiego otoczenia rodziny jest zdrajca. Ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich, wychodzi na jaw, że jest nim osoba, której nikt nie byłby w stanie podejrzewać. To sprawia, że mężczyzna obiecuje sobie, że nigdy więcej nie zaufa kobiecie.


Niespodziewanie w jego pobliżu pojawia się Payton. Właśnie dzięki niej braciom udaje się uratować go z opresji. Jednak Silvio nie chce się angażować. Nie potrafi jej zaufać, ale być może tym razem nie będzie miał wyboru. 


“Widziałem, że gdybym w to wszedł, nie potrafiłbym się później pozbierać, gdyby mnie porzuciła. Miała zbyt wielki wpływ na moje ciało i umysł, przez co była dla mnie za dużym ryzykiem. Ryzykiem, które bałem się podjąć.”


“Nietykalne serce” to już trzeci tom z serii Bellomo. Powiem szczerze, że miałam nie lada problem z tą częścią. Zabierałam się za nią kilka razy, ale po paru stronach ją odkładałam. Nie wiem, może to przez te opisy i dialogi, gdzie jedna wypowiedź zajmowała pół strony. Strasznie tego w książkach nie lubię, bo szybko się nudzę i od razu chce mi się spać. Jednak to nie jedyny problem. Kolejnym był Silvio. Jak dla mnie był on taki ciapowaty i w ogóle nie wyglądał mi na mafioza. Był taki trochę dziwny. Przyjechał do Kanady w interesach, a na widok jednej kobiety ogłupiał. Już sama sytuacja z Iwanką na początku książki mi nie przypadła do gustu. Zobaczył ją raz na oczy i dostał na jej punkcie jakiejś obsesji. W ogóle mi nie podpasował w tym tomie. Zresztą główni bohaterzy mnie nie porwali, nie czułam z nimi żadnej chemii. Było kilka absurdów, chociażby niektóre zachowania Peyton.


Na plus na pewno jest styl autorki, bo z książki na książkę naprawdę się poprawia, ale gdyby wyzbyć się niepotrzebnych opisów i dać więcej krótszych dialogów, to wierzę, że dużo lepiej i z chęcią by się książkę czytało. Nie będę Wam opowiadała, o czym jest ta historia, bo po prostu nie za bardzo ją pamiętam. Nie jest to lektura, która zapadła w mojej pamięci. Przykro mi :(

Mam w domu kolejny tom i mam nadzieję, że mi się spodoba i wciągnę się w opowieść Gi i Roberto, bo ta dziewczyna mnie już od dawna intryguje.


Cóż, na tym kończę recenzję. Może się ona wydawać Wam taka byle jaka, ale ciężko mi zebrać jakieś stosowne myśli i gdy mam napisać negatywną opinię, to zawsze robię to z bólem serca i staram się robić to jak najkrócej.

Niestety nie polecam, bo mnie nie urzekła ta powieść. Wiem, że książka zbiera bardzo dużo pozytywnych recenzji, ale mnie niestety nie kupiła. Jednak wyróbcie sobie własne zdanie, bo być może Wy, znajdziecie się w tej grupie czytelników, którym ta historia przypadnie do gustu.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu.

 

 

 

 

wtorek, 25 stycznia 2022

 Kinga Litkowiec - „Czarne serce”


Witaj w świecie, w którym rządzą piraci .
Bezduszni, bezwzględni, pozbawieni zasad moralnych ludzie, dla których liczą się tylko pieniądze i zwycięstwo w każdej walce. A wśród nich on – najgorszy z bestii, które możesz spotkać na swojej drodze.
Miguel Calva, przywódca załogi Fantasmas Negros, nie zna litości i współczucia. Jest potworem bez serca i duszy, który karmi się strachem i poczuciem władzy. Od kiedy jego ludzie pozwolili uciec pięknej dziewczynie, nie przestał jej szukać. I tak po trzech latach przeznaczenie przypomniało o sobie.
Carida Grande uciekała i chciała żyć z dala od traumatycznych wspomnień. Na wyspie Rottnest znalazła nowy dom. Jednak nic nie trwa wiecznie…
Gdy Carida ponownie trafia w ręce Fantasmas Negros, wie, że tym razem nic jej nie uratuje. Musi stawić czoła demonowi, siejącemu postrach na wodach Oceanu Spokojnego. Choć on chce ją złamać, ona nie zamierza poddać się bez walki.

„Nic nie mogę zrobić, w dodatku jestem skazana na człowieka, który jest bezwzględnym sukinsynem. Każdy o nim słyszał. Przywódca wodnej mafii, pirat bez serca i duszy, morderca nieposiadający sumienia. Człowiek, którego załodze niegdyś umknęłam, teraz zjawił się po mnie osobiście. A skoro przyszedł, ja nie mam szans na wolność.”

Czy Miguelowi uda się złamać Caridę?
A może dziewczynie uda się uwolnić z rąk bezdusznego potwora?

„Muszę coś zrobić. Coś, co uratuje mnie i nie zagrozi życiu bliskich mi osób. Teraz wydaje się, że to niemożliwe, ale ja wciąż wierzę, że istnieje sposób na tego człowieka. Nie mogę jedynie stracić czujności. Najgorszy jednak jest czas. Dopóki tu jestem, mam jakąś szansę, jednak jeśli trafię w ręce innego człowieka, może nie być dla mnie ratunku.”

Twórczość Kingi Litkowiec jest mi dobrze znana, przez moją niemoc czytelniczą „Czarne serce” dość długo odleżało na mojej półce, wczoraj rano z ogromnym zapałem złapałam za nią i ją dosłownie pochłonęłam. Brutalna, bezwzględna i całkowicie inna od dotychczas czytanych przeze mnie historii. Fajne jest to, że autorka wprowadziła całkiem inną mafię niż dotychczas z piratami w tle, ajć, potrafi rozbudzić wyobraźnię. Czytałam tę opowieść z zapartym tchem i bardzo mi się ona podobała, jednak jest jedna rzecz, do której mogę się przyczepić. Sama fabuła była ciekawa, jednak szkoda, że tak długo autorka skupiała się na ich wzajemnej nienawiści, zresztą nie powiem wam, bo lekko bym zaspojlerowała. Było sporo gorących scen, które rozpalały do czerwoności, ale i brutalnych, które potrafiły sprawić, że na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Miguel, ah, co za bestia, pomimo jego nieprzewidywalności spodobała mi się jego postać, no ale w końcu my kobiety kochamy niebezpiecznych mężczyzn, a ten do nich bez wątpienia należy, podobały mi się jego wahania nastroju, bo nigdy nie wiedziałam, czego można się za chwilę spodziewać, w jakim humorze będzie i jak potraktuje Caride, która swoją drogą trochę działała mi na nerwy swoim zachowaniem, naiwnością i głupotą.
Na tym zakończę, ponieważ uważam, że ta historia jest idealną dla tych, którzy szukają w opowieściach nietuzinkowości i czegoś nowego. Ta książka jest na pewno powiewem świeżości w tak chętnie czytanych przez nas mafijnych romansach. Mi ona się bardzo podobała, chociaż nie ukrywam, że chciałabym obszerniejszego zakończenia, bo te uważam, że jest zbyt ogólnikowe.

Polecam!

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorce oraz Wydawnictwu Skarpa Warszawska.


poniedziałek, 24 stycznia 2022

 

Vi Keeland

“Nie powinniśmy”

“Między miłością i nienawiścią jest cienka granica... Ale siedzenie na niej okrakiem może okazać się świetną zabawą.”


Okoliczności, w których poznali się Bennett i Annalise, trudno uznać za sprzyjające. Najpierw ON widział, jak ona niszczy jego auto, próbując podrzucić mu swój mandat, a w dodatku okazało się, że oboje konkurują o pracę na tym samym wysokim stanowisku. Do tego żadne z nich nie planuje ustąpić! Tym bardziej, że przegrany zostanie oddelegowany do filii firmy w Teksasie, a oboje chcą pozostać w San Francisco. Szykuje się zaciekła walka o klientów. Nie jest łatwo, szczególnie że Bennett wcale nie zamierza grać czysto. Dla niego liczy się jedynie zwycięstwo! Mężczyzna nie wie jeszcze, że trafił na godną przeciwniczkę. Annalise potrafi go zaskoczyć – i to nie jeden raz. Czy tych dwoje przekona się, o jaką nagrodę w rzeczywistości warto powalczyć?


“Tak to już jest z miłością. Nie zakochujemy się w doskonałej osobie, tylko pomimo jej niedoskonałości.”


Książki Vi Keeland po prostu biorę w ciemno. Jest to sprawdzona autorka i wiem, że na jej twórczości się nie zawiodę. Tak było i w tym przypadku. “Nie powinniśmy” to książka opowiadająca historię Annalise i Bennetta, którzy po fuzji firm walczyli o to samo stanowisko. Jakby tego było mało, nasza główna bohaterka dopuściła się zniszczenia Bennetta samochodu i podłożyła mu mandat, nie wiedząc, kim jest mężczyzna. Pomyślcie sobie teraz, jakie było jej zaskoczenie, gdy się, o tym dowiedziała. Ja Wam na pewno tego nie powiem, ale jeśli zdecydujecie się przeczytać tę lekturę, to sami się przekonacie :)


