piątek, 30 kwietnia 2021

 

AT. Michalak - „Zakazana namiętność”


„Liczyła się tylko ta zakazana namiętność.”

Dwóch braci, jedna kobieta. Czy z trójkąta może wyjść tylko para zwycięzców? Czy można kochać tak samo dwie osoby i nigdy nie wyrzec się miłości do żadnej z nich?

Valentina od dziecka kochała ich obu, sąsiadów z domu naprzeciwko. Jeden mroczny, drugi niczym rycerz w srebrnej zbroi zjawiał się zawsze, gdy go potrzebowała. Tyson i Tyler McKanzie to zupełne przeciwieństwa, ale czy na pewno? W końcu są bliźniakami, których tak trudno odróżnić. Czy Valentina będzie w stanie dokonać wyboru? Czy uczucie do któregoś z nich przeważy?

„Byłem na pozór grzeczny, uczynny, miły i frajerowaty do granic możliwości. Tylko Tyson wiedział, że w środku skrywam drzemiące emocje. Pod maską pozornej uprzejmości czaiły się fałsz i mrok, które umiałem zachować dla siebie jak profesjonalista. Uważałem, że dzięki temu jestem bardziej niebezpieczny niż Tyson, po nim każdy widział od razu, jaki jest, ale ja zmieniałem się niczym kameleon.”

Którego z braci wybierze Valentina?
Jakie tajemnice skrywają Tyson i Tyler?
Czy drogi tej trójki rozejdą się wraz z ich wyjazdem na studia?

„Źli chłopcy mieli coś w sobie takiego, co my grzeczne dziewczynki odbierałyśmy jako magnes. Każda z nas chciałaby uratować złego i stać się jego całym światem, ukoić jego smutki i każda z nas oczywiście marzyła również, by to przy niej stał się dobry. Ja nie stanowiłam wyjątku. Musiałam zrobić wszystko, by mnie zauważył, pragnęłam tego. Jakaś cząstka mnie wierzyła, że potrafię go uratować.”

„Zakazana namiętność” to moja druga styczność z twórczością autorki i mogę już na wstępie powiedzieć, że bardzo udana. Książkę przeczytałam długo, długo przed premierą, ponieważ miałyśmy z Kasią ogromną przyjemność napisać polecajki, które przytoczę na końcu recenzji. Przyznam się szczerze, że zanim zobaczyłam okładkę, opis i treść to na fb pojawił się zwiastun tej opowieści i... ja pierdzielę, napaliłam się na nią jak szczerbaty na suchary! Zdecydowanie mogę stwierdzić, że ta książka jest lepiej napisana od debiutu autorki, bardziej dopracowana i czytało ją się w naprawdę ekspresowym tempie. Ja świetnie się przy niej bawiłam, a przeczytałam ją dosłownie w kilka godzin i później żałowałam, że tak szybko ją skończyłam, ponieważ chciałam, aby chwile z tą trójką trwały najdłużej, fabuła jest genialna i cała akcja dzieje się dość szybko, nie ma tu czasu na nudę, a Ada doskonale wie, jak sprawić, by czytelnik jak najszybciej chciał poznać zakończenie tej opowieści i dowiedzieć się, jakiego wyboru dokona Valentina.

Bohaterowie są znakomicie wykreowani. Tyson i Tyler niby tak do siebie podobni, a całkowicie różni. Zmagają się oni ze swoimi demonami z przeszłości i każdy z nich na swój sposób próbuje sobie z nimi poradzić. Jeżeli miałabym sama wybierać pomiędzy tą dwójką, miałabym nie lada wyzwanie, chociaż chyba jednak wybrałabym tego złego, czyli Tysona, jest to mój kolejny książkowy mąż.

Na tym zakończę moją recenzję. „Zakazana namiętność” to historia zaskakująca i przede wszystkim dość dynamiczna. Sprawi ona, że smutny, chłodny wieczór zmieni się w bardzo przyjemny i ekscytujący. Uważam, że jest to pozycja, którą koniecznie musicie przeczytać, zdecydowany „must read” tego roku. A na koniec, tak jak napisałam wyżej, przytoczę nasze polecajki:

Paula:
„Zakazana namiętność” to historia, która wzbudza tyle samo emocji, co znalezienie się pośrodku szalejącego tornada. Trudne uczucie i narastające pożądanie między bohaterami sprawiają, że ich droga ku szczęściu jest nie lada wyzwaniem. To opowieść, która wywoła u Was salwy śmiechu oraz irytację, ale także łzy wzruszenia i smutku! Gorąco polecam!”

Kasia:
„AT. Michalak, po raz drugi wkracza na rynek wydawniczy z niegrzeczną książką! Jedna dziewczyna i dwóch braci to mieszanka iście wybuchowa. Kogo wybierze Val? Tysona czy Tylera? Dajcie się porwać na ostrą jazdę bez trzymanki, która nieraz przyprawi Was o szybsze bicie serca. „Zakazana namiętność” to pozycja obowiązkowa dla czytelniczek uwielbiających niegrzecznych chłopców. Polecam!”

Gorąco polecamy!!

Paula

Za możliwość przeczytania książki i objęcia patronatem dziękuję autorce oraz Wydawnictwu WasPos.



czwartek, 29 kwietnia 2021

 

K. C. Hiddenstorm

“Odwet. Zemsta mafii”

“Jeśli wierzyć słowom Muhammada Alego, trzeba być odważnym, by podjąć ryzyko, inaczej niczego się nie osiągnie.”


Michael Wright jest byłym komandosem, obecnie na usługach mafii. Często wraca do wspomnienia o Dziewczynie w Czerwonej Sukience, którą znał gdy był jeszcze nastolatkiem. Nauczył się myśleć, że jego życie wyglądałoby inaczej z nią u boku.


Wright rozpoczyna pracę u Williama Barreta, biznesmena powiązanego z mafią. Jego pierwszym zadaniem ma być ochrona żony Barreta, Liv. Michael rozpoznaje w niej swoją Dziewczynę w Czerwonej Sukience…


Między Michaelem i Liv zaczyna się gra, w której pożądanie bardzo szybko wysuwa się na pierwszy plan, tłumiąc głos rozsądku... 


K. C. Hiddenstorm na swoim koncie ma już kilka wydanych książek. Jednak ja z jej twórczością spotykam się po raz pierwszy za sprawą “Odwetu”. Czy ta opowieść mi się spodobała? O tym za chwilę. Na początku powiem, że czytałam wiele opinii na temat twórczości autorki, że pisze dobre książki, które napisane są fajnym stylem, dlatego, kiedy był nabór na recenzentów, zgłosiłam się, żeby się przekonać, czy rzeczywiście tak jest. Do tego z tyłu okładki K.N. Haner pisze: “Ta książka to petarda”. No to po takiej rekomendacji musiałam koniecznie po nią sięgnąć. Cóż, bardzo się rozczarowałam, bo ta lektura petardą nie jest, chyba że spaloną. Niestety, ale “Odwet. Zemsta mafii” w ogóle mi nie przypadł do gustu. Po przeczytaniu i w sumie w trakcie czytania czułam ogromny niesmak. Ta historia napisana jest wulgarnie, jest w niej dużo brutalnego seksu i wydaje się, że wokół tego ciągnie się cała fabuła, a reszta napisana jest tak pobieżnie i jako dodatek.


Nie potrafiłam się wciągnąć w tę książkę, bo nie było w niej nic ciekawego, była taka nijaka, zero emocji, bohaterzy beznadziejni i nie dało się nawiązać z nimi jakiejkolwiek więzi. Styl autorki nie przypadł mi do gustu, niby był prosty, ale dla mnie taki jakiś nie wiem, jak to nawet określić. Narracja trzecioosobowa już w ogóle rozłożyła mnie na łopatki, bo jej po prostu w książkach nie lubię. Ogólnie, żeby nie było, bo ja naprawdę czytam dużo erotyków, gdzie są brutalne sceny i nie tylko seksu, ale w tym przypadku, to po prostu było odpychające. Główna bohaterka to już w ogóle przeszła samą siebie. Biedy klepać nie chciała, to się chajtnęła z mafiozem, który miał kasy w cholerę i nie traktował jej jak swojej żony, tylko jak seks zabawkę. Uwaga Liv w myślach wyzywała swojego męża od najgorszych, ale to, co jej robił, jej się podobało, to jak ją traktował, to, że dzielił się nią z innymi podczas seksu. Okropieństwo. Liv nie miała do siebie za grosz szacunku i została przedstawiona od najgorszej strony. Co do Michaela, to aż tak mnie, nie wkurzał, ale też jakoś nie pałałam do niego zbytnią radością.


“Odwet” niby jest z wątkiem mafijnym, ale ja się pytam, gdzie jest ta mafia? Ja żadnej tu nie widziałam. Niestety ta przygoda z twórczością autorki, nie należy do udanych. Wynudziłam się przy niej jak mops, non stop przewracałam oczami, przy niektórych scenach. Robiłam do tej książki kilka podejść, ale za każdym razem ją odkładałam, bo nie mogłam przez nią przebrnąć, ale się udało i bardzo się cieszę, że mam ją już za sobą. Pewnie dam jeszcze szansę autorce i sięgnę po jej którąś opowieść, ale na pewno nie w najbliższym czasie.


Nie mogę Wam polecić tej opowieści, bo według mnie nie jest ona dobra, ale to już od Was zależy, czy po nią sięgniecie.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję autorce i Wydawnictwu Skarpa Warszawska.

 

 



 

 

środa, 28 kwietnia 2021

 

Ella Fields “Słodko-gorzka”

“Kochanie go zawsze będzie słodko-gorzkie, wiedziałam jednak, że słodycz zawsze zwycięży nad goryczą.” 


Kiedy kogoś pokochasz, zapraszasz do siebie też jego demony.


Toby zawsze wydawał się trochę inny niż reszta jego kolegów. Bywały dni, kiedy wypowiadał zaledwie dwa słowa, innym razem nawijał jak katarynka. Działał w dwóch trybach i nigdy nie było wiadomo, kiedy zwolni, a kiedy przyspieszy. Jego mózgiem rządziły nieznane nikomu prawa.


Toby stanowił dla Pippy zagadkę. Zanim udało jej się ją rozwiązać, było już za późno. Pippa zakochała się w tym mrocznym, pełnym tajemnic futboliście. Wiedziała, że nie może go naprawić, ale pragnęła go tak bardzo… Każdego pojedynczego, uszkodzonego kawałeczka. Wiedziała, że walka o normalność będzie trudna, ale była gotowa zmierzyć się z ciemną stroną Toby’ego. Tylko czy na pewno wie, na co się pisze?


Z twórczością autorki spotkałam się już jakiś czas temu poprzez książkę “Zakazana”, która opowiadała historię Daisy i Quinna i która wzbudziła we mnie wiele emocji. Teraz w moje rączki wpadła “Słodko-gorzka” i byłam ciekawa, czy Ella Fields po raz kolejny wzbudzi we mnie emocje do tego stopnia, że będę je przeżywała całą sobą. I wiecie co? Dokładnie tak było. Pierwszą częścią autorka podniosła poprzeczkę wysoko, ale opowieść Pippy i Toby’ego była jeszcze lepsza. Było w niej dużo więcej emocji, była trudna, piękna, ale też potrafiła bohaterów złamać i wyniszczyć.


Już w “Zakazanej” mogliśmy poznać Pippę i Toby’ego, których od razu polubiłam. To są tacy bohaterzy, którzy potrafią się wyryć w umyśle czytelnika i tam pozostać. Ja wiem, że ta historia na długo pozostanie w mojej pamięci właśnie przez te emocje, które wylewają się z każdej strony oraz przez temat, który tu autorka przedstawia. Nasz główny bohater Toby zmagał się z chorobą, o której dobrze wiedział, ale można by rzec, że nie chciał jej do siebie dopuścić. Był zupełnie inny niż reszta jego kumpli. Wszystko przetwarzał, bardzo odczuwał, nawet dopowiadał sobie rzeczy i przez to cierpiał. W sumie jego choroba psychiczna i depresja nim kierowały. Kiedy poznał Pippę, wiedział, że ta dziewczyna jest dla niego czymś więcej niż panienką na jedną noc. Ta dwójka rzuciła się na głęboką wodę, ale próbowali sobie jakoś radzić, być ze sobą i być dla siebie wsparciem, jednak nie sądzili, że to wcale nie będzie takie proste. Nie zdawali sobie sprawy z tego, że demony, które ma w sobie Toby, będą ciężkie do zwalczenia. Czy uda im się to przetrwać? Tego dowiecie się oczywiście, sięgając po tę lekturę.


