poniedziałek, 5 lipca 2021

 

Anne Malcolm

“Doyenne”

Nie wiem, jak to jest czuć, doświadczać bólu. Odebrano mi tę zdolność w młodości i uważam to za dar. Uczucia przeszkadzają, kiedy zdobywa się władzę i buduje imperium. 


Miałam i jedno, i drugie, lecz jeden moment w ciemnej uliczce zmienił wszystko. To, co gromadziłam przez dekadę, w sekundę zostało mi odebrane.


Silna kobieta u władzy i ochroniarz, który uważa, że jego słowo stanowi prawo - wybuchowa mieszanka! 


“Wspinałam się po drabinie przeznaczonej wyłącznie dla facetów w średnim wieku, siłą wdarłam się do “klubu starszych panów” i zrobiłam wszystko, by zniszczyć ramy, w które patriarchat wciskał moją płeć. I nawet nie odprysnął mi przy tym lakier na paznokciach.”


Ostatnio niestety dopadł mnie kryzys czytelniczy i bardzo ciężko było mi się zabrać za jakąkolwiek lekturę. Do książki “Doyenne” zabierałam się kilka razy, ale po przeczytaniu kilku kartek jednego dnia albo paru zdań kolejnego, odkładałam ją z powrotem na półkę. Nie mogłam się wkręcić w tę historię i bardzo mnie drażniła. Postanowiłam ją odłożyć i dać sobie czas i do niej wrócić. W końcu wzięłam się ponownie za tę opowieść i niestety muszę stwierdzić, że “Doyenne” nie należy do udanej lektury. Ta książka była tak nudna, że na niej usypiałam, a główna bohaterka jest głupia jak but. Ok, rozumiem, miała być harda, miała mieć swoje zdanie i tak dalej, ale ta jej wyższość była tak przedstawiona, że człowiek, gdyby chciał to i tak by tej bohaterki nie polubił. Strasznie denerwowało mnie, to kiedy non stop powtarzała, jaka ona jest zajebista, że zbudowała imperium i że jej wszyscy zazdroszczą, że ona ma władzę i żyje w luksusach. Boże widzisz i nie grzmisz. Właśnie takimi sytuacjami ta opowieść straciła w moich oczach. Czekałam na książkę o silnej bohaterce, bo rzadko takie są na rynku wydawniczym, ale tu już była przesada i niestety na niekorzyść całego wizerunku tej powieści.


Nie podobało mi się w tej książce kompletnie nic. Fabuła słaba i źle pociągnięta, nie było żadnej akcji, a o dynamice można zapomnieć. Niby główna bohaterka znalazła się w bardzo niekorzystnych dla siebie sytuacjach, które mogły się dla niej źle skończyć, ale to było opisane bez żadnych emocji i było dosłownie mdłe. Niby tam później coś się działo, ale też było to takie bez wyrazu i chyba ta cała Charlotte zepsuła mi po prostu czytanie. Nawet naprzemienna narracja mnie do tej książki nie przekonała. Przykro mi, bo naprawdę spodziewałam się czegoś fajnego, a dostałam kompletną klapę. Opis książki krótki i mało zachęcający, ale zewnętrzna oprawa mnie do niej przekonała. Okładka jest świetna, ale to tylko tyle z pozytywów, jakie mogę tu wymienić. 


Nie będę się rozpisywała na temat tej historii, bo nie ma najmniejszego sensu. Niestety nie polecę Wam tej pozycji, bo jak dla mnie jest ona nużąca i bezpłciowa. Naprawdę szkoda, bo warsztat autorki jest fajny, ale niestety historia, którą nam przedstawiła już nie. Moja ocena to 2/10.


Kasia


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Papierówka.

 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...