poniedziałek, 19 lipca 2021

 J.J. McAvoy - „A bloody kingdom”


Minęło osiem lat, od kiedy Callahanowie pokonali Aviana Doersa, podbijając Chicago. Melody jest teraz gubernatorem i jednocześnie polityczną twarzą rodziny. W tym czasie Liam staje się przywódcą zarówno Irlandczyków, jak i Włochów. Wydaje się, że nikt nie może odebrać im władzy. Zdobyli wszystko, co było do zdobycia.

Ale czy można mieć za dużo władzy? Czy Liam i Melody będą w stanie udźwignąć swoje role?

Jedno jest pewne – spróbują to zrobić.

Tylko głupiec chciałby ich teraz zatrzymać.


„Ktoś miał umrzeć albo właśnie umierał. Zrozumiałem to w chwili, gdy dotarliśmy do kościoła. Mel była upiornie cicha i uśmiechała się do operatorów trochę za bardzo, ale najbardziej przerażający był fakt, że śpiewała. Moja żona śpiewała w kościele. Ostatnio zrobiła to po naszym ślubie, kiedy stłukła na kwaśne jabłko moją byłą, Natashę, w damskiej toalecie.”

Czy znajdzie się głupiec, który przeciwstawi się Callahanom?
Kto będzie chciał odebrać im władzę?

„- Proszę pamiętać, że ona nie dorastała tak jak pan. Pan miał rodzinę. Nieważne, przez co przeszliście, byliście zawsze razem. Szefowa była sama przez większość życia, a kiedy przebywała z ojcem, on robił wszystko, co w jego mocy, żeby zrobić z niej cholernego żołnierza. Szefowa, Melody Nicci Giovanni Callahan, jest żołnierzem, najlepiej czuje się walcząc. Ona nie rozumie pokoju. Stara się dla dobra pana i dzieci, ale ostatecznie zawsze będzie czuła potrzebę walki. To nie ma nic wspólnego z panem ani nikim innym. To jej osobista klątwa.”

Nadszedł ten smutny moment, w którym zakończyłam przygodę z genialnie napisaną serią, jaką jest „Routhless people”. Cztery tomy, każdy z nich napisany na najwyższym poziomie. Jaka jest ta seria? W końcu mafia na jaką czekałam. Brutalna, nieprzewidywalna, przepełniona tajemnicami, zdradami i krwawymi pojedynkami, czyli wszystko to, co w niektórych historiach kompletnie nie występuje, a nazywane są seriami mafijnymi. Jest to jedna z tych opowieści, które jak dla mnie mogłyby mieć co najmniej kilkanaście tomów i podejrzewam, że każda z nich byłaby równie dobra co jej poprzedniczki. Szczerze mówiąc, gdy zabierałam się za czytanie czwartego i tym samym ostatniej części z serii zastanawiałam się, co autorka może nam tu dać, jak pociągnie fabułę i początkowo obawiałam się, że po prostu to spierdzieli i zrobi nam z tego słodko pierdzący romans, ale nie, uwierzcie mi, wcale tak nie było. Akcja dalej jest z przytupem, do samego końca siedziałam napięta jak baranie jaja i chciałam dowiedzieć się, jakie będzie zakończenie, a nawet tam nie było różowo. Kurczę, ta opowieść jest naprawdę bardzo, ale to bardzo, bardzo dobra!

Obawiałam się, czy w tej części bohaterzy nadal pozostaną tak charakterni, jak byli w poprzednich tomach, bo za to najbardziej ich polubiłam, martwiłam się, że po upływie tych ośmiu lat i zmianach, jakie pojawiły się w ich życiu, zmienili się oni w ciepłe kluchy, ale uwierzcie mi wcale tak nie było. Mel nadal jest świetna, baba z jajami, jest tak wykreowana, że wzbudza podziw, strach, ale i sympatię. Liam, oj nadal do niego wzdycham, jest po prostu boski!
Przyznam się szczerze, że po cichu liczę, że może pojawią się jakieś kolejne tomy o innych bohaterach tych powieści.

„A bloody kingdom” to propozycja, która musi koniecznie znaleźć się na półkach każdej miłośniczki mocnych mafijnych romansów. Ja tą serię kocham i na pewno wielokrotnie do niej powrócę. Są to takie historie, które czyta się z ogromną przyjemnością, a kartki dosłownie palą się w rękach, bo czytelnik chce jak najszybciej poznać zakończenie tych opowieści. Ja mówię jej stokrotne tak i gorąco ją polecam!

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...