Powiem Wam, że już dawno nie przeżywałam tak bardzo książki, jak w przypadku “Słodko-gorzkiej”. Nie raz żołądek ściskał mi się w mocny supeł i nie chciał się rozwiązać. Podczas czytania czułam przejęcie, złość, radość, smutek, miłość i siłę przyjaźni. To było coś naprawdę wspaniałego. Nasi główni bohaterzy w tak młodym wieku mierzyli się z chorobami i ze stratą. Były momenty, kiedy miałam ochotę, Toby’emu trzasnąć w łeb za to, jak traktował Pippę i normalnie płakałam razem z nią, ale z drugiej strony go rozumiałam. Cała fabuła jest naprawdę dobrze napisana i przemyślana. Autorka zastosowała tu narrację dwutorową, za co jestem ogromnie wdzięczna, ponieważ mogliśmy dowiedzieć się, co czują Pippa i Toby, ale jak mam być szczera, to punkt widzenia Toby’ego interesował mnie bardziej ze względu na jego chorobę. Autorka pisze stylem spójnym i prostym, dzięki czemu czytanie idzie dosłownie migiem. Przejścia pomiędzy rozdziałami są harmonijne, bohaterzy zostali wykreowani pod względem psychologicznym bardzo dobrze, nie byli sztuczni, tylko biła od nich prawdziwość. Cały zarys fabuły był po prostu genialny. Pisarka na samym początku wspomina, że miała chwile zwątpienia, że chciała się poddać bądź zacząć pisać od nowa historię Pippy i Toby’ego, ale na szczęście z tego nie zrezygnowała i przedstawiła nam coś, co dzieje się i w prawdziwym świecie. Znajdziecie w tej lekturze również sceny zbliżeń, które nie są opisane na kilka stron, ale za to krótko i zmysłowo.


Uważam, że całość autorce wyszła naprawdę świetnie. Oby więcej takich książek. Jedynie, do czego mogę się przyczepić, to literówki, których tu troszkę było. Cóż jeszcze mogłabym napisać na temat tej książki, bo to, że jest świetna, to już się pewnie domyśliliście z tej recenzji. Może to, że książka jest warta przeczytania i, że zachęcam Was do jej sięgnięcia. Gwarantuje Wam, że nie będziecie się nudzić, a emocje zaleją Wasze serca.

Naprawdę polecam.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.

 

Wydawnictwo Kobiece 



poniedziałek, 26 kwietnia 2021

 

Layla Wheldon

“Dance, sing, love. Choreografia uczuć”

[Patronat medialny]

 

“Czasem niektóre wydarzenia zmieniają nasze życie. Sprawiają, że zaczynamy postrzegać pewne kwestie zupełnie inaczej. Los decyduje, że musimy spróbować czegoś kompletnie nowego, ponieważ nie da się wrócić do tego, co było. W takim wypadku są tylko dwa rozwiązania: poddać się lub dostosować do nowej rzeczywistości.”


Livia Innocenti przekonała się na własnej skórze, jak przewrotny potrafi być los. Po wielu trudnych przeżyciach dziewczyna powoli rozpoczyna nowe życie u boku Jamesa Sheridana. Wraz z przyjaciółkami Kathy i Leną planuje założyć szkołę tańca, dziewczyny tworzą kanał na YouTube, ponieważ chcą pokazać światu, na co je stać. Livia w nowej roli czuje się coraz pewniej.


Jednak cienie wiszące nad jej związkiem z Jamesem nie znikają. Jest wiele spraw, które wymagają zamknięcia i nie dają o sobie zapomnieć. James ma własne problemy, które powoli wychodzą na światło dzienne. Oboje muszą zadać sobie pytanie, czego naprawdę chcą od życia. Tylko czy odpowiedź nie będzie początkiem końca?


“Podobno każdy ma swoją zagubioną drugą część duszy. Kogoś, kto pasuje do niego idealnie, ponieważ razem stanowią jedność.”


Nareszcie po tak długim czasie autorka dała nam zakończenie historii Livi i Jamesa. Oczywiście zrozumiałe jest to, że Layla Wheldon miała swoje problemy osobiste (bardzo się cieszę, że już wszystko u Ciebie jest dobrze i życzę dużo zdrówka), które wpłynęły na czas wydania tego tomu, aczkolwiek to nie ważne ile trzeba było czekać, ważne, że już go posiadamy. Pamiętam, że poprzednie dwie części przeczytałam momentalnie i byłam ciekawa, jak będzie w tym przypadku. No to powiem Wam, że przeczytanie Choreografii uczuć zajęło mi dokładnie jeden dzień. Jak się dopadłam do tej lektury, to nie było mowy, żebym książkę odłożyła. Kocham to uczucie, kiedy autor potrafi mnie porwać do świata przez siebie wykreowanego i sprawić, że emocje, które tam występują, dotykają mnie samą. Gdy czytałam tę opowieść, to czułam się, jakbym była obok, jakbym przeżywała dokładnie te same rzeczy, co główni bohaterzy.


Historia Livii i Jamesa jak sami zapewne pamiętacie, nie była usłana różami. W poprzednich dwóch tomach w ich związku działo się dużo i niekoniecznie tych dobrych rzeczy. Rozstawali się, schodzili i tak dalej, do tego Livia przeżyła coś naprawdę strasznego, co wpłynęło na jej życie oraz karierę tancerki. Myślałam, że Choreografia uczuć, będzie nieco słodka i że wszystko między tą dwójką będzie już poukładane, ale niestety został wylany na mnie kubeł zimnej wody. Ta dwójka cały czas ma pod górkę. W tej części intrygi i szantaże są na porządku dziennym. Dochodzi jeszcze jedna sprawa, którą jest wypadek Livi, gdzie dowiadujemy się, kto za tym wszystkim stoi. Layla Wheldon po raz kolejny pokazuje nam miłość Livi do tańca, ale również, z czym się wiąże sława. Ogólnie cała fabuła była pomysłowa i dobrze pociągnięta. Spotykamy na nowo przyjaciółki Livi i ich facetów i nawet jest kilka rozdziałów z ich punktu widzenia. 


Autorka pisze stylem spójnym, prostym i przede wszystkim zrozumiałym, dzięki czemu książkę czyta się szybciutko. Główni bohaterzy zostali wykreowani na osoby z głową na karku, są charakterni i oryginalni, całe szczęście, że to nie ciepłe kluchy, którymi można manipulować. Co do postaci drugoplanowych, to oczywiście były te dobre i te złe, ale nawet te negatywne, wnosiły coś swojego do całej fabuły, dzięki czemu cała opowieść jest wyrazista i barwna. Akcja książki rozwija się swoim tempem, nic nie jest przyspieszane na siłę. Pojawia się tu sporo scen zbliżeń, ale są one opisane zmysłowo i nie są wyuzdane. Można powiedzieć, że cała ta historia napisana jest z punktu widzenia Livi, chociaż pojawia się kilka rozdziałów, które opowiada nam James i szkoda, że było tego tam mało. 


Na koniec jeszcze napiszę, że w historii Livi i Jamesa czuć bardzo dużo emocji. Widać, że autorka w napisanie tej części włożyła ogrom pracy i kawał swojego serducha. Kazała nam trochę poczekać na Choreografię uczuć to fakt, ale to czekanie było tego warte. Dostałam dokładnie to, czego oczekiwałam od tej książki i bawiłam się wyśmienicie podczas jej czytania. Przeżywałam, śmiałam się, bluzgałam, jak było trzeba, ale kiedy dobrnęłam do ostatniej strony, to chciało mi się płakać, że to już koniec i plułam sobie w brodę, czemu nie czytałam wolniej. Cóż co na to poradzić, kiedy książka do tego stopnia wciąga, że nie chce się przestawać czytać.


Z całego serca polecam Wam sięgnąć po tę część, a Tym, którzy jeszcze nie czytali pierwszego i drugiego tomu, żeby szybciutko nadrabiali zaległości, bo warto. Jeśli lubicie opowieść z muzyką i tańcem w tle, to ta lektura jest zdecydowanie dla Was :)


Kasia


Za egzemplarz do recenzji i możliwość objęcia książki patronatem medialnym dziękuję autorce oraz Wydawnictwu Editio Red.

 

 

Julita Sarnecka

“Capo. Sekrety mafii”

Klara Bishop pracuje jako dziennikarka śledcza w gazecie „New Orleans Globe”. Obecnie przygotowuje artykuł dotyczący rodziny mafijnej Santini, na punkcie której od lat ma obsesję. Kierują nią osobiste pobudki. Jest przekonana, że członkowie tej rodziny mieli coś wspólnego ze śmiercią jej ojca policjanta.


Podczas zbierania materiałów kobieta wpada na trop Vincenta Santini, od lat żyjącego w ukryciu capo dei capi. Mężczyzna dostaje informację, że ktoś może ujawnić jego tożsamość. Teraz planuje dowiedzieć się czegoś więcej o wścibskiej dziennikarce, zanim wyda na nią wyrok. Spotyka się z kobietą, podszywając się pod inwestora.


Oboje nie zdają sobie sprawy, że łączy ich więcej, niż sądzą, a tajemnice z przeszłości uderzą w nich z ogromną siłą. 


“Sprawiedliwość była przereklamowana, bo i tak zawsze wygrywał silniejszy.”


Wiem, że powtarzałam to już wiele razy w moich recenzjach, że ostatnio na topie mamy opowieści mafijne, których czytelnicy mają już powoli przesyt, jednak ja tam jestem wierna temu wątkowi i za każdym razem czytam takie książki, gdy się pojawiają na polskim rynku wydawniczym. Zapowiedź “Capo” wpadła mi w oko i od razu wiedziałam, że muszę to przeczytać. Oczywiście nie nastawiałam się na mafię z prawdziwego zdarzenia, bo nigdy jeszcze takiej nie dostałam w książce. Jednakże “Capo” mnie kusił i tak wpadł w moje rączki. Muszę przyznać, że debiut Julity Sarneckiej jest jak najbardziej udany. Książkę się czytało migiem i nie miało się ochoty od niej odrywać. Bardzo podobała mi się fabuła i akcje, które autorka wplotła w całą tę historię, aczkolwiek miałam tam kilka swoich zastrzeżeń. Pierwszym z nich była główna bohaterka Klara, która de facto nie była pustą lalunią, tylko miała tak zwaną mocną i niewyparzoną jadaczkę, ale w niektórych miejscach przekleństwa, które używała były według mnie wplecione niepotrzebnie, bo w ogóle nie pasowały do danej sytuacji, ot wrzucone, żeby było. Drugim było kilka tekstów, które zalatywały mi trochę nastoletnimi odzywkami, ale na szczęście nie było tego dużo, kilka wątków mogłoby być także bardziej rozwiniętych i to chyba na tyle, do czego mogłabym się przyczepić, bo reszta była naprawdę fajna.


Na początku fabuła toczyła się swoim tempem, ale później nabrała dynamizmu i zaczęła się robić na tyle ciekawa, że normalnie karki mi się paliły w palcach, bo tak szybko je przewracałam. Bohaterzy byli fajnie wykreowani, nie byli sztuczni czy bezbarwni, tylko tacy z krwi i kości. Jezuuuu, jaką ja mam słabość do Mishy (bohater drugoplanowy) i zaklepuje go sobie jako mojego książkowego męża i domyślam się już, o kim będzie druga część :D Pojawiły się również czarne charaktery, ale najbardziej czułam wstręt do Abigail, miałam ją ochotę rozszarpać, ukręcić łeb i co jeszcze tylko bym mogła. Autorka pisze stylem prostym i spójnym, dzięki czemu książki się nie czyta, tylko ją pożera. Mamy tu zastosowaną narrację dwutorową, aczkolwiek najwięcej rozdziałów opowiedzianych jest z punktu widzenia Klary. Były również sceny łóżkowe, które dopełniały cały plot opowieści, ale tak naprawdę się na tym nie skupiamy, bo jest tu tyle zwrotów akcji, że reszta schodzi na dalszy plan.


Książka mnie się naprawdę podobała i w żadnym razie nie zmarnowałam na nią czasu. Uważam, że autorka może być dumna ze swojego pierwszego książkowego dziecka, ponieważ ta lektura jest dobra, ciekawa, szybko się ją czyta, całokształt nie jest przerysowany oraz bohaterzy swoim zachowaniem odwalili kawał dobrej roboty, dzięki czemu całość wyszła naprawdę fajnie.

Cóż mogę jeszcze rzec? Może tyle, że Wam tę historię polecam :)


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu NieZwykłemu.

 

 



 

 

sobota, 24 kwietnia 2021

 Dominika Smoleń - „Gangsterska gra”

[Patronat medialny]


Maksymilian ma niebawem objąć funkcję bossa w swojej familii, która od lat zajmuje się nielegalnymi interesami. Biznes idzie świetnie, jego rodzinie prawie nic nie zagraża. W dodatku niebawem ma poślubić przepiękną Jasmine, a małżeństwo zapewni mu jeszcze większą władzę. Pewnego dnia na jego drodze staje Erika - słynąca z ciętego języka pisarka erotyków i barmanka w klubie należącym do Maksa. Swoimi niewybrednymi ripostami przyciąga uwagę szefa, który czuje się zaintrygowany kobietą z pazurem, tak inną od jego narzeczonej. Mężczyzna obiecuje sobie, że przed ślubem przynajmniej raz prześpi się z Eriką, żeby wypędzić ją ze swoich myśli. Problem w tym, że nie wszystko idzie zgodnie z jego planem...

„Jeszcze długo po wyjściu ciemnowłosej dziewczyny krążyłem po swoim gabinecie, wydeptując w podłodze chyba jakąś ścieżkę. Jasna cholera, ta panienka była ognista niczym mieszanka samego piekła, ale odnosiłem wrażenie, że momentami zachowywała się głupio i niepotrzebnie ryzykowała. Miała szczęście, że jej nie zabiłem – albo nie kazałem zabić. Niemniej ta wymiana zdań cholernie mnie podnieciła i wiele bym dał, żeby móc sobie ulżyć.”

Czy Max zaliczy Erikę przed ślubem z Jasminą?
A może dziewczyna zostanie nieugięta i spławi swojego szefa?

„Nie byłem pewien, czemu Erika tak bardzo mnie pociągała. Nie wiedziałem, dlaczego szukam z nią kontaktu, skoro ona nie chciała spędzać czasu w moim towarzystwie. Chyba po prostu ta dziewczyna pojawiła się w moim życiu jak powiew świeżego powietrza w gorący, wręcz upalny dzień. A ja nie zamierzałem tak łatwo pozwolić jej od siebie odejść. Zwłaszcza, że ciągle liczyłem, iż uda mi się ją przelecieć, zanim wezmę ślub z Jasmine.”

Na samym początku przyznam się szczerze, że z twórczością autorki jeszcze nie miałam styczności, chociaż ma ona na swoim koncie już kilka wydanych propozycji. W momencie, gdy autorka zaproponowała nam objęcie patronatem „Gangsterskiej gry”, doszłam do wniosku, że tą właśnie pozycją zacznę przygodę z jej powieściami. Ostatnio na polskim rynku wydawniczym jest wysyp romansów o gangsterach i niektóre odnoszę wrażenie, że są na jedno kopyto. Wczoraj capnęłam tę książkę w ręce i dałam się pochłonąć lekturze, zastanawiałam się, czym ona mnie zaskoczy. Kurczę, powiem wam, że jest to historia naprawdę bardzo dobrze napisana, nie jest oklepana i fabuła zaskakuje, a do tego bohaterowie są genialni. Akcja jest tak dynamicznie i zawile skonstruowana, że gdy tylko zaczniemy czytać tę opowieść, wciąga nas w swoje szpony i trzyma do samego końca, a samo zakończenie, no kurde, tu nie powiem mega zaskoczenie, ale czy pozytywne, czy negatywne to musicie ocenić sami. :) Autorka ma bardzo lekki i spójny styl pisania, przez co książkę czyta się bardzo szybko, świetnie przelewa emocje na papier, dzięki czemu to, co czujemy podczas czytania jest bardzo wyraziste i zmienia się z prędkością światła, złość zastępuje rozbawienie i na odwrót. Jest to opowieść, która z pewnością uprzyjemni wasz wieczór.

Kochani bardzo gorąco zachęcam was do sięgnięcia po tę powieść. Jeżeli oczekujecie od czytanej przez was historii nieprzewidywalnej i dynamicznej akcji, charakternych bohaterów i pożądania, które bucha niczym lawa z wulkanu, a także troszkę krwawych porachunków to ta historia jest zdecydowanie skierowana do was! Mi ona bardzo przypadła do gustu i w chwili czytelniczej niemocy, z ogromną przyjemnością do niej powrócę. Teraz jednak nie pozostaje mi nic innego, jak tylko przeczytać pozostałe powieści autorki.

Gorąco polecam!

Paula

Za możliwość przeczytania książki i objęcia patronatem dziękuję autorce oraz Wydawnictwu WasPos.



piątek, 23 kwietnia 2021

 Charlotte Mils - „Gorąca oferta”


Emily wkracza w dorosłe życie, dostaje pierwszą pracę i do pełni szczęścia brakuje jej tylko rycerza w lśniącej zbroi.
Zamiast niego spotyka jednak Marcusa, który oferuje jej pomoc, po tym jak jej brat pakuje się w spore kłopoty.
Emily sama nie jest w stanie wyciągnąć z nich brata, a Marcus coraz mniej przypomina jej tego wyczekiwanego rycerza. Dlaczego wiec jej się tak podoba?
Bogaty, przystojny, facet spod ciemnej gwiazdy, który nie ma nic prócz pieniędzy, których ona tak pragnie.
Tylko czy pieniądze są lekiem na całe zło w jej życiu?

„Z poczucia bezradności opadłam na łóżko. Tak bardzo chciałam, żeby mnie pocałował, przytulił, dotknął, że zapomniałam, kim byliśmy dla siebie jeszcze wczoraj. Przecież nic nas nie łączy, a ja oczekuję idyllicznego związku – tłumaczyłam sobie w duchu. Może za szybko to wszystko się dzieje? Ale przecież w jacuzzi mówił mi o swoich uczuciach. Hm, czy na pewno mnie miał wtedy na myśli? No może nie powiedział wprost, że to o mnie chodzi, ale do jasnej ciasnej, obdarował mnie bardzo intymnymi pieszczotami.”

Co wydarzy się podczas ich wyjazdu?
Czy Emily rozbudzi uczucia Marcusa?
Jakie tajemnice skrywa mężczyzna?

„Otoczenie przestało dla mnie istnieć. Niech mnie ocean pochłonie, jeśli nie jestem zakochana. W życiu nie przypuszczałam, że ktokolwiek na tym świecie może wzbudzić we mnie takie uczucia. Ba, nawet nie sądziłam, że tak głębokie uczucia istnieją. Te wszystkie miłosne opowieści i komedie romantyczne nijak miały się do rzeczywistości.”

Moja pierwsza styczność z twórczością autorki i... no właśnie, no i co? Zacznę może od pozytywów tej książki, którym bez wątpienia jest okładka, ponieważ to ona skutecznie przyciągnęła mój wzrok i zachęciła do tego, aby przeczytać tę opowieść, drugim pozytywem, hmmm.... co może być? A no dobrze, druk, który dziękuję Bogu, jest dość spory, dzięki czemu historię czyta się w ekspresowym tempie. No i na tym niestety pozytywne aspekty tej książki się kończą, ponieważ treść okrutnie mnie zawiodła.... Kurde, potwornie banalna i słaba była ta historia, jest w niej wszystko i nic, takie pierdzielenie bez sensu. Autorka może i pomysł miała, ale realizacja kompletna klapa. Nie znalazłam w niej nic, co mogłoby mnie, chociaż w niewielkim stopniu zmusić do tego, abym sięgnęła po kontynuację. Jest to słodko pierdząca opowiastka, która była tak romantyczna, aż momentami mnie mdliło. Niby były jakieś te dramy, ale dla mnie nie ma tu kompletnie emocji, niestety, ale podczas czytania jej nie czułam nic, była dla mnie nijaka, miałam nadzieję, wręcz czekałam na to, by cokolwiek sprawiło, że moje serce zabije szybciej, łudziłam się do ostatniej strony, no ale niestety... klops. Główna bohaterka wkurzała mnie, jak nikt inny, taka niby dziarska cizia, zadziorna i wyszczekana, a tak naprawdę taki troszkę lamus. Sama fabuła tak szybko pędziła, że nawet nie było szans, żeby złapać z nią jakąkolwiek więź. Zachowanie Marcusa tandetne jak cholera, przerysować auto lasce, żeby ściągnąć ją do siebie do domu a tak naprawdę chodziło o jej brata, no serio? To jakoś inaczej „po męsku” nie można załatwić sprawy? Wielki pan biznesmen, a sprawy załatwia jak jakiś obszczymurek. Laska też, jakaś taka zryta jak dla mnie. Tu niby nie chce, taka cnotka niewydymka, a pcha się do Marcusa na siłę, niby pod pretekstem pilnowania brata, którego o dziwo nawet nie spotkała (mówię o scenie na balu). A najbardziej powaliła mnie na łopatki scena ich pierwszego spotkania, w której owy biznesmen wykłócał się o stówkę, którą Emily znalazła, a na jego ramieniu wisiała blond Barbi, która kilka scen później okazała się być przełożoną naszej głównej bohaterki, sytuacja prawie jak w „Modzie na Sukces”. Takich komicznych sytuacji jest mnóstwo, ale nie chcę Wam spojlerować całej książki. Bo może akurat wam się spodoba, jednak po mojemu absurd goni absurd w tej historii i niestety, ale z tych propozycji co przeczytałam w tym roku, to do tej pory jest to druga z najgorszych książek. Zajmuje miejsce na podium, wow!

Nie będę się dalej rozpisywać nad beznadziejnością tej książki, ja zdecydowanie jej nie polecam i po kolejne opowieści autorki raczej nie sięgnę. Wy możecie po tę historyjkę sięgnąć, wyróbcie sobie opinie o niej sami. Ja mówię jej zdecydowane nie, ponieważ dla mnie jest to opowieść przeczytać i zapomnieć.

Nie polecam!

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Akurat.



czwartek, 22 kwietnia 2021

 S.C. Alekto - „Piękna aż do bólu”

„Pojawił się... Oto i diabeł w ludzkiej skórze...”


Przegrała...
Anna Maj straciła wszystko, na czym jej do tej pory zależało. Zgubiła też własną tożsamość. Zniszczona przez Adama stara się uporać z konsekwencjami jego poczynań. Gdy nocne koszmary przybierają na sile, dziewczyna powoli zdaje sobie sprawę z własnych znacznie bardziej przerażających lęków. I gdy wydaje się, że już gorzej być nie może za sprawą człowieka, z którym łączą ją więzy krwi, jej serce ponownie pęka tym razem, rozpadając się na milion drobnych kawałków.
Maski pękają...
Granice się zacierają...
Pozostaje tylko gniew i promieniujący ból czegoś, co kiedyś przypominało serce. Tym razem jednak wszystko potoczy się inaczej. Przecież panna Maj doskonale zdaje sobie sprawę z kim ma do czynienia...
Czy, aby na pewno?
Może i zajrzała pod maskę księcia, ale prawdziwy potwór czai się głęboko pod skórą Adama i nie jest jedynym zagrożeniem. Zegar powoli tyka, odliczając czas do spotkania dwóch, pięknych bestii. Walka się rozpocznie, a krew zawrze nie tylko z powodu nienawiści.
W tym „bajkowym” świecie gdzie wszystko się może wydarzyć, tylko jedno jest pewne.
Pan A powróci...

„Wrócił...
To jedno słowo nie dawało mi spokoju. Nie tak wyobrażałam sobie nasze ponowne spotkanie. Nie myślałam, że jego pojawienie się, aż tak bardzo wyprowadzi mnie z równowagi.
Nie tak... Nie tak to miało wyglądać.
To nie ja miałam się bać i chociaż z trudem to przyznawałam, tak było. Mogłam zaprzeczać tysiąc razy, mogłam się uważać za zdecydowaną. Mogłam powtarzać, jak bardzo go nienawidzę. Wczoraj jednak ciało zweryfikowało moją fałszywą pewność siebie.
Bałam się go.
Cholernie bałam się tego człowieka.”

Czy Anna zemści się na Adamie?
A może uczucia wezmą górę nad rozsądkiem?

„ -Tak myślałam... Nie masz więc prawa twierdzić, że to, co do ciebie czuję to miłość. Odkąd wróciłeś, mój świat znów stanął na głowie. Przez ciebie nie mogę normalnie żyć. - wyprostowałam się. - Jesteś jak chwast, który oplótł się wokół mojego ciała, próbując mnie zniszczyć. Twoja nieprzewidywalność, czysta niepohamowana brutalność i brak jakiegokolwiek współczucia, których niejednokrotnie byłam świadkiem, sprawiły, że wreszcie zrozumiałam, czego tak naprawdę chcę.”


Moje drugie spotkanie z twórczością S.C. Alekto i zdecydowanie mogę stwierdzić, że nie ostatnie. Troszkę musieliśmy czekać na kontynuację losów Anny i Adama, jednak na pewno warto. Pomimo tego, że urocza różowa okładka i tytuł mogą sugerować, że otrzymamy tu słodko pierdzący romans, w którym miód wylewa się z każdej przeczytanej strony, to gwarantuję Wam, że nie jest to opowiastka, taka jak większość. Jest to historia nieprzewidywalna, brutalna i zdrowo popieprzona, którą czyta się z zapartym tchem. Czytając ją, a właściwie zakończenie, odniosłam wrażenie, że będą jeszcze dalsze losy bohaterów. Autorka tymi dwoma tomami zdobyła moje serce tym, że do samego końca nie mogłam przewidzieć co będzie dalej i naprawdę, każdy rozdział dostarczał mi mnóstwa wrażeń i frajdy. Otrzymujemy tu mnóstwo emocji, w pierwszym tomie niejednokrotnie zastanawiałam się, dlaczego Anna zachowuje się tak, a nie inaczej, co się wydarzyło i co ma za uszami ta dziewczyna. Tu dostajemy odpowiedzi na wszystkie pytania, które kłębiły nam się w głowach po skończeniu pierwszego tomu. I właściwie to idealnie sprawdzi się tutaj przysłowie: „Kłamstwo ma krótkie nogi” i jak doskonale wiemy, każde z nich prędzej czy później wyjdzie na jaw. Nie powiem, jej przeszłość była dla mnie niemałym zaskoczeniem. Nadal pozostaje dla mnie zagadką zachowanie Adama, które po części przy zakończeniu zostało wyjaśnione, jednak ja czuję niedosyt, tak to idealne określenie tego, że pragnę poznać jego punkt widzenia, ponieważ tego mi tutaj jedynie zabrakło, a te niewielkie fragmenty, które są, sprawiają jedynie, że chcemy ich więcej, tym bardziej że jego postać jest bardzo tajemnicza i intrygująca.

Na tym zakończę moją recenzję, Was gorąco zachęcam do przeczytania tej opowieści, ja jestem w losach tej dwójki zakochana, chociaż nie będę ukrywała, że zakończenie mnie zirytowało i lekko zdenerwowało, ale podejrzewam i mam nadzieję, że dostaniemy jeszcze jeden tom tej opowieści. A wy, jeżeli lubicie nieprzewidywalne, dynamiczne i pełne napięcia historie, to ta książka jest zdecydowanie dla Was! Ja mówię jej zdecydowane tak!!

Polecam!

Paula

Za możliwość przeczytania książki i objęcia patronatem dziękuję autorce oraz Wydawnictwu WasPos.



piątek, 16 kwietnia 2021

 Lily White - „Jej stalker”




Ari jest płatnym zabójcą, który bez emocji wykonuje swoje zlecenia. Nie ma dla niego znaczenia, kto i dlaczego staje się jego ofiarą. Najważniejsze jest wynagrodzenie, jakie otrzyma za dobrze wykonaną pracę. Jednak pewnego dnia coś dzieje się inaczej niż zazwyczaj. Kiedy Ari zabija pewnego mężczyznę, wkrótce na miejscu przestępstwa pojawia się szesnastoletnia córka ofiary.

To wydarzenie na zawsze zmienia życie Ariego, który staje się stalkerem.

Przez kolejne lata będzie obserwował nastolatkę zmieniającą się w kobietę. Będzie jej cieniem i obrońcą. Będzie pojawiał się nawet wtedy, kiedy ona wyjdzie za mąż.

Nikt nie zna jej tak jak on. Nikt nie wie, czego ona naprawdę potrzebuje. Nikt poza płatnym, pozostającym w ukryciu zabójcą.


„Przez te wszystkie lata, gdy ją obserwowałem, przejmowałem się jedynie tym, że w chwili śmierci jej ojca pękła, że ja odszedłem, a jej życie, właśnie w tym momencie wymknęło się spod kontroli. Że poczułem się odpowiedzialny za tę przeistaczającą się w kobietę dziewczynę i że poruszyła we mnie coś, z czego istnienia nawet nie zdawałem sobie wcześniej sprawy.
Byłem od niej dziesięć lat starszy.
Byłem zawodowym zabójcą.
Byłem znakomitym zabójcą.
Ale tamtej nocy stałem się kimś jeszcze.
Prześladowcą.
Nieniknącym cieniem.
Mężczyzną, który zamierzał bronić ją przed światem.”

Czy Adeline odkryje tajemnicę Ariego?
A może on sam wyzna jej prawdę?

„(...) Przecież nigdy się nie spotkaliśmy, przynajmniej nie w formalnym znaczeniu tego słowa. Nie w sposób, który mogłaby zapamiętać.
Mimo to wiem o niej wszystko.
Wiem, że jest piekielną otchłanią, która pochłonie cię, zanim w ogóle się zorientujesz, co się dzieje.
Wiem, że kręci ją władczość i strach, nie znosi za to słodziutkich i płytkich romansów.
Wiem, że miewa fantazje, które ludzie uznaliby za niemoralne i złe.
Wiem, że nigdy nie odsłania się przed światem, bo ten od razu by ją osądził.
I wiem, że żaden z kretynów, z którymi była nigdy nie pojął, jak brudna i złamana jest naprawdę.”

Boże!! Co to jest za historia to głowa mała!! Jak do tej pory nie miałam styczności z twórczością autorki, ale już teraz wiem, że na pewno jej powieści pokocham! Już zdobyła moje serce tym tytułem. Jest to opowieść jednoczenie popieprzona jak rozkład jazdy PKP i piękna jak bajka o Królewnie Śnieżce. Nie jest to mała lektura, bo troszkę w rączce ciążyła, ale czytałam ją naprawdę z zapartym tchem. Buzowało we mnie mnóstwo emocji, które ciężko mi było ogarnąć, czułam się wręcz, jak podczas przejażdżki rollercoasterem. Emocje co chwile się zmieniały, była irytacja, złość, zaskoczenie, radość, kurczę jest to po prostu zajebista historia, której nie ma szans odłożyć ani na chwilę. Fabuła jest dynamiczna i zawiła, przez co praktycznie do samego końca nie wiadomo, czego można się spodziewać. Mam ochotę skakać pod sam sufit z radości, przez to, że autorka zdecydowała się na narrację dwutorową, dzięki czemu poznajemy pokręconą stronę Adeline i zdrowo popierzonego Ariego. Właściwie będąc na jej miejscu, nie wiem, jakbym się zachowała, gdybym spotkała na swojej drodze takiego mężczyznę, z jednej strony było to podniecające, z drugiej przerażające. Ale jakim naprawdę człowiekiem okaże się Ari? Oj tego wam nie zdradzę, ale uwierzcie mi na słowo, dzieję się w tej książce tyle, że włosy stają dęba, a granice rozsądku, szybko są zacierane. Jestem przekonana o tym, że ta historia pochłonie was na te kilka godzin i będzie waszym marzeniem to, aby czas z nią spędzony, trwał jak najdłużej. Nie jest to słodko pierdzący romansik, tylko opowieść, o dwójce ludzi niby tak bardzo od siebie odmiennych, a jednak tak samo popieprzonych.

Wiem, że ta recenzja jest troszkę chaotyczna, ale jestem świeżo po skończeniu tej książki i po prostu emocje we mnie buzują, że tak naprawdę sama nie wiem, co mam z nimi i ze sobą zrobić. Najchętniej to bym zostawiła, wszystko, co mam do przeczytania „na wczoraj” i ponownie ją przeczytała, bo jestem zakochana w tej opowieści! Niestety, jest to teraz niemożliwe, jednak na 100% ponownie do niej powrócę. Już nie mogę się doczekać, aż kolejne powieści autorki trafią w moje ręce. A Was, miłośniczki nieprzewidywalnych i popapranych romansów gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę powieść i zagłębienia się w tę historię, jestem pewna, że pochłonie was ona w całości i będziecie nią równie zachwycone, co ja!

Gorąco polecam!

Paula

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.




 

Penelope Ward

“Tylko rok”

“Przytrafił się Wam kiedyś jeden z tych dni, gdy wszystko zdaje się iść nie tak od pierwszej chwili, jak tylko otworzycie oczy? Jakby ktoś na samej górze podjął decyzję, że to ma być dla Was wszawy dzień i choćbyście nie wiem, co robili, i nie wiem, dokąd się udali, nie macie szans, żeby uniknąć kłopotów? Właśnie coś takiego spadło na mnie akurat dzisiaj.”


Powszechnie uważa się, że studia są czasem beztroski. Jednak w przypadku Teagan początek drugiego roku zupełnie nie pasował do tego opisu. Wszystko szło źle. Dziewczyna nie dostała się na zajęcia z chemii, na których jej zależało, dowiedziała się również, że przez rok w jej domu będzie mieszkał zagraniczny student. I jeszcze spotkała ją idiotyczna sytuacja w męskiej toalecie! Pewnie za rok uzna ją za zabawną, ale tego dnia nie było jej do śmiechu. Tymczasem wieczorem okazało się, że studentem, który z nią zamieszka, był chłopak z toalety. Potraktował ją wtedy naprawdę bezczelnie i nieprzyjemnie! Na szczęście okazało się, że Caleb przyjechał do Stanów tylko na rok.


Jako współlokator wcale nie zyskiwał. Był uszczypliwy, wredny i znakomicie wiedział, jak doprowadzić dziewczynę do wściekłości. Ale czasami bywał niewiarygodnie zabawny i nieziemsko uroczy. Potrafił zachowywać się nienagannie. Umiał doradzić, kiedy tego potrzebowała. Albo uśmiechał się w sposób, który sprawiał, że zły humor Teagan znikał bez śladu. Nagle okazało się, że Caleb stał się jednym z jej najlepszych przyjaciół. A czy mógłby stać się kimś więcej? Był przecież taki słodki i seksowny! Niestety, rok mijał bardzo szybko.


Teagan wiedziała, że nie może się zakochać w przystojnym Brytyjczyku. Poza odległością, która wkrótce miała ich rozdzielić, było wiele innych powodów. Część z tych problemów być może dałoby się rozwiązać. Ale istniały również pewne ponure tajemnice z przeszłości, których w żaden sposób nie można było zlekceważyć. Jeśli więc Teagan i Caleb zdecydowaliby się iść za głosem serca, ich historia skończyłaby się katastrofą...

Masz tylko rok, aby całkowicie stracić głowę! 


Zawsze się powtarzam w swoich recenzjach, dotyczących książek Penelope Ward, nie tylko tych w duecie, że uwielbiam jej twórczość. Za każdym razem, jak widzę w zapowiedziach jej nowe książki, to oczy mi się świecą, jak lampki na zeszłorocznej choince i zacieram rączki, aż kolejna jej propozycja znajdzie się na mojej półce. No i właśnie się znalazła lektura “Tylko rok”.


Penelope Ward przychodzi do nas z historią, która jest naprawdę świetna. Spotykamy tu dwójkę młodych ludzi, którzy od małego zostali poturbowani przez los. Obydwoje mierzą się ze swoimi demonami, które odcisnęły na nich swoje piętno. Nie będę Wam tu przytaczać fabuły, bo tę historię czytelnik powinien przeczytać sam.


Autorka po raz kolejny wykreowała świat, który zaciekawi swoim pomysłem czytelnika poprzez nietuzinkową fabułę, tajemnice w niej wplecione, przykrą i smutną przeszłość, żal, a także uczucie, które rozwijało się pomiędzy Teagan i Calebem. Ta dwójka była tak słodka, że od razu ich polubiłam. Podobało mi się to, jak siebie wzajemnie wspierali i pomagali sobie wyjść ze skorupy, w której się znajdowali. Pisarka zastosowała w tej książce dwutorową narrację, tak więc mogliśmy poznać i dowiedzieć się, z czym zmagają się Teagan i Caleb, co względem siebie odczuwają i jak siebie postrzegają. Bardzo się cieszę, że autorka w swoich książkach stawia na więcej dialogów, a mało opisów, które praktycznie nic nie wnoszą do książki.


Mam jednak małe zastrzeżenie do relacji Teagan i Caleba, która według mnie rozwijała się trochę za wolno, co czasami mnie irytowało. Wiem, że autorka nie mogła tego od razu rzucić na głęboką wodę, ale mogła odrobinę bardziej to przyspieszyć. W książce oczywiście pojawiają się sceny zbliżeń, które były opisane ze zmysłowością i były wyważone. Chemia między bohaterami była wyczuwalna na kilometr. Co do postaci drugoplanowych to uważam, że zostały idealnie wkomponowane w całą fabułę i dzięki nim historia Teagan i Caleba stała się o wiele fajniejsza i nabrała uroku. Dwie osobniczki skradły moje serducho, a były to Emma i Shelley. Kochane dziewczyny. Oczywiście nie obyło się bez kilku uronionych łez, ale te sytuacje były po prostu emocjonalne. W ogóle dużo jest zawartych emocji w tej opowieści, które daje się odczuć na własnej skórze. Zresztą wiecie, jakie historie pisze Penelope, to też już jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że nas w jakiś sposób poturbują. Jeszcze tak na koniec wspomnę o tym, że druk tej książki jest spory, przez co czytanie idzie niczym błyskawica i uważam, że właśnie w takim rozmiarze powinny być wydawane książki, ponieważ drobniutki druk, jest niestety niedobry dla oczu i trzeba bardzo mocno wytężać wzrok.


Podsumowując “Tylko rok” to pozycja, którą musicie mieć w swoich książkowych zbiorach. Ta opowieść jest piękna i zarazem smutna. Pokazuje, jak głęboka może być przyjaźń, jak rozwija się młodzieńcze uczucie i jak dzięki odpowiednim osobom możemy wyjść ze skorupy, w której się chowaliśmy. Ja naprawdę spędziłam przy tej lekturze miło czas i będę tę opowieść jeszcze długo wspominać.

Szczerze polecam.


Kasia


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Editio Red.

 

 

 

 

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...