J.J. McAvoy - „A bloody kingdom”
Ale czy można mieć za dużo władzy? Czy Liam i Melody będą w stanie udźwignąć swoje role?
Jedno jest pewne – spróbują to zrobić.
Tylko głupiec chciałby ich teraz zatrzymać.
„Ktoś
miał umrzeć albo właśnie umierał. Zrozumiałem to w chwili, gdy
dotarliśmy do kościoła. Mel była upiornie cicha i uśmiechała
się do operatorów trochę za bardzo, ale najbardziej przerażający
był fakt, że śpiewała. Moja żona śpiewała w kościele.
Ostatnio zrobiła to po naszym ślubie, kiedy stłukła na kwaśne
jabłko moją byłą, Natashę, w damskiej toalecie.”
Czy
znajdzie się głupiec, który przeciwstawi się Callahanom?
Kto
będzie chciał odebrać im władzę?
„-
Proszę pamiętać, że ona nie dorastała tak jak pan. Pan miał
rodzinę. Nieważne, przez co przeszliście, byliście zawsze razem.
Szefowa była sama przez większość życia, a kiedy przebywała z
ojcem, on robił wszystko, co w jego mocy, żeby zrobić z niej
cholernego żołnierza. Szefowa, Melody Nicci Giovanni Callahan, jest
żołnierzem, najlepiej czuje się walcząc. Ona nie rozumie pokoju.
Stara się dla dobra pana i dzieci, ale ostatecznie zawsze będzie
czuła potrzebę walki. To nie ma nic wspólnego z panem ani nikim
innym. To jej osobista klątwa.”
Nadszedł
ten smutny moment, w którym zakończyłam przygodę z genialnie
napisaną serią, jaką jest „Routhless people”. Cztery tomy,
każdy z nich napisany na najwyższym poziomie. Jaka jest ta seria? W
końcu mafia na jaką czekałam. Brutalna, nieprzewidywalna,
przepełniona tajemnicami, zdradami i krwawymi pojedynkami, czyli
wszystko to, co w niektórych historiach kompletnie nie występuje, a
nazywane są seriami mafijnymi. Jest to jedna z tych opowieści,
które jak dla mnie mogłyby mieć co najmniej kilkanaście tomów i
podejrzewam, że każda z nich byłaby równie dobra co jej
poprzedniczki. Szczerze mówiąc, gdy zabierałam się za czytanie
czwartego i tym samym ostatniej części z serii zastanawiałam się,
co autorka może nam tu dać, jak pociągnie fabułę i początkowo
obawiałam się, że po prostu to spierdzieli i zrobi nam z tego
słodko pierdzący romans, ale nie, uwierzcie mi, wcale tak nie było.
Akcja dalej jest z przytupem, do samego końca siedziałam napięta
jak baranie jaja i chciałam dowiedzieć się, jakie będzie
zakończenie, a nawet tam nie było różowo. Kurczę, ta opowieść
jest naprawdę bardzo, ale to bardzo, bardzo dobra!
Obawiałam
się, czy w tej części bohaterzy nadal pozostaną tak charakterni,
jak byli w poprzednich tomach, bo za to najbardziej ich polubiłam,
martwiłam się, że po upływie tych ośmiu lat i zmianach, jakie
pojawiły się w ich życiu, zmienili się oni w ciepłe kluchy, ale
uwierzcie mi wcale tak nie było. Mel nadal jest świetna, baba z
jajami, jest tak wykreowana, że wzbudza podziw, strach, ale i
sympatię. Liam, oj nadal do niego wzdycham, jest po prostu
boski!
Przyznam się szczerze, że po cichu liczę, że może
pojawią się jakieś kolejne tomy o innych bohaterach tych
powieści.
„A bloody kingdom” to propozycja, która musi
koniecznie znaleźć się na półkach każdej miłośniczki mocnych
mafijnych romansów. Ja tą serię kocham i na pewno wielokrotnie do
niej powrócę. Są to takie historie, które czyta się z ogromną
przyjemnością, a kartki dosłownie palą się w rękach, bo
czytelnik chce jak najszybciej poznać zakończenie tych opowieści.
Ja mówię jej stokrotne tak i gorąco ją polecam!
Paula
Za
możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz