wtorek, 30 marca 2021

 

Vi Keeland

Penelope Ward

“Sprośne listy”

“Czasami podążając za marzeniami musisz pogodzić się z tym, że mają swoją cenę i że ta cena jest o wiele wyższa niż mogłeś kiedykolwiek przypuszczać.” 

Historia miłosna, która rozpoczęła się od przyjaźni między dziewczyną i chłopcem, a rozkwitła, gdy nawiązali kontakt ponownie — jako dorośli ludzie

Griffin Quinn był moim korespondencyjnym powiernikiem z dzieciństwa, angielskim chłopcem, od którego różniło mnie wszystko. Z biegiem lat, wraz z setkami napisanych listów, staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi — dzieliliśmy się najgłębszymi, najmroczniejszymi sekretami i zbudowaliśmy więź, która wydawała się niezniszczalna. Pewnego dnia jednak została zniszczona.

Nagle, zupełnie niespodziewanie, przyszedł kolejny list. Pełen wyrzutów — gniewu nagromadzonego przez osiem lat. Nie miałam wyboru i w końcu musiałam się przyznać, dlaczego przestałam odpowiadać na korespondencję.

Griffin mi wybaczył i po jakimś czasie udało nam się ożywić relację z lat dziecinnych. Z tym że byliśmy już dorośli i wszystko nabrało rumieńców. Nasze listy szybko stały się niegrzeczne, odkrywaliśmy w nich swoje najdziksze fantazje. Jedynym logicznym wyjściem z sytuacji wydawało się więc przeniesienie znajomości na kolejny poziom i spotkanie twarzą w twarz.

Tyle że Griffin nie chciał się spotkać, bo uznał, że tak będzie dla nas najlepiej. Jednak ja musiałam go zobaczyć, więc wykonałam skok na głęboką wodę i zaczęłam go szukać. Przecież ludzie robili w imię miłości bardziej szalone rzeczy, prawda?

Ale to, czego się dowiedziałam, może zmienić wszystko…

“To, co łatwo przyszło, nie potrwa długo, a to, co będzie trwać, nie przychodzi łatwo.”

Za każdym razem sobie powtarzam, kiedy wpada w moje ręce książka tego duetu, że na sto procent niczym mnie one już nie zaskoczą. Że na pewno już pokazały wszystko i teraz kolejne pozycje spod ich pióra, to będą zlepki tego wszystkiego, co już było. No i dupa Jasiu. Nie wiem w ogóle, dlaczego tak pomyślałam, bo to oczywiście nieprawda. Autorki po raz kolejny zaskakują i przychodzą do nas z historią, która na swój sposób jest wesoła, ale również wpleciony jest w nią temat, którym jest agorafobia, czy lęk przed przebywaniem w otwartej przestrzeni. Pisarki w świetny sposób pociągnęły ten temat i pokazały, z czym zmagała się nasza główna bohaterka. Celowo nie wspomnę nic takiego o fabule, ponieważ nie chcę Wam psuć przyjemności z czytania.

Nie wiem, czy zauważyliście, ale na pewno tak, że autorki w swoje historie zawsze wplatają jakiś poważny wątek, dzięki któremu cała opowieść staje się genialna. Widać, że mają wszystko przemyślane i realizują punkt po punkcie, żeby wszystko wyszło idealnie i naprawdę za każdym razem im to się udaje. “Sprośne listy” to była dla mnie taka odskocznia od wątków mafijnych, których w ostatnim czasie bardzo dużo przeczytałam i powoli czuję już przesyt. Obie Panie wiedzą, jak operować emocjami czytelnika i jak wciągnąć go w świat, który wykreowały. Bardzo dużo także dają bohaterzy, bo jakby nie patrząc, to właśnie oni opowiadają nam swoją opowieść. Gdyby byli źle bądź pobieżnie wykreowani, to ta książka mogłaby być klapą, ale jak wcześniej wspomniałam nie u tych Pań. One zawsze kreują postacie barwne, z głową na karku, z jakimiś problemami, żeby nie było cukierkowo i po prostu za każdym razem im to super wychodzi. Luka i Griffin, jak dla mnie są cudowni i uwielbiałam ich od samego początku. Bali się, czy będą potrafili stworzyć normalny związek, ponieważ bardzo dużo ich to kosztowało, a czy im się uda, to już sami znajdziecie na to odpowiedź, kiedy zabierzecie się za czytanie tej lektury. 

Keeland i Ward w swoich opowieściach stawiają na narrację dwuosobową, co naprawdę bardzo uwielbiam. Zawsze to fajnie wiedzieć, co myślą oboje, a nie tylko jedna strona. Chemia, którą stworzyły pomiędzy Luką, a Griffinem była wręcz namacalna i odczuwająca nawet poprzez listy, które między sobą wymieniali. No jednym słowem było gorąco. Zresztą, co tu dużo gadać ta pozycja, jest po prostu mega i trzeba ja przeczytać. Znacie twórczość tego duetu, to wiecie, jak autorki piszą i jakie historie kreują. Jeśli lubicie ich książki, to bez dwóch zdań musicie przeczytać i tę. Ja się przy “Sprośnych listach” świetnie bawiłam i nie mogę się już doczekać kolejnej propozycji od tych Pań, którą bez dwóch zdań przeczytam.

Także moi drodzy polecam Wam “Sprośne listy”, bo wierzę, że ta książka skradnie Wasze serduszka, tak jak i skradła moje. Dajcie się porwać do świata Luki i Griffina, który nie jest kolorowy, ale bohaterzy walczą o swoje szczęście.

Kasia

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Editio Red.

 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  Ava Harrison - „Bezwzględny władca” Codzienność Viviany Marino, córki skorumpowanego polityka, bardzo przypomina życie mafijnej księżniczk...