Zawsze się powtarzam i dobrze, o tym wiem, ale będę to robiła nagminnie. W opowieściach cenię sobie narrację dwutorową. Nie wiem, czy to z przyzwyczajenia, czy po prostu tak mam, ale jestem mega wdzięczna i bardzo się cieszę, kiedy mogę poznać obu bohaterów. Jeśli mamy historię opowiedzianą z jednego punktu widzenia, to tak naprawdę możemy się jedynie domyślać, co mogłaby czuć druga strona. Ja nie lubię domysłów, dlatego narracja dwutorowa zawsze się sprawdza. W “Nie powinniśmy” taką mamy, dzięki czemu dostajemy możliwość zajrzenia do umysłu Annalise, jak i Bennetta. Ta dwójka to jedna, wielka mieszanka wybuchowa. Nie dają sobie wejść na głowę i jedno próbuje być lepsze od drugiego. W sumie nie ma, co się dziwić. Jedno stanowisko, a dwie chętne osoby. Żadne z nich nie zamierza zostać oddelegowane do filii w Teksasie i chce zostać w San Francisco.


Vi Keeland po raz kolejny uraczyła nas opowieścią owianą w całą paletę emocji. Przedstawiła nam bohaterów, którzy nie są idealni, zmagają się ze swoimi problemami i uczą się nowych doznań. Czasami odnosiłam wrażenie, że Bennett zachowywał się, jak duże dziecko, ale to mężczyzna, który nie wplatał się w długotrwałe związki. To nie było dla niego. Dopiero przy Annalise zaczął odkrywać w sobie inne uczucia. Ich początek był zabawny, ale z kolejnymi rozdziałami robiło się goręcej.


Nic już więcej nie piszę, żeby nie psuć Wam zabawy z czytania. Ale dodam, że Vi Keeland po raz kolejny dała nam historię, która była interesująca, fabuła była dobrze poprowadzona, bohaterzy atmosferę podkręcają, a chemia między nimi parzyła na kilometr. Śmiało mogę stwierdzić, że autorka urodziła się z piórem w dłoni. Ja tę książkę z całego serca polecam i gwarantuję, że nie będziecie się nudzić. Jeżeli szukacie czegoś, co umili Wam wieczór pod kocykiem i z kubkiem ciepłej herbaty, to “Nie powinniśmy” spełni Wasze oczekiwania. Na pewno znacie pióro tej pisarki i wiecie, czego możecie się po niej spodziewać. 

Czyli zarąbistej opowieści! 


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Niegrzecznym Książkom oraz Wydawnictwu Kobiecemu.

 

 

 



 

 

Kinga Litkowiec

“Miasto mafii 2”

Hope Clarke jest zadowolona z życia w Nowym Jorku. Do czasu. Staje się świadkiem zabójstwa, którego dopuścił się sam Lucas Rossi. Od tej chwili Hope musi udawać jego kobietę, choć kolejne kłamstwa Lucasa utrudniają zadanie im obojgu. Nadzieja na dobre zakończenie z każdym dniem staje się coraz mniej realna, ale tych dwoje łączy coś, czego nie mogą się wyprzeć. Czy istnieje ucieczka z labiryntu kłamstw? 


“Przez ostatni rok w moim życiu nie stało się nic złego. W nic się nie wpakowałam, nic mnie nie spotkało. Zastanawiałam się, jak to możliwe, bo na ogół mam pecha i co chwilę coś mi się przytrafia. Teraz już wiem, że to była cisza przed burzą, a los postanowił dać mi popalić raz a dobrze.” 


Z twórczością Kingi mam styczność już od jakiegoś czasu. Co rusz na polskim rynku wydawniczym pojawiają się jej nowe historie, które są lepsze od drugich. Jednak ja przychodzę do Was z recenzją drugiej części “Miasta mafii”, która opowiada nam losy Lucasa. Nie będę ukrywać, ale bardzo czekałam na tę książkę. Jak pewnie pamiętacie, obaj starsi bracia zrzekli się swojej władzy, którą teraz dzierży Lucas. Pewnego dnia mężczyzna sprząta tak zwane śmieci, czego świadkiem jest Hope Clarks. Dziewczyna znalazła się w nieodpowiednim miejscu i czasie, za co może ponieść poważne konsekwencje. Jest jednak szansa, żeby ich uniknąć, ale tylko w jeden sposób. Musi udawać dziewczynę naszego głównego bohatera. 


Czy to udawanie przerodzi się w coś więcej?

Jakim człowiekiem okaże się Lucas?

Na te pytania otrzymacie odpowiedzi, zapoznając się z tą lekturą :)


Bardzo lubię książki Kingi i podoba mi się, jaki w nich kreuje świat. Nie dostajemy w nich postaci mdłych, bezbarwnych i ciapowatych. Autorka za każdym razem potrafi mnie czymś zaskoczyć, a to sobie zawszę cenię. Każda jej opowieść jest inna. Nie oszukujmy się, bo Kinga wydaje dużo książek i teraz zobaczcie, jaką ona musi mieć wyobraźnię, żeby wymyślić coś nowego, co się nie powiela. Czasami nie da się uniknąć pewnych schematów, ale stworzyć powieść, która i tak będzie się czymś różniła, to nie lada wyzwanie. Niby opowieść najmłodszego z braci jest przewidywalna, ale nie raz zostałam zaskoczona. Uważałam Lucasa za taką cichą wodę, a tu proszę, jakie z niego ziółko wyszło i w sumie bardzo dobrze. Nie lubię kiedy bohater okazuje się zwykłym ciapeuszem. Hope to dziewczyna, która nie pozwoli sobą pomiatać. Musi udawać laskę Lucasa, przez to, że ją szantażuje, ale kobieta nic mu nie ułatwia. Polubiłam ją naprawdę. Jest idealnym materiałem na przyjaciółkę. 


Znajdziemy tu wiele zwrotów akcji, kłamstwa, ogień, chemię, seks, docinki, czy tam przekomarzania, jak kto woli. Nie jest drętwo i coś się ciągle dzieje. Zresztą sami zobaczycie, jak tylko weźmiecie się za tą część. Ubolewam, jednak nad tym i do tego się mogę jedynie przyczepić, że jest tak mało rozdziałów z punktu widzenia Lucasa. Szczerze mówiąc, liczyłam na to, że będzie ich dużo więcej i że będę mogła się dowiedzieć, co siedzi w jego głowie, tym bardziej że zmagał się z koszmarem z przeszłości.


“Miasto mafii 2” czyta się naprawdę szybko. Nawet bym powiedziała, że zbyt szybko, przez co później używałam wiele niecenzuralnych słów za to, że nie czytałam wolniej. Uważam, że fabuła została fajnie pociągnięta, była zdecydowanie bardziej dopracowana niż jedynka, nie było tu słodko i łatwo, bohaterzy nie byli przerysowani i cieszyłam się, że dane nam było, choć na chwilę jeszcze raz gościć Ethana, Olivię, Emmę i Arthura. 

Nie będę się rozpisywała za dużo, bo nie ma sensu. Ja jestem tą książką oczarowana i chcę więcej. Wiem, że Kinia wspominała, że więcej tomów nie będzie, ale tu się nie zgadzam i się sprzeciwiam! Nawet mam pomysł, o kim to może być. Może o Rachel i Aaronie? Będę ją słownie molestować, to może się uda :D


Jedyne, co mi pozostaje, to polecić Wam tę historię. Jeżeli nie czytaliście tej dylogii, to nadrabiajcie zaległości.


Kasia


Ze egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu AKURAT.

 

 

czwartek, 20 stycznia 2022

 Georgia Le Carre - „Piękne blizny”


Życie to nie film Disneya. Happy end nie jest gwarantowany, a bestia nie zmienia się w księcia. Czasem jednak prawdziwe scenariusze potrafią być zdecydowanie bardziej zaskakujące.

Brett King miał kiedyś wszystko: wygląd, władzę, bogactwo i idealną rodzinę. Ale całe to godne pozazdroszczenia życie zniknęło w ciągu kilku chwil, kiedy uległ wypadkowi. Teraz musi ukrywać swoją poznaczoną bliznami twarz, żona odwróciła się od niego, zajęta kolejnymi kochankami, a pięcioletni syn nie może nawet spojrzeć na niego bez strachu. Charlotte jest młodą opiekunką zatrudnioną przez panią King do opieki nad małym Zackarym. Mimo absurdalnych zasad, jakie panują w olbrzymiej rezydencji jej nowych pracodawców, dziewczyna robi wszystko, aby jak najlepiej zająć się tym wrażliwym i nieśmiałym chłopcem. W tym celu musi przeciwstawić się jego matce i dojść do porozumienia z ojcem, który całkowicie wycofał się z życia syna.

Czy człowiek ukrywający się w południowym skrzydle domostwa rzeczywiście jest takim potworem, jak twierdzą niektórzy? Czy Charlotte da radę ujrzeć więcej niż szpecące go blizny?

„Czułam dziwny ból w sercu. W myślach odtwarzałam rozmowę. Zastanawiałam się, czy nie przekroczyłam granic naszej relacji. Ale wspominając jego odpowiedzi, coraz bardziej zatracałam się w pragnieniu bycia blisko niego. Przytulenia go i pocieszenia.”

„Piękne blizny” to moja pierwsza styczność z twórczością autorki, nie miałam jeszcze okazji poznać pierwszej jej wydanej w Polsce książki „Najlepszej oferty”. Gdy zobaczyłam opis blizn, wiedziałam, że muszę poznać tę historię. Przyznam się szczerze, że spodziewałam się lekkiego romansu, ale przedstawiona tu opowieść jest naprawdę bardzo poruszająca i przede wszystkim piękna. Podczas czytania odniosłam wrażenie, że mamy tu współczesną wersję pięknej i bestii, mamy piękny olbrzymi zamek, mężczyznę naznaczonego bliznami po okropnym wypadku, i kobietę piękną i dobrą niczym aniołek, czy to nie jest przepis na słodko pierdzącą opowieść? Otóż nie! Oprócz tej dwójki jest mały cudowny chłopiec, którego jego zła matka próbuje za wszelką cenę nastawić przeciw ojcu, a sama rżnie się z kim popadnie, pieprzona latawica. Oh, Boże jak ja nienawidziłam tej baby, to nawet nie macie pojęcia, nie pamiętam czy w jakiejkolwiek książce, była kobieta, która tak działała mi na nerwy, jak ta Jillian, szczerze mówiąc, miałam ochotę ją zdzielić po pysku, za każdym razem jak tylko się pojawiała.

Otrzymujemy tu opowieść pełną emocji, bólu, strachu, ale i nadziei, na to, że nawet życie, które uważamy za nic niewarte i beznadziejne, przy odpowiedniej osobie może ponownie nabrać barw. Wielokrotnie podczas czytania na mojej twarzy najpierw pojawiał się ogromny uśmiech, by za chwilę był grymas złości. Uważam, że jest to idealna opowieść na spędzenie świetnego wieczoru przy świecach i lampce wina w towarzystwie tej pięknej, choć niełatwej historii.

Gorąco polecam!

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Kobiece i Niegrzecznym Książkom.


 

Bella Di Corte

“Lupo”

Był diabelsko przystojny.

Był samotnikiem.

W Nowym Jorku miał opinię krwiożerczego i bezwzględnego.

I to on postanowił, że zostanę jego żoną. To miał być prosty układ oparty na wymianie przysług. Bez żadnych oczekiwań i warunków. Z wyjątkiem jednego: nigdy nie będę mogła go opuścić. Jednak nie od dziś wiadomo, że życie jest pełne niespodzianek. Miałam zaledwie dwadzieścia jeden lat, byłam sierotą bez bez domu i grosza przy duszy i już zdążyłam się przekonać, że w życiu nie ma nic za darmo.


Choć Capo był jedynym mężczyzną, który naprawdę mnie rozumiał, obiecałam sobie, że nigdy nie będę wobec nikogo dłużna.


Mariposa Flores sądziła, że nikomu nic nie zawdzięcza, ale prawda była taka, że wszystko zawdzięczała Capo, na którego mówiono kiedyś Makiaweliczny Książę Nowego Jorku. 


“Czas pokaże, czy był moim zbawcą, czy największym wrogiem. W jego przypadku nie istniało nic pomiędzy.”


“Lupo” otwiera cykl Gangsterzy Nowego Jorku i od razu pozwolę sobie wspomnieć, że to moje pierwsze spotkanie z tą autorką. Co prawda ta akurat książka, przeleżała sporo na moim regale, ale po prostu to nie był odpowiedni czas, żeby ją przeczytać. Jednak w końcu powiedziałam sobie, że przecież ona nie może tak w nieskończoność leżeć i czy chcę, czy nie, muszę ją przeczytać i się z niej rozliczyć. Najpierw zapoznałam się z biogramem autorki, gdzie znalazłam, że jest amerykańską mistrzynią romansu mafijnego. Przewróciłam oczami, bo te tytułowania są dla mnie po prostu śmieszne, ale później przeczytałam opis, który był zachęcający i mówię do siebie “no dobra, zobaczmy, co ta mistrzyni nam przedstawi za historię”. Jak mam być szczera to ta lektura jest kompletną klapą. Niby szybko się czyta, ale co z tego, jak ja już na tę chwilę nie pamiętam, o czym ona była?


Chociaż wróćmy, jednak coś tam pamiętam, a mianowicie rzuciło mi się w oczy pewne spotkanie na, które Mariposa nasza główna bohaterka się udała. Ale uwaga z obitą buzią, rozciętą wargą i spuchniętym okiem. Siniaki może i można ukryć pod makijażem, ale oka, czy pękniętej wargi już raczej nie da rady ukryć. I nikt nie zwrócił uwagi na jej widok i myślał, jaka to ona piękna. Bzdury, sorki, ale to było niewiarygodne wręcz. Takich kwiatków było tu dużo, ale nie będę wszystkich wymieniać. W ogóle postać Mariposy była tak beznadziejna, że aż śmieszna. Niby miała ciężko w życiu, ale okazała się strasznie chciwa i głupia. Vittorio następny amant i denny bohater, którego nie mogłam zdzierżyć. Strasznie mnie wnerwiał. Nie polubiłam się z nim, przez co miałam ochotę odłożyć książkę i jej nie czytać. 


Brak tej opowieści jakiejkolwiek logiki. Szkoda, bo myślałam, że dostanę coś ciekawego, mrożącego krew w żyłach, a dostałam zwykłą słabiznę. Szczerze mówiąc, zmarnowałam tylko czas na tę książkę. Fabuła jak i jej pomysł był nijaki, jakby pisany na siłę, ot, żeby tylko coś było. Nie wiem, kto autorkę okrzyknął mistrzynią romansów mafijnych, bo jak dla mnie ona nią po prostu nie jest. 

Mam w domu jeszcze “Corrado” i mam cichą nadzieję, że tu historia okaże się lepsza. Jak nie, to wiem, że jak pojawi się coś od tej autorki nowego na polskim rynku wydawniczym, to sobie to odpuszczę.  Niestety nie polecam i daję tej lekturze za chęci 3/10.


Kasia 


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Grzesznym Książkom i Wydawnictwu MUZA.


 

 

 

Katy Evans

“Miłość za milion dolarów”

“Moje życie to upragniona bajka każdej niezależnej kobiety chcącej zrobić karierę. Ale ja nadal marzę o czymś więcej.”


Elizabeth Banks wychowała się w świecie mężczyzn. Przez całe życie musiała udowadniać, że jest godna przejęcia schedy po swoim ojcu, że jest pod każdym względem idealna. Nie ustając w walce o aprobatę ojca, stawia samej sobie bardzo wysoką poprzeczkę. Ma wprowadzić na rynek nową linię garniturów – i musi to zrobić lepiej niż ktokolwiek w historii firmy. Ale żeby to osiągnąć, musi zatrudnić odpowiedniego modela – kogoś, kto uosabia wszystko to, co reprezentują sobą najwyższej jakości garnitury: klasę, elegancję, styl i pewność siebie.


Kiedy nie udaje jej się znaleźć idealnego mężczyzny, ma tylko jedno wyjście: musi go stworzyć. Gdy spotyka niepokornego Jamesa Rowana, wie, że ma ON wszystko to, czego jej potrzeba. Ktoś musi to tylko wyciągnąć na światło dzienne. Za cenę miliona dolarów James zgadza się zostać mężczyzną idealnym, choć do tej pory do tego ideału było mu zdecydowanie daleko.


Czy po tym, jak Lizzy sama stworzy mężczyznę ze swoich marzeń – będzie umiała mu się oprzeć?


“Ten śmiałek, ten facet, który zarabia na życie, nagrywając popisy kaskaderskie, jest również moim pierwszym wyczynem - pierwszym ryzykiem, jakie podjęłam w interesach, a może w ogóle w życiu.”


Katy Evans jest dobrze znaną autorką na polskim rynku wydawniczym, a to za sprawą serii Manwhore. Tym razem w moje rączki wpadła jej kolejna książka, którą jest “Miłość za milion dolarów” i tym samym historia Jamesa oraz Elizabeth. Kobieta ma za zadanie wprowadzić na rynek nową linię ekskluzywnych garniturów i tym samym potrzebuje modela, który je na sobie zaprezentuje. Podczas pewnej sytuacji poznaje Jamesa, która ima się niebezpiecznych wyzwań kaskaderskich, za które dostaje pieniądze i których filmiki wrzuca na YouTube. Lizzy postanawia złożyć mu propozycję i zrobić z niego idealnego mężczyznę, który nada się i pomoże jej w wypromowaniu garniturów, czym zadowoli swojego ojca. Musi mu udowodnić, że jest godna, żeby przejąć jego biznes.


Czy James się na to zgodzi?

Czy Lizzy uda się zadowolić bardzo wymagającego ojca?

Czy między tą dwójką pojawi się jakieś uczucie?


Powiem Wam szczerze, że książka mi się podobała. Pomimo tak drobnego druku, bardzo szybko mi się czytało. Autorka ma to do siebie, że w swoje historie wplata dużo humoru, co bardzo lubię w książkach. Daje nam bohaterów, którzy nie są idealni, mają swoje wady, jak i zalety, ale nie są jakimiś ciapeuszami. Lizzy jest fajną bohaterką i podobało mi się to, że była naprawdę silna i dążyła do wyznaczonych sobie celów. Jednak, co mnie niesamowicie wkurzało to, to że musiała udowadniać wkoło swoją wartość. Fakt obracała się w świecie mężczyzn, ale nie powinna być dyskredytowana. Wnerwiał mnie jej ojciec i miałam ochotę tego starucha wytargać za uszy i skarcić jak małe dziecko. Natomiast James. Ach ten James. Biere go na mojego KOLEJNEGO już książkowego męża. Nie obracał się w takim świecie, jak Elizabeth, ale znał swoją wartość. Opiekował się młodszym bratem i zarabiał na życie dzięki popisom kaskaderskim i subskrypcjami na YouTube. Dostał szansę zarobić łatwą i ogromną kasę, ale ciężko było mu się zmienić w ideał mężczyzny i za to go uwielbiałam, bo lubiłam jego styl bycia. Miał genialne poczucie humoru i zabawne było to, jak podchodził Lizzy. Między tą dwójką było ogrom chemii i ognia. Lubię, jak w książkach jest gra pomiędzy bohaterami i  to przyciąganie, ale w tym przypadku było tego za dużo i miejscami było tak, że się po prostu nudziłam. Ale to taki jeden minusik.


Jest zastosowana narracja dwutorowa, jest śmiesznie, gorąco, no kurcze jest fajnie. Gra bohaterów jest ciekawa, dzięki czemu cała opowieść nabrała kolorów i powiewu świeżości. Ja zdecydowanie polecam, bo naprawdę będziecie się bawić świetnie z tą dwójką. Dajcie się porwać do świata, gdzie kobieta musi walczyć o swoją pozycję, przy okazji spotykając miłość, ale czy zakończy się ona happy endem? Tego musicie dowiedzieć się już sami :)


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Niegrzecznym Książkom i Wydawnictwu Kobiecemu.

 

 



 

środa, 19 stycznia 2022

 

Laurelin Paige - „Słodkie przeznaczenie”


Dylan nie może zapomnieć Audrey. Choć twierdzi, że nie wierzy już w miłość, wspomnienia wspólnie spędzonych chwil uparcie do niego wracają. Wie, że tęsknota za tą „o wiele za młodą” dziewczyną jest bezcelowa. Nie może jej zaoferować tego, czego ona pragnie. Zdecydowanie nie może dać jej tego, czego potrzebuje. Na szczęście dzieli ich pół świata – dzięki temu znacznie łatwiej mu walczyć ze swoim zauroczeniem.

Kiedy znowu się spotykają, obojgu coraz trudniej jest trzymać się swoich postanowień. Jednak Audrey wciąż marzy o „żyli długo i szczęśliwie”, a ON dalej obawia się zburzyć mur, który zbudował wokół swojego serca.

Co musi się wydarzyć, żeby zrozumieli, że przeznaczenie już za nich zadecydowało?


„Każdy dzień był szary i smutny.
Doskonale wiedziałem dlaczego.
Audrey.
Ponowne spotkanie z nią złamało mnie na dobre. Przypomniało mi, że ona była najjaśniejszym światłem mojego życia. Wszystko inne bledło w zestawieniu z nią.”

Co się stanie gdy ta dwójka spotka się ponownie?
Czy uświadomią oni sobie, że są sobie przeznaczeni?

„Myślałem o niej nieustannie w ostatnich miesiącach, od tego tygodnia, który spędziliśmy razem w Nowym Jorku. Nie żebym zmienił zdanie w temacie miłości – nadal uważałem, że to żałosny stan ducha, który zawsze kończy się kłótniami i wydatkami na adwokatów. Ciągle byłem przekonany, że lepiej żyć w samotności, niż znów pakować się w to gówno.”

Uwielbiam twórczość Laurelin Paige i zawsze z ogromną przyjemnością sięgam po jej twórczość, teraz w moje ręce trafił drugi tom dylogii „Niegrzeczny duet”. Byłam bardzo ciekawa, jak zakończy się opowieść tej dwójki. I czy autorka utrzyma ten sam rewelacyjny poziom, jak było w przypadku pierwszej części. I już teraz zdecydowanie mogę powiedzieć, że tak. Książka jest lekka, przyjemna i spędziłam z nią rewelacyjnie czas. Audrey jest tak pozytywnie wykreowaną postacią, że od razu zyskuje się do niej sympatię i cały czas mocno jej kibicowałam, aby spełniły się jej marzenia o poznaniu tego jedynego i aby miała swoją miłość jak z bajki. Podobała mi się też zmiana, jaka zaszła w Dylanie, pomimo muru, którym był cały czas otoczony, Audrey udało się małymi kroczkami go burzyć, ale on jak jakiś uparciuch cały czas go odbudowywał. Momentami denerwowało mnie to, że tu niby facet jak jasny diabeł, a z drugiej strony dla mnie po prostu tchórz, bał się otworzyć na uczucia i na pozwolenie sobie na miłość. Czy ostatecznie uwierzy w przeznaczenie i otworzy się na te wspaniałe uczucia, musicie przekonać się sami. :)

Opisana tu historia jest dla mnie rewelacyjna, bawiłam się przy niej wyśmienicie i z ogromną przyjemnością jeszcze do niej powrócę. Jest to idealna propozycja na spędzenie spokojnego i pełnego humoru wieczoru. Była to dla mnie miła odskocznia, od mrocznych i brutalnych romansów, które w ostatnim czasie królowały na mojej półce. Ja jestem w tej opowieści zakochana i daję jej zdecydowane 8/10! Gorąco polecam!

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Niegrzecznym Książkom.


 

Joanna Wylde

“Devil’s Game”

“Jednej rzeczy nauczyłem się w moim życiu. Człowiek nigdy nie powinien się okłamywać, bo to strata czasu. Co mnie nie powstrzymało i udawałem, że tylko wykonywałem pracę dla Klubu, a Em była środkiem do celu. Kartą przetargową.”


Liam „Hunter” Blake nienawidzi Reapersów. Zrobi wszystko, żeby zadać odwiecznym wrogom swojego Klubu jak najdotkliwszy cios. Okazja nadarza się sama. Liam szybko się orientuje, że, aby pokrzyżować Reapersom plany, wcale nie będzie musiał używać siły.


Emma Lou Hayes – córka Prezydenta Reapersów – okazuje się łatwym celem. Spodobała się Liamowi, kiedy tylko ją zobaczył, a teraz mężczyzna ma powód, żeby ją sobie wziąć.


Życie uczuciowe Emmy to prawdziwa ruina. Nadopiekuńczy ojciec skutecznie utrudnia jej randkowanie. Mężczyźni z Klubu trzymają się od niej z daleka, obawiając się swojego Prezydenta. Więc kiedy przystojny nieznajomy okazuje zainteresowanie jej osobą, dziewczyna nie waha się ani chwili.


W końcu spotkała mężczyznę, który nie obawia się jej ojca. Idealnego faceta.

A może tak jej się tylko wydaje. 


“Było znacznie gorzej, niż przypuszczałam.”


To już trzeci tom serii Reapers MC. Tym razem spotykamy córkę prezydenta Reapersów — Emmę oraz Huntera, który należy do Devil’s Jacks wrogów Reapersów. Nie chciałabym zdradzać nic z fabuły, bo nawet opis tego nie robi. Więc tym razem postawię na moje odczucia. Podobał mi się cały klimat, który autorka stworzyła w tej historii. Dostajemy tu porachunki oraz współpracę dwóch zwaśnionych gangów. Chociaż nie wiem, czy można to nazwać współpracą, a może lepiej będzie brzmiało zawieszenie broni. Fajnym zabiegiem było też to, że Pani Wylde namieszała w tej części, no bo chciała połączyć ze sobą Liama i Emmę, ale jak może przetrwać związek pomiędzy Jacksem, a Reapersem? Z góry było to skazane na  niepowodzenie. Jednak, czy tak było, musicie dowiedzieć się sami. W każdym bądź razie naprawdę fajnie bawiłam się podczas tej lektury i nie raz wybuchałam śmiechem z sytuacji między Em i Hunterem (Liamem). Zdecydowanie autorka nie dała nam słabej bohaterki, a wręcz bym powiedziała, że Emma to dziewczyna z głową na karku, która nie pozwala sobą rządzić i stawiać się po kątach. Hunter będzie miał z nią nie lada wyzwanie, żeby ją ujarzmić, ale w sumie i tak mu się nie udało. Z Em mogłabym się zaprzyjaźnić, Podejrzewam, że zarąbiście byśmy się dogadały. Natomiast Hunter, o Boże szumiący i matko liściasta, czy on może się w tej chwili zmaterializować? Jakby tak teraz koło mnie stał, to chyba bym się na niego rzuciła i wczepiła się w niego jak małpka. Mimo jego arogancji ten bohater mnie sobą kupił. Był troskliwy, opiekuńczy, chronił tych, na których mu zależało, ale kiedy było trzeba, zamieniał się w groźnego faceta, z którym nikt by nie chciał zadzierać. Jezuuu wszyscy mi się tu podobali. Postacie drugoplanowe odegrały bardzo ważną rolę w życiu Em i Liamia, dzięki czemu dopełnili całą fabułę.


Było dynamicznie, groźnie, seksownie, wulgarnie i z humorem. Udało mi się szybko przeczytać książkę, a to dlatego, że została fajnie napisana. Ta opowieść nie była przerysowana, wszystko było dawkowane w odpowiednich momentach i z umiarem. Narracja poprowadzona jest z dwóch punktów widzenia, co jest jak najbardziej przeze mnie uwielbiane. Książka składa się z dwóch części, ale też nie będę zdradzać z jakich. Dzieje się dużo, jest napięcie, groza i sporo akcji. Czyli jest to dobry przepis na ciekawą opowieść.


W całym rozrachunku “Devil’s Game” wypadło naprawdę super. Było ciekawie, podniośle, były porachunki i cały ten klimat, który towarzyszy gangom motocyklowym, ale oprócz tego, ta książka zawiera w sobie wiele innych emocji, które są bardzo dobrze oddane. Jeśli zastanawiacie się, czy sięgnąć po serię Reapers MC, to śmiało Was zachęcam. Ja jestem na TAK!

Teraz czekam na paczkę z Polski z książkami i tym samym na historię Picnica, czyli ojca Emmy. Jestem pewna, że to będzie cholernie dobre :)


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu.

 

 

 

 

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...