środa, 14 października 2020

 

Monica James

“Bad Saint”

Willow nie miała łatwego dzieciństwa, szczególnie jeśli chodzi o relacje z mężczyznami. Po wyjściu za mąż ma nadzieję, że wreszcie ułoży sobie życie u boku człowieka, który całkowicie ją oczarował. Podczas miesiąca miodowego zostaje jednak uprowadzona.


Jeden z porywaczy różni się od pozostałych. Mimo otaczającej go mrocznej aury Willow czuje, że pod maską twardziela kryje się czuły mężczyzna, który nie zamierza wyrządzić jej krzywdy. To przeczucie może zaprowadzić ją do samego piekła.


Willow wie, że każda słabość Sainta jest jej kolejną szansą na ucieczkę. On okazuje się jednak czujny niczym najlepszy łowca. Jak skończy się ta niebezpieczna gra wśród morskich fal?


“Nie jest taka, jak się spodziewałem. Ma silny charakter i jest uparta. Nie mam wyboru, muszę ją złamać. To dla jej własnego dobra.”


“Bad Saint” to pierwszy tom cyklu All The Pretty Things i kolejna pozycja, która znalazła się na moim stosie hańby do przeczytania. Kiedy zabrałam się do tej lektury, oczekiwałam od niej, że mnie pochłonie od pierwszych stron i będzie tak trzymała aż do samego końca. Cóż, może na początku i tak było, ale im bardziej zagłębiałam się w opowieść Willow i Sainta, tym bardziej zaczęłam się po prostu nudzić. Niektóre sytuacje mnie wręcz nużyły i strasznie długo się ciągnęły, brakowało mi w tej książce tego czegoś, co by było jakimś takim zapalnikiem, efektem wow, co wywarłoby na mnie wrażenie, ale niestety nic się takiego nie działo przez ponad połowę książki. Willow została porwana i sprzedana dla pewnego Rosjanina, który chce zrobić z niej swoją seks zabawkę i dziewczyna ze wszystkich sił walczy, żeby się uwolnić, ale dziwne było to, że praktycznie od razu poczuła “miętę” do swojego porywacza. Mimo wszystko była naprawdę waleczna i się nie poddała, szukała przy każdej nadarzającej się okazji sposobu ucieczki, ale Saint zawsze był dwa kroki przed nią. Chociaż powiem Wam, że kiedy miała okazję na ratunek, to z niego nie skorzystała i nigdy tego nie zrozumiem, ale cóż, to tylko książka, prawda? Natomiast Saint był złym człowiekiem, ale z drugiej strony miał też serce i uczucia. Miał za zadanie dostarczyć Willow całą i zdrową do Rosji i tego się trzymał. Również czuł coś do niej, ale bardziej zależało mu na tym, żeby jego szef dostał swoją zabawkę. Jednak za zachowaniem Sainta kryje się pewien powód, dla którego to wszystko robi. Oczywiście Wam go nie zdradzę, bo jeśli zdecydujecie się sięgnąć po tę pozycję, to sami się wtedy dowiecie wszystkiego.


Jak mam być szczera, to druga połowa książki mnie się bardziej podobała. Działy się inne rzeczy, które w większym stopniu do mnie przemówiły i cała historia zaczyna nabierać tempa. Bardziej możemy poznać bohaterów oraz ich wady i zalety. Szkoda, że autorka postawiła na narrację, tylko z punktu widzenia Willow. Zabrakło mi tu myśli Sainta i tego, co on odczuwał, chociaż przy każdym rozdziale, znajdziecie krótką wypowiedź właśnie z punktu widzenia tego bohatera, ale stanowczo to za mało, żeby go w pełni poznać. Autorka ma lekkie pióro i dosyć szybko mi się czytało tę pozycję, jednak po jej przeczytaniu, niestety nie jestem w pełni usatysfakcjonowana. Spodziewałam się prawdziwej bomby, na co wskazuje opis i piękna okładka, a dostałam przeciętną historię. Pojawiło się w tej lekturze kilka scen zbliżeń głównych bohaterów, które nie były wulgarne. Ciągnęło ich do siebie, chemia była wręcz wyczuwalna, ale Saint moment potrafił to wszystko ugasić. Pisarka również na samym początku podaje informacje, że to nie jest książka dla strachliwych, bo jest mroczna, nawiązuje do porwania, przemocy, niepokojących scen, czy wulgarnego języka. De facto jest tam odrobinka przemocy, ale nie jest to jakieś takie, żeby czytelnika odpychało. Przynajmniej w moim przypadku tak nie było. Trochę absurdalną rzeczą w tej opowieści była kura “Harriet Zapiekanka”, ale to też sami sobie, o tym przeczytacie (szkoda, że nie mogę tu dodać emotki, bo byłaby to ta, co się za głowę łapie z niedowierzania :D). Co do samej końcówki, to była dobra i na pewno mam zamiar sięgnąć po drugą część, żeby dowiedzieć się, co tam się dalej wydarzy. Być może drugi tom, będzie o wiele lepszy i będzie opiewał w więcej akcji.


Reasumując “Bad Saint” według mnie nie jest najlepszą pozycją, aczkolwiek do najgorszych też nie należy. Autorka miała pomysł na akcję i fabułę, ale uważam, że w pełni nie wykorzystała tego potencjału, przez co książka była do ponad połowy nudna. Czy ją polecam? Hmmm… Dobre pytanie. Może napisze tak. Ja mimo wszystko sięgnę po drugi tom z ciekawości, jak to się wszystko dalej rozwinie, ale niestety pierwsza część, nie spełniła moich oczekiwań. Jednak zawsze wychodzę z tego założenia, że czytelnik powinien sam wyrobić sobie własne zdanie, bo być może akurat Wam ta pozycja przypadnie do gustu.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.

 

Wydawnictwo Kobiece 




 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...