poniedziałek, 13 września 2021

 

Klara Leończuk

“Scarlet”

Carter i Scarlet – po najwyraźniej nieprzypadkowej śmierci Christophera Beckera – zdają sobie sprawę, że ich sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana niż wcześniej. Tajemniczy zabójca wciąż jest na wolności i nie wiadomo, do czego jeszcze może się posunąć.


Jednak to, co wkrótce się wydarzy, kompletnie załamie kobietę. Carter zniknie z jej życia, pozostawiając obowiązki do spełnienia; w tym konieczność zajmowania się jego interesami związanymi z mafią.


Teraz Scarlet nie jest już tylko przypadkową dziewczyną, która kiedyś znalazła się w niewłaściwym miejscu, wkraczając do zupełnie obcego świata. Stała się donną i zamierzała wiele poświęcić, by dowiedzieć się, kto odebrał jej wszystko, co było jej drogie. 


“Gdyby wtedy ktoś mi powiedział, że będę miała na głowie mafię i sieć hoteli oraz próbowała odnaleźć zabójcę mojego narzeczonego, szybko pomogłabym mu się znaleźć w pokoju bez klamek.”


Od razu na wstępie zaznaczę, że ta recenzja nie będzie długa.

No to ten tego… Czytałam “Cartera” jakiś czas temu i książka kompletnie mi się nie podobała. Absurd tam gonił absurd i absurdem poganiał. Jednak nie skreśliłam autorki i sięgnęłam po drugą część, czyli “Scarlet”. Jak wypadł ten tom? Czy jest lepszy od poprzedniego? A gdzie tam. Już na samym początku ryknęłam śmiechem z jednej sytuacji, która była niedorzeczna. Po śmierci głównego bohatera zwykła Scarlet została donną. Uwaga Carter w testamencie mianował ją swoją zastępczynią. Laska zupełnie niezwiązana z mafią, która nie ma pojęcia o niczym, zostaje głową mafii. Kolejna sytuacja w Madrycie w hotelu. Mój Boże… Znowu wkracza Scarlet i udaje wielką panią właścicielkę sieci hotelów, która w jeden dzień w sumie w ciągu kilku godzin załatwia problem, który tam panuje. Jasne, bo akurat uwierzę. Takich kwiatków było mnóstwo, ale nie będę się na ich temat wypowiadać, bo wyjdzie mi z tego niezłe wypracowanie. Dziwię się, że tę opowieść skończyłam, bo wiele razy miałam ochotę ją rzucić w kąt.


Tu się nic kompletnie nie trzymało kupy, wszystko było sztuczne, drętwe bez jakichkolwiek emocji. Książka ma 224 strony, a na nich nic ciekawego. Szczerze mówiąc, zmarnowałam tylko czas, bo ta lektura nie różni się niczym od poprzedniej części. Jak dla mnie nie było tu żadnych akcji, zero dynamizmu, nuda na każdej stronie, a szkoda. Nie wiem, gdzie autorka tak bardzo się spieszyła, że zamiast rozwinąć jakoś te obie historie, to okroiła je do minimum i w ogóle nie dopracowała. Dialogi były mdłe i dziecinne, bohaterzy w ogóle mnie do siebie nie przekonali. No niestety nie było tu nic, co by mnie, chociaż na minutę zaciekawiło. Bardzo mi przykro, ale ta dylogia nie jest dobra i zabrała mi czas, który mogłam poświęcić na dużo lepszą książkę.


Jak wcześniej wspominałam, dałam autorce szansę i niestety raczej nie sięgnę już po jej twórczość. Bardzo się zawiodłam na dylogii Narzeczona mafiosa, bo spodziewałam się czegoś lekkiego na odstresowanie i zrelaksowanie, a dostałam… No właśnie nie dostałam nic…

Nie polecam.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu.

 

 

 

 

1 komentarz:

  1. Pierwsza część trochę mnie zawiodła, bo spodziewałam się czegoś innego. Tej jeszcze nie mam i nie wiem czy będę miała, skoro nie poszło nic do przodu.

    OdpowiedzUsuń

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...