Nana Bekher - „Pokusa dotyku”
[Patronat medialny]
Nie
cierpią się, a jednak coś przyciąga ich do siebie jak magnes.
Leila to beztroska dziewczyna lubiąca cieszyć się życiem, Natán
ma swój świat, z którego wcale nie zamierza rezygnować. Wiadomość
o tym, że ojcowie zaplanowali im wspólną przyszłość, spada na
Leilę i Natána jak grom z jasnego nieba. Okazuje się, że znaleźli
się w niebezpiecznej grze, o której nie mieli pojęcia. Namiętność
i zagrożenie to mieszanka wybuchowa…
Jakie sekrety odkryją?
Czy uda im się przezwyciężyć to, co ich dzieli?
Czy
oprócz pożądania pojawi się między nimi także miłość?
„Leila
jest wyzwaniem, a ja lubię wyzwania. To pierwsza w moim życiu
dziewczyna, która za mną nie lata, nie wskakuje mi od razu do
łóżka, a ja zaczynam wariować na jej punkcie. Na pewno zdaje
sobie sprawę z tego, jak na mnie działa. Stała się ostatnio
odważniejsza i nie broni się przed moim dotykiem czy pocałunkami.
Mógłbym nawet powiedzieć, że wręcz tego pragnie, ale wiem, co ją
powstrzymuje.”
Przykro
mi to kolejny raz pisać, ale pierwszy tom, był takim troszkę
niewypałem. Nie będę ukrywała, że za drugi tom ciężko było mi
się zebrać. Sama okładka nie zachęca, a o treść... no cóż,
obawiałam się, że autorka drugi raz pokaże nam swoją słabszą
stronę. Odkładałam tę historię w nieskończoność, ale
powiedziałam sobie „dość! Weź się leniuchu w końcu za tę
część!” No i zaczęłam ją czytać z samego rana, było lekko
po 6 ciemno jeszcze na niebie, a ja zagłębiałam się w losy
naszych bohaterów i w pewnym momencie pomyślałam, alleluja! Ależ
to jest dobre! Nie wiem, co się stało w pierwszym tomie, ale tą
część dosłownie chłonęłam, nie mogłam się od niej oderwać.
Po południu, pomimo obowiązków miałam już tę historię za sobą.
Czytałam w każdej wolnej chwili, pragnąc poznać jak najszybciej
zakończenie tej opowieści, chciałam dowiedzieć się, czy aby na
pewno będzie tu relacja hate/love, a może skończy się na samej
nienawiści i niechęci. Bardzo fajne jest to, że autorka nie
przyśpieszała nic na siłę, podobał mi się ciężki charakterek
głównej bohaterki, nie była ona taką szarą myszką, tylko
babeczką z jajkiem. Jak na swój wiek, dziewiętnaście lat, była
bardzo rozsądna i dojrzała, co było fajnie, bo ostatnimi czasy
trafiałam na same tępe małolaty. Wiadomo, chciała się buntować,
ale i tak dochodziła do wniosku, że nic jej to nie da. Nathan, ah
mój kolejny książkowy mąż, uwielbiam go, łobuz jeden, skradł
moje serce już od pierwszych stron. Miał dwie twarze, tą złą
przeznaczoną dla wrogów i drugą uroczą i słodką, ale też nie
pozwolił sobie wejść na głowę. Przyznaję się bez bicia, że
przez niewielką niechęć do pierwszego tomu i przez to, że okładka
nie bardzo mi się podobała, miałam ochotę zrezygnować z
czytania, ale naprawdę bardzo się cieszę, że tego nie zrobiłam,
bo historia jest po prostu genialna i czytało się ją bardzo
szybko, może spowodowane było to tym, że fabuła była
rewelacyjnie poprowadzona i przemyślana, nie była chaotyczna ani
nie pozostawiła niedokończonych wątków, wszystko jest, jak to
mówi moja babcia, dopięte na ostatni guzik. Ja jestem tą
opowieścią zachwycona i wiem, że do tej historii na pewno jeszcze
powrócę. Was gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę powieść,
gwarantuję, że się nie zawiedziecie.
Paula
Paula
Za możliwość
przeczytania książki i objęcia patronatem dziękuję autorce oraz
Wydawnictwu Lucky.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz