Kathnika Engel - „Znajdź mnie teraz”
Dla niej to nowy początek,
dla niego - pierwsze kroki na wolności. Tamsin przenosi się na drugi
koniec kraju - nie tylko po to, by studiować tam literaturę. Chce
uciec. Zapomnieć. Po tym, co ostatnio przeszła, przysięgła, że
raz na zawsze zrywa z mężczyznami. Książki stają się dla niej
całym życiem - zwłaszcza że wyrzekła się miłości. Potem
jednak poznaje Rhysa. Choć jest niedostępny i chwilami opryskliwy,
Tamsin nie potrafi przestać o nim myśleć. Nie wie, że Rhys
spędził całą młodość osadzony niewinnie w więzieniu, a teraz
próbuje odnaleźć się w obcym, nieprzyjaznym świecie i nadrobić
wszystko to, co go ominęło. Jest bardzo zraniony, a w dodatku nie
może i nie chce się podzielić z nikim swoją tajemnicą. Kiedy
jednak w jego życiu pojawia się Tamsin, wszystko nabiera innych
kolorów. Dziewczyna pomaga mu stanąć na nogi i stopniowo odzyskać
zaufanie do ludzi. Ale między Rhysem i Tamsin jest coś więcej niż
tylko ta tajemnica…
Nie wiem, co się
dzieje, ale w ostatnim czasie bardzo ciężko mi „dogodzić”,
każda przeze mnie czytana książka jest po prostu słaba i chyba
jeszcze nigdy nie wystawiłam tyle negatywnych opinii naraz co teraz.
Teraz spotkałam się po raz pierwszy z twórczością Pani Engel,
przyznam się szczerze, że zaintrygowała mnie minimalistyczna, ale
bardzo barwna okładka, która przykuła mój wzrok, a jej opis
zaintrygował, ponieważ zasugerował, że będzie to historia inna
niż wszystkie, dlatego zabrałam się za nią z ogromnym zapałem.
Ale tak szybko, jak ten zapał się pojawił, tak szybko znikł,
zostałam przytłoczona tą historią. Czytałam ją i czytałam i
końca nie było widać, wynudziłam się na niej okrutnie, a opisom
miałam wrażenie, że nie będzie końca. Nudna, bez wyrazu, bez
większej chemii między bohaterami, zbyt mało dialogów i za dużo
opisów, konkretna nuda, przez co nawet kilka razy zdarzyło mi się
przysnąć na tej opowieści. Jak dla mnie to jeden wielki klops.
Historia trochę przesłodzona, naiwna, a życie bohaterów płynie
sobie powolnym nurtem, wszystkie przeciwności losu, które pojawiają
się na ich drodze, znikają po chwili, jak za sprawą machnięcia
czarodziejską różdżką. Wszystko dzieje się szybko, dla mnie aż
za bardzo. Ona po śmierci ukochanego dziadka wieje z rodzinnego
domu, aby odnaleźć siebie i spokój, którego tak bardzo pragnie, z
dala od mężczyzn, jednak na jej drodze pojawia się tajemniczy
Rhys. On chłopak niewinnie wrobiony i wsadzony do więzienia, który
teraz próbuje odnaleźć się w nowej dla siebie rzeczywistości.
Niestety, ale cała ta opowieść była dla mnie bez wyrazu i bez
efektu wow. A szkoda, bo potencjał to ona miała, jednak zabrakło
jej dopracowania i jakiegoś takiego walnięcia.
Niestety,
ale ta opowieść kompletnie nie przypadła mi do gustu i wynudziłam
się na niej okrutnie. Nie wiem, może jestem już za stara na takie
słodko pierdzące romanse, po drugi tom sięgnę tylko z czystej
ciekawości. Tej części niestety wam nie polecam. Uważam, że ta
opowieść jest skierowana bardziej do nastoletnich czytelników.
Mnie ona się nie podobała, Was jednak zachęcam, abyście opinię
wyrobili sobie o niej sami.
Paula
Za możliwość
przